Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Przyznam szczerze, zachęcona dobrymi opiniami zaczęłam czytać tę książkę kilka miesięcy temu i... niby nie była taka zła, aczkolwiek - niech nikt nie zrozumie mnie źle - ciekawy świat, sensowni bohaterowie, ale no - trochę nudnawo było, nie zachwyciła mnie. Po jakimś czasie znowu po nią sięgnęłam i tym razem przepadłam. Właściwie wszystko czego mi brakowało było w dalszej części tej powieści.
Być może to moja wina, może w złym momencie sięgnęłam po "Szóstkę wron". W każdym razie cieszę się, że zdecydowałam się kontynuować, bo tej książki długo nie zapomnę (albo nawet nigdy).
Na temat samej historii rozwodzić się nie będę - najlepiej samemu to przeczytać i przeżyć tę przygodę razem z Kazem i jego przyjaciółmi.
"Szóstka wron" to mój ulubiony typ powieści - ciekawa i oryginalna przygoda, sporo akcji, a między tym przeplecione życiowe mądrości, no i odrobina romansu się znajdzie (ale takiego z sensem i jakimś uczuciem, a nie jak w większości książek dziś).
Podsumowując tę moją (nie)recenzję, chciałam tylko powtórzyć, że warto sięgnąć po tę pozycję, bo nawet jeśli nie pokochacie tego świata i bohaterów jak ja, to i tak spędzicie kilka miłych godzin przy tej lekturze.

Przyznam szczerze, zachęcona dobrymi opiniami zaczęłam czytać tę książkę kilka miesięcy temu i... niby nie była taka zła, aczkolwiek - niech nikt nie zrozumie mnie źle - ciekawy świat, sensowni bohaterowie, ale no - trochę nudnawo było, nie zachwyciła mnie. Po jakimś czasie znowu po nią sięgnęłam i tym razem przepadłam. Właściwie wszystko czego mi brakowało było w dalszej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z książkami Johna Greena zawsze miałam problem. Z jednej strony czytałam i naprawdę miałam wrażenie, że to co czytam jest dobre i sensowne, i przemyślane, i mądre. Z drugiej, nie wiem jak to określić, ale irytowały mnie? Niby piękne, ale albo przerysowane, albo niedopowiedziane. Na siłę uwznioślone? Pojęcia nie mam, jak to prawidłowo określić, w każdym razie jest to autor, do którego mam najbardziej ambiwalentne uczucia. (czy w ogóle może być coś n a j b a r d z i e j ambiwalentne?)
Ta powieść natomiast jest inna. Dojrzalsza. Prawdziwsza. Gdy coś czytam, lubię wierzyć w to, co czytam.
Recenzji pisać nie umiem, albo raczej nie chce mi się pisać ich poprawnie. Ale bardzo podobali mi się bohaterowie (wreszcie syn miliardera, który nie trzęsie swoją szkołą, tylko jest normalnym chłopakiem). Ponadto nawiązania do astronomii czy wpisy Davisa na blogu... cóż, bardzo mnie to urzekło.
Cała ta powieść mnie urzekła i chwyciła za serce. Poprzednie wypadają bardzo sztucznie w jej świetle. To tylko moje zdanie.

"Ale grawitacja różni się od sympatii:
Tylko jedna z nich jest stała, nigdy obie."

Z książkami Johna Greena zawsze miałam problem. Z jednej strony czytałam i naprawdę miałam wrażenie, że to co czytam jest dobre i sensowne, i przemyślane, i mądre. Z drugiej, nie wiem jak to określić, ale irytowały mnie? Niby piękne, ale albo przerysowane, albo niedopowiedziane. Na siłę uwznioślone? Pojęcia nie mam, jak to prawidłowo określić, w każdym razie jest to autor,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie mam zupełnie pojęcia jak powinnam ocenić tę książkę. Byłam do niej negatywnie nastawiona, ale okazało się, że jednak coś sensownego ukazuje, przynajmniej w jakiejś części. Smutne jest tylko to że większość ludzi, którzy ją przeczytało, nic nie rozumie i uważa, że "zły system" to wina lekarzy.
Lekarze są zmęczeni i przepracowani. Bo ktoś musi leczyć.
Wiecie co? Zajmijcie się sobą. Nie macie wystarczająco determinacji, żeby iść na takie ciężkie studia, nie macie wystarczająco odwagi, żeby wziąć odpowiedzialność za ludzkie życie. Nie macie prawa się odzywać.
Spodobała mi się jedna wypowiedź - lekarze zarabiają teraz mało, więc nie są doceniani, bo tak działa kapitalizm. To prawda. Bardzo smutna prawda.
Nie dość, że lekarz siedzi 24h w szpitalu, żeby leczyć, to jeszcze musi żyć ze świadomością, że według pacjentów jest praktycznie nikim, jakimś przeciętniakiem. W takim razie ciekawe dlaczego nie wszyscy się dostają na te studia i je kończą. Bo są łatwe? Raczej nie.
Uważam, że warto przeczytać tę książkę, ale rownież uważam, że trzeba mieć trochę wiedzy o tym jak wygląda polska rzeczywistość, żeby właściwie zrozumieć niektóre wypowiedzi.
Przy okazji - jeden fragment dziennika sanitariusza jest totalnie bez sensu i nie na miejscu - lekarz zakłada rękawiczki, bo się brzydzi pacjenta? Co za idiotyzm. Czy ten człowiek chciałby, żeby ktoś go macał rękami pełnymi zarazków? Rękawiczki zakłada się zarówno w przypadku pachnących dziewczyn-osiemnastek jak i starszych panów, więc jakoś nie rozumiem idei tamtej wypowiedzi.
Nie jest to jakaś lektura obowiązkowa, aczkolwiek jeśli ktoś siedzi w tym środowisku to być może lepiej, żeby się zapoznał z tymi opiniami. Ot tak, żeby wiedzieć, co w trawie piszczy.

Nie mam zupełnie pojęcia jak powinnam ocenić tę książkę. Byłam do niej negatywnie nastawiona, ale okazało się, że jednak coś sensownego ukazuje, przynajmniej w jakiejś części. Smutne jest tylko to że większość ludzi, którzy ją przeczytało, nic nie rozumie i uważa, że "zły system" to wina lekarzy.
Lekarze są zmęczeni i przepracowani. Bo ktoś musi leczyć.
Wiecie co?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie wiem, kto jest bardziej żałosny - ten, który uważa tę książkę za ósmy cud świata, czy ten, który mówi, że gorszej nie czytał. Zresztą tu sprawa jest prosta - nie podoba ci się, to nie kończ i nie męcz innych swoimi pseudorecenzjami, które są takie "mądre", że ani trochę.
Ostatnimi czasy jest wysyp na rynku książek o takiej bądź bardzo podobnej tematyce i można by było pomyśleć, że świat (i Polacy) powinni już dawno zacząć się zmieniać, skoro tylu już to zauważyło i nawet zaczęło pisać o tym, a jeszcze więcej przeczytało je i "och, najlepsza książka, taka prawdziwa!!!". Cóż, niestety tak nie jest, prawdopodobnie dlatego, że Polacy nie wiedzą o czym czytają.
Ludzie, gwarantuję Wam, że autor nie miał zamiaru pisać jakiejś górnolotnej powieści. Wręcz przeciwnie, wątpię, żeby spodziewał się takiego sukcesu. Z tego powodu wszystkie opinie typu "jak on beznadziejnie pisze", "gdyby wyrzucić przekleństwa to by strona tekstu została" etc. możecie sobie nie powiem o co rozbić. Poza tym nie podniecajcie się tak tymi wulgaryzmami - w niejednej książce występują, najczęściej w większych ilościach niż w tej, i jakoś nikt na to nie zwraca uwagi. Wniosek? Chcecie zhejtować, nie macie pomysłu, idziecie po najmniejszej linii oporu. Bo rzeczywiście ilość użytych "kurw" świadczy o wartości lektury.
Najbardziej Was boli to, że widzicie tam samych siebie. I bynajmniej nie jesteście bohaterami pozytywnymi.
"Pokolenie Ikea" pokazuje świat jakim jest, bez zbędnych ubarwień, bez jakiegoś polotu. Może dlatego Wam się nie podoba? Bo pokazuje Wasze życie, którego macie dość.
Nie jest to najlepsza książka na świecie. Można jej przekaz ubrać w ładniejsze słowa, lepszy styl, czy cokolwiek, ale... Myślę, że to jest tutaj najlepsze - krótko, zwięźle i na temat. Może to też Was boli? Facet używa raczej prostych zdań, trochę przekleństw przy okazji, więc przecież nie może być inteligentniejszy od Was. No jak to tak.
Poza tym kupiłam ją na pięćdziesięcioprocentowej zniżce (które Czarny tak bardzo lubi), więc czuję się jakbym wygrała życie.
Czytało się szybko i przyjemnie. Wystarczy mieć do siebie i świata trochę dystansu.

Nie wiem, kto jest bardziej żałosny - ten, który uważa tę książkę za ósmy cud świata, czy ten, który mówi, że gorszej nie czytał. Zresztą tu sprawa jest prosta - nie podoba ci się, to nie kończ i nie męcz innych swoimi pseudorecenzjami, które są takie "mądre", że ani trochę.
Ostatnimi czasy jest wysyp na rynku książek o takiej bądź bardzo podobnej tematyce i można by było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nawet nie wiecie jak dumna z siebie byłam gdy odkryłam kim był enes kilka rozdziałów przed Cassie i spółką.
Znowu wszystko fajnie, czemu tylko taka krótka.

Nawet nie wiecie jak dumna z siebie byłam gdy odkryłam kim był enes kilka rozdziałów przed Cassie i spółką.
Znowu wszystko fajnie, czemu tylko taka krótka.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Totalnie nie wiem, co sądzić o tej książce, bo w skrócie to: zaczyna się jak totalne gówno (jakiś niedojrzały badboj, jakaś niewyraźna laska), po czym nagle robi się z tego taki mega dramat psychologiczny i porusza takie okropne problemy, że nie chce mi się myśleć o tym. Z jednej strony spodobało mi się to wszystko. Aczkolwiek z drugiej - autorka zaczyna od nastolatka, który tylko myśli o laskach i ruchaniu, po czym nagle dowala takie bomby emocjonalne, że no ciężko. Po prostu nie do końca na to wszystko byłam przygotowana. Nie jestem również przekonana, by był to najmądrzejszy zabieg. Aczkolwiek przyznać muszę, że mi się podobało.

Totalnie nie wiem, co sądzić o tej książce, bo w skrócie to: zaczyna się jak totalne gówno (jakiś niedojrzały badboj, jakaś niewyraźna laska), po czym nagle robi się z tego taki mega dramat psychologiczny i porusza takie okropne problemy, że nie chce mi się myśleć o tym. Z jednej strony spodobało mi się to wszystko. Aczkolwiek z drugiej - autorka zaczyna od nastolatka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szczerze? Podejrzewam, że zostały napisane milion razy lepsze thrillery, które bardziej zasługują na ocenę 9/10. Aczkolwiek oszukiwać nie będę - większość tych "lepszych" mnie zwyczajnie nudzi (co jest fajnego w budowaniu napięcia przez 90% książki, by potem zrobić bum i walnąć jakiś punkt kulminacyjny, który jest najgorszym jaki autor mógł wybrać), a ten... dobra, akcja mogła się dziać trochę wolniej, książka mogłaby być dłuższa, mogłoby być trochę więcej opisów, ale tak naprawdę świetnie się bawiłam czytając tę pozycję i umiliła mi bardzo czekanie na samolot i część lotu, tak więc - 9/10 i bardzo polecam.

Szczerze? Podejrzewam, że zostały napisane milion razy lepsze thrillery, które bardziej zasługują na ocenę 9/10. Aczkolwiek oszukiwać nie będę - większość tych "lepszych" mnie zwyczajnie nudzi (co jest fajnego w budowaniu napięcia przez 90% książki, by potem zrobić bum i walnąć jakiś punkt kulminacyjny, który jest najgorszym jaki autor mógł wybrać), a ten... dobra, akcja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wydaje mi się, że jestem w mniejszości, aczkolwiek mnie ten tomik w żaden sposób nie zachwycił. Ot, takie sobie wiersze. Czytam raz i niby rozumiem, ale po co to? Czytam drugi, faktycznie rozumiem, ale po co to wszystko? Jak dla mnie Świetlicki napisał setny raz to samo, wydrukował i teraz bierze kasę. Litości, ile można słuchać o tym, że Polskę uważa za gówno, politykę za gówno, czy że suka poszła na spacer. Niespecjalnie mnie to zachwyca. Czytając "Drobną zmianę" nie czułam nic, ot, po prostu przeczytałam kilka zdań, których równie dobrze mogłabym nie przeczytać nigdy. Nie mówię, że ten tomik jest zły, bo nie jest, ale... dla mnie to już się zrobiło nudne.

Wydaje mi się, że jestem w mniejszości, aczkolwiek mnie ten tomik w żaden sposób nie zachwycił. Ot, takie sobie wiersze. Czytam raz i niby rozumiem, ale po co to? Czytam drugi, faktycznie rozumiem, ale po co to wszystko? Jak dla mnie Świetlicki napisał setny raz to samo, wydrukował i teraz bierze kasę. Litości, ile można słuchać o tym, że Polskę uważa za gówno, politykę za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miałam mieszane uczucia sięgając po tę pozycję. Z panią Tucker miałam dwa razy do czynienia - przy okazji "Dziesięciu płytkich oddechów" oraz "Jednego małego kłamstwa" - i mimo że obie książki w pewien sposób odbiły się w mojej pamięci, to jakoś niespecjalnie śpieszyło mi się do czytania kolejnych części, bo przecież po drugą sięgnęłam pół roku po pierwszej, a o trzeciej nawet nie zaczęłam myśleć. Dodatkowo kryminał? Nie jest to do końca moja bajka.
Więc co mnie zachęciło? Chyba chęć wyrwania się spoza własnych standardów i... tytuł. A ten cytat - "Ten mężczyzna był moim zbawieniem. Teraz przez niego zginę." - wywołuje we mnie cholernie wiele uczuć. I biorąc pod uwagę, że zwyczajnie się zaciekawiłam, to chyba nic dziwnego, że w końcu tę powieść przeczytałam.
Książka nie jest zła, jest nawet bardzo dobra, a przynajmniej dla mnie, czyli osoby, dla której kryminały są utożsamiane z nudą. Niestety to nie znaczy, że się zupełnie nie nudziłam. Szczerze? Jakieś 80% książki było dla mnie wciągające i nieprzewidywalne do końca. Później? Liczyłam na jakieś drugie, czy już raczej dziesiąte, dno. No i rozczarowałam się trochę. Więc książka była naprawdę dobra, ale końcówka niespecjalnie trzymała w napięciu - właściwie czytało się to tak jakbym już wszystko wiedziała, tylko potrzebowała tej kropki nad i, tego co by mnie utwierdziło w przekonaniu, że wiem o co chodziło w morderstwie. Zatem, cóż, zgaduję, że miłośnicy kryminałów by się nie zachwycili tą pozycją. Ale ja? Mi się podobało i spędziłam miło czas z tą książką. Na tyle miło na ile można było, biorąc pod uwagę fakt, iż mowa o morderstwie.
Ale tak właściwie jak chodzi o walory językowe czy fabułę, to nie ma się do czego przyczepić. Dobra książka.

Miałam mieszane uczucia sięgając po tę pozycję. Z panią Tucker miałam dwa razy do czynienia - przy okazji "Dziesięciu płytkich oddechów" oraz "Jednego małego kłamstwa" - i mimo że obie książki w pewien sposób odbiły się w mojej pamięci, to jakoś niespecjalnie śpieszyło mi się do czytania kolejnych części, bo przecież po drugą sięgnęłam pół roku po pierwszej, a o trzeciej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moje pierwsze spotkanie z Beccą Fitzpatrick było przy okazji serii "Szeptem", którą swoją drogą zaczynałam z cztery razy i mimo że za każdym razem docierałam dalej, to nigdy jej nie skończyłam. Nikt się w takim razie chyba nie zdziwi, że zwlekałam z zaczynaniem tej pozycji, no bo... po prostu nie chciałam zaczynać książki, którą odłożę po przeczytaniu połowy. Aczkolwiek w końcu z braku laku wzięłam się za nią... i o mój Boże, jakież było moje zaskoczenie, gdy ta książka mnie wciągnęła. Nie byłam w stanie przestać czytać, serio, co było straszne, bo miałam w cholerę nauki.
Podoba mi się główna bohaterka, która nie jest idealna, nie umie tak po prostu przeżyć w lesie, przyznaje się do własnych słabości i z nimi walczy, no i myśli o innych.
Oczywiście Masona polubiłam od razu, był moment, gdy się wahałam, co o nim sądzić, aczkolwiek, no facet skradł moje serce.
Prawdą jest, że wszystkie tajemnice rozwiązywałam jakieś dziesięć rozdziałów przed Britt, aczkolwiek - co z tego, skoro czytając i tak się świetnie bawiłam? "Black Ice" nie jest najlepszą pozycją, jaką kiedykolwiek czytałam, ale zwyczajnie czułabym się źle oceniając ją niżej niż 10/10, bo cóż, po prostu jest to dobrze napisana książka. Serdecznie polecam, szczególnie osobom takim jak ja, które nie zdzierżą nudnawych thrillerów, ale chętnie doświadczyłyby lekkiego dreszczyku emocji.

Moje pierwsze spotkanie z Beccą Fitzpatrick było przy okazji serii "Szeptem", którą swoją drogą zaczynałam z cztery razy i mimo że za każdym razem docierałam dalej, to nigdy jej nie skończyłam. Nikt się w takim razie chyba nie zdziwi, że zwlekałam z zaczynaniem tej pozycji, no bo... po prostu nie chciałam zaczynać książki, którą odłożę po przeczytaniu połowy. Aczkolwiek w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"If Ever I Fall" to taka książka do przeczytania w półtorej godziny. Początek mnie zaciekawił, aczkolwiek później wszystko działo się strasznie szybko i może nie było to jakieś zawrotne tempo, bo w końcu wyznali sobie miłości po 24 godzinach znajomości, aczkolwiek... Mam wrażenie, że gdyby mi autorka opowiedziała zamysł swojej książki, to byłabym w stanie to milion razy lepiej opisać. Ale nie jest źle, jest to readable, że się tak wyrażę.

"If Ever I Fall" to taka książka do przeczytania w półtorej godziny. Początek mnie zaciekawił, aczkolwiek później wszystko działo się strasznie szybko i może nie było to jakieś zawrotne tempo, bo w końcu wyznali sobie miłości po 24 godzinach znajomości, aczkolwiek... Mam wrażenie, że gdyby mi autorka opowiedziała zamysł swojej książki, to byłabym w stanie to milion razy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dawno opinii o żadnej książce nie pisałam, aczkolwiek zdecydowałam, że coś naskrobać o tej pozycji muszę, bo... kurde, mi się ta historia naprawdę podobała a widzę, że mało kto tutaj podziela moje zdanie.
Po pierwsze, mam wrażenie, że niektórzy zapomnieli, ile lat miała Jessica, gdy "to wszystko" się wydarzyło. Litości, niech nikt nie mówi, że zachowała się zbyt emocjonalnie, bo była przecież jedynie szesnastolatką, a potem przez cztery lata swojego żyła tymi wszystkimi przekonaniami, więc gdy już jako dojrzała kobieta wróciła, to być może powinna od razu skonfrontować się z Ryanem, aczkolwiek nie zrobiła tego, ale tutaj też ją rozumiem. Mam wrażenie, że książki o związkach czytają osoby, które nigdy w takowym nie były na poważnie i się odzywają. I wracając do wieku bohaterki - dziewczyna miała szesnaście lat, była od miesiąca w związku z chłopakiem o nieciekawej opinii i do tego wcześniej myślała, że nie ma u niego szans - czego wy od niej wymagacie? To dopiero byłoby dziwne, gdyby zachowała się w stu procentach racjonalnie i dojrzale.
Po drugie, jak dla mnie cała historia została opowiedziana dobrze, nie za szybko, nie za wolno. Dodatkowo, fajnie, że nie od razu wiadomo, co się wydarzyło te cztery lata wcześniej, tylko powoli czytający jest wprowadzany w przeszłość bohaterów, a z drugiej strony nie jest z tego robiona nie wiadomo jak wielka tajemnica, co też byłoby przesadą w przypadku raczej luźnego romansu NA/YA.
Poza tym wszystkie wątki poboczne były fajnie przedstawione (jedynie nie podobał mi się wątek z ojcem dziewczyny - bo niezależnie jakie on wyznawał idee, to przesadził i jakieś gadanie, że "wybaczy bo jednak nie jest taka zła", to jakiś horror, skoro to on powinien ją błagać o wybaczenie - no ale żadna książka nie jest idealna, co), lubię też wszystkich bohaterów (w sensie - nawet gdy któregoś nie lubiłam to był on sensownie wykreowany), więc podsumowując, nie rozumiem, co innym się w tej pozycji nie podoba, aczkolwiek dla mnie ona była bardzo przyjemna. Jasne, nie jest to powieść z górnej półki, która by mnie jakoś zachwyciła czy zainspirowała, czy cokolwiek, ale... cóż, ja ją polecam, gdy ktoś szuka czegoś, co mu pomoże odprężyć się i spędzić miło dwie czy trzy godziny.

Dawno opinii o żadnej książce nie pisałam, aczkolwiek zdecydowałam, że coś naskrobać o tej pozycji muszę, bo... kurde, mi się ta historia naprawdę podobała a widzę, że mało kto tutaj podziela moje zdanie.
Po pierwsze, mam wrażenie, że niektórzy zapomnieli, ile lat miała Jessica, gdy "to wszystko" się wydarzyło. Litości, niech nikt nie mówi, że zachowała się zbyt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Długo się zabierałam do tej książki, bo a że po angielsku, a że ciężki temat, a że coś tam, więc tak czekała na tym moim Kindle'u i czekała, i się w końcu doczekała i...
O. Mój. Boże.
To jest jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam. Taka piękna i brutalnie szczera, powodująca zarówno uśmiech jak i łzy. Uwielbiałam każdą stronę, każde słowo tej powieści, każdy wątek i każdego bohatera.
Nie chcę nic mówić, bo pewności nie mam, aczkolwiek chyba nigdy o niej nie zapomnę. Co tu dużo mogę pisać, to trzeba po prostu przeczytać i niech mi każdy wierzy - warto.

Długo się zabierałam do tej książki, bo a że po angielsku, a że ciężki temat, a że coś tam, więc tak czekała na tym moim Kindle'u i czekała, i się w końcu doczekała i...
O. Mój. Boże.
To jest jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam. Taka piękna i brutalnie szczera, powodująca zarówno uśmiech jak i łzy. Uwielbiałam każdą stronę, każde słowo tej powieści,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O tej książce pierwszy raz przeczytałam daaaawno temu, ale nie chciałam po nią sięgać, gdyż: 1. Tytuł beznadziejny - nie dość, że ma w sobie słowo "pocałunek", co zapowiada tanie romansidło, to jeszcze jest imię, a ja nienawidzę imion w tytułach (naprawdę gorzej nie da się zepsuć tytułu niż imieniem bohatera, serio - chyba, że to imię ma jakieś ukryte znaczenie, ale w tym przypadku raczej nie), nie wspominając o tym, że główna bohaterka ma na imię Anna - i tu wcale nie chodzi o to, że to moje drugie imię, po prostu nie ufam autorom, którzy wybierają dla swoich bohaterów tak pospolite imię jak Anna. Więc jak widać miałam wiele obiekcji, a nie wspominałam jeszcze o okładce (cóż, widziałam gorsze, ale Mona Lisa to to nie jest).
Aczkolwiek sięgnęłam w końcu po tę książkę, bo nie mam już czego czytać i...
No kurde, przeczytałam pierwszy rozdział i okazuje się, że pani Perkins pisze nieźle, bohaterka okazuje się być dość interesująca i nawet podobna do mnie z charakteru, więc czytam dalej!
"Anna i pocałunek w Paryżu" to romans, ale nie taki tandetny jaki nam się wydaje po zobaczeniu okładki i przeczytaniu tytułu. Polubiłam wszystkich bohaterów, Annę, Etienne'a (wybaczcie brak akcentu, je suis tres tres tres desolee - tu też wybaczcie), Mer, Josha, Rashimi, tych z Atlanty - naprawdę są to fajnie wyrysowane postacie, bez jakiegoś szału, ale nieźle. Dodatkowo akcja się nie dzieje w Ameryce, a w Paryżu w amerykańskiej szkole, która w niczym nie przypomina tych w USA oprócz języka, więc coś ciekawszego, niż w większości romansów dla nastolatków. A St. Clair - brytyjski akcent to działa na każdą dziewczynę, niezależnie od wieku, narodowości, czy też tego czy jest wytworem czyjejś wyobraźni czy człowiekiem. Dodatkowo był bardzo uroczym człowiekiem naprawdę. Podobało mi się jak traktował swoją mamę, Ellie, Mer i Annę, tak bardzo po dżentelmeńsku. Fajne jest również to, że nie był kolejnym wysokim przystojniakiem, tylko niskim przystojniakiem, co mi się spodobało bardzo, bo jest to jakieś odejście od tych książkowych stereotypów i w ogóle stereotypów jako takich.
A do tego wszystkiego Paryż i język francuski, który tak bardzo j'aime, echh.
To chyba wszystko, książkę gorąco polecam, jest to dobra lektura na wakacje, żeby się rozerwać, a jednocześnie przeczytać coś w miarę sensownego.

O tej książce pierwszy raz przeczytałam daaaawno temu, ale nie chciałam po nią sięgać, gdyż: 1. Tytuł beznadziejny - nie dość, że ma w sobie słowo "pocałunek", co zapowiada tanie romansidło, to jeszcze jest imię, a ja nienawidzę imion w tytułach (naprawdę gorzej nie da się zepsuć tytułu niż imieniem bohatera, serio - chyba, że to imię ma jakieś ukryte znaczenie, ale w tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyznam się, że nie wiedziałam jak to będzie z "Kim jesteś, Sky?". Od pewnego czasu raczej nie toleruję książek z elementami fantastycznymi, dodatkowo okładka trochę nie w moim stylu (zbyt... słodka?), tytuł nie do końca mnie przekonywał, aczkolwiek naczytałam się pozytywnych opinii o braciach Benedictach i jacy to oni nie są och i ach i w ogóle, więc stwierdziłam, że w sumie i tak nic lepszego do roboty nie mam i biorę się za tę książkę. Cóż, to była dobra decyzja.
Ciężko mi jednoznacznie określić gatunek tej książki. Trochę romans, takie young adults czy coś, z drugiej strony trochę fantastyki, ale nie za bardzo, z trzeciej zalatuje kryminałem, z czwartej to momentalnie zwykła obyczajówka. A więc? Dla każdego coś dobrego, serio. Szybko się czyta, idealna książka na jeden wieczór, taka lekka w miarę, akcji trochę, ale nie za wiele, romansu trochę, ale też bez przesady. No, fajna dość, aczkolwiek mogłoby być albo więcej tego kryminału albo więcej romansu czy czegoś tam, bo tym sposobem to mamy wszystko, czyli nie mamy nic. Mimo wszystko książka jest przyjemna i po następne części z chęcią sięgnę!

Przyznam się, że nie wiedziałam jak to będzie z "Kim jesteś, Sky?". Od pewnego czasu raczej nie toleruję książek z elementami fantastycznymi, dodatkowo okładka trochę nie w moim stylu (zbyt... słodka?), tytuł nie do końca mnie przekonywał, aczkolwiek naczytałam się pozytywnych opinii o braciach Benedictach i jacy to oni nie są och i ach i w ogóle, więc stwierdziłam, że w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nie dajesz mi spać" jest to dla mnie kolejna książka z cyklu "Nie mam już czego czytać, może to nie będzie aż takie beznadziejne", więc można się domyśleć, iż wielkich oczekiwań nie miałam, szczególnie, że czytałam kilka niepochlebnych opinii o częściach następnych. Mimo wszystko przeczytałam i jestem bardzo zadowolona. Nie jest to jakaś wybitna lektura, aczkolwiek bohaterowie są fajnie nakreśleni a fabuła jest w miarę oryginalna (no i wreszcie żadna z głównych postaci nie jest związana z ekonomią, thanks god). Największym plusem tej książki jest chyba humor i ciekawie nakreślone sceny, które czasami zahaczały o granicę absurdu, chociaż miałam już styczność z książkami, gdzie ten humor był taki bardziej rzeczywisty i śmieszniejszy. Ale narzekać, nie narzekam - książka mi się spodobała, za następną część w najbliższym czasie raczej się nie zabiorę, ale może kiedyś.

"Nie dajesz mi spać" jest to dla mnie kolejna książka z cyklu "Nie mam już czego czytać, może to nie będzie aż takie beznadziejne", więc można się domyśleć, iż wielkich oczekiwań nie miałam, szczególnie, że czytałam kilka niepochlebnych opinii o częściach następnych. Mimo wszystko przeczytałam i jestem bardzo zadowolona. Nie jest to jakaś wybitna lektura, aczkolwiek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sięgając po "Pięknego drania", pamiętam, że nie oczekiwałam wiele po tej książce, lecz się miło zaskoczyłam. Cóż, teraz, rozpoczynając lekturę "Pięknego nieznajomego", podeszłam do sprawy podobnie - ot, zwykły romans, co będzie, to będzie.
I szczerze? Jestem zaskoczona i to bardzo-bardzo pozytywnie. Moim zdaniem ta pozycja jest o wiele lepsza od części pierwszej. Cóż, seksu jest znowu wiele i wszędzie (dosłownie), aczkolwiek wydaje mi się, że pisząc tę książkę, autorka zwróciła większą uwagę na uczucia rodzące się między naszymi bohaterami. Nadal nie pojawiają się tu jakieś megaromantyczne sceny, czy filozoficzne przemyślenia, czy cokolwiek takiego haute i te sprawy. Jednak mimo wszystko, historia Sary i Maxa bardziej przypadła mi do gustu niż historia Chloe i Bennetta. W tej drugiej nie ma nic złego, ale... W "Pięknym nieznajomym" scena, w której wyznają sobie miłość, zostaje jedną z moich ulubionych ever, świetna naprawdę. No i to, co mnie wręcz urzekło - ten pomysł ze zdjęciami. Naprawdę - wow, uwielbiam to.
No i co tu więcej mogę powiedzieć - książkę gorąco polecam, lekka, fajna, ale niebanalna no i, co najważniejsze, nie da się przy niej nudzić. A ja pewnie za niedługo chętnie się skuszę na tom trzeci.

Sięgając po "Pięknego drania", pamiętam, że nie oczekiwałam wiele po tej książce, lecz się miło zaskoczyłam. Cóż, teraz, rozpoczynając lekturę "Pięknego nieznajomego", podeszłam do sprawy podobnie - ot, zwykły romans, co będzie, to będzie.
I szczerze? Jestem zaskoczona i to bardzo-bardzo pozytywnie. Moim zdaniem ta pozycja jest o wiele lepsza od części pierwszej. Cóż, seksu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jestem świeżo po przeczytaniu tej książki i nie mam pojęcia jaką wystawić jej ocenę. Naprawdę, próbuję myśleć racjonalnie, ale no... mam wrażenie jakby ta historia wzięła moje wszystkie uczucia, wrzuciła do pralki, czy gdziekolwiek, wymieszała i zrobiła z nich totalne gówno. Właśnie dlatego nie czytam emocjonalnych książek.
Ciężko mi cokolwiek powiedzieć bez spoilerowania, no ale... Z pewnością jest to piękna książka, historia porusza i chwyta za serce, w dodatku jest świetnie napisana zarówno jeśli mowa o stylu, jak i o... budowie? - bardzo mi przypadły do gustu rozdziały pisane z perspektywy Nathana, rodziców Willa i tak dalej, rozjaśniały one historię, przez to nie była taka płaska, nieobiektywna, bo tylko z perspektywy Lou, tylko no można było lepiej zrozumieć niektóre rzeczy i w ogóle.
Problem w tym, że ja ich nie rozumiem i nawet nie chcę zrozumieć, bo to jak autorka uzasadniła to, co się stało... Chodzi mi o to, że gdyby Will faktycznie kochał Lou to by się nie zabił. Nie zrobiłby tego. Może ja nie rozumiem ludzi z paraliżem, ale no... wierzę, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Przecież Will miał cholernie dużo kasy - a co mają powiedzieć b i e d n i ludzie z paraliżem? Też się mają zabić? Bo jakiś idiota w nich wjechał motorem? Serio? Naprawdę nie rozumiem tego.
(Nie chciałam zaznaczać, że "ta opinia jest spoilerem", ale chyba jednak jest).
Mam ambiwalentne uczucia, bo książka jest naprawdę piękna, widać jak Lou się zmienia, dorasta, zaczyna ŻYĆ. Tylko czemu Will nie mógł na nowo odżyć? Może jestem ograniczona, ale powtórzę znowu, nigdy tego nie zrozumiem. Czytając ostatni rozdział czułam się cholernie oszukana przez autorkę. Nie o to chodzi w literaturze, literatura ma być szczera, a ja się czuję chamsko oszukana. To jest najprostsze, co można było zrobić. 1. Wypadek. 2. Coś tam (nie ma znaczenia co, bo pkt 3.). 3. Samobójstwo.
Ocena jest jaka jest, bo no miałam uśmiech na ustach przez prawie cały czas czytania tej książki i jestem pewna, że długo jej nie zapomnę. No ale... To wielkie ALE nadal pozostaje, więc sama nie wiem, czy komukolwiek ją polecać czy nie. Chyba najłatwiej jest po prostu przeczytać, a potem zdecydować samemu, co się o tym wszystkim sądzi.

Jestem świeżo po przeczytaniu tej książki i nie mam pojęcia jaką wystawić jej ocenę. Naprawdę, próbuję myśleć racjonalnie, ale no... mam wrażenie jakby ta historia wzięła moje wszystkie uczucia, wrzuciła do pralki, czy gdziekolwiek, wymieszała i zrobiła z nich totalne gówno. Właśnie dlatego nie czytam emocjonalnych książek.
Ciężko mi cokolwiek powiedzieć bez spoilerowania,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cóż ja mogę powiedzieć? "The Allure of Julian Lefray" jest kolejną książką autorstwa pani Grey, którą przeczytałam i kolejną, która mnie zachwyciła. Dużo śmiechu, ironii, ciekawi bohaterowie, jeszcze ciekawsze sceny (tj. orgia lub pokaz mody), a do tego jednak trochę jakichś mądrości życiowych, że o marzenia należy walczyć i jeśli się nie poddamy, to jesteśmy osiągnąć wiele. Z pewnością nie jest to aż tak emocjonalna książka jak np. "With This Heart" tejże autorki, bardziej przypomina "The Design", więc romans i namiętność jest, ale wszystko z nutką humoru. Gorąco polecam!

Cóż ja mogę powiedzieć? "The Allure of Julian Lefray" jest kolejną książką autorstwa pani Grey, którą przeczytałam i kolejną, która mnie zachwyciła. Dużo śmiechu, ironii, ciekawi bohaterowie, jeszcze ciekawsze sceny (tj. orgia lub pokaz mody), a do tego jednak trochę jakichś mądrości życiowych, że o marzenia należy walczyć i jeśli się nie poddamy, to jesteśmy osiągnąć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobra, będzie szybko i treściwie, bo poświęciłam jakieś cztery godziny na czytanie tej książki zamiast na naukę i muszę się szybko odrobić.
Ogólnie to nie lubię tego gatunku, dystopii, jakkolwiek to się nazywa. Bo co jest fajnego w czytaniu/oglądaniu o zagładzie naszego świata? Ale ostatnimi czasy cierpię na brak książek, przez które jestem w stanie przebrnąć, więc stwierdziłam, że co mi tam, sięgnę po tę książkę.
I wiecie co? Ona jest zupełnie inna. Ktoś porównuje ją do "Igrzysk śmierci"? Purwa, toż to idiotyzm! "Więzień labiryntu" jest pozycją tak z miliard razy lepszą. Dlaczego?
W r e s z c i e głównym bohaterem nie jest przestraszona dziewczynka. O nie, na początku poznajemy Thomasa, który - werble - jest facetem! Polubiłam go, nawet bardzo. Jest zdeterminowany, wie czego chce. Nie boi się złamać reguł, robiąc coś co uważa za słuszne. Jednocześnie ma świadomość niebezpieczeństw czyhających wokół. Jest lojalny. I nie da sobie w kaszę dmuchać. No mogłabym się z nim zaprzyjaźnić!
Ogólnie rzecz biorąc to naprawdę warto przeczytać, a mówię to ja - wielka przeciwniczka tego typu powieści. Adrenalina we mnie buzuje i normalnie jestem zaskoczona tym, co ta książka ze mną zrobiła. Naprawdę wielka sprawa. No więc cóż, jak tylko uporam się z obowiązkami, zabieram się za "Próby ognia"!

Dobra, będzie szybko i treściwie, bo poświęciłam jakieś cztery godziny na czytanie tej książki zamiast na naukę i muszę się szybko odrobić.
Ogólnie to nie lubię tego gatunku, dystopii, jakkolwiek to się nazywa. Bo co jest fajnego w czytaniu/oglądaniu o zagładzie naszego świata? Ale ostatnimi czasy cierpię na brak książek, przez które jestem w stanie przebrnąć, więc...

więcej Pokaż mimo to