Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , , , , , , , ,

Po lekturze pierwszej części Trylogii Magów Prochowych zastanawiałam się, czy kolejna książka podniesie poprzeczkę albo chociaż utrzyma poziom "Obietnicy Krwi", bo często przecież bywa, że świeże wizje i pomysły z debiutanckich powieści wypalają się z każdą kolejną częścią. "Krwawa Kampania" owszem, wypaliła, ale to w zupełnie odmiennym znaczeniu. Bo wypaliła z wielkim hukiem, jak na opowieść o magii i prochu przystało.

Adro znajduje się raczej w kiepskim położeniu. Kez bezlitośnie napiera z południa, uciekając się do wszelkich nieczystych zagrań i posunięć. Największa nadzieja kraju - Siódma i Dziewiąta Brygada z marszałkiem Tamasem na czele zostaje odcięta od reszty wojsk i na terytorium wroga musi walczyć o przetrwanie. Tymczasem w kraju sytuacja wcale nie ma się lepiej. Kwitną wszelkie spiski i zdrady, a do gry o władzę włączają się zupełnie nowi gracze. W tym całym chaosie próbują odnaleźć się nasi bohaterowie, nie tracąc przy tym życia i zmysłów.

"Krwawa Kampania" Briana McClellana to bardzo zgrabna kontynuacja opowieści o polityce, wojnie i czasach, w których najdroższą walutą są zaufanie i wiara.
Co mnie osobiście urzekło w tej sadze to dosyć wyczuwalne nawiązania do pewnych książek, na których być może wzorował się autor, pisząc The Powder Mage Trilogy. Tak jakby McClellan wyjął najlepsze elementy z uniwersum "Z mgły zrodzonego" Brandona Sandersona oraz "Malowanego Człowieka" Petera V. Bretta i złączył je w całość, w wyniku czego powstała rewelacyjna "Obietnica Krwi" i jej dwie kontynuacje. Szczególnie wpływ tego pierwszego autora rzuca się w oczy, choć jest to w pełni uzasadnione, gdyż obaj panowie świetnie się znają i Sanderson nie krył się z faktem, że na warsztatach kreatywnego pisania podsunął koledze pomysł na to i owo. Nie można mieć mu tego za złe, skoro w wyniku tego powstała tak świetna powieść.

W "Krwawej Kampanii", podobnie jak i "Obietnicy Krwi" urzeka właściwie wszystko: począwszy od wykreowanego od podstaw świata, przez wyraziste i pełnokrwiste postacie po nagłe, często szokujące zwroty akcji i dynamiczny przebieg wydarzeń. Próżno szukać książki, która łączyłaby to wszystko tak zgrabnie w jedną całość, a do tego jeszcze była debiutem, który mimo niemałej objętości prawie 700 stron można skończyć w dwa wieczory. Płynny i zgrabny język, choć wcale niebanalny, sprawia, że książka czyta się właściwie sama. Nie ma w niej miejsca na czczą gadaninę i podziwianie krajobrazu, tu się dzieje, dzieje i dzieje, a mimo to nie można "Kampanii" zarzucić płytkości pod względem kreacji świata tudzież małej kunsztowności dialogów. Nie przestanie mnie zadziwiać jak udało się to autorowi.
Całości tylko dopełnia piękna szata graficzna. Te Tamasowe ♥ okładki skutecznie potafiły odciągnąć moje myśli w zupełnie innym kierunku niż fabuła.. wybaczcie singielce :')

Osobny akapit chciałabym poświęcić postaciom oraz pasji, z jaką zostały nakreślone. Jak ktoś robi za drania, to tym draniem już jest, i to dogłębnie. Zdrajcy do ostatniej chwili się nie ujawniają, a bohaterzy żarem swego serca zagrzeją do boju nawet zdziesiątkowane oddziały. Każda z postaci ma w sobie tą głębię, która sprawia, że z zapartym tchem śledzi się ich losy.
Moim niepodważalnym numerem jeden jest Tamas, który osobiście i absolutnie zdobył moją sympatię, co nieczęsto ma miejsce w przypadku głównych bohaterów. Prawdziwy patriota z wielkim P na czole, poświęciłby wszystko dla Adro i przez większą część książki to właśnie robi. Choć sam siebie nazywa starcem, co rozdział zaskakuje młodzieńczym zapałem wymierzenia sprawiedliwości wszystkim naokoło, którzy na to zasłużyli. Chęć pomszczenia rodziny napędza go do działania i prezentuje to całym sobą. Pomimo powierzchownej zgryźliwości i chłodu sam przed sobą przyznaje, że jest człowiekiem wrażliwym i wcale nieobojętnym na los drugiego człowieka, nieważne - sojusznika czy wroga. W najokrutniejszych okolicznościach potrafi wykazać się honorem, oddaniem i człowieczeństwem, co w czasie wojny wcale nie jest łatwe. Dla mnie największa i najjaśniejsza perła tej książki. Z resztą te słowa :"Niech uderzą na nas z całą mocą, bo już wkrótce te ogary pędzące naszym śladem przekonają się, że jesteśmy lwami!" mówią o nim chyba wszystko.
W tej części kroku dotrzymuje mu jego syn, Taniel o dumnym przydomku Dwa Strzały. Mimo że w "Obietnicy.." trochę odstawał za ojcem, w "Kampanii" to on momentami wiedzie prym. Dużo wyrazistszy, bardziej zdecydowany i waleczny. Wie, co się dla niego liczy i nie boi się o to walczyć. Świetne dopełnienie stanowi dla niego Ka-Poel, która intryguje coraz to potężniejszymi umiejętnościami. Z pozoru mało znacząca bohaterka szybko okazała się tą, która być może napisze ostatnie słowa tej historii.
Pozytywnym zaskoczeniem był Uprzywilejowany Borbador,czyli Bo, który na podobieństwo Taniela i Pole w tej części pokazał się ze swojej lepszej strony. Dziarski, odważny i lekko wybuchowy, doskonale wpasowuje się w kanon bohaterów Trylogii. Choć nie miał może największego udziału w tej książce, to z pewnością zdążył zaistnieć.
Pan Inspektor Adamat trzyma poziom. Choć niczym nowym nie zabłysnął, a jego wątek momentami może nurzyć (czy tylko mi podczas lektury nasuwała się ta nie do końca grzeczonościowa myśl "Lol, chłopie, gdybyś nie spłodził tylu bachorów to nie miał byś teraz problemu xd?), to mimo tego nie potrafię nie czuć pewnej sympatii do niego, a połowa jego literackich odpowiedników może poczuć się zawstydzona uporem oraz wytrzymałością fizyczną i psychiczną mimo, jak sam detektyw podkreśla, nienajmłodszego wieku.
Jedynym "ale" dla mnie jest Nila. Choć na końcu wreszcie dostałam odpowiedź, dlaczego ona w ogóle znajduje się w uniwersum prochowych magów, to przez większość lektury dziewczyna poprostu razi swoją obecnością. Może to przez to że połowę jej rozmyślań to kto aktualnie chciałby ją wziąć do łóżka? Biedny Bo!

Świat, w którym bogowie chodzą między ludźmi, technologia miesza się z magią, prochem i kulami, a widmo wojny popycha ludzi do działań, które na codzień nie przeszłyby im przez myśl, po prostu pochłania. Żadna książka od dawna nie zachwyciła mnie tak bardzo jak ta napisana przez McClellana i jej kontynuacja. Już nie mogę się doczekać zakończenia tej historii w postaci trzeciego tomu czekającego na półce, po który na pewno niebawiem sięgnę. Polecam Trylogię Magów Prochowych wszystkim wielbicielom prawdziwej fantastyki z wciągającą historią, bohaterami, których nie idzie nie pokochać już od pierwszych stron, oraz świeżością pomysłu coraz rzadziej spotykaną w tym gatunku. Zasłużone 10/10 jak w mało którym przypadku.

Po lekturze pierwszej części Trylogii Magów Prochowych zastanawiałam się, czy kolejna książka podniesie poprzeczkę albo chociaż utrzyma poziom "Obietnicy Krwi", bo często przecież bywa, że świeże wizje i pomysły z debiutanckich powieści wypalają się z każdą kolejną częścią. "Krwawa Kampania" owszem, wypaliła, ale to w zupełnie odmiennym znaczeniu. Bo wypaliła z wielkim...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pax. Pal przekleństwa Ingela Korsell, Åsa Larsson
Ocena 7,1
Pax. Pal przek... Ingela Korsell, Åsa...

Na półkach: , , , , , , , , ,

Drżyjcie, Bestsellery New York Timesa i USA Today! Albowiem czas goni, nadchodzi ciemność a wraz z nią era literatury szwedzkiej!

"PAX. Pal przekleństwa" to pierwszy tom nowej serii dla młodzieży o tym samym tytule, autorstwa dwóch świetnych szwedzkich pisarek - pań Larsson i Korsell.
Opowiada o dwóch braciach - Arliku i Viggu, którzy próbują zacząć nowe życie w szwedzkiej wiosce Mariefred u boku nowych opiekunów. Szybko jednak okazuje się, że pewne siły mają już co do nich swoje plany. Bracia będą musieli stawić czoła nie tylko swoim wewnętrznym lękom, ale i groźbie pogrążenia świata w ciemności.

Zaskakujące w tej książce jest jej swoboda - poniekąd jest ona przeznaczona dla dzieci, więc ja, podchodząca już tą górną granicę młodzieży, spodziewałam się dosyć wstrzemięźliwego języka, płaczkowatego zachowania głównych bohaterów i mało wciągającej akcji, mimo zachęcającego opisu. Bardziej mylić się nie mogłam! "Pal przekleństwa" dostarcza rozrywki, jakiej gwarantuje teraz mało która książka.
Bardzo przyjemna forma książki - duża czcionka, krótkie rozdziały i komiksowe obrazki - uprzyjemnia lekturę. Jej długość, ledwo 150 stron, gwarantuje szybkie skończenie przygody z Arlikiem i Viggiem, ale także zachęca do jak najszybszego sięgnięcia po kolejny tom.

Fabuła rozkręca się dosyć szybko, ale równo szybko się kończy. Autorki mogły pokusić się o wydłużenie niektórych wątków, nie odkrywając tak szybko wszystkich kart przed czytelnikiem, choć być może był to zabieg mający na celu zapoznanie czytalnika z prawami rządzącymi światem PAX już w pierwszej części.
Kreacja bohaterów także nie pozostawia wiele do życzenia. Zadziorni, zabawni i pocieszni - tacy, jacy powinni być młodzi chłopcy w książkach. Pakują się w kłopoty, zanim zdążą pomyśleć o konsekwencjach. Jak prawdziwi bracia, trzymają się razem i razem sobie docinają. Tworzą parę, których losy śledzi się z niemałym zainteresowaniem.

Podsumowując, książka "PAX. Pal przekleństwa" jest pozycją jak najbardziej godną przeczytania ze względu na swój ciekawy i oryginalny styl, przystępną formę i nieprzydługą treść. Choć pierwsza część jest dopiero wprowadzeniem w całą historię, to już zapowiada obiecujący ciąg dalszy. Z chęcią sięgnę po kolejne tomy przygód Arlika i Vigga i zachęcam do tego wszystkich, którzy chcą zacząć swoją przygodę z urban fantasy w najlepszym wydaniu.

Drżyjcie, Bestsellery New York Timesa i USA Today! Albowiem czas goni, nadchodzi ciemność a wraz z nią era literatury szwedzkiej!

"PAX. Pal przekleństwa" to pierwszy tom nowej serii dla młodzieży o tym samym tytule, autorstwa dwóch świetnych szwedzkich pisarek - pań Larsson i Korsell.
Opowiada o dwóch braciach - Arliku i Viggu, którzy próbują zacząć nowe życie w szwedzkiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , ,

Są takie książki, po które już sięgając wiemy, że nie będzie to arcydzieło literatury, ani nawet pozycja godna miana bestselleru. W trakcie lektury nie będziemy rozpływać się nad kunsztem pisma ni treści, a po jej skończeniu nie będą nas dręczyć pytania czy filozoficzne rozważania. Jednak po przeczytaniu takiej książki odczuwa się takie ciepło w środku, a podniesiony kącik ust nie opada. Taką książką jest właśnie "Scarlett".

Niewymagająca, przyjemna i prosta - tymi oto trzema słowami najprościej można scharakteryzować pozycję włoskiej pisarki nurtu gotyckiego, Barbary Baraldi. Przymierzałam się do tej książki ładny czas, jednak zawsze znalazła się jakaś ciekawsza pozycja. Na chwilę obecną z braku lepszych lektur postanowiłam w końcu sprawdzić, czy w tej historii coś mnie zaskoczy. Miałam spore wątpliwości, nie powiem. Już tyle się w życiu naczytałam o kosmitach, wampirach, demonach i et cetera, et cetera, że zwyczajnie zaczęłam się zastanawiać, czy to jest w ogóle możliwe. No i proszę, jest.

Opis nie przyciąga jak magnez. Zwyczajna dziewczyna, przeprowadzka, nowa szkoła, nowe problemy, no i ON. Magnetyczny, pociągający i oczywiście tajemniczy. Idealny młodzieniec o oczach jasnych jak lód, ze swoimi sekretami. Choć wszystkie gwiazdy na niebie powinny robić co mogły, by tych dwoje się nie spotkało, to się dzieje (nie, tego wcale nie można było się spodziewać). I wynikają z tego różne rzeczy, w większości (rzecz jasna), negatywne. Ale kto tam by się przejmował takimi głupotami, kiedy lata za tobą największy przystojniak w szkole - tak to się zapowiadało. Na szczęście zostało to poprowadzony w dosyć umiejętny sposób, mający na celu utrzymanie czytelnika przy lekturze. W moim przypadku się to udało.

Krótka, lekka opowieść ze swoimi dziwactwami i perełkami. Nie dzierżę książek rozwleczonych na kilkaset stron z rozdziałami po kilkadziesiąt i do tego jeszcze czcionka a'la mak, kiedy akcję w niej umiejscowiną możnaby spokojnie przedstawić w sposób o połowę odchudzający książkę. Czuję się wtedy jak swego rodzaju skazaniec, zmuszony odbyć przymusowe prace społeczne. Przy ulgowych 336 stronach i rozdziałach po co najwyżej kilkanaście stron, "Scarlett" objawiła mi się jako niezobowiązująca rozrywka na dwa wieczory. Autorka podeszła do sprawy rozsądnie, nie wydmuchując akcji do rozmiarów Disneylandu, zadowoliła się, powiedzmy, wesołym miasteczkiem, co wyszło książce na dobre.
Absolutnie oczarował mnie pomysł na wstawki z różnych piosenek, a już szczególnie z tą, którą Mikael napisał dla dziewczyny. W innych książkach takie romantyczne akcenty raczej mnie rażą, a tu o dziwo! aż mnie coś tknęło w środku, że potem mruczałam sobie pod nosem wersy "Girl from stars" (bo śpiewaniem tego nie można było nazwać..).

Na tempo akcji nie można narzekać. Jak na ilość treści, wszystko dzieje się w dosyć rozsądnych odstępach czasu. Wydarzenia nie pędzą jak roallercoaster, ale też nie wleką się jak martwe. Choć momentami zdarza się przeskakiwać kilka zdań mniej emocjonującego rozdziału, nie można powiedzieć, aby książka wiała nudą. Kiedy zaczyna, to i zaczyna się coś dziać. Język, którym została napisana "Scarlett", jest przystępny. Przyjemne, niedługie opisy przyrody czy miejsc zamiast nudzić, dodają smaczków książce. Dialogi całkiem niegłupie, no i jak już się pojawiają, to nie "na pusto". Co dziwne, nie nazwałabym języka w tej książce młodzieżowym. Raczej uniwersalnym. Momentami zdarzą się typowe dla tego rodzaju książek monologi samokrytyki bohaterki czy jej poeamty na temat piękna Mikaela, ale w dosyć znośnych proporcjach.

Kilka słów o kreacji bohaterów. Sporym zaskoczeniem (oczywiście pozytywnym!) był fakt, jak umiejętnie Baraldi naszkicowała swoje postacie. Z tego zadania wywiązała się zaskakująco dobrze, co sprawia, że z przyjemnością czyta się jej książkę.
Moim ulubieńcem jest oczywiście Mikael ♥, więc zacznę od niego. Jego postać zdobyła moją sympatię już od pierwszego momentu, choćby dla tego, że różni się od wszystkich "współczesnych" męskich bohaterów poczytnych powieści młodzieżowych. Nie przejawia samczości alfa, której znieść już po prostu nie mogę..."Jestem super, wiem, że mnie chcesz, powiedz to!"..(tak, TAK - na was patrzę, Daemon i dziesięciu innych!). Także za to Bóg zapłać, pani Baraldi.
Kontynuując, jest odpowiednio zabawny: "Przypominam ci szkielet z magazynku? Efekt jest ten sam" (hahahahahaa..nie, nie skąd..gdzie by tam), owiany aurą tajemniczości, ale bez przesady. Skromny i poważny, kiedy trzeba. Nie narzuca czytelnikowi swojej niesamowitości/przystojności/zajebistości, i przez to naprawdę daje się lubić.
Autorka mogłaby się pokusić o odrobinę głębsze zarysowanie jego profilu psychologicznego, tak jak to zrobiła ze Scarlett, chociaż biorąc pod uwagę wszystkie wyżej wymienione zalety pana Lancieri, nie ma się czego czepiać. Byłby wtedy za idealny :D

Przechodząc do głównej bohaterki - wyczyn, wyczyn i famfary! Jest to pierwsza od cholery czasu nastolatka, która nie irytowała mnie tak, żebym nie miała co 10 sekund chęci odłożyć książki. Zachowuje się jak 16 latka, a nie dorosła, która chce ratować świat i w ogóle być w centrum uwagi. Urzekło mnie w niej jej człowieczeństwo. Przeżywa przeprowadzkę, zatargi z koleżankami, spóźnienie do szkoły czy kłótnie rodziców. Nie udaje, że stała się inną, niezwykłą osobą po poznaniu Mikaela. Oczywiście, myśli o nim częściej, niż powinna, ale ciężko byłoby tego nie oczekiwać.. Scarlett, dziewczyna o uroczym imieniu, ma swoje dziwactwa, które nie tworzą z niej może pełnokrwistej czy złożonej bohaterki, ale przynajmniej nie jest płaska. Miłość do książek i muzyki czy talent malarski nie są może cechami unikalnymi, ale to one nadają jej wyrazistość, którym mało która bohaterka może się pochwalić (takie moje skromne zdanie). Nie jest idealna, czasem palnie głupotę jakich mało, ale jest tego świadoma. I za to ją lubię.

W krótkim podsumowaniu jak na książkę w swojej tematyce, "Scarlett" jest dosyć oryginalną pozycją, którą da się szybko przeczytać i jeszcze się przy tym dobrze bawić. Niewymagająca i krótka, z włoskimi akcentami i ciekawymi postaciami "Scarlett" dostaje ode mnie wysoką jak na powieść YA notę. Polecam każdemu, kto szuka powieści młodzieżowej w świeżej odsłonie.

Są takie książki, po które już sięgając wiemy, że nie będzie to arcydzieło literatury, ani nawet pozycja godna miana bestselleru. W trakcie lektury nie będziemy rozpływać się nad kunsztem pisma ni treści, a po jej skończeniu nie będą nas dręczyć pytania czy filozoficzne rozważania. Jednak po przeczytaniu takiej książki odczuwa się takie ciepło w środku, a podniesiony kącik...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , ,

Uwaga uwaga! Jest to chyba pierwsza (!) książka, którą zaczęłam w dniu jej zakupu, odkąd sięgam pamięcią xD Czy było warto poświęcić na nią ostatnie pozostałe pieniądze na karcie prezentowej do Empiku ? WARTO, WARTO, jeszcze raz, BYŁO WARTO!

Sabine odkąd pamięta, żyje podwójnie. Co 24h następuje przeskok z jednego życia do drugiego, z jednej tożsamości w drugą. Z bogatego Wellesley do skromnego Roxbury. Rozdarta pomiędzy dwoma odmiennymi rzeczywistościami, musi podjąć decyzję – pozostać czy odejść?

WYMARZONE ŻYCIE CZY WYMARZONA MIŁOŚĆ? - taki oto niby niewinny napis figuruje sobie na okładce tej książki. Tu pozwolę sobie rozwiać kilka wątpliwości. Niby niewinny, ale jednak zamiast utwierdzić mnie w decyzji do kupna tego tytułu, nie dość, że od dnia premiery odciągnął mnie od tego zamiaru o niebotyczne 5 miesięcy, to jeszcze miałam spore obawy idąc z nią do kasy, czy nie będzie to tylko kolejne mdłe romansidło bez żadnej puenty, na którym się zawiodę. Na całe szczęście : NIE! Napis ten jest o tyle mylący, co nieprawdziwy.

Można założyć, że obowiązuje on przez mniej więcej połowę książki. Ale potem to już w ogóle inna historia i według mnie ta powieść bardzo cierpi na reklamowaniu jej jako kolejnego młodzieżowego romansu. Oczywiście, żeby nie było wątpliwości, jest ona w dużym stopniu o miłości, ale bez przesady. Mamy tu poruszone także wiele innych ważnych kwestii, jak egoizm, kwestie moralne czy chociażby idealizacja środowiska. Naprawdę, „Miedzy życiem a życiem” jest powieścią, która zasługuję na uwagę, szczególnie że porusza tematy tak bardzo aktualne w naszych realiach.

Postacie są skonstruowane przyzwoicie, chociaż można by się pokusić o kilka poprawek. Niestety, także parę wątków jest zbyt przewidywalnych, co jednak wynagradza sam koniec, który był dla mnie nieskrywanym szokiem i przyprawił o głęboki smutek i wzruszenie. Można powiedzieć, że przez parę chwil miałam łzy w oczach, a raczej nie należę do tych, co płaczą nad książkami. Ale ciesze się, że powstają jeszcze takie, które mogą to zmienić.
Odnośnie samej bohaterki: prowadzona jest narracja pierwszoosobowa, dlatego czasami jej przemyślenia i głupota mogą doprowadzać do załamania nerwowego, na szczęście jednak rzadko. Cieszy mnie na pewno dobrze nakreślony, głęboki profil emocjonalny, który odzywa się w tych momentach książki, kiedy Sabine sama przed sobą przyznaje się do swoich błędów.

Podsumowując, pozycja jak najbardziej godna przeczytania. Mam nadzieję, że zachęciłam do sięgnięcia po nią tych, którzy mieli podobne co ja wątpliwości :)

Uwaga uwaga! Jest to chyba pierwsza (!) książka, którą zaczęłam w dniu jej zakupu, odkąd sięgam pamięcią xD Czy było warto poświęcić na nią ostatnie pozostałe pieniądze na karcie prezentowej do Empiku ? WARTO, WARTO, jeszcze raz, BYŁO WARTO!

Sabine odkąd pamięta, żyje podwójnie. Co 24h następuje przeskok z jednego życia do drugiego, z jednej tożsamości w drugą. Z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wyzwolona Kristin Cast, Phyllis Christine Cast
Ocena 7,2
Wyzwolona Kristin Cast, Phyll...

Na półkach: , , , , , , , , , ,

Mam bardzo nieprzyjemne odczucia po tej lekturze. Jestem jednocześnie wzruszona, że skończyłam tą 12-tą i ostatnią część, ale także zniesmaczona potoczeniem się akcji i potraktowaniem niektórych wątków.
Nie wiem, czy to ja dorosłam, i seria, którą zaczęłam z grubsza ponad 2 lata temu straciła w moich oczach, czy to wina pań Castówn, bo skończyły się im pomysły... W każdym razie czytając "Wyzwoloną" nie czułam tej radości na myśl, że poznam dalsze losy bohaterów, a wręcz przeciwnie - sięgnęłam po nią tylko z czystego obowiązku zakończenia serii. Smutne ale prawdziwe.

Mam bardzo nieprzyjemne odczucia po tej lekturze. Jestem jednocześnie wzruszona, że skończyłam tą 12-tą i ostatnią część, ale także zniesmaczona potoczeniem się akcji i potraktowaniem niektórych wątków.
Nie wiem, czy to ja dorosłam, i seria, którą zaczęłam z grubsza ponad 2 lata temu straciła w moich oczach, czy to wina pań Castówn, bo skończyły się im pomysły... W każdym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , ,

I kolejna, czwarta już książka z Wiedźmińskiej sagi autorstwa Andrzeja Sapkowskiego za mną.
Zawsze po skończeniu kolejnego tomu z serii są dwie możliwości:
albo kolejna książka okaże się lepsza od poprzedniej, albo gorsza.
Jak było w przypadku "Czasu Pogardy" ?
Lepiej, lepiej i tylko LEPIEJ!

"ŚWIAT CIRI I WIEDŹMINA OGARNIAJĄ PŁOMIENIE"

Na wyspie Thanned odbywa się zjazd magów, który kończy się krwawym przewrotem. Na jaw wychodzą polityczne konszachty czarodziejów z Nilfgaardem, który sprowokowany przez Północ, dokonuje nań inwazji.
Geralt, Ciri i Yennefer zostają rozdzieleni i rzuceni w różne strony świata.
Nastał czas miecza i topora, czas wilczej zamieci. Czas pogardy.
A w czasach pogardy na powierzchnię wypełzają Szczury. Szczury atakujące po szczurzemu, cicho, zdradziecko i okrutnie. Szczury uwielbiające dobrą zabawę i zabijanie. To udzie, którzy wszystko przeżyli, wszystko utracili, którym śmierć już niestraszna, dla obcych zaś mający tylko to, czego sami zaznali od pogrążającego się w chaosie świata. Pogardę.

Z każdą kolejną książką spod pióra Sapkowskiego zastanawiam się, na której autor się potknie, no i jak na razie nic...(na szczęście, oczywiście!). Mimo, że przede mną jeszcze trzy tomy, wierzę, że ta saga utrzyma się w czołówce moich ulubionych (jak na razie idzie jej to świetnie).

Gratuluję autorowi, że z takim kunsztem potrafi przedstawić wydarzenia tak tragiczne i chaotyczne jak wojna. Nigdy nie przepadałam za książkami o tej tematyce, a muszę zaznaczyć, że wątek ten jest dość często w niej obecny. Moja niechęć nie wzięła się zresztą znikąd. Polacy tak już mają, że przedstawiają wojnę, czy to w książkach czy filmach, bardzo sentymentalnie, niesubiektywnie i sztywno. Jedna strona konfliktu jest dobra, druga koniecznie zła. Nie ważne, że po obu stronach są ludzie, najczęściej siłą zwerbowani i wcieleni do armii, zmuszeni do walki ze sobą. Są źli i dobrzy, koniec. A tu, w "Czasie Pogardy" autor twardo nie wyznacza dobrej i złej strony. Pozwala czytelnikowi subiektywnie ocenić sytuację. Pokazuje, że nikt nie jest bez winy i każdy przyczynił się do powstania konfliktu, jakim jest wojna. Wątek ten z resztą został bardzo zgrabnie połączony z mnóstwem innych tak, aby nie przytłaczał zbytnio swą obecnością, i dzięki temu da się go bardzo łatwo przetrawić. A tę książkę napisał Polak! I chyba właśnie dlatego tak bardzo przypadła mi do gustu. Uświadamia mi, że mogę być dumna z czegoś, co wyszło spod ręki Polaka. A takich rzeczy nie ma za wiele. I choćby za samo to ta książka zasługuje na ocenę, jaką jej wystawiłam. Bo jest dla Polaków powodem do dumy.

Kolejną rzeczą, która zachwyciła mnie w tej pozycji, są polityczne intrygi. Pochłaniając kolejne strony, jesteśmy świadkami wielu zdrad, spisków i knowań za plecami rzekomych wspólników.
Nigdy nie jesteśmy do końca pewni, jakie pobudki kierują poszczególnymi postaciami, i czy na pewno są one tymi "prawymi". Możemy tylko z zapartym tchem śledzić akcję, która często potrafi bardzo zaskoczyć, zasmucić, rozbawić czy nawet wzruszyć. Niewiele książek potrafi wzbudzić we mnie takie emocje i uczucia, najczęściej jest to po prostu małostkowa ciekawość, a w rzadkich przypadkach nawet czysta obojętność na losy bohaterów. A w przypadku Wiedźmina jest to po prostu niemożliwe. Ta książka złapała mnie w swoje sidła i nie chce wypuścić, każąc mi przeżywać wszystko, przez co przechodzą bohaterowie. I właśnie to jest w niej piękne.

Cudownie jest także móc patrzeć, jak bohaterowie dorastają i ewoluują. Złośliwie uśmiechamy się na widok porażek tych postaci, których nie lubimy, smucimy, kiedy ulubionego bohatera spotka coś przykrego, przeklinamy pod nosem jego głupotę bądź wydajemy pomruk aprobaty, kiedy coś mu się w końcu uda. Podziwiamy lub potępiamy ich decyzje. Jest to kolejną wielką zaletą tej książki, że możemy uczyć się razem z nimi na błędach i świętować ich zwycięstwa. Podczas lektury czujemy się tak, jakbyśmy byli częścią tego świata.

A im dalej w książkowy las, tym lepiej. Akcja nie zwalnia, tylko rozkręca się z każdą stroną. Świetnie skonstruowane intrygi, przepiękny i bogaty język (czasami staropolski, co tylko bardziej podkreśla klimat), wyraziste i niepowtarzalne postacie, no i oczywiście nieodłączny humor! Myślę, że jest to jedna z wielu cech tej książki, która sprawia, że tak bardzo pokochałam tą serię.
"Na szafot - zabełkotał Dijkstra - Obaj pójdziecie na szafot...
Więcej powiedzieć nie zdążył, bo upadł na czworaki, walnięty w bok głowy ułomkiem drzewca.
- Łamanie kołem - ocenił ponuro Jaskier - Poprzedzanie szarpaniem gorącymi kleszczami...
Wiedźmin kopnął szpiega w żebra.
- Ćwiartowanie - ocenił poeta.
(...) Geralt schylił się, chwycił szpiega za stopę, szarpnął, skręcił raptownie i bardzo mocno. Chrupnęło. Dijkstra zawył i zemdlał. Jaskier wrzasnął, jak gdyby to był jego własny staw.
- To, co zrobią mi po ćwiartowaniu - mruknął wiedźmin - to już mnie mało obchodzi."
"- Będę czujny - westchnął - Ale nie sądzę, żeby twój wytrawny gracz był w stanie mnie zaskoczyć. Nie po tym, co ja tu przeszedłem. Rzucili się na mnie szpiedzy, opadły wymierające gady i gronostaje. Nakarmiono mnie nieistniejącym kawiorem. Nie gustujące w mężczyznach nimfomanki podawały w wątpliwość moją męskość, groziły gwałtem na jeżu, straszyły ciążą (...) Brrr...
- Piłeś?"

Tak więc w przypadku "Czasu Pogardy" zalety gonią zalety, a pochwały gonią pochwały. Nie znalazłam w tej książce nic takiego, co mogłoby mnie zniechęcić po sięgnięcie po kolejny tom, a wręcz przeciwnie - zachęciła mnie do jak najszybszego przeczytania "Chrztu Ognia".
Można by się godzinami rozpisywać nad cudownym światem przedstawionym, zaskakującymi losami bohaterów czy choćby narracją, której forma (trzecioosobowa) jest z resztą moją ulubioną, ale i tak już przekroczyłam limit długości, który sobie wyznaczyłam xd

Podsumowując, tylko kolejny raz zachęcam każdego, aby prędzej czy później (lepiej prędzej!) sięgnął po tą wspaniałą serię, jaką jest "Wiedźmin". Dla mnie czytanie każdej książki z tego cyklu jest jak podróż do innego świata i wracanie do domu zarazem. Nie wiem, czy jakaś seria oprócz "Pieśni Lodu i Ognia" mogłaby konkurować z "Wiedźminem" o tytuł najlepszej serii, jaką czytałam.

I kolejna, czwarta już książka z Wiedźmińskiej sagi autorstwa Andrzeja Sapkowskiego za mną.
Zawsze po skończeniu kolejnego tomu z serii są dwie możliwości:
albo kolejna książka okaże się lepsza od poprzedniej, albo gorsza.
Jak było w przypadku "Czasu Pogardy" ?
Lepiej, lepiej i tylko LEPIEJ!

"ŚWIAT CIRI I WIEDŹMINA OGARNIAJĄ PŁOMIENIE"

Na wyspie Thanned...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , ,

Po "Gorączkę" autorstwa Dee Shulman sięgnęłam z trzech powodów:
Po 1. Cena - 5zł ( thank you Real)
Po 2. Opis
Po 3. Okładka

Choć książka przeleżała u mnie na półce kilka miesięcy i zdążyła się już trochę zakurzyć, nie ma lepszego powodu do sięgnięcia po 430 stronnicową książkę niż wyjazd na wieś. Świeżo po lekturze podzielę się z wami kilkoma moimi przemyśleniami.

Książkę czyta się stosunkowo szybko - mimo niebagatelnej liczby stron (430 przy mikro czcionce, choć zdarzały się już gorsze...Kochane, 1020 stronnicowe "Starcie Królów" Martina), mi wystarczyły niecałe 3 dni. Jednak podczas tej lektury odczuwałam nieodparte wrażenie, że brnę przez tę powieść bardzo opornie. Co mogło być tego przyczyną?

A.D 2012 Ewa jest niepokorną nastolatką jakich mało. Mimo przyciągającej tłumy osób (obu płci) urody i charyzmy, dziewczyna jest samotniczką. Wzbrania się przed jakimikolwiek kontaktami międzyludzkimi, nie wyłączając rodziny, której nie znosi. Jest także uzdolnioną hakerką, potrafi złamać prawie każde zabezpieczenie komputerowe. Jednak została już wydalona z dwóch różnych szkół i nigdzie nie może znaleźć dla siebie miejsca. Wkrótce potem natrafia na ogłoszenie w Internecie. Placówka St Magdalene's dla wybitnie uzdolnionych wydaje się być dla niej miejscem idealnym. Ewa składa podanie i zostaje przyjęta do szkoły. Zaczyna się dla niej nowe życie.

A.D 152 Shethos Leontis jest nieustraszonym rzymskim gladiatorem walczącym na arenie na śmierć i życie. Zdobywca 9 wieńców laurowych, ulubieniec tłumów i faworyt zakładów. Celem jego życia jest przetrwanie, nic więcej, nic mniej. Do czasu, kiedy poznaje piękność o migdałowych oczach - Livię. Wtedy uświadamia sobie, że ma dla kogo żyć. Niestety, tego samego dnia wygrywa swoją najważniejszą walkę w życiu, jednak raniony w tej samej bitwie, zaczyna balansować na granicy życia i śmierci...

Po opisie nic więcej, tylko galopem do księgarni po tę książkę. Tak mi się przynajmniej zdawało.

Zostałam niestety nieprzyjemnie zaskoczona. Choć autorka rozpoczęła powieść w świetnym klimacie, po niespełna 150 stronach zaczęła błądzić i w konsekwencji dostajemy, no właściwie co? Ciężko to nazwać: jednocześnie starożytną powieść o gladiatorach z II wieku, bezlitosnych walkach na arenie i rzymskim skorumpowanym społeczeństwie, ale zaraz przenosimy się do XXI wieku, gdzie jedna z milionów nastolatek ma własne problemy (jak ona to określa: "za dużo" chłopców się do niej zaleca. Cóż...z własnej perspektywy nie nazwałabym tego takim zaraz problemem...). Brzmi znajomo? Tak więc "houston, mamy problem".

A teraz małe pytanie do pani Shulman: Ile razy w ciągu ledwo ponad 400 stron można zemdleć??? Czy naliczone przeze mnie ok. 10 razy (jak nie więcej!) kiedy Ewa traci przytomność, to nie przypadkiem lekka przesada? Przecież są inne sposoby na zakończenie rozdziału, niż utrata kontaktu ze świadomością! Halooo?! Co jak co, ale po chyba ósmym rozdziale kończącym się w ten sposób staje się to (lekko mówiąc) IRYTUJĄCE.

Także sposób narracji nie przypadł mi do gustu. Wydarzenia z Ewą mamy opowiedziane z jej perspektywy, ale Sethosa już z punktu widzenia osoby trzeciej. Czy naprawdę tak trudno o jednolitą narrację? Albo obie pierwszoosobowe, albo obie trzecioosobowe. A tak to można się pogubić.

A co najważniejsze: cała książka miała się opierać na tytułowej "gorączce". A gdzie się ona podziała? Fakt, Ewa zaraża się nią, po rzekomym wyleczeniu ma nawroty, także Seth się nią pochorował, ale już w zupełnie inny sposób niż Ewa złapał wirusa. Właściwie to do końca nie dowiadujemy się jak...niepokojące...Także choroba zanika wśród natłoku innych spraw, które autorka wyraźnie uznała za ważniejsze (np. co najbardziej mnie zabolało, wątek miłosny). A szkoda, bo zapowiadało się naprawdę ciekawie.

Brnąc dalej, sam Parallon. Po skończonej lekturze ma się tylko ochotę powiedzieć "What the...?, naprawdę. Co to w ogóle było? I te całe podróże w czasie. Jak już autorka wpadła na taki genialny pomysł, to czemu nie doprowadziła go do końca? Jasne, bohaterowie wszystko wiedzą, ale czytelnik tylko zachodzi w głowę, o co w tym wszystkim chodzi, jakimi prawami to się wszystko rządzi? A jeżeli się nie rządzi nijak, to od razu o tym powiedzieć, a nie! Robić czytelnika w barana...

Jak już Parallon, to i Zackary. Mimo, że na początku ta postać wydała mi się tajemnicza i intrygująca, to później jedynie zbędna. Wszystko to takie urwane w połowie.

Żeby już tak nie tylko o negatywach - co się tyczy zalet, na pewno kreacja bohaterów. Choć bardziej polubiłam Sethosa niż Ewę, to przyznam, że jednak jej kreacja wydała mi się bardziej dopracowana. Seth po prostu ślepo podąża wirem wydarzeń, w które rzuciła go autorka, tak jakby bez własnego ja, a Ewa, trzeba jej to przyznać, ma charakterek. Nie staje się z dnia na dzień kimś innym, jak to często w innych książkach bywa. Obiera sobie kierunek, którym chce podążać, wyznacza sobie cele. Jest konsekwentna (no, pomijając, że usilnie próbuje dotknąć Setha, po czym prawie za każdym razem traci przytomność...po jakimś 3 razie mogłaby załapać aluzję, naprawdę).

A mimo tych wszystkich wad wymienionych powyżej (z wyjątkiem ostatniego akapitu) dałam 7 gwiazdek a nie 5 czy 4. Czemu?
Po prostu teraz tak trudno znaleźć książkę z naprawdę oryginalnym pomysłem, którym (nie ukrywajmy) jest przeplatywanie wątku gladiatora z nastolatką. Pomysł sam w sobie genialny, jednak wykonanie - już gorsze. Pozostaje mieć nadzieję, że w drugim tomie (który już posiadam) wyjaśni się wiele rzeczy, a urwane wątki zostaną doprowadzone do końca.
Jeżeli nie macie na zbytku lepszych pozycji, na które długo czekaliście, sięgnijcie po tę książkę, może nie będziecie nastawieni tak sceptycznie jak ja. Jednak, jeśli macie książki z wyższych półek w kolejce, z tą lekturą można spokojnie zaczekać.

Po "Gorączkę" autorstwa Dee Shulman sięgnęłam z trzech powodów:
Po 1. Cena - 5zł ( thank you Real)
Po 2. Opis
Po 3. Okładka

Choć książka przeleżała u mnie na półce kilka miesięcy i zdążyła się już trochę zakurzyć, nie ma lepszego powodu do sięgnięcia po 430 stronnicową książkę niż wyjazd na wieś. Świeżo po lekturze podzielę się z wami kilkoma moimi przemyśleniami.

...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , ,

"Pegaz. Początki Olimpu" to czwarta i najnowsza książka z serii autorstwa Kate O'Hearn. Choć zachodziłam w głowę, co jeszcze ciekawego może wymyślić autorka bez zbłądzenia w odmętach autorskiej wyobraźni, zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona.

Od wydarzeń kończących poprzednią część Emily co noc dręczy powtarzający się koszmar. W końcu postanawia poszukać porady u władców Olimpu.
Okazuje się, że jej koszmary zbiegły się w czasie z odkryciem nowego świata przez Olimpijczyków. Szukając powiązania między tymi wydarzeniami, okazuje się, że Emily jest związana z nowo odkrytym Xanadu i to bardziej, niż można by przypuszczać. Zyskuje również nowe moce, o których nie miaała pojęcia do czasu odkrycia swojego pochodzenia.
W tej części zostaje również wprowadzony wątek z Greczynką Stellą. Jej rodzice - archeolodzy, znajdują na wykopaliskach w Grecji antyczną złotą skrzynię, która w wyniku niesprzyjających okoliczności zostaje niespodziewanie otwarta.
W tym samym czasie na Olimpie zachodzą diametralne zmiany. Olimpijczycy tracą swoją nieśmiertelność i zaczynają się starzeć. Zdesperowana Emily postanawia odbyć ryzykowną podróż w czasie aby zapobiec zagładzie Olimpu i śmierci jej przyjaciół.

Co najbardziej lubię w kilkutomowych seriach to to, że możemy być świadkami dojrzewania bohaterów, zmiany ich poglądów na różne rzeczy i relacji między sobą. W czwartej części Emily jest już całkowicie świadoma swoich możliwości i mocy, jaka w niej drzemie. I choć na początku autorka serwuje nam powtórkę z rozrywki, jaką są nowe wyzwania dla bohaterki, radzi sobie nadzwyczaj dojrzale, przez co czasami zapominamy, że mamy do czynienia z czternastolatką (chyba...), a nie z 17 czy 18-latką. Nie wypiera się swoich zdolności, wręcz przeciwnie - pozwala, by stały się jej częścią, z czym wcześniej miała spory problem.
I choć już w "Nowych Olimpijczykach" uświadomiła sobie swoje uczucia do poszczególnych osób, to w "Początkach Olimpu" pozwala sobie na otwarte okazanie ich i odwzajemnienie uczuć innych.

Także świat przedstawiony zyskuje wiele w tym tomie. Autorka popuszcza wodze fantazji (momentami może aż ZA bardzo...), jednak nie ujmuje to książce fantastycznego mitologicznego klimatu. Nowe miejsca, bohaterowie, i wydawałoby się, że już oklepany temat podróży w czasie, a jednak przedstawiony w całkiem nowy i świeży sposób, który sprawia, że książkę po prostu przyjemnie i szybko się czyta.
Nieodłączną częścią serii "Pegaz" jest także szczery i rozbrajający humor głównych bohaterów, chociaż akurat w tej części odniosłam lekkie wrażenie, że został on zepchnięty na dalszy plan na rzecz akcji, jednak książka za bardzo na tym nie cierpi.

Także wielką zaletą (przynajmniej dla mnie) jest sposób narracji. Zdecydowanie wolę narrację trzecioosobową niż pierwszoosobową. Wtedy wszystko mam przedstawione "na chłodno", nie wdrażam się w zbyt przydługie i szczegółowe opisy odczuć, przeżyć i myśli głównego bohatera, co często bardzo mnie drażni... (coś w stylu "Oh! Jaki/e on/ona ma tyłek/nogi, mmmmmmmm... Brał/brałabym!) Mam nadzieję, że wiadomo, co chcę przez to powiedzieć.

Co się tyczy okładki, odnoszę niepokojące wrażenie, że zmierza to w coraz gorszym kierunku...

Podsumowując, wszystko poza okładką zmierza na szczęście w dobrym kierunku. Coraz szybsze tępo akcji, neutralny styl pisania autorki sprawia, że książka nie ogranicza się do jednej kategorii wiekowej i może być dostępna dla szerszego grona czytelników. Nie odstrasza brutalnością, ale i nie odpycha nadmierną dziecinnością. Także średnia długość jednej książki pozwala ją skończyć w stosunkowo krótkim czasie (3-4dni).Choć i może niektóre aspekty książki pozostawia trochę do życzenia, nie mniej jednak warto sięgnąć po ten cykl, choćby dlatego, że jest naprawdę wciągającą i godną polecenia pozycją, która niestety ginie wśród globalnych "bestsellerów" i mało kto po nią sięga.
Gorąco polecam!

"Pegaz. Początki Olimpu" to czwarta i najnowsza książka z serii autorstwa Kate O'Hearn. Choć zachodziłam w głowę, co jeszcze ciekawego może wymyślić autorka bez zbłądzenia w odmętach autorskiej wyobraźni, zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona.

Od wydarzeń kończących poprzednią część Emily co noc dręczy powtarzający się koszmar. W końcu postanawia poszukać porady u...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , ,

Trzeci (albo jak ktoś woli - pierwszy) tom Wiedźmińskiej sagi już za mną. Przyznam szczerze, po lekturze dwóch genialnych tomów opowiadań (Ostatnie Życzenie i Miecz przeznaczenia) poprzedzających "Krew Elfów", miałam co do tej części spore oczekiwania. Z czystym sumieniem i ręką na sercu mogę powiedzieć, że się nie zawiodłam.

"MIECZ, CZARY I... SZPIEGOWSKA INTRYGA"

"Krew Elfów" autorstwa Andrzeja Sapkowskiego przedstawia wydarzenia po tych opowiedzianych w dwóch poprzednich książkach. Możemy śledzić losy wiedźmina Geralta, trubadura Jaskra, Dziecka-Niespodzianki Ciri, czy czarodziejek Triss i Yennefer.
Północ żyje w ciągłej niepewoności i oczekiwaniu. Nilfgaard czycha nad rzeką Jarugą, którą usiłuje przekroczyć. Królowie czterech królestw próbują rozwiązać problem zaginionego Lwiątka z Cintry, które ku uciesze jednych i utrapieniu drugich żyje i ma się dobrze, a do tego szkoli się u boku mistrzyni magii na czarownicę...

Przyznam, że jako nastolatka bardzo niechętnie sięgam po lektury słowiańskie oraz średniowieczne. Bardziej ciągnie mnie do mitologii oraz współczesności, ostatecznie wizji przyszłości. Cóż, taka wyrwa w czasie. Do czasów wojen, rycerzy, królów i zamków przełamałam się dopiero po lekturze wspaniałej "Gry o Tron" Georga R. R. Martina, więc postanowiłam sięgnąć również po "Wiedźmina".

Na pewno jedną z rzeczy, która skłoniła mnie do sięgnięcia po tą pozycję jest zawarty w niej wątek fantastyczny. Po lekturze pierwszych 100 stron "Krzyżaków" Sienkiewicza, już chyba nigdy nie przekonam się do "czystych" powieści średniowiecznych czy historycznych. Mam uraz. Tak zwane "No Co Zrobisz? Nic Nie Zrobisz." Dlatego żadna pozycja bez choćby odrobiny fantastyki (nie licząc wyjątków) raczej nie znajdzie się na mojej półce. Na szczęście "Krew Elfów" załapuje się z nawiązką.
Postać wiedźmina jest już sama w sobie fantastyczna (dosłownie i przenośnie). Do tego krasnoludy, elfy i driady, magia i czary...CUDO

Akcja tu nie skupia się już w 100% na Geralcie, jak to było w dwóch poprzednich książkach, co chyba zaskoczyło mnie najbardziej. Przeskoki w akcji pozwalały śledzić wydarzenia z innych części świata, na czym książka bardzo dużo zyskuje, bo można powiedzieć, że jesteśmy w miarę "na bieżąco". Wielce trafnym pomysłem okazało się również bliższe przedstawienie relacji Ciri z Yennefer, gdyż bardzo interesowało mnie, jak zachowuje się czarodziejka w obecności innych osób niż Geralt...

Tak jak w opowiadaniach, także w tej książce zachwyca cudowny klimat i "to coś" co jest charakterystyczne tylko dla książek Sapkowskiego. Cięty humor, skumulowanie akcji, świetnie wykreowane postacie z własnym, niepowtarzalnym charakterem. Jeszcze zanim odkryłam "Wiedźmina", często spotykałam się z porównaniami, że autor "Krwi Elfów" jest współczesnym Tolkienem, czy "polskim" Martinem. Wtedy się z tego śmiałam, ale teraz zwracam honor panu Sapkowskiemu.

Sama jestem szczęśliwą posiadaczką pełnej "czerwonej" edycji okładek i ta saga jest jedną z perełek w mojej kolekcji.
Super pomysł na umieszczenie na każdej okładce innego bohatera.
Ta szczególnie utrudniała mi skupienie się na treści książki, nie muszę chyba tłumaczyć czemu XD (♥I.O.R.W.E.T.H♥)

Gorąco polecam wszystkim miłośnikom fantastyki, nietuzinkowych dialogów i zwrotów akcji oraz wielbicielom szpiegowskich intryg!

Trzeci (albo jak ktoś woli - pierwszy) tom Wiedźmińskiej sagi już za mną. Przyznam szczerze, po lekturze dwóch genialnych tomów opowiadań (Ostatnie Życzenie i Miecz przeznaczenia) poprzedzających "Krew Elfów", miałam co do tej części spore oczekiwania. Z czystym sumieniem i ręką na sercu mogę powiedzieć, że się nie zawiodłam.

"MIECZ, CZARY I... SZPIEGOWSKA...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

Książka, a w zasadzie album "Wiedźmin: Kompendium o świecie gier" jest obowiązkową pozycją nie tylko dla fanów i wielbicieli gry "Wiedźmin", ale także i serii książek o tym samym tytule.
Ja dopiero niedawno rozpoczęłam swoją przygodę ze światem "Wiedźmina", a już się w nim zakochałam i zaliczyłam tą obowiązkową pozycję, która jest małą (no chyba, że chodzi o rozmiary, ooooo co to to nie!) perełką w mojej prywatnej kolekcji.

Zaletą tej książki jest ogrom poruszanych w niej tematów.
Tytuł ten przybliża nam nie tylko historię Geralta z Rivii czy wydarzenia z książek i gier, ale zaznajamia nas także z samym światem, geografią, polityką i wszystkimi innymi ważnymi i interesującymi informacjami z serii gier i książek "Wiedźmin", jak np. potwory, wiedźmini czy istota magii.
Choć sporą część tej książki zajmują wyżej wymienione zagadnienia, to miłą niespodzianką było także poświęcenie kilku stron, a właściwie przeznaczenie całego rozdziału na tematy pokrewne bardziej grze niż książce, jak np. opisanie wszystkich potworów Północy. Jako że jestem w trakcie rozgrywki trzeciego Wiedźmina, temat ten bardzo przypadł mi do gustu, ponieważ stanowi on sporą część gry i obeznanie się z nim niejako ułatwiło i uprzyjemniło mi rozgrywkę. Mimo, że album zatytułowany jest "(...) o świecie gier", czytając go, miałam wrażenie, że opisywane i poruszane są tam bardziej wydarzenia i tematy z książki niż z gry, dlatego pojawienie się tego zagadnienia bardzo mnie ucieszyło.
Jak i na odwrót, zaczynając lekturę trzymanego w łapkach "Kompendium o świecie gier" obawiałam się, że książkowy świat zostanie w niej całkowicie pominięty. A tu proszę - zgrabne połączenie. Chyba właśnie to spowodowało, ze tak bardzo spodobała mi się ta pozycja. Fakt, że obie te jednostki (gra i książka) są bardzo silnie ze sobą połączone, to jednak niekiedy stanowią całkowicie odrębne jednostki, a ta pozycja bardzo zgrabnie je połączyła, za co należy się niemałe uznanie dla autorów.

Kolejną znaczącą zaletą tego tytułu jest sposób narracji. Każdy rozdział otrzymał własnego narratora, co bardzo ożywiło tekst i pozytywne wpłynęło na płynność jego czytania. Przykładowo: "Rozdział V: Historia Geralta" jest opowiadana z perspektywy jego przyjaciela Jaskra, a tematy poświęcone czarodziejom i magii już z Yennefer, jednej z mistrzyń magii. Także bardzo trafne dopasowanie osób do tematu jest tu zauważalne, bo chyba nikt nie ośmieli się podważyć faktu, że tytułowany przez ubogich mieszczan i wieśniaków (bo już wyżsi stanowiskiem nie chcą dawać mu tej satysfakcji) "Mistrz Geralt" jest ekspertem w dziedzinie potworów ? (Przynajmniej ja nie podważam).

Tak więc, w przypadku tej pozycji zalety gonią plusy, a plusy pochwały.
Nie mogę (jak już jesteśmy w temacie) pominąć pięknych ilustracji, które tylko uprzyjemniają lekturę tej pozycji.
Także krótkie notatki (jakby wyrwane z jakiejś księgi stronnice), szczególnie te zabawne, umilały zgłębianie tego tytułu, jakim jest "Kompendium". O okładce (♥) się nie rozpiszę, już i tak wiem że ciężko się czyta moje kilometrowe opinie (kiedy się pisze, nie wydają się takie długie...)

Podsumowując, pozycja jak najbardziej warta uwagi, zachęcam do zapoznania się z nią, choć może jednak już bardziej "zaznajomionym" ze światem Wiedźmina, z uwagi na prosty fakt, że bez chociażby podstawowej wiedzy można tego wszystkiego nie ogarnąć.
Mimo, że dopiero rozpoczynam swoją przygodę z Wieśkiem, ta pozycja stała się jedną z moich ulubionych, i w przyszłości na pewno jeszcze raz chętnie po tą książkę sięgnę. Polecam!

Książka, a w zasadzie album "Wiedźmin: Kompendium o świecie gier" jest obowiązkową pozycją nie tylko dla fanów i wielbicieli gry "Wiedźmin", ale także i serii książek o tym samym tytule.
Ja dopiero niedawno rozpoczęłam swoją przygodę ze światem "Wiedźmina", a już się w nim zakochałam i zaliczyłam tą obowiązkową pozycję, która jest małą (no chyba, że chodzi o rozmiary,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , ,

Prawdę mówiąc, po przeczytaniu drugiego tomu serii "Pieśń Lodu i Ognia" Georga R.R. Martina, już nic nie wydawało się niemożliwe, a wszystkie książki jakby leciały szybciej. To wrażenie towarzyszyło mi także podczas czytania trzeciej części tej znakomitej sagi, a dowodzi ona tylko, że ten przymiotnik został tu użyty zasłużenie jak przy mało której pozycji.

"Nawałnica Mieczy: Stal i Śnieg" nie zachowuje poziomu dwóch poprzednich tomów, ona przewyższa je ponad wszelkie możliwe miary. Język, fabuła, niesamowite zwroty akcji, to wszystko składa się na tę przepiękną i fascynującą powieść, jaką właśnie jest kolejna księga autorstwa Martina.

Trzeci tom o zmaganiach Lannisterów, Starków oraz jedynej żyjącej przedstawicielki Targaryenów w Grze o Tron, do których teraz dołączają także Tyrellowie i Martellowie.
Wydarzenia możemy śledzić m.in. z punktu widzenia Aryi, Brana i Catelyn, którzy dają nam bliższy wgląd na sytuację na Połnocy, Daenerys, dzięki której jesteśmy na bieżąco z wydarzeniami mającymi miejsce na dalekim wschodzie Essos, Davosa, z którym oglądamy aktualne poczynania Króla Smoczej Skały, czy choćby ser Jamie'go, który akurat w tym tomie mało ma wspólnego ze swoim rodem.

Dzięki zastosowaniu takiego typu rozdziałów, w których dana osoba przebywa w określonym środowisku i mają miejsce całkowicie odmienne od siebie wydarzenia, co bardzo urozmaica akcję. Nie można się znudzić, śledząc wydarzenia z Królewskiej Przystani, bo już zaraz przenosimy się w dzikie ostępy za Murem czy gorące miasta Essos. Za to książka już na wstępie ma DUŻY plus.
Skoro już zaczęłam omawiać zalety, nie mogę nie wspomnieć o coraz to silniejszym podłożu psychicznym tej powieści. Z każdym rozdziałem namacalnie odczuwamy, jaką wagę i wpływ na losy ich i otoczenia mają decyzje podejmowane przez bohaterów. Momentami gryzą się z własnym sumieniem, musząc wykonywać to, co słuszne, a nie to co bliższe ich sercom. Jak chcieliby postąpić, a jak muszą ? Po czyjej stronie stanęliby, gdyby mieli wybór? Po części możemy się tego dowiedzieć, gdyż niektóre postacie prowadzą bardzo bogate wewnętrzne monologi, jednak nie wszystkie. Reszty albo musimy się domyślić, albo czekać na rozwój wydarzeń.

Jak już omawiam zalety, mogę również wspomnieć o rzeczach, które mniej zachwycały mnie w tej książce, jednak będzie ich bardzo mało (może nawet będzie to liczba pojedyncza). Nie ma możliwości, aby w powieści takiego pokroju, jak dzieło Martina, nie znalazł się ani jeden (jak on sam to określa)"diabeł". Jak dla mnie znalazł się jeden, a mianowicie: jak wyżej wspomniałam, przemieszczanie się rozdziałów jest wielką zaletą tej książki, ale także swego rodzaju "diabłem". Już tłumaczę, dlaczego: gdy po kolei przewija nam się niezliczona ilość rozdziałów z perspektywy różnych osób (dodam, że owe rozdziały do krótkich nie należą, średnio po ok. 30,40 stron),a rozdziały z poszczególną osobą dzielą często niekiedy po 4-5 innych (jakieś 150-200 stron), gdyż po prostu można zapomnieć, co się działo u danej osoby (szczególnie, jeśli na jakiś czas przerwaliśmy lekturę). Dlatego ja czasami musiałam wracać do poprzednich rozdziałów np. z Samem, bo zwyczajnie zapomniałam, gdzie on się w danej chwili znajduje i jakie wydarzenia miały miejsce w poprzednim rozdziale. Momentami staje się to nieco rozpraszające, lub wręcz irytujące. Ale tak naprawdę to jest jedyna rzecz, do której mogę się w tej książce przyczepić, a przy jej objętości jest to wręcz niesamowite, bo często do takiej 300-stronnej
książeczki mam duuuuuuużo więcej zastrzeżeń. Także tak, tu należy się Martinowi uznanie. WIELKIE.

Nie tylko wymienione powyżej zalety składają się na moją nietuzinkową ocenę, którą, możecie mi wierzyć, nie obdarzam za wiele pozycji. Do interesującego sposobu śledzenia akcji dochodzi jej coraz mniejsza przewidywalność oraz coraz to bardziej zadziwiające jej zwroty. I wcale tu nie przesadzam. No, na przykład: ktoś choćby wpadł na pomysł, że może mieć miejsce tak absurdalny (!) ślub, jak w tym tomie? (NO SPOILERS CZYJ). Ja w życiu bym nie pomyślała. Albo że Sam zastanie (TAK !SAM!, DOBRZE CZYTACIE) mordercą? A gdzie tam. Prędzej już bym polubiła moją gimnazjalną klasę (a to chyba i w obliczu końca świata by nie nastąpiło). Tak więc kontynuując, po niespodziewanych zwrotach akcji, mogę również dodać, że opisy nie są już tak przytłaczające (jak to nasz kochany Gregor miał w zwyczaju) rozwlekać opis rzeczki na pół strony. Książka na tym nie cierpi, tylko zyskuje. Więcej konkretów, a nie rozwałkowywania książki na jeszcze grubszą, niż jest (a w Polsce i tak została ona podzielona na dwa tomy (!). Do tego dochodzi jeszcze piękny, bogaty język, i tak powstaje jedna z najlepszych współczesnych serii fantasy.

Jakby wychwalania jeszcze komu byłoby mało, dodam, że okładka tylko podnosi walory tej powieści. Nie wiem, jak dla kogo, ale dla mnie stanowi ona dosyć ważną część całej książki (i jeżeli opis niezbyt mnie zachęca do jej kupna, często jest ona tym, co przesądza o tym, czy ją kupię, czy nie). Oczywiście w przypadku "Pieśni Lodu i Ognia" mogłabym je kupowałabym z całymi białymi okładkami (wiecie, co chcę powiedzieć), ale w każdym razie cieszę się, że nie muszę, i mogę dostać piękne dzieło w jeszcze piękniejszej oprawie.

I na koniec, zresztą jak pod każdym tomem z tej sagi, bardzo gorąco zachęcam do jej przeczytania. Tego, kto już zaczął "Grę o Tron", raczej nie muszę dodatkowo zachęcać, jednak dla niezdecydowanych: To może być najwspanialsza książka, jaką być może kiedykolwiek będziecie mogli przeczytać (szczególnie, że już teraz mało powstaje takich, które mogłyby dorównać jej poziomem), więc powiem nie wiem już który raz: POLECAM!

Prawdę mówiąc, po przeczytaniu drugiego tomu serii "Pieśń Lodu i Ognia" Georga R.R. Martina, już nic nie wydawało się niemożliwe, a wszystkie książki jakby leciały szybciej. To wrażenie towarzyszyło mi także podczas czytania trzeciej części tej znakomitej sagi, a dowodzi ona tylko, że ten przymiotnik został tu użyty zasłużenie jak przy mało której pozycji.

"Nawałnica...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

Choć sama w to nie wierzę, końcu udało mi się skończyć to opasłe tomiszcze. Choć rozwleczone do niebotycznych rozmiarów "Starcie Królów", jeszcze bardziej niż "Gra o Tron", ani przez chwilę nie traci uroków I części.

Tak jak poprzednio, w tomie nr II czekają na nas losy samozwańczej królowej Daenerys, nowego Czarnego Brata Jona, królewskiego namiestnika Tyriona, a także Brana, jego siostry Sansy, oraz także nowego bohatera - Davosa Saeworth'a - doradcy Stannisa.
Autor kontynuował tutaj zamysł "przemieszczania" się rozdziałów, co bardzo mnie ucieszyło, ponieważ jest to jedna z moich ulubionych form rozdziałowych.

Choć wydaje się to niemożliwe, Martinowi udało się zachować wysoki poziom, z jakim wystartował pierwszą księgą z serii "Pieśń Lodu i Ognia". Więcej miejsc, więcej nazwisk, więcej rodów i bohaterów, których losy możemy śledzić z zapartym tchem. Akcja cały czas nabiera tępa, książka się nie nudzi mimo odstraszającej liczby stron (1020), co naprawdę zasługuje na uznanie.

Uwielbione przez nas postacie z "Gry o Tron" nie tracą swojego charakteru, dalej wytrwale dążą do swoich celów, choć po drodze nie omijają ich wszelkie przykrości. Także nowe pozytywnie zaskakują, dają się lubić i płynnie wtapiają się w piękną całość, jaką jest ta książka.

Jednakże mimo tych wszystkich zalet i pochwał, w tym tomie kontynuowane są także rzeczy, które "uwierały" mnie poprzednio. Co mam na myśli? Chociażby momentami przytłaczający styl pisania Martina. Fakt, że barwne opisy miejsc, rodów i bohaterów oraz ich przeżyć wewnętrznych pozwalają nam lepiej wyobrazić sobie krajobrazy, w których rozgrywa się akcja, oraz mocniej i dobitniej odczuć to, co przeżywają bohaterowie, momentami jednak przydługie opisy stają się po prostu nudne, i zaczynamy sobie myśleć "Boże, kiedy ten opis się do cholery skończy?!". Na dobrą sprawę jest to jedna z bardzo niewielu wad tej książki, którą tak czy inaczej da się ścierpieć.

Podsumowując, książka jak najbardziej godna polecenia i warta przeczytania, choć swoją grubością oraz czasu, jaki trzeba na jej przeczytanie poświęcić może zrazić, warto po nią sięgnąć teraz, jutro, za miesiąc, rok czy choćby kilka lat, kiedy znajdzie się wolna chwila, po to, aby doświadczyć tej niezwykłej przygody zapisanej na kartkach papieru przez wschodzącego mistrza swojego gatunku.

Choć sama w to nie wierzę, końcu udało mi się skończyć to opasłe tomiszcze. Choć rozwleczone do niebotycznych rozmiarów "Starcie Królów", jeszcze bardziej niż "Gra o Tron", ani przez chwilę nie traci uroków I części.

Tak jak poprzednio, w tomie nr II czekają na nas losy samozwańczej królowej Daenerys, nowego Czarnego Brata Jona, królewskiego namiestnika Tyriona, a także...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

"Pegaz. Nowi olimpijczycy" to 3 część serii "Pegaz" i według mnie, jak dotąd - najlepsza.

Książka opowiada o przygodach nowojorskiej nastolatki Emily, jej przyjaciela o włoskim pochodzeniu Joela, a także skrzydlatego rumaka - Pegaza.

Utwór utrzymany jest w klimacie mitologicznym zgrabnie połączonym z nowoczesną fantastyką, co daje bardzo dobrą lekturę nie tylko na długie i nudne dni.

Ta część serii jest dłuższa (i dotąd najdłuższa) od swoich poprzedniczek, co wcale nie oznacza, że cierpi na niedobór bądź nadmiar akcji. Proporcje znów zostały idealnie wyważone, jak w przypadku dwóch poprzednich książek.
Szczególnie podoba mi się metamorfoza, jaką przechodzi główna bohaterka. Im dalej na kartach książki, tym bardziej zaczyna się ona oswajać z odpowiedzialnością, która na niej ciąży. Pozbawienie kogoś życia w celu wyższej sprawy nie wywołuje już w niej płaczu, jest w stanie podjąć właściwą decyzję, nawet jeżeli później przyjdzie jej za to zapłacić.
Także emocjonalnie zaczyna poważniej podchodzić do rzeczy. Uświadamia sobie, że nie uważa Joela już tylko za swojego przyjaciela, staje się bardziej samodzielna, ufa sobie i co drugą stronę nie płacze już za swoim tatą.
Kolejnym walorem tej powieści jest humor - prosty, zrozumiały i co najważniejsze- szczery. Jest to balsamem na mą duszę po napotykanych w co drugiej książce (jak to ujmę) "sucharach".

W tej części serii autorce w końcu udało się wyważyć odpowiedni "poziom" językowy, gdyż w 1 i 2 odsłonie "Pegaza" dało się wyczuć pewne bariery wiekowe (przynajmniej ja mam takie odczucie).
Język zastosowany w tej książce jest optymalny dla każdej kategorii wiekowej. Nie razi przesadną dziecinnością starszych, a z kolei jest czytelny i zrozumiały dla młodszych. To sprawia, że po książkę mogą sięgać osoby nie tylko z ściśle określonej grupy wiekowej. Za to książce należy się duży plus.

Co do okładki, jest lepsza niż druga, ale gorsza niż pierwsza. Ot, takie moje spostrzeżenie.

Podsumowując, książka dobra dla każdej grupy wiekowej, sprawnie napisana, szybko i płynnie się czyta. Świetny klimat, jak t ujął Rick Riordan "udana mieszanka nowoczesnej przygody i klasycznej fantastyki". Stwierdzenie w 100% prawdziwe.
Książka jak najbardziej godna polecenia, jak i jej poprzednie części.

"Pegaz. Nowi olimpijczycy" to 3 część serii "Pegaz" i według mnie, jak dotąd - najlepsza.

Książka opowiada o przygodach nowojorskiej nastolatki Emily, jej przyjaciela o włoskim pochodzeniu Joela, a także skrzydlatego rumaka - Pegaza.

Utwór utrzymany jest w klimacie mitologicznym zgrabnie połączonym z nowoczesną fantastyką, co daje bardzo dobrą lekturę nie tylko na długie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Bardzo dobra pozycja dla fanów serii "Igrzyska Śmierci", jak i wielbicieli Josha, Liama i Jennifer. Minusik za pomyłki w datach i częste powtórzenia, poza tym OK. Szczególnie że kupiłam na promocji XD

Bardzo dobra pozycja dla fanów serii "Igrzyska Śmierci", jak i wielbicieli Josha, Liama i Jennifer. Minusik za pomyłki w datach i częste powtórzenia, poza tym OK. Szczególnie że kupiłam na promocji XD

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

I w końcu dotarłam do końca tej serii. Biorąc pod uwagę, że "Ukojenie" jest to najdłuższa część "Trylogii z Mercy Falls", czyta się ją zaskakująco szybko - mi wystarczyły dwa wieczory.

Książka opowiada historię dwojga młodych ludzi- Grace i Sama, którzy muszą zmierzyć się z przeciwnościami losu, swoimi rodzinami, fobiami i obawami, a co najważniejsze, z myśliwymi- głównym niebezpieczeństwem w tej części.

Naprawdę gratuluję autorce stworzenia tak szczerej powieści o bólu, uczuciu dwojga ludzi i okrucieństwie tego świata. Nie każdemu pisarzowi, nawet jeśli ma dobre chęci, udaje się to tak dobrze.
Czytając tę powieść, odnosimy wrażenie, że to uczucie, które łączy Grace i Sama, jest naprawdę szczere i odwzajemnione. I tu kolejne gratulacje dla autorki, bo niewiele jest już na świecie takich książek (i pewnie niewiele powstanie), w których te relacje są tak dobitne i prawdziwe.

A jednak nie dałam tej książce 9 czy 10 gwiazdek.
Najbardziej zawiodłam się na zakończeniu. Autorka zastosowała tu ideę pt. "Zostawić miejsce dla wyobraźni". Owszem, jest to dobra idea, ale tylko pod warunkiem, że wykorzysta się ją w określonych proporcjach, a tu (przynajmniej jak dla mnie) zastosowano ją w nadmiarze.
Kończąc książę, spada na nas cała chmara pytań: "A co się stało z Colem?", "Czy Isabel w końcu wyjechała?" "A Grace? Udało jej się z lekarstwem?" Chociaż może dobrze, to ostatnie pytanie zostało bez odpowiedzi. Ale cała reszta? Mam wrażenie, że tą końcówkę książki, którą powinno się właśnie doszlifować, jako zwieńczenie całej trylogii, na którą czekaliśmy trzy pokaźne tomy, pani Stiefvater zamiotła troszkę pod dywan. Jednym może się to podobać, jednak dla mnie zostawiło to pewne uczucie niedosytu, jakby ktoś wyrwał z książki ten ostatni, najistotniejszy rozdział.

Podsumowując, książka ma swoje plusy i minusy, zresztą jak każda.
Jednak ta seria różni się nieco od innych, podobnych gatunkowo, i na pewno, choćby dla odskoczni, warto po nią sięgnąć.

I w końcu dotarłam do końca tej serii. Biorąc pod uwagę, że "Ukojenie" jest to najdłuższa część "Trylogii z Mercy Falls", czyta się ją zaskakująco szybko - mi wystarczyły dwa wieczory.

Książka opowiada historię dwojga młodych ludzi- Grace i Sama, którzy muszą zmierzyć się z przeciwnościami losu, swoimi rodzinami, fobiami i obawami, a co najważniejsze, z myśliwymi- głównym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , ,

Wspaniała książka. Nie spodziewałam się, że będzie choć w połowie tak dobra jak się słyszy. A tu proszę...Szczególne, że przed jej przeczytaniem obejrzałam cały I sezon serialu, i sądziłam, że już niczym mnie nie zaskoczy. Całe szczęście się myliłam, i już zaraz sięgam po drugą część książki.

Chylę czoła przed autorem, bo wykreować tak piękny świat, tyle rodów, postaci... Niesamowite.
Ujęło mnie zastosowanie "przemieszczania się" rozdziałów. W jednej chwili jesteśmy na dalekiej, mroźnej Północy na Murze, a już za chwilę przenosimy się w gorące krainy Dothraków za morzem. Cudowne.

Same postacie to perełki w tej książce. Każda ma swoją niepowtarzalną osobowość, kieruje się własnymi pobudkami i ma własne cele, do których dąży. Bardzo się zżyłam z pewnymi postaciami, jak Daenerys czy Jon (moi faworyci ^^). I to jest w tej książce piękne. Albo ją kochasz, albo nienawidzisz.

Jedynym mniusikiem, jaki dostrzegłam w tej książce jest odrobinę przydługie i szczegółowe opisy. Czasami to naprawdę pomaga wyobrazić sobie krajobraz itd., ale kiedy toczy się jakaś akcja i w środku big opis jaka to sobie ładna rzeczka płynie przez pole bitwy...rozumiecie, co mam na myśli.
Poza tym, książka pod każdym względem dopracowana na przynajmniej 8. Fabuła, akcja, postacie, miejsca...Dawno nie czytałam równie dobrej książki. Jak najbardziej zachęcam do przeczytania.

Wspaniała książka. Nie spodziewałam się, że będzie choć w połowie tak dobra jak się słyszy. A tu proszę...Szczególne, że przed jej przeczytaniem obejrzałam cały I sezon serialu, i sądziłam, że już niczym mnie nie zaskoczy. Całe szczęście się myliłam, i już zaraz sięgam po drugą część książki.

Chylę czoła przed autorem, bo wykreować tak piękny świat, tyle rodów, postaci......

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , ,

Książka urzekająca od pierwszych stron.
Po tą pozycję sięgnęłam z racji tego, że całkiem przypadła mi do gustu saga "Szeptem" Fitzpatrick. Widząc nazwisko autora tej książki, już wiedziałam, że dam tej książce szansę. Przyczyniła się do tego także piękna i przykuwająca wzrok okładka oraz intrygujący opis i tytuł.

Było to dla mnie miłą odmianą, że po sadze typowo młodzieżowej, jaką, nie ukrywajmy, jest "Szeptem", "Black Ice" okazało się wciągającym swego rodzaju kryminałem, thrillerem (?) z wątkiem miłosnym w tle. Nie za dużo, nie za mało. Idealnie wyważone proporcje emocjonalne.

Co do samych bohaterów, do ostatniej strony nie jesteśmy do końca pewni, jakie pobudki nimi kierują. Zaczynamy lekturę z przekonaniem, że po 50 stronach już dowiemy się, kto tu jest ten zły, a kto ten dobry. Otóż (dzięki Bogu) nie! W miarę upływu stron tracimy pewność, kto tu tak naprawdę ma czyste intencje. Im dalej posuwa się akcja, zmienia się kąt, pod jakim bohaterowie siebie postrzegają, i pod jakim kątem my postrzegamy poszczególne postacie. To jest magiczne w tej książce ♥♥♥ Absolutnie.

Sam wynik książki nie jest może jakimś wielkim zaskoczeniem, jednak do końca jesteśmy trzymani w pewnego rodzaju niepewności: "A czy aby na pewno to tak będzie?", "A może...nie..." Itd. Tak więc za to też duży +.
Podsumowując: Książka jak najbardziej godna polecenia. Szybko się czyta, wartka akcja, świetne postacie. Czego chcieć więcej?

Książka urzekająca od pierwszych stron.
Po tą pozycję sięgnęłam z racji tego, że całkiem przypadła mi do gustu saga "Szeptem" Fitzpatrick. Widząc nazwisko autora tej książki, już wiedziałam, że dam tej książce szansę. Przyczyniła się do tego także piękna i przykuwająca wzrok okładka oraz intrygujący opis i tytuł.

Było to dla mnie miłą odmianą, że po sadze typowo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , ,

Bardzo zawiodłam się na tej książce. Nastawiłam się do nie optymistycznie, rzec mogę nawet bardzo optymistycznie, choćby dzięki tym wszystkim pozytywnym recenzjom, ocenom i pochwałom. I tu po raz sprawdza się powiedzenie: "Nie podążaj za tłumem".

Otóż nie urzekł mnie sam pomysł na książkę. Spodziewałam się jakiejś przygodówki z wątkiem miłosnym i paranormalnym w tle, a dostałam mdłą i przejedzoną historię o zakazanej miłości niemiejącej prawa bytu... GOD...

Sama główna bohaterka nie zaskoczyła mnie ani swoją oryginalnością, nastawieniem do świata, tokiem rozumowania, na co zwracam szczególną uwagę w wykreowanych postaciach. Typowa nastolatka mówiąca stanowcze "NIE" chłopakom po jakże nieszczęśliwym i łzawym związku. Skąd ja to kojarzę...hmmm...z 20 innych książek. I co w tym oryginalnego? Tak, pokazała byłemu, z kim zadarł, jednak kiedy poznała Akivę, po ilu ? 2 dniach znajomości już była gotowa rzucić wszystkie swoje postanowienia dla niego.

Ale najbardziej rozczarował mnie sam Akiva. Według mnie podstawy jego charakteru były dobre, ale jak wiadomo, nie miesza się soli z cukrem. Zły, naparzony gościu przemierzający świat w celu jego zniszczenia, aż tu nagle widzi sobie idącą ulicą szafirowowłosą dziewczynę, i jego kąt myślenia przestawia się o 180 stopni. No proszę! Jeśli postać jest z natury zła, może inaczej: jeśli ma swoje pobudki, nie jest optymistycznie nastawiona do świata, nie może w ciągu kilku dni, jak to się dzieje w książce, całkowicie zmienić swego charakteru i sposobu postrzegania różnych rzeczy. To jest kwestia tygodni, miesięcy, a często nawet lat! A nie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki świat wydaje się kolorowszy.

Gdybym miała dalej wymieniać, co uwierało mnie w tej książce, prawdopodobnie nie starczyłoby mi miejsca. Ale żeby nie było że owa książka to samo zło, teraz trochę pozytywów:
Na pewno intrygujące nazwy rozdziałów dające do myślenia, sam pomysł stworzenia "rozdziałów jednozdaniowych" też godny uwagi.
A jaką postać polubiłam najbardziej- Brmistone'a. Nawet nie wiem za co, może za jego tajemniczość.

Podsumowując: Książka jest bardzo elastyczna. Jeśli ktoś lubi tajemniczość, znosi gadaninę o zębach, a do tego wierzy w reinkarnację - ta książka to świetna pozycja. Jednak jeśli szukacie czegoś "świeżego" i wciągającego, radzę dwa razy się zastanowić i nie popełniać tego błędu co ja, kupując tę książkę.

Ale powyższa recenzja to tylko i wyłącznie moje własne odczucia i przemyślenia, nie zniechęcam do sięgnięcia po nią.

Bardzo zawiodłam się na tej książce. Nastawiłam się do nie optymistycznie, rzec mogę nawet bardzo optymistycznie, choćby dzięki tym wszystkim pozytywnym recenzjom, ocenom i pochwałom. I tu po raz sprawdza się powiedzenie: "Nie podążaj za tłumem".

Otóż nie urzekł mnie sam pomysł na książkę. Spodziewałam się jakiejś przygodówki z wątkiem miłosnym i paranormalnym w tle, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Według mnie ta ostatnia część, która powinna być (jakby się zdawało) tą najlepszą, ku mojemu rozczarowaniu okazała się jedną z gorszych w całym cyklu.
Wprowadzenie postaci Emmy i jej losów niemiłosiernie przeciągało książkę. Rozwałkowany do obszernej księgi szósty tom podczas czytania zdawał się nie mieć końca. Kiedy dochodziłam do rozdziałów z Emmną, czytałam z nadzieją, że rozdział skończy się jak najszybciej. Rozumiem, że Cassandra wprowadziła tą bohaterkę na potrzeby swojej nowej serii, jednak no co zrobić , nie przypadło mi do gustu odciąganie akcji od głównych bohaterów.

Akcja sama w sobie także wydaje się jakby na siłę. Przemilczę z żalem zepsucie sceny w jaskini między Jacem a Clary.

Jednak książka nie traci swoich dobrych stron. Wątek z ojcem Magnusa ♥
W ogóle Magnus ♥♥♥ Końcowa scena między Clary i Sebastianem też mnie pozytywnie zaskoczyła. Sam język pisania Clare bardzo mi się podoba, między innymi dlatego też tak chętnie sięgam po jej książki.

Jednak co uderzyło mnie najbardziej, to zmiana postaci Jace'a. Czytając, nie mamy już wrażenia, że to ten sam Jace z poprzednich pięciu tomów. Stracił to swoje "coś" przez co był tak wyjątkowy. Jego dialogi przynudzały zamiast rozśmieszać, a zachowanie stało się zbyt przewidywalne. Ale jest to tylko i wyłącznie moje zdanie.

Mimo wszystkich wtop książka utrzymuje wysoki poziom, z którym wystartowała. Nie jest to najlepsza część serii, ale mimo to zawsze warto ją przeczytać choćby dla poznania końcowych losów bohaterów.

Według mnie ta ostatnia część, która powinna być (jakby się zdawało) tą najlepszą, ku mojemu rozczarowaniu okazała się jedną z gorszych w całym cyklu.
Wprowadzenie postaci Emmy i jej losów niemiłosiernie przeciągało książkę. Rozwałkowany do obszernej księgi szósty tom podczas czytania zdawał się nie mieć końca. Kiedy dochodziłam do rozdziałów z Emmną, czytałam z nadzieją,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Ta książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Muszę się przyznać, że zwlekałam okrągły rok z jej przeczytaniem, a teraz sama nie wiem czego się obawiałam.
Bardzo przyjemna, lekka książka na 2-3 dni. Duży plus za humor oraz greckie klimaty ♥ Pierwsza część dosyć dobrze wprowadza nas w świat herosów.
Można się przyczepić do odrobię słabo wykreowanych postaci, nie mamy dokładnie pojęcia jak wyglądają oraz i charakter też nie jest w 100% dopracowany. Poza tym książka jest naprawdę dobra i warta uwagi.

Ta książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Muszę się przyznać, że zwlekałam okrągły rok z jej przeczytaniem, a teraz sama nie wiem czego się obawiałam.
Bardzo przyjemna, lekka książka na 2-3 dni. Duży plus za humor oraz greckie klimaty ♥ Pierwsza część dosyć dobrze wprowadza nas w świat herosów.
Można się przyczepić do odrobię słabo wykreowanych postaci, nie mamy...

więcej Pokaż mimo to