-
ArtykułyStrefa mrokuchybarecenzent0
-
ArtykułyMiędzynarodowe Targi Książki w Warszawie już 23 maja. Włochy gościem honorowymLubimyCzytać2
-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant70
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
Biblioteczka
2024-02-29
2023-10-08
Michał Kubicz w najnowszej powieści historycznej oddaje głos czternastoletniej Julii – dziewczynie o płowych włosach, błękitnych oczach i regularnych rysach, mając jednak pełną świadomość, że głos ten po wielokroć ugrzęźnie jej w gardle. Starorzymski Kopciuszek został bowiem zobowiązany poddać się woli ojca, owładniętego pragnieniem władzy, która stała się obsesją jego oraz podlegających mu osób.
Toteż na kartach 436-stronicowej książki zabiera czytelnika w podróż przez czas, przeciwstawiając obsesję na punkcie rządzenia… uczuciom nastolatki. Pomysł ten – z uwagi na mocno ograniczoną ilość źródeł historycznych – był zapewne karkołomny, jednak pisarz charakteryzujący się lekkością pióra i bogactwem języka, w pełni mu podołał. Rozpinając ,,tkaninę fikcji na rusztowaniu historycznej rzeczywistości”, z ogromnym rozmachem nakreślił powieść osadzoną w latach 25-24 p.n.e. Idąc za przykładem swoich bohaterów, wytrwale budował słowem pałac osadzony na ruchomym fundamencie spisku, którego czterościan stanowiły równie niepewne opozycje, koalicje, pakty i sojusze, zawiązywane w przeświadczeniu o słuszności, pojmowanej zależnie od CELU, jaki za ich przyczyną można by osiągnąć.
A ten w „Julii. Domu Cezarów” przyjmuje różne formy, ściśle powiązane z hierarchią, z której korzystają - bądź przeciwnie – której podlegają członkowie rodziny cezara Oktawiana: Liwia, Tyberiusz, Druzus, Oktawia, Marcellus, Antonie: Starsza i Młodsza, Skrybonia, Julia, Jullus, jak również bliscy mu współpracownicy: Agrypa, Warron i Mecenas. Zwłaszcza pierwszy, Marek ma pełną świadomość, że pałac na Palatynie „to gniazdo węży i żmij. Z każdym dniem jest coraz gorzej. Wszyscy się nawzajem pilnują, wszyscy na siebie donoszą, wszyscy tylko szukają sposobu, by sobie nawzajem zaszkodzić”, a przecież ,,to dom Augusta. Dom człowieka, stojącego ponad innymi śmiertelnymi […], dom Rodziny, na którą wszyscy patrzą i z której mają brać przykład […]”, wszak „ludzie chcą być rządzeni przez kogoś, kogo uważają za wzór do naśladowania. I nie ma znaczenia, że ten wzór jest tylko piękną fasadą […]”.
Radca prawny ponad wszelką wątpliwość wykazał ów fakt, ukazując Rodzinę w świetle tafli lustra, pokrytego niezliczonymi rysami, z których każda z osobna i wszystkie razem niebezpiecznie oscylują na granicy pęknięcia. Toteż można zaryzykować stwierdzenie, że przed zwierciadłem niedoskonałym postawił ludzi równie niedoskonałych, ale za to z krwi i kości, ukształtowanych przez rygorystyczne społeczno-kulturowe uwarunkowania, żyjących w przekonaniu, że „jeżeli chcesz w Rzymie coś osiągnąć, musisz ryzykować. Na tym polega gra”, zakrojona na ,,[…] wielki teatr. Gra w nim on [Oktawian], grają wszyscy byle nie odsłaniać prawdziwego obrazu Rodziny”, którego to jednak autor taktownie nie ocenił, pozostawiając wizerunek refleksji odbiorcy.
,,To są te chwile, kiedy siedzę, myślę tylko, żeby móc...
stanąć, złapać oddech i... (trzeba uważać)
Wiedząc, że wszystko tu, (w tym teatrze)
wszystko możliwe jest, pośród kłopotów znaleźć sens”.
To niełatwe, ale właśnie owego sensu poszukuje Julia, podejmując próby odzyskania władzy nad własnym życiem i ucieczki od samotności. Chcąc desperacko zaspokoić pragnienie miłości sięga po wino i porady Serapusa – wielkiego egipskiego maga, ale przychodzi jej przekonać się, że samotność niełatwo zagłuszyć, tak samo, jak trudno jest wykroić dla siebie choć maleńką cząstkę świata, będącą poza zasięgiem żelaznych zamkowych kleszczy oraz intryg Skrybonii, Oktawiana i Liwii. Tę ostatnią Michał Kubicz uczynił antagonistką, by macocha Julii mogła stanowić centralny punkt zapalny wielu konfliktów, w wyniku których Julia niezdolna do knucia, stawała się łakomym kąskiem pałacowych rozgrywek, a wręcz ich ofiarą, skazaną na notoryczną krytykę ojca – by niemal codziennie tonąć w rozpaczy, przekonując się na własnej skórze, że:
,,Przyciąganie ziemskie to największy świata błąd.
Za ciężko, by się zerwać stąd”.
Tym bardziej, jeśli „Nie jesteśmy panami naszego losu […]. O naszym życiu decydują inni, ale, […] gdy czegoś bardzo pragniemy, bogowie pewnego dnia wysłuchają naszych próśb”. Z tego założenia wychodzi córka princepsa, poniekąd wykreowana pisarską wizją starorzymskiej rzeczywistości, misternie utkanej z obrazów zawieszonych między fikcją, a prawdą. Rzeczywistości skrytej między zdaniami w akapitach, słowami w zdaniach i znakami w słowach, stopniowo ujawniających warstwy fabuły przepełnionej koszmarami, mrokiem i dramatyzmem życia w złotej klatce, z której trzeba wyfrunąć za wszelką cenę, by móc po prostu żyć, w przeświadczeniu, że jednak zawsze trzeba być ostrożnym, bo życie już takie jest, że sprytniejszy wygrywa.
Z tą smutną prawdą trudno polemizować, ale za to łatwo wysnuć wniosek, że „Julia. Dom Cezarów” jest wartościową opowieścią o tym, jak przeszłość zostawia swój ślad w teraźniejszości, którą trzeba przemyśleć, choćby po to, aby w pędzie życia na nowo odkryć, że „niekiedy warto puścić przeszłość w niepamięć”, przy tym zdając sobie sprawę, że nie wszystko można kupić, zaspokajając próżność i pychę, bo nic nie jest nam dane raz na zawsze, nawet władza, ponieważ „spektakl się powtarza, tylko goście się zmieniają”.
Cała opinia na stronie: https://goralkaczyta.blogspot.com/2023/11/recenzja-patronacka-micha-kubicz-julia_26.html
Dodatkowo mój wywiad z Michałem Kubiczem można znaleźć tutaj: https://goralkaczyta.blogspot.com/2023/11/wywiad-patronacki-micha-kubicz-zawsze.html
Michał Kubicz w najnowszej powieści historycznej oddaje głos czternastoletniej Julii – dziewczynie o płowych włosach, błękitnych oczach i regularnych rysach, mając jednak pełną świadomość, że głos ten po wielokroć ugrzęźnie jej w gardle. Starorzymski Kopciuszek został bowiem zobowiązany poddać się woli ojca, owładniętego pragnieniem władzy, która stała się obsesją jego oraz...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-13
Elżbieta Sidorowicz – Adamska postawiła sobie wysoko pisarską poprzeczkę, ponieważ oddając tym razem głos Pawłowi Jeżowi, ona – kobieta z krwi i kości, zmuszona była wejść w męską skórę, ba – w męskie serce nawet! Z tego zadania wywiązała się wzorowo, niejednokrotnie przedzierając się przez smolisty tunel jego niełatwej przeszłości, której tylko ktoś będący niepełna rozumu mógłby mu zazdrościć. On również jest od tego daleki – co więcej – próbuje uporządkować sprawy z przeszłości na przyszłości kładące się cieniem, toteż za namową przyjaciela Leszka, który zna go "jak zły szeląg", zaczyna pisać. Zapisuje kolejne strony świadom, że jest to – jak sam określa – "dość kulawy dziennik", obrazujący jednak bez cienia najmniejszych wątpliwości jego "rozwrażliwione wnętrze". Wnętrze skłócone z wierzchnią skorupą budowaną pieczołowicie i wytrwale z wręcz monstrualnej inteligencji, stanowczości, konsekwencji, lecz nie despotyzmu, niecierpliwości, zadziorności, ale i – we właściwym momencie – z poczucia humoru. Dlatego uważa siebie za "romantycznego palanta" z bagażem buntu i cierpienia, którego również sam – a jakże inaczej! – kategorycznie pozbawia prawa litości nad sobą.
Autorka niejednokrotnie wykazując się dobrodusznością, pozwala mu na emocjonalne rozedrganie, przez co momentami zapuszcza się on w rejony uczuć i odczuć, doskonale znane Werterowi stworzonemu przez Goethe’go, jednak w przeciwieństwie do niemieckiego twórcy, Polka nie dozwoliła, by spadł jej książkowemu bohaterowi włos z głowy, dlatego i wspaniałomyślności odmówić jej nie można. Oszczędziła mu bowiem życie, z pełną świadomością, że zmuszony będzie się z nim zmierzyć nie otrzymawszy od niej żadnej taryfy ulgowej, ale za to kłód pod nogi całe mnóstwo.
Afera z profesorem Garlickim to bowiem, tylko czubek góry problemów, który odsłania czeluści z piekła rodem wymagające od mężczyzny zachowania zimnej krwi, choćby w kontaktach z gangsterem, czy podczas spektakularnej gry w pokera. Przy odrobinie szczęścia i umiejętności, które dość łatwo nabyć, można wygrać wielkie pieniądze. Dobrze, kiedy są, ale jeszcze lepiej, gdy stają się środkiem do wyższego celu, a nie celem samym w sobie. Celem tym winien być drugi człowiek gotowy przyjąć nas z pełnym inwentarzem zalet i wad. Przede wszystkim wad, pozwalających na wzajemne i niespieszne odkrywanie swoich dżungli ze świadomością jednak, że "nie każdego można dopuścić do swojej przestrzeni serca" oraz, że "nie wszystko można unieść samemu. Nie ma takiej potrzeby". Oto sedno głębokiej w swej prostocie nauki, którą stopniowo przyswajają Ania Kielanowicz i Paweł Jeż. Z ich relacji za przyczyną twórczego wyczucia, popartego zapewne życiowym doświadczeniem pisarki, wyzierają tkliwość i subtelność, ale nie infantylność. Elżbieta Sidorowicz – Adamska wykazuje bowiem niezbicie, ile wrażliwości tkwi w nastoletniej duszy, jeśli tylko pozwoli jej się realizować marzenia nie tylko te o zdaniu matury z matematyki. Ta owszem – jest miernikiem dojrzałości – ale tylko w pewnej mierze, bo prawdziwą dojrzałość osiągamy tylko wtedy, kiedy odważymy się przystąpić do egzaminu z oddychania.
"Słuchaj Mała
Musisz grać w to tak jak grałaś
Cały czas być sobą, ważyć każde słowo
I tak jak rzeka płynąć naprzód i nie czekać
Starać się uwierzyć w to, że trzeba przeżyć".
Do niego właśnie – paradoksalnie – przygotowuje Pawła Jeża, młodsza o jedenaście lat Ania Kielanowicz, cichutko barwiąc kolorami czarną biel serca mężczyzny, co skutkuje najgłośniej wymilczaną, a zarazem nieprawdopodobną miłością do ostatniej kropli krwi, za którą rachunek każdorazowo otrzymuje serce będące najlepszym dziennikiem. Ono bowiem zapamięta tych, którzy są godni pamięci. Bądźmy tego świadomi także my, każdego dnia kochając najmocniej i najczulej zarazem, bo tylko wtedy będziemy cieszyć się szalenie oddychając pełnią życia.
Cała opinia na stronie: https://goralkaczyta.blogspot.com/2021/08/recenzja-patronacka-elzbieta-sidorowicz_13.html
Dodatkowo mój wywiad z Elżbietą Sidorowicz - Adamską można znaleźć tutaj: https://goralkaczyta.blogspot.com/2022/01/wywiad-patronacki-elzbieta-sidorowicz.html
Elżbieta Sidorowicz – Adamska postawiła sobie wysoko pisarską poprzeczkę, ponieważ oddając tym razem głos Pawłowi Jeżowi, ona – kobieta z krwi i kości, zmuszona była wejść w męską skórę, ba – w męskie serce nawet! Z tego zadania wywiązała się wzorowo, niejednokrotnie przedzierając się przez smolisty tunel jego niełatwej przeszłości, której tylko ktoś będący niepełna rozumu...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-11
Słowa, stanowiąc kombinację trzydziestu dwóch liter polskiego alfabetu, wyrażają nieskończone możliwości, a przy tym mają wielką moc sprawczą. Paweł Jeż jest tego świadom, dlatego pisze dziennik. Na jego kartach matematyk o duszy romantyka wytrwale kreśli słowo miłość i zarazem potwierdza, że niełatwo jest przejść od słów do czynów, wszak ścieżki życia nierzadko prowadzą tam, gdzie nie zawsze mamy odwagę dojść po to, by dać szansę na urzeczywistnienie się najgorętszych pragnień serca…
Cała opinia na stronie: https://goralkaczyta.blogspot.com/2021/08/recenzja-patronacka-elzbieta-sidorowicz_13.html
Dodatkowo mój wywiad z Elżbietą Sidorowicz - Adamską można znaleźć tutaj: https://goralkaczyta.blogspot.com/2022/01/wywiad-patronacki-elzbieta-sidorowicz.html
Słowa, stanowiąc kombinację trzydziestu dwóch liter polskiego alfabetu, wyrażają nieskończone możliwości, a przy tym mają wielką moc sprawczą. Paweł Jeż jest tego świadom, dlatego pisze dziennik. Na jego kartach matematyk o duszy romantyka wytrwale kreśli słowo miłość i zarazem potwierdza, że niełatwo jest przejść od słów do czynów, wszak ścieżki życia nierzadko prowadzą...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-27
Choć wiele czytam, to mało która książka tak bardzo jak ta, wzbudziła we mnie początkowo całe morze niechęci związanej z faktem, iż przyszło mi się z nią zapoznać w czasie trwania pandemii koronawirusa. Brutalnie wdarł się on do lektury infekując poszczególne jej karty. Odkryłam jednak, że jego obecność ma swoje uzasadnienie, a co za tym idzie – głębszy sens.
Wszak pisarz na plan pierwszy wysuwa bohatera niewidzialnego – wirusa, wokół którego – niczym przy czarcim kotle, gromadzi bohaterów drugoplanowych, choć pierwszych mających realny wpływ na wielopokoleniowe losy globalnej społeczności: Will, Howard, Mikael, Benedyktus, Lambert, Kola, Margaet, Ronny, Piotrus, Dan – Zu, Shi Feng i Pati – to owa dwunastka w jego zamyśle dzierży stery statku zwanego starym światem, będąc odpowiedzialną kolejno za zapalenie płuc, śmierć, głód…
Greg Lindblad z rozdziału na rozdział przy użyciu sporej dawki dynamizmu sytuacyjnego oraz z wykorzystaniem prostego, acz przystępnego w odbiorze języka, niczym do zatrutej czary wlewa wszelkie możliwe nieszczęścia, a kiedy już odnosimy wrażenie, że nic gorszego zdarzyć się nie może – wywraca ją do góry dnem, wylewając je na cały glob.
Dlatego też w ostatecznym rozrachunku „Ziemia została skażona przez cyprynodyna, wirus i erupcję wulkanów. Wybuchły bomby atomowe, przez które środowisko jest zanieczyszczone”.
Nie można oprzeć się wrażeniu, że wizja świata wieszczona przez autora jest niczym innym jak apokalipsą XXI wieku.
Czemu owa wizja ma służyć? To pytanie zadawałam sobie wielokrotnie, by móc dojść do refleksji, którą zawarł w słowach: „Pieniądz pogrążył świat, a z nim całą ludzkość. Bóg takiego świata nie chciał. Dał wolną wolę, ale ludzie sprowadzili wszystko do jednego: władza, seks i pieniądze”.
Czy w takim razie my także w przyszłości podzielimy los uchodźców zrównanego z ziemią starego świata, poszukujących jak dzieci we mgle, szans na tak brutalnie w jednej chwili odebraną normalność?
Greg Lindblad moim zdaniem zawiesił to pytanie w zasięgu wzroku i słuchu każdego z czytelników, skłaniając ich także do postawienia sobie innego, mianowicie: czy życie, jakie prowadzimy w dobie obecnej pandemii naprawdę nam się opłaca, skoro każdego dnia tracimy coś, co już nie wraca?
Tym bardziej więc starajmy się, by nasz instynkt przetrwania zaowocował wylaniem czary obfitującej w miłość i empatię, co wymaga z pewnością przeogromnego wysiłku, ale przecież najpiękniejsze w życiu wartości są nie do kupienia, a do rozdania darmo.
Warto o tym pamiętać dając sobie i bliskim sercu osobom szansę na życie w nowym, lepszym nie tylko z nazwy świecie.
Cała opinia na stronie: https://goralkaczyta.blogspot.com/2020/12/recenzja-patronacka-greg-lindblad-wirus.html
Choć wiele czytam, to mało która książka tak bardzo jak ta, wzbudziła we mnie początkowo całe morze niechęci związanej z faktem, iż przyszło mi się z nią zapoznać w czasie trwania pandemii koronawirusa. Brutalnie wdarł się on do lektury infekując poszczególne jej karty. Odkryłam jednak, że jego obecność ma swoje uzasadnienie, a co za tym idzie – głębszy sens.
Wszak pisarz...
2020-06-14
Elżbieta Sidorowicz – Adamska po raz wtóry na pierwszy plan wysunęła postać Ani Kielanowicz, tej dobrze znanej z kart "Morza ciemności", ale zarazem zupełnie innej, bo odradzającej się niczym feniks z popiołów do nowego życia. Owo nowe to nie tylko woda i gaz ułatwiające jej codzienne funkcjonowanie, ale także – a może przede wszystkim – nowe w znaczeniu otwierających się przed nią możliwości, na które stopniowo, ze sporą jak na nastolatkę rozwagą, w końcu daje sobie pozwolenie.
"Bóg zsyła nieszczęście, byśmy mogli się czegoś o sobie dowiedzieć". Czego więc dowiedziała się Ania? Na pewno tego, że jest solidna, pracowita, ambitna, a przy tym wrażliwa na świat i ludzi. Owa wrażliwość rodzi jednak zachwiania, ale zarazem poczucie własnego ja, które sprawia, że dopuszcza, by ludzie od czasu do czasu jej pomogli, ale przy tym nie pozwala sobą sterować.
Autorka w myśl, iż tak naprawdę w życiu nic nie dzieje się przypadkiem, bo wszystko wydarza się po coś, stawia na drodze Ani ludzi z grupy "Dworzec 100", do której należą: Gutek, Feeling, Piorun, Tomek i Marysia, Bajka, Muszka, a ona, Bemolka i Michał do nich dołączają.
To udany pisarski zabieg, bowiem za jego przyczyną wersy powieści barwią się kolorami malowanych obrazów, tworzonych wystaw i rzeźb oraz rozbrzmiewają dźwiękami koncertów w sklepie pani Marzenki i w Domu Kultury, a wśród tychże prym wiodą "Kamienie" jak również "Pod wszystkimi mostami nieprzyjaznych rzek".
Ale czy aby na pewno wszystkie rzeki takimi są? Otóż nie, jeśli tylko dołożymy starań, by budować przyjazne mosty.
"Gdy już w życiu się mieszają sny z rzeczywistością
Kiedy rodzi się w człowieku lęk przed bliskością,
Kiedy traci kolor nawet niebo z malachitów
Gdy martwimy się wieczorem czy dotrwamy świtu?"
Powieść więc jest nie tyle swoistym studium nowej egzystencji, co raczej wytrwałej budowy trwałych relacji. I, jak zwykle zresztą – autorka tejże Ani nie ułatwia, czego potwierdzeniem jest więź z Pawłem Jeżem, którego, jak się okazuje w toku rozwoju zdarzeń – nie można jednoznacznie ocenić, bowiem z jednej strony bywa: trudny, szorstki, obcesowy, wręcz ordynarny, z drugiej zaś: bardzo inteligentny, stanowczy, niecierpliwy, zadziorny, empatyczny, wrażliwy i… tajemniczy.
Zwłaszcza trzy ostatnie cechy zdają się stanowić solidne filary relacji, która fascynuje obojga, będąc jawnym dowodem na to, że przyjaźń to stopniowe i wzajemne odkrywane skrawków dżungli, które trzeba pielęgnować i oswajać przyjmując z całym dobrodziejstwem inwentarza. Są oni tego świadomi, dlatego pilnie uczą się siebie jak… matematyki. Wiedzą, że to trudne, ale wykonalne, mimo iż wymaga wysiłku, który Leszek - przyjaciel Pawła, stając się dobrym duchem ułatwia, z czego oboje korzystają, a Ania przy tym ma szansę na nowo odkryć uroki jazdy konnej, za którą tak bardzo tęskniła.
Elżbieta Sidorowicz – Adamska nie daje dziewczynie nic darmo, bowiem ma świadomość, że
"Gdy na nitce tak cieniutkiej wisi coraz więcej
Czego nawet choćby chciały nie udźwigną ręce"
to należy zafundować jej kociołek myślowych rozmaitości skupionych nie tylko wokół Jeżozwierza (otoczonego bardzo plastycznie aureolą białego jednorożca – symbolu platonicznej miłości, ale także antidotum na wszelkie trucizny, również te w rozumieniu innym niż dosłowne), ale też wokół: Michała, Bajki, Bemolki, a nawet ciotki Iwony, która wyjawia Ani pewien wiele wyjaśniający, a skrywany przez lata sekret.
"Kiedy krąg najbliższych ludzi z dnia na dzień maleje
Kiedy wiemy żadne z marzeń już nie ocaleje
Kiedy życie bez umiaru prosi wciąż o więcej
Jak osłonić serce?"
Pytanie rozbrzmiewa literowym echem na każdej z kart książki pozostając przy tym retorycznym, nie można bowiem na nie uzyskać jednoznacznej i uniwersalnej odpowiedzi, w każdym razie pisarka jej nie udziela, pozostawiając Czytelnikom szerokie pole do refleksji zależne od tego, na jakim etapie życia się znajdują. Bez względu na to jednak - zachęca, by podjęli próbę samodzielnej na nie odpowiedzi.
Tak więc: Czy już wiesz jak osłonić swoje serce, które czasem bywa na wietrze? Ja jeszcze nie wiem…
Cała opinia na stronie: https://goralkaczyta.blogspot.com/2020/08/recenzja-patronacka-elzbieta-sidorowicz.html
Dodatkowo mój wywiad z Elżbietą Sidorowicz - Adamską można znaleźć tutaj: https://goralkaczyta.blogspot.com/2020/08/wywiad-patronacki-elzbieta-sidorowicz.html
Elżbieta Sidorowicz – Adamska po raz wtóry na pierwszy plan wysunęła postać Ani Kielanowicz, tej dobrze znanej z kart "Morza ciemności", ale zarazem zupełnie innej, bo odradzającej się niczym feniks z popiołów do nowego życia. Owo nowe to nie tylko woda i gaz ułatwiające jej codzienne funkcjonowanie, ale także – a może przede wszystkim – nowe w znaczeniu otwierających się...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-09
2020-03-08
2019-08-14
Pisarka na plan pierwszy niniejszej historii wysunęła Kacpra Rawicza – dwudziestosześcioletniego mężczyznę, któremu życie pokazało, że nie ześle niczego prócz kłód, piętrzących się pod nogami, dlatego postanowił uciec, dźwigając na plecach ciężki balast sekretów, zdających się ciążyć mu jeszcze bardziej z uwagi na fakt, iż na prawą utyka…
O tychże wiedział tylko Włodek Zamber, przyjaciel, z którym Kacper się wychował różny od niego jak ogień i woda. Ambitny absolwent filologii germańskiej, tak samo jak Rawicz mający świadomość, że z sideł życia wiedzionego przy ulicy Błotnej, bardzo trudno się wyplątać – przeciwnie – o wiele łatwiej zapadać się coraz głębiej w błocie egzystencji, która niczym straszny film odtwarzany z wykorzystaniem stopklatek, ukazuje bardzo wyraźnie rozwiązłość matki, śmierć ojca wrażliwca i niespełnionego poety, który popełniając samobójstwo, pragnął „odpocząć sobie od świata”, a którego los podzieliła córka Matylda, nie dając cienia nadziei oglądającemu go z uwagą widzowi na szczęśliwe zakończenie.
Autorka bowiem ze sporym rozmachem i równym mu rozmysłem wodzi czytelnika za nos, a przy tym rozsypuje w przestrzeń wyobraźni osiemdziesiąt elementów, zmuszając go do samodzielnego ich ułożenia, co nie jest prostą sprawą, bowiem każdy z nich odpowiada kolejno rozdziałom powieści, w których teraźniejszość przeplata się z przeszłością, opisującym szczegółowo ludzi zaproszonych do tańca zwanego szarą egzystencją w rytm smutnej piosenki o smutnym, a jakże inaczej – tytule „Fatum”, którego nie można przerwać, choćby nie wiadomo jak bardzo się tego chciało.
Dlatego Śmigielska nieco przekornie, acz dla równowagi, maluje barwnymi słowami, idealnie komponującymi się z dziełem pędzla Dariusza Milińskiego widocznym na okładce, ów obraz życia naznaczonego piętnem cierpienia, okrywającym miłość całunem czarnym jak heban. Życia, od którego pragnęłoby się, lecz nie można uciec.
Ów wysiłek podejmuje tytułowy Pokurcz, angażując się całym sobą w powierzone mu przez Zielenia obowiązki oraz szukając z dala od domu, prawdziwej miłości, wierząc - a przy tym ocierając się nieco o naiwność, że los da się ułaskawić, wszak „walcząc o życie stajesz się silniejszy i z determinacją pokonujesz własne ułomności”.
A co, jeśli plany okazują się niczym w starciu z tymi, jakie dawno już powziął zaborczy ojciec, przedkładający względy biznesowe nad szczęście córki, i co, gdy ona nie widząc wyjścia z narzuconego siłą rodzicielskich argumentów labiryntu życia, podchodzi do miłości wbrew kobiecej naturze – na chłodno, upatrując w niej tylko dobrego seksu bez zobowiązań?
Krystyna Śmigielska i na te bolączki bohaterów znalazła rozwiązanie poprzedzone elementami strachu, grozy oraz widma rychłej śmierci, ukazując heroiczną walkę mężczyzny do ostatniego tchu, a przy tym potwierdzając, że „niespełniona miłość bardzo boli”.
Warto jednak siłować się z życiem choćby nawet przyszło się zbliżyć do niebezpiecznej granicy, ponieważ zła passa kiedyś minie, ale – by tak się stało, należy dać sobie szansę i zaczerpnąć świeży, morski haust powietrza, który za każdym razem pozwoli na życie w zgodzie ze sobą i w harmonii ze światem, pamiętając, że ludzie wszędzie są tacy sami, dlatego nietrudno o spotkanie z pokurczem o dwóch twarzach. Nie odwracajmy wówczas wzroku, wszak nigdy nie wiadomo, którą z nich zdecyduje się nam pokazać…
Cała opinia na stronie: https://goralkaczyta.blogspot.com/2019/10/recenzja-patronacka-krystyna-smigielska.html
Pisarka na plan pierwszy niniejszej historii wysunęła Kacpra Rawicza – dwudziestosześcioletniego mężczyznę, któremu życie pokazało, że nie ześle niczego prócz kłód, piętrzących się pod nogami, dlatego postanowił uciec, dźwigając na plecach ciężki balast sekretów, zdających się ciążyć mu jeszcze bardziej z uwagi na fakt, iż na prawą utyka…
O tychże wiedział tylko Włodek...
2018-04-28
Gdybym mogła, zamknęłabym opinię na temat „Serca nr 62” w słowie NIETUZINKOWE, ale przez wzgląd na wartości, jakie ze sobą niesie wprawiając w zadumę nad kruchością życia, grzechem byłoby potraktować tę powieść tak lakonicznie, nie dodając nic więcej, choć pisanie o niej z wyłączeniem emocji przychodzi z niemałym trudem.
Zbigniew Górniak nakreślił bowiem z ogromnym rozmachem historię dwutorową, obrazującą zawiłości relacji międzyludzkich, w których prym wiodą zagadki i urazy z przeszłości okraszone brakiem rodzicielskich więzi. Ich zerwanie rekompensuje tylko serce ze złota, a przecież miłości nie można kupić…
Pisarz na każdej z prawie trzystu stron ukazuje stopniową świadomość Witolda Niemcewicza w tym aspekcie, owocującą diametralną zmianą życia oraz postrzegania świata i ludzi, ale z drugiej strony nie oszczędza swego bohatera, karząc mu słono zapłacić – paradoksalnie nie gotówką – za błędy których się dopuścił.
Zadba o to Agnieszka Wyrwał – niepokorna kobieta nosząca w sobie niezgodę na otaczającą rzeczywistość, której daje upust w pisanym przez siebie scenariuszu zatytułowanym „Serce nr 62”, jak również ogromne pragnienie akceptacji i miłości - ich niedobór odczuwając mimo związku z Dżonym – ciekawym autorem modnych sztuk teatralnych, znanym z ciętego języka, dlatego nie dziwi, że otoczenie postrzega go jako chama i prawicowego prostaka, ale właśnie te cechy sprawiają, że idealnie dopełnia on świat Agnieszki chwiejący się w posadach za przyczyną zdarzeń następujących lawinowo po sobie.
Autor nie szczędzi bowiem zamkniętych w kompozycji klamrowej scen żywcem wyjętych z filmu sensacyjnego, wyrwanych równie boleśnie jak serce, które miało dać początek nowemu, lepszemu życiu, a stało się sednem ogromnej tragedii.
Wszystko to sprawia, że w ostatecznym rozrachunku ta na pierwszy rzut oka zwyczajna powieść chwyta za serce, trzymając czytelnika w niepewności i zadumie, a zarazem spycha go w czeluść mroku i skłania do refleksji nad kwestią przebaczenia we własnym życiu. Oby ono przyszło w porę, wszak „pewność niepewna”, bo w przeciwnym razie „zostaną tylko buty i telefon głuchy”, jak pisał ksiądz Jan Twardowski w wierszu pod tytułem „Śpieszmy się”.
Dlatego wybaczajmy i kochajmy oraz pomagajmy, odpowiadając na apel Zbigniewa Górniaka zamieszczony na końcu książki zawarty w słowach:
"Jeżeli powieść "Serce nr 62" chwyciła Cię za serce i po jej lekturze rozważasz zostanie dawcą swoich tkanek i narządów, dajesz tym samym dowód szlachetnej chęci ratowania życia i przywracania zdrowia chorym ludziom. Brawo! Im więcej dobrowolnych dawców, tym mniejszy czarny rynek narządów".
Warto go przemyśleć mając na uwadze fakt, że nie można wyciszyć serca, które wciąż ma nadzieję wygrywając biciem melodię ludzkich pragnień skupionych wokół zdrowia i szczęścia na wielu płaszczyznach życia.
Cała opinia na stronie: https://goralkaczyta.blogspot.com/2018/07/recenzja-zbigniew-gorniak-serce-nr-62.html
Gdybym mogła, zamknęłabym opinię na temat „Serca nr 62” w słowie NIETUZINKOWE, ale przez wzgląd na wartości, jakie ze sobą niesie wprawiając w zadumę nad kruchością życia, grzechem byłoby potraktować tę powieść tak lakonicznie, nie dodając nic więcej, choć pisanie o niej z wyłączeniem emocji przychodzi z niemałym trudem.
Zbigniew Górniak nakreślił bowiem z ogromnym...
2017-01-17
Lektura dość obszernego fragmentu, pozwoliła mi wysnuć wniosek, że Autor z rozmachem nakreślił opowieść słodko – gorzką. Zabawną, ale nie głupią, a co najważniejsze – zadał sobie niemały trud przekazania wiedzy historycznej. Podana nienachalnie, przepływa między wersami – ciekawi, ale nie nuży, szybko zapadając w pamięć odbiorcy.
Jaka była geneza powstania Państwa Lechii? Odpowiedzi na to pytanie, w gawędziarskim tonie udzielił jeden z bohaterów, Krzesimir, opowiadając o podróżnikach z Elamu, którzy tracili życie z rąk handlarzy niewolników. Właśnie ów lud ciemiężonych, wydał pierwszego króla kraju, Sarmatę, który pojął za żonę Ksayę – dzielną wojowniczkę i przywódczynię Amazonek, a odniósłszy zwycięstwo nad zjednoczonymi wojskami Babilonu, dał początek trwającej 1400 lat wielkiej dynastii. Po niej nastały czasy rządów Lecha I Wielkiego. Ten, pisząc nowy rozdział historii, otworzył erę dynastii Lechów. Tym sposobem, kraj zmienił nazwę z Sarmacji na Lechię.
Tę wiedzę dostarczają naukowe opracowania, ale nie ukrywajmy, że sięgamy po nie z konieczności, głównie w szkole. Jarosław Prusiński na kartach „Zapomnianych Bogów” opisał na nowo starą historię, udowadniając, że nauka nie musi być zmorą wielu uczniów, przeciwnie – może stać się prosta, łatwa i przyjemna oraz dostarczać im wszechstronnej wiedzy dotyczącej: budowy chat, spożywanych posiłków (w tym zakazu jedzenia ryb), zwyczajów i powiedzonek takich jak: matko i córko, licho z nim oraz najświętsza panienko, której nie znajdziemy w dostępnych na rynku podręcznikach szkolnych.
Dlatego książka z powodzeniem mogłaby posłużyć jako materiał dydaktyczny wykorzystywany na lekcjach języka polskiego bądź historii. Czy tak będzie? Czas pokaże.
Od napisania książki do wydania długa droga, nierzadko kręta i wyboista. Przekonał się o tym Jarosław Prusiński. Niezrażony oporem ze strony potencjalnych wydawców, 12.01.2017 roku zaprezentował słowiańską opowieść czytelnikom, publikując ją pod skrzydłami internetowego wydawnictwa e-bookowo.pl.
Dzięki uprzejmości autora, zapowiadana kilka miesięcy temu książka trafiła w moje ręce w dniu premiery, co pozwoliło mi ponownie zajrzeć w gościnne progi Ostrogrodu i poznać ciąg dalszy spisanej z pasją i rozmachem opowieści bajarza, w którego usta Prusiński włożył następujące słowa: „(…) O prawdziwych bohaterach chcecie zapomnieć. O historii, która się dla was wydarzyła. O przodkach, którzy za was ginęli. Tych nie chcecie pamiętać (…). Będziecie pamiętać zdrajców i im będziecie stawiać pomniki”. Opinia ta burzy krew w żyłach słuchaczy. Czy tak samo zareagują czytelnicy? A może przeciwnie – prezentowane na kartach treści skłonią ich do refleksji? Wszak to opowieść ze wszech miar refleksyjna, pozwalająca zanurzyć się w czeluściach przeszłości, z którą warto się rozliczyć, by móc odzyskać utracony spokój i wiarę w człowieka. To historia,o której grzechem byłoby zapomnieć lub co gorsza – w ogóle jej nie znać.
Gorąco polecam!
Cała opinia na stronie: http://www.pieninyinfo.pl/kultura/zapomniani-bogowie-jaroslawa-prusinskiego-ksiazkowa-zapowiedz-4811
Moją rozmowę przeprowadzoną z Jarosławem Prusińskim można znaleźć na stronie: http://www.pieninyinfo.pl/kultura/literatura-powinna-rodzic-sie-z-potrzeby-serca-wywiad-z-jaroslawem-prusinskim-5685
Dodatkowo relację z prowadzonego przeze mnie spotkania autorskiego, które odbyło się 6.07.2017 r. w Gminnej Bibliotece Publicznej w Krościenku nad Dunajcem można znaleźć na stronie: http://pieninyinfo.pl/aktualnosci/jaroslaw-prusinski-autor-opowiadan-fantasy-i-science-fiction-w-kroscienku-5909
Lektura dość obszernego fragmentu, pozwoliła mi wysnuć wniosek, że Autor z rozmachem nakreślił opowieść słodko – gorzką. Zabawną, ale nie głupią, a co najważniejsze – zadał sobie niemały trud przekazania wiedzy historycznej. Podana nienachalnie, przepływa między wersami – ciekawi, ale nie nuży, szybko zapadając w pamięć odbiorcy.
Jaka była geneza powstania Państwa Lechii?...
2017-10-12
Książka młodej lubiczanki stanowi fantastyczne zaproszenie do świata, w którym prym wiedzie iluzja będąca, (jeśli wierzyć słowom Wyroczni) „jak rzeka” płynąca rwącym strumieniem po kartach powieści.
Autorka ku zaskoczeniu Czytelnika na plan pierwszy nakreślonej z niemałym rozmachem historii wysunęła postać wspomnianej Wyroczni – Spadkobierczyni Pierwszej Jedności, długowiecznej Córy Iluzora, której potęga i zdolności leżą poza zasięgiem pozostałych, śmiertelnych iluzjonistów. A gdyby tak móc posiąść choć cząstkę jej wielkiego talentu?
Alicja Makowska postawiła to arcytrudne zadanie przed młodą, obdarzoną iście góralskim temperamentem, Luv, która postępując wbrew woli wymagającego i bezkompromisowego ojca, Nestora Incerno, upatrującego w niej przyszłą przewodniczkę klanu, postanawia pójść własną, wyboistą drogą, zamykającą jej już na zawsze ścieżki powrotu na łono rodziny.
Co nią kieruje? W toku akcji to pytanie zadają sobie wielokrotnie jej najbliżsi: matka Namier, Ellen – przybrana siostra oraz młodszy brat Den i pozostali członkowie klanu Incerno jak również lider Nakarde i przyjaciel Yaxiel. Próbują oni zatrzymać niepokorną iluzjonistkę i pojąć motywy jej postępowania, jednakże pisarka dołożyła wszelkich starań, by pokrzyżować te zamiary i niczego bohaterom nie ułatwić.
W tym celu po tragicznym w skutkach egzaminie przeprowadzonym w Lesie Rebeliantów, wysłała dziewczynę na równie koszmarną misję w otchłani katakumb Aremil Cov oraz na poszukiwanie Miasta Pogan, gdzie rytuał składania ofiary stanowił przyczynek do zasilenia przez nią szeregów Orbity – elitarnej grupy uzdolnionych iluzjonistów pod wodzą Oroshiego Naimaru stanowiącej zagrożenie dla Atermii. Koszmarną czarę przepełniają zdarzenia w Natarabii, które z hukiem grzebią przypuszczenia i nadzieje Czytelnika co do zakończenia tej przepełnionej magią uczucia opowieści.
Wszystko to sprawia, że bez cienia wątpliwości nie można odmówić autorce fantastycznej wyobraźni i literackiego polotu. Wartka akcja, w toku której trup ścieli się dosyć gęsto, z pewnością usatysfakcjonuje odbiorców spragnionych przygód i mocnych wrażeń w czasie lektury.
Na szczególną uwagę zasługuje jednak nienachalnie wyłaniający się z kart książki uniwersalizm przesłania, sprowadzający się do refleksji nad światem, w którym prym wiodą rywalizacja o wpływy i rozwiązania siłowe spychające na margines fundamentalne wartości takie jak: honor, prawda, przyjaźń i miłość do grobowej deski.
Warto się nad tym zastanowić pamiętając, że „rzeczywistość to nie iluzja”, a „wiara w idee to przerażająca sprawa”, wszak „światem rządzi natura i harmonia”. W pędzie codziennego życia starajmy się więc je odnaleźć.
Cała opinia na stronie: http://pieninyinfo.pl/kultura/aremil-iluzjonistow-uwiklani-autorstwa-alicji-makowskiej-w-recenzji-iwony-niezgody-6111
Książka młodej lubiczanki stanowi fantastyczne zaproszenie do świata, w którym prym wiedzie iluzja będąca, (jeśli wierzyć słowom Wyroczni) „jak rzeka” płynąca rwącym strumieniem po kartach powieści.
Autorka ku zaskoczeniu Czytelnika na plan pierwszy nakreślonej z niemałym rozmachem historii wysunęła postać wspomnianej Wyroczni – Spadkobierczyni Pierwszej Jedności,...
Radosław Lewandowski dał się poznać jako główny laureat niezależnego plebiscytu na polską Książkę Roku "Brakująca Litera" 2021, twórca marynistycznej powieści pod tytułem "Australijskie piekło", której bohaterowie zostali zmuszeni dokonywać trudnych wyborów. Ba! Grać w ruletkę z życiem, niejednokrotnie przedwcześnie zakończonym w okolicznościach nie do pozazdroszczenia.
Godną pozazdroszczenia, natomiast mogłaby okazać się eskapada na Islandię, celem dokonania najdonioślejszego odkrycia w dziejach ostatniego ćwierćwiecza. Jednak już ponad tysiąc lat temu dalekie podróże odbywali wikingowie, zamieszkujący Półwysep Skandynawski. W X wieku pokonali więc Ocean Atlantycki, dopływając do północno-wschodnich wybrzeży Ameryki Północnej. Zatem to właśnie wikingowie byli pierwszymi Europejczykami, którzy dotarli do Ameryki, ale w wielu krajach nie wiedziano o ich odkryciach.
Wiedziony zaczątkiem tej powszechnie dostępnej wiedzy oraz w pełni świadom, że Islandia to "surowa i nieprzewidywalna wyspa", płocczanin nakreślił opowieść opartą na filarach: przeszłości, teraźniejszości, realizmu oraz fikcji literackiej. "A wszystko zaczęło się jak zwykle niewinnie, od pogaduszek przy piwie. Ha, bez tego napitku lub zamorskiego wina świat –choć ponury- byłby spokojniejszym miejscem".
Ale próżno tutaj liczyć na spokój, ponieważ to historia od pierwszych stron bardzo dynamiczna, ukierunkowana w równej mierze na rozrywkę i wiedzę z zakresu mitologii nordyckiej, za przyczyną której czytelnik zostaje przeniesiony -niczym w kapsule czasu- do IX wieku. Dzięki temu ma nietuzinkową szansę zaznajomić się z tekstem kronikarza imieniem Magnu, będącego spadkobiercą magicznego Naczynia oraz kompanem i dobrym duchem Sigmunda Olaffsona. Można więc śmiało powiedzieć, że Radosław Lewandowski przeplata wątki - niczym pasma włosów- łącząc przeszłość z teraźniejszością, a czesząc ów fabularny warkocz, wykazuje ponad wszelką wątpliwość, że wywierają one każdorazowo wzajemny wpływ na siebie i na całą ludzkość. Boleśnie przekonuje się o tym wspomniany jarl Sigmund Olaffson, zmiennokształtny, który nie waha się ani chwili i wyrusza ratować syna Katila kosztem narażenia życia własnego i towarzyszących mu wojów. W moim odczuciu to najpiękniejszy wątek książki potwierdzający, że świat winien kręcić się wokół miłości.
Przy czym autor ze strony na stronę uświadamia, że równie niebezpiecznie jest zapuszczać się po tajemniczy klucz do Helheimu, co ocierać się o naiwność, której – dla własnego dobra – należy szybko się wyzbyć właśnie po to, aby mieć choć cień szansy na przetrwanie w drodze po tajemniczy skarb wikingów. A wszystko dlatego, że na jej odcinkach, aż roi się od niespodziewanych przeszkód, odsłanianych niespiesznie sekretów bohaterów, wpływających na ich sposoby myślenia i postępowania, ale nade wszystko – od zwrotów akcji, które na ostatnich stronach powieści osiągają swoiste apogeum, burząc wizję świata: Wiktorii, Marcina, Karola, Konrada i Natalii, tym samym, pozostawiając czytelnika z szeroko otwartymi ze zdumienia ustami.
Zanim to nastąpi, pisarz nie szczędzi czytającemu sporej dozy słownego i sytuacyjnego humoru, stojącego w opozycji wobec pełnej po brzegi powagi, łatwo dającej się odszukać na kartach kroniki Magnu, która (być może ku przestrodze dla śmiałków, ważących się podjąć w przyszłości próbę odnalezienia osławionego Naczynia), obfituje w opisy barbarzyńskich czynów wikingów, budzących grozę na równi z rządami zmiennokształtnego Olaffsona, bowiem opisy krwawych walk mogą przyprawić o dreszcze tych bardziej wrażliwych.
Jednak czyż to właśnie nie wrażliwość każe czytelnikowi być czujnym i otwierać oczy na mnogość literackich światów? Jeden z nich, wykreowany w umyśle głównego zwycięscy V edycji plebiscytu "Brakująca Litera", jest piekielnie niebezpieczny, ale jednocześnie być może właśnie dlatego tak bardzo kuszący? Wszak nęci runami, ziołami, czarną magią i tajemnicą Zakonu Kawalerów Maltańskich, którym po piętach depczą agenci CIA.
Udając się w tę wyprawę po śmierć istnieje więc ryzyko, że śledząc rozwój akcji, nieopatrznie – a może wręcz przeciwnie – z pełną świadomością w pewnym momencie wejdziemy w buty tych ostatnich. Ale nie zapominajmy przy tym, że nasza eskapada nie kończy się wraz z kropką wieńczącą ostatnie zdanie powieści, trwając dopóty, dopóki żyjemy. Dlatego w myśl łacińskiej sentencji: "Dum vivimus, vivamus" - "Dopóki żyjemy, używajmy życia". Niechaj jego ścieżki prowadzą nas każdorazowo do upragnionego celu ziemskiej wyprawy. Celu, którym będzie znalezienie klucza do… szczęścia.
Cała recenzja na stronie: https://goralkaczyta.blogspot.com/2024/05/recenzja-patronacka-radosaw-lewandowski.html
Dodatkowo mój wywiad z Radosławem Lewandowskim można znaleźć tutaj: https://goralkaczyta.blogspot.com/2024/05/wywiad-patronacki-radosaw-lewandowski.html
Radosław Lewandowski dał się poznać jako główny laureat niezależnego plebiscytu na polską Książkę Roku "Brakująca Litera" 2021, twórca marynistycznej powieści pod tytułem "Australijskie piekło", której bohaterowie zostali zmuszeni dokonywać trudnych wyborów. Ba! Grać w ruletkę z życiem, niejednokrotnie przedwcześnie zakończonym w okolicznościach nie do...
więcej Pokaż mimo to