-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2017-08-04
Ostatnio spędziłam w księgarni długie godziny, zastanawiając się, jaką książkę mam zakupić. Zatrzymałam się przy półce, na której leżały powieści autorstwa Maggie Stiefvater. Chociaż ''kruczy cykl'' czytałam dopiero w tym roku, wspominam go z nieskrywaną sympatią. Nagle zapragnęłam przeczytać inną serię autorki pod tytułem ''Wilkołaki z Mercy Falls'', jednak brakowało na półce brakowało pierwszej części tej trylogii. Wtedy sięgnęłam po ''Wyścig śmierci'' i po krótkim opisie stwierdziłam, że historia o konikach wodnych to być może coś nie dla mnie. Jednak okładka książki była tak piękna, ciemny ogier wijący się we wszystkich odcieniach czerwieni, że coś we mnie drgnęło i powędrowałam do kasy.
Na biednej i słabo zaludnionej wyspie Thisby co roku w listopadzie odbywa się Wyścig Skorpiona, dzięki któremu wyspa ta staje się wyjątkowa a zarazem krwiożercza. Wtedy właśnie Morze Skorpiona pochłania swe ofiary dzięki each uisce, czyli mięsożernym koniom wodnym. Na Thisby żyje jednak chłopak, który kocha te bestie i może dzięki temu udaje mu się od kilku lat wygrywać słynny wyścig. Mimo tego wygrana Seana w tym roku nie jest taka pewna, dzięki Puck Conolly, rudowłosej i pyskatej dziewczynie, której niegdyś each uisce odebrały rodziców. Aby zatrzymać rodzinny dom, Puck będzie chciała wygrać Wyścig Skorpiona, startując w nim jako pierwsza kobieta, w dodatku na swojej klaczy lądowej - Dove. Stawką Seana w tym roku jest utrata jego ukochanego ogiera Corra, jednak czy oboje będą w stanie myśleć o zwycięstwie, kiedy w ich sercach zagości miłość?
Powiem wam jedno czego zdążyłam się przez ten krótki okres nauczyć o Maggie Stiefvater: każda z jej postaci zawiera coś szczególnego, coś co przyciąga nas do nich, pozwala kochać nawet tych bohaterów, których nie powinniśmy kochać. Dzięki wyrazistym postaciom świat przedstawiony jej powieści staje się wyjątkowy, tak jakby spłynęła na niego kropelka magii. Być może się powtarzam, bo wydaje mi się, że o tej ''magii'' wspominałam już przy recenzji innej książki tej autorki, ale w końcu bohaterka jednej z powieści Maggie powiedziała kiedyś, że czas jest kołem a nie linią prostą. Więc mam nadzieję na to, że jeszcze nie raz będzie mi dane zakochać się w świecie, który zaoferuje mi pani Stiefvater. I tych którzy szukają opinii przed rozpoczęciem lektury, nie obawiajcie się tych ''koników wodnych''. To całkiem sympatyczne stworzenia, nawet gdy przybierają twarz złowieszczych bestii.
Ostatnio spędziłam w księgarni długie godziny, zastanawiając się, jaką książkę mam zakupić. Zatrzymałam się przy półce, na której leżały powieści autorstwa Maggie Stiefvater. Chociaż ''kruczy cykl'' czytałam dopiero w tym roku, wspominam go z nieskrywaną sympatią. Nagle zapragnęłam przeczytać inną serię autorki pod tytułem ''Wilkołaki z Mercy Falls'', jednak brakowało na...
więcej mniej Pokaż mimo to
W związku z wakacjami mam ochotę sięgać po lektury z każdej półki. Kiedy w mojej głowie pojawiła się półeczka o podpisie ''Fantasy'' zaświtało mi do głowy, że przecież niegdyś obiecałam sobie kontynuować moją przygodę wraz z Geraltem z Rivii.
Nie mam tutaj za wiele do powiedzenia, bo książka jest po prostu bardzo dobra i po co w tej kwestii porywać się na barwne opisy. Miło mi, że wreszcie poznałam tą barwną postać, jaką jest Ciri i czekam na dalsze jej losy, rozwój jej charakteru i umiejętności. Niestety ze względu na to, że w tej części zaczyna się jej historia, czuję niedosyt pod względem Geralta, jego poczucia humoru czy opisów jego walk. No ale cóż, wiadomo, że Wiedźmin sam świata nie ocali i trzeba stale podkreślać jego zdolność do odczuwania jakiejkolwiek empatii i emocji. Wiedźmiński świat jak zawsze zachwyca swoją dziką naturą i tajemniczością, dzięki czemu chce się wracać do tej serii.
W związku z wakacjami mam ochotę sięgać po lektury z każdej półki. Kiedy w mojej głowie pojawiła się półeczka o podpisie ''Fantasy'' zaświtało mi do głowy, że przecież niegdyś obiecałam sobie kontynuować moją przygodę wraz z Geraltem z Rivii.
Nie mam tutaj za wiele do powiedzenia, bo książka jest po prostu bardzo dobra i po co w tej kwestii porywać się na barwne opisy. Miło...
O tej książce usłyszałam, będąc zaledwie dzieckiem, gdy kuzynka najlepszej przyjaciółki zapytała mnie czy czytałam ''Cień wiatru'' niejakiego Zafona. I tak jak główny bohater tejże właśnie powieści przez lata rozmyśla tylko o tym jednym ukochanym dziele, tak mi cały czas po głowie chodziło, aby w końcu je nabyć. I mogę z dumą stwierdzić, że w czerwcu bieżącego roku na moją półkę trafił ''Cień wiatru'' Carlosa Ruiza Zafona.
Pewnego ranka w powojennej Barcelonie dziesięcioletni Daniel wyrusza wraz z ojcem na Cmentarz Zapomnianych Książek, gdzie odnaleźć ma Tą Jedyną Książkę, która na zawsze odmieni jego życie. Zostaje nią ''Cień wiatru'' autorstwa Juliana Caraxa. Chłopiec, zauroczony do głębi duszy książką, próbuje dowiedzieć się czegoś więcej o poznanym pisarzu i jego dziełach. Jednak bez skutku. O Caraxie niewiele jest wiadomo, jego książki wydawane w nielicznych nakładach znikają od pewnego czasu w niewyjaśnionych okolicznościach i nikt nie jest w stanie wyjaśnić dlaczego. Przez lata Daniel dojrzewa, a żądza poznania tajemnic ulubionego autora stale w nim narasta. Kiedy nadarza się okazja rozwikłania ich, osiemnastolatek nie zdaje sobie sprawy z tego, jaką cenę będzie musiał zapłacić za to, że w 1945 na Cmentarzu Zapomnianych Książek odnalazł powieść Juliana Caraxa.
Już od pierwszych stron wiedziałam, że ''Cień wiatru'' jest dla mnnie Tą Książką, tak jak dla Daniela było nią dzieło Barcelończyka. Wszystko w tej powieści mnie urzekło. Od fabuły i głównych bohaterów, po płynne opisy Barcelony i styl, w jakim pisze Carlos Ruiz Zafon. I pomimo tego, że z przyjaciółką, której kuzynka poleciła mi ''Cień wiatru'', nawet nie utrzymuje już dzisiaj kontaktu, to chciałabym nadal być tą dziewczynką, mającą nadzieję na przeczytanie tej książki po raz pierwszy.
I na koniec najważniejsze: kto przeczytał "Cień wiatru'', już na zawsze zmieni swoją opinię na temat książek i tego jaką moc mają zawarte w nich słowa.
O tej książce usłyszałam, będąc zaledwie dzieckiem, gdy kuzynka najlepszej przyjaciółki zapytała mnie czy czytałam ''Cień wiatru'' niejakiego Zafona. I tak jak główny bohater tejże właśnie powieści przez lata rozmyśla tylko o tym jednym ukochanym dziele, tak mi cały czas po głowie chodziło, aby w końcu je nabyć. I mogę z dumą stwierdzić, że w czerwcu bieżącego roku na moją...
więcej mniej Pokaż mimo toZaraz po tym jak odłożyłam pierwszą część ''Akademii wampirów'' na półkę, sięgnęłam po następną część z wielką przyjemnością. I w taki również sposób czytało mi się ''W szponach mrozu''. Richelle Mead nie zawiodła mnie i zapewniła mi świetną rozrywkę na, cóż, dwa dni. Bo jedynie tyle zajęło mi prześledzenie dalszych losów Rose i Lissy, a także Dymitra, Christiana i innych ulubionych postaci. Jednak w tej części moje serce skradł nie kto inny, a Adrian Iwaszkow. Nic na to nie poradzę, że mam słabość do wysokich ciemnowłosych chłopców, którzy obracają wszystko w żart i kroczą z dumnie uniesioną głową, bawiąc się przy tym kosztem innych. Spodziewałam się takiego, a nie innego zakończenia, ale jestem z niego zadowolona, ponieważ jestem przeciwniczką przesłodzonych happy endów.
Zaraz po tym jak odłożyłam pierwszą część ''Akademii wampirów'' na półkę, sięgnęłam po następną część z wielką przyjemnością. I w taki również sposób czytało mi się ''W szponach mrozu''. Richelle Mead nie zawiodła mnie i zapewniła mi świetną rozrywkę na, cóż, dwa dni. Bo jedynie tyle zajęło mi prześledzenie dalszych losów Rose i Lissy, a także Dymitra, Christiana i innych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pomimo dobrych recenzji, ''Akademię wampirów'' postanowiłam przeczytać z przymrużeniem oka. Spodziewałam się kolejnej cukierkowej powieści dla małolat. Jednak kiedy sięgnęłam po lekturę i zaczęłam się w nią zagłębiać, odetchnęłam z ulgą.
Zacznijmy od tego, że na myśl o motywie wampirów w dzisiejszej literaturze, robi mi się słabo. To, co było takie urokliwe i przyciągające wraz z wyjściem ''Zmierzchu'' w 2007 roku, dziesięć lat później może wydawać się nie męczące. Fabuła ''Akademii wampirów'' niczym zresztą się nieróżni od tego, co znajdziecie na półkach w sklepie pod hasłem ''Dla młodzieży''. Jednak coś ujęło mnie w tej książce i prawdopodobnie jest to sposób, w jaki autorka postanowiła napisać swoje dzieło. Wszystko w świecie przedstawionym tej powieści jest takie proste, łatwo przyswajalne, ale nadal spowite pewną tajemnicą i mrokiem. W dodatku nie sposób mi było nie zakochać się w głównej bohaterce, pewnie dlatego, że jakaś część mnie utożsamia się z nią. Rose jest odważna, zadziorna, szczera i oddana, nie męczy swoim bełkotem o miłości do Dymitra, co robią inne bohaterki podobnych książek. Owszem, romans jest, ale ukazuje się on stopniowo, dzięki czemu podążanie za uczuciami bohaterki to łatwizna. W dodatku poczucie humoru jakim dysponuje Rose, sprawia, że powieść nie nudzi i zachęca do dalszego jej pochłaniania.
Przede mną jeszcze jakieś pięć książek z tej serii, jeśli nie zawiodę się na kolejnych częściach, to będę kontynuować czytanie ''Akademii wampirów''. Pomimo tego, że spodziewam się dalszych losów głównej bohaterki, a także jej przyjaciółki Lissy, mam nadzieję, że niektóre z moich obaw nie zostaną spełnione.
Pomimo dobrych recenzji, ''Akademię wampirów'' postanowiłam przeczytać z przymrużeniem oka. Spodziewałam się kolejnej cukierkowej powieści dla małolat. Jednak kiedy sięgnęłam po lekturę i zaczęłam się w nią zagłębiać, odetchnęłam z ulgą.
Zacznijmy od tego, że na myśl o motywie wampirów w dzisiejszej literaturze, robi mi się słabo. To, co było takie urokliwe i przyciągające...
Jestem wielką fanką Cassandry Clare od wielu lat. Ostatnio bardzo stęskniłam się za wykreowanymi przez autorkę postaciami. ''Diabelskie maszyny'' przeczytałam dwa razy, na ''Darach anioła'' zawiodłam się nieco ze względu na ostatnią część, z kolei po pierwszej powieści z serii ''Mroczne intrygi'' nie spodziewam się wiele po nadchodzących książkach. Postanowiłam więc sięgnąć po ''Kroniki Bane'a'', po które powinnam była sięgnąć już trzy lata temu.
Rzecz w tym, że nigdy nie pociągała mnie postać Magnusa. On i Alec zawsze byli ulubionymi bohaterami prawie każdego czytelnika serii, a ja od początku zakochałam się w Jasie i Willu. Tak po prostu, tracę głowę dla każdego Herondale'a. Bane i Alec zaczęli mnie intrygować dopiero po niedawno wypuszczonym przez Freeform serialu ''Shadowhunters''. Bądźmy szczerzy, serial ten jest marną adaptacją, już wolałabym, aby kontynuowali ekranizację filmową z 2013 roku. Jednak jedynym jasnym punkcikiem ''Shadowhunters'' jest właśnie Malec. Uważam Matthew Daddario i Harry'ego Shum Jr. za idealnych odtwórców swoich ról i dziękuję za to producentom serialu.
I teraz również nie żałuję, że sięgnęłam po "Kroniki Bane'a''. Poznałam inną stronę Magnusa, spotkałam się z powrotem ze znajomymi bohaterami, a także udzieliło mi się trochę sarkastycznego humoru pani Clare.
Jestem wielką fanką Cassandry Clare od wielu lat. Ostatnio bardzo stęskniłam się za wykreowanymi przez autorkę postaciami. ''Diabelskie maszyny'' przeczytałam dwa razy, na ''Darach anioła'' zawiodłam się nieco ze względu na ostatnią część, z kolei po pierwszej powieści z serii ''Mroczne intrygi'' nie spodziewam się wiele po nadchodzących książkach. Postanowiłam więc sięgnąć...
więcej mniej Pokaż mimo toO tym, że obejrzany przeze mnie wiele razy film został oparty na znakomitej powieści, dowiedziałam się po tym, jak moja mama przyniosła "Służące'' wypożyczone z miejscowej biblioteki. Tematyka książki są tutaj chyba wszystkim znane, więc chciałabym jedynie oddać pokłoń Kathryn Stockett. Stworzyła ona historię tak uniwersalną i prawdziwą, a zarazem w pewnym sensie dowcipną, z silnymi i nieugiętymi trzema postaciami kobiecymi. Podczas czytania książki cały czas również rozmyślałam nad tym, ile pani Kathryn musiała się napracować nad detalami powieści. Jak dobrze naśladować slang kolorowych kobiet z Południa, jaki produkt spożywczy miał swój debiut w latach 60, kiedy została konkretnie wydana piosenka Boba Dylana czy Stonesów. Takie drobiazgi to szczegół, ale dają do myślenia, ile poświęcenia w książkę wkłada autor.
O tym, że obejrzany przeze mnie wiele razy film został oparty na znakomitej powieści, dowiedziałam się po tym, jak moja mama przyniosła "Służące'' wypożyczone z miejscowej biblioteki. Tematyka książki są tutaj chyba wszystkim znane, więc chciałabym jedynie oddać pokłoń Kathryn Stockett. Stworzyła ona historię tak uniwersalną i prawdziwą, a zarazem w pewnym sensie dowcipną,...
więcej mniej Pokaż mimo to
O tej powieści usłyszałam parę lat temu i już wtedy chodziło mi po głowie, aby jak najszybciej dostać ją w swoje ręce. Jednak przez cały ten czas nie nadarzyła się odpowiednia okazja, dopiero ostatnio zapragnęłam sięgnąć po coś z gatunku new adult i przypomniałam sobie o istnieniu ''Morza Spokoju'' Katji Millay.
Natsya Kashnikov rozpoczyna nowe życie, przeprowadzając się do swojej ciotki i zapisując się do nowej szkoły. W przeszłości spotkała ją trauma, przez którą dziewczyna zamilkła i to dosłownie, ponieważ Natsya od ponad roku nie wypowiedziała do bliskich ani jednego słowa. Nastolatka stara się trzymać wszystkich na dystans, szokując swoje otoczenie makijażem i ubiorem, jednak sytuacja ulega zmianie, gdy dziewczyna spotyka na swojej drodze Josha Bennetta. Siedemnastolatek roztacza wokół siebie ''pole siłowe'', dzięki któremu odpycha od siebie każdego napotkanego człowieka. Nastya w późniejszym czasie dowiaduje się, że dzieje się tak, gdyż Josha od dzieciństwa prześladuje pech, zabierając z tego świata członków jego rodziny. Tylko znajomy Nastyi powód doprowadzi do poznania tej dwójki i połączy ich losy razem.
Nie mam pojęcia, kiedy przeleciałam przez prawie 500 stron tej książki. Prozę Katji Millay tak dobrze się czytało, narracja była dowcipna, a bohaterowie świetnie nakreśleni. Ale to co mnie urzekło najbardziej, określiłabym mianem ''Morza Uczuć''. Tak wiele w tej powieści miłości, nienawiści, strachu, samotności, szczęścia. Młodzi ludzie często postępują pochopnie i gwałtownie, a Katja Millay świetnie to nam ukazała, za co według mnie należą się brawa.
Chciałabym cofnąć czas i nie znać fabuły tej książki, żebym mogła oddać się jej jeszcze raz. Nie chcę także nikomu zdradzać zakończenia, ale było ono po prostu takie urocze i piękne, że cały czas wracam do niego myślami.
O tej powieści usłyszałam parę lat temu i już wtedy chodziło mi po głowie, aby jak najszybciej dostać ją w swoje ręce. Jednak przez cały ten czas nie nadarzyła się odpowiednia okazja, dopiero ostatnio zapragnęłam sięgnąć po coś z gatunku new adult i przypomniałam sobie o istnieniu ''Morza Spokoju'' Katji Millay.
więcej Pokaż mimo toNatsya Kashnikov rozpoczyna nowe życie, przeprowadzając się do...