rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Najbardziej samotna dziewczyna we wszechświecie to książka, która mogłaby zostać zekranizowana i byłaby naprawdę fajnym filmem. Serio.

Na początek powiem tak, jeśli szukacie ambitnej, pełnej nowinek i neologizmów książki sci-fi - to nie tutaj. Ta powieść jest, że tak powiem, krótka, lekka i przyjemna. Ma troszkę ponad 300 stron, narratorem jest nastolatka, która samotnie przemierza kosmos, a w jej głowie, oprócz lęku przed pustką dookoła, czai się dużo „nastolatkowych” rozmyślań.

Uważam to za bardzo dobrą książkę na początek przygody z gatunkiem sci-fi dla czytelników 13+. Tak wiecie, żeby poznać czy ten kosmos faktycznie mnie kręci i czy to jest coś, co chciałabym czytać. Jest tu trochę „głupotek”, uproszczeń, ale ogólnie historia zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie.

Podczas czytania czułam się jakbym dosłownie oglądała jeden z tych filmów, gdzie ludzie dostają misję zasiedlenia nowo odkrytej planety i mierzą się z problemami, które praktycznie nie mają końca. Wiecie, coś w stylu „Pasażerów”. Ta książka jest o tyle ciekawa, że nie dowiadujemy się całej historii wyprawy z Ziemii od razu, ale dopiero bohaterka małymi kroczkami zdradza nam, co musiało się wydarzyć, że została tam zupełnie sama. Ten zamysł naprawdę mi się spodobał, bo to sprawiało, że nie mogłam się oderwać od czytania, a koniecznie chciałam wiedzieć, co dokładnie wydarzyło się na tym statku. Sama akcja książki nie toczy się jakoś szybko. Początek to raczej zapoznanie się powoli z Romy, która jest kapitanem statku. Dopiero za połową wszystko przyspiesza i nie zwalnia tempa już do samego końca. No i znajdziecie tutaj parę ciekawych plot twistów, które zdecydowanie zaskakują.

Najbardziej samotna dziewczyna we wszechświecie to książka, która mogłaby zostać zekranizowana i byłaby naprawdę fajnym filmem. Serio.

Na początek powiem tak, jeśli szukacie ambitnej, pełnej nowinek i neologizmów książki sci-fi - to nie tutaj. Ta powieść jest, że tak powiem, krótka, lekka i przyjemna. Ma troszkę ponad 300 stron, narratorem jest nastolatka, która samotnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jeśli chodzi o mnie, to nigdy nie miałam po drodze z twórczością Colleen Hoover. Dawno temu czytałam Hopeless, które całkiem mi się podobało (miałam z 13 lat), a potem już nie sięgnęłam po nic więcej od tej autorki.

W ostatnim czasie miałam idealną okazję, żeby zapoznać się z jedną z pierwszych książek napisanych przez CoHo i miałam co do niej nieco sceptyczne podejście, biorąc pod uwagę kontrowersje związane normalizowaniem toksycznych zachowań w jej nowszych powieściach.

Po przeczytaniu Slammed mogę jednak szczerze powiedzieć, że podobało mi się. Na początku miałam trochę mieszane uczucia, co do motywu miłości od pierwszego wejrzenia u bohaterów. No po prostu nie mogłam pojąć jak w ciągu trzech dni była już miłość życia. No nic, czytałam dalej, może będzie lepiej. I faktycznie było. Książka jest naprawdę przyjemna i momentami wzruszająca.

Bohaterowie nieźle „dostają w kość” od życia, ale próbują sobie z tym radzić najlepiej jak potrafią. Tutaj pojawia się poezja, przez którą wyrażają swoje uczucia na wieczorach poetyckich (slamach). Widziałam, że wielu osobom ta forma narracji nie podeszła, ale mi się naprawdę podobało.

Slammed to moim zdaniem bardzo fajna powieść dla młodzieży 14+. Nie ma w niej nagości, wulgaryzmów, a jedynie historia dwojga zakochanych, którzy próbują pogodzić się ze stratą najbliższych. Nie jest to jednak coś, przy czym trzeba się mocno skupiać. Moim zdaniem to idealna prosta historia na zastój czytelniczy i chwilę relaksu między „poważniejszymi” książkami.

Jeśli chodzi o mnie, to nigdy nie miałam po drodze z twórczością Colleen Hoover. Dawno temu czytałam Hopeless, które całkiem mi się podobało (miałam z 13 lat), a potem już nie sięgnęłam po nic więcej od tej autorki.

W ostatnim czasie miałam idealną okazję, żeby zapoznać się z jedną z pierwszych książek napisanych przez CoHo i miałam co do niej nieco sceptyczne podejście,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na drugi tom Mojry czekałam praktycznie od przeczytania ostatniej strony Dzieci Inayari. Czy podobał mi się tak jak pierwszy? To dobre pytanie.

Po zobaczeniu Żniw Przepowiedni na żywo byłam naprawdę pod wrażeniem jak pokaźne są w porównaniu do swojej poprzedniczki. Mamy tutaj aż 521 stron, które rozwijają historię Rayn i Aidena i odkrywają przed czytelnikiem coś więcej poza odciętym od świata Inayari.

Dostajemy tutaj kilku nowych i ciekawych bohaterów. Bardzo polubiłam Setha, Vhelan i Ferrisa, więc mam nadzieję, że w trzecim tomie ich charaktery pokażą nam się jeszcze bardziej. Samira tak średnio kupiłam, bo sumie to mało dało się wyczytać z jego akcji. W każdym razie pomysł na nich jest dobry i czekam na więcej, bo nowi bohaterowie naprawdę mają potencjał 👀 A co do starych… Aidena w tej części w ogóle nie rozumiałam, te jego akcje były takie totalnie nieprzemyślane i losowe. Rayn? Co się z tobą stało? Zapomniałaś jak się żyje? Może następna część ogarnie tę dwójkę, bo teraz to nie wiem, co mogę o nich powiedzieć… No po prostu pogubili się i byłam na nich zła przez pół książki (ale to chyba dobrze, bo w końcu książka ma wywoływać emocje, co nie?).

Co do fabuły… Podoba mi się! Gdzieś tam powoli zaczynają się uaktywniać bogowie - Mojry i Tytani, po których ciężko poznać jakie mają zamiary. Są totalną tajemnicą, którą czytelnik próbuje rozwiązać do samego końca. Jestem ciekawa jak ich sprawa się rozwiąże, bo po tym zakończeniu mam tak wiele pytań!

No dobra, ale żeby nie było tak kolorowo mam jeszcze dwie uwagi, które muszę z siebie wyrzucić. Narracja i powtórzenia. Tutaj były małe zgrzyty, bo miejscami nie wiedziałam już jak klasyfikować narratora w tej książce. Raz jest wszechwiedzący i opowiada o wszystkim począwszy od uczuć bohaterów po historię Ratrii, a potem nagle jest zamknięty w ograniczonej wiedzy jednego z bohaterów. No i te powtórzenia. W pierwszej części albo ich było mniej, albo w ogóle nie zwróciłam uwagi na ten aspekt, ale czasami męczące zaczynało być czytanie dosłownie co chwila na przemiennie słów: Rayn, kapłanka, runiczna, itd. Większości powtórzeń dało się uniknąć, a czytelnik z kontekstu wiedziałby o kim jest mowa.

Mimo tych niedociągnięć książkę czytało mi się naprawdę przyjemnie. Mimo takiej grubości jest to historia tak naprawdę na 2 dni. Jeśli chodzi o tempo akcji to tutaj wszystko dzieje się minimalnie wolniej niż w pierwszym tomie, ale dzięki temu możemy lepiej zrozumieć to, co dzieje się w tym nowym, ogromnym świecie, jaki dostajemy. Powiem tak, CZYTAJCIE MOJRĘ, bo to fantastyka młodzieżowa jakiej teraz potrzebujemy!

Na drugi tom Mojry czekałam praktycznie od przeczytania ostatniej strony Dzieci Inayari. Czy podobał mi się tak jak pierwszy? To dobre pytanie.

Po zobaczeniu Żniw Przepowiedni na żywo byłam naprawdę pod wrażeniem jak pokaźne są w porównaniu do swojej poprzedniczki. Mamy tutaj aż 521 stron, które rozwijają historię Rayn i Aidena i odkrywają przed czytelnikiem coś więcej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Luminariusze to historia bardzo tajemnicza i pełna napięcia. Mamy w niej mroczny las, koszmary, które trzeba zabijać i dziewczynę, wyrzutka próbującą przywrócić swojej rodzinie dawny status.

Książka skierowana jest dla grupy wiekowej około 14+, co znaczy, że nie wszystkim się ona spodoba

Dla mnie Lumiariusze są dokładnie taką literaturą młodzieżową jakiej potrzebujemy. Książka ma świetny pomysł na fabułę. Podczas czytania czułam taki miły powiew świeżości, bo tak naprawdę nie znajdziecie tutaj obdarzonej cudownymi mocami bohaterki, która ratuje cały świat, a jedynie upartą nastolatkę, która za wszelką cenę chce zostać łowczynią koszmarów. Winnie może i bywa czasem irytująca i jej zachowania nie mają sensu, ale hej, ma szesnaście lat! Kto nie robił głupich i irytujących rzeczy w takim wieku? Co do świata przedstawionego w tej powieści... Cóż, mi się podobało. Las, gorąca mgła, straszne kreatury i koszmary. No trzyma w napięciu i to nawet bardzo.

Książkę czytało mi się naprawdę szybko, jest napisana bardzo prostym językiem, a rozdziały są krótkie, przez co leci się przez nią w ekspresowym tempie. Po jej skończeniu czuję, że potrzebuję kolejnego tomu! Była to dla mnie naprawdę miła odskocznia od tych wszystkich lektur, z którymi walczę na studiach.

Jeśli ciągnie was do mrocznych historii, w których cały czas coś się dzieje, a akcja nie zwalnia tempa to zdecydowanie książka dla was!

Luminariusze to historia bardzo tajemnicza i pełna napięcia. Mamy w niej mroczny las, koszmary, które trzeba zabijać i dziewczynę, wyrzutka próbującą przywrócić swojej rodzinie dawny status.

Książka skierowana jest dla grupy wiekowej około 14+, co znaczy, że nie wszystkim się ona spodoba

Dla mnie Lumiariusze są dokładnie taką literaturą młodzieżową jakiej potrzebujemy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytane! I powiem wam, podobało mi się.

Długo zwlekałam z Miastem Kości, bo znałam film, trochę serialu i dosłownie na każdym kroku ktoś podrzucał spoilery do serii.

Książkę czytało mi się bardzo szybko. Po wielu różnych opiniach myślałam, że bohaterowie pewnie będą mnie denerwować. O dziwo tak nie było. Nawet polubiłam Clary i resztę nastoletnich Nocnych Łowców.
Całość wydała mi się dosyć lekka i nie aż tak wymagająca jak Diabelskie Maszyny. Chociaż pewnie było to spowodowane tym, że akcję z pierwszego tomu DA znałam już bardzo dobrze i wiedziałam czego się spodziewać. Mimo to uważam, że dopiero teraz tak naprawdę poznałam bohaterów, o których słyszałam tylko różne opowieści.

Ogólnie? Było fajnie. Po Mieście Kości jeszcze bardziej polubiłam świat Nocnych Łowców i na pewno będę kontynuować czytanie książek Clare.

Przeczytane! I powiem wam, podobało mi się.

Długo zwlekałam z Miastem Kości, bo znałam film, trochę serialu i dosłownie na każdym kroku ktoś podrzucał spoilery do serii.

Książkę czytało mi się bardzo szybko. Po wielu różnych opiniach myślałam, że bohaterowie pewnie będą mnie denerwować. O dziwo tak nie było. Nawet polubiłam Clary i resztę nastoletnich Nocnych Łowców....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Królestwo Nikczemnych zdecydowanie zachęca do czytania nie tylko swoją cudowną okładką, opisem obiecującym wspaniały klimat, ale przede wszystkim bardzo pozytywnymi recenzjami czytelników.

No i się skusiłam. Kupiłam. Przeczytałam. I kurde mam okropny problem z tą książką…

Liczyłam naprawdę na wiele. Miałam bardzo wysokie oczekiwania i niestety się zawiodłam.

No, ale zanim przejdę do rzeczy nieprzyjemnych wymienię kilka plusów tej książki:
- może być dobra na zastój czytelniczy;
- nie jest jakoś mocno wymagająca (jak już przebrniemy pierwsze 50 stron to leci szybciutko);
- ma piękną okładkę;
- ciekawy pomysł na fabułę;
I to tak w sumie tyle. Tu się kończą pozytywy…

A co mi się nie podobało?
- bardzo chaotyczny prolog, nie wiem co autorka chciała nim przekazać, bo niewiele z niego zrozumiałam.
- brak opisów - nie wiemy jak wygląda miasto, bohaterowie, miejsca, w których przebywają; przez to musiałam sprawdzać jaki jest czas akcji tej książki w internecie! A jak się dowiedziałam, że to „late 1800s” byłam w szoku.
- JĘZYK. Jak na XIX wiek był on zbyt współczesny… Bohaterka nosiła „kieckę”? Na targu były fajne „ciuchy”. Demon był „dupkiem”, a w pewnym momencie to nawet „dzwonili” na policję... No błagam!
- Autorka nie potrafiła przekazać czytelnikowi tego, co miała w głowie i w niektórych miejscach po 3 razy zastanawiałam się „jak do tego niby doszło??? Czy czegoś nie przeczytałam, coś pominęłam?”… A najgorzej było na zakończenie, bo czytałam je aż 2 razy. Za pierwszym razem w ogóle nie zrozumiałam, co tam się odwaliło.
- No i na koniec wszechobecne opisy jedzenia, które miało więcej charakteru niż bohaterowie.

Królestwo Nikczemnych zdecydowanie zachęca do czytania nie tylko swoją cudowną okładką, opisem obiecującym wspaniały klimat, ale przede wszystkim bardzo pozytywnymi recenzjami czytelników.

No i się skusiłam. Kupiłam. Przeczytałam. I kurde mam okropny problem z tą książką…

Liczyłam naprawdę na wiele. Miałam bardzo wysokie oczekiwania i niestety się zawiodłam.

No, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

These Violent Delights” to książka, o której słyszałam wiele dobrego. Nie spotkałam się jeszcze z recenzją, gdzie ktoś stwierdziłby, że historia ta była słaba!

Powiem wam, że i mi się bardzo podobało!

Początkowo podchodziłam dość sceptycznie do całej tej historii. Każdy mówił o Romeo i Julii w kontekście retellingu jednego z najbardziej znanych dramatów Szekspira. No i bałam się tego, bo naprawdę nienawidzę tej historii... Na szczęście Chloe Gong wiedziała co robi i wykombinowała to mega dobrze. Elementy Romea i Julii zostały tak wkomponowane w życie Romy i Juliette, że wcale mi nie przeszkadzały.

Fabuła książki bardzo mi się podobała. Cała ta akcja z poszukiwaniem źródła tajemniczej choroby, która zabija lud Szanghaju była bardzo dobrze poprowadzona. A wątek romantyczny jaki się tu pojawił? Był naprawdę świetny! W końcu przeczytałam coś, gdzie nie ma obściskiwania się co rozdział, a relacje między bohaterami są skomplikowane i rozwijają się powoli. Jest też dużo skupiania się na psychice bohaterów, co jest na duży plus. No po prostu super!

A zakończenie? Myślałam, że się spodziewam, a jednak się nie spodziewałam.

Jedynym minusem „These Violent Delights” było chyba trzymanie książki podczas czytania. Ma ponad 500 i zaczyna być dosyć ciężka jak się robi z nią taki kilkugodzinny maraton, ale taki minus jestem w stanie wybaczyć.

These Violent Delights” to książka, o której słyszałam wiele dobrego. Nie spotkałam się jeszcze z recenzją, gdzie ktoś stwierdziłby, że historia ta była słaba!

Powiem wam, że i mi się bardzo podobało!

Początkowo podchodziłam dość sceptycznie do całej tej historii. Każdy mówił o Romeo i Julii w kontekście retellingu jednego z najbardziej znanych dramatów Szekspira. No i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od kiedy gdzieś przez przypadek zobaczyłam tę książkę jeszcze przed jej premierą, miałam ochotę na jej przeczytanie. Jedyne, co mnie powstrzymywało to chyba fakt, że baaaardzo rzadko sięgam po polskich autorów i trochę się bałam. No ale w końcu w moich rękach znalazł się egzemplarz tej powieści i nie zawiodłam się.

Do książki podchodziłam bez żadnych oczekiwań, bez czytania recenzji, bez niczego - chciałam dać jej szansę tak „na czysto”.

No i powiem wam, że było fajnie. Silni bohaterowie, mega klimat - idealny dla fanów motywu dark academia, relacje między bohaterami były bardzo ciekawe. Nie ma tutaj typowego wątku romantycznego, możemy tylko kibicować. Akcja dzieje się bardzo szybko, więc nie ma czasu na nudę. To książka, która zdecydowanie porywa ze sobą czytelnika aż do ostatniej strony.

Od kiedy gdzieś przez przypadek zobaczyłam tę książkę jeszcze przed jej premierą, miałam ochotę na jej przeczytanie. Jedyne, co mnie powstrzymywało to chyba fakt, że baaaardzo rzadko sięgam po polskich autorów i trochę się bałam. No ale w końcu w moich rękach znalazł się egzemplarz tej powieści i nie zawiodłam się.

Do książki podchodziłam bez żadnych oczekiwań, bez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gildia Zabójców to książka, która zdecydowanie nieźle namieszała mi w głowie, jeśli chodzi o ocenienie jej.

Na początku bardzo ciężko było mi wejść w historię, ale to bardziej wina tego, że nie czytałam w ostatnim czasie żadnej książki, której akcja dzieje się we współczesności. Nagle z majestatycznych zamków, smoków, strasznych potworów czy też klimatycznych XIX-wiecznych miast przenoszę się do Krakowa XXI wieku. Spory przeskok nie?

Co do akcji… Hm, no tu coś mi nie grało. Kocham książki, w których ciagle coś się dzieje. Tutaj na rozwój konkretnych wydarzeń trzeba trochę poczekać. Książka rozkręca się baaardzo powoli, ale dzięki temu możemy bliżej poznać główną bohaterkę i to co „siedzi” w jej głowie. No ale dla mnie to jednak było zdecydowanie za wolno.

Jeśli chodzi o bohaterów to bardzo polubiłam Alyssę i to jakie zmiany zachodzą w jej zachowaniu przez całą książkę. Kitsune wydaje się być dobrym ziomkiem i fajnie się o nim czytało. Za to Oliwier? To ten typ bohatera, który cały czas denerwuje, ale bez niego nie byłoby dramy.
A co do koreańskiego boysbandu, który w zabawnie losowy sposób pojawia się w życiu Alyssy… Jest to dosyć specyficzny element jak na motyw przewodni książki, którym są płatni zabójcy, ale poprowadzone było to w całkiem fajny sposób.

Ogólnie książka mi się podobała, a po drugi tom pewnie sięgnę jakoś niedługo. Coś czuję, że to w nim rozkręci się prawdziwa akcja, a to tutaj to było tylko wprowadzenie do naprawdę zakręconej i być może dobrej historii.

Gildia Zabójców to książka, która zdecydowanie nieźle namieszała mi w głowie, jeśli chodzi o ocenienie jej.

Na początku bardzo ciężko było mi wejść w historię, ale to bardziej wina tego, że nie czytałam w ostatnim czasie żadnej książki, której akcja dzieje się we współczesności. Nagle z majestatycznych zamków, smoków, strasznych potworów czy też klimatycznych XIX-wiecznych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początku totalnie nie byłam przekonana do czytania tej pozycji. Właściwie to po jej premierze i pierwszych opiniach totalnie ją zlałam. Jednak jak widać w końcu się na nią zdecydowałam.

Po dosyć długim zastoju czytelniczym potrzebowałam przeczytać coś krótkiego, lekkiego, nieskomplikowanego. No i tak w sumie to w tej książce wszystko to dostałam. Fabuła nie jest jakaś bardzo ambitna. Po opisie spodziewałam się czegoś więcej, ale było po prostu ok. Brakowało mi większego wprowadzenia do świata, w którym rozgrywa się akcja. Coś tam niby wiemy, że są inne królestwa, ale tak to nic więcej. Jak dla mnie za mało opisów, a dialogi były prowadzone w dosyć specyficzny sposób i nie do końca orientowałam się gdzie kończy się rozmowa, a gdzie zaczynają przemyślenia bohaterki. Miałam też wrażenie, że miejscami coś chyba nie pykło w tłumaczeniu, bo niektóre zdania brzmiały naprawdę dziwnie...

Nie jest to książka, która zostaje w głowie na dłużej. Jest to coś fajnego do przeczytania na szybko i bez większego zastanawiania się. Chociaż przyznam, że końcówka była całkiem interesująca.

Na początku totalnie nie byłam przekonana do czytania tej pozycji. Właściwie to po jej premierze i pierwszych opiniach totalnie ją zlałam. Jednak jak widać w końcu się na nią zdecydowałam.

Po dosyć długim zastoju czytelniczym potrzebowałam przeczytać coś krótkiego, lekkiego, nieskomplikowanego. No i tak w sumie to w tej książce wszystko to dostałam. Fabuła nie jest jakaś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z kupnem tej książki zwlekałam naprawdę wieki, ale w końcu znalazła się w mojej biblioteczce. Czy było warto? W sumie to tak średnio.

Co mogę o niej powiedzieć? Po pierwszym tomie to jest dla mnie taka zwykła fantastyka dla młodzieży. Mamy tutaj trochę denerwującą główną bohaterkę, zakochanego przyjaciela i tajemniczego księcia z wielką mocą.

Ogólnie historia mi się nawet podobała, była przyjemna i szybko ją przeczytałam. Niestety brakowało mi w niej większych szczegółów dotyczących świata i jego kreacji. Poza tym mogę ją szczerze polecić osobom kochającym klimat dark academia oraz tym, którzy potrzebują jakiejś fajnej fantastyki z delikatnym romansem.

Generalnie dla osób, które już długo obcują z fantastyką szału nie ma. Jeśli chodzi o osoby, które zaczynają czytać ten gatunek to jest to pozycja idealna na początek.

Z kupnem tej książki zwlekałam naprawdę wieki, ale w końcu znalazła się w mojej biblioteczce. Czy było warto? W sumie to tak średnio.

Co mogę o niej powiedzieć? Po pierwszym tomie to jest dla mnie taka zwykła fantastyka dla młodzieży. Mamy tutaj trochę denerwującą główną bohaterkę, zakochanego przyjaciela i tajemniczego księcia z wielką mocą.

Ogólnie historia mi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po 7 latach w końcu zakończyłam moją przygodę ze Szklanym Tronem.

Finałowy tom serii jest prawdziwym rollercoasterem emocji. Kiedy go czytałam śmiałam się i płakałam na przemian. Ta książka tak mnie zniszczyła, że po jej zakończeniu wciąż walczyłam ze łzami wzruszenia. Maas zrobiła tutaj świetną robotę. Nigdy nie czytałam lepszego finału tak długiej serii... Aż do teraz.

Niezliczone bitwy, pełne emocji dialogi, pożegnania i poświęcenia - tymi słowami można po krótce opisać Królestwo Popiołów. Mamy tutaj niesamowitą przemianę bohaterów, których poznawaliśmy przez całą serię. Ogromne zmiany w ich zachowaniu w stosunku do początkowych tomów serii były czymś wspaniałym. Widziałam cały progres jaki zaszedł w sposobie bycia postaci i to było coś pięknego. Chociaż moimi zdecydowanymi faworytami byli Manon i Dorian to nie mogę nic ująć innym, bo ich historie również były uderzające, wzruszające i rozbudowane.

Jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem jak ta książka na mnie wpłynęła. Nie nudziłam się ani przez chwilę. I mimo, że Empik Go trochę ze mną nie współpracował podczas czytania to udało mi się przez nią przebrnąć naprawdę szybciutko biorąc pod uwagę ilość stron.

Mam nadzieję, że w przyszłości będę miała tą przyjemność przeczytania innych książek, które mają tak wielki i rozbudowany świat, a każdy bohater niesie ze sobą bardzo dobrą historię.

Po 7 latach w końcu zakończyłam moją przygodę ze Szklanym Tronem.

Finałowy tom serii jest prawdziwym rollercoasterem emocji. Kiedy go czytałam śmiałam się i płakałam na przemian. Ta książka tak mnie zniszczyła, że po jej zakończeniu wciąż walczyłam ze łzami wzruszenia. Maas zrobiła tutaj świetną robotę. Nigdy nie czytałam lepszego finału tak długiej serii... Aż do teraz....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do kupienia Caravalu zachęciła mnie ogromna ilość pozytywnych recenzji i poleceń, więc kiedy książka stanęła na mojej półce… Cóż, trzeba było ją przeczytać.

No i jest. Przeczytałam pierwszy tom. Co dalej?

Powiem tak, chyba wyrosłam z tego typu powieści... Caraval może i by mi się spodobał gdybym miała z 15 lat, a nie prawie 20. Pomysł na historię był ciekawy, jednak naiwność bohaterki, problemy, które się same rozwiązują, spisek, w którym odczuwalne jest wrażenie, że sama autorka się pogubiła… No jestem na nie. Ciężko było mi się też wciągnąć w ten magiczny świat, który bardzo mnie interesował. Brakowało mi tu większej dokładności opisów, trochę mniejszego tempa i może większej konsekwencji. Niektóre sceny, wątki dawały wrażenie wprowadzonych po to, żeby zaraz o nich zapomnieć, co mocno mnie irytowało.

Generalnie Caraval jest bardzo lekki, szybko się to czyta. Uważam, że może to być coś fajnego na zastój w czytaniu. Taka wiecie, książka typu: przeczytać, podenerwować się na bohaterów i pójść dalej.

Do kupienia Caravalu zachęciła mnie ogromna ilość pozytywnych recenzji i poleceń, więc kiedy książka stanęła na mojej półce… Cóż, trzeba było ją przeczytać.

No i jest. Przeczytałam pierwszy tom. Co dalej?

Powiem tak, chyba wyrosłam z tego typu powieści... Caraval może i by mi się spodobał gdybym miała z 15 lat, a nie prawie 20. Pomysł na historię był ciekawy, jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

/ część 1 i 2 /

Jakoś nigdy nie byłam mocno wciągnięta akurat w tę serię (Szklany Tron życiem <3), ale pierwsze 3 tomy podobały mi się. Dalej zaczęło się robić trochę gorzej. Dwór szronu i blasku gwiazd, no to pozostawię bez komentarza… Ot, taka nowelka, żeby czymś zająć czytelników pomiędzy innymi książkami. Ale Dwór srebrnych płomieni? Sarah, coś ty tu zrobiła?

Generalnie, na początku podobało mi się pokazanie perspektywy Nesty i Cassiana, no i to, że wszystko może wyglądać inaczej w oczach każdego z bohaterów. W końcu dowiadujemy się o co zawsze chodziło Neście. W ogóle jakaś 1/3 książki była bardzo obiecująca, fabuła szła w ciekawą stronę i faktycznie byłam zaintrygowana.

A potem? Ta książka sprawiła, że nagle znielubiłam praktycznie wszystkich bohaterów... Rhys i Feyra? No trzymajcie mnie, kto czytał ten wie. Cassian zostaje tutaj sprowadzony do płytkiej roli wiecznie napalonego samca, a inni bohaterowie majaczą gdzieś tam w tle tracąc cały swój charakter i jego cechy, albo w ogóle nie pojawiają się przez większość czasu (Elaina, Mor, Amrena???) 🫠

Jeśli chodzi o fabułę, intrygi, akcję, czyli coś za co kocham książki Maas - no jest średnio. W sumie to mam wrażenie, że po tej części nie wiem nic. Okej, okej, no były jakieś królowe, jakiś Kościej, jakieś skarby itd. Ale w momencie, kiedy jest już akcja, coś się dzieje, zaczyna być dramatycznie to wszystko kończy się po kilku stronach.

A zakończenie? No aż mnie coś boli jak o nim myślę. Ja jestem bardzo ciekawa, co osoby, które to przeczytały o tym sądzą. Dodam tylko, że dostaliśmy książkę o innych bohaterach tylko po to, żeby akcja kimo wszystko toczyła się w koło Rhysa, Feyry i ich problemów, humorków i innych rzeczy z nimi związanych.

Myślę, że ta książka jest w porządku, jeśli nie ma się jakichś większych wymagań, co do niej. Ale im dłużej o niej myślę, tym większym średniakiem jest dla mnie.

/ część 1 i 2 /

Jakoś nigdy nie byłam mocno wciągnięta akurat w tę serię (Szklany Tron życiem <3), ale pierwsze 3 tomy podobały mi się. Dalej zaczęło się robić trochę gorzej. Dwór szronu i blasku gwiazd, no to pozostawię bez komentarza… Ot, taka nowelka, żeby czymś zająć czytelników pomiędzy innymi książkami. Ale Dwór srebrnych płomieni? Sarah, coś ty tu zrobiła?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

O tym tytule widziałam sporo opinii i zdecydowana większość była pozytywna. Zachęcona tymi wszystkimi dobrymi słowami postanowiłam po nią sięgnąć. Przyznaję, że zaskoczył mnie fakt, że ta historia spodobała się tak wielu osobom, zwłaszcza, że dla mnie jest po prostu mocno średnia i niedopracowana.
Główna bohaterka była dla mnie nieznośna, a sposób, w jaki przedstawiane były jej przemyślenia był dla mnie totalnie niejasny. Jess, która notorycznie nie mogła się zdecydować czy lubi Caydena czy nie, to była prawdziwa porażka. Kolejna typowa bohaterka, szara myszka z rudymi włosami i milionem fobii żyjąca w cieniu swojej przyjaciółki, którą zaczyna interesować się najprzystojniejszy chłopak jaki istnieje. Znajomy motyw, prawda? Już dawno nie czytałam książki, w której główna postać działałaby mi na nerwy w taki sposób jak właśnie ona. W trakcie czytania musiałam robić sobie przerwy, aby się zastanowić co autorka mogła mieć na myśli. Relacje między bohaterami są strasznie płytkie, w sumie tak samo jak sami bohaterowie. Nie widziałam tutaj żadnego konkretnego rozwoju w relacjach, czy też charakterach, osobowościach postaci.
Kolejnym wielkim minusem były dla mnie dialogi. W tej książce są one niesamowicie płytkie, nic niewnoszące, pisane jakby trochę na siłę. Podczas czytania ich miałam wrażenie, że całe te rozmowy mogły mieć sens w głowie autorki, ale pisząc je chyba zapomniała, że nie znamy jej myśli.
Jeśli chodzi o sam pomysł na historię to nie powiem, że był zły. Motywy mitologiczne w książkach to coś, co bardzo lubię, ale tutaj czar trochę prysł. Autorka na siłę chciała nam wepchnąć jakieś swoje wyobrażenie mitologii greckiej, które jak dla mnie, średnio miało sens i mało kleiło się kupy. Idea Prometeusza, który poprzez zakład z Zeusem chce zyskać śmiertelność była całkiem fajna, ale jestem przekonana, że w pewnym momencie Marah Woolf już chyba sama zapomniała o czym chce pisać.
Ogólnie, jeśli ktoś chce się podszkolić z mitologii czytając tę powieść to jestem na nie, ale jeśli interesuję was niezobowiązująca historia, którą czyta się niesamowicie szybko i nie trzeba przy niej wiele myśleć to właśnie powinniście sięgnąć po Iskrę bogów.

O tym tytule widziałam sporo opinii i zdecydowana większość była pozytywna. Zachęcona tymi wszystkimi dobrymi słowami postanowiłam po nią sięgnąć. Przyznaję, że zaskoczył mnie fakt, że ta historia spodobała się tak wielu osobom, zwłaszcza, że dla mnie jest po prostu mocno średnia i niedopracowana.
Główna bohaterka była dla mnie nieznośna, a sposób, w jaki przedstawiane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Percy Jackson to już niemal młodzieżowa klasyka. Według wielu jest to seria, którą absolutnie każdy powinien przeczytać. Ale czy ja też tak myślę? Otóż, mam dość mieszane uczucia wobec naszego Złodzieja pioruna.

Z jednej strony autor chce pokazać nam poważe problemy z jakimi zmagają się młodzi ludzie, np. dysleksja, ADHD, czy też nieznośny ojczym, z ktorym jakimś sposobem związała się matka głównego bohatera. Są to dość poważne przesłania jak na książkę, w której głownym bohaterem jest dwunatstolatek przechodzący prawdziwą przemianę ze szkolnego łobuza, który zawsze broni swojego kumpla przed innymi dzieciakami w prawdziwego herosa. Nie wiem, może jestem już torchę za stara na tę serię, ale jakoś nie potrafiłam sobie wyobrazić dziecka, które walczy i myśli jak dorosła osoba.

No dobra, teraz czas na tę przyjemniejszą część. Co mi się podobało? Oczywiście motyw mitologii to jest coś, co kocham, więc moje oczekiwania w tej kwestii były całkiem wysokie. Powiem wam, że Riordan zrobił to dobrze. Nawet bardzo dobrze. Każdy z greckich bogów, których mamy szansę spotkać już w pierwszej części ma prawdziwy charakterek. Z kolejnych fajnych rzeczy mamy tu bardzo lekki styl. Czytanie tej książki tak mnie wciągnęło, że przeczytałam ją w naprawdę ekspresowym tempie. Muszę przyznać, że polubiłam także humor autora. W niektórych momentach naprawdę śmiałam się jak dziecko!

Podsumowując, Złodziej pioruna to książka, którą warto przeczytać, jeśli lubi się mitologię greckąi wszyyystko, co tylko z nią związane. Ja wciągnęłam się już do tego stopnia, że czytam już kolejny tom przygód Percyego i przyznaję, że z każdą stroną robi się coraz ciekawiej!

po ciekawostki zapraszam na:
https://asedziak.wixsite.com/moment-for-book/post/złodziej-pioruna-rick-riordan

Percy Jackson to już niemal młodzieżowa klasyka. Według wielu jest to seria, którą absolutnie każdy powinien przeczytać. Ale czy ja też tak myślę? Otóż, mam dość mieszane uczucia wobec naszego Złodzieja pioruna.

Z jednej strony autor chce pokazać nam poważe problemy z jakimi zmagają się młodzi ludzie, np. dysleksja, ADHD, czy też nieznośny ojczym, z ktorym jakimś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaraza już na pierwszy rzut oka kusi nas cudowną okładką, a kiedy przyjrzymy się bliżej możemy przeczytać także opis, który także jest niczego sobie. Oba te czynniki sprawiają, że nasze wymagania co do treści idą w górę i spodziewamy się szalonych akcji, emocjonalnych rollercoasterów i wiele innych. Co jednak dostajemy? A no, moim zdaniem otrzymaliśmy (prawie) całkiem poprawną powieść fantastyczną. Może nie było tu jakże standardowego elementu jakim jest trójkąt miłosny, ale w zamian autorka funduje nam dość szybko rozwijającą się love-hate relationship. Chociaż, jak dla mnie rozwijała się jednak za szybko, a bohaterowie byli trochę jakby spłyceni. Najgorzej odbiło się to na wizerunku Zarazy, który niby miał być boskim wysłannikiem, a skończyło się na tym, że jego zachowanie przypominało nastolatka z problemami.
Sięgając po tę powieść zastanawiałam się w jaki sposób autorka poradzi sobie z tematem samego Boga i tego, dlaczego zsyła on na ludzkość Jeźdźców Apokalipsy, jednak wzmianek o tym było niewiele. Szczerze, nie obraziłabym się gdyby Laura Thalassa wymyśliła jakąś swoją totalnie abstrakcyjną historię, która mogłaby nawet nie mieć najmniejszego sensu, a nie tylko to, że ludzie grzeszą i to właśnie nasza kara...
Momenty , w których serce czytelnika zaczynało bić w przyspieszonym tempie z obawy o bohatera można policzyć na palcach jednej ręki. Niestety cała akcja opiera się na wędrówce przez miasta i wsie na grzbiecie wiernego konia Zarazy i nie jest to jakoś bardzo ekscytujące.
Nie mogę powiedzieć, że zawiodłam się tą książką, bo praktycznie do połowy powieści mówiłam wszystkim o tym jak bardzo mi się spodobała. No właśnie. Do połowy. A co było dalej? Cóż, Laura postanowiła, że od tego momentu nie będzie to coś, co mogą czytać dzieci...
MIMO TO, w Zarazie jest coś takiego, co wciąga. Za każdym razem, gdy odkładałam książkę to czułam pewien niedosyt i znowu ją brałam, by przeczytać choćby kilka stron więcej. I wiecie co? Jeśli drugi tom kiedykolwiek ukaże się w Polsce to zamierzam go przeczytać. Nie pytajcie dlaczego, ponieważ sama nie znam odpowiedzi na to pytanie.

Zaraza już na pierwszy rzut oka kusi nas cudowną okładką, a kiedy przyjrzymy się bliżej możemy przeczytać także opis, który także jest niczego sobie. Oba te czynniki sprawiają, że nasze wymagania co do treści idą w górę i spodziewamy się szalonych akcji, emocjonalnych rollercoasterów i wiele innych. Co jednak dostajemy? A no, moim zdaniem otrzymaliśmy (prawie) całkiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jeśli jesteś autorem romansów, obyczajówek czy czegoś w podobie, dobra rada: BROŃ CIĘ PANIE BOŻE, NIE PISZ JAK JANE HARVEY-BERRICK!

No kurczę, historia super, naprawdę super - za to wielki plus dla autorki. W powieści poruszony jest naprawdę poważny temat związany z brakiem akceptacji siebie spowodowanej pewną niepełnosprawnością oraz utratą bliskich osób. Bohaterowie są tacy, jacy powinni być w typowej książce dla młodzieży, czyli grzeczna dziewczynka oraz bad boy z prawdziwego zdarzenia, który jest jedną wielką zagadką.

"Gdy ludzie wiedzą o twojej niepełnosprawności (...) to od razu traktują cię inaczej. Przez większość czasu nawet nie zdając sobie z tego sprawy."

Oczywiście cała historia kręci się wokół muzyki i szczerze mówiąc, gdyby było to wspomniane w opisie, to nie sięgnęłabym po nią. Nie kręcą mnie książki opowiadające o wspólnej miłości bohaterów do muzyki itd., ale z ręką na sercu przyznaję, że tutaj było to bardzo dobrze wpasowane.

Dobra, dobra... Na razie same plusy, więc o co mogło mi chodzić na początku? A no moi drodzy, chodzi o JĘZYK. Tak. Właśnie. Język, którym posługiwała się autorka książki. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z powieścią dla młodzieży, która zawierała aż tyle bluzgów. Ja rozumiem, że chodzi tu o oddanie wyglądu środowiska w jakim obraca się młodzież (w tym przypadku osoby w wieku 18-19 lat ), jednak sądzę, że połowy przekleństw i slangowych określeń można było uniknąć. Kolejny minusik do kolekcji to zbliżenia Lisanne i Daniela. O MÓJ BOŻE, może przesadzam, ale to, co tu się działo... Normalnie Grey! (Tylko wiecie, no, taki dla nastolatek) Ostatnie, do czego się mogę przyczepić to ostatnie 50 stron. No właśnie. Miałam ogromne wrażenie, że wydarzenia w nich zawarte zostały napisane na szybko w wielkim skrócie.

Cóż, jedno trzeba przyznać ta książka z całą pewnością może być niebezpieczna. Jest całkiem sporych rozmiarów, jednak czyta się ją baaardzo szybko. Mimo wszystko, uważam, że warto zapoznać się z barwną twórczością pani Harvey-Berrick.

więcej na: http://moment-for-book.blogspot.com/

Jeśli jesteś autorem romansów, obyczajówek czy czegoś w podobie, dobra rada: BROŃ CIĘ PANIE BOŻE, NIE PISZ JAK JANE HARVEY-BERRICK!

No kurczę, historia super, naprawdę super - za to wielki plus dla autorki. W powieści poruszony jest naprawdę poważny temat związany z brakiem akceptacji siebie spowodowanej pewną niepełnosprawnością oraz utratą bliskich osób. Bohaterowie są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść Ashera to z pewnością książka kontrowersyjna. Poruszanie tematu samobójstwa w literaturze samo w sobie jest kontrowersyjne. Ale czy taka historia ma szansę bytu w wieku, w którym ciągle o tym słyszymy? Cóż, zamysł był intrygujący, jednak wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

Uważam, że "powody", poprzez które główna bohaterka popełniła samobójstwo były wyjątkowo błahe jak dla tego typu historii. Czytając opis myślałam, że pojawi się tu coś naprawdę poważnego, rozczulającego, czy nawet przejmującego. Do przeczytania najbardziej skłoniła mnie wieść o serialu, który miał być czymś "wow". Niestety lekko się zawiodłam. Lekturę przebrnęłam robiąc sobie przerwy. Styl pisania autora bywa do tego stopnia nudny, że aż miejscami zasypiałam! Ciągłe opisy rozpaczy Claya... Bleh. Cały czas tylko "O nieee jestem jednym z jej powodów, o nieee czemu wcześniej z nią nie porozmawiałem?!". O ludzie. Jak mnie to drażniło. Ileż można?!

"Będę po prostu dalej opowiadała o tobie."

Bohaterowie pojawiający się w kasetach Hannah byli bardzo różnorodni. Od zwykłej szarej myszki jaką był Clay przez szalonego paparazzi aż po szkolne gwiazdy. Co najlepsze według narratorki nagrań każda z tych osób zawiniła. Bardziej lub mniej, ale zawiniła. Samobójstwo to bardzo poważny problem, jednak to, co zostało tu pokazane wygląda jak jakiś żart.

Podsumowując, nie jestem do końca przekonana to tej książki oraz do autora. Powieść ciągnęła się w nieskończoność, a powody śmierci bohaterki były okropnie naciągane.

więcej na
http://moment-for-book.blogspot.com

Powieść Ashera to z pewnością książka kontrowersyjna. Poruszanie tematu samobójstwa w literaturze samo w sobie jest kontrowersyjne. Ale czy taka historia ma szansę bytu w wieku, w którym ciągle o tym słyszymy? Cóż, zamysł był intrygujący, jednak wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

Uważam, że "powody", poprzez które główna bohaterka popełniła samobójstwo były wyjątkowo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy książka Leslye Walton jest osobliwa? Zdecydowanie!

Gdy zaczęłam czytać historię rodziny Roux byłam przerażona ilością francuskich imion i nazw, jednak po przebrnięciu przez pierwsze pięćdziesiąt stron ich ilość znacznie zmalała i ograniczała się do minimum. Zatem nie bójcie się! Głowa nie rozboli was od niemiłosiernie trudnych do przeczytania słów.

Po namyśle zauważyłam, że Leslye Walton poruszyła tu chyba wszystkie tematy tabu jakie przyszły jej na myśl. Jeśli chodzi o wymienienie ich to aż ciężko mi się do tego zabrać, to trzeba po prostu samemu przeczytać, naprawdę.

Po zakończeniu historii piętnastolatki skazanej na bycie inną, zrozumiałam, że całość bardziej opowiadała o rodzinie tytułowej bohaterki niż o niej samej. Bardzo podobała mi się narracja. O wszystkich "przypadkach" rodziny opowiada sama Ava, która czasem wtrąci coś od siebie. Niestety, taka forma opowieści też ma swoje minusy. Wiele razy narratorka przechodziła z imienia bohatera na np. moja babka, matka itd. Nie ukrywam, można się było pogubić. Co do samej tytułowej bohaterki... Cóż, kiedy docieramy już do tej właściwej części książki. Okazuje się, że Ava, jako nastolatka, która jest zamknięta w domu, nie grzeszy inteligencją. O ile jej babka i w pewnym stopniu matka, były kobietami potrafiącymi odróżnić dobro od zła, to ta tutaj nie rozumiała, co dla niej znaczy wyjście na zewnątrz.

Przyznaję, że ta książka jest czymś, co ciężko będzie zapomnieć. Całość jest przepełniona absurdami! Pojawiło się tu całe mnóstwo fragmentów, po których musiałam przerwać czytanie i pomyśleć "Ale o co tu właściwie chodzi?" . To właśnie przez takie elementy nie miałam zielonego pojęcia do jakiej kategorii dopasować te "przypadki". Czy to powieść obyczajowa? A może już fantastyka? Ach ten Kanarek...

Kończąc książkę naszła mnie pewna myśl. Czy celem tej powieści nie było jednak ukazanie nam tego, w jaki sposób traktowane są osoby, które mają odmienne poglądy, zainteresowania i umiejętności? Miałam wrażenie, że cała historia mogła mieć drugie dno, nad którym, my, jako czytelnicy, powinniśmy się zatrzymać i zastanowić.

więcej na:
http://moment-for-book.blogspot.com/

Czy książka Leslye Walton jest osobliwa? Zdecydowanie!

Gdy zaczęłam czytać historię rodziny Roux byłam przerażona ilością francuskich imion i nazw, jednak po przebrnięciu przez pierwsze pięćdziesiąt stron ich ilość znacznie zmalała i ograniczała się do minimum. Zatem nie bójcie się! Głowa nie rozboli was od niemiłosiernie trudnych do przeczytania słów.

Po namyśle...

więcej Pokaż mimo to