Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Nie było mnie tutaj dłuższą lub krótszą - w zależności od perspektywy - chwilę. W jej trakcie gdzieś w nawale codzienności zgubiłam sens tego miejsca. Wystarczył jednak jeden weekend na uczelni i pierwsze zajęcia ze specjalizacji, które wreszcie prowadzili pozytywni ludzie z pasją, aby odzyskać chęć do usiadnięcia i napisania dla was kilku słów o przeczytanych książkach. Nawet jeżeli wciąż mam ogromne zaległości w recenzowaniu i historie, o której wam chciałabym wam teraz opowiedzieć przeczytałam gdzieś w połowie czerwca.

Po burzliwym rozstaniu z Danem, Hanna szuka pocieszenia u najlepszego przyjaciela. Sol jednak czuje do niej coś więcej. Nastolatkowie umawiają się na to, że co miesiąc będą oglądać wieczorem film. I tak mija im rok, w którym chłopak wpada w wir kłamstw i niedopowiedzeń, z którego nie łatwo będzie się wyplątać, a Dan w pewnym momencie chce wrócić do Hanny.

Nie będzie pewnie dla was zaskoczeniem, że zdecydowałam się na lekturę Wieczoru filmowego tylko i wyłącznie ze względu na wątek filmowy. W żaden sposób się na nim nie zawiodłam, bo nasi bohaterowie wybierali naprawdę wartościowe filmy i w większości były to klasyki kina. Jednak całość skupiała się bardziej na codziennym życiu Hanny i Sola, czyli na problemach nastolatków. Dziewczyna na swój własny sposób starała się poradzić z tym, co zrobił jej Dan, a Sol z własnymi uczuciami i niewyparzonym językiem, a także z łatką, którą nadano mu w szkole czy nadopiekuńczymi rodzicami. Nie było to raczej nic nowego czy niezwykle wciągającego, jednak autorka pozwoliła sobie na kilka naprawdę zaskakujących wątków.

Hanna to typowa popularna dziewczyna, której najważniejszym celem jest posiadać równie popularnego chłopaka. Chyba tylko i wyłącznie z tego powodu była z Danem. Jednak z biegiem czasu się zmienia. Upokorzenie, którego doświadczyła z powodu swojego byłego sprawia, że przestaje gonić za publiką. Bardziej skupia się na sobie, na swoich potrzebach i przede wszystkim nie pcha się drugi raz w to samo. Osobiście bardziej do gustu przypadł mi Solomon. Chłopak nie miał łatwo w życiu, nie tylko ze względu na to, że wychowała go para gejów, ale też na drastyczną przeprowadzkę i swoją nieśmiałość. Jednak mimo wszystko starał się chwytać z niego garściami i realizować swoje pasje, a w końcu odnaleźć w sobie siłe na zawalczenie nie tylko o uczucia Hanny, ale również własną wizje życia.

Wieczór filmowy to niekoniecznie mój typ literatury, o czym pewnie doskonale wiecie, ale chciałam przeprowadzić mały eksperyment ze względu na nawiązania do filmów. Z tego elementu jestem naprawdę zadowolona. Jeśli chodzi zaś o samą fabułę to może nie była ona dla mnie jakoś mega porywająca, ale kilka wątków naprawdę mnie zaciekawiła i zaskoczyła. Do tego bohaterowie są nieźle wykreowani. Z tego względu mogę uznać lekturę za udaną. Umiliła mi nawet trzy godzinną podróż pociągiem. Fani gatunku mogą być z nią zachwyceni.

Nie było mnie tutaj dłuższą lub krótszą - w zależności od perspektywy - chwilę. W jej trakcie gdzieś w nawale codzienności zgubiłam sens tego miejsca. Wystarczył jednak jeden weekend na uczelni i pierwsze zajęcia ze specjalizacji, które wreszcie prowadzili pozytywni ludzie z pasją, aby odzyskać chęć do usiadnięcia i napisania dla was kilku słów o przeczytanych książkach....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W momencie, kiedy już przyzwyczaisz się do stylu pisania autora, Pierwszy Róg okazuje się naprawdę świetnym kawałem fantastyki. Autor miał genialny pomysł na fabułę, która mocno zaskakuje. Jej największymi zaletami jest tajemniczość oraz różnorodni bohaterowie, których nie sposób nie polubić. Bardzo gorąco polecam wam tą książką, a sama niesamowicie nie mogę doczekać się kolejnych tomów.

W momencie, kiedy już przyzwyczaisz się do stylu pisania autora, Pierwszy Róg okazuje się naprawdę świetnym kawałem fantastyki. Autor miał genialny pomysł na fabułę, która mocno zaskakuje. Jej największymi zaletami jest tajemniczość oraz różnorodni bohaterowie, których nie sposób nie polubić. Bardzo gorąco polecam wam tą książką, a sama niesamowicie nie mogę doczekać się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://suomianne.blogspot.com/2017/08/trylogia-eel-krzysztofa-bonka.html

http://suomianne.blogspot.com/2017/08/trylogia-eel-krzysztofa-bonka.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

http://suomianne.blogspot.com/2017/08/trylogia-eel-krzysztofa-bonka.html

http://suomianne.blogspot.com/2017/08/trylogia-eel-krzysztofa-bonka.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wizje przyszłości, przede wszystkim jej mrocznej strony czyli apokalipsy, wciąż są jednym z moich ulubionych motywów literackich. Myśl o tym, że przede mną jeszcze naprawdę wiele niesamowitych historii z tym wątkiem sprawia, że zaczynam się trząść z niecierpliwości. Sprawiają to już niektóre tytuły. Choć na pewno nie było wśród nich nowej trylogii Krzysztofa Bonka, z tego względu, że możliwość jej przeczytania zyskałam już tego samego dnia, w którym dowiedziałam się o jej istnieniu. Od razu bardzo zaciekawiła mnie okładka, która nie jest mistrzostwem świata, ale zapowiada całkiem ciekawą i futurystyczną historię - świetnie pasuje do samej historii.

XXIV wiek, Vancouver. Maksymilian Jołat prowadzi normalne, przeciętne życie akupunkturzysty uznawanego za nadzwyczaj wybitnie uzdolnionego w swojej dziedzinie. W rzeczywistości urodził się dwieście lat wcześniej, ale posiada defekt genetyczny, którego nie sposób było wtedy wyleczyć ani nawet ujarzmić. Dzięki niemu posiada zdolność czytania w myślach, co daje mu dodatkowe możliwości wykazania się w pracy. Jednak ostatnio coś dzieje się nie tak z jego mocą. Pokazuje mu fałszywe wspomnienia pacjentów. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy w zamian za pomoc w uniknięciu usunięcia ze społeczeństwa, ma pomóc byłej partnerce w odszukaniu jej zaginionej córki.

Eel to mieszanina wielu znanych wątków z innych książek czy filmów z nurtu fantastyki naukowej. Znajdziemy tutaj społeczeństwo dążące do bycia idealnym poprzez dogłębną inwigilacje obywateli, eliminacje potrzeb jednostki dla dobra ogółu oraz usuwanie osobników niepotrzebnych bądź potencjalnie szkodliwych, niesamowity rozwój nauki i technologii m.in. wysoce zaawansowaną sztuczną inteligencje czy tworzenie hybryd, inwazje obcych będących o wiele lat świetlnych do przodu niż ludzkość czy podróże międzygwiezdne. Jednym słowem wszystko, co w takich książkach uwielbiam, a dodatkowo niesamowicie pędzącą i zaskakującą akcje.

Genesis wprowadza nas w to wszystko, przedstawia głównych bohaterów oraz wątki, dlatego też jest zdecydowanie dłuższa od kolejnych tomów. Przyznam, że to moja ulubiona część, ponieważ ma nam najwięcej do zaoferowania jeśli chodzi o tak naprawdę wszystko - akcje, cliff hangery i kreacje uniwersum. Apokalipsa też jest świetna, jednak skupia się bardziej na z góry przegranej walce ludzkości o przetrwanie. Tutaj najbardziej podobało mi się analizowanie mocnych i słabych stron najeźdźców, dzięki czemu bardzo dobrze poznaliśmy kilku z nich. Z kolei zaś Genesis II jest spokojnym przedstawieniem tego, co działo się po tamtej tytułowej apokalipsie. Nie chcąc za dużo zdradzać powiem jedynie, że bardzo podoba mi się ten pomysł, ponieważ autor przedstawił tutaj różnorodność planet, jakie możemy znaleźć we wszechświecie.

Bardzo ważny nacisk fabuła kładzie na biblijny przekaz o końcu świata. Krzysztof Bonk nawiązuje do niego, a interpretuje i przedstawia go na swój własny sposób tak, aby pasował do jego uniwersum. W pierwszej części znajdziemy wielu bohaterów, którzy swoimi imionami, rolami oraz zachowaniem wprost odwołują się do postaci z Ewangelii. Na nowo opowiadają historię Mesjasza, tym razem w bardziej futurystycznych klimatach, co brzmi naprawdę genialnie. Dalej już mamy do czynienia z samą Apokalipsą św. Jana. O ile zazwyczaj nie lubię tego typu nawiązań, ponieważ nie kręcą mnie sprawy chrześcijaństwa, a czasami wręcz odrzucają, tak tutaj bardzo mi się to podobało. Pomimo dość dużej wagi dla całości historii, wątek ten był wprowadzony dość subtelnie.

Bohaterów było naprawdę wielu, ale nie było ciężko się w nich połapać, szczególnie w pierwszoplanowych i kilku tych mniej ważnych. Byli bardzo ciekawie i różnorodnie zarysowani, choć żaden jakoś szczególnie nie podbił mojego serca. Max był bardzo cichy, zamknięty w sobie, oddany swojemu zajęciu, a także bardzo przywiązywał się do ludzi. W przeciwieństwie do swojej partnerki, zrezygnował z posiadania potomstwa, ponieważ nie chciał skazywać ich cierpienie, którego sam doświadczył z powodu choroby. Alla była jego przeciwieństwem - świetnym, pewnym siebie przywódcą, który zawsze racjonalnie oceniał swoje szanse i potrafił walczyć o swoje. Jedynie tytułowa Eel była jakaś taka nijaka, a poza tym było mi jej strasznie mało. Podobnie, jak opryskliwej i wybuchowej Rhode. Nie bardzo dałam radę rozgryźć Roego, więc dla mnie pozostaje takim typowym facetem, który zawsze chce dobrze dla swojej rodziny, a gdy nadarza się okazja najpierw ratuje kobiety i dzieci.

Podsumowując trylogia Eel była naprawdę fajnym misz maszem ciekawych. świetnie skonstruowanych wątków z innych książek science fiction, w które autor subtelnie wplótł jeszcze wątek biblijny, dopasowując go do świata przedstawionego. Dodatkowo nieźle skonstruował głównych bohaterów. Jest to raczej średnia książka w swoim rodzaju i nie wymaga wiele uwagi, ale dla mnie okazała się idealną lekturą do poczytania w autobusie. Takim bardzo dobrym guilty pleasure. Będę ją miło wspominać, a co za tym idzie serdecznie wam polecać.

Wizje przyszłości, przede wszystkim jej mrocznej strony czyli apokalipsy, wciąż są jednym z moich ulubionych motywów literackich. Myśl o tym, że przede mną jeszcze naprawdę wiele niesamowitych historii z tym wątkiem sprawia, że zaczynam się trząść z niecierpliwości. Sprawiają to już niektóre tytuły. Choć na pewno nie było wśród nich nowej trylogii Krzysztofa Bonka, z tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niesamowicie stęskniłam się za steampunkowymi klimatami, dlatego ani chwili nie zastanawiałam się nad sięgnięciem po Wilczą Godzinę. Dodatkowo jest to nie lada smakołyk w związku z moim wyzwaniem - moja pierwsza litewska książka. Byłam niesamowicie ciekawa i w stu procentach pewna, że musi się spodobać. Ostatecznie całe moje podekscytowanie nie poszło na marne, ponieważ powieść Andriusa Tapinasa jest po prostu świetnie obmyślana i skonstruowana.

Całość na: http://suomianne.blogspot.com/2017/07/wilcza-godzina-andriusa-tapinasa.html

Niesamowicie stęskniłam się za steampunkowymi klimatami, dlatego ani chwili nie zastanawiałam się nad sięgnięciem po Wilczą Godzinę. Dodatkowo jest to nie lada smakołyk w związku z moim wyzwaniem - moja pierwsza litewska książka. Byłam niesamowicie ciekawa i w stu procentach pewna, że musi się spodobać. Ostatecznie całe moje podekscytowanie nie poszło na marne, ponieważ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwszy tom tej serii czytałam około dwóch lat temu i może nie byłam jakoś szczególnie zachwycona, ale na pewno całkiem się podobał. Chciałam i dalej chcę kontynuować te serię, ale przyznam szczerze, że jestem dość mocno zawiedziona, ponieważ Korona w Mroku padła ofiarą klątwy drugiego tomu, a ja nie mam zamiaru winić za to faktu, że niestety niewiele pamiętałam z lektury Szklanego Tronu. Znalazłam w niej wiele innych, znaczących wad.

Całość na: http://suomianne.blogspot.com/2017/06/korona-w-mroku-sarah-j-maas.html

Pierwszy tom tej serii czytałam około dwóch lat temu i może nie byłam jakoś szczególnie zachwycona, ale na pewno całkiem się podobał. Chciałam i dalej chcę kontynuować te serię, ale przyznam szczerze, że jestem dość mocno zawiedziona, ponieważ Korona w Mroku padła ofiarą klątwy drugiego tomu, a ja nie mam zamiaru winić za to faktu, że niestety niewiele pamiętałam z lektury...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przez prawie dwa tygodnie, na początku czerwca, byłam odcięta od blogosfery z dwóch różnych powodów. Najpierw wyczerpał się transfer internetu, a potem komputer odmówił mi posłuszeństwa. Przez ten czas strasznie brakowało mi wyrzucania z siebie opinii o książkach w posty, a jednak gdy odzyskałam te możliwość nagle odeszły wszelkie chęci do pisania i nawet czytania. Z tego powodu siedzę teraz i próbuję sklecić jakieś w miarę sensowne zdanie o jakiejkolwiek książce, ale niezbyt mi to wychodzi. Szczególnie, jeśli mówimy o Oldze i ostach, ponieważ jest to cholernie trudna do zrozumienia książka, przez co staje się jeszcze wspanialsza.

Całość na: http://suomianne.blogspot.com/2017/06/olga-i-osty-agnieszki-halas.html

Przez prawie dwa tygodnie, na początku czerwca, byłam odcięta od blogosfery z dwóch różnych powodów. Najpierw wyczerpał się transfer internetu, a potem komputer odmówił mi posłuszeństwa. Przez ten czas strasznie brakowało mi wyrzucania z siebie opinii o książkach w posty, a jednak gdy odzyskałam te możliwość nagle odeszły wszelkie chęci do pisania i nawet czytania. Z tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Za mną już trzy tomy Szklanego Tronu i przyznam szczerze, że wciąż nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego miliony czytelników na całym świecie pokochały te serię. Nadal jestem zdanie, że jest to jedynie dobre czytadło przy którym można się zrelaksować się przez kilka wieczorów, przy okazji irytując się na bohaterów i wszędobylskie wątki miłosne. Samo Dziedzictwo Ognia było nieco lepsze od swojego poprzednika, ale wciąż nie pochłonęło mnie tak, jak największych zwolenników serii.

Całość na: http://suomianne.blogspot.com/2017/07/dziedzictwo-ognia-sarah-j-maas.html

Za mną już trzy tomy Szklanego Tronu i przyznam szczerze, że wciąż nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego miliony czytelników na całym świecie pokochały te serię. Nadal jestem zdanie, że jest to jedynie dobre czytadło przy którym można się zrelaksować się przez kilka wieczorów, przy okazji irytując się na bohaterów i wszędobylskie wątki miłosne. Samo Dziedzictwo Ognia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Spotkanie z pierwszym tomem Grimm City było niezwykle udane. Jakub Ćwiek pokazał mi się z zupełnie innej i bardziej dojrzalszej strony niż w swoim debiucie, Kłamcy. Stworzył pełnokrwistą powieść kryminalną osadzoną w genialnie skonstruowanym, mrocznym świecie, opartym na ulubionych baśniach z mojego dzieciństwa. Dzisiaj przyszedł czas na zmierzenie się z kolejnym tomem tego cyklu, który według mnie jest jeszcze lepszy.

Zabójstwo głowy jednej z gangsterskich rodzin staje się tematem numer jeden w Grimm City. Mimo, że sprawca zostaje szybko ujęty i postawiony przed sądem, to paraliżuje to główny środek utrzymania mieszkańców oraz ucisza wszystkie inne, ważne informacje. Wśród nich znajduje dochodzenie w sprawie Drwala, który porywa i ćwiartuje siekierą młode kobiety. Śledztwo zostaje przekazane w ręce komisarza Evansa. Po nieujęciu mordercy komisarza Wolfa, właśnie od niej zależy jego być albo nie być. Tymczasem w zapomnianej części miasta były bokser, Emeth Braddock, podejmuje się znalezienia zwyrodnialca na własną rękę.

Mam wrażenie, że brakuje mi słów na opisanie, jak genialna była to książka, ponieważ przebrnęłam przez nią, jak burza. Czytało mi się naprawdę świetnie i szybko, a teraz nie umiem wykrztusić z siebie słowa na jej temat. Jakubowi Ćwiekowi po raz kolejny udało się mnie kompletnie zaskoczyć i zachwycić swoją twórczością szczególnie, że tym razem była to historia bardziej rozbudowana, wielowątkowa, choć krótsza. Opisuje ją z wielu różnych perspektyw, a całość toczy się oczywiście wokół dwóch opisanych wyżej spraw, a więc autor tym razem przedstawia również prawniczą część swojego świata. Cały czas niecierpliwie czekałam na fragmenty z toczącego się procesu, ponieważ byłam niezmiernie ciekawa, jak to wszystko przebiega. Przyznam szczerze, że naprawdę ciekawie i sprytnie to sobie wszystko autor wykombinował.

Większa część fabuły skupia się jednak na śledztwie dotyczącym Drwala, które zostaje przekazane "w spadku" po koledze, inspektorowi Evansowi. Od początku jest to niezła zagwozdka, ponieważ dotychczasowe dokumenty są zaniedbane i niedokładne. Policjant niemal błądzi we mgle, ale się nie poddaje. Chwyta się każdego przeczucia oraz każdej możliwości, żeby uratować przyszłe ofiary mordercy. Jest to sprawa jeszcze trudniejsza ze względu na fakt, że przez toczący się proces, nikt już o niej nie pamięta, a więc ludzie przestali być ostrożni. Jej przebieg toczy się oczywiście wokół tytułowych Bestii, których sens istnienia została nam bardzo dogłębnie wytłumaczona. Co jakiś czas możemy ją również obserwować z perspektywy samej ofiary, która czeka na swój nieubłagany koniec w ciasnej klatce.

Ogromny plus należy się również za opisanie uniwersum w nieco szerszym spektrum. Gdy czytałam pierwszą część miałam wrażenie, że Grimm City to miejsce odizolowane od reszty świata, a tutaj nie tylko pojawili się emigranci z innych krajów, ale również również wspomina się o Krainie, gdzie leży miasto. Rozwinięty jest także wątek zapomnianej części miasta, gdzie szerzy się przestępczość, bieda i analfabetyzm. Właśnie tam samozwańczy szeryf Emeth Braddock rozpoczyna swojego poszukiwania, ale przy okazji dzieli się również zdobytymi informacjami z policją, czym mi bardzo zaimponował. Ogólnie to dość ciekawa postać, ponieważ cały czas walczy ze swoją zwierzęcą naturę, żeby wykorzystywać ją w dobrej wierze. Bardzo dba o swoją córkę i dzieciaki z okolicy. Rebecca jest bardzo dojrzała, inteligentna i oczytana, ale irytowała mnie ciągłym napominaniem wszystkich, żeby nie traktować jej, jak dziecko.

Podsumowując Grimm City. Bestie to genialna, wielowątkowa i mroczna opowieść, która zapiera dech w piersiach, niesamowicie wciąga oraz nigdy w życiu nie spodziewałabym się jej po Ćwieku. Opowiada o brutalnych morderstwach, trudnym dochodzeniu i niecodziennym procesie karnym. Coś dla siebie odnajdą w niej miłośnicy fantastyki, kryminałów i thrillerów. Sama jestem niezmiernie zachwycona i z niecierpliwością czekam na kolejne tomy.

Spotkanie z pierwszym tomem Grimm City było niezwykle udane. Jakub Ćwiek pokazał mi się z zupełnie innej i bardziej dojrzalszej strony niż w swoim debiucie, Kłamcy. Stworzył pełnokrwistą powieść kryminalną osadzoną w genialnie skonstruowanym, mrocznym świecie, opartym na ulubionych baśniach z mojego dzieciństwa. Dzisiaj przyszedł czas na zmierzenie się z kolejnym tomem tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przed sięgnięciem po tę książkę, kompletnie nic o niej nie wiedziałam, poza wyglądam okładki i tytułem, a jednak podświadomie niesamowicie chciałam ją przeczytać. I wbrew pozorom wcale nie chodziło o wrażenie estetyczne, a pobudzenie mojej wyobraźni przez opakowanie. W tej chwili mogę powiedzieć, że pominięcie opisu było świetnym pomysłem, ponieważ dzięki temu odkrywanie każdej strony tej książki, było jeszcze większą przygodą. Co prawda nie do końca idealną, ale wciąż niesamowitą.

Nowy Jork, rok 1890. Ojciec siedemnastoletniej Josephine Montfort umiera nagle w tajemniczym wypadku. Jego śmierć nie daje dziewczynie spokoju, dlatego wraz z nowo poznanym reporterem należącej do rodziny gazety, Edwardem Gallagherem, rozpoczyna śledztwo w tej sprawie. Niejednokrotnie ryzykuje życiem i swoim dobrym imieniem, aby rozwiązać zagadkę kolejnych zgonów członków spółki, w której uczestniczył ojciec. Czy jej się uda? Jakie napotka przeszkody? Jak to wpłynie na jej życie?

Historia kręci się głównie wokół wątku kryminalnego, który pomimo swojej przewidywalności, jest niesamowicie interesujący i wciągający. Od początku wiedziałam kto i dlaczego zabija członków spółki Van Houtena, ale mimo to nie moglam się doczekać, aż bohaterowie poznają wszystkie jej zawiłości. Powodem tego może być nie tyle fakt, że bardzo ich polubiłam, ale też to, że autorka opisała to w taki sposób, że przez tę książkę się wręcz płynie. Styl dostosowany jest do dzisiejszego odbiorcy, ale przy jego pomocy udało się świetnie odwzorować realia tamtych czasów. W szczególności kontrast pomiędzy gnuśną arystokracją a samym dołem drabiny społecznej. Znalazło się również miejsce dla postaci, które chciały wyrwać się z okowów swojej klasy.

Właśnie za taką postawę niesamowicie polubiłam dwójkę głównych bohaterów. Josephine pomimo wychowania w "złotej klatce", była niesamowicie twardą i upartą nastolatką. W przeciwieństwie do swoich przyjaciółek, nie chciała wychodzić za mąż z rozsądku ani tym bardziej tkwić w swojej sztywnej roli. Wręcz przeciwnie, miała pasję w której pragnęła się realizować. Jednak nie do końca umiała oddać się temu w pełni, ponieważ wciąż łączyły ją głębokie relacje z rodziną i bała się, że skrzywdzi ich swoimi wyborami. Zaś Eddiemu udało się odciąć od trudnego dzieciństwa, dzięki dziennikarstwu. Co prawda nie zarabiał kokosów i ledwo wiązał koniec z końcem, ale wciąż nie porzucał planów o tym, że uda mu się wbić na jakieś wyższe stanowisko i zdobyć sławę, o jakiej marzy.

Pewnie się domyślacie, że między tą dwójką wybuchła wielka miłość i wiele się nie mylicie. Niemniej bardzo podobał mi się ten wątek, ponieważ pasowali do siebie, z powodu wspólnych celów i marzeń. Wcale nie odczułam, żeby ich uczucie rozwijało się jakoś zanadto szybko, choć mogło tak być, a poza tym nie zawsze było idealne. Niestety pochodzili z zupełnie innych klas społecznych i te różnice dawało się odczuwać. W pewnych momentach po prostu ich przytłaczały. Zakończenie zaś kompletnie mnie zaskoczyło, ponieważ było nietypowe i zadowalające. Nie było wielkiego happy endu, ale dawało pole do popisu dla wyobraźni i nadzieję na niego.

Chciałabym opowiedzieć jeszcze o innych bohaterach, ponieważ poza Jo i Eddiem występuje tutaj jeszcze kilka bardzo ciekawych charakterów, ale nie bardzo wiem, o których mogę. Boję się, że coś mogłabym wam zaspojlerować. Powiem tylko, że bardzo polubiłam Oscara - ekscentrycznego, genialnego studenta medycyny, pracującego dorywczo w kostnicy - oraz Fay - dziewczynę z Zaułka, w którym wychowywał się Eddie. Choć Brama, niedoszłego męża Jo, było bardzo mało, również zasłużył sobie na sympatię z powodu swojego honorowego zachowania. Zaś kreacja sprawcy była dobra, ale czujny czytelnik od razu mógł domyślić się, że w jego zachowaniu coś nie grało.

Ostatecznie, pomimo znaczącej wady, Płytkie Groby dostarczyły mi mnóstwa przyjemności. Świetnie bawiłam się odkrywając razem z Josephine kolejne karty w zagadce śmierci jej ojca oraz poznając tajniki życia na ulicy, wśród żebraków, złodziei i prostytutek, co czasami wywoływało dość zabawne sytuacje. Współodczuwałam razem z bohaterami, a także zachwycałam się nad kreacją świata przedstawionego. Jennifer Donnelly wykonała kawał świetnej roboty, która powinna przemówić do zakochanych w kryminałach historycznych nastolatków.

Przed sięgnięciem po tę książkę, kompletnie nic o niej nie wiedziałam, poza wyglądam okładki i tytułem, a jednak podświadomie niesamowicie chciałam ją przeczytać. I wbrew pozorom wcale nie chodziło o wrażenie estetyczne, a pobudzenie mojej wyobraźni przez opakowanie. W tej chwili mogę powiedzieć, że pominięcie opisu było świetnym pomysłem, ponieważ dzięki temu odkrywanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bez zastanowienie mogłabym teraz powiedzieć, że Ken Liu wrócił w tak samo wielkim stylu, jak w zeszłym roku wkroczył do mojego życia. Królowie Dary niespodziewanie i zasłużenie wbili się do grona moich ulubionych książek, a nawet otrzymali tytuł najlepszej przeczytanej w 2016 roku. Wszystko za sprawą niesamowitych bohaterów, stworzonego z wielkim rozmachem świata przedstawionego oraz niesamowicie zaskakujących wydarzeń. W tych wszystkich kategoriach kontynuacja, czyli Ściana Burz bije ją na głowę.

Minęło sześć lat odkąd na tronie Dary zasiadł cesarz Ragin, bardziej znany jako Kuni Garu - dawny pijaczyna i hulaka z Zudi, który zawsze uważał się za powołanego do wyższych celów. Jego marzenia się ziściły, jednak życie władcy nie jest wcale tak łatwe. Wielkimi krokami zbliża się egzamin na najwyższe stanowiska państwowe, więc do stolicy tłumnie zjeżdżają się uczeni z całych wysp. To jednak najmniejsze z jego zmartwień, ponieważ stoi przed nim trudny wybór następcy, a jego państwo niedługo zostanie celem najazdu przez nieznaną dotąd cywilizacje.

Nie wiem, czy jestem w stanie odnaleźć słowa na to, w jak szczegółowy, dokładny oraz przemyślany sposób Ken Liu to wszystko przygotował i spisał. Pierwsza połowa książki nie jest może jakoś szczególnie porywająca, ale było naprawdę warto przez nią przebrnąć, dla samego poznania niezwykle interesującej kultury Darzan lub nowych systemów, jakie Kuni wprowadzał w trakcie swoich rządów. Mnóstwo w niej polityki, filozoficznych rozważań, kolejnych pałacowych intryg. Bardzo przemówiła do mnie taka po części metaforyczna, po części dosłowna podróż po różnorodnych kręgach kulturowych, szkołach filozoficznych oraz charakterach potomków i żon cesarza, a sam autor wielkrotnie cytował stworzonych przez siebie wielkich uczonych, moralistów czy poetów. W dalszym ciągu historii również możemy poznać mnóstwo ciekawych smaczków na te tematy, ale zdecydowanie więcej tam wydarzeń i zwrotów akcji.

Wtedy też rozpoczyna się mój największy zachwyt na Ścianą Burz. Od początku spodziewałam się, że będzie to kontynuacja swoistej gry o tron, jednak wymiar jaki przybrała kompletnie mnie zaskoczył. W tym przypadku mamy do czynienia nie tylko z wewnętrznymi buntami przeciwko władcy, ale również swoistą inwazją ludności uzbrojonej w nieznaną, śmiercionośną i niemal niepokonaną broń. Darzanie dwoją się i troją, aby wynaleźć sposób na wygranie z nimi, ale z każdym kolejnym ruchem tylko coraz bardziej się pogrążają, co wywołuje chaos i niesubordynacje w państwie. Końcówka to istny rollercoaster wrażeń i emocji - od rzewnych łez poprzez zdumienie, zaskoczenie, zniesmaczenie, nienawiść aż po niedowierzanie i pustkę.

Wspomniałam wyżej, że mocnym atutem tej historii są bohaterowie, przede wszystkim dzieci i żony Kuniego. Jego samego w tej części jest według mnie niewiele, nad czym strasznie ubolewam, jednak dobrze rozumiem ten zabieg. Przedstawiając otoczenie i problemy, z jakimi się zmaga jako cesarz, autor pokazał, jak bardzo jest tym wszystkim przytłoczony. Dało się to odczuć nawet w jego zachowaniu. Nie był w pełni taki, jakiego poznałam go w pierwszej części. Dawny Kuni powrócił dopiero w końcówce, w bardzo strategicznym momencie.

Pozostali bohaterowie z poprzedniej części również przeszli ogromną metamorfozę, jednak nie zawsze na lepsze. W Królach Darach bardzo podziwiałam postawę, wyrozumiałość i wytrwałość Jii do tego stopnia, że stała się ona jedną z moich ulubionych żeńskich postaci. Niestety tutaj niemiłosiernie mnie irytowała. Po zostaniu cesarzową nabrała złych nawyków. Zachowywała się, jakby nigdy nie była zwykłą obywatelką, tylko od zawsze wychowała się na rozpuszczoną władczynię, która zwracała uwagę na każdy najmniejszy błąd i z wyższością traktowała wszystkich ludzi. Przy dążeniu do celu nie przebierała w środkach, tylko od razu szła po trupach. W pewnym momencie nieco się zrehabilitowała, jednak na koniec znowu straciła w moich oczach. Z kolei druga żona Kuniego rozkwitła przez towarzyszeniu mu przy Wojnie Chryzantemy z Mleczem i dzięki temu zyskała większą lojalność cesarza w sprawach państwowych. Była bardziej przyjacielska i wyrozumiała dla podwładnych, szczególnie tych, z którymi przed objęciem władzy łączyła ich przyjaźń.

Nie mogę nie wspomnieć też o genialnych dzieciakach cesarza Ragina, które zaskakiwały mnie na każdym kroku, przez co z niecierpliwością wyczekiwałam moment, w którym Kuni wybierze swojego następce. Choć były zupełnie różne łączyła je wielka zażyłość, potrafiły współdziałać i wielu momentach wykazały się wielkim sprytem. Najstarszy Timu zawsze był oczytany, ale niestety nie sprawiło to, że bardzo zmądrzał. Nie jest zbyt domyślny i łatwo jest nim manipulować. Phyro charakterem bardzo przypomina ojca - zatwardziałego idealistę, który o swoje prawa chce walczyć bronią, nie umysłem. Idealnie sprawdziłby się w rządzeniu podczas stanu wojny. Jest bardzo porywczy, ale zawsze ma łeb na karku. Zaś Thera to inteligentka, mądra młoda dama. Chce wszystko osiągnąć pracą własnych rąk i umysłu, a nie korzystać z tego, co dane jej zostało przez los. Niełatwo można zdobyć jej zaufanie, ale jeśli to się uda, można liczyć na jej lojalność. Zawsze stara się pomóc najlepiej, jak umie. Potrafi poświęcić siebie dla szczęścia najbliższych.

Pisze o Ścianie Burz w samych superlatywach, ponieważ uważam, że sama historia zasługuje na tak wysoką oceną, jednak wydanie ma jedną, zasadniczą wadę. Co prawda wydawnictwo, jak zawsze stanęło na wysokości zadania i książka ma naprawdę piękną, solidną okładkę, ale niestety posiada całkiem sporo literówek. Staram się jednak to zrozumieć, ponieważ nie należy do najcięższych, przez co trudno wszystko wyłapać. Sami pracownicy byli zdziwieni jej objętością.

Ken Liu nie poddał się klątwie drugiego tomu. Stworzył coś jeszcze bardziej niesamowitego oraz zaskakującego niż Królowie Dary. Wykazał się przy tym nie tylko pięknym stylem czy umiejętnością tworzenia niesamowitych postaci, które raz się kocha raz nienawidzi, ale również niesamowitym kunsztem w kreowaniu własnego uniwersum. Postarał się przy tym o każdy najmniejszy szczegół, co jeszcze bardziej ubarwiło te historię. Jeśli szukacie dobrego fantasy, które zachwyci was swoją złożonością to serdecznie polecam wam właśnie te serię.

Bez zastanowienie mogłabym teraz powiedzieć, że Ken Liu wrócił w tak samo wielkim stylu, jak w zeszłym roku wkroczył do mojego życia. Królowie Dary niespodziewanie i zasłużenie wbili się do grona moich ulubionych książek, a nawet otrzymali tytuł najlepszej przeczytanej w 2016 roku. Wszystko za sprawą niesamowitych bohaterów, stworzonego z wielkim rozmachem świata...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie miałam zbyt wielu okazji, aby współpracować bezpośrednio z autorami, dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy otrzymałam wiadomość od pana Krzysztofa Bonka. Na początku nieco obawiałam się lektury Iskier Czasoświatu, ponieważ nie jest to do końca moja literacka bajka. Niemniej zachęciła mnie do niej postawa pisarz w wymienianych emailach i przede wszystkim nazwisko korektora. Ostatecznie książka ta na pewno nie trafi na półkę moich ulubionych i miałam z nią gorsze moment, ale nie była zła. Umiliła mi ostatnie chwile spędzone na dojazdach do szkoły.

Wszystko zaczyna się od Alexa - bogacza, prezesa ogromnej firmy i kochanka żony przyjaciela, z którego rąk ginie. W skutek tego zdarzenia Greg zostaje przeniesiony w zupełnie inne miejsce, w którym ludzie mówią zupełnie innym, a jednak zrozumiałam dla niego językiem. Wyglądają na średniowiecznych Francuzów. I tak dzieje się z każdym kolejnym bohaterem. Jedni trafiają w przyszłość, inni w przeszłość. Aż w końcu poznajemy tytułowe iskry. Czym są? Jakie jest ich zadanie?

Największe problemy miałam z pokonaniem pierwszej części książki, ponieważ chodziło w niej głównie o podróże w czasie i przestrzeni, które przeżywali coraz to nowi bohaterowie. Otrzymywali głos na chwilę, aby w jakimś najmniej oczekiwanym momencie ustąpić miejsca kolejnemu. Z jednej strony, jak na tak krótki czas antenowy dla każdej postaci autorowi udało się ich całkiem dobrze wykreować. Może nieco powierzchownie i nie wszystkich da się spamiętać, ale na pewno nie było tam dwóch takich samych osobowości. Niektórymi byłam wręcz zafascynowana na przykład właśnie Alex, Kornel czy Oro - mieli do przedstawienia bardzo ciekawe historie. Niektórzy mnie irytowali, przykładowo Dirti, której nie do końca rozumiałam - skąd w niej było tyle złości i dlaczego tak często myślała o seksie? Najbardziej jednak zapamiętam Krisa z powodu rozbawienia jego reakcją na nagłe znalezienie się w Starożytnym Rzymie. Niektórych zapomniałam już nawet imiona. Z drugiej jednak strony w pewnym momencie bezcelowe przeskakiwanie z miejsca na miejsca zaczęło być nużące i musiałam zrobić sobie przerwę z Iskrami Czasoświatu.

Największą moją ciekawość przykuł mniej więcej środek akcji, kiedy niewielka część całej zagadki zaczęła się rozwiązywać, bo na arenę wkroczyły iskry. W tym momencie wręcz nie mogłam się oderwać od lektury. Z ogromnym zaciekawieniem śledziłam akcję i czekałam na jakieś większe wyjaśnienia, jednak sam autor zapowiedział mi, że wszystko jest specyficzne. Całkowicie się z tym zgadzam, ponieważ nie dość, że jakieś głębsze informacje o świecie przedstawionym są szczątkowe to jeszcze wyjaśnione w dość zawiły sposób. Wszystko ma się wyjaśnić w kolejnej części, na co z niecierpliwością czekam. Nie miałam dobrego początku z tą książką, ale ten moment sprawił, że jestem niezmiernie zainteresowana, jak to sobie wszystko Krzysztof Bonk wykombinował.

Niestety potem znowu przechodzimy do tego, co był na początku książki, jednak tym razem jest zupełnie inaczej. Czułam, jakby większe zrozumienie i sens przeskoków w czasie. Ciekawski byli również bohaterowie, którym według mnie poświęcono więcej uwagi. Ich przedstawienie było głębsze a historie zdecydowanie ciekawsze i bardziej spójne - przykładowo Damien, chłopiec z czasów początków państwa amerykańskiego przeniesiony do szesnasto-siedemnastowiecznych Włoch, który właśnie tam przeżywa wielką, tragiczną miłość. Ta część historii na pewno nie była tak ciekawa, jak wcześniejsza, ale czytałam ją już ze zdecydowanie większym zainteresowaniem i szybciej. Nie musiałam jej dawkować.

Iskry Czasoświatu to dobra, skłaniająca do myślenia książka. Niestety nie brak jej wad - w pewnych momentach jest nużąca i na pewno w dużej mierze niezrozumiała, a bohaterowie nie zawsze przykuwają uwagę. Zdecydowanie jednak można miło spędzić z nią czas, a w pewnym momencie zorientować się, że jesteśmy ogromnie ciekawi samej konstrukcji świata przedstawionego oraz powołania istot, jakimi są tytułowe iskry. Z powodu na pewno przeczytam drugi tom, jak tylko się ukaże!

Nie miałam zbyt wielu okazji, aby współpracować bezpośrednio z autorami, dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy otrzymałam wiadomość od pana Krzysztofa Bonka. Na początku nieco obawiałam się lektury Iskier Czasoświatu, ponieważ nie jest to do końca moja literacka bajka. Niemniej zachęciła mnie do niej postawa pisarz w wymienianych emailach i przede wszystkim nazwisko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nigdy nie miałam zbyt wiele do czynienia z książkami napisanymi w nurcie science fiction, choć temat ten zawsze bardzo mnie interesował. Nieświadomie omijałam wszystkie te pozycje albo trafiłam na nieodpowiednie, na przykład na taką Grę Endera, którą odłożyłam po zaledwie kilku stronach. Zdaję sobie sprawę, że została wydana na długo przed znaczną częścią mojej listy przeczytanych, jednak od początku czułam, że to na pewno nie jest to, bo właściwie to wiem, co się wydarzy dalej. Nazwijmy to niezbyt dobrymi początkami z gatunkami, pomimo których postanowiłam dać szansę Pyłowi Ziemi. Tym razem moje odczucia są całkowicie inne, zdecydowanie lepsze, jednak wciąż dalekie od ideału.

W 2310 roku siedemdziesiąt miliardów ludzi na pokładzie Yggdrasil opuszcza umierającą Ziemię w poszukiwaniu nowego miejsca we wszechświecie. Ponad siedemset lat później dwójka technologicznie ulepszonych przedstawicieli powraca, aby wykonać misję, od której powodzenia zależy przetrwanie mieszkańców statku. Nikt nie wierzy w to, że planeta przetrwała, ale to ich ostatnia deska ratunku. Czy Lilo i Rez odnajdują Ziemię? Czy uda im się uratować Yggdrasil?

Od razu na wstępie chciałabym zaznaczyć, że jeżeli planujesz przeczytanie tej książki, to radziłabym nie nastawiać się na szybko pędzącą akcję, przynajmniej na początku. Opisy Rafała Cichowskiego są bardzo szczegółowe, a dodatkowo na początku skupia się na przedstawieniu postaci, sytuacji w jakiej się znaleźli oraz wyglądu i hierarchii panującej na Ziemi w momencie, gdy pojawiają się tam nowi przybysze. Dla równowagi, końcówka jest z kolei zapierająca dech w piersiach i ma tam miejsce wiele ogromnie zaskakujących wydarzeń. Wszystko to mogę zaliczyć do niewątpliwych plusów historii, a jednak w pewien sposób nie umiem powiedzieć, czy ostatecznie mi się ona podobała, czy jednak mam względem niej mieszane uczucia.

Zaczęło się bardzo tajemniczo. Autor stawiał przede mną coraz to nowe pytania i powoli, skrupulatnie odpowiadał na nie wszystkie. Oczywiście nie od razu. W większości przypadków miałam czas na ułożenie sobie w głowie faktów oraz zbudowanie własnej teorii, którą za chwilę obalał w gruz. Z zakończeniem już się tak nie patyczkował, tylko od razu uderzył z najcięższej amunicji. Nie wiem, jak to opisać, ale najczęstszymi emocjami, jakie odczuwałam podczas lektury Pyłu Ziemi była dezorientacja, zagubienie, przerażenie, odrętwienie i kompletne zaskoczenie. Do tego stopnia, że w niektórych momentach brakowało mi słów.

Odchodząc na chwilę od głównej akcji książki, mam wrażenie, że w tle Rafał Cichowski posłużył się swego rodzaju komentarzem, w pewnych miejscach nawet nie jestem jeszcze w stanie wyłapać do czego. Przede wszystkim stworzył trzy całkowicie odmienne społeczeństwa istniejące obok siebie - uciekinierów, wyrzutków i poddanych totalitarnemu władcy. O pierwszych nikt nie wie i nikt nie może się dowiedzieć. Żyją, jak dzikusy, w cieniu ogromnych wierz zbudowanych jeszcze w dwudziestym pierwszym wieku. Drudzy to mieszkańcy repliki wiktoriańskiego Londynu, bardzo modnego w literaturze fantastycznej, którym rządzi banda nieokrzesanych arystokratów z lordem Nothingiem na czele. I nie, jego nazwisko nie jest przypadkowe, choć autor nie tłumaczy tego wprost. Ostatnie społeczeństwo to mieszkańcy położonego daleko na północy miasta są omamieni pozorami demokracji - faktem, że mają wpływ na bardzo błahe sprawy, przez co nie zwracają uwagi te poważniejsze.

Jeszcze na koniec warto byłoby omówić kreację głównych bohaterów. Lilo i Rez są pomyłką. Nigdy nie mieli się narodzić, przez co stali się wyrzutkami na Yggdrasil. Wyrzutkami, którzy mimo wszystko zaszli bardzo wysoko. Od zawsze mieli tylko siebie, więc nie dziwota, że w pewnym momencie wybuchło między nimi uczucie. W pewnym sensie nie przetrwało ono jednak próby czasu. Po przybyciu na Ziemię w Rezie zakiełkowały wątpliwości. Całkowicie się z nimi zgadzam, bo są wspaniałymi przyjaciółmi i partnerami, ale za wiele ich różni, żeby tworzyli związek na wieczność. On jest spokojny, stonowany oraz rozważny, a Lilo to ta szalona, nieokiełznana, która wszędzie szuka zabawy.

Nadal mam mieszane uczucia względem tej książki. Chyba mogłabym się pokusić nawet o stwierdzenie, że pozostawiła mnie w stanie prawdziwego katharsis, którego nigdy nie wcześniej nie doświadczyłam, dlatego nie umiem się wobec niej ustosunkować. Niemniej doceniam nawał pracy, jaką Rafał Cichowski włożył w jej napisanie. Pod względem technicznym i fabularnym to czysty majstersztyk. Przez cały czas trzymała w napięciu, skłaniała do refleksji, a na sam koniec kompletnie wbiła w fotel. Mam nadzieję, że będzie o niej głośno, bo autor na to zasłużył.

http://suomianne.blogspot.com/2017/04/py-ziemi-rafaa-cichowskiego.html

Nigdy nie miałam zbyt wiele do czynienia z książkami napisanymi w nurcie science fiction, choć temat ten zawsze bardzo mnie interesował. Nieświadomie omijałam wszystkie te pozycje albo trafiłam na nieodpowiednie, na przykład na taką Grę Endera, którą odłożyłam po zaledwie kilku stronach. Zdaję sobie sprawę, że została wydana na długo przed znaczną częścią mojej listy...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tajemny ogień Christi Daugherty, Carina Rozenfeld
Ocena 7,4
Tajemny ogień Christi Daugherty, ...

Na półkach: ,

Ze względu na duże urwanie głowy w ostatnim czasie, dużo ostrożniej dobieram sobie lektury i bardziej skłaniam się ku mniej absorbującym uwagę pozycją. Co ciekawe znajdują się wśród nich również książki, których z jakiegoś powodu wcześniej nawet nie chciałam wpisywać na swoją listę czytelniczą. Tym razem podziałało na mnie nazwisko C.J. Daugherty, z którą poprzednie spotkanie nie było zbytnio udane, a potem jej projekt w duecie z Cariną Rozenfeld zaczął zbierać sporo pozytywnych recenzji i doszłam do wniosku, że może mimo wszystko powinnam spróbować. Teraz mogę przyznać, że wcale nie żałuję tej zmiany decyzji.

Całość na: http://suomianne.blogspot.com/2016/12/tajemny-ogien-cj-daugherty-i-cariny.html

Ze względu na duże urwanie głowy w ostatnim czasie, dużo ostrożniej dobieram sobie lektury i bardziej skłaniam się ku mniej absorbującym uwagę pozycją. Co ciekawe znajdują się wśród nich również książki, których z jakiegoś powodu wcześniej nawet nie chciałam wpisywać na swoją listę czytelniczą. Tym razem podziałało na mnie nazwisko C.J. Daugherty, z którą poprzednie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tajemne miasto Christi Daugherty, Carina Rozenfeld
Ocena 7,1
Tajemne miasto Christi Daugherty, ...

Na półkach:

Po tajemniczych wydarzeniach, Taylor i Sacha zamieszkują w kolegium św. Wilfreda, w Oksfordzie, gdzie ma być dla nich bezpieczniej. Szukają tam sposobu na uratowanie chłopaka przed śmiercią w skutek przedwiecznej klątwy. Niestety goni ich nie tylko nieubłaganie uciekający czas ale również wróg, który wreszcie zyskuje twarz. Czy zadanie ciążące na Taylor się powiedzie? Czy uda jej się zapobiec tragedii?

Całość na: http://suomianne.blogspot.com/2016/12/pzedpremierowo-tajemne-miasto-cj.html

Po tajemniczych wydarzeniach, Taylor i Sacha zamieszkują w kolegium św. Wilfreda, w Oksfordzie, gdzie ma być dla nich bezpieczniej. Szukają tam sposobu na uratowanie chłopaka przed śmiercią w skutek przedwiecznej klątwy. Niestety goni ich nie tylko nieubłaganie uciekający czas ale również wróg, który wreszcie zyskuje twarz. Czy zadanie ciążące na Taylor się powiedzie? Czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ostatnie miesiące przyniosły ogromne zmiany w moim guście czytelniczym. Zrezygnowałam z dużej ilości literatury młodzieżowej na rzecz dużo poważniejszych i bardziej absorbujących lektur. Wydawało mi się, że tak będzie lepiej, bo czytanie kolejnych dystopii czy young adult nie przynosiło mi satysfakcji. Wręcz przeciwnie okropnie się przy nich męczyłam, ponieważ wszystkie wydawały mi się takie same. Jednak wystarczyło kilka tygodni przerwy oraz dużo ostrożniejszy dobór lektur, a już znowu mogę się nimi cieszyć.

Całość na: http://suomianne.blogspot.com/2016/12/pryncypium-melissy-darwood.html

Ostatnie miesiące przyniosły ogromne zmiany w moim guście czytelniczym. Zrezygnowałam z dużej ilości literatury młodzieżowej na rzecz dużo poważniejszych i bardziej absorbujących lektur. Wydawało mi się, że tak będzie lepiej, bo czytanie kolejnych dystopii czy young adult nie przynosiło mi satysfakcji. Wręcz przeciwnie okropnie się przy nich męczyłam, ponieważ wszystkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mimo, że dość głęboko utkwiłam ostatnio w literaturze młodzieżowej, to wciąż nie jestem w stanie przejść obojętnie obok dobrze zapowiadającej się powieści fantastycznej. W każdej chwili z chęcią ucieknę do kolejnego niesamowitego świata, gdzie zawsze dzieje się coś niezwykle ciekawego i decydującego o losie tysięcy, a czasem nawet i milionów istnień. Zazwyczaj wybieram wtedy jakieś spore tomiszcze od zagranicznego autora, najlepiej klasyk gatunku, jednak wiem też, że również mój rodak potrafi stworzyć historię na miarę najlepszych.

Całość na: http://suomianne.blogspot.com/2017/01/betelowa-rebelia-spisek-daniela-nogala.html

Mimo, że dość głęboko utkwiłam ostatnio w literaturze młodzieżowej, to wciąż nie jestem w stanie przejść obojętnie obok dobrze zapowiadającej się powieści fantastycznej. W każdej chwili z chęcią ucieknę do kolejnego niesamowitego świata, gdzie zawsze dzieje się coś niezwykle ciekawego i decydującego o losie tysięcy, a czasem nawet i milionów istnień. Zazwyczaj wybieram...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Żyjemy w dobie, gdy dystopia zawładnęła rynkiem literatury młodzieżowej, a więc coraz trudniej znaleźć książkę, którą polubimy równie mocno, jak pionierów gatunku. Jestem ogromną fanką Igrzysk Śmierci oraz kilku innych dystopii, ale coraz rzadziej po nie sięgam, ponieważ wszystko wydaje się zbyt podobne do swoich poprzedników. Chciałoby się poznać wszystkie, choć niektóre aż odstraszają schematycznymi opisami i trudniej wybrać coś dobrego. W przypadku Ognia i Wody przeczuwałam, że może trafię w końcu na coś naprawdę porywającego. Nie przeliczyłam się.

Całość na: http://suomianne.blogspot.com/2017/01/ogien-i-woda-victorii-scott.html

Żyjemy w dobie, gdy dystopia zawładnęła rynkiem literatury młodzieżowej, a więc coraz trudniej znaleźć książkę, którą polubimy równie mocno, jak pionierów gatunku. Jestem ogromną fanką Igrzysk Śmierci oraz kilku innych dystopii, ale coraz rzadziej po nie sięgam, ponieważ wszystko wydaje się zbyt podobne do swoich poprzedników. Chciałoby się poznać wszystkie, choć niektóre...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na świecie wydano już niezliczoną ilość książek, a wśród nich można wyróżnić takie, które zaparły nam dech w piersiach, zadowoliły nas, były średnie lub nawet słabe. Jednak, co jakiś czas zdarza mi się trafiać na książki, którym nie umiem, a po części nie chcę wydawać konkretnej oceny. Ostatnią taką książką były Złe Jana Michała Chmielewskiego, które przeraziły mnie swoją realnością i bliskością wydarzeń, a teraz muszę spróbować opowiedzieć wam o moim pierwszym spotkaniu z Niną George. Było ono zgoła inne i specyficzne, ale również bardzo do przemówiło.

Całość na: http://suomianne.blogspot.com/2017/01/przedpremierowo-ksiega-snow-niny-george.html

Na świecie wydano już niezliczoną ilość książek, a wśród nich można wyróżnić takie, które zaparły nam dech w piersiach, zadowoliły nas, były średnie lub nawet słabe. Jednak, co jakiś czas zdarza mi się trafiać na książki, którym nie umiem, a po części nie chcę wydawać konkretnej oceny. Ostatnią taką książką były Złe Jana Michała Chmielewskiego, które przeraziły mnie swoją...

więcej Pokaż mimo to