-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński26
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać402
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2024-05-09
2024-05-06
Początkowo uznawałam tę książkę za trochę zbyt banalną, zbyt oczywistą - jestem jednak w podobnych tematach od dłuższego czasu. Karina Antram zrobiła tutaj z kolei dokładnie to, czego można było oczekiwać po tytule i potencjalnej grupie odbiorczej tej pozycji - stworzyła prostą do przyswojenia i zaadaptowania pigułkę wiedzy. Myślę, że to może być świetna rzecz dla osób, które dopiero zaczynają szukać metod na zmęczenie i zdrowsze życie.
Początkowo uznawałam tę książkę za trochę zbyt banalną, zbyt oczywistą - jestem jednak w podobnych tematach od dłuższego czasu. Karina Antram zrobiła tutaj z kolei dokładnie to, czego można było oczekiwać po tytule i potencjalnej grupie odbiorczej tej pozycji - stworzyła prostą do przyswojenia i zaadaptowania pigułkę wiedzy. Myślę, że to może być świetna rzecz dla osób,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-01
That's it.
Pierwsza książka, dotycząca projektowania, którą uważam za rzeczywiście istotną i wartościową. Przykre, że od pierwszego wydania minęło pół wieku, a my wciąż nie dajemy sobie rady z etycznym podejściem do wzornictwa przemysłowego.
That's it.
Pierwsza książka, dotycząca projektowania, którą uważam za rzeczywiście istotną i wartościową. Przykre, że od pierwszego wydania minęło pół wieku, a my wciąż nie dajemy sobie rady z etycznym podejściem do wzornictwa przemysłowego.
2024-04-10
Po pierwszej części zakochałam się w światotwórstwie Diuny, ale nie byłam w stanie uwierzyć w jej bohaterów, ani w pełni zatopić się w akcji.
Po drugiej muszę przyznać, że postacie nabrały rumieńców i w końcu zaczęto oddawać im sprawiedliwość. Nie mogę się doczekać aż dam się również pochłonąć fabularnie kolejnym częściom.
Po pierwszej części zakochałam się w światotwórstwie Diuny, ale nie byłam w stanie uwierzyć w jej bohaterów, ani w pełni zatopić się w akcji.
Po drugiej muszę przyznać, że postacie nabrały rumieńców i w końcu zaczęto oddawać im sprawiedliwość. Nie mogę się doczekać aż dam się również pochłonąć fabularnie kolejnym częściom.
2024-03-20
Przepiękne felietony, uwielbiam pióro Ferrante i każda jej kolejna praca to potwierdza.
Przepiękne felietony, uwielbiam pióro Ferrante i każda jej kolejna praca to potwierdza.
Pokaż mimo to2024-02-21
Nie jestem w stanie przejść obojętnie obok tej serii. Chociaż szczerze - momentami cicho tego pragnęłam.
Dla wielu z nas, czytelników, odkrywanie cząstek siebie w czytanej literaturze to prawdziwy skarb. Niesie to ze sobą wzruszenie, poczucie zrozumienia, czasem ukojenie. Czasem. Bo co jeśli w bohaterach zaczynamy dostrzegać własne wady?
W serii Elleny Ferrante to odkrywanie siebie było bolesne, męczące i nieprzyjemne. Ciężko się dziwić, skoro musimy konfrontować się z mieszaniną tak intensywnych emocji - brudnych, krwistych, ale też na swój podniosły sposób imponujących. Wszystko tu jest duszne. Bohaterowie, miasto, polityka. Im bardziej wgłębiałam się w fabułę, tym bardziej było mi ciasno i ciężko, miałam poczucie, że i mnie zaczyna pochłaniać czujne spojrzenie bohaterek.
I tak czytałam. Z początku zaintrygowana, potem zmęczona, ale równocześnie nie będąca w stanie się oderwać. Obserwowałam błędy, które znałam z własnej codzienności, sylwetki postaci, które przypominały ludzi z bliskiego otoczenia, miasto, które tchnęło emocjami też z mojego dzieciństwa. Mimo gigantycznych różnic w naszych życiach, mimo przepaści między nastrojem polskiej wsi a klimatem neopolitańskiego osiedla - w serii "Genialna przyjaciółka" było coś niewypowiedziane uniwersalnego, co jest nam znane, ale zazwyczaj pozostaje nieuchwytne. Jest rozwarstwione, pozbawione konturów, wślizguje się do naszych żyć.
Trudna, ale niesamowita seria.
Nie jestem w stanie przejść obojętnie obok tej serii. Chociaż szczerze - momentami cicho tego pragnęłam.
Dla wielu z nas, czytelników, odkrywanie cząstek siebie w czytanej literaturze to prawdziwy skarb. Niesie to ze sobą wzruszenie, poczucie zrozumienia, czasem ukojenie. Czasem. Bo co jeśli w bohaterach zaczynamy dostrzegać własne wady?
W serii Elleny Ferrante to...
2024-02-18
Do tej pory najbardziej bolesna do czytania część. Niemniej dalej jest to seria, która wywołuje we mnie fale emocji i wciąż zostawiam większość swoich przemyśleń na jej zakończenie.
Do tej pory najbardziej bolesna do czytania część. Niemniej dalej jest to seria, która wywołuje we mnie fale emocji i wciąż zostawiam większość swoich przemyśleń na jej zakończenie.
Pokaż mimo to2024-02-08
„W Seisen-an najlepsze są poranki. Normalnie jestem nocnym markiem i z trudem stawiam czoło rankom, ale w Seisen-an zawsze wstaję wcześnie. Tutejsi mieszkańcy wstają o świcie, dzwonią dzwonami świątyni albo recytują sutry, czuję się więc winny, jeśli śpię. Siadam na wiklinowym krześle na werandzie świątyni i pijąc kawę, patrzę na ogród.”
To moje drugie spotkanie z Alexem Kerrem. „Japonia utracona” wypada dla mnie troszkę słabiej od "Innego Kioto", ale wciąż czerpałam z niej dużo przyjemności. Moje przeżycia niewiele się zmieniły - i tym razem urzekło mnie zżycie z japońską kulturą, wnikliwa analiza ludzkich zachowań, obiektów sztuki i waga przykładana do języka. W tym zbiorze esejów postać autora jest jednak bardziej wyrazista. Czułam ją na praktycznie każdej stronie. Przemyślenia są skrajnie subiektywne, więc osoby oczekujące rzetelnego, reportażowego materiału o Japonii, mogą być zawiedzone. To bardziej zbiór przemyśleń, choć człowieka z ciekawym doświadczeniem i spojrzeniem na życie. Potraktujcie więc „Japonię utraconą” bardziej jako pozycję do porannej herbaty, kontemplacji rzeczywistości i niech w tej formie wam służy.
„W Seisen-an najlepsze są poranki. Normalnie jestem nocnym markiem i z trudem stawiam czoło rankom, ale w Seisen-an zawsze wstaję wcześnie. Tutejsi mieszkańcy wstają o świcie, dzwonią dzwonami świątyni albo recytują sutry, czuję się więc winny, jeśli śpię. Siadam na wiklinowym krześle na werandzie świątyni i pijąc kawę, patrzę na ogród.”
To moje drugie spotkanie z Alexem...
2024-02-12
... Ale się wciągnęłam.
Nie piszę rozbudowanej recenzji, bo nie potrafię rozdzielić mojej opinii od tej z poprzedniej części. Mam poczucie, że tę serię należy oceniać jako ciągłą całość.
... Ale się wciągnęłam.
Nie piszę rozbudowanej recenzji, bo nie potrafię rozdzielić mojej opinii od tej z poprzedniej części. Mam poczucie, że tę serię należy oceniać jako ciągłą całość.
2024-02-09
To pozycja wciągająca i męcząca równocześnie. Wiele elementów mnie boli i frustruje, ale są to rzeczy tak dogłębnie ludzkie, że nie mogę tego sprowadzić do wady. Ferrante jest niesamowitą obserwatorką rzeczywistości.
To pozycja wciągająca i męcząca równocześnie. Wiele elementów mnie boli i frustruje, ale są to rzeczy tak dogłębnie ludzkie, że nie mogę tego sprowadzić do wady. Ferrante jest niesamowitą obserwatorką rzeczywistości.
Pokaż mimo to2024-01-31
To był piękny reportaż.
Dawno nie miałam podobnych odczuć przy literaturze non-fiction. Trafiałam już na genialne publikacje, z pewnością też ważne i trudne. We “Wszystkich ziarnach piasku” było jednak coś wyjątkowego. Nie wiem czy to przez poziom oddania sprawie i ryzyka, jakiego podjął się Bartek Sabela, żeby spłodzić tę książkę, czy przez jego umiejętności filozoficznego, wręcz poetyckiego spoglądania na rzeczywistość. Wrażliwość, która kipiała ze stron tej pozycji, całkowicie mnie zalała i poruszyła.
Nie wiedziałam wcześniej nic o Saharze Zachodniej. Nazwa pozostawała znajoma, ale jedynie ze słyszenia, nigdy nie zagłębiałam się dalej. Nie miałam pojęcia o ich historii, sytuacji politycznej, zwyczajach i codziennych zmaganiach. Wszystko ukryło się za sentencją “obszar konfliktowy”, a ja to przyjęłam i uznałam za fakt daleki, który mnie nie dotyczy.
I takie decyzje podejmujemy na codzień. Trudno się dziwić, trud dnia codziennego rzadko stwarza przestrzeń, by myśleć o innych, co dopiero tych, którzy są tak daleko i nie jesteśmy z nimi powiązani. A jednak, gdyby spytać losową osobę na ulicy, czy organizacje takie jak ONZ są ważne, to naturalnym będzie spodziewać się odpowiedzi twierdzącej. Wtedy ponownie sprawa nie dotyczy n a s. Bo przecież to o n i się tym zajmują. Prawda? A co jeśli nie?
Myślę, że szczególnie powinno to uderzać w serca Polaków. Druga wojna światowa nie była aż tak dawno, naprawdę już wszystko zapomnieliśmy? Czytając o sytuacji Saharyjczyków nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ich duch jest bardzo podobny do naszego - to samo pragnienie, potrzeba niezależności, odwaga i miłość do swojej ojczyzny, wola walki za nią. W naszych żyłach płynie podobna krew. Choć to poleganie na generalizacji i schematach utartych już częściowo przez mijający czas, to uważam to porównanie za piękne i dość dosadne.
Chciałam zakończyć, pisząc, że książka Bartka Sabeli była dla mnie jak saharyjska herbata. Gorzka jak życie, słodka jak miłość, łagodna jak śmierć.
Nie znalazłam jednak w niej słodyczy, niespecjalnie też łagodności. Dostrzegłam za to gorycz, jak w życiu. Piękno jak w miłości. I wagę, jaką niesie za sobą śmierć.
To był piękny reportaż.
Dawno nie miałam podobnych odczuć przy literaturze non-fiction. Trafiałam już na genialne publikacje, z pewnością też ważne i trudne. We “Wszystkich ziarnach piasku” było jednak coś wyjątkowego. Nie wiem czy to przez poziom oddania sprawie i ryzyka, jakiego podjął się Bartek Sabela, żeby spłodzić tę książkę, czy przez jego umiejętności...
2024-01-23
„Pora była jeszcze przed wiosennym redykiem, halę więc spowijała cisza, a w zacienionych miejscach i na podmywanych zimną wodą kamieniach wciąż gnieździł się śnieg.”
Myślę, że mogłam być wymagającą czytelniczką wobec tej książki - jestem wielbicielką gatunku fantasy i terenów górskich równocześnie. Do tej pory miałam poczucie, że nikt nie wykorzystał dobrze potencjału, który tkwi w tym połączeniu. Na myśl przyszedł mi jedynie Sanderson, który wywołał uśmiech pisząc o “ludziach z nizin, zatrutych powietrzem” (kto wie, ten wie, kto nie - zachęcam do sięgnięcia po majstersztyk jakim jest jego “Droga Królów”).
Gdy znalazłam więc “Taniec gór żywych”, byłam niewiarygodnie zainteresowana. Tatry, magia i przygoda - to brzmiało całkowicie jak moja bajka.
Więc po kolei. Historia zawarta w tej pozycji, to mieszanina dawnych wierzeń, legend i pewnego rodzaju mrocznej baśniowości - takiej która pozwala nam rozmawiać ze zwierzętami niczym rodowa księżniczka Disneya, a równocześnie nie ujmuje naturze jej dzikości. Słowiańskość i duch gór jest wyczuwalny na każdej stronie. Tak więc klimat? Wspaniały, dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam (a uważam, że byłam wybredna).
Jeśli zaś chodzi o samą fabułę - nie jest to materiał, który zaskakuje oryginalnością. W tym samym czasie język bywa trudny, a sama akcja powolna. Jeśli jest się fanem Tolkiena, nie jest to miażdżącym przytykiem, natomiast dla mniej cierpliwych czytelników, może to nie być najlepszy wybór.
Z mojej strony - polecam ten tytuł i zaznaczam, że najlepszą porą na jego czytanie będą początki wiosny. Oczywiście najlepiej w górach, ale myślę, że nawet mały strumyk i kontakt z naturą sprawi, że poczujecie się magicznie.
„Pora była jeszcze przed wiosennym redykiem, halę więc spowijała cisza, a w zacienionych miejscach i na podmywanych zimną wodą kamieniach wciąż gnieździł się śnieg.”
Myślę, że mogłam być wymagającą czytelniczką wobec tej książki - jestem wielbicielką gatunku fantasy i terenów górskich równocześnie. Do tej pory miałam poczucie, że nikt nie wykorzystał dobrze potencjału,...
2024-01-13
Hm.. I jak to skomentować?
To jedna z najbardziej nierównych książek z jakimi miałam ostatnio styczność.
Pełno świetnych fragmentów, ciekawych badań i błyskotliwych idei.
Pełno generealizacji, wniosków bez poparcia i dziwnego bajdurzenia.
Nie wiem co myśleć, to była pozycja równocześnie świetna i słaba, interesująca i zniechęcająca.
Hm.. I jak to skomentować?
To jedna z najbardziej nierównych książek z jakimi miałam ostatnio styczność.
Pełno świetnych fragmentów, ciekawych badań i błyskotliwych idei.
Pełno generealizacji, wniosków bez poparcia i dziwnego bajdurzenia.
Nie wiem co myśleć, to była pozycja równocześnie świetna i słaba, interesująca i zniechęcająca.
2024-01-07
Była przejmująca i niesamowicie wciągająca.
Była przejmująca i niesamowicie wciągająca.
Pokaż mimo to2024-01-06
Ohh..okej. Here we go.
Sięgnęłam po ten tytuł z impetu, po przeczytaniu "Babel". Ponownie słyszałam o bardzo podzielonych opiniach i specyficzności kolejnego dzieła Kuang. Doskonale rozumiem skąd te głosy się biorą. Od razu muszę przyznać - dawno nie odczuwałam takiego poziomu frustracji, jak podczas czytania "Yellowface".
Ale wysłuchajcie mnie.
Choć gatunek jest zupełnie inny, problematyka podjęta w tej książce pozostaje bliska reszcie twórczości RF Kuang. Kwestionowanie moralności czynów, wątki rasowe oraz główny bohater, który nie jest specjalnie dobrym człowiekiem, ale nieustannie chcemy o nim myśleć jak o postaci "szarej", którą aż chce się czasem usprawiedliwiać. Wszystko to znajdziemy zarówno w "Wojnie makowej", "Babel, czyli o konieczności przemocy", jak i właśnie "Yellowface". Uważam to za całkiem ciekawy case. Zaczęłam zastanawiać się, czy może w przypadku niektórych autorów, to nie dany gatunek powinien być ich konikiem, a może właśnie podejmowana problematyka? Nie ukrywam, że jestem gigantyczną fanką książek Kuang właśnie przez jej fascynację tematem moralności i tego, jak wielkie zło potrafi rodzić się z małych decyzji.
Wróćmy jednak na moment do "Yellowface".
June Hayward nie jest specjalnie dobrym człowiekiem. June Hayward stawia siebie niezdrowo wyżej niż resztę ludzi. June Hayward jest zbyt słaba wobec własnej próżności. June Hayward nie ma w sobie nic z bohaterki, do której pałałabym sympatią. Mimo to, łapałam się na tym, że momentami odczuwałam współczucie, bagatelizowałam jej czyny i po cichu liczyłam, że jednak nie będę musiała czytać o przyłapaniu na gorącym uczynku.
Bo przecież byłoby to n i e p r z y j e m n e.
To prawdziwie zabawne i straszne, jak dobrze napisana perspektywa prowadzona od strony negatywnego bohatera, potrafi zniekształcić nasze postrzeganie. Ta dyskusja ciągnęła się mocniej przy okazji serialu Netflixa o Jeffreyu Dahmerze, a ostatnio również przy postaci Snowa w "Balladzie ptaków i węży". Okej, wybielanie postaci przez wzgląd na ich atrakcyjność, to jedno. Drugą rzeczą jest jednak narracja, której naprawdę czasem nie doceniamy.
Jak powiedziała to w pewnym momencie książki sama June:
"Prawda jest rzeczą płynną. Każdą opowieść zawsze można przedstawić w innym świetle, wszystkie fabuły można wypaczyć."
Słowna propaganda nie zawsze dotyczy polityki. Nie zawsze nawet jest celowa. Z mojej perspektywy Kuang wykonała przy pisaniu "Yellowface" brudną i nieprzyjemną robotę. Za to cholernie dobrą.
Ohh..okej. Here we go.
Sięgnęłam po ten tytuł z impetu, po przeczytaniu "Babel". Ponownie słyszałam o bardzo podzielonych opiniach i specyficzności kolejnego dzieła Kuang. Doskonale rozumiem skąd te głosy się biorą. Od razu muszę przyznać - dawno nie odczuwałam takiego poziomu frustracji, jak podczas czytania "Yellowface".
Ale wysłuchajcie mnie.
Choć gatunek jest...
2024-01-04
Ciekawy i treściwy reportaż.
Zaskoczyło mnie jak autor prowadził wywiady - w kontraście do typowych wypowiedzi, gdzie reporter stara się utożsamić z rozmówcą i nie narzucać mu swojego osądu, Bartosz Józefiak stosował inną taktykę i nie bał się konfrontacji bezpośredniej, a nawet momentami surowej (wciąż jednak bez wytykania palcami). Odświeżające!
Ciekawy i treściwy reportaż.
Zaskoczyło mnie jak autor prowadził wywiady - w kontraście do typowych wypowiedzi, gdzie reporter stara się utożsamić z rozmówcą i nie narzucać mu swojego osądu, Bartosz Józefiak stosował inną taktykę i nie bał się konfrontacji bezpośredniej, a nawet momentami surowej (wciąż jednak bez wytykania palcami). Odświeżające!
Noo, muszę przyznać. Im dalej w las, tym mocniej się robi 👌
Noo, muszę przyznać. Im dalej w las, tym mocniej się robi 👌
Pokaż mimo to