rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

,,Dwór rusałek” nieznacznie różni się od poprzednich powieści Doroty Gąsiorowskiej tym, iż tym razem pisarka postanowiła wpleść w obyczajową fabułę nutę słowiańskości. W oparciu o ludowe wierzenia dotyczące rusałek, które zwabiają ludzi, aby potem móc ich utopić, autorka tworzy niezwykły klimat tajemniczości oraz grozy. Co prawda są to niezwykle subtelne nawiązania, które nie mają nic wspólnego z literaturą fantasy, to jednak aż do samego końca czytelnik nie jest w stanie stwierdzić, czy rusałki są jedynie wytworem wyobraźni Olgi i Loreny, czy też prawdziwymi istotami, które skryte na dnie jeziora czyhają na kolejną ofiarę.
Jednakże najbardziej urzekła mnie historia z 1904 roku, którą Olga poznała podczas zagłębiania się w dziennikach prababki Leszka. Opowieść o dwóch siostrach, to zaledwie fragment z czasów, w których na ziemiach polskich działy się różne ważne wydarzenia. Jednakże najważniejsze wydarzenia dotyczą wkraczającej w dorosłość Rosie, która stale odczuwa, że nie pasuje do świata, w którym żyje. Osiemnastolatka jest niezwykle ambitna i doskonale wyedukowana, ale nie czuje się na siłach, aby móc się spełniać w wymaganej przez społeczeństwo roli żony i matki. Rosie pragnie móc żyć zgodnie z własną wolą, być panią swego losu i nie być zależną od żadnego mężczyzny. To właśnie jej losy najbardziej mnie zaciekawiły i sprawiły, że dworek na Jesionce stał się dla mnie jeszcze bardziej urzekający.
Mimo, iż powieść ,,Dwór rusałek” czyta się z zainteresowaniem, to niestety nie mogłam w pełni cieszyć się jej pięknem, ponieważ nie byłam w stanie zrozumieć głównej bohaterki, a zwłaszcza jej zachowania oraz decyzji, które podejmowała pod wpływem impulsu, bez dokładnego przemyślenia. Zachowanie Olgi naprzemiennie mnie dziwiło i irytowało, gdyż wydawało się infantylne i zupełnie nie pasujące do wieku oraz przeżyć bohaterki. Olga ukazana na początku powieści będąca osobą myślącą zdroworozsądkowo wraz z przebiegiem fabuły zaczęła się zmieniać w rozkapryszoną nastolatkę, która najpierw robi, a potem myśli. Całkowicie samowystarczalna młoda kobieta, która twardo stąpała po ziemi, stała się dziewczyną, która aby móc w siebie uwierzyć potrzebuje wielu zapewnień ze strony rodziny i przyjaciół oraz ciągłego „niańczenia”. Szkoda, że w postaci Olgi dokonała się aż taka niekorzystna przemiana, ponieważ wydawała mi się ona zupełnie niepotrzebna, ale i nielogiczna. Nadal nie rozumiem, jak w ciągu niemalże jednej chwili bohaterka, z którą mogłabym się utożsamić, stała się aż irytująca. Jej dziwaczne, skrajnie niedojrzałe zachowanie sprawiało, że cała przyjemność z czytania ulatywała i stawała się nużącym obowiązkiem wynikającym z faktu, iż przecież muszę przeczytać tę powieść, aby móc napisać jej recenzję. Niezmiernie mi przykro, że nie mogłam poczuć z Olgą głębszej więzi.
Jednakże ten mankament w pełni rekompensuje mi piękny język, w jakim napisana jest powieść. Dorota Gąsiorowska ponownie udowodniła, że potrafi oczarować czytelnika. Podobnie jak malarz starannie wybiera farby i miesza je, aby móc uzyskać jak najpiękniejszy odcień koloru, który byłby w stanie odzwierciedlić jego emocje i uczucia, tak samo autorka dokładnie waży każde słowo i przenosi je na papier. W ten sposób powstał przepiękny obraz namalowany słowami, który sprawia, że czytelnik wcale nie musi zbytnio wysilać swojej wyobraźni, aby móc przenieść się do urokliwego Wilna, czy malowniczego Podlasia. Najbliższy memu sercu okazał się dworek na Jesionce, który urzekł mnie nie tylko specyficznym klimatem, ale i pięknem otaczającej go przyrody.

Zapraszam na mój blog: bookpathology.wordpress.com :-)

,,Dwór rusałek” nieznacznie różni się od poprzednich powieści Doroty Gąsiorowskiej tym, iż tym razem pisarka postanowiła wpleść w obyczajową fabułę nutę słowiańskości. W oparciu o ludowe wierzenia dotyczące rusałek, które zwabiają ludzi, aby potem móc ich utopić, autorka tworzy niezwykły klimat tajemniczości oraz grozy. Co prawda są to niezwykle subtelne nawiązania, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pamiętacie skromną sprzątaczkę Mackenzie i zarozumiałego biznesmana Quintena? Tych dwoje ludzi pochodzących z zupełnie różnych światów połączyła pewna umowa, ale po czasie zorientowali się, że dzieje się pomiędzy nimi coś więcej.
Debiutancka powieść Moniki Serafin stała się sensacją Wattpada oraz sukcesem wydawniczym, więc tylko kwestią czasu było pojawienie się drugiego tomu losów tej interesującej pary. Na początku września 2020 ukazała się zatem druga, a zarazem ostatnia część zatytułowana ,,Narzeczona na dłużej”, w której dowiemy się, co się z nimi działo po burzliwym rozstaniu, ale również będziemy świadkami pewnego interesującego epizodu z życia Mackenzie.
Jeśli tak jak ja polubiliście długowłosą i nieco zadziorną Mac oraz wcale nie tak surowego Quinna, to mam nadzieję, że ta książka również się Wam spodoba. Muszę Was jednak nieco przestrzec przed tym, że mimo całej sympatii dla tych bohaterów oraz autorki, to jednak kontynuacja wypada nieco gorzej na tle części pierwszej. Książka jest nie tylko krótsza w porównaniu z poprzednią, ale i nieco pozbawiona głębszych refleksji głównych bohaterów. Brakowało mi u Mackenzie tego rozbijania na czynniki pierwsze każdej sytuacji, w jakiej się znalazła, natomiast Quinten coraz częściej zachowywał się jak rozkapryszone dziecko, a nie dorosły mężczyzna. Chyba więcej oleju w głowie miała siostrzenica Mac niż on :-) Również nieco uboższy wydaje się tzw. drugi plan, tworzony przez pozostałe postacie, w tym również te epizodyczne. Niewiele mamy scen, w których można spotkać dziadków Quinna, czy rezolutną siostrzenicę Mac. Również obecność jej przyjaciółek z dawnej pracy zostaje zredukowana do jednej, mianowicie do Jules, którą czeka niemalże drastyczna zmiana w życiu osobistym.
Fabuła ,,Narzeczonej na dłużej” rozpoczyna się po upływie kilku tygodni od pamiętnego przyjęcia i burzliwego zerwania naszej ulubionej pary. Mac popadła w rozpacz i zdecydowała się na pracę, która w ogóle nie daje satysfakcji, ale przynajmniej przynosi stałe dochody. Po zamknięciu rozdziału o nazwie Quinten zdecydowała się na zmianę fryzury oraz jeszcze większe poświęcenie się wychowaniu podopiecznej, która po raz kolejny udowadnia, że jest znacznie mądrzejsza niż niejeden dorosły z jej otoczenia. Tymczasem Quinten na swój sposób radzi sobie z bólem rozstania – ponownie wikła się w romans ze swoją poprzednią dziewczyną. Jednakże ich relacja staje się coraz bardziej toksyczna, o czym Quinn zdaje sobie sprawę, gdy jest już za późno, a wydarzenia przybiorą nieoczekiwany obrót. Powrót do normalności, czyli do czasu sprzed rozstania, okazuje się niezwykle trudnym zadaniem, ale nieco zdziwiło mnie to, w jaki sposób autorka ponownie połączyła Quintena i Mac. Ich przypadkowe spotkanie zaowocowało ponownym związkiem, co dla mnie okazało się nieco zbyt szybkim przeskokiem. Myślałam, że nasi bohaterowie będą musieli poważnie się zastanowić, zanim do siebie wrócą, zwłaszcza zważywszy na to, co im się przydarzyło. Tego w ogóle się nie spodziewałam. Mac i Quinn po prostu wrócili do stanu sprzed rozstania w taki sposób, jakby zupełnie nic się nie stało! Nie ukrywam, że nieco się rozczarowałam takim obrotem wydarzeń, ale mimo tego kontynuowałam lekturę.
Kolejną sprawą, która mnie zadziwiła było poprowadzenie wątku dawnej kochanki Quintena, czyli supermodelki Lydii. Zamiast pewnej siebie kokietki można było zaobserwować jej przemianę w wyniszczoną psychicznie kobietę, która nie cofnie się przed niczym, żeby na siłę zatrzymać przy sobie Quintena. Jej postępowanie dosłownie uwłaczało postawie kobiety sukcesu, jakim emanowała do tej pory i powiem szczerze, że ubolewam nad taką degradacją tej postaci. W moim odczuciu stała się ona żałosna. Jej losy są również przestrogą dla kobiet, aby nigdy nie dały sobą pomiatać i nie wikłały się w związek oparty wyłącznie na seksie, bo zawsze wyjdą na tym gorzej niż mężczyźni.
Wspomnę również o wątku pewnego tajemniczego mężczyzny, który obserwował Mac i podążał za nią krok w krok. Początkowo taki epizod bardzo mi się podobał, ponieważ nadawał nieco spłyconej fabule nieco tajemniczości i dawał nadzieję na ciekawy rozwój sytuacji. Z racji tego, że uwielbiam kryminały, miałam nadzieję na interesujący epizod z prześladowcą w tle, jednakże moje nadzieje okazały się płonne, bowiem sposób zakończenia tego wątku zupełnie mnie nie usatysfakcjonował. Czyżby autorka nie miała pomysłu i dlatego zaproponowała takie rozwiązanie tego wątku? Nie ukrywam jednak, że problematyka ukazana za pomocą tego epizodu jest niezwykle ważna, ale może niekoniecznie pasował do niej sposób, w jaki została ona zaprezentowana w powieści.
Podsumowanie
Powieść ,,Narzeczona na dłużej” mogę polecić osobom, które czytały pierwszą część i są bardzo ciekawe tego, jak zakończą się miłosne potyczki Mac i Quintena. Czytając drugi tom ich miłosnej historii niejako trzeba się przygotować do tego, że jest to jedna z wielu powieści romansowych, więc jej zakończenia można się spodziewać. Co prawda droga do happy endu wiedzie przez kręte ścieżki i szereg komplikacji, to jednak czytelnik powinien poczuć się usatysfakcjonowany takim zakończeniem ich losów. Jednakże ja mam nieco mieszane uczucia. Z jednej strony cieszy mnie to, że po pokonaniu przeciwności dwoje zakochanych w sobie ludzi nareszcie odnalazło wspólne szczęście, jednakże patrząc na nieco rozwlekaną sprawę kochanki Quinna i tajemniczego prześladowcy Mac, to zakończenie ich perypetii zostało wprowadzone nieco za szybko i jakby bez spójnego przejścia. Ostatnie rozdziały to dosłownie gonitwa zdarzeń, która pozostawia czytelnika ze zdumieniem, że tak szybko doszło do zakończenia. Nie ukrywam, że oczekiwałam czegoś nieco innego.

Pamiętacie skromną sprzątaczkę Mackenzie i zarozumiałego biznesmana Quintena? Tych dwoje ludzi pochodzących z zupełnie różnych światów połączyła pewna umowa, ale po czasie zorientowali się, że dzieje się pomiędzy nimi coś więcej.
Debiutancka powieść Moniki Serafin stała się sensacją Wattpada oraz sukcesem wydawniczym, więc tylko kwestią czasu było pojawienie się drugiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Moja siostra morduje seryjnie” wbrew pozorom nie jest kryminałem, lecz powieścią obyczajową ze zbrodnią w tle. Od samego początku czytelnik wie, kim jest morderczyni i dlaczego zabija swoich kolejnych chłopaków. Znany jest również przebieg zdarzeń oraz motywy kierujące Ayoolą. Powieść Oyinkan Braithwaite jest raczej błyskotliwie napisanym studium skomplikowanej relacji pomiędzy siostrami niż thrillerem, czy klasyczną powieścią detektywistyczną. Na kolejnych stronach powieści poznajemy dziwne relacje panujące w rodzinie kobiet. Ich matka zawsze staje w obronie młodszej córki, jakby to, że jest ona piękniejsza, gwarantowało jej całkowitą niewinność i niezdolność do zaopiekowania się samej sobą. Podobną postawę przyjmuje Korede, jednakże ona doskonale wie, że Ayoola nie jest żadnym aniołkiem, ani nieporadną dziewczyną, która potrzebuje ochrony i całodobowej uwagi. Wręcz przeciwnie, widzi w niej niemalże diablicę, sprawną manipulatorkę, która owija sobie wokół palca mężczyzn i wykorzystuje ich dla swoich celów. Zastanawiające jest natomiast to, że zdając sobie sprawę z przestępczej działalności siostry, Korede wciąż jej pomaga. Ich relacja wydaje się obserwatorowi pozbawiona logiki, a nawet patologiczna. Wszyscy wokół przesadnie „trzęsą” się nad Ayoolą, która sprawnie wykorzystuje ich nadopiekuńczość, aby otrzymywać drogie prezenty i być wyręczaną w każdej czynności. Jest ona typową Narcyzą, skupioną wyłącznie na sobie, która łaknie uwagi, komplementów i pochlebstw. Nie dziwi zatem fakt, iż z każdym popełnionym przez nią mordem cierpliwość i gotowość niesienia pomocy ze strony Korede coraz bardziej słabną. Starsza siostra coraz lepiej zaczyna dostrzegać mroczną stronę „maleńkiej siostrzyczki” oraz jej dziwne zachowanie, które nie pasuje do okoliczności, w których się znalazła.

Im bardziej obserwuje się Korede i wspomnienia, które powracają do niej przy okazji rozważań nad postępowaniem młodszej siostry, tym bardziej można dojść do wniosku, iż relacje pomiędzy siostrami ich matką są zaburzone, niemalże chore i oparte na psychologicznej grze. Kiedy na jaw wychodzą mroczne sekrety małżeńskie ich rodziców oraz oparte na całkowitej posłuszności relacje, odnosi się wrażenie, że siostry dorastały w rodzinie konserwatywnej podporządkowanej autorytarnym rządom mężczyzny, w której kobieta znaczyła niewiele, a jej rola ograniczała się do bycia ozdobą męża. Nigeryjska tradycja bardzo mocno związana z czasami kolonialnymi i silnie ugruntowaną pozycją społeczną

Muszę przyznać, że po raz pierwszy miałam do czynienia z powieścią nigeryjskiej autorki, więc nie wiedziałam czego powinnam się spodziewać. Nie byłam pewna, czy uda mi się przejść przez barierę światopoglądową i kulturową, ale były to moje zbyt wygórowane obawy. Okazało się bowiem, że ta książka jest niezwykła z powodu sposobu, w jaki pisarka kreuje powieściowy świat widziany oczami Korede. Jej uwagi dotyczące opisywanych wydarzeń oraz relacji z siostrą są pełne sarkazmu, ironii oraz dystansu do siebie. Korede potrafi zainteresować odbiorcę tym, co ma do opowiedzenia z powodu tego, że nie owija w bawełnę – jasno i precyzyjnie mówi to, co myśli, jawnie piętnuje zachowanie siostry, ale mimo kolejnych ciosów otrzymywanych od niej, ich matki, czy otoczenia nadal jest osobą charakterną, ale o niskim poczuciu własnej wartości. Jej sposób opisu sytuacji i wspomnień oraz stosunku do „działalności” młodszej siostry wciąga odbiorcę już od pierwszej strony i sprawia, że rozdziały połyka się w całości. Jedynym minusem, do którego mogę się doczepić jest urwane zakończenie pozostawiające czytelnika z mnóstwem pytań i niedomówień oraz nadzieję na kontynuację losów Korede i Ayooli.

,,Moja siostra morduje seryjnie” wbrew pozorom nie jest kryminałem, lecz powieścią obyczajową ze zbrodnią w tle. Od samego początku czytelnik wie, kim jest morderczyni i dlaczego zabija swoich kolejnych chłopaków. Znany jest również przebieg zdarzeń oraz motywy kierujące Ayoolą. Powieść Oyinkan Braithwaite jest raczej błyskotliwie napisanym studium skomplikowanej relacji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Malaje, rok 1931. W Batu Gajah na plantacji kauczuku zostają znalezione fragmenty ludzkiego ciała. Mieszkańcy zaczynają plotkować o rzekomych atakach tygrysa ludożercy, który pod osłoną nocy zabija swoje ofiary. Kiedy zostają znalezione kolejne poszarpane ludzkie zwłoki, pojawia się panika, a część z miejscowych uważa, że za ataki jest odpowiedzialna mityczna istota zwana tygrołakiem, czyli zwierzę, które po zaspokojeniu apetytu przybiera ludzką formę i spokojnie żyje sobie wśród innych.

Tymczasem w innej części wyspy umierający lekarz dr MacFarlane prosi swojego sługę Rena, żeby odzyskał jego palec, który kilka lat temu został mu odcięty. Zgodnie z chińskimi wierzeniami, jeśli ciało nie zostanie pochowane w całości, to po upływie 46 dni dusza nie zazna spokoju i będzie się błąkać pomiędzy światem ludzi a światem duchów.

Pięcioro bohaterów i pięć cnót

W sprawę zaginionego palca zostaje zamieszanych pięć osób, które są diametralnie różne i pozornie nic ich nie łączy. Młoda tancerka z dansingu, jej przyrodni brat student medycyny, służący lekarza i jego zmarły braciszek oraz ten tajemniczy piąty to osoby z różnych światów, o różnych pozycjach społecznych, których przeznaczeniem jest uczestnictwo w czymś niezwykle ważnym na granicy mistycyzmu i magii. Znacząca jest symbolika imion piątki bohaterów, która nawiązuje do pięciu cnót, stanowiących część systemu religijno-filozoficznego ustanowionego przez Konfucjusza. Zgodnie z jego założeniami, człowieka można odróżnić od zwierzęcia tylko i wyłącznie wtedy, gdy posiada on zespół pięciu cech:

– Ren – człowieczeństwo, miłość braterska

– Yi – uczciwość

– Li – prawość, porządek

– Zhi – mądrość

– Xin – wiara, zaufanie

Tylko zapewnienie równowagi między tymi cechami, np. poprzez zapewnienie zdrowia fizycznego, pozwala na stanie się tzw. człowiekiem idealnym, również pod względem moralnym. Jakiekolwiek odchylenia od wyznaczonej normy powodują, że całość zostaje zaburzona, a człowiek zaczyna popełniać coraz poważniejsze błędy, które mogą go doprowadzić do upadku moralnego. I właśnie coś takiego dzieje się z piątką bohaterów, którzy zostają ze sobą powiązani. Kiedy w życiu jednego z nich coś nie układa, wówczas cała czwórka odczuwa tego konsekwencje i jednocześnie musi dążyć do naprawienia zachwianego ładu.

Symbolika, magia i ludowe wierzenia

Najbardziej urzekło mnie w tej powieści to, że autorka postanowiła w swoją powieść wpleść elementy ludowych wierzeń, dzięki czemu udało się jej stworzyć książkę pełną tajemnic, magii i niezwykłego klimatu. Chińska ludowość okazuje się niezmiernie interesującym tematem, który wydaje się naturalnym aspektem tej powieści i nie zaburza jej konstrukcji, a dzięki temu pozwala na lepsze poznanie azjatyckiej mentalności. Okazuje się bowiem, że każdy aspekt codziennego życia może mieć ukryte znaczenie, które może determinować ludzki los. Swoje znaczenie mogą mieć imiona, liczby, nawet Twój wiek może nosić przesłanie, o którym nie masz pojęcia.

Moją uwagę zwróciła również nie tylko legenda dotycząca tygrołaka, czyli bestii, która żywi się ludzkim mięsem, a w niektórych przypadkach może nawet przybierać ludzką formę, ale również kwestia metafizyczna związana z życiem pozagrobowym. W tej kwestii znaczące są sny Ji Lin oraz koszmary Rena, których doświadcza zarówno w trakcie snu jak i w malignie po tym, jak zostaje ranny. Młoda tancerka miewa niepokojące sny o krainie stale zmieniającej swój wygląd, w której jedynym stałym elementem jest mały chłopczyk, z którym rozmawia. To właśnie on staje się jej przewodnikiem i doradcą, który nakierowuje ją na właściwe tory. To, że dziecko nie wsiada do pociągu zmierzającym w jedną stronę wydaje się oczywistym nawiązaniem do wierzeń, zgodnie z którymi peron i pociąg są powiązane z metaforą śmierci. Po opuszczeniu cielesnej powłoki dusza ma trafić w zaświaty, jednakże jeśli tego nie zrobi, to będzie się błąkać pomiędzy światami.

Podsumowanie

,,Nocny tygrys” to kolejna po ,,Ghost bride” powieść Yangsze Choo, która zachwyca czytelnika specyficznym klimatem oraz oryginalnością prezentowanej historii. Na kartach powieści rozgrywa się nie tylko fascynująca podróż Rena w poszukiwaniu zaginionego palca jego pana, ale również rozkwita uczucie Ji Lin do Shina, którego przez wiele lat traktowała jak brata. W tle przygody, która łączy ze sobą bohaterów zauważalne są odwołania do wierzeń ludowych, które dodatkowo ubarwiają tą niezwykle wciągającą opowieść. Na równi z motywem krwiożerczego tygrołaka prezentuje się historyczne nawiązanie do czasów kolonialnych i związanych z nimi zasad społecznych.

Szczególnie widoczna jest tutaj rola kobiet, która zostaje sprowadzona do bycia posłusznymi córkami, żonami i matkami. Kobietom odmawia się prawa do edukacji na wyższym poziomie, ponieważ ważniejsze jest spełnienie się w roli żony i matki oraz opiekunki domowego ogniska. Jak to wygląda w praktyce można zauważyć na przykładzie Ji Lin i jej matki, która po owdowieniu jest zmuszona do ponownego zamążpójścia, aby utrzymać siebie i córkę. Kobieta zgadza się poślubić pierwszego lepszego adoratora przez co wikła się w związek z człowiekiem niezwykle niebezpiecznym, który krzywdzi swojego syna. Rzekomym przeciwieństwem do konserwatywnego postrzegania pojęcia małżeństwa i rodziny wydaje się zachowanie angielskich kolonizatorów, którzy wikłają się w kolejne związki bez zobowiązań z wiejskimi dziewczętami. Kobieta jest dla nich obiektem, który można łatwo omamić słodkimi słówkami, a potem porzucić, gdy znajdzie się nowy obiekt westchnień. To, co się z nimi potem dzieje nie jest powiedziane wprost, ale wiadome jest, że taka dziewczyna musi się liczyć ze społecznym ostracyzmem i odrzuceniem ze strony rodziny, na którą sprowadziła hańbę.

Jak zatem widać, w powieści Yangsze Choo można się dopatrzeć wielu wątków, które współistnieją wraz z głównym tematem, którym jest ukazanie powiązania pomiędzy przenikającymi się sferami – światem żywych i umarłych, jawą i snem, rzeczywistością a wierzeniami. Świat wykreowany przez autorkę jest dla czytelnika spoza kręgu azjatyckiego egzotyczny, a przez to jego elementy stają się jeszcze bardziej ekscytujące i zachęcające do głębszego poznania. Przyznaję, że czytało mi się tę powieść z prawdziwą przyjemnością, ponieważ autorka potrafi pięknie operować słowem i tworzyć fabułę, od której nie sposób się oderwać. Opisani przez nią bohaterowie i ich problemy są bardzo wiarygodne i uniwersalne, mimo że przyszło im żyć w latach 30. minionego wieku. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak polecić tę powieść odbiorcy spragnionemu wrażeń i łaknącemu rzucić się w wir przygody i tajemniczości, bo właśnie to gwarantuje mu najnowsza powieść Yangsze Choo.

Malaje, rok 1931. W Batu Gajah na plantacji kauczuku zostają znalezione fragmenty ludzkiego ciała. Mieszkańcy zaczynają plotkować o rzekomych atakach tygrysa ludożercy, który pod osłoną nocy zabija swoje ofiary. Kiedy zostają znalezione kolejne poszarpane ludzkie zwłoki, pojawia się panika, a część z miejscowych uważa, że za ataki jest odpowiedzialna mityczna istota zwana...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Morgan jak co dzień czeka na stacji metra, żeby móc wrócić do domu. Nagle podchodzi do niej nieznajoma kobieta, wręcza jej swoje dziecko i prosi o opiekę nad nim, po czym skacze na tory. Zszokowana kobieta nie może dojść do siebie po tym tragicznym wydarzeniu, ponieważ nieznajoma zwróciła się do niej po imieniu, chociaż nigdy przedtem się nie spotkały. Morgan postanawia dowiedzieć się, kim była ta zdesperowana kobieta o przerażonym spojrzeniu i dlaczego właśnie ją wybrała na opiekunkę dziecka. Tymczasem policja jest przekonana, że to właśnie Morgan odpowiada za śmierć kobiety z metra, podobnie jak za oszustwa, których dopuścił się jej mąż. Jaka tajemnica połączyła ze sobą te dwie kobiety oraz kim jest ich prześladowca? Czy Morgan uda się ochronić małą Quinn przed grożącym jej niebezpieczeństwem?
Powieść podzielona jest na dwie części, które pojawiają się naprzemiennie i wzajemnie się uzupełniają. Wydarzenia dotyczące Morgan napisane są w pierwszej osobie liczby pojedynczej, dzięki czemu czytelnik na bieżąco poznaje jej myśli oraz uczucia, które ukrywa głęboko w zakamarkach duszy. Dowiadujemy się, między innymi, jak bardzo samotną osobą i bezbronną osobą stała się po śmierci męża. Wszyscy znajomi, przyjaciele, koledzy z pracy, a nawet rodzina odwróciła się od niej, gdy tylko dowiedzieli się o oszustwach, o których ona nie miała pojęcia. Odrzucenie, przypisywanie jej współudziału w czymś, czego nie zrobiła, wszechobecne oskarżenia i wytykanie palcami sprawiły, że dotąd niezwykle szczęśliwa z powodu udanego małżeństwa Morgan straciła pewność siebie i wiarę w własne siły. Zamknęła się przed całym światem w szczelnej skorupie, która rzekomo ma ją ochronić przed atakami z zewnątrz, ale tak naprawdę czyni więcej szkód niż pożytku.
Podobnie wygląda życie Nicole na kilkanaście tygodni przed samobójstwem. W obawie o życie nowonarodzonej córki ta dotąd odnosząca sukcesy założycielka firmy Oddech staje się cieniem samej siebie. Z jednej strony jest opętana desperackimi próbami ochrony dziecka przed zagrożeniem, lecz z drugiej nie zauważa jakie spustoszenie w jej psychice sprawił ciągły strach połączony z nadużywaniem tabletek psychotropowych. Z młodej matki przepełnionej radością po urodzeniu ukochanego dziecka Nicole zamieniła się w osobę panikującą przy każdej okazji, która niczym lwica broni dostępu do siebie i dziecka. Piękne mieszkanie, które było jej dumą staje się powoli twierdzą, w której kobieta się zamyka w przeświadczeniu, że tylko w domu jej dziecko jest bezpieczne. Jak się okazuje, wcale tak nie jest…
,,Kobieta na krawędzi” to świetnie napisany, ekscytujący thriller, który trzyma w niepewności aż do ostatniej strony. To nie tylko opis desperackiej walki Morgan próbującej uchronić siebie i małą Quinn przed osobą, która doprowadziła do tragicznego samobójstwa matki dziewczynki, ale również powieść, w której ścierają się dwie wizje macierzyństwa.
Matka typ 1: kocha swoje dziecko ponad wszystko, nawet własne dobro
Nicole jak i Morgan Kincaid są przykładami kobiet, które przedkładają dobro dziecka nad własne. Drżą o jego bezpieczeństwo, martwią się, kiedy dziewczynka płacze, chciałaby móc ją tulić w ramionach jak najdłużej. Aby ochronić Quinn przed zagrożeniem są zdolne do poświecić wszystko, byleby dziecku nic się nie stało. Są gotowe do walki z każdą przeciwnością losu i z każdą osobą, która tylko spróbuje skrzywdzić niemowlę bez względu na to, jaką musiałyby ponieść za to cenę. Obie są również pokrzywdzone przez życie, zamknięte w sobie i nieufne w stosunku do innych, dlatego dziecko staje się dla nich całym światem, który będą bronić do końca.
Matka typ 2: obsesyjnie skupiona na celu, który tłumaczy sobie troską o dobro dziecka
Z kolei Donna, od momentu śmierci Amandy jest rządna zemsty na jej niani, którą uważa za morderczynię. Mimo, że dziecko zmarło w wyniku śmierci łóżeczkowej, to kobieta uważa, że mająca zapewnić jej bezpieczeństwo dziewczyna nie wywiązała się dostatecznie z obowiązków, a nawet, że to ona udusiła niemowlę. Od tej pory zgorzkniała matka, która nie może pogodzić się z faktem, że śmierć dziecka była nieszczęśliwym wypadkiem, kieruje wszystkie siły, jakie jej pozostały na ukaranie rzekomej sprawczyni. W tym celu nie tylko śledzi każde jej poczynania, ale również wysyła groźby i za pomocą różnych środków próbuje ją wystraszyć. Donna ślepo wierzy, że odwet przyniesie jej spokój duszy, bo przecież śmierć dziecka mu zostać pomszczona za wszelką cenę.
Taki sposób ukazania dwóch przeciwstawnych wizji macierzyństwa okazuje się doskonałym materiałem na kameralny thriller, w którym ścierają się kobiety walczące o dziecko. Ich zmagania są okraszone nieoczekiwanymi zwrotami akcji, a naprzemienna narracja ciekawie urozmaica fabułę. Dlatego z całym sercem polecam ,,Kobietę na krawędzi” każdemu miłośnikowi opowieści z dreszczykiem ze zdolnym do wszystkiego prześladowcą w tle.

Morgan jak co dzień czeka na stacji metra, żeby móc wrócić do domu. Nagle podchodzi do niej nieznajoma kobieta, wręcza jej swoje dziecko i prosi o opiekę nad nim, po czym skacze na tory. Zszokowana kobieta nie może dojść do siebie po tym tragicznym wydarzeniu, ponieważ nieznajoma zwróciła się do niej po imieniu, chociaż nigdy przedtem się nie spotkały. Morgan postanawia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O motylu wychodzącym z kokonu
Penn i Rose są zwyczajną rodziną, jakich wiele. Mają pięcioro dzieci, stałą pracę, ładny dom na farmie i są ze sobą szczęśliwi od wielu lat. Wszystko zmienia się wtedy, gdy ich najmłodszy syn, Claude, oznajmia, że woli nosić sukienki, rysować jednorożce i bawić się lalkami. Wbrew pozorom dla jego rodziców, których wychowywali go w przekonaniu, że może być kim tylko zechce, taka sytuacja nie stanowi żadnego problemu. Również bracia chłopca już przyzwyczaili się do jego inności manifestowanej podczas codziennych czynności, zresztą oni również różnią się od swoich kolegów i koleżanek. Jednakże problemy pojawiają się, gdy Claude zaczyna naukę w szkole. Jego nauczycielka nie pozwala mu jeść na stołówce wraz z innymi dziećmi, aby nie rozpraszał ich swoją czerwoną torbą. Pod pozorną troską o możliwość pojawienia się alergii na orzechy – Claude miał w czerwonej torbie kanapki z masłem orzechowym, które są w szkole rzekomo zabronione – młoda kobieta ukrywa swoje ograniczenia i standardowe postrzeganie dzieci poprzez płeć i rzekome przedmioty do nich przynależne (dziewczynki mają się bawić lalkami i przebierać w sukienki, a chłopcy mają budować wieże z klocków, mieć otarte kolana i dokuczać dziewczynkom).
Od tej chwili mały Claude musi zmierzyć się z codziennymi wybuchami śmiechu, docinkami, wyzwiskami i obgadywaniem za plecami. Zawsze kiedy chce włożyć kolorowe bikini, śliczną wyprasowaną sukienkę, czy spiąć włosy kolorowymi spinkami, musi ograniczać się i dopasowywać do wymagań otoczenia, czyli przebierać się w nieformalną wersję szkolnego mundurku: T-shirt, bluzę i jeansy. Nikt ze środowiska, w którym wyrósł nie potrafi zaakceptować go takim, jakim jest. Wszyscy zwracają uwagę tylko na jego wygląd zewnętrzny i rzekomo dziwne zachowanie (chłopiec mówi, że dama powinna umieć zachować się przy stole, że należy dobrać ubiór do okazji itp.), a w ogóle pomijają to jaką jest osobą – bystrą, ciekawą świata, inteligentną o bogatym zasobie słownictwa (jak na swój wiek), przyjacielską. Wszyscy koledzy i koleżanki oraz ich rodzice widzą w zachowaniu Claude’a coś dziwnego, odbiegającego od normy i przyjętych zasad. Ich brak akceptacji jego inności wynika bowiem z faktu, iż boją się tego, co jest inne, niestandardowe, wykraczające poza ich schematyczne myślenie, dlatego w ramach odruchu obronnego przyjmują dwie postawy - zaczynają się od niego izolować lub jawnie go atakują poprzez plotkowanie i wyśmiewanie.
Ach, ten gender…
,,Tak to już jest” to wyjątkowa pod każdym względem powieść Laurie Frankel, obok której nie można przejść obojętnie. Tematyka gender i transpłciowości odcisnęła w niej swoje wyraźne piętno, ale na pierwszym planie nadal pozostaje bezwarunkowa miłość rodziców do dziecka. To właśnie to głębokie i piękne uczucie rodzica do swojego dziecka sprawia, że Rosie i Penn w pełni akceptują Claude’a i pomagają mu w staniu się Poppy, dziewczynką o której zawsze marzyli, i która przyjęła imię zmarłej w bardzo młodym wieku siostry Rosie. Chociaż sami nie do końca wiedzą jak ma to wszystko wyglądać i czego można się spodziewać po przemianie chłopca w dziewczynkę, to jednak nie odstępują swojego dziecka ani na krok, tylko dzielnie przy nim trwają i wspierają na ile tylko starcza im sił. Wsparcie, jakie oferują swojemu dziecku oraz walka jaką toczą nie tylko ze wszystkimi wokół, ale również z samymi sobą jest naprawdę godna podziwu, bo pokazuje czytelnikowi na jak wiele gotowi są rodzice, który naprawdę kochają swoje dziecko i chcą dla niego jak najlepiej. Mimo, że w pełni nie są w stanie zrozumieć tego, co się dzieje w głowie Claude’a/Poppy, to jednak dążą do wszystkiego, aby nie ograniczać go i nie przysparzać mu dodatkowego bólu. Jednakże są też w pełni świadomi tego, że małomiasteczkowe społeczeństwo nie jest przygotowane na chłopca w sukience /dziewczynkę z penisem. Ich zabiegi związane z tym, żeby ich dziecko było szczęśliwe we własnej skórze i mogło żyć w zgodzie z tym, co odczuwa są niemalże heroiczne, ale również ukazują wady współczesnego społeczeństwa, które piętnuje każdą formę inności. Do głosu dochodzi tutaj nie tylko kwestia związana z seksualnością, gdyż Claude/Poppy jest na to za mały (jednakże większość dorosłych zamiast skupić się na cechach charakteru, to postrzega go/ją właśnie poprzez pryzmat seksualności, tego, co ma w majtkach). Sprawa tego dziecka staje się przyczynkiem do dyskusji nad kwestiami etycznym, moralnymi, czy społecznymi.
Podsumowanie
,,Tak to już jest” to opowieść nie tylko o trudach wynikających z przekształcenia się chłopca w dziewczynkę, to również opis relacji pomiędzy rodzicami i dziećmi oraz głębokiej więzi ich łączącej, której nikt i nic nie są w stanie zmienić. Rosie i Penn kochają swoje dziecko bezwarunkowo i nie chcą go ograniczać, zmieniać pod przymusem i presją społeczności lokalnej. Kiedy przyjrzymy się bliżej tej rodzinie możemy zauważyć, że od początku nie jest ona taka jak wynikałoby z tradycyjnego rozumienia tego pojęcia. Wbrew konserwatywnemu postrzeganiu ról kobiet i mężczyzn, stanowią oni przykład nowoczesnego małżeństwa opartego na partnerstwie i wzajemnej pomocy. Kiedy Rosie pracuje na oddziale ratunkowym, to jej mąż przejmuje wszystkie domowe obowiązki – pierze, gotuje, sprząta, prasuje i opiekuje się dziećmi. Zresztą także ich dzieci są inne niż ich rówieśnicy, na przykład Ben jest niezwykle inteligentny, a Rigel lubi robić na drutach. Rosie i Penn są w tym kontekście wyjątkową parą rodziców, gdyż nie stawiają dzieciom ograniczeń w rozwijaniu się. Wręcz przeciwnie, wspierają je i pobudzają ich kreatywność.
Ta powieść wzbudziła we mnie wiele niezwykłych emocji, ale również otworzyła moje oczy szerzej na problemy osób transpłciowych, w tym również dzieci. Bardzo wiele z tych osób nadal ukrywa swoje prawdziwe ja przed sąsiadami, czy rodziną, gdyż zdają sobie sprawę z braku akceptacji na jaką będą narażone w rodzinnym mieście, czy ogólnie w społeczeństwie. Są stale wyszydzani, wyśmiewani, stają się ofiarami brutalnych ataków, takich jak na przykład powieściowa N.N. zabita podczas studenckiej imprezy. Mimo, że na co dzień nie widzimy osób trans płciowych, to nie oznacza, że ich w ogóle nie ma, lecz że one są, ale się ukrywają w obawie przed linczem. Społeczna świadomość na temat takich ludzi nadal jest za mała, a takich kochających i wspierających rodziców jak Penn i Rosie jest niewielu, dlatego jestem bardzo wdzięczna autorce, że postanowiła napisać tę powieść i poruszyć tak ważną kwestię. Jednocześnie mogę sobie tylko wyobrazić jak wiele wysiłku kosztowało ją napisanie powieści inspirowanej losami jej własnego dziecka i z jakim społecznym ostracyzmem musi się mierzyć po wydaniu książki. Ale wiem jedno, na pewno osoby takie jak Claude/Poppy będą jej dozgonnie wdzięczne za to, że ktoś w końcu o nich wspomniał, pokazał że mimo rozwoju technologicznego współczesne społeczeństwo potrafi być niezwykle ograniczone i nietolerancyjne wobec różnych przejawów inności. Wszyscy jesteśmy przecież ludźmi, więc powinniśmy się szanować bez względu na przekonania, kolor skóry, wiek, status społeczny, czy wykształcenie, a to, co każdy ma w majtkach wcale nie powinno nas interesować.

O motylu wychodzącym z kokonu
Penn i Rose są zwyczajną rodziną, jakich wiele. Mają pięcioro dzieci, stałą pracę, ładny dom na farmie i są ze sobą szczęśliwi od wielu lat. Wszystko zmienia się wtedy, gdy ich najmłodszy syn, Claude, oznajmia, że woli nosić sukienki, rysować jednorożce i bawić się lalkami. Wbrew pozorom dla jego rodziców, których wychowywali go w przekonaniu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niedawno wydana na polskim rynku powieść Jojo Moyes ,,W samym sercu morza” nieco zaburza chronologię związaną z twórczością tej pisarki, bowiem wbrew pozorom nie jest to jej najnowsza powieść, lecz literacki debiut.

,,W samym sercu morza” to historia kilku Australijek, które po wyjściu za mąż za Brytyjczyków i wielu miesiącach rozłąki w czasie wojny wreszcie mogą się połączyć z ukochanymi. Na pokładzie lotniskowca zmierzającego na wyspy brytyjskie spotykają się zatem kobiety, które dzieli niemalże wszystko, począwszy od wieku, wykształcenia, czy środowiska, w którym się wychowały, ale łączy jedno – miłość do ukochanego mężczyzny, która przetrwała mimo dzielącej ich odległości. Przez 6 tygodni te tak odmienne kobiety zmuszone są do przebywania ze sobą w ograniczonej przestrzeni i w trudnych warunkach (upał, brak wody, ograniczenia w racjach żywnościowych itp.), więc nic dziwnego, że na pokładzie dochodzi do różnych nieporozumień, ale ani się one obejrzą, a podróż, która miała być dla nich utrudnieniem i próbą charakteru, staje się okazją do zacieśnienia więzów i narodzin przyjaźni, które wiele przetrwają.

Atrakcyjności tej powieści nadaje fakt, iż była ona inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z życia babci autorki, która jako jedna z wielu kobiet tamtego okresu była wojenną żoną na odległość. Ona również tuż po zakończeniu II wojny światowej została wraz z innymi młodymi żona przewieziona do Europy, aby móc wreszcie spotkać się z mężem. Wykorzystanie przez panią Moyes fragmentów z życia jej rodziny sprawiło, że spojrzałam na tę powieść i opisane w niej bohaterki nieco bardziej przychylnie niż początkowo planowałam.

Kobiety mają swój głos, a morze jest ich powiernikiem

Tym, co sprawia, że naprawdę warto sięgnąć po powieść Jojo Moyes, jest ukazanie kobiet na przestrzeni wielu lat. Zderzenie okresu wojennego z teraźniejszością [tutaj to rok 2002] okazuje się zaskakujące. Przedstawicielką modernistycznego stylu życia opartego głównie na zaspokajaniu własnych potrzeb jest Jennifer, młoda studentka, która wraz z babcią i chłopakiem [status ich relacji jest skomplikowany, gdyż dziewczyna nie chce oficjalnie określić go mianem swojego chłopaka] podróżuje po Indiach. Podczas standardowej wycieczki, pod czas której zwiedza się zabytki i najpiękniejsze miejsca tego kraju, Jenny i jej babcia trafiają również do uboższych dzielnic, w których królują odrapane budynki, nędza i ubóstwo. Ale to cmentarzysko statków staje się dla tych kobiet znaczącym przystankiem, podczas którego do głosu dojdą nie tylko wypierane z pamięci wspomnienia, ale również ksenofobia i szowinizm.

Jennifer to nowoczesna dziewczyna, którego niczego się nie boi. Jest bardzo wyzwolona i pewna własnej wartości, nie ogranicza się, robi to na co ma ochotę.

Natomiast czasy wojenne to okres męskiej dominacji, kiedy to o przyszłości dziewcząt i kobiet decydują najpierw ich ojcowie, a potem mężowie. Rola kobiety ogranicza się zatem do roli posłusznej córki, żony, a potem matki. W tej dość szarej i ustabilizowanej codzienności ślub z mężczyzną, którego prawie się nie zna oraz rejs statkiem w nieznane jest przejawem niezwykłej odwagi. Tych 600 kobiet, których dotyczy ta opowieść, wykazało się niezwykłym hartem ducha, dzięki któremu miały odwagę porzucić swoje rodziny i popłynąć na spotkanie z mężem, którego widziały zaledwie kilka razy. Przez pryzmat kilku bohaterek można zatem poznać reprezentantki ówczesnego kobiecego świata.

Margaret to dziewczyna z farmy, która zostawia ojca i braci. Jest w ciąży, ale tak bardzo tęskni za ukochanym, że nie zważa na niewygody i swój stan.

Avice to rozpieszczona córka bogaczy, która z trudem porzuca luksusowe życie, a podróż lotniskowcem wydaje się uwłaczać jej godności

Jean to szesnastolatka, która żyje chwilą i zawsze znajduje okazję do dobrej zabawy

Frances – jedna z najbardziej intrygujących postaci, o której niewiele wiadomo. Jej przeszłość okryta jest zasłoną tajemnicy.

To właśnie te cztery kobiety i ich losy najbardziej zaprzątają uwagę czytelnika, który podpatrując, co się z nimi dzieje, jeszcze bardziej się do nich przywiązuje. Podczas obcowania z nimi nie tylko poznaje ich życiowe historie, ale przede wszystkim śledzi decyzje przez nie podejmowane, z którymi nie zawsze się zgadza. Okres, w którym przyszło im żyć jest niepewny i napawa lękiem. Kobiety nieustannie odczuwają strach przed utratą ukochanego męża, ale też mają nadzieję na jak najszybsze odzyskanie poczucia bezpieczeństwa. Ich obawy przed życiem w nowej powojennej rzeczywistości wydają się uzasadnione, gdyż na nieznanym terenie i z dala od rodziny będą musiały stworzyć swoją własną familię i poznać krewnych męża, o których do tej pory czytały tylko w listach lub wcale nie miały o nich pojęcia. Podczas podróży do Wielkiej Brytanii jedynie morze słucha ich bez słowa sprzeciwu i przyjmuje każdą ich skargę, niepewność, nadzieję i ból. Tylko w obecności wielkiej wody nieskalanej ludzkimi rządzami wojenne żony mogą dokonać spowiedzi i wyjawić emocje skrywane w najgłębszych zakamarkach duszy. Nikt im wówczas nie przeszkadza, nie upomina, nie przerywa, nie krępuje uwagami o przesadnej emocjonalności. Tylko w obecności morza te dziewczyny i kobiety mogą całkowicie się obnażyć i powiedzieć, co im leży na sercu.

Debiut – to widać, słychać i czuć

Mimo tego, że losy wojennych żon pełne są dramatów, tęsknoty oraz ulotnych chwil szczęścia, to sposób, w jaki Jojo Moyes je opisuje pozostawia pewien niedosyt. Z przykrością muszę stwierdzić, że ledwo przebrnęłam przez początkowych 200 stron, bowiem są one pełne bardzo długich opisów i scen, które nie wnoszą niczego ważnego do całej fabuły. Zapewne autorce chodziło o to, aby np. w pełni ukazać życie kobiet przez pryzmat wykonywanych przez nie codziennych obowiązków domowych, jednakże takie sceny, jak na przykład rozwieszanie prania, naprawdę nie są czymś interesującym.

Czytając ,,W samym sercu miasta” widać, że są to pisarskie początki pani Moyes. Autorka postawiła na plastyczne, zawiłe, co prawda napisane pięknym słownictwem, ale niestety bardzo długie i nużące opisy, które wprowadzają stagnację w momentach, w których aż się prosi, aby uatrakcyjnić akcję powieści i ją nieco przyspieszyć. Czytelniczki lubiące żwawe, wartkie momenty i sprawnie toczącą się akcję, mogą być zatem nieco zawiedzione takim „zatrzymaniem”, jednakże wydarzenia, które rozgrywają się w dalszej części tej powieści są tak interesujące i zapierające dech w piersiach, że warto trochę się pomęczyć i dotrzeć do tych 200 stron.

Patrząc na tę powieść jako na całość widać brak pewności siebie autorki w poruszaniu się po literackim świecie. Szczególnie mogą zwracać uwagę nieco sztucznie napisane dialogi oraz niektóre sytuacje, które zostałyby napisane zupełnie inaczej przez doświadczoną pisarkę. Jestem przekonana, że gdyby pisarka zdecydowała się na skrócenie opisów i postawienie na żwawszą, dynamiczniejszą akcję, tak jak ma to miejsce w końcowych 150. stronach, to książka wiele by zyskała i na pewno nie znużyłaby mnie tak bardzo.

Podsumowanie

Mimo niezwykle nużącego początku, sztywnych dialogów oraz kilku scen, które pisarce niezbyt się udały, powieść ,,W samym sercu morza” okazuje się niezwykle emocjonującą opowieścią o kobietach silnych i odważnych, które dla ukochanego mężczyzny są zdolne poświecić bardzo wiele. Rozdzielone z rodzinami, z dala od domu, decydują się popłynąć za mężem w nieznane w celu uwicia nowego gniazda. Choć wiele dzieli pasażerki lotniskowca, to jednak łączy je chęć bycia z mężczyzną, którego kochają na tyle, aby zrezygnować z dotychczasowej stabilizacji i ruszyć w miejsce, o którym wiedzą niewiele lub prawie nic. Morska podróż staje się dla nich nie tylko okazją do obcowania z innymi kobietami i próbą sił w czasie powstawania kolejnych niesnasek, ale również okazją do poznania samych siebie i emocji, które nimi targają. Ich powiernikiem staje się wówczas morze, które bezkrytycznie przyjmuje każde ich słowa i daje ukojenie skołatanym nerwom. Losy tych dzielnych kobiet są tak przepełnione skrajnymi emocjami, że na pewno pozostaną na długo w każdej czytelniczce, dlatego z całego serca polecam tę powieść Jojo Moyes.

Zapraszam na mój blog: https://bookpathology.wordpress.com/

Niedawno wydana na polskim rynku powieść Jojo Moyes ,,W samym sercu morza” nieco zaburza chronologię związaną z twórczością tej pisarki, bowiem wbrew pozorom nie jest to jej najnowsza powieść, lecz literacki debiut.

,,W samym sercu morza” to historia kilku Australijek, które po wyjściu za mąż za Brytyjczyków i wielu miesiącach rozłąki w czasie wojny wreszcie mogą się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Poznajcie Olive Torres, którą śmiało można nazwać meksykańskim wcieleniem Bridget Jones. Ona również jest przekonana o mankamentach swojej figury, ma problemy ze znalezieniem odpowiedniego faceta i bardzo często pakuje się w kłopoty. Olive poznajemy w momencie, gdy traci satysfakcjonującą pracę i ledwo wiąże koniec z końcem. Przekonana o nieustającym pechu, który ją spotyka, nie może nawet w pełni cieszyć się ślubem siostry Ami. Panny Torres łączy jedynie ten sam wygląd (są bliźniczkami jednojajowymi), gdyż poza nim stanowią swoje całkowite przeciwieństwo niczym dzień i noc, woda i oliwa, czerń i biel itd. Ami jest duszą towarzystwa, kobietą pogodną i przekonaną, że wszystko może się udać, jeśli tylko myśli się pozytywnie. Poza tym, zdaniem, Olive, ma niesamowite szczęście i zmysł do oszczędności. Prawie niemożliwe wydaje się to, że Ami zapłaciła za wesele 1000 dolarów, gdyż suknię ślubną, kreacje dla druhen, bufet, czy DJa wygrała w różnego rodzaju konkursach i loteriach.

Ponury nastrój udzielający się Olive z minuty na minute zostaje spotęgowany, gdy przywdziewa (oczywiście darmową) suknię druhny, która nie dość, że jest obrzydliwie zielona i pełna cekinów, to jeszcze przyciasna i uwypuklająca jej duży biust, który wprost się wylewa się ze zbyt dużego wycięcia. Kiedy panna Torres jest przekonana, że nic już nie może pójść gorzej, to okazuje się, że jak zawsze się myli. Wszyscy goście weselni zarażają się po spożyciu nieświeżych owoców morza! Tylko Olive, która ma na nie uczulenie i brat pana młodego, Ethan wychodzą cało z tej katastrofy. Pomiędzy kolejnymi falami torsji, Ami prosi siostrę, żeby pojechała za nią w jej darmową podróż poślubną. Z kolei Dane prosi o to samo brata. W ten sposób dwójka ludzi, którzy są wrogami nienawidzącymi się od prawie 3 lat, ma spędzić razem 10 dni na Maui.

Jak można się domyślić Olive i Ethan na każdym kroku będą sobie dogryzać i pokazywać jak bardzo się nie znoszą. Na miejscu czeka ich prawdziwa próba sił, bowiem Olive spotyka swojego przyszłego szefa, który bierze ją za mężatkę. Nawet nie muszę wspominać o tym, że aby zawrzeć tymczasowy rozejm, Olive i Ethana stoczą wiele słownych potyczek, a kolejne tarapaty tylko czekają w kolejce.

,,Podróż nieślubna” to kolejna powieść w dorobku duetu pisarek, a prywatnie przyjaciółek ukrywających się pod pseudonimem Christina Lauren. Książkę czyta się niezwykle przyjemnie i z niesłabnącym zainteresowaniem, gdyż wbrew pozorom nie jest to kolejna książka w stylu „do nienawiści do miłości”. Olive i Ethan są doskonałym przykładem na to, że można kogoś nie znosić, a wręcz nienawidzić, ale można to robić w sposób zabawny i niezbyt obraźliwy dla drugiej osoby. Ich słowne przekomarzania się i docinki stanowią niemalże serce tej powieści, które przypominają sprawnie przeprowadzoną rozgrywkę szachową i dostarczają niebywałej rozrywki. Nie raz śmiałam się do rozpuku z powodu kolejnych kłótni i zabawnych sytuacji, które ich spotkały, a wraz z każdą czytaną stroną nie miałam tego dość. Nic więc dziwnego, że nie mogłam odłożyć książki i przeczytałam ją w niecałe 2 dni 🙂 Wartka akcja, pomysłowość autorek, niesztampowo poprowadzona relacja pomiędzy bohaterami oraz stopniowe odkrywanie przez nich swoich zalet i wad to tylko niektóre z licznych walorów tej znakomitej i przezabawnej powieści, w której ważną rolę odgrywają nieporozumienia, uprzedzenia i duma. Obserwowanie tej dwójki pozornie odmiennych bohaterów, a w gruncie rzeczy tak do siebie podobnych, sprawiało mi nie lada frajdę. Już dawno nie czytałam powieści napisanej z tak dobrze dobranym poczuciem humoru, która mimo przekształcania znanych motywów, okazała się zaskakująca i nieprzewidywalna. Wbrew pozorom moment znalezienia wspólnego frontu nie jest sztampową kalką z innych powieści obyczajowych, a chwila, w której bohaterowie poważnie się poróżniają nie jest wywołała przez błahostkę, lecz przez istotny problem, do którego muszą „dorosnąć”, aby móc sobie wiele wyjaśnić.

Oprócz docinków, których Olive i Ethan nie skąpili sobie nawet w przyjemnych momentach, w książce pojawia się wiele zabawnych sytuacji, takich jak pijany Ethan zaznajamiący się z każdym napotkanym człowiekiem, czy wspólna lekcja masażu dla par, w której nasi bohaterowie biorą czynny udział, w powieści pojawiają się również nieco poważniejsze tematy. Spodobała mi się relacja panująca w rodzinie Olive. Jak na prawdziwych Meksykanów przystało, rodzina Torresów jest liczna i hałaśliwa, ale również bardzo ze sobą zżyta. Kiedy coś nieprzyjemnego przydarza się jednemu z jej członków, to na pomoc spieszą tabuny ciotek, wujków i kuzynek chętnych nieść pomoc w postaci stosu jedzenia i rodzinnych ploteczek.

Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak polecić tę powieść, bo naprawdę warto ją przeczytać. ,,Podróż nieślubna” to doskonała lektura na wakacje, od której bardzo trudno się oderwać. Przesympatyczni bohaterowie, egzotyczne Hawaje, zabawne perypetie i słowne potyczki to tylko niektóre zalety tej wciągającej książki.

Zapraszam na mój blog: https://bookpathology.wordpress.com/

Poznajcie Olive Torres, którą śmiało można nazwać meksykańskim wcieleniem Bridget Jones. Ona również jest przekonana o mankamentach swojej figury, ma problemy ze znalezieniem odpowiedniego faceta i bardzo często pakuje się w kłopoty. Olive poznajemy w momencie, gdy traci satysfakcjonującą pracę i ledwo wiąże koniec z końcem. Przekonana o nieustającym pechu, który ją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Początek powieści zapowiada się obiecująco. Nikki ukazana zostaje jako buntowniczka, kobieta silna, która chce przeciwstawić się pozorom idealnego życia oraz uciec od niechcianego narzeczeństwa z wprost idealnym dla niej kandydatem. Kobieta jest zadziorna, bezpośrednia i ma tak niewyparzony język, że aż głowa mała. Taka silna babka, która wie czego chce i potrafi wygrać każdą słowną potyczką szybko zyskała moją sympatię, ale jednak nie na długo. Wraz z dalszym rozwojem fabuły Nikki szybko traci w moich oczach, bo z wojowniczej feministki, o ciętym języku i ogromnym uporze szybko przeistacza się w głupiutką opętaną namiętnością seksualną zabawkę. Paxton robi sobie z nią co tylko mu się podoba, ponieważ Nikki jest pod ogromnym wrażeniem jego umiejętności seksualnych i wydaje się być stale otumaniona orgazmami dostarczanymi przez jego wielkiego penisa. Nikki szybko daje się omamić wizją przemiany bad boya w statecznego ukochanego, że całkowicie traci swoją godność, czego zwieńczeniem jest noszenie przez nią skórzanej kamizelki z napisem Własność Paxtona i tatuaż podkreślający jej przynależność do niego.

Dziwi mnie taka „miłość” Nikki do Paxtona, który jest niczym więcej niż napakowanym głupkiem z wielkim przyrodzeniem. Nawet wzmianki dotyczące jego trudnego dzieciństwa, mające ukazać go w bardziej pozytywnym świetle i przekonać, że w głębi duszy jest facetem o wielkim sercu wydają się jakby ukazane „na siłę”. No dobrze, można czasami Paxtonowi współczuć tego, że nie był kochany przez rodziców i musiał się opiekować młodszym bratem, to jednak przez znaczącą większość czasu zachowuje się po prostu jak dupek i neandertalczyk. Kobiety są dla niego seksualnymi zabawkami, z którymi może robić co mu się wymarzy, a one w każdej chwili są gotowe zaspokoić jego popęd seksualny. Podobnie ma się sprawa z Nikki, którą powoli osacza i coraz bardziej uzależnia od seksu, ba nawet dąży do tego, żeby jak najszybciej ją zapłodnić!

Subkultura motocyklowa, czyli wydmuszka w ładnym opakowaniu

Nie tylko postacie tej powieści wydają się nijakie i miałkie. Podobnie sprawa się ma z ukazaniem środowiska gangu motocyklowego. Niestety na tym tle autorka niezbyt się popisała, bowiem działalność Sinners & Reapers ogranicza się do jeżdżenia w tę i we w tę na motocyklu oraz do codziennych wizyt w barze ze striptizem, gdzie uprawiają seks ze swoimi „gruppies”. Oprócz tego, że ubierają się w skórzane kurtki z logo gangu i dewizą, że bracia są najważniejsi, ta subkultura niczym szczególnym się nie wyróżnia. W Sinners & Reapers nie ma jakiegoś głębszego sensu, nawet rzekomy podział na prezesa, jego pomocników i szeregowych członków jest pozorny i łatwy do zakwestionowania. Nie pomagają również przejawiające się w tle postacie drugoplanowe, które ograniczają się przede wszystkim do członków gangu i ich wyuzdanych dziewczyn dostępnych na każde skinienie ręki, oraz elementy sensacyjne, takie jak pościgi, pożary, czy próby zabicia Nikki przez jakiegoś bossa ze świata przestępczego. Obecność postaci z dalszego planu jest epizodyczna, że nawet nie warto zapamiętywać ich imion, ponieważ nie ma to większego znaczenia dla pozostałych wydarzeń. Ogólnie rzecz biorąc nie wiadomo czym oni wszyscy się tam zajmują, oprócz kilku zdawkowych wzmianek. Za tym gangiem nie kryje się żadna filozofia, ani specyficzny sposób życia.

Końcowa ocena

Niestety powieść Agnieszki Siepielskiej strasznie mnie wymęczyła. Zredukowane do minimum dialogi oraz sposób ukazania fabuły przypominający raczej streszczenie jej przez ucznia szkoły podstawowej, sprawiają, że książkę czytało mi się szybko, ale bardzo źle. Wykreowane przez pisarkę postacie są bardzo spłaszczone, „papierowe”, ich emocje ograniczone są do ataków gniewu i płaczu oraz scen seksu w scenaeriach zmieniających się w zależności od miejsca akcji. Na tle innych powieści romansowych z elementami erotycznymi, ,,Dama Paxtona” wypada bardzo blado, a wręcz słabo i momentami niedorzecznie. Pomijając niedostatki fabuły oraz kompletnie pozbawionych głębszych przemyśleń bohaterów, najbardziej zastanawia tytuł książki.

Słowo „dama” kojarzy się z historycznymi harlequinami, albo wskazuje na wyjątkowy sposób traktowania kobiety. Już na samym początku powieści dowiadujemy się, że z Nikki nie jest żadna dama, bo jest wojownicza i potrafi nieźle się odgryźć na zaczepki ze strony motocyklistów. Poza tym wraz z rozwojem fabuły (o ile można mówić o czymś takim w przypadku tej powieści) Paxton w ogóle nie traktuje Nikki jak damę, lecz jak własność, zabawkę, którą wykorzystuje wtedy kiedy tylko ma na to ochotę. Kobieta jest więc zamykana w jakimś domu, odseparowana od rodziny i przyjaciół i musi walczyć z dziewczynami gotowymi wskoczyć Paxtonowi do łóżka, kiedy ten tylko da im na to znać. Ona nie ma żadnego prawa głosu, w ogóle nie może o sobie decydować, mimo że cały czas Paxton podkreśla, że wszystko, co robi robi dla niej i jej dobra. Taa, jasne…

Co prawda nie sięgnę po kolejny tom serii Sinners & Reapers, ale życzę autorce sukcesów w dalszej karierze pisarskiej. Osoby, którym podobały się perypetie Nikki i Paxtona proszę również o wyrozumiałość, bo jak zapewne wiecie są różne gusta i guściki, więc moje zdanie również może wnieść ciekawy wkład w dyskusję o tej książce 🙂

P.S. Zapraszam do mnie :-)
https://bookpathology.wordpress.com/

Początek powieści zapowiada się obiecująco. Nikki ukazana zostaje jako buntowniczka, kobieta silna, która chce przeciwstawić się pozorom idealnego życia oraz uciec od niechcianego narzeczeństwa z wprost idealnym dla niej kandydatem. Kobieta jest zadziorna, bezpośrednia i ma tak niewyparzony język, że aż głowa mała. Taka silna babka, która wie czego chce i potrafi wygrać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od kiedy zdecydowałam się na dobrowolne pozostanie w domu zaczęłam się zastanawiać, co począć z wolnym czasem. Z nudów przeskakiwałam z kanału na kanał i trafiłam na mini maraton serialu ,,Przyjaciele” na Comedy Central. Codziennie od 18:00 do 21:00 pokazywane są odcinki tego serialu, który w 90. Stanowił niemalże kwintesencję tego, co amerykańskie. Nie mając nic lepszego do roboty zaczęłam oglądać te odcinki i ani się nie spojrzałam, a już z utęsknieniem oczekiwałam kolejnego dnia i nowej porcji ,,Przyjaciół”. Zaczęłam się zastanawiać, jak to możliwe, że znów dałam się ponieść serialowi, którego różne odcinki oglądałam kilka, a nawet kilkanaście lat temu? [nie wnikajmy w to, ile mam lat, bo taka wiedza nie jest potrzebna ;-)] Przecież większość z ukazywanych tam sytuacji już dawno odeszło do lamusa, a żarty Chandlera i głupkowatość Joeya nie powinny mnie już raczej śmieszyć. A jednak, z nieznanych mi przyczyn, znów stałam się fanką tego serialu i zaczęłam tak organizować sobie czas, żeby zasiąść przed telewizorem punktualnie o 18:00. Z czego wynikało moje ponowne zainteresowanie? Czy to tylko kwestia tego, że w czasie domowej kwarantanny nie miałam co zrobić z wolnym czasem? A może powody mojego ponownego przywiązania do tego serialu wynikały z innych kwestii, o których sama nie zdawałam sobie sprawy? Nie zdziwi Was zatem fakt, że podczas poszukiwań jakiś książek do zapełnienia mojej i tak już pękającej w szwach biblioteczki, odruchowo wpisałam hasło „przyjaciele”.

W ten sposób trafiłam na sklep wydawnictwa Sine Qua Non, w którym zauważyłam książkę Kelsey Miller o jakże znaczącym tytule ,,Przyjaciele. Ten o najlepszym serialu na świecie”. Niewiele się zastanawiając, zamówiłam książkę, ale w formie tzw. „bookboxa”. Za tą nazwą kryje się zestaw stworzony specjalnie z myślą o fanach serialu, zatem oprócz książki dostałam również 3 pocztówki z zabawnymi cytatami, brelok w kształcie ramki zdobiącej drzwi mieszkania Moniki, bawełnianą torbę we fioletowym kolorze z napisem ,,Przyjaciele są zawsze przy mnie”, kubek ze słynną kanapą z Central Perk i napisem „Odpoczywam z przyjaciółmi” oraz zestaw naklejek z motywami z serialu, np. z homarem, indykiem w okularach przeciwsłonecznych, czy słynnym Joeyowym powiedzonkiem na podryw „How you doi’n?”. P.S. Świeża herbata podana w tym kubku smakuje zdecydowanie lepiej podczas seansu serialu 🙂

Zdjęcia pochodzą ze strony internetowej wydawcy.Zdjęcia pochodzą ze strony internetowej wydawcy.
Kelsey Miller to dziennikarka, twórczyni programu dla kobiet Refinery29 oraz jednej z najpopularniejszych witryn internetowych poświęconych zdrowemu trybowi życia. Kelsey, podobnie jak ja, kiedyś całkowicie przypadkiem trafiła na jakiś odcinek ,,Przyjaciół” i kompletnie przepadła. Ponownie zafascynowała się serialem, który oglądała jako nastolatka, dlatego postanowiła przeprowadzić na jego temat research, którego efektem jest ta książka.

Przy okazji opowiadania o kulisach postawania serialu zastanawia się nad jego ogromną popularnością na całym świecie, która nie słabnie nawet po upływie 25 lat od wyemitowania ostatniego odcinka serialu. Jak to możliwe, że serial święcący triumfy w latach 90. ubiegłego wieku nadal cieszy się takim zainteresowaniem? Co przyciąga do niego zarówno pięćdziesięciolatków jak i nastolatków? Czy to zasługa doskonałego scenariusza i świetnej gry aktorskiej, czy czegoś jeszcze? Autorka starając się odpowiedzieć na te i inne pytania pojawiające się w jej głowie (i w mojej również) zastanawia się nad kulturowym aspektem zjawiska, jakim stał się serial. Dlaczego serial komediowy o szóstce przyjaciół przyciąga przed telewizory i laptopy miliony? Co takiego w nim jest, że w Internecie pojawiają się przeróbki filmików majace być zwiastunami rzekomo powstającego filmu o ich dalszych losach? Dlaczego fani nadal chcą oglądać już przecież niemłodych bohaterów?

Kelsey Miller jest przekonana, że serial stał się symbolem amerykańskości i doskonałym remedium na różne negatywne rzeczy, które się przytrafiały jego widzom. Początkowo ,,Przyjaciele” miał być humorystyczną opowieścią o tym jak młodzi ludzie radzą sobie w wielkim mieście i jak dojrzewają do podejmowania ważnych życiowych decyzji. Jednakże wraz z upływem czasu ten serial zaczął żyć własnym życiem i szybko stał się odskocznią od rzeczywistości i remedium na wszelkie bolączki. Nie utracił on swojej popularności również w okresie po zamachach z 11 września, co jest jej zdaniem wprost nieprawdopodobne, bo przecież Amerykanów nie powinny interesować kolejne podboje Joeya, żarty Chandlera na temat jego ojca śpiewajacego gejowskie piosenki w Las Vegas, czy sercowe perypetie Rossa i Rachel, który ciągle nie mogą się zdecydować, czy być razem, czy nie. Ale pewnie właśnie w tym tkwi sekret popularności tego serialu. Z jednej strony ukazuje on prawdziwe problemy, ale z drugiej ukazuje je w komediowej szacie, dzięki temu pozwala choć na chwilę zapomnieć o rzeczywistości. W szybkim tempie serialowi przyjaciele stają się naszymi przyjaciółmi, z którymi coraz trudniej się rozstać.

Podsumowanie

Zatem, jeśli jesteście ciekawi dlaczego jeszcze ,,Przyjaciele” okazali się serialem kultowym, który z zapartym tchem oglądają kolejne pokolenia, to koniecznie sięgnijcie po książkę Kelsey Miller. Znajdziecie w niej nie tylko informacje o serialu, czy kulisach jego powstawania, ale przede wszystkim ciekawą diagnozę społeczną próbującą wskazać przyczyny takiej popularności. Autorka ponadto skupia uwagę na dalszych losach aktorów grających szóstkę przyjaciół i wskazuje, że przez wiele lat byli oni zaszufladkowani. Jeśli ciekawi Was, któremu z nich najdłużej przypinano łatkę „tego z Przyjaciół”, to koniecznie sięgnijcie po tę książkę. To po prostu must have dla każdego fana Rachel, Moniki, Phoebe, Joeya, Chadlera i Rossa.

Zapraszam :) https://bookpathology.wordpress.com/2020/04/27/124-kelsey-miller-przyjaciele-ten-o-najlepszym-serialu-na-swiecie/

Od kiedy zdecydowałam się na dobrowolne pozostanie w domu zaczęłam się zastanawiać, co począć z wolnym czasem. Z nudów przeskakiwałam z kanału na kanał i trafiłam na mini maraton serialu ,,Przyjaciele” na Comedy Central. Codziennie od 18:00 do 21:00 pokazywane są odcinki tego serialu, który w 90. Stanowił niemalże kwintesencję tego, co amerykańskie. Nie mając nic lepszego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mackenzie Wilson to dwudziestokilkulatka, której los nie szczędził osobistych tragedii. Najpierw straciła siostrę i szwagra, potem zmarła jej mama i zupełnie sama musiała zająć się siostrzenicą. Ambitna dziewczyna, którą czekała świetlana przyszłość i kariera architektki musiała zrezygnować z własnych marzeń, aby poświęcić się wychowywaniu małej Jade. Mijają dwa lata. Mackenzie pracuje jako sprzątaczka w Warrick Industries, ale pewnego dnia, w wyniku splotu nieoczekiwanych wydarzeń, los się do niej uśmiecha. Jej szef, przystojny i charyzmatyczny Quinten Warrick zatrudnia ją w charakterze osobistej asystentki. Mac nie może uwierzyć jakie szczęście ją spotkało, ale już wkrótce czeka ją kolejna niespodzianka. Quinten wikła ją w swój misterny plan, dzięki któremu zdobędzie większość udziałów w firmie dziadka. Jak będzie wyglądała ich współpraca w planie pod tytułem ,,narzeczona na niby”? Czy naprawdę można udawać miłość i ani trochę się do siebie nie zbliżyć? Co się stanie, gdy ta farsa wyjdzie na jaw?

,,Narzeczona na chwilę” to debiutancka powieść Moniki Serafin, która ukazała się 1 kwietnia 2020 roku nakładem Wydawnictwa Niezwykłego. Pierwotnie rozdziały tej książki pojawiały się na koncie pani Moniki na Wattpadzie i szybko osiągnęły ponad milion wyświetleń. Nic zatem dziwnego, że opowieść o Quintenie i jego ,,narzeczonej” została wydrukowana.

Muszę pogratulować debiutantce tego, że potrafi snuć interesującą opowieść i skupić uwagę czytelnika na różnych aspektach, nie tylko na bohaterach i ich rozterkach wewnętrznych, które są opisane niezwykle dokładnie i z pietyzmem, ale również na takich elementach jak wyposażenie wnętrz. Szkoda, że Monika Serafin nie skupiła się na wiernym oddaniu przestrzeni miejskiej, w której osadziła akcję swojej powieści. Szczegóły dotyczące miasta, w którym rozgrywa się akcja, są niestety ubogie. Gdyby nie podkreślanie, że Mac i Quin mieszkają w amerykańskim mieście o nieznanej nazwie, to akcja utworu mogłaby się rozgrywać w dowolnym miejscu na świecie, również w Polsce. A może przy okazji następnej powieści autorka postara się opisać nasze polskie realia? :-) Jednego nie można jednak omówić autorce, a mianowicie tego, że potrafi przykuć uwagę czytelnika w taki sposób, nie jest łatwo oderwać się od książki nawet na minutę. Mimo przewidywalności niektórych zabiegów, udało się jej zachować proporcje pomiędzy romansową fabułą a powieścią obyczajową.

Oczywiście mogłabym „doczepić się” do kilku niespójnych elementów. Mimo podkreślania tego, że Mackenzie poświeciła się opiece nad Jade, to tak naprawdę prawie tego nie widać. To raczej dziesięciolatka opiekuje się swoją ciocią, np. codziennie robi jej kawę. Więcej zaangażowania w wychowywanie dziewczynki ma sąsiadka, która opiekuje się nią w różnych porach dnia i nocy. Poza tym Mackenzie niewiele wie o sprawach szkolnych siostrzenicy, w tym o Dniu Rodzica. Poza tym dla osoby, która przeczytała trochę więcej romansów, większość wątków i tego, co się dzieje pomiędzy Mackenzie a Quintenem jest bardzo przewidywalna. Niestety autorka trochę za bardzo trzyma się schematu charakterystycznego dla powieści romansowych, przez co momentami książka wydaje się nużąca. Jednakże dla miłośnika tego typu literatury, która jest raczej łatwa i przyjemna w odbiorze, książka Moniki Serafin powinna się spodobać.

Wbrew moim obawom, ukazania przez nią historia nie była słodziutką opowieścią, w której w magiczny sposób udało się zakochanym pokonać wszystkie przeszkody, by mogli rozpocząć wspólne i pełne pięknych chwil życie. Wręcz przeciwnie, początkowo oklepane momenty i kreacje bohaterów wraz z postępem lektury przynoszą nieoczekiwane efekty. Mackenzie z szarej myszki przytłoczonej przez rodzinne tragedie, staje się silną i pewną siebie kobietą, która wie czego chce i dąży do tego. Nie jest zatem wyidealizowaną romansową heroiną, która szuka ratunku w ramionach silnego mężczyzny, księcia na białym koniu, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ukoi jej nerwy i sprawi, że jej życie będzie bajkowe. W ogólnym rozrachunku można powiedzieć, że ,,Narzeczona na chwilę” to dobrze wyważona powieść, w której nie ma przesadnego melodramatyzmu oraz epatowania podtekstem seksualnym, jak to ma miejsce w wielu podobnych powieściach tego typu. Wręcz przeciwnie, autorce udało się stworzyć subtelny biurowy romans biurowy, który czyta się z przyjemnością i niecierpliwie oczekuje się na kontynuację losów Mac i Quintena.

Zwłaszcza w tych trudnych czasach, kiedy jesteśmy zamknięci w domach i z każdej strony jesteśmy bombardowani ilością osób zakażonych koronawirusem, ta powieść może być doskonałą odskocznią od rzeczywistości i portalem przenoszącym nas do świata słodko-gorzkiej komedii romantycznej, w której do zahukanej i doświadczonej przez los dziewczyny uśmiecha się wreszcie los, a jej poświęcenie zostaje wynagrodzone. Mackenzie w krótkim czasie otrzymuje lepszą posadę i staje się obiektem zainteresowania współczesnego księcia z bajki, faceta wręcz idealnego, przystojnego i majętnego, który zaczyna w niej dostrzegać wiele zalet.

Dlatego nie pozostaje mi nic innego jak polecić powieść ,,Narzeczona na chwilę” każdemu, kto chce sobie wypełnić ten nadmiar czasu lekturą lekką i przyjemną, ale i niepozbawioną szerszego przesłania. Może po jej lekturze Wy także uwierzycie w dewizę stale powtarzaną przez Mackenzie? Może faktycznie, jeśli damy światu coś miłego, to ten odwdzięczy się nam z nawiązką?

Mackenzie Wilson to dwudziestokilkulatka, której los nie szczędził osobistych tragedii. Najpierw straciła siostrę i szwagra, potem zmarła jej mama i zupełnie sama musiała zająć się siostrzenicą. Ambitna dziewczyna, którą czekała świetlana przyszłość i kariera architektki musiała zrezygnować z własnych marzeń, aby poświęcić się wychowywaniu małej Jade. Mijają dwa lata....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów" to pasjonująca, ale i wstrząsająca biografia Deborah Feldman, której wznowienie ukazało się w sprzedaży 26 marca wraz z premierą czteroodcinkowego serialu na platformie Netflix.
O Deborah Feldman zrobiło się głośno, gdy w 2011 roku ukazała się jej biografia pod tytułem ,, Unorthodox”. W bardzo krótkim czasie jej wspomnienia z życia we wspólnocie ortodoksyjnych Żydów stały się bestsellerem New York Timesa i zostały przetłumaczone na wiele języków, w tym na polski. Obecnie w wydawnictwie Poradnia K ukazało się drugie wydanie w tłumaczeniu Kamilli Slawinski, którego premiera zbiegła się z premierą serialu Netflix zrealizowanego na podstawie tej książki.
Deborah już od najmłodszych lat poznała czym jest wykluczenie i ostracyzm ze strony społeczności, w której się wychowała. Ortodoksyjny Żydzi z Williamsburga na Brooklynie nie mogli pogodzić się z tym, że jej ojciec był człowiekiem chorym psychicznie, a jej matka dobrze wykształconą emigrantką z Anglii, która nie mogąc wytrzymać presji postanowiła opuścić wspólnotę. Od najmłodszych lat pozostawała pod opieką dziadków i ciotki, która stale strofowała ją i pilnowała, by wyrosła na bogobojną Żydówkę. Deborah poznała smak odrzucenia i braku miłości ze strony rodziny, stale wpajano jej zasady wiary i to w taki sposób, aby nie mogła ich podważać. Podstawą wychowania we wspólnocie było bezwzględne podporządkowanie się rodzinie i nauczycielom, których słów nie można było podważać. Mimo że jej dzieciństwo nie przebiegało tak jak powinno, to dziewczyna zawsze potrafiła znaleźć jakieś pozytywne strony. Chociaż nie miała koleżanek, z którymi mogłaby rozwijać pasje, to znalazła inne zajęcie – książki.
Czytanie książek było dla niej odskocznią od rzeczywistości, ale również próbą poznania otaczającego ją świata. Mimo, że czytanie książek nie koszernych, a zwłaszcza powieści popularnych i zagranicznych było surowo wzbronione, to Deborah zawsze znajdywała sposób na to, by jakoś przemycić je do domu. Najpierw zapoznawała się z prawdami wiary zawartymi w nieocenzurowanej wersji Talmudu, a potem zaczęła czytać powieści, w których bohaterami byli młodzi Żydzi zmagający się z dorastaniem. Jednakże prawdziwym odkryciem była dla niej literatura piękna, w tym ,,Duma i uprzedzenie”, ,,Ania z Zielonego Wzgórza” i ,,Małe kobietki”. Podczas czytania Deborah nie tylko była w stanie zidentyfikować się z każdą z bohaterek, ale nawet odnajdywała analogie pomiędzy środowiskami, w którym żyły one i ona. Podobnie jak Ania była marzycielką i dociekliwą obserwatorką rzeczywistości, wiele rzeczy ją interesowało, a zdawkowe odpowiedzi nauczycieli jej nie wystarczały. Niczym Elizabeth musiała wdzięczyć się przed rodzinami kawalerów, bo jej jedynym wyjściem spod władzy opiekunów i szansą na usamodzielnienie się było małżeństwo. Tak jak Jo nie mogła się dostosować, do świata, w którym żyła, nie mogła przyzwyczaić się do tego, że kobietom nie wolno pójść na studia, nie wolno pracować w takim zawodzie, w jakim chcą. Niczym powieściowe bohaterki Deborah nie chciała być zaszufladkowana wyłącznie do roli żony i matki.
Jednakże w wieku 17 lat dziewczyna została zmuszona do ślubu z chłopakiem, którego miała okazję poznać podczas 30-minutowej rozmowy pod nadzorem ich opiekunów znajdujących się w pomieszczeniu obok. Deborah nie mając innej możliwości musiała się zgodzić na przejście spod władzy jednego mężczyzny do drugiego. Jednakże wbrew pozorom małżeństwo nie dało jej upragnionej wolności, a wręcz stłamsiło ją coraz bardziej. Konflikt z rodziną męża, coraz większa presja ze strony otoczenia, by jak najszybciej zaszła w ciążę sprawiły, że dziewczyna postanowiła odejść ze wspólnoty i rozpocząć nowe, lepsze życie.
Książka "Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów" to nie tylko zapis pełnej przeciwieństw drogi, jaką Deborah Feldman musiała przejść, aby wraz z synem móc wyrwać się z destrukcyjnej dla jednostki społeczności żydowskich ortodoksów, ale również próba pokazania światu, że kiedy wiara zostaje interpretowana przez osoby do tego niepowołane, to powstaje patologia, która nie tylko ogranicza aktywność jednostki, ale również więzi ją w niewiedzy o współczesnym świecie. Autorka nie neguje jednak wiary, której ją nauczono, lecz wskazuje ułomności systemu obranego przez duchowych przywódców wspólnoty. Dzięki swoim wspomnieniom chce pokazać ludziom do czego może prowadzić ślepe podążanie za dogmatami oraz jak łatwo jest wypaczyć wiarę poprzez praktyki polegające jedynie na całkowitym podporządkowaniu się jednostki. Wiele z opisanych przez nią sytuacji, w tym zakaz dalszego kształcenia dziewcząt, aranżowane małżeństwa nastolatków, czy golenie głowy dziewcząt tuż po ślubie wstrząsa czytelnikiem, który zaczyna się zastanawiać nad znaczeniem słowa WOLNOŚĆ. Wielu z nas nie może uwierzyć, że w XXI wieku są osoby, które doświadczają przemocy psychologicznej i którym ta wolność jest odbierana. To dla nas nie do pomyślenia, że nie można decydować o własnym życiu, zarówno w tych ważniejszych jak i mniejszych aspektach. Wielu z nas nie wyobraża sobie tego, ktoś może nam zabronić kupić kolejną bluzkę, czy buty. To wprost niewyobrażalne, że można zmusić dziewczynę do ślubu z nieznajomym mężczyzną bez uprzedniego poinstruowania jej w sferze aktywności seksualnej. Przecież w dobie Internetu i wolności dostępu do materiałów edukatorów seksualnych taka niewiedza wydaje się nie do pomyślenia. A jednak są wśród nas osoby, które noszą ubrania po bogatszych krewnych, które nie mogą czytać książek, oglądać filmów i korzystać z dobrodziejstw Internetu.

Zapraszam na mój blog: https://bookpathology.wordpress.com/

"Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów" to pasjonująca, ale i wstrząsająca biografia Deborah Feldman, której wznowienie ukazało się w sprzedaży 26 marca wraz z premierą czteroodcinkowego serialu na platformie Netflix.
O Deborah Feldman zrobiło się głośno, gdy w 2011 roku ukazała się jej biografia pod tytułem ,, Unorthodox”. W bardzo krótkim czasie jej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Większość z nas słysząc słowa ,,seryjny morderca” od razu ma przed oczami silnego mężczyznę, który w makabryczny sposób zabija swoje ofiary po ówczesnym wyśledzeniu ich i zakradnięciu się do ich domu. Takie nazwiska jak Kuba Rozpruwacz, Ted Bundy, David Berkowitz, czy Gary Ridgway są znane szerokiemu gronu. Co więcej, część z tych krwawych morderców stała się bohaterami popkultury, bowiem powstają o nich powieści, filmy, programy dokumentalne, książki. Ale czy kiedyś ktoś z Was zastanawiał się, jak wygląda sytuacja kobiet, które wielokrotnie odbierały czyjeś życie? Czy one też są tak „uwielbiane” przez kulturę masową, czy o ich życiu i przestępczej działalności powstało wiele książek, czy one również są pamiętane przez kolejne pokolenia?
Okazuje się, że ludzka pamięć jest wyjątkowo zawodna w przypadku płci mordercy. Jeśli jest nim mężczyzna, to jego przypadek od razu wzbudza zainteresowanie – jego działalność, modus operandi, motywy są szeroko komentowane i to nie tylko przez specjalistów w zakresie kryminologii. Morderca stanowi masową podnietę, a zwłaszcza wtedy gdy dokonał bardzo wielu makabrycznych czynów, które ze wszystkimi detalami są z lubością opisywane na łamach żądnych sensacji czasopism. Co więcej, sława działań mordercy płci męskiej jest czasami tak wielka, że następne pokolenia pamiętają szczegóły dotyczące popełnianych przez niego czynów, ale zupełnie zapominają o ofiarach, bowiem staje się jedynie przedmiotem analizy i opisu działań sprawcy – zostaje ona odarta z godności, zapomina się jej imię i nazwisko, wiek i inne wyznaczniki, które czyniły z niej człowieka.
Odmiennie wygląda sprawa kobiet morderczyń, których zachowanie jest mocniej piętnowane w związku ze stereotypem dotyczącym ich płci. Przecież kobiety są istotami delikatnymi, wrażliwymi, to one są opiekunkami dzieci, które dbają o domowe ognisko, zatem przemoc po prostu nie pasuje do nich, do ich natury. Również sposób wyjaśniania popełnionych przez kobiety morderstw jest inny, uproszczony niemalże do minimum. Rzekomo kobiety zazwyczaj zabijają w przypływie chwili, pod wpływem impulsu, złości, więc nie są zdolne do długotrwałego planowania zbrodniczego czynu, tak jak to robią mężczyźni. Istnieje również stereotyp dotyczący sposobu, w jaki zabijają swoje ofiary. Podobno kobiety zabijają w bardziej wysublimowany sposób, np. poprzez użycie trucizny, co oznacza, że nie posługują się nożem, czy innymi narzędziami, które spowodowałyby rozlew krwi. Ale czy takie postrzeganie morderczyń ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości?
Na to i inne pytania kłębiące się w mojej głowie stara się udzielić odpowiedzi Tori Tefler, autorka książki ,,Seryjne zabójczynie. Najsławniejsze morderczynie w dziejach”, która w czternastu rozdziałach opisuje działalność najsłynniejszych morderczyń. Próbuje między innymi zdekonstruować mit dotyczący Elżbiety Batory, która była uważana za wampirzycę lub wiedźmę kąpiącą się we krwi młodych dziewic. Jej przypadek jest o tyle ciekawy, że prawdopodobnie już od czasów dzieciństwa Elżbieta widziała wiele egzekucji, można powiedzieć, że wychowywała się w otoczeniu zbrodni, okrucieństwa i makabry, która niejako predysponowała ją do późniejszej przestępczej działalności. Rzekomo liczba jej ofiar przekroczyła setkę, ale podawane są też znacznie większe liczby.
Za jeden z najbardziej interesującą postać opisaną w książce uważam Chichoczącą Babcię, czyli Nannie Doss. Jej przypadek to doskonały sposób ukazania starcia stereotypów z rzeczywistością. Żyjąca w ubiegłym wieku Nancy w momencie zatrzymania przez policję była w statecznym wieku i bardziej kojarzyła się społeczeństwu z idealną żoną, matką i babcią niż z morderczynią. Była zawsze wesoła, uśmiechnięta, nosiła ładne sukienki i perfekcyjny makijaż. Niestety nie miała szczęścia w miłości o czym przekonało się czterech z jej pięciu mężów, których otruła, gdy zaczęli odbiegać od jej wyśnionego ideału mężczyzny. Również w obecności mediów i w czasie procesu Babunia kokietowała wszystkich swoim uśmiechem, nienagannym wyglądem i życzliwym usposobieniem. Ludzie wprost nie mogli uwierzyć, że taka serdeczna i pogodna osoba jest bezwzględną morderczynią. Nannie Doss już na zawsze stała się symbolem wilka ukrytego w ciele owcy, słodkiej kobietki skrywającej mroczną duszę.
Równie ciekawe pod względem psychologicznym i socjologicznym są pozostałe sylwetki morderczyń opisane przez autorkę publikacji. Żmije czyli zbrodnicze siostry Raya i Sakina, prowadzące dom publiczny i zabijające osoby, które im zagrażały, już na zawsze zostały w pamięci nie tylko Aleksandryjczyków, ale i całego świata muzułmańskiego. Tillie Klimek, czyli Polka Otylia Klimek, sławę zyskała jako osoba potrafiąca przewidywać przyszłość, ale również jako morderczyni odpowiedzialna za co najmniej 20 zabójstw. Te i inne życiorysy kobiet, które zabijały to niezwykle wciągające opowieści o przedstawicielkach rzekomo słabej płci, które z różnych powodów schodziły na stronę występku. Część z nich robiła to z powodu problemów psychicznych, część z powodu zagrożenia, ale były też i takie kobiety, które po prostu czuły, że nie pasują do rzeczywistości, w której żyją, że ich pragnienia są zbyt wygórowane jak na obowiązujące standardy, dlatego swoje frustracje zmieniały w zbrodnię. Oczywiście nie można usprawiedliwiać dokonywanych przez nie zbrodni, ale prawdą jest to, że oprócz osobowości i cech charakteru, to okres dzieciństwa, relacje rodzinne i koleżeńskie oraz środowisko, w jakim się dorasta kształtuje jednostkę i wpływa na jej dalsze życie.
Podsumowując, ,,Seryjne zabójczynie. Najsławniejsze morderczynie w dziejach” to niezwykle interesujące studium biograficzno-psychologiczne poświęcone kobietom, które zaczęły zabijać. Choć dzieliło je wszystko, począwszy od czasu, w którym żyły, po cechy osobowości, czy środowisko, to jednak łączy je jedno: nienawiść społeczeństwa i ostracyzm z powodu czynów, które dokonały. Autorka książki skupia uwagę czytelnika nie tylko na zbrodniach, ale przede wszystkim stara się jak najwierniej odtworzyć tło społeczno-psychologiczne towarzyszące ich sprawom. Dzięki bogatej dokumentacji źródłowej, podanej w przypisach można sięgnąć po więcej informacji dotyczących zabójczyń i dowiedzieć się więcej nie tylko o nich i ich czynach, ale przede wszystkim o reakcjach ówczesnego społeczeństwa.
Moim zdaniem Tori Tefler udało się doskonale ukazać to w jak różny sposób są postrzegane kobiety, które mordowały oraz jak bardzo ich płeć mogła decydować o odbiorze i ocenie ich czynów. Autorka podkreśla bowiem, że właśnie kwestia płci była i wciąż jest główną dominantą tego, w jaki sposób są rozpatrywane przestępstwa popełniane przez kobiety. Okazuje się bowiem, że nie tylko osoby postronne, ale również niektórzy badacze i kryminolodzy rozpatrują zbrodnie popełnione przez kobiety w bardzo stereotypowy sposób.

Większość z nas słysząc słowa ,,seryjny morderca” od razu ma przed oczami silnego mężczyznę, który w makabryczny sposób zabija swoje ofiary po ówczesnym wyśledzeniu ich i zakradnięciu się do ich domu. Takie nazwiska jak Kuba Rozpruwacz, Ted Bundy, David Berkowitz, czy Gary Ridgway są znane szerokiemu gronu. Co więcej, część z tych krwawych morderców stała się bohaterami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Charlotte to ideał współczesnej nastolatki. Ma urodę, liczne talenty i wdzięk, jest ulubienicą nauczycieli i jedną z najpopularniejszych dziewczyn w szkole. Za sprawą przeprowadzki do Australii traci wszystko to, na co pracowała latami. Teraz musi się odnaleźć w nowej rzeczywistości, w miasteczku, w którym wszyscy się znają i wiedzą o sobie wszystko. Charlotte jest bardzo zdeterminowana, by znów wejść w rolę liderki i „królowej pszczół”. Dosłownie nie cofnie się przed niczym, żeby znów być lubianą i popularną. Ale czy pozycja szkolnej liderki pozwala na robienie wszystkiego? Czy przekroczenie cienkiej linii pomiędzy pragnieniem popularności a cyberprzemocą jest trudne?
Powieść Wendy James to bardzo ważny głos w sprawie hejtu i cyberprzemocy, które wciąż uznawane są za zjawiska marginalne. Jednakże na przykładzie książkowych bohaterek jest widoczne to, że nawet w małym miasteczku, w społeczności pozornie spokojnej i każdemu przyjaznej tworzą się grupki, które są w stanie zmieszać człowieka z błotem tylko dlatego, że w jakiś sposób odstaje, odbiega od lansowanej przez media mody na ludzi pięknych i idealnych. I właśnie za to, Sophie zostaje ukarana. Dziewczyna ma nadwagę, nie ubiera się modnie, jest bardzo nieśmiała i skupiona na rozwijaniu talentu muzycznego. Stanowi całkowite przeciwieństwo przebojowej Charlotte, która urodą i stylem bycia przyćmiewa koleżanki z australijskiej szkoły.
Kontrast matka i córka
Autorka skupia się przede wszystkim na przemyśleniach bohaterek, które nie tylko opisuje w toku narracji, ale również umieszcza je w formie fragmentów z blogowych postów pisanych przez Beth i Charlotte. Nie omieszka również podać komentarzy pod tymi postami, dzięki którym dowiadujemy się nieco więcej o ich czytelnikach.
Skoro wspomniałam o blogach, to muszę nieco nakreślić widoczny kontrast pomiędzy treściami umieszczanymi przez matkę i córkę.
Beth prowadzi blog ZakreconaLizzy.com, w którym jest przebojową i szczerą do bólu Lizzy, która dzieli się ze swymi odbiorcami różnymi wydarzeniami ze swojego życia rodzinnego. Jej wpisy są podane w formie humorystycznej, z dużą dozą sarkazmu i dystansu do siebie i otoczenia. Nie dziwi zatem fakt, że ma ona grono stałych i wiernych czytelników.
Blog jej córki to CudowneDziecko.com. Tam Charlotte dzieli się z czytelnikami metodami na to, jak stać się ulubieńcem lokalnej społeczności. Jednakże jej rady nie są podane w takiej zabawnej formie. Wręcz przeciwnie, wpisy nastolatki są mroczne i przypominają wpisy osób o naturze narcystycznej. Widoczne są w nich również elementy psychopatyczne. Dziewczyna opisuje mechanizmy psychomanipulacji, które stosuje na co dzień. Czytając jej notki momentami miewałam ciarki na plecach i zaczęłam się zastanawiać, czy to możliwe, że człowiek może się urodzić tak zły i zepsuty?
Świat wirtualny przyćmiewa świat realny
Powieść napisana jest w dobrym i przyjemnym dla odbiorcy stylu. Autorka skupia się przede wszystkim na przemyśleniach bohaterek, które nie tylko opisuje w toku narracji, ale również umieszcza je w formie fragmentów z blogowych postów pisanych przez Beth i Charlotte. Nie omieszka również podać komentarzy pod tymi postami, dzięki którym dowiadujemy się nieco więcej o ich czytelnikach.
„W sieci zła” to doskonale skonstruowany thriller psychologiczny ukazujący w pełnej krasie świat współczesnych nastolatek, które dla szkolnej popularności nie cofną się przed niczym, dosłownie będą po trupach dążyć do celu. Okazuje się jednak, że bardzo łatwo jest im przekroczyć granicę i stosować hejt wobec koleżanki ze szkoły, która nie odpowiada „standardom”, czyli ma nadwagę, jest nieśmiała i gra na fortepianie. Początkowa niechęć wobec kontaktów z Sophie bardzo szybko zamienia się w zmasowany atak na nią. A jak wiadomo „najlepszą” formą ataku, która rzekomo daje anonimowość jest Internet. Wpisy dotyczące dziewczyny szybko obiegają Internet i stają się coraz bardziej obrzydliwe, aż w końcu o mały włos nie dochodzi do tragedii.
W pamięci utkwiła mi również jedna ze scen. Tuż po przeprowadzce rodzina Beth zmaga się z problemami z nowym domem – a to meble są w znacznie gorszym stanie niż myśleli, a to trzeba coś naprawić, pomalować… Są również problemy z sygnałem sieci, więc córki naszej bohaterki są zmuszone zostać razem w jednym pokoju. Nieoczekiwanie zaczynają ze sobą rozmawiać, a po chwili z ich pokoju dobiegają śmiechy, bo dziewczyny zaczynają się wygłupiać, a nawet grać w stare gry planszowe, o których zdążyły już nawet zapomnieć!
Ta scenka ukazuje brutalną prawdę dotyczącą współczesności. Większość z nas jest stale wpatrzona w ekrany smartfonów, zupełnie zatraca się w wirtualnym świecie, że zapomina o zwykłej rozmowie z bliskimi. Tak bardzo absorbuje nas świat w telefonie, że zapominamy o prawdziwych, żywych ludziach z naszego otoczenia. Dlatego taki detoks od Internetu i włączenie trybu offline przydałyby się nam częściej.
Podsumowanie
Opowieść o relacji Sophie i Charlotte, która wydawać by się mogła powielaniem kontrastu bieli z czernią, wbrew pozorom jest opowieścią o strefie szarości, czyli również o tych dziewczynach, które nie sprzeciwiły się nagonce, tej fali hejtu na portalach społecznościowych, do których dostęp miało wielu ludzi. To również one są winne temu, co spotkało dziewczynę, bo nie powstrzymały Charlotte ogarniętej ambicją i obsesją bycia popularną. Rodzi się zatem pytanie, czy presja grupy rówieśniczej jest tak ogromna, że z jej powodu można doprowadzić koleżankę na skraj załamania nerwowego? Czy nastolatki są tak bardzo złe, że dla chwilowego poklasku, z którego zapewne wyrosną, są w stanie zrobić wszystko?
„W sieci zła” nie jest jednakże nagonką skierowaną ku współczesnym nastolatkom, to ważny głos ukazujący relację sprawcy i ofiary cyberprzemocy ukazany z perspektywy nie tylko dziewcząt, ale i ich rodzin, które początkowo w ogóle nie są świadome problemu. Rodzi się w związku z tym pytanie: jak to możliwe, że rodzice dziewcząt niczego nie zauważyły? Czy mama Charlotte była za bardzo wpatrzona w swoją idealną córkę? Czy mama Sophie zbyt zajęta małym braciszkiem dziewczyny, poświęcała jej za mało uwagi? Jak wyglądała rola ojców w tej sprawie?

https://bookpathology.wordpress.com/

Charlotte to ideał współczesnej nastolatki. Ma urodę, liczne talenty i wdzięk, jest ulubienicą nauczycieli i jedną z najpopularniejszych dziewczyn w szkole. Za sprawą przeprowadzki do Australii traci wszystko to, na co pracowała latami. Teraz musi się odnaleźć w nowej rzeczywistości, w miasteczku, w którym wszyscy się znają i wiedzą o sobie wszystko. Charlotte jest bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Koniec XIX wieku. W niewielkim domku mieszkają 4 dziewczynki z matką, które z niecierpliwością oczekują na powrót ojca z wojny. Mimo niepewnych czasów oraz tego, co mogłoby się z nimi stać w razie śmierci ukochanego męża i ojca, panie March starają się nie rozpaczać. Wręcz przeciwnie – skupiają się na pozytywnych aspektach życia.

Poznajcie panie March
Marmisia, czyli pani March, mama 4 niesfornych dziewczynek o skrajnych charakterach. Kobieta niezwykle skromna, spokojna, empatyczna i zawsze niosąca pomoc ludziom, który tego potrzebują. Jest „nauczycielką życia” dla swoich córek, które stara się wychować na świadome siebie kobiety, które będą świadome swoich potrzeb i

Meg – najstarsza z sióstr, uważana za najpiękniejszą i najmilszą. Stara się być pomocną i opiekować się młodszymi siostrami, ale z racji tego, iż wkroczyła w okres młodzieńczy pragnie korzystać z życia tak jak jej rówieśnicy. Z uwagi na przyjaźń bogatą Annie Moffat poznaje uroki życia arystokracji w ramach targowiska próżności, ale i poznaje dwulicowość tego świata, w którym liczą się tylko urodzenie i posiadany majątek. Meg jest predestynowana przez siostry do czegoś lepszego – ma osiągnąć sukces, stać się żoną wpływowego człowieka, który będzie ją bardzo kochał.

Jo – typ chłopczycy, energicznej i nieco trzpiotowatej dziewczyny, która jest bardzo ciekawa świata. Jo jest utalentowaną pisarką, która przedstawia siostrom efekty swojej pracy, ale niestety jest również zbyt skromna i nie wierzy w swój talent. Jest światełkiem radości rozpryskującym mroki codziennego życia.

Beth – najcichsza i najspokojniejsza z sióstr, żyjąca w swoim świecie opiekunka wszystkich zepsutych lalek, o które dba tak jakby były jej dziećmi. To delikatna istotka o pięknym sercu, niezwykle wrażliwa i delikatna, podatna na zachorowania. Jest oczkiem w głowie Jo, którą bardzo często uspokaja po kłótniach z Amy. Beth uwielbia spędzać czas z kociętami, które zawsze rozpraszają jej smutki.

Amy – najmłodsza i najbardziej dziecinna z całej czwórki. Jest ulubienicą Meg, która niezwykle o nią dba. Amy ma niezły charakterek, bardzo często kłóci się z Jo i często postępuje tak jak się jej podoba, nie patrząc na konsekwencje swoich czynów. Czasami była mściwa i kapryśna.

Co współczesnego czytelnika może zainteresować w powieści z 1868 roku?

,,Małe kobietki” to powieść przeznaczona przede wszystkim dla kobiet i pisana z kobiecej perspektywy. Autorka doskonale ukazuje etapy dojrzewania dziewcząt i ich rozterki oraz codzienne zmagania w brutalnym świecie, w którym liczą się wyłącznie pieniądze i pozycja społeczna.

W ciągu mijających lat na naszych oczach cztery odmienne siostry, zaczynają powoli dojrzewać i wkraczać w świat dorosłych, który wcale nie jest taki piękny i prosty jak się im wydawało. Ich odmienne charaktery determinują ich późniejsze losy na tyle, że każdą z nich czeka bolesne starcie z rzeczywistością w postaci stale piętrzących się problemów. Niestety wychowywane pod matczynym kloszem dziewczęta przekonują się na własnej skórze, że dorosłość to nie tylko wystawne bale, przednia zabawa, czy wyjścia z przyjaciółmi, lecz wymagająca ogromnego wysiłku walka o przetrwanie na targowisku próżności. Siostry będą musiały zatem zweryfikować ideały, które wpajała im od dziecka matka z rzeczywistością, która na każdym kroku ocenia je z perspektywy wyboru sukni, rękawiczek i innych dodatków w zależności od okazji. Panny March przekonają się zatem, czy tak powszechnie propagowane szybkie zamążpójście bez uprzedniego zapoznania się z wybrankiem, jest tak naprawdę ich drogą ku lepszemu życiu. Czy na pewno każda dziewczyna, która szybko wyjdzie za mąż automatycznie staje się szczęśliwą panią na włościach, wychowującą gromadkę dzieci? Czy możliwe jest zrealizowanie marzeń o kierowaniu własnym życiem w świecie zdominowanym przez mężczyzn?

Mimo, że z zapartym tchem śledziłam poczynania wszystkich „małych kobietek”, to największe emocje wzbudzała we mnie postać Jo i jej próby realizacji marzenia o zostaniu pisarką. Okazuje się bowiem, że mimo talentu, dziewczyna nie może liczyć na wydanie swojej twórczości, gdyż zdeterminowana przez ograniczenia płci redakcja oczekuje od niej opowieści odpowiednich dla pań, czyli ckliwych romansów, w których heroina po wielu przeciwnościach losu poślubia swojego wybranka, bądź też umiera, gdy jej się to nie udaje. Zatem zmagania z Jo doskonale ukazują stan ówczesnego środowiska literackiego oraz jego stosunku do kobiet piszących utwory odmienne niż to, czego się spodziewa po ich płci.

Podsumowanie

Losy sióstr March pokazują, że nie zawsze marzenia wygrywają w starciu z prawdziwym życiu, a wkraczanie dorosłość wiąże się z wieloma poważnymi decyzjami, które mogą zaważyć na dalszym życiu. Jednakże mimo zawirowań losowych, jedno jest pewne, to siła sióstr, które bez względu na dzielącą ich odległość i odmienne podejście do życia, zawsze będą się wspierać, bo przecież po to są siostry.

,,Małe kobietki” to opowieść o dorastaniu, odkrywaniu siebie i swoich pragnień w świecie zdominowanym przez mężczyzn, którzy co prawda tylko epizodycznie pojawiają się w powieści, ale stanowią o losie kobiet i determinują ich przyszłość. Jednakże obserwowanie panien March, ich słodko-gorzkich problemów i siostrzanej więzi stanowi pasjonującą lekturę, którą polecam każdej miłośniczce literatury obyczajowej mówiącej wprost o rzeczach ważnych.

Recenzja powstała dzięki współpracy z wydawcą.

Koniec XIX wieku. W niewielkim domku mieszkają 4 dziewczynki z matką, które z niecierpliwością oczekują na powrót ojca z wojny. Mimo niepewnych czasów oraz tego, co mogłoby się z nimi stać w razie śmierci ukochanego męża i ojca, panie March starają się nie rozpaczać. Wręcz przeciwnie – skupiają się na pozytywnych aspektach życia.

Poznajcie panie March
Marmisia, czyli pani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trzy nastolatki z Prescott postanawiają zabrać głos w sprawie zbiorowego gwałtu na ich koleżance ze szkoły, gwałtu o którym wszyscy i milczą, i za którego winę przenoszą na ofiarę. "Ta Nowa"Grace, twardzielka Rosina i zamknięta w sobie Erin starają się przełamać tabu w sprawie zbiorowego gwałtu na Lucy.

To właśnie Lucy i jej losy stają się inspiracją do powołania Dziewczyn Znikąd, czyli ruchu, który ma na celu stanowczy sprzeciw wobec przedmiotowemu traktowaniu dziewczyn i kobiet. Początkowo sceptycznie nastawione do tej inicjatywy uczennice liceum w Prescott, które stanowią nieliczną grupkę, z czasem zaczynają coraz tłumniej przychodzić na spotkania i powoli stają się aktywistkami, swoistym ruchem oporu wobec seksizmu oraz „kultury gwałtu”. Wkrótce inicjatywa staje się przede wszystkim grupą wsparcia dla dziewcząt, które doznały rożnych form przemocy seksualnej. Na tych zebraniach licealistki dzielą się ze sobą pozornie wstydliwymi przeżyciami, takimi jak brak orgazmu, przypadkowy seks bez zabezpieczenia, czy wymuszanie przez chłopaków uległości w kwestiach seksualnych. Okazuje się, że wiele z tych nastolatek, mimo że pochodzą z różnych środowisk i zajmują różne miejsca w szkolnej hierarchii, to jednak mają ze sobą coś wspólnego. Tak naprawdę nie są Dziewczynami Znikąd, ale Dziewczynami Zewsząd, dziewczynami, których łączą wspólne przeżycia, i które powinny zawalczyć o szacunek dla siebie i swoich „duchowych sióstr”. Dziewczyny Znikąd stają się głosem swojego pokolenia, głosem dziewczyn traktowanych jak seksualne zabawki mające tylko i wyłącznie jedno zadanie – sprawianie przyjemności mężczyznom wtedy, kiedy oni tego oczekują.

Oprócz rozwijającej się działalności Dziewczyn Znikąd, która obejmuje dość radykalny sposób ukazania swoich racji jakim jest strajk seksualny, powieść autorstwa Amy Reed to wielopłaszczyznowa i niezwykle opowieść o współczesnych kobietach i ich obawach związanych nie tylko ze sferą seksualną, ale przede wszystkim z ich rolą w świecie. Pisarka zwraca uwagę na to, że kobiety wciąż muszą się zmagać z nierównym traktowaniem, również w sferze obyczajowej. Kobieta, która miała wielu partnerów nadal jest piętnowana, natomiast mężczyzna, który uprawiał seks z wieloma kobietami jest uważany za bohatera, symbol płodności, którego wyczyny należy chwalić. Za tym idzie również sposób postrzegania roli kobiety w związku, która ma być uległa i zawsze chętna, by sprawić przyjemność mężczyźnie, nawet kosztem własnych doznań. Wciąż wiele dziewczyn i kobiet obawia się otwarcie mówić o tym, że nie zostały zaspokojone przez swojego chłopaka, bo może im zostać przylepiona łatka dziwki. Jednakże nierówne traktowanie widoczne jest również w innych sferach życia, w tym w pracy. Kobiety rzadko obejmują kierownicze stanowiska, a jak już, to płaci się im zdecydowanie mniej niż mężczyznom na tym samy stanowisku.

Ta książka to również ważny głos w sprawie roli kobiety w życiu obyczajowym, w strukturze społecznej. To książka ukazująca dziewczyny i kobiety, które muszą walczyć o szanowanie ich potrzeb i emocji nie tylko w serze seksualnej.

Po całą opinię zajrzyjcie na: https://bookpathology.wordpress.com/2020/01/24/recenzja-przedpremierowa-amy-reed-dziewczyny-znikad/

Trzy nastolatki z Prescott postanawiają zabrać głos w sprawie zbiorowego gwałtu na ich koleżance ze szkoły, gwałtu o którym wszyscy i milczą, i za którego winę przenoszą na ofiarę. "Ta Nowa"Grace, twardzielka Rosina i zamknięta w sobie Erin starają się przełamać tabu w sprawie zbiorowego gwałtu na Lucy.

To właśnie Lucy i jej losy stają się inspiracją do powołania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie ukrywam, że miałam wobec tej powieści ogromne oczekiwania. Liczyłam na powieść w stylu sióstr Bronte, Jane Austem, czy niepokojący klimat a’la Dauphne de Maurier. Niestety przeliczyłam, się, a moje zbyt wygórowane oczekiwania sprawiły, że ogromnie zawiodłam się na tej powieści. Mimo że tematyka wydawała mi się idealna- przepiękne Wzgórze Mgieł, śmierć podczas seansu spirytystycznego, amatorskie śledztwo Madeline i tajemniczy Gabriel o hipnotyzujących oczach – to jednak coś mi w tej powieści zgrzytało. Po przeczytaniu całości doszłam do wniosku, że autorka za bardzo skupiła uwagę na wątku romansowym z elementami erotyki, który nawiasem mówiąc przypomina sceny rodem z niskonakładowego Harlequina. Im dalej brnęłam w lekturze, tym coraz większy zawód odczuwałam. Madeline stawała się coraz bardziej naiwną, a wręcz głupiutką kobietą, która nie potrafiła skojarzyć faktów i połączyć ich w logiczną całość. Wraz z coraz silniejszym uczuciem do Gabriela, które wręcz wybuchło przy pierwszej nadarzającej się okazji, panna Hyde coraz bardziej zaczynała tracić resztki rozumu i zdolność racjonalnego myślenia. Z młodej pokiereszowanej emocjonalnie kobiety stała się młódką, trzpiotką, która tylko szukała okazji do miłosnych harców z ukochanym. Z tego powodu początkowo dość dobrze zarysowany element kryminalny i podjęte przez nią amatorskie śledztwo schodzi na dalszy plan. Co prawda w końcu Madeline dociera do prawdy, ale dzieje się to w momencie, w którym czytelnik już dawno domyślił się kim jest Gabriel oraz morderca. Zatem zakończenie powieści nie jest zaskakujące, wręcz przeciwnie – oczekiwanie na ostateczne wyjaśnienie okazuje się dla czytelnika ogromnym wyzwaniem, skoro jedynie oczekuje na potwierdzenie swoich wcześniejszych przypuszczeń.

Istotnym mankamentem jest również język, którym pisana jest powieść. Jest on bardzo niespójny, z jednej strony za bardzo współczesny, a z drugiej – nużący z powodu pseudopoetyckich wynurzeń głównej bohaterki. Niestety wbrew usilnym chęciom autorki, aby dorównać mistrzyniom prozy wiktoriańskiej, powieść ,,Dama z wahadełkiem” jawi się jako typowe czytadło obyczajowe z wątkami erotycznymi i z nieco zaprzepaszczonym elementem kryminalnym. Z tego powodu powieść ujmowana jako całość prezentuje się nieco nijako, co stoi w sprzeczności z wrażeniami obiecywanymi nam przez wydawcę i osoby polecające powieść.

Z uwagi na to, że rozdziały są dość krótkie i zawsze kończą się cliffhangerem, to ,,Damę z wahadełkiem” czyta się dość szybko, ale niestety równie szybko się o niej zapomina. Jednakże jestem przekonana, że książka znajdzie swoich zwolenników, którym takie lekkie i bardzo ograniczone podejście do tematyki wiktoriańskiej się spodoba, a brak skomplikowania niektórych wątków nie będzie przeszkadzał aż tak bardzo jak mi. Dlatego sami przekonajcie się, czy warto sięgnąć po powieść Pauliny Kuzawińskiej.

Zapraszam na mój blog: bookpathology.wordpress.com :-D

Nie ukrywam, że miałam wobec tej powieści ogromne oczekiwania. Liczyłam na powieść w stylu sióstr Bronte, Jane Austem, czy niepokojący klimat a’la Dauphne de Maurier. Niestety przeliczyłam, się, a moje zbyt wygórowane oczekiwania sprawiły, że ogromnie zawiodłam się na tej powieści. Mimo że tematyka wydawała mi się idealna- przepiękne Wzgórze Mgieł, śmierć podczas seansu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Jestem wielką fanką Jojo Moyes, dlatego pojawienie się jej kolejnej książki jest dla mnie nielada gratką. Uwielbiam jej poczucie humoru oraz pietyzm z jakim oddaje tło każdej historii. Jedną z moich ulubionych powieści jest ,,Srebrna Zatoka”, która doczekała się wznowienia w nowej szacie graficznej. Okładka przyciąga wzrok czytelnika i doskonale pasuje pod względem graficznym do poprzednich powieści wydanych w ramach serii Między Słowami.
,,Srebrna Zatoka” to nie tylko tytuł książki, ale i nazwa niewielkiego australijskiego miasteczka turystycznego, w którym rozgrywa się akcja powieści. To niewielkie senne miasteczko nie dołączyło do wyścigu o turystów.
ONE TRZY
Katheleen to niezwykła kobieta, która prowadzi niewielki hotelik i muzeum. Wydaje się być zwyczajną starszą panią, ale takie są pozory. Jest ona bowiem kobietą silną, zaradną, zabawną i wiele lat temu została pierwszą dziewczyną… której udało się złowić rekina!
Ona i jej krewna Liza starają się, by atmosfera dawnych lat oraz piękno przyrody wciąż były największymi atrakcjami Srebrnej Zatoki. Z tego powodu organizują wycieczki statkami w poszukiwaniu wielorybów oraz do muzeum wielorybnictwa. Niestety ich starania wydają się niewystarczające, gdyż liczba turystów wciąż maleje. Większość woli hucznie bawić się na jachtach w towarzystwie skąpo ubranych kobiet i głośnej muzyki.
Liza to silna kobieta, która wreszcie odnalazła spokój. Samotnie wychowuje ciekawą świata córkę i prowadzi rejsy dla turystów, który chcą zobaczyć morskie stworzenia. Jest bardzo oddana swej pracy i córce, że zapomina o własnych potrzebach i żyje w skorupie, w której chowa się przed miłością.
Jej córka Hannah to rezolutna i bardzo mądra dziewczynka, która niestety żyje w kloszu, ponieważ trudno jest jej przeciwstawić się nadopiekuńczej matce, która bacznym okiem obserwuje każdy jej ruch. Dziewczynka chłonie niczym gąbka informacje o wielorybach, które uwielbia.
ON
Wkrótce do Srebrnej Zatoki przybywa Anglik Mike, który ma realizować projekt budowy luksusowego hotelu. Już sam jego wygląd wzbudza ogromne zainteresowanie- doskonale skrojony garnitur, świetnie ułożona fryzura i drogi zegarek od razu wskazują, że przybysz nie pasuje do miasteczka pełnego rybaków w sztormiakach. Mike jest również typowym pracownikiem korporacji, który bez telefonu i dostępu do Internetu czuje się jak bez ręki. Jest jedynm z tych ludzi, którym udaje się wszystko, czego dotkną. Ma wspaniałą narzeczoną, dobrze płatną pracę, wkrótce czeka go awans i nowe luksusowe auto. Nie przypuszcza jednak, że pozornie błaha służbowa podróż do jakiejś tam Srebrnej Zatoki sprawi, że całkowicie zmieni zdanie o swoim dotychczasowym życiu i przekona się, że za pieniądze jednak nie można kupić wszystkiego.
ZDERZENIE DWÓCH ŚWIATÓW
Wkroczenie Mike’a do Srebrnej Zatoki burzy spokój niewielkiego miasteczka. Senna atmosfera, codzienna rutyna i piękno morskiej przyrody zostaną wystawione na próbę, ponieważ pracownik korporacji będzie starał się wybudować luksusowy hotel z kompleksem basenów i rozwiniętym zapleczem sportów wodnych. Nastawiony na osiąganie sukcesu za wszelką cenę mężczyzna nie przypuszcza, że na drodze staną mu: słynąca z ciętych ripost właścicielka rodzinnego hoteliku, jej odważna siostrzenica i jej żądna wiedzy córka.
Przy okazji obserwowania zmagań tej czwórki, czytelnik pozna ich tajemnice. Przekona się dlaczego Liza tak obsesyjnie chroni córkę, dlaczego Kathleen nie korzysta z dawnej sławy i dlaczego Mike wydaje się wyłącznie typowym korpoludkiem. Dopiero odkrycie wszystkich tajemnic pozwoli czytelnikowi na ujrzenie prawdziwej twarzy każdego z bohaterów powieści.
,,Srebrna zatoka” to powieść, w której główną rolę odgrywają emocje. Towarzyszenie bohaterom w ich codziennych czynnościach pozwala coraz lepiej ich poznać i zastanowić się nad problemem nie tylko australijskiej miejscowości.
Ponownie Jojo Moyes zaskakuje czytelnika ogromną wiedzą na temat regionu i profesji wykonywanej przez bohaterki. Główną rolę grają w powieści morskie zwierzęta, a zwłaszcza przepiękne i monumentalne wieloryby, o których czytelnik dowiaduje się coraz więcej. Pisarka zwraca uwagę na coraz groźniejszy problem niewłaściwego gospodarowania przez człowieka obszarów wodnych, który powoduje wyginięcie wielu zwierząt i zaśmiecanie morza. Jest to niezwykle ważna sprawa, która wciąż nie jest szeroko dyskutowana, a powinna. Piękno Srebrnej Zatoki jest doskonale namalowane słowem, że aż chciałoby się tam wyruszyć natychmiast i móc rozkoszować tym pięknem.
Jedynym mankamentem, do którego muszę się przyczepić, to troszkę grubymi nićmi szyty wątek miłosny. Zanim odkrywamy tajemnicę Lizy mamy poczucie, ze jest zimną i zamkniętą w sobie kobietą, która nie znosi mężczyzn, więc w jaki sposób mogłoby ją coś połączyć z Mike’m. Poza tym spędzają razem zbyt mało czasu, by między nimi mogło się pojawić uczucie.
Podsumowując:
,,Srebrna Zatoka” to świetnie napisana powieść obyczajowa z wątkiem miłosnym i ciekawymi postaciami. Moje serce zdobyła zwłaszcza Kathleen, która mimo siedemdziesiątki wciąż jest pełna wigoru. To charyzmatyczna i silna kobieta, która nie boi się mówić tego, co myśli. Również polubiłam rezolutną Hannah za jej dziecięcą ciekawość świata i swoistego ,,świra” na punkcie wielorybów. Ale prawda jest taka, że każdy z bohaterów powieści jest niezwykły na swój własny sposób i na pewno skradnie serce czytelnika. To również powieść niosąca przesłanie i pozwalająca otworzyć oczy na problemy niewłaściwego gospodarowania obszarami morskimi, które zazwyczaj są przyczyną chęci zarobku i ludzkiej bezmyślności.

Jestem wielką fanką Jojo Moyes, dlatego pojawienie się jej kolejnej książki jest dla mnie nielada gratką. Uwielbiam jej poczucie humoru oraz pietyzm z jakim oddaje tło każdej historii. Jedną z moich ulubionych powieści jest ,,Srebrna Zatoka”, która doczekała się wznowienia w nowej szacie graficznej. Okładka przyciąga wzrok czytelnika i doskonale pasuje pod względem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Czy można na Boże Narodzenie podarować komuś miłość?
Richard Paul Evans ,,Tajemnica Pod Jemiołą”

Alex Bartlett to młody rozwodnik, który nie może pogodzić się z traumą rozwodu. Żona nie dość, że porzuciła go, wyczyściła doszczętnie ich konta oszczędnościowe, to jeszcze pozostawiła go z głęboką raną w sercu i poczuciem pustki. Od tamtej pory Alex całkowicie poświecił się pracy i w ogóle nie myślał o związaniu się z inną kobietą. Przyjaciele namawiają go do zapisania się na portal Radkowy. Podczas wypełniania niezwykle długiego kwestionariusza, mężczyzna trafia na blog pewnej kobiety. Niejaka LBH zyskuje jego uznanie i szybko przejmuje władzę nad jego myślami za sprawą niezwykle szczerych, ale i pesymistycznych przemyśleń na temat samotności. Alex zaczyna czuć, że nareszcie znalazł bratnią duszę, która przeżywa to, co on i zna pustkę panującą w jego sercu. Wrażliwość kobiety powoduje, że Alex podejmuje jedną z najbardziej nieoczekiwanych, ale i szalonych decyzji w swoim życiu: postanawia znaleźć kobietę, o której nic nie wie poza jej inicjałami. Jak będą wyglądać poszukiwania LBH? Czy Alexowi uda się ją odnaleźć?

,,Tajemnica Pod Jemiołą” to wzruszająca i pełna emocji opowieść o współczesnym pokoleniu trzydziestokilkulatków, którzy zmagają się z różnymi problemami życiowymi, z których najbardziej dojmującym jest samotność. Pozornie nieodczuwalna w natłoku codziennych zajęć, ale niezwykle nieznośna, gdy po męczącym dniu w pracy wraca się do pustego domu. Domu, w którym nie ma nikogo, kto zrobiłby ciepłą herbatę, kto zapytałby jak minął Ci dzień, kto pośmiał się ze wspólnie oglądanego filmu, kto zostawiałby wszędzie porozrzucane skarpetki, kto głośno mlaskałby podczas jedzenia. Właśnie w takich z pozoru nic nie znaczących chwilach brak drugiej osoby jest najmocniej odczuwalny. To wrażenie pustki przeraża zwłaszcza w okolicach Bożego Narodzenia, które uważane jest przecież za jedno z najbardziej rodzinnych świąt. Niezależnie od tego, w jakiej szerokości geograficznej mieszkasz, jaki masz kolor skóry, czy jesteś młody, czy stary, czy jesteś milionerem, czy bezrobotnym, naukowcem, czy osobą o podstawowym wykształceniu, to samotność dopadnie cię prędzej niż później i będzie prześladować cię z taką samą mocą. Podobnie wygląda sytuacja Alexa i LBH. Mimo, że mieszkają daleko od siebie odczuwają brak drugiej osoby. Szczególnie dokuczliwe wydaje się osamotnienie tajemniczej blogerki:

Drogi Wszechświecie,
jestem dzisiaj taka samotna, że aż sprawia mi to ból. Jest tam kto? Słyszy mnie ktoś? Podobno Internet jest jak ciemny korytarz: możesz krzyczeć, ale nie masz pewności, czy ktoś cię usłyszy.
Pytanie egzystencjalne dnia. Jeśli napiszesz coś na blogu i nikt tego nie czyta, to czy wydałeś jakiś dźwięk?

Nie dziwi zatem fakt, że Alex pragnie osobiście poznać kobietę, która odczuwa tę samą pustkę, co on. Jednakże zadanie, którego się podejmuje okazuje się bardzo niezwykle trudne. Mężczyźnie przyjdzie wejście w rolę detektywa, a momentami stalkera, który desperacko szuka osoby, której nigdy nie widział na oczy. Poszukiwania LBH przyjmują bowiem nieoczekiwany, a momentami nawet zabawny obrót. Na naszego bohatera czekają spotkania z niezwykłymi ludźmi oraz walka z ostrym mrozem, do którego mieszkaniec Florydy nie jest w ogóle przyzwyczajony. Alex przeżyje niezwykłą przygodę swojego życia, podczas której nie tylko pozna wspaniałą kobietę, ale również zrozumie wiele istotnych spraw, od których dotąd się odcinał.

Bardzo ciekawy wydał mi się fragment, w którym Alex dokonywał rejestracji na portalu randkowym. Przeraziła go nie tylko sama możliwość szukania partnera przez Internet, ale również niezwykle szczegółowa ankieta, której wypełnienie zajmowało mnóstwo czasu. W trakcie zaznaczania kolejnych rubryczek pojawia się część dotycząca cech charakteru, w której obok pozytywnych cech, tj, sympatyczny, romantyczny, czy szczery pojawiły się cechy negatywne. Alex spointował sprawę następująco:

Czy ludzie odpowiadają naprawdę szczerze w takich ankietach? Czy ktoś wybiera osobę, która przyznaje, że jest apodyktyczna, agresywna albo zawzięta? Jak dotąd program nie zapytał, czy jestem notowany albo czy kiedykolwiek byłem oskarżony o poważne przestępstwo. Może zrobi to w dalszej części.

Podsumowanie

,,Tajemnica Pod Jemiołą” to kolejna powieść, będąca swoistą kwintesencją stylu Evansa. Niemalże każde wypowiedziane przez autora przemyślenia mogą stać się gotowymi cytatami nadającymi się do zbioru złotych myśli. Ponownie pisarz czaruje czytelnika słowem oraz głębią przeżywanych przez swojego bohatera emocji. Alex okazuje się bowiem typem staroświeckiego romantyka, który poszukuje osoby, z którą spędziłby resztę życia. Podróż, która ma na celu znalezienie tajemniczej LBH szybko okazuje się wędrówką, podczas której pozna ciekawych ludzi, ale i zrozumie wiele rzeczy dotyczących jego dotychczasowego życia. Bowiem bez względu na to jak bardzo staramy się nie myśleć o samotności, to ona dopada nas w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Oplata niczym bluszcz i powoli wysysa życiowe soki, aby doprowadzić do upadku. Jednakże, gdy w odpowiedniej porze ockniemy się z marazmu i zauważymy, że jest ona problemem współczesnego społeczeństwa, problemem, którego nie należy lekceważyć, to wówczas możemy coś w swoim życiu zmienić. I tak właśnie dzieje się z Alexem. Mimo, że jego decyzja początkowo wydaje się szaleństwem, to postanawia on zaryzykować i podążyć śladem blogerki. Kto wie, może i Was powieść Richarda Paula Evansa i zbliżające się święta Bożego Narodzenia zainspirują do podjęcia ważnej życiowej decyzji?

Czy można na Boże Narodzenie podarować komuś miłość?
Richard Paul Evans ,,Tajemnica Pod Jemiołą”

Alex Bartlett to młody rozwodnik, który nie może pogodzić się z traumą rozwodu. Żona nie dość, że porzuciła go, wyczyściła doszczętnie ich konta oszczędnościowe, to jeszcze pozostawiła go z głęboką raną w sercu i poczuciem pustki. Od tamtej pory Alex całkowicie poświecił się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To moje drugie podejście do prozy Remigiusza Mroza i muszę przyznać, że tym razem jestem bardzo zadowolona. Hashtag to powieść wciągająca, totalnie uzależniająca i pozostawiająca czytelnika w totalnym zagubieniu. Co jest prawdą: relacja Tesy, czy mordercy? A może oboje ukrywają coś przed czytelnikeim albo przeinaczają pewne fakty?
Spodobały mi się zarówno nawiązania do filozofii, a zwłaszcza platońskij jaksini, któa stanowi clue całej książki oraz wzmianki dotyczące zaburzeń psychicznych, a zwłaszcza fugi dysocjacyjnej. Są to tematy, które żywo mnie interesują i jak się okazuje mogą być wspaniałym pomysłem na kryminalno-sensaycjną fabułę.
W niektórych momentach powieść wydaje się nieco przekombinowana i sprawia, że można się pogubić, ale wierzę że taki był zamysł autora. Dobra powieść powinna pozostawiać w czytelniku ślad i słaniać go do długich przemyśleń po zakończeniu lektury i w przypadku Hashtagu tak jest!
Przynam szczerze, że po tej powieści sięgnę po kolejne książki z bogatej twórczości pana Mroza :-)

To moje drugie podejście do prozy Remigiusza Mroza i muszę przyznać, że tym razem jestem bardzo zadowolona. Hashtag to powieść wciągająca, totalnie uzależniająca i pozostawiająca czytelnika w totalnym zagubieniu. Co jest prawdą: relacja Tesy, czy mordercy? A może oboje ukrywają coś przed czytelnikeim albo przeinaczają pewne fakty?
Spodobały mi się zarówno nawiązania do...

więcej Pokaż mimo to