-
ArtykułyBond w ekranizacji „Czwartkowego Klubu Zbrodni”, powieść Małgorzaty Oliwii Sobczak jako serialAnna Sierant1
-
ArtykułyNowe „Książki. Magazyn do Czytania”. Porachunki z Sienkiewiczem i jak Fleming wymyślił BondaKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyKrólowa z trudną przeszłościąmalineczka740
-
ArtykułyNowe „444” Macieja Siembiedy – przeczytaj zupełnie inny początek książki!LubimyCzytać2
Biblioteczka
Kim był Nożer?
Fabuła to kolejne, frapujące dociekania Corbetta, który szuka Nożera, czyli mordercy, który zabijał nożem. A nie, wróć... Maskera, bo ozdabia twarze nacięciami. Jeśli dobrze rozumiem, gdyby sprawca kradł buty, byłby po polsku Buterem. Wiem, że w oryginale jest Masker, ale chyba w naszym języku to byłby raczej Maskarz, masker to co innego. Detal, ale irytujący. Są i literówki, błąd, jak to bohaterowie umawiają się na niedzielę, a potem okazuje się, że na sobotę, okładkowa ilustracja maski nijak ma się do treści, ale to również do przejścia. Tym bardziej, że wydawnictwo zadbało o ilustracje, co już nie jest tak powszechne, a dla czytelnika z pewnością miłe.
Tym razem historycznie jest lepiej. Autor odtworzył w ulice Nowego Jorku i występuje gubernator, który naprawdę odziewał się w damskie fatałaszki.
Treść wciąga, ale zwalczające się podziemne organizacje, z których ta zła, oczywiście większa, oplata morderczymi mackami Anglię i Nowy Świat to dla mnie za dużo. Najlepszy był Ślepy Chłopak, który chyba powinien zostać nazwany Filip z Konopi. Pojawił się znikąd, dał info i zniknął. A kawaleria przybywa jak zwykle w porę, choć mało to przekonujące, tym bardziej, że od razu, bez rozeznania strzela.
Główny bohater interesujący, a jego interakcje z innymi również, szczególnie z wnuczką redaktora. Jest czasem dobry humor.
Kim był Nożer?
Fabuła to kolejne, frapujące dociekania Corbetta, który szuka Nożera, czyli mordercy, który zabijał nożem. A nie, wróć... Maskera, bo ozdabia twarze nacięciami. Jeśli dobrze rozumiem, gdyby sprawca kradł buty, byłby po polsku Buterem. Wiem, że w oryginale jest Masker, ale chyba w naszym języku to byłby raczej Maskarz, masker to co innego. Detal, ale...
Czytadło wysokiej próby
Czyta się płynnie, a intryga wciąga. Pierwszy występ Exodusa Jerozolimy, jego riposty to zachwycający majstersztyk. Autor już na początku pokazuje, że nie będzie oszczędzał czytelnika i drobiazgowo opisuje bohaterów. Jakie to dziwne, że ludziom się podoba, a często wytyka się jako błąd. I dalej naprawdę jest drobiazgowo, więc nie bez powodu książka jest taką cegłą.
Trafimy na wiele ciekawych momentów, choć czy to historyczna powieść? Gdyby nie rekwizyty, jak na przykład latarnie, pióro, trikorny, czy trzewiki (oczywiście z kwadratowymi noskami) itd. to akcja mogłaby toczyć się gdziekolwiek. Historii jest tu jak na lekarstwo. W zasadzie wcale. Wszystko tak rozwodnione, że ktoś w opinii pisał nawet o inkwizycji. Wśród protestantów (!). Motyw pokoleń Indian pielęgnujących płynną znajomość francuskiego jest komiczny, tak jak drogocenna ściana. Przygody kowala w stajni, no nie...
Zatem dla każdego, coś miłego.
Czytadło wysokiej próby
Czyta się płynnie, a intryga wciąga. Pierwszy występ Exodusa Jerozolimy, jego riposty to zachwycający majstersztyk. Autor już na początku pokazuje, że nie będzie oszczędzał czytelnika i drobiazgowo opisuje bohaterów. Jakie to dziwne, że ludziom się podoba, a często wytyka się jako błąd. I dalej naprawdę jest drobiazgowo, więc nie bez powodu książka...
Wyważona biografia Napoleona Gór Skalistych
Czyta się jednym tchem. Chciałoby się pogłębić kilka wątków, więcej tekstu, zobaczyć dobrą mapę konfliktu, ale za to otrzymujemy świetnie rozpisany życiorys wodza na tle dziejów plemienia. Nie brak tu ciekawostek i pewnej dekonstrukcji legendy. Wszystko podane w sposób wyważony, acz skondensowany. Gdy ktoś zagubi się między bohaterami tekstu, jest i indeks.
Wyważona biografia Napoleona Gór Skalistych
Czyta się jednym tchem. Chciałoby się pogłębić kilka wątków, więcej tekstu, zobaczyć dobrą mapę konfliktu, ale za to otrzymujemy świetnie rozpisany życiorys wodza na tle dziejów plemienia. Nie brak tu ciekawostek i pewnej dekonstrukcji legendy. Wszystko podane w sposób wyważony, acz skondensowany. Gdy ktoś zagubi się między...
SF w starym stylu
Po przeczytaniu tomu opowiadań Pusty ogród z wielką niecierpliwością oczekiwałem na tę powieść. Autor stworzył intrygujący świat, nawet nazwa Dom Krastów trafiona w punkt. Tak samo opracowanie graficzne zachęca do lektury, chociaż liternictwo okładkowe mogło zostać w poprzednim stylu.
Przebieg dochodzenia na pewno zaciekawia, śledzimy poczynania bohatera z zainteresowaniem, ale czy zakończenie całkowicie satysfakcjonuje? W dużej części tak, choć widać, że kontynuacja jest w planach, co mnie naprawdę cieszy. Powieść przede wszystkim skupia się na głównym bohaterze i szkoda, że mało trochę o życiu hamiltonian, a Krastów, to chciałoby się poznać naprawdę dużo bardziej.
Tak czy inaczej autor zapewnia czytelnikowi godziwą i interesującą rozrywkę.
SF w starym stylu
Po przeczytaniu tomu opowiadań Pusty ogród z wielką niecierpliwością oczekiwałem na tę powieść. Autor stworzył intrygujący świat, nawet nazwa Dom Krastów trafiona w punkt. Tak samo opracowanie graficzne zachęca do lektury, chociaż liternictwo okładkowe mogło zostać w poprzednim stylu.
Przebieg dochodzenia na pewno zaciekawia, śledzimy poczynania bohatera...
W okopach kosmosu
Naładowane akcją wspomnienia weterana autor sporządził językiem prostym, bo były żołnierz nie musi gawędzić Mickiewiczem. Wizje zmieniającej się ludzkości robią wrażenie i dziś, teraz powinny chyba nawet budzić szacunek większy niż kiedyś. Przy zdaniu "A dopóki Wydział Zatrudnienia nie uzna, że jesteś potrzebujący, musisz żyć o ryżu i wodzie" każdy w Polsce mógłby pokiwać głową z gorzkim uśmiechem odnosząc się do poglądów wiadomej persony.
Wadą mogą wydawać się daty i domniemanie, iż rozmowy pokojowe pozwalają uniknąć konfliktów. Niestety, czasem nie.
Dla mnie powieść nie zestarzała się. Czy konflikty przyszłości odeślą z pola walki do lamusa żywych żołnierzy, to niech każdy sam odpowie na pytanie, czy przy dzisiejszym stanie techniki zabijania, tak się stało. I nie widziałem galaktycznych dekoracji z tektury za którymi kryłby się Wietnam.
W okopach kosmosu
Naładowane akcją wspomnienia weterana autor sporządził językiem prostym, bo były żołnierz nie musi gawędzić Mickiewiczem. Wizje zmieniającej się ludzkości robią wrażenie i dziś, teraz powinny chyba nawet budzić szacunek większy niż kiedyś. Przy zdaniu "A dopóki Wydział Zatrudnienia nie uzna, że jesteś potrzebujący, musisz żyć o ryżu i wodzie" każdy w...
Wizje fantastyczne
Przyznam, urzekły mnie pomysły autora, co opowiadanie, to oryginalny pomysł. Miałem już do czynienia z prozą Kochańskiego lata temu, ale teraz sugestywność jego wizji przypadła mi do gustu jeszcze bardziej. I te inspiracje sztuką. Zaprawdę interesująco. Mankamentem są niestety zakończenia, jakoś niedopowiedziane, jakby autor szczędził słowa, by zostawić czytelnika w konfuzji.
Wizje fantastyczne
Przyznam, urzekły mnie pomysły autora, co opowiadanie, to oryginalny pomysł. Miałem już do czynienia z prozą Kochańskiego lata temu, ale teraz sugestywność jego wizji przypadła mi do gustu jeszcze bardziej. I te inspiracje sztuką. Zaprawdę interesująco. Mankamentem są niestety zakończenia, jakoś niedopowiedziane, jakby autor szczędził słowa, by zostawić...
Niezła, rozdmuchana powiastka na wakacje
Zważywszy na treść i klimat powieści, ta wydaje się idealną pozycją na wakacje. I takąż może być dla wielu. Co do mnie, w zasadzie również, chociaż...
Akunin jak zwykle świetnie radzi sobie z postaciami, ich charakterystyką i żywiołowymi dialogami z typowym dla niego, komicznym rysem. Czasem daje czytelnikowi skromną garść informacji z zakresu tematyki morskiej. Dziwacznym jest obsadzenie w roli narratora dziennika papugi z inklinacjami do filozofii Wschodu, ale gdy szok mija, okazuje się to całkiem ciekawe. Akcja porywa, lecz później coraz mniej i pomimo, iż zbliżamy się do rozwiązania, to żaglowiec fabuły dopada flauta, a zwieńczenie poszukiwań okazuje się jakieś mało interesujące, chociaż o dziwo, dzieje się dużo. Wyliczanka i zakończenie są, ośmielę się określić, dość głupawe i w efekcie zakończyłem lekturę wzruszeniem ramion.
Lekko, całkiem przyjemnie, do pewnego momentu.
Niezła, rozdmuchana powiastka na wakacje
Zważywszy na treść i klimat powieści, ta wydaje się idealną pozycją na wakacje. I takąż może być dla wielu. Co do mnie, w zasadzie również, chociaż...
Akunin jak zwykle świetnie radzi sobie z postaciami, ich charakterystyką i żywiołowymi dialogami z typowym dla niego, komicznym rysem. Czasem daje czytelnikowi skromną garść...
2021-05-23
Klejnot, a nie błyszczy
To już drugi raz, gdy przeczytałem tę powieść, bo uwielbiam frazę i światy Kresa, ale względem tego tytułu, niech mi autor wybaczy, ocena wciąż ta sama. To niestety późny Kres, gdy fabuła, a w zasadzie lekki jej rys, ponieważ niewiele jej tutaj, tonie pod powierzchnią nadmiaru dygresji, zdarzeń niepomiernie trywialnych i opisów kiecek. Czegóż tu się nam nie relacjonuje.
Tylko Chal Cheneta żal, bo w zasadzie przybłąkał się nieborak nie wiadomo po co.
Klejnot, a nie błyszczy
To już drugi raz, gdy przeczytałem tę powieść, bo uwielbiam frazę i światy Kresa, ale względem tego tytułu, niech mi autor wybaczy, ocena wciąż ta sama. To niestety późny Kres, gdy fabuła, a w zasadzie lekki jej rys, ponieważ niewiele jej tutaj, tonie pod powierzchnią nadmiaru dygresji, zdarzeń niepomiernie trywialnych i opisów kiecek. Czegóż tu się...
Wielki mozół Beringa i mój
Świetnie, iż przybliżono nam wyprawę Beringa, wspaniały temat, lecz wykonanie na każdym polu pozostawia wiele do życzenia. Miałem spory problem, by przebić się przez tekst, który dla wielu jest tak wspaniale lekki, a dla mnie okazał się niestrawny, najeżony niekiedy rafami, niczym jakiś nieznany akwen.
Gdzieś tak w połowie książki czar prysł zupełnie i zdecydowałem się wypisać kilka dziwaczności. Niezwykłym zabiegiem było umieszczenie biogramu Stellera, kiedy opis wyprawy nie dociera do momentu, gdy do owej wyprawy dołączył, więc przynajmniej ja zastanawiałem się, o co chodzi? W ogóle z tym Stellerem problem, gdyż autor umieszcza domniemanie, że przyrodnik być może chciałby skierować wyprawę na północ - s. 157, gdy tymczasem, kiedy miał rzeczywiście wpływ na losy wyprawy, to naciskał by kierować się na południe, bo widział rośliny. Widział z kilwateru(!) statku – s. 163. Zresztą mamy też inny rodzynek, bo wiatr nadął żagle, a potem podnieśli maszty – s. 162. Chciałbym takie coś zobaczyć. Sam Steller był przyzwyczajony do ustrukturalizowanej dyskusji – s. 164, a pierwszy oficer mógł krzyczeć przez „trąbkę komunikacyjną” (nowatorski przyrząd, bo chyba chodziło o tubę głosową) ponad (?) wiatrem – s. 166. Zresztą wypis kadry dowódczej załogi św. Piotra ze s. 161 też zaiste ciekawy, jak i wzmianka, że wszyscy wybiegli na reling, zważywszy na to, iż chodzi o blisko osiemdziesięciu chłopa i raczej o barierkę lub burtę, nie listwę – s. 174. Później również pojawiają się cudaczności, ale szkoda mego czasu, więc wystarczy.
Niechlujna mapa z brakami lub angielskimi nazwami na Syberii dopełniają obraz marny pozycji ni to naukowej, ni fabularnej. Ja nie czułem trudów podróży Beringa, czułem własny trud przebijania się przez błędy, dziwne sformułowania lub ślizgania się po ciekawych, wartych zgłębienia zagadnieniach.
Ciekawe, ile do osłabienia tej książki przyłożyli się tłumacze i redakcja, a myślę, że solidnie, bo np. znajdziemy niewłaściwą datę albo Kolegium Admiralskie, które na następnej stronie nazwane jest Koledżem Admiralicji.
Aha, wspaniała okładka.
Wielki mozół Beringa i mój
Świetnie, iż przybliżono nam wyprawę Beringa, wspaniały temat, lecz wykonanie na każdym polu pozostawia wiele do życzenia. Miałem spory problem, by przebić się przez tekst, który dla wielu jest tak wspaniale lekki, a dla mnie okazał się niestrawny, najeżony niekiedy rafami, niczym jakiś nieznany akwen.
Gdzieś tak w połowie książki czar prysł...
Morskie gawędy podszyte niesamowitością
Niepozorna książeczka ze świetną okładką kryje zestaw opowiadań, których akcja rozgrywa się od zdaje się XVII wieku po współczesność. Większość tekstów krótka, ale co ważne klimatyczna. Czasem chciałoby się jakiegoś rozwinięcia, dłuższego zakończenia, ale widać nie taki był zamysł. Sporo dialogów, oszczędne opisy, więc czyta się szybko, a te krótkie momenty, gdy autor maluje otoczenie i morze są sugestywne i zabierają czytelnika od razu w miejsce wydarzeń, czyli zazwyczaj na pokład statku. Można poczuć morską atmosferę z delikatnym dreszczykiem, bo opowiadania traktują najczęściej o sprawach tajemniczych i nadprzyrodzonych.
Morskie gawędy podszyte niesamowitością
Niepozorna książeczka ze świetną okładką kryje zestaw opowiadań, których akcja rozgrywa się od zdaje się XVII wieku po współczesność. Większość tekstów krótka, ale co ważne klimatyczna. Czasem chciałoby się jakiegoś rozwinięcia, dłuższego zakończenia, ale widać nie taki był zamysł. Sporo dialogów, oszczędne opisy, więc czyta się...
2021-03-28
Treść niespodzianką nie jest, bo kto trochę znał historię i opowieści Halika, ten wiedział, że sporo konfabulował. Autor biografii wykonał wiele pracy, co by nie mówić, przyjemnej, gdyż wiele podróżował i tu uznanie za przytaczanie faktów. Mniejsze za formę. Odwrócona chronologia w porządku, lecz powtórzenia, szczątkowość niektórych zdań nie przypadła mi do gustu, sam dziwny, wysilony podział rozdziałów wręcz utrudniał podążanie tropami Halika i tworzenie chronologii jego życia.
Na marginesie, tekst przypomniał mi, jak to kiedyś ojciec poinformował, że zaoferowano mu miejsce w załodze podczas podróży dookoła świata. Gorąco namawiałem, już widziałem rodziciela na filmach Halika z wyprawy, może by i mnie zabrał marzyło się, ojciec nie skorzystał.
Treść niespodzianką nie jest, bo kto trochę znał historię i opowieści Halika, ten wiedział, że sporo konfabulował. Autor biografii wykonał wiele pracy, co by nie mówić, przyjemnej, gdyż wiele podróżował i tu uznanie za przytaczanie faktów. Mniejsze za formę. Odwrócona chronologia w porządku, lecz powtórzenia, szczątkowość niektórych zdań nie przypadła mi do gustu, sam...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dziwna ballada o plemieniu Nawahów albo Carsonie
Wraz z liczbą przewracanych stron, mój entuzjazm do tej pozycji stygł. Tekst obfituje w określenia i domniemania, które nie przystają do treści. Np. s. 198 "Generał ... Musiał dojść do wniosku, że Indianie skradli mu show akurat w chwili, gdy schodził ze sceny - zupełnie jak w teatrze, gdzie czasem czarny charakter robi większe wrażenie niż pozytywny." s. 303 "...ciała niektórych zmarłych prawie na pewno zostały zjedzone." A porównanie marszu Nawahów do hidżry to jakiś kosmos. Santa Fe określone zostało pradawnym miastem, gdy liczyło sobie zaledwie około 230 lat. Pojawił się też błąd odnośnie wyprawy generała Kearny'ego. Baluje dnia 24 września - s. 177, by następnego dnia był 25 sierpnia - s. 193.
Czasem autor umieszcza jakieś literackie wprawki, jak np. "Krowy machały ogonami na pastwiskach, a wioskowe psy obszczekiwały obcych." - s. 150. Podobnych kwestii jest dużo więcej i dla mnie takie nazbyt fantazyjne malowanie otoczenia bardzo psuło wiarygodność treści.
Sides zamieszcza niekiedy celne spostrzeżenia, ale rujnuje je kuriozalną zabawą w psychoanalityka.
Narracja książki rozjeżdża się w wielu miejscach i czasem nie wiadomo, czy czytamy o Carsonie, czy Nawahach, czy historię Nowego Meksyku.
Dziwnym zabiegiem wydaje się tłumaczenie nazwy plemienia Ute na Jutów. W PWN Jutowie to tylko plemię germańskie, no chyba, że nie nadąża za trendami, tylko bardziej wiarygodny niż wikipedia. Albo mamy "...Manuelito i inni wodzowie postawili swoje "X-y" pod treścią. Chyba iksy? Wartkie wody ścinały kości? Chyba do kości.
Duże wrażenie robi końcówka, tak samo przytoczenie źródeł i miejsc, które autor odwiedził. Wrażenie słabnie, gdy historyk przyznaje, że jego utwór ukształtowały w zasadzie inne opracowania.
Dziwna ballada o plemieniu Nawahów albo Carsonie
Wraz z liczbą przewracanych stron, mój entuzjazm do tej pozycji stygł. Tekst obfituje w określenia i domniemania, które nie przystają do treści. Np. s. 198 "Generał ... Musiał dojść do wniosku, że Indianie skradli mu show akurat w chwili, gdy schodził ze sceny - zupełnie jak w teatrze, gdzie czasem czarny charakter robi...
2020-08-20
Przygoda w tonie gawędy, acz krwawa
Niezwykłe losy podpułkownika-generała Custera sugestywnie opisane przez niego samego. Czytelnik ma przyjemność obcować z charakterystycznym dla dziewiętnastego wieku pisarstwem, szerokim, bogatym w określenia, porównania. Niektóre długie zdania to nie nudziarstwo, a skrzący się bogatym słownictwem, czasem humorem, majstersztyk. Akcja wciąga tym bardziej, że to nie żadne banialuki. Autor jest niewątpliwie chełpliwy, ale przeszkadzać to może jedynie w kilku momentach.
Wielce cennym jest poznanie motywacji walczących z Indianiami, bez dzisiejszego pudrowania i z góry określonego/odmiennego poglądu. Dla tych, którzy chcą poznać kilka wydarzeń ze strony Indian, polecam "Walczący Szejenowie" Grinnela - też wydawnictwa Tipi.
Poza wydarzeniami z życia Custera na Równinach, można tu odnaleźć także detale dotyczące służby wojskowej, teksty oficjalnej korespondencji, kilka ilustracji, map, a nawet tabelę z danymi.
Na uwagę zasługuje też redakcja książki. Przypisy, jakość tłumaczenia - rewelacja.
Dla mnie pozycja niezwykła.
Przygoda w tonie gawędy, acz krwawa
Niezwykłe losy podpułkownika-generała Custera sugestywnie opisane przez niego samego. Czytelnik ma przyjemność obcować z charakterystycznym dla dziewiętnastego wieku pisarstwem, szerokim, bogatym w określenia, porównania. Niektóre długie zdania to nie nudziarstwo, a skrzący się bogatym słownictwem, czasem humorem, majstersztyk. Akcja...
Jakoś się czyta
Tekst względny, intryga podobnie. Okrucieństwo zbrodni bez sensu. Główny bohater jakiś tam jest, ale czy charakterystyczny, nie bardzo. Kukulka raz rozkłada swym zwyczajem fiszki, potem ma notes, więc o co chodzi? Opisy zbliżeń męsko damskich to czysta, straszna grafomania. Kwidzyn wygląda nieźle, ale autor uczynił moim zdaniem rzecz niewybaczalną, w 1930r. w katedrze umieścił katolików. Tak samo z Malborka można zrobić siedzibę templariuszy. Chrześcijanie to chrześcijanie w końcu, zakon rycerski to zakon rycerski. Taka dezynwoltura w kryminale historycznym to jednak zbyt wiele.
Jakoś się czyta
więcej Pokaż mimo toTekst względny, intryga podobnie. Okrucieństwo zbrodni bez sensu. Główny bohater jakiś tam jest, ale czy charakterystyczny, nie bardzo. Kukulka raz rozkłada swym zwyczajem fiszki, potem ma notes, więc o co chodzi? Opisy zbliżeń męsko damskich to czysta, straszna grafomania. Kwidzyn wygląda nieźle, ale autor uczynił moim zdaniem rzecz niewybaczalną, w 1930r....