-
ArtykułyKlucz do konwencji, czyli schematy w kryminałachMarcin Waincetel13
-
ArtykułyZakładki, a także wszystko, czego jako zakładek używamy. Czym zaznaczasz przeczytane strony książek?Anna Sierant42
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać394
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2016-05
2016-05-26
Książki czyta się na różne sposoby, od strony do strony, od rozdziału do rozdziału, od sceny do sceny. Krivoklata nie można przejść w ten sposób, ponieważ nie ma w nim rozdziałów czy scen. Limitowane są też kropki a oddech łapiemy przy przecinkach. I mimo to, albo dzięki temu właśnie, nie sposób się oderwać. Ciekawość i chęć poznania zamiarów głównego bohatera, zrozumienia jego idei, podążania śladem jego przemyśleń przykuwa do lektury i nie pozwala na zaczerpnięcie oddechu. A gdyby można było wyłączyć oddech weszłoby się w przegadany świat Krivoklata jeszcze głębiej.
W najnowszej książce Jacka Dehnela, mojego ulubionego ostatnio pisarza, wszystko jest symboliczne, po coś. Jej struktura nawiązuje do prozy Thomasa Bernharda, w tym do „Dawnych mistrzów” i opisywanego tam obrazu Tintoretta „Siwobrody mężczyzna”. Historia dzieje się w centrum Medycznym Zamek Immendorf, który jest fikcyjny, ale źródła nazwy ośrodka należy szukać w zamku o tej samej nazwie, spalonym w czasie II wojny z powodu dzieł sztuki ukrytych tam przez nazistów – obrazów Klimta. Krivoklat nie istniał w rzeczywistości, ale jego pierwowzorem był Hans-Joachim Bohlmann, który w podobny sposób zniszczył około 50 dzieł Rubensa, Rembrandta i Durera. I właśnie wokół dzieł, lub jak kto woli – wokół arcydzieł autor snuje swoją opowieść o kulturze i społeczeństwie, którego kondycja zależy także od tego czy i jak postrzega sztukę.
Krivoklat to pensjonariusz zakładu dla psychicznie chorych, umieszczony tam z powodu dokonywanych systematycznie przestępstw, polegających na oblewaniu arcydzieł malarstwa światowego dziewięćdziesieciosześcioprocentowym kwasem siarkowym. Dlaczego to robi i jaki ma cel? To najważniejsze pytanie książki i nie mogę zdradzić odpowiedzi. Dość powiedzieć, że bohater ma górnolotne pobudki, które z zapałem omawia z innym pensjonariuszem – Zeyetmayerem, rysownikiem, technikiem dentystycznym, mordercą żony, którą poćwiartował narzędziami do modelarstwa.
Kriviklat niszczy najwspanialsze dzieła sztuki będąc świadomym, że po każdym takim akcie czeka go więzienie, proces i powrót do psychiatryka. Następnie przez kilka lat szuka kolejnej okazji do wyjścia na przepustkę, żeby powtórzyć swój czyn. Głównym prowodyrem działań bohatera jest społeczeństwo, które popada w „łajdactwo i idioctwo” z powodu „całkowitego wyrugowania sztuki z życia, odcięcia się od jej źródeł, zabetonowania jej koryt, wpompowania w społeczną kanalizację”. Z książki dowiemy się także co bohater sądzi o dziennikarzach, dlaczego nie trawi Renoira i jak traktuje terapię poprzez sztukę. Nie dowiemy się jednak, który obraz ostatecznie ocalił.
Więcej? Zapraszam na blog: http://literami.pl/?p=213
Książki czyta się na różne sposoby, od strony do strony, od rozdziału do rozdziału, od sceny do sceny. Krivoklata nie można przejść w ten sposób, ponieważ nie ma w nim rozdziałów czy scen. Limitowane są też kropki a oddech łapiemy przy przecinkach. I mimo to, albo dzięki temu właśnie, nie sposób się oderwać. Ciekawość i chęć poznania zamiarów głównego bohatera,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-10-29
Nie każdy dorosły wie co to są POLIMATY. Większość z nas nawet nie słyszała o
Radosławie Kotarskim, guru młodych ludzi, który na internetowym na kanale YouTube nagrywa i publikuje filmy edukacyjne. Okazuje się, że treści tam przekazywane trafiają do nastolatków skuteczniej niż niejeden podręcznik do geografii, historii czy chemii.
Radosław Kotarski może dziś uchodzić za uwspółcześnioną wersję redaktora Wołoszańskiego, z tym, że zakres jego zainteresowań naukowych jest znacznie szerszy niż tematyka historyczna. Jednak forma przekazu informacji, scenografia, budowanie atmosfery przyciąga widza i wzbudza zainteresowanie.
I taka też jest książka „Nic bardziej mylnego”. To jeszcze nie publikacja naukowa ani podręcznik, raczej przewodnik po niezrozumiałych, często przyjmowanych „na wiarę” powiedzeniach, opiniach, w które bezrefleksyjnie wierzymy i przyjmujemy jako oczywiste. Przystępny język i krótka forma mają na celu zainteresowanie czytelnika tematem, weryfikację wcześniejszych informacji i – być może – sięgnięcie do pogłębionej literatury przedmiotu. Obszerna bibliografia została umieszczona na końcu książki.
Ponieważ ten typ literatury nie jest moim ulubionym, postanowiłam zasięgnąć pomocy mojego syna Kuby, gimnazjalisty, pasjonata Polimatów. Jego opinię zamieszczam poniżej:
„Dzień dobry, Witam was moi drodzy” to zdanie, które zna wielu internautów. Jeszcze nie domyślacie się o kim mowa? Podam więc jeszcze jeden cytat: „Nic bardziej mylnego”. Wiecie już o kogo chodzi? Oczywiście o pana Radka Kotarskiego czyli popularną osobę, która zyskała sławę dzięki serwisowi YouTube. Nagrywa i upublicznia swoje filmy na kanale Polimaty, w których opowiada o różnych ciekawych rzeczach z wielu dziedzin. Wtajemniczeni wiedzą, że przez krótki czas występował też w telewizji, w programie „Tylko ty”.
Gdy dostałem jego książkę zatytułowaną „Nic bardziej mylnego” i pierwszy raz zacząłem ją czytać poczułem, że złapała mnie i nie długo nie puści. Wiele tego typu publikacji nie jest najwyższych lotów, część należy traktować z przymrużeniem oka, bo nie są to teksty napisane przez prawdziwych pisarzy czy naukowców. Jednak pozytywnych przykładów, wartościowej literatury jest tu wiele, np. „Webshows” lub „Zeznania Niekrytego Krytyka”.
Lecz wróćmy do omawiania książki. Jej tematem przewodnim jest obalenie 50 popularnych mitów z historii, świata zwierząt, popkultury i nauki. Jest też miejsce na zweryfikowanie kilku tajemnic naszego dzieciństwa (na przykład zasada pięciu sekund).
Wszystkie części są napisane w równym stopniu językiem lekkim i paranaukowym. Stała struktura książki wygląda następująco: tytuł, pod nim treść mitu, niżej lekki i swobodny tekst, i dopiero w kolejnej części następuje naukowe rozwinięcie. Końcówka czasami zaopatrzona jest w cytat. Każdy z tekstów opiera się na różnych źródłach a najważniejsze informacje, decydujące o końcowym osądzie, są wyeksponowane.
jeśli jeszcze nie przekonaliście się do książki to spróbujcie odpowiedzieć na pytania: „czy człowiek korzysta jedynie z 10% mózgu?”, „czy Napoleon naprawdę był niski?”, „czy po przecięciu dwóch dżdżownic otrzymamy dwa różne zwierzęta?”, lub chociażby „czy człowiek zjada przeciętnie 8 pająków rocznie?”. Na nie wszystkie odpowie nam w swojej książce „ekspert od wiedzy ogólnej” – Pan Radosław Kotarski.”
Na zakończenie rada, jeśli nie potraficie zmusić dziecka do powtórzenia lekcji w podręczniku, podsuńcie mu książkę „Nic bardziej mylnego”. Może dzięki niej nabierze chęci do głębszego poznania tematu.
Współautorem opinii jest Kuba Wójcicki :)
Nie każdy dorosły wie co to są POLIMATY. Większość z nas nawet nie słyszała o
Radosławie Kotarskim, guru młodych ludzi, który na internetowym na kanale YouTube nagrywa i publikuje filmy edukacyjne. Okazuje się, że treści tam przekazywane trafiają do nastolatków skuteczniej niż niejeden podręcznik do geografii, historii czy chemii.
Radosław Kotarski może dziś uchodzić za...
2015-05-06
Poddajcie się uczuciom powolności i lepkości, wymuszonym stylem tej historii.
Przed oczami przepływają obrazy pustyni i marokańskich miasteczek, ale gdzieś w oddali słychać też odgłosy muzyki, śmiechów i zabawy. Samochody są ciągle zakurzone, piach unosi się w powietrzu, wciska w każdą część ciała, jest gorąco. Sugestywność przekazu powoduje, że początkowe kartki powieści wywołują lekkie znużenie. Ale nie dajcie się zwieźć pozorom. Wystarczy poddać się i zanurzyć w opowieści a potoczy się jak film.
Lawrence Osborne wyraziście maluje obraz Maroka i jego mieszkańców. Pokazuje nie tylko kraj, ale przede wszystkim relacje między ludźmi zamkniętymi w swoich kastach, podzielonych religiami i stylem życia. W milczącym przyzwoleniu koegzystują ze sobą Arabowie, Berberowie oraz szukający odskoczni od chłodnej i nudnej codzienności dekadenccy Europejczycy. A gdzieś nad nimi, jak burze piaskowe i codzienny skwar wisi wina i nieuchronna kara. Kto jest naprawdę winny? Kto i czy poniesie karę? Te pytania wywołują jeszcze jedno uczucie towarzyszące czytelnikowi od pierwszej do ostatniej strony – niepokój. Niepewność co wydarzy się dalej, nieprzewidywalność decyzji i działań bohaterów a także dylematy moralne trzymają nas w napięciu do samego końca.
Na okładce przywołano cytat z New York Times „Zaskakująca, mroczna, doskonała” Dodać można, że jest to dobrze skonstruowana opowieść, którą czyta się jednym tchem, ale tylko pod warunkiem nastawienia na spokojny rozwój wydarzeń. Nie znajdziecie tu gwałtownych przeskoków akcji, raczej powolne rozwijanie nici historii, której koniec wcale nie musi być oczywisty bo pomimo tego, że – jak twierdzi jedna z bohaterek: „nawet najbardziej skostniałe, znieczulone serce ma na dnie parę kropli miłości, wystarczająco, by napoić ptaki” to jednak nie zapominajmy, że „życie to tylko sport i rozrywka, jak skrupulatnie przypomina Koran, a ponieważ jest ono jedynie grą i niczym więcej, zapominamy, że sensem życia jest śmierć.”
Opinia: http://literami.pl/?p=163
Poddajcie się uczuciom powolności i lepkości, wymuszonym stylem tej historii.
Przed oczami przepływają obrazy pustyni i marokańskich miasteczek, ale gdzieś w oddali słychać też odgłosy muzyki, śmiechów i zabawy. Samochody są ciągle zakurzone, piach unosi się w powietrzu, wciska w każdą część ciała, jest gorąco. Sugestywność przekazu powoduje, że początkowe kartki...
2015-05-28
Ta książka jest jak krople miarowo spadające na ciało. Każda następna bardziej uwiera, przeszkadza, w końcu boli.
Magdalena Grzebałkowska przeszła przez piekło wspomnień, żeby zweryfikować własną i czytelnika świadomość roku 1945. Dziś trudno jest zrozumieć powody wyborów dokonywanych przez tych którzy przeżyli wojnę i usiłowali żyć dalej, trudno przyjąć do wiadomości, że Polacy z ofiar zmienili się w strażników nadzorujących więźniów tzw. obozu przesiedleńczego w Łambinowicach, a dzieci z żydowskiego domu dziecka w Otwocku muszą być chronione przez atakami polskich kolegów ze szkoły. Ofiara miesza się z oprawcą.
Czytaj dalej na: http://literami.pl/?p=150
Ta książka jest jak krople miarowo spadające na ciało. Każda następna bardziej uwiera, przeszkadza, w końcu boli.
Magdalena Grzebałkowska przeszła przez piekło wspomnień, żeby zweryfikować własną i czytelnika świadomość roku 1945. Dziś trudno jest zrozumieć powody wyborów dokonywanych przez tych którzy przeżyli wojnę i usiłowali żyć dalej, trudno przyjąć do wiadomości, że...
2015-04-22
To książka o stanie ducha a wrażenia po lekturze spisałam tutaj: http://literami.pl/?p=106
„Zabijemy albo pokochamy Opowieści z Rosji” nie jest typową książką podróżniczą. Owszem, czytelnik chętnie zajrzy do internetu sprawdzić gdzie leży Irkuck i Jakuck, skąd i dokąd płynie Lena, czy wyspa Olchon na Bajkale jest naprawdę tak malownicza. Ale przede wszystkim jest to książka o rosyjskiej duszy i głębokich problemach ludzkich wynikających z trudnej historii, konfliktów i wojen, kryzysu gospodarczego. Autorka wchodzi w głębokie relacje z przypadkowo spotkanymi ludźmi, zdobywa ich zaufanie, poznaje problemy, często nierozwiązywalne i w ten sposób pokazuje nam kraj. Spotyka żołnierzy, którzy nie potrafią otrząsnąć się po traumie wojny w Czeczenii, bezdomnych, którzy cześć życia spędzili w więzieniu, prostytutki marzące o innym życiu. A to wszystko w oparach papierosów, przy kolejnych kieliszkach wypijanej wódki, bez szans na zmianę losu. „Jestem już za słaba, żeby walczyć, żeby przebudowywać, zaczynać” mówi jedna z bohaterek. Czy odmieni się los jej i innych bohaterów opowieści?
Sięgnijcie do książki, czyta się szybko i dobrze.
To książka o stanie ducha a wrażenia po lekturze spisałam tutaj: http://literami.pl/?p=106
„Zabijemy albo pokochamy Opowieści z Rosji” nie jest typową książką podróżniczą. Owszem, czytelnik chętnie zajrzy do internetu sprawdzić gdzie leży Irkuck i Jakuck, skąd i dokąd płynie Lena, czy wyspa Olchon na Bajkale jest naprawdę tak malownicza. Ale przede wszystkim jest to...
Barwnie opowiedziana przez autorów historia posesji, wpleciona w wir warszawskich wydarzeń pierwszej połowy XX wieku, uzupełniona licznymi wypowiedziami mieszkańców i gości domu po prostu wciąga – na moim przykładzie widać, że nie tylko mieszkańców Białołęki. Bo czyż pomieszanie dziejów warszawskich panien lekkich obyczajów, zakonnic, które poszukują własnego charyzmatu i zakładają nowe zgromadzenie oraz największych twórców i artystów, jak Leon Schiller lub Czesław Miłosz, a także zetknięcie z historią działalności Ireny Sendlerowej nie stanowi gotowego scenariusza na film? Owszem, stanowi. A nawet na sztukę teatralną, która już powstała („Wigilia w Henrykowie” Anny Schiller) i czeka na wystawienie (może to wyzwanie dla lokalnego samorządu?).
Więcej na: http://literami.pl/oaza-czyli-przystan-lokalnie-o-bialolece/
Barwnie opowiedziana przez autorów historia posesji, wpleciona w wir warszawskich wydarzeń pierwszej połowy XX wieku, uzupełniona licznymi wypowiedziami mieszkańców i gości domu po prostu wciąga – na moim przykładzie widać, że nie tylko mieszkańców Białołęki. Bo czyż pomieszanie dziejów warszawskich panien lekkich obyczajów, zakonnic, które poszukują własnego charyzmatu i...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to