-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2024-05-13
2023-08-25
2023-08-25
Tej książce zdecydowanie należy się tytuł Najbardziej Zaskakującej Książki Roku. Zaczęłam ją czytać kilka miesięcy wcześniej i mniej więcej po 1/3 porzuciłam na długi czas. Wróciłam do niej z obowiązku, bo nie lubię nie kończyć książek, zwłaszcza tych, które są moją własnością. Zabrałam ją jako jedyną książkę na weekend, żeby nie kusiło mnie znowu porzucenie jej dla czegoś innego. Na początku trudno było mi się wczytać, aż w pewnym momencie coś zaskoczyło i już nie mogłam się oderwać od niej. A kończyłam z myślą: "jakie to było wspaniałe".
"Król musi umrzeć" to mit o Tezeuszu w wersji, która mogła naprawdę się wydarzyć. Jest tu wszystko co znaleźć można w oryginalnej historii, wszystkie znane symbole takie jak Labirynt, Minotaur, byk, nić. Bardzo lubię, kiedy mity zostają opowiedziane na nowo, z uwzględnieniem znanej prawdy historycznej. Tutaj bardzo dużo wyjaśnione zostało wierzeniami i religijnymi rytuałami, w logiczny sposób tłumacząc ofiary z ludzi dla byka.
Jak to jednak jest, że do przeczytania pierwszej połowy książki nie mogłam się zmusić, a przez drugą przepłynęłam? Wydaje mi się, że to po prostu tematyka tych części tak zadziałała. Książka zaczyna się od dzieciństwa Tezeusza, później opowiada jego podróż do Aten i przygody po drodze. Dopiero moment wypłynięcia na Kretę, do labiryntu i minotaura, jest tym kluczowym, po którym akcja trzyma w napięciu. Pierwsza część napisana została też w odrobinę inny sposób niż druga. Na Krecie akcja podąża liniowo, od jednego dnia do drugiego. Natomiast pierwsza składa się z osobnych scenek, czasami wymieszanych w czasie, jakiś przytoczonych rozmów, wyzwań i wydarzeń. To chyba głównie to nie pozwalało mi się wciągnąć, bo nie było narastającego napięcia i oczekiwania na rozwiązanie.
"Król musi umrzeć" trafia u mnie na listę jednych z najlepszych książek, mimo tej nieszczęśliwej pierwszej połowy. To zdecydowanie moja tematyka. Świetnie urealniona wersja znanego mitu. Polecam.
Tej książce zdecydowanie należy się tytuł Najbardziej Zaskakującej Książki Roku. Zaczęłam ją czytać kilka miesięcy wcześniej i mniej więcej po 1/3 porzuciłam na długi czas. Wróciłam do niej z obowiązku, bo nie lubię nie kończyć książek, zwłaszcza tych, które są moją własnością. Zabrałam ją jako jedyną książkę na weekend, żeby nie kusiło mnie znowu porzucenie jej dla czegoś...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-08
W roku 1900 w Irlandii Anglicy dalej byli panami, żyjącymi w swoich zamkach i rezydencjach, a Irlandczycy ich służącymi. Powoli jednak dojrzewa w nich bunt i pragnienie oswobodzenia swojego kraju. Na tle tych wydarzeń dorasta Kitty Deverill, najmłodsza córka z rodu Deverill, bogata Angielka, która jednak całym sercem kocha Irlandię.
Dziewczyna od małego jest niepokorna i nie pozwala się ograniczać. Przyjaźni się z córką kucharki, Bridie, oraz synem weterynarza, Jackiem, a z czasem całym sercem zaczyna popierać wyzwolenie Irlandii spod wpływu Anglii. W książce wątki polityczne łączą się z osobistymi dramatami postaci i ich rozterkami. Jest tu zakazana miłość, rozczarowanie, samotność i konieczność radzenia sobie w pojedynkę w walce z całym światem. Bohaterowie są bardzo różni, zmieniają się też ich charaktery, pewne cechy zostają uwypuklone na skutek pewnych wydarzeń.
Bardzo lubię książki, w których śledzimy historie kilku postaci na przestrzeni lat, kiedy dorastają i układają sobie życie, często bardzo burzliwe. Jeśli jeszcze w tle są jakieś znaczące wydarzenia historyczne, jestem podwójnie ukontentowana. Z "Pieśni o wojnie i miłości" można dowiedzieć się co nieco o odzyskiwaniu niepodległości przez Irlandię, ale nie martwcie się, nie ma tu za dużo faktów i polityki. To raczej przedstawienie całej sytuacji z punktu widzenia jednostek, pojedynczych osób zaangażowanych w walkę lub też takich, którzy w nic nie chcieli się angażować a i tak zostali wciągnięci w wir wydarzeń.
Historia pełna jej zaskakujących zwrotów akcji. Bohaterowie działają impulsywnie i nigdy nie wiadomo co zrobią. Czasami nawet oni sami są zaskoczeni swoim zachowaniem. Podobało mi się to, by moja ciekawość tylko rosła. Zakończenie zamyka pewien etap historii Kitty, Bridie i Jacka, ale zdecydowanie nie jest to jeszcze koniec tej opowieści. Ja na pewno będę ją kontynuowała, bo w ostatnich rozdziałach wydarzyło się wiele, również pomiędzy bohaterami, i to zwiastuje naprawdę ciekawe wydarzenia pomiędzy nimi.
W roku 1900 w Irlandii Anglicy dalej byli panami, żyjącymi w swoich zamkach i rezydencjach, a Irlandczycy ich służącymi. Powoli jednak dojrzewa w nich bunt i pragnienie oswobodzenia swojego kraju. Na tle tych wydarzeń dorasta Kitty Deverill, najmłodsza córka z rodu Deverill, bogata Angielka, która jednak całym sercem kocha Irlandię.
Dziewczyna od małego jest niepokorna i...
2023-10-25
"Lato pełne nadziei" to niespieszna historia o odnajdywaniu własnego miejsca na ziemi, o budowaniu życia spełnionego, o pozbywaniu się starych nawyków i przymusów. Diana sprzedaje swoje mieszkanie w Kielcach i przeprowadza się do starego domu w Świętej Katarzynie. U stóp Łysicy ma nadzieję odnaleźć upragniony spokój ducha. Przeszłość jednak nie daje tak łatwo o sobie zapomnieć, i jak smród ciągnie się za nią aż do nowego domu.
Lubię takie historie. Mimo że fabuła nie jest zaskakująca, akcja nie pędzi a zakończenie nie wbija mnie w fotel, dobrze mi się czyta takie książki. Diana to bohaterka, którą bardzo łatwo polubić. Jest przyjacielska i empatyczna. Chce pomagać innym bo kiedyś sama otrzymała pomoc w momencie, kiedy bardzo tego potrzebowała. Teraz więc pora spłacić ten dług i przekazać dobro dalej. Kobieta ma duszę romantyczki, co widać w jej kontemplacji przyrody, znajomości z miejscową wiedźmą czy pasji do garncarstwa.
Akcja książki jest raczej spokojna, mimo że bohaterki książki, Diana i Martyna, nie zawsze mają łatwo. Obydwie muszą mierzyć się z problemami, czy to w życiu prywatnym czy zawodowym. Jednak czas i wsparcie innych potrafią zdziałać cuda i odmienić nawet najczarniejszy los. Być może w niektórych momentach robi się przez to trochę zbyt cukierkowo i nierealistycznie, bo przecież jaka jest szansa, że co chwila będziemy spotykali na swojej drodze osoby, które bezinteresownie będą nam oferowały pomoc - i to pomoc o raczej sporym kalibrze. Pod tym względem więc książka uznana może być za współczesną bajkę. Taką, która poprawia humor i daje nadzieje, że dobre uczynki mogą bardzo wiele. Ja odebrałam to nie tyle jako zachętę do oczekiwania, że moje problemy zostaną w magiczny sposób rozwiązane zaraz po tym jak się pojawią, ale raczej zachętę do działania - byciu życzliwym, pomocnym, cierpliwym dla innych, i być może dla nich stać się takim "magicznym sposobem" na problemy.
Książka napisana jest bardzo przyjemnym stylem. Jest to taka idealna wieczorowa lektura na odprężenie. Czy można się na niej nudzić? Prawdopodobnie tak, ponieważ to nie jest książka wciągająca wartką akcją, a raczej wachlarzem uczuć, pełnymi ciepła scenkami i opisami drobnych, dających szczęście rzeczy, jak na przykład spacer po lesie, chwila ciszy z kimś, z kim można bez skrępowania milczeć, wydobywanie z gliny kolejnego niepowtarzanego kształtu. Przy tej książce można zwolnić i się wyciszyć, zacząć we własnym życiu dostrzegać te ulotne drobnostki, bez których nasza codzienność byłaby szara. To jest największy plus tej książki - jej komfortowość w połączeniu z niespieszną akcją i ciągle jednak interesującą fabułą.
Zdecydowanie polecam, nie tylko na jesień, chociaż teraz wyjątkowo dobrze się ją czyta. Jeśli lubicie klimatyczne powieści obyczajowe, koniecznie ją sprawdźcie. Ja nabrałam ochotę na nadrobienie Stacji Jagodno autorki, do której w tej książce pojawia się sporo nawiązań.
"Lato pełne nadziei" to niespieszna historia o odnajdywaniu własnego miejsca na ziemi, o budowaniu życia spełnionego, o pozbywaniu się starych nawyków i przymusów. Diana sprzedaje swoje mieszkanie w Kielcach i przeprowadza się do starego domu w Świętej Katarzynie. U stóp Łysicy ma nadzieję odnaleźć upragniony spokój ducha. Przeszłość jednak nie daje tak łatwo o sobie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-21
"Śladami pierwotnych wierzeń. Duchy, bóstwa i totemy" to historia religii jako ogólnego systemu wierzeń. Jej geneza i poszczególne etapy rozwoju. Autor wyjaśnia jak ze strachu i niewiedzy narodziła się potrzeba wyjaśnienia niewyjaśnionego za pomocą czegoś nadnaturalnego. Jak stopniowo te przekonania stawały się coraz bardziej skomplikowane, aż w końcu stały się całymi systemami, nieodłączną częścią życia wszystkich społeczności.
W książce znajduje się sama wiedza teoretyczna, ale i tak czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie. Język jest zrozumiały, a większość zagadnień gdzieś tam już można było usłyszeć. Mnie ogólny zarys powstania religii był już znajomy, ale nie znałam tylu szczegółów, książka więc wiele mnie nauczyła. Zwłaszcza ciekawe były zestawienia różnych religii świata, tych współczesnych i już porzuconych, i wskazanie ich podobieństw. To niesamowite, jak bardzo to wszystko jest do siebie podobne i w jak bardzo zbliżony do siebie sposób powstawały religie.
To bardzo wartościowa lektura, napisana z punktu widzenia nauki, bez oceniania i wartościowania. Autor nie ocenia negatywnie ani żadnej religii ani ludzi ich wyznających. Na chłodno analizuje fakty z wielu wieków istnienia religii, oraz przytacza wiele ciekawostek na temat tych kultur, które ludziom innym niż ich badacze są najprawdopodobniej obce, wysnuwając z nich wnioski. Zdecydowanie polecam.
"Śladami pierwotnych wierzeń. Duchy, bóstwa i totemy" to historia religii jako ogólnego systemu wierzeń. Jej geneza i poszczególne etapy rozwoju. Autor wyjaśnia jak ze strachu i niewiedzy narodziła się potrzeba wyjaśnienia niewyjaśnionego za pomocą czegoś nadnaturalnego. Jak stopniowo te przekonania stawały się coraz bardziej skomplikowane, aż w końcu stały się całymi...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-20
2023-12-27
2023-12-22
2023-12-18
2023-12-14
2023-12-15
2023-12-14
2023-12-12
2023-12-12
2023-12-08
2023-12-08
2023-12-07
2023-12-04
Na pierwszą świąteczną powieść w tym roku wybrałam "Miłość w płatkach śniegu". Zimowy Gdańsk, intryga ojca i rywalizacja czterech sióstr o jednego mężczyznę. Miała to być urocza, pewna zabawnych scenek historia o swataniu córek przez nadopiekuńczego ojca. Niestety, bardzo szybko okazało się, że to jakieś wielkie nieporozumienie.
Mój błąd polegał na tym, że czytając o swataniu, miałam w głowie zapraszanie przez ojca do domu kolejnych kandydatów, stwarzanie pozornie niespodziewanych spotkań z czterema siostrami, zachwalanie stanu małżeńskiego i tym podobne zabawne sytuacje. Niestety, otrzymałam historię gwałtem wyrwaną z czasów Jane Austin i na siłę wepchniętą do XXI wieku. Wyobraźcie sobie, jak ona tu pasowała. Ojciec nie bawi się w żadne subtelności. On zdecydował, że za miesiąc któraś z córek (obojętnie która) ma się zaręczyć z synem przyjaciela (którego nie widział od lat, dzieci więc w ogóle się nie znały). Oczywiście - wszystko dla ich dobra. Bo właśnie takie małżeństwo, po roku 2000, byłoby idealnym rozwiązaniem dla młodej kobiety. Tatuś, aby zmusić córeczki do posłuszeństwa, grozi, że odetnie je od pieniędzy. Plan idealny, co?
Cztery siostry Orłowskie to kolejny minus. Co to były za potwory. Infantylne pasożyty. Powtarzały, że nie chcą wychodzić za mąż, bo cenią sobie wolność, a każda z nich żyła na garnuszku rodzica. Teoretycznie - każda pracowała, a pieniędzy ojca potrzebowała na cele charytatywne. Jeśli jednak dać im opowiedzieć o swojej pracy do końca, cała idea "charytatywności" pada. Panny Orłowskie niby więc się buntują, a w rzeczywistości nie potrafią zachować się jak dorosłe osoby i zdecydowanie powiedzieć ojcu, że nie ma prawa w ten sposób ustawiać im życia. Ani, oczywiście, podziękować za pieniądze i odciąć się od jego portfela.
Książka napisana jest w bardzo dziwnym stylu, ponieważ opisuje wydarzenia rozgrywające się teraźniejszości, a jednak bohaterowie zachowują się, jakby żyli kilka stuleci wcześniej. Rozmowy sióstr z ojcem to wieczne zwracanie się do siebie "tatko", "duszyczko", "ciotuniu". I ich ciotka - kobieta tak chamska, że nawet będą gościem u brata potrafiła od progu wyzywać innego gościa, pełna pretensji o wszystko, złośliwa i rozkrzyczana, po prostu wisienka na torcie. A właściwie nawet nie ona a fakt, że wszyscy ją tolerowali. Rozumiem okazywanie szacunku osobie starszej, nawet niezbyt lubianej. Ale godzenie się na tak jawne chamstwo, szczebiotanie na to i "cioteczkowanie"? To nie było ani zabawne, ani urocze, tylko bardzo, bardzo dziwaczne.
Zdecydowanie plusem książki był Kawaler Do Wzięcia - Konrad. Jego podejście do dziwnego żądania ojca była dużo bardziej racjonalne, sam też reprezentował sobą dużo więcej niż wszystkie siostry Orłowskie razem wzięte. Ciekawie też został pokazany proces poznawania się i zakochiwania w sobie nawzajem jego i jednej z sióstr. Podobało mi się, że taka tajemnica to była i właściwie tylko to zmusiło mnie do dokończenia książki.
Klimat świąteczny też był bardzo udany, można było poczuć, że to już grudzień. Szkoda tylko, że zachowanie większości bohaterów było tak koszmarnie irytujące. Ostatecznie książki nie polecam. Ja żałuję, że ją zaczęłam i nie poświęciłam tego czasu na coś lepszego. Absolutnie nie kupuję tego dziwnego mariażu teraźniejszości z mentalnością i wychowaniem rodem z XVIII wieku. Gdyby rodzinę Orłowskich przenieść w czasie i tam osadzić całą akcję - byłabym pewnie zachwycona, jak rozwinęła się relacja jednej z nich z Konradem. Ale w takiej wersji? Dla mnie kompletnie niezjadliwa historia.
Na pierwszą świąteczną powieść w tym roku wybrałam "Miłość w płatkach śniegu". Zimowy Gdańsk, intryga ojca i rywalizacja czterech sióstr o jednego mężczyznę. Miała to być urocza, pewna zabawnych scenek historia o swataniu córek przez nadopiekuńczego ojca. Niestety, bardzo szybko okazało się, że to jakieś wielkie nieporozumienie.
Mój błąd polegał na tym, że czytając o...
2023-12-04
"Czas przeszły niedoskonały" jest sentymentalną podróżą w przeszłość, w którą za sprawą dawnego przyjaciela udaje się główny bohater. Damian Baxter jest bezdzietnym milionerem, który umiera na raka. Za sprawą pewnego listu podejrzewa jednak, że jako młody chłopak został ojcem, więc teraz prosi swojego dawnego przyjaciela, z którym skonfliktowany jest od prawie czterdziestu lat, o pomoc. Jak można odmówić prośbie umierającego? I pozbawić kogoś tak ogromnego spadku tylko przez swoją starą urazę? Tak zaczyna się podróż do lat 60-tych XX wieku, do czasu Sezonu londyńskiej socjety, bali, przyjęć i skandali.
Podmiot odwiedza po kolei wszystkie kobiety z listy Damiana, swoje stare przyjaciółki i koleżanki, z którymi dziś już nic go nie łączy. Opowiada ich historie jako młodych dziewczyn a następnie zestawia je z obrazem kobiet w średnim wieku, doświadczonych przez życie, sprowadzonych na ziemię przez rzeczywistość i oddartych ze starych marzeń.
To byłaby bardzo ciekawa historia, ponieważ tamten Sezon obfitował w skandaliczne historie i zaskakujące wydarzenia, gdyby nie to, że książka była zdecydowanie zbyt rozwlekła. Dłużyła się niemiłosiernie. To z pewnością nie była lekka, rozrywkowa pozycja, która potrafi wciągnąć czytelnika. To było dzieło, któremu poświęcić maksimum uwagi i cierpliwości. Styl jak dla mnie okropnie napuszony. Nie rozumiałam tego wyolbrzymiania mentalności klasy wyższej, pokazywanie ich jakby byli największymi wizjonerami swojej epoki i jakby każdy z tych dzieciaków myślał tylko o tym, dokąd zmierza świat. Jakby nie chodziło tylko o zabawę i dużą kasę na zachcianki, wolność od rodziców i zwyczajne próżniactwo. Dopisywanie do tego mało przekonującej filozofii było dla mnie odpychające.
Od początku książki wspominane jest jakieś tajemnicze wydarzenie w Portugalii, po którym Damian został definitywnie wykluczony z grona utytułowanych znajomych. Na wyjaśnienia czekałam więc mocno, i równie mocno się rozczarowałam. To nie była żadna wybitna historia, nic spektakularnego. Również zakończenie poszukiwań potomka milionera wypadło słabo. Cieszyłam się tylko z tego, że wreszcie książkę kończę.
"Czas przeszły niedoskonały" byłaby dużą lepszą książką, gdyby ją porządnie okrojono i wyrzucono mnóstwo przemyśleń głównego bohatera. Ani to było ciekawe, ani cokolwiek wnoszące do historii. W takiej formie jest jednak mocno niezjadliwe. Przeczytanie jej zajęło mi mnóstwo czasu, i na pewno nie zostanie na długo w pamięci, co może i jest plusem. Zupełnie nie trafił do mnie styl pisania Juliana Fellowesa, autora między innymi scenariusza do serialu "Downtown Abbey" i już na pewno nie sięgnę po nic jego pióra, mimo że jest to nagradzany autor. Może fani serialu bardziej polubią się z jego książką. Ja jednak miałam z nią pod górkę i dlatego nie polecam.
"Czas przeszły niedoskonały" jest sentymentalną podróżą w przeszłość, w którą za sprawą dawnego przyjaciela udaje się główny bohater. Damian Baxter jest bezdzietnym milionerem, który umiera na raka. Za sprawą pewnego listu podejrzewa jednak, że jako młody chłopak został ojcem, więc teraz prosi swojego dawnego przyjaciela, z którym skonfliktowany jest od prawie czterdziestu...
więcej Pokaż mimo to