rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Mam problem z tym zbiorem.

Widać tutaj potężne wpływy Ligottiego. Z jednej strony to dobrze – twórczość Ligottiego to biblia dla fanów weirdu, gwarancja jakości dobrego tekstu. Z drugiej strony, wzorując się na Liggotim, w Zdanowiczu jest mało Zdanowicza. Odczuwalna jest kalka stylu, a nawet niektórych pomysłów tego czołowego przedstawiciela weirdu.

Ktoś, kto z weirdem dopiero zaczyna przygodę, na pewno będzie zachwycony. Innych, bardziej już obeznanych z gatunkiem, zbiór może znudzić.

To jest tak: otwieram w losowym miejscu "Kamienicę..." i mam ustrzelone wirdowskie bingo – umierające miasto, sny, fabryki, samospełniające się myśli/lęki, światło odgrywające ważną rolę i tak dalej, i tak dalej. Dlatego ostatecznie zbiór określam jako bezpieczną weirdowską opcję, bez szaleństw, za to ze sprawdzonymi rozwiązaniami.

Mam nadzieję, że następnym razem dostanę do ręki coś bardziej Zdanowiczowego, bo Damian to zdolna bestia i jeszcze nie pokazał na co go stać. Na pewno będę śledzić twórczość.

Mam problem z tym zbiorem.

Widać tutaj potężne wpływy Ligottiego. Z jednej strony to dobrze – twórczość Ligottiego to biblia dla fanów weirdu, gwarancja jakości dobrego tekstu. Z drugiej strony, wzorując się na Liggotim, w Zdanowiczu jest mało Zdanowicza. Odczuwalna jest kalka stylu, a nawet niektórych pomysłów tego czołowego przedstawiciela weirdu.

Ktoś, kto z weirdem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Ta książka uratowała mi tyłek, kiedy wszystko w moim życiu postanowiło runąć mi na głowę w jednej chwili. Serio.

Napisana jest prostym językiem, zawiera ćwiczenia, które pomagają uporać się z toksycznymi myślami i odczuciami. Wszelkie przykłady wzięte z życia pacjentów dra Wincha można z powodzeniem przełożyć na własne doświadczenia.

Każdy powinien mieć tę książkę pod ręką w czasie własnych, trudnych chwil. Nie tylko zdrowie fizyczne jest ważne, ale również psychiczne. Warto o tym pamiętać.

Ta książka uratowała mi tyłek, kiedy wszystko w moim życiu postanowiło runąć mi na głowę w jednej chwili. Serio.

Napisana jest prostym językiem, zawiera ćwiczenia, które pomagają uporać się z toksycznymi myślami i odczuciami. Wszelkie przykłady wzięte z życia pacjentów dra Wincha można z powodzeniem przełożyć na własne doświadczenia.

Każdy powinien mieć tę książkę pod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Po raz kolejny Małecki udowadnia, że mniej znaczy więcej.

Urocza prostota języka, nieoczywiste opisy i porównania, zwykli-niezwykli ludzie ze swoimi zwykłymi-niezwykłymi rozterkami, smutkami, radościami, doświadczeniami – to wszystko jest w „Rdzy” i w ogóle w książkach Małeckiego.

Losy bohaterów przeplatają się ze sobą i w życiorysie każdego z nich jest się w stanie dostrzec COŚ. Coś swojego. Osobiste marzenie, może cząstkę własnej codzienności.

„Rdza” to proza przez duże P. Trzeba przeczytać.

Po raz kolejny Małecki udowadnia, że mniej znaczy więcej.

Urocza prostota języka, nieoczywiste opisy i porównania, zwykli-niezwykli ludzie ze swoimi zwykłymi-niezwykłymi rozterkami, smutkami, radościami, doświadczeniami – to wszystko jest w „Rdzy” i w ogóle w książkach Małeckiego.

Losy bohaterów przeplatają się ze sobą i w życiorysie każdego z nich jest się w stanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Ileż czasu ja chorowałam na tę książkę! Właściwie od jej polskiej premiery w styczniu. Aż nadarzyła się wreszcie okazja na Targach Książki, żeby przytulić ją z niezłym rabatem – i tak, było warto!

Za jednym czytelniczym zamachem pochłonęłam dwieście pierwszych stron "Zaginionego Miasta...". Tematyka jest fascynująca, a pan Preston bardzo sprawnie i bezboleśnie przeprowadza czytelnika przez tajniki technik wykorzystywanych przez współczesnych archeologów, żeby dojść do tego co najbardziej smakowite w tej książce, a mianowicie przygody w dżungli.

Reportaż jest bardzo logicznie poukładany – pierwsze wzmianki o Mieście Boga Małp, współczesna ekspedycja, możliwe wyjaśnienia zniknięcia kultury, refleksja na koniec.

Lekki język autora pozwala wczuć się klimat niedostępnej dżungli pełnej jadowitych węży i nieodkrytych tajemnic. Z zapartym tchem czyta się relację z wyprawy. Jednocześnie przemyconych jest mnóstwo ciekawych informacji, nazwisk i dat. Mnie szczególnie zaciekawiły rozdziały o epidemiach i chorobach w czasach odkryć Kolumba i współczesnych.

Niestety czuję mały niedosyt przy opisach odkryć archeologicznych (chociaż mam na uwadze to, że większość wykopalisk ruszyło już po napisaniu książki) oraz niektóre fragmenty mocno mnie znużyły, głównie te dotyczące polityki, sporów naukowców i parę wywiadów. No i zdjęcia w środku też nie są jakieś wystrzałowe, jak już kilka osób wcześniej wspominało.

Mimo paru zgrzytów, warto sięgnąć po ten reportaż. Jest śmieszno, jest straszno, ale przede wszystkim jest ciekawie! Wartościowa książka pokazująca co w dżungli piszczy i jak niesamowite sekrety skrywa jeszcze przed nami świat.

Ileż czasu ja chorowałam na tę książkę! Właściwie od jej polskiej premiery w styczniu. Aż nadarzyła się wreszcie okazja na Targach Książki, żeby przytulić ją z niezłym rabatem – i tak, było warto!

Za jednym czytelniczym zamachem pochłonęłam dwieście pierwszych stron "Zaginionego Miasta...". Tematyka jest fascynująca, a pan Preston bardzo sprawnie i bezboleśnie przeprowadza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Nikt tak nie pisze o ludziach, codzienności, trudach życia jak Małecki. Nikt tak nie pisze jak Małecki w ogóle. Jego książki są zwykłe i niezwykłe zarazem. Język prosty i piękny, historie banalne i wyjątkowe.

Subtelny realizm magiczny wkrada się na kartki, nawet nie wiadomo kiedy, i granica pomiędzy realnością, a baśnią zaciera się. Ja tak lubię. I lubię jak każde słowo, zdanie jest ważne, jak coś znaczy i jak mogę smakować je powoli w ustach jak dobre wino.

Do takich książek się wraca, takie chce się czytać – d o s k o n a ł e.

Nikt tak nie pisze o ludziach, codzienności, trudach życia jak Małecki. Nikt tak nie pisze jak Małecki w ogóle. Jego książki są zwykłe i niezwykłe zarazem. Język prosty i piękny, historie banalne i wyjątkowe.

Subtelny realizm magiczny wkrada się na kartki, nawet nie wiadomo kiedy, i granica pomiędzy realnością, a baśnią zaciera się. Ja tak lubię. I lubię jak każde słowo,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Niepokojąca, smutna i trudna książka. Napisana pięknym językiem, którym można, i powinno się, powoli delektować. Co drugie zdanie z powodzeniem można zaznaczać jako wartościowy cytat. Raab mistrzowsko wykreował głównego bohatera; do teraz się zastanawiam – współczuć mu czy go potępiać? Nie da się odpowiedzieć na to pytanie, tak samo jak na inne zawarte w tej książce – o słuszność wiary, eutanazji w obliczu cierpienia umierającej osoby, kary za grzechy w postaci śmierci.

"Cisza" to opowieść o człowieku zagubionym i odrzuconym, niosącym ogromne brzemię, które zaważyło na całym jego życiu, przynosząc mu cierpienie i moralne rozbicie. Opowieść nieoczywista, która zostawia w umyśle czytelnika ślad na długi czas.

Niepokojąca, smutna i trudna książka. Napisana pięknym językiem, którym można, i powinno się, powoli delektować. Co drugie zdanie z powodzeniem można zaznaczać jako wartościowy cytat. Raab mistrzowsko wykreował głównego bohatera; do teraz się zastanawiam – współczuć mu czy go potępiać? Nie da się odpowiedzieć na to pytanie, tak samo jak na inne zawarte w tej książce – o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

No i druga część cyklu „Pod sztandarem Dzikiego Kwiatu” skończona. Liu mnie nie zawiódł, a „Ściana burz” okazała się lepsza i bardziej wciągająca od poprzedniczki.

Narracja i kreacja świata znów na bardzo wysokim poziomie; fabuła została misternie zaplanowana, a oprócz tego wszystko ładnie zgrywa się z wydarzeniami z pierwszej części. Akcja rozpędza się ospale, na początkowych stronach mamy długie wprowadzenie do filozofii i historii Wysp Dary, które, nie będę ukrywać, trochę mnie znużyło. Wraz z pojawieniem się barbarzyńskich najeźdźców, wszystko przyspiesza i od tego momentu już nie mogłam się od książki oderwać.

Jestem zachwycona! Są epickie (naprawdę epickie!) bitwy, potężne bestie, pomysły na nowe wynalazki i walkę z wrogiem z wykorzystaniem mniej oczywistych rozwiązań. Bohaterowie jak żywi, świetnie wykreowani ze swoimi koncepcjami na to, jak powinny wyglądać świat i władza. Jia i Risana były już mniej irytujące, Kuni zszedł na dalszy plan, oddając pałeczkę innym postaciom, głównie swoim dzieciom. Dużo się dzieje, trup ściele się gęsto, często i efektownie, mi to jak najbardziej odpowiada, bo widzę, że nie mam do czynienia z nieśmiertelną Załogą G.

Zakończenia spodziewałam się trochę innego, ale cóż, podobnie jak mieszkańcy Dary, ja również nie mogę mieć wszystkiego i nie zawsze wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Otworzyło ono jednak furtkę do trzeciej części, dużo śmielej niż to było w przypadku „Królów Dary”, na którą czekam niecierpliwie!

No i druga część cyklu „Pod sztandarem Dzikiego Kwiatu” skończona. Liu mnie nie zawiódł, a „Ściana burz” okazała się lepsza i bardziej wciągająca od poprzedniczki.

Narracja i kreacja świata znów na bardzo wysokim poziomie; fabuła została misternie zaplanowana, a oprócz tego wszystko ładnie zgrywa się z wydarzeniami z pierwszej części. Akcja rozpędza się ospale, na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Co za wspaniała, cudowna, piękna historia! Czytałam ją na plaży w Chorwacji, ale czułam się jakbym była zupełnie gdzieś indziej – na dalekiej Rusi północnej, skutej lodem i ukrytej za hektarami gęstych, dzikich lasów. Wasia zdobyła moje serce, a zakończenie wycisnęło łzy z oczu.

Na pewno sięgnę po następne części!

Co za wspaniała, cudowna, piękna historia! Czytałam ją na plaży w Chorwacji, ale czułam się jakbym była zupełnie gdzieś indziej – na dalekiej Rusi północnej, skutej lodem i ukrytej za hektarami gęstych, dzikich lasów. Wasia zdobyła moje serce, a zakończenie wycisnęło łzy z oczu.

Na pewno sięgnę po następne części!

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Sama nie wiem.

Jest to jakiś powiew świeżości; nie na co dzień czyta się fantastykę opartą na cywilizacji Dalekiego Wschodu, książka zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie, ale mimo wszystko czegoś mi zabrakło.

Początek był naprawdę świetny – rebelianci konta Cesarstwo, na czele którego stoi okrutny Cesarz Mapidere omamiony swoją wizją, jak powinny wyglądać wyspy Dary. Zachwyciłam się światem, mitologią, historią i bóstwami wykreowanymi przez pana Liu. Z przyjemnością wędrowałam palcem po ładnie narysowanej mapie umieszczonej na początku książki. Dość szybko się nauczyłam się skomplikowanych nazwisk i nazw własnych.

Wojna między rebeliantami już mnie tak nie porwała. Może dlatego, że nie czułam przywiązania ani do Kuniego, ani do Maty – żaden z nich mnie do siebie do końca nie przekonał, choć jak bym miała koniecznie wybierać to bliżej było mi do tego drugiego. Akcja jakby trochę zwolniła; wszelkie rebelie i bunty były szybko tłumione w zarodku, więc inne wątki oprócz głównego nie mogły się zawiązać. Na scenie został już tylko Mata i Kuni i tak już było to końca książki.

Czytało się dobrze; polityczne intrygi były na wysokim poziomie, świat wspaniale wykreowany. Bohaterowie jednak byli trochę papierowi; zwłaszcza Kuni był jak szmaciana lalka na sznurkach – poddawał się decyzjom swoich doradców i rzadko kiedy brał los w swoje ręce. No i śmieszyła mnie jego patchworkowa, pokręcona rodzinka, przykryta wygodnym płaszczykiem idei miłości. Jia była wyjątkowo irytująca. Risana zresztą też.

Mimo kilku „ale” polecam, warto się zapoznać z pozycją. Po „Ścianę burz” sięgnę z czystej ciekawości.

Sama nie wiem.

Jest to jakiś powiew świeżości; nie na co dzień czyta się fantastykę opartą na cywilizacji Dalekiego Wschodu, książka zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie, ale mimo wszystko czegoś mi zabrakło.

Początek był naprawdę świetny – rebelianci konta Cesarstwo, na czele którego stoi okrutny Cesarz Mapidere omamiony swoją wizją, jak powinny wyglądać wyspy Dary....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mimo wszystko jest to udany debiut.

Powiedziałabym, że to bardziej książka psychologiczna niż kryminał – autorka umiejętnie pokazuje jakie każdy bohater (a jest ich w książce naprawdę niewiele) ma myśli, co też się czai w jego głowie, jakimi pobudkami się kieruje i jakie brzemię musi dźwigać.

Akcja toczy się niespieszno, jednotorowo, narracja częściej przynudza niż nie, ale jest w tej książce coś takiego, że nie jest się w stanie jej odłożyć, póki przed oczami nie będzie się miało ostatniej strony.

Bohaterowie są tajemniczy i dziwni. Wszyscy noszą w sercu jakiś sekret. Same relacje Lizzy i Emmy, kobiet przecież po trzydziestce, są, mówiąc łagodnie, niezdrowe. Dużo jest niedopowiedzeń w ich historiach.

Jednym zdaniem – wszystko jest w tej książce takie... niepokojące i intrygujące jednocześnie.

Trochę zabrakło mi na końcu wyjaśnienia od autorki, co w tej historii jest prawdą, a co fikcją literacką. Ja sama nie potrafię tego stwierdzić.

Ode mnie 6,5. Dobra książka.

Mimo wszystko jest to udany debiut.

Powiedziałabym, że to bardziej książka psychologiczna niż kryminał – autorka umiejętnie pokazuje jakie każdy bohater (a jest ich w książce naprawdę niewiele) ma myśli, co też się czai w jego głowie, jakimi pobudkami się kieruje i jakie brzemię musi dźwigać.

Akcja toczy się niespieszno, jednotorowo, narracja częściej przynudza niż nie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Aj, no i przeczytane. Historia o Aladynie napisana na nowo, pełna magii, miłości i poświęcenia.

Książka nie jest szczególnie wybitnym dziełem – raczej porywa klimatem orientalnego miasta, magii dżinnów i historią zakazanej miłości. Bohaterowie pozytywni są sympatyczni, zabawni, gotowi do poświęceń, nie da się ich nie lubić.

To co szwankuje to przede wszystkim język. Być może to wina tłumacza, nie mam pojęcia, ale słownictwo jakim posługują się postacie nie jest dostosowane do czasu, w którym żyją. Miało być zabawnie z niektórymi współczesnymi zwrotami, a wyszło beznadziejnie. Podejrzewam, że taki zabieg jest adresowany do młodszej części czytelników.

Akcja jest właściwie jednotorowa, jednak to nie przeszkadza, żeby książka była do połowy naprawdę bardzo wciągająca. W drugiej połowie już coś kuleje, ale nie potrafię powiedzieć dokładnie co. Po prostu brakuje tego, co było na początkowych kartkach powieści.

Warto przeczytać mimo kilku zgrzytów, chociażby dla samego klimatu orientalnej baśni. W kilku miejscach nawet poleciała mi łezka, nie ukrywam. Przeczytałam z dużą przyjemnością! Miłe oderwanie od rzeczywistości.

Aj, no i przeczytane. Historia o Aladynie napisana na nowo, pełna magii, miłości i poświęcenia.

Książka nie jest szczególnie wybitnym dziełem – raczej porywa klimatem orientalnego miasta, magii dżinnów i historią zakazanej miłości. Bohaterowie pozytywni są sympatyczni, zabawni, gotowi do poświęceń, nie da się ich nie lubić.

To co szwankuje to przede wszystkim język. Być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Gdzieś kiedyś wyczytałam, że dzieła Dukaja są dość specyficzne, a właściwie język, którym są pisane i raczej jest tak, że albo się je kocha albo nienawidzi, nie ma nic po środku. Ja jeszcze nie wiem do której grupy należę – pierwsze zderzenie z twórczością Dukaja okazała się dla mnie dość ciężkim wyzwaniem.

Opowiadanie o Generale rzuciło mnie wprost na głęboką wodę. Jakieś duchy, demony, jednocześnie podróże międzyplanetarne, rasy elfów i krasnoludów wyjęte wprost z fantasy. Głowa mi pękała od nadmiaru informacji, na twarzy miałam wypisane wielkimi literami „WTF”. Kiedy już zorientowałam się kto jest kim i o co mniej więcej chodzi, pomyślałam sobie: „No hej, w sumie bardzo fajne, świeże połączenie, kto by na to wpadł”. I ta myśl mi towarzyszyła już właściwie do końca lektury.

Niektóre opowiadania podobały mi się mniej. Ledwo zmęczyłam „Iacte” i „Medjugorje”. Uważam natomiast, że reszta jest bardzo dobra, właściwie nie potrafię wytypować mojego faworyta – każde opowiadanie nadpsuło mi trochę krwi, zmusiło do wysiłku intelektualnego i z każdego wyniosłam jakąś cenną naukę.

Nastawiona byłam na rozrywkę i w sumie ją dostałam, ale w zamian musiałam też coś od siebie dać. Zrozumiałam, że Dukaja nie można sobie ot tak liznąć. Jeśli kiedyś jeszcze sięgnę po jego twórczość (nie zniechęcam się!) to już zdecydowanie z większym skupieniem, zwłaszcza, że „późniejszy Dukaj” (podobno) jest jeszcze bardziej wymagający.

Na pierwsze spotkanie z autorem – polecam!

Gdzieś kiedyś wyczytałam, że dzieła Dukaja są dość specyficzne, a właściwie język, którym są pisane i raczej jest tak, że albo się je kocha albo nienawidzi, nie ma nic po środku. Ja jeszcze nie wiem do której grupy należę – pierwsze zderzenie z twórczością Dukaja okazała się dla mnie dość ciężkim wyzwaniem.

Opowiadanie o Generale rzuciło mnie wprost na głęboką wodę. Jakieś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Kolejna fantastyczna książka, udowadniająca, że gatunek ludzki wcale nie jest taki wyjątkowy i niepowtarzalny w swoim zachowaniu i emocjach, jak ignorantom może się wydawać, a świat zwierząt wcale nie różni się tak bardzo od świata ludzi.

Niektóre rozdziały przypadły mi do gustu mniej niż inne, ale może dlatego, że czytanie w pierwszy dzień wakacji m.in. o teorii gier może być jednak odrobinę nużące. Bardzo podobał mi się ostatni rozdział poświęcony albatrosom i ich życiu miłosnym. Autor w sposób niesamowicie plastyczny opisał jak wyglądała kolonia tych ptaków, którą miał przyjemność obserwować i jakie towarzyszyły mu przy tym uczucia. Aż miałam świeczki w oczach ze wzruszenia, naprawdę!

Myślę, że nie spojrzę już na krakowskiego szczura ze skrzydłami (czyt. gołębia) tak samo jak kiedyś, a i kury biegające po podwórku mojego sąsiada będą wydawać mi się bardziej fascynujące niż przed lekturą "Rzeczy o ptakach".

Polecam!

Kolejna fantastyczna książka, udowadniająca, że gatunek ludzki wcale nie jest taki wyjątkowy i niepowtarzalny w swoim zachowaniu i emocjach, jak ignorantom może się wydawać, a świat zwierząt wcale nie różni się tak bardzo od świata ludzi.

Niektóre rozdziały przypadły mi do gustu mniej niż inne, ale może dlatego, że czytanie w pierwszy dzień wakacji m.in. o teorii gier może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Hej, nie jest tak źle!

Rozumiem większość negatywnych opinii. Jak ktoś nie przebrnął przez pierwszą część to mógł się zrazić do całej książki, niestety.

Bo pierwsza część jest arcynudna. Nic się w niej praktycznie nie dzieje – koszmar każdego czytelnika. W drugiej akcja się już rozkręca, a od trzeciej to wołami ciężko byłoby mnie oderwać! Warto było przecierpieć początek.

Co do Simona... Główny bohater wzbudzał we mnie tylko irytację i politowanie. I tak miał szczęście, że inne postacie miały do niego tyle cierpliwości. Ja bym nie miała. Dałabym popalić dzieciakowi, o tak.

Na plus przepięknie wykreowany świat, dopracowany w każdym szczególe. Religia, krainy, święta, rasy, języki... Och i ach! Przeniosłam się w niesamowite miejsca i jestem za to wdzięczna panu Williamsowi. Dobra narracja jest zwieńczeniem.

No, zobaczymy co będzie dalej, mam nadzieję, że tylko lepiej!

Hej, nie jest tak źle!

Rozumiem większość negatywnych opinii. Jak ktoś nie przebrnął przez pierwszą część to mógł się zrazić do całej książki, niestety.

Bo pierwsza część jest arcynudna. Nic się w niej praktycznie nie dzieje – koszmar każdego czytelnika. W drugiej akcja się już rozkręca, a od trzeciej to wołami ciężko byłoby mnie oderwać! Warto było przecierpieć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Nie jest to z pewnością jakaś wybitna literatura, ale książkę czytało mi się całkiem szybko i przyjemnie.

Chciałam dostać powieść mocno osadzoną w realiach średniowiecza, z bohaterami z krwi i kości, opowiadającą o walkach o władzę w kształtującej się dopiero Europie, o zanikającej powoli religii pogańskiej wypieranej przez chrześcijaństwo - i wszystko to dostałam.

Dostałam jeszcze dodatkowo dużo religijnego moralizatorstwa, ale podtytuł przygotował mnie na to, więc się nie czepiam.

Można sięgnąć!

Nie jest to z pewnością jakaś wybitna literatura, ale książkę czytało mi się całkiem szybko i przyjemnie.

Chciałam dostać powieść mocno osadzoną w realiach średniowiecza, z bohaterami z krwi i kości, opowiadającą o walkach o władzę w kształtującej się dopiero Europie, o zanikającej powoli religii pogańskiej wypieranej przez chrześcijaństwo - i wszystko to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Książka o patologii z małomiasteczkowym patrzeniem na życie, o ćpunach, o małych prostytutkach, o alkoholikach piorących swoje żony, o ludziach zapierdzielających przez całe życie w fabryce, bez perspektyw na coś lepszego niż wypicie piwa przed telewizorem po powrocie do domu.

Książka o patusach, którzy zostali nimi na własne życzenie, albo z braku możliwości wyrwania się ze szkodliwego środowiska, a że patusy nie używają języka szekspirowskiego, tylko właśnie wulgaryzmów, to Żulczyk użył języka, takiego, jakiego użył.

Są takie miejsca na tym świecie, szlamowate i brudne, takie właśnie jak Zybork, gdzie kiedy jesteś słaby i upadasz, to jeszcze dostaniesz kopniaka w brzuch.

Sama historia, ryje kompletnie psychikę, a zakończenie dosłownie wbija w fotel.

Książka o patologii z małomiasteczkowym patrzeniem na życie, o ćpunach, o małych prostytutkach, o alkoholikach piorących swoje żony, o ludziach zapierdzielających przez całe życie w fabryce, bez perspektyw na coś lepszego niż wypicie piwa przed telewizorem po powrocie do domu.

Książka o patusach, którzy zostali nimi na własne życzenie, albo z braku możliwości wyrwania się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Książka prosta jak budowa cepa.

Fabuła mnie niestety nie porwała. Są niby jakieś intrygi, a właściwie intryga, są i bitwy nawet, rycerze, piękne damy urzędujące w zamkach, elfy, druidy, jajcarskie gnomy i inne cuda-wianki, ale wszystko skupia się i tak wokół jednego wątku i jednego bohatera – nieopierzonego, irytującego kurczaka. Cała książka przypominała mi bardziej jakąś historię dla dzieci niż dojrzałą lekturę.

Język nie jest zbyt wyrafinowany. Obok archaizmów, mających pewnie oddać klimat średniowiecza, rosną takie kwiatki jak „fajnie, że wpadłeś”, czy „z chwilą, gdy wylądowaliśmy w Taliadzie”. Arr! Za każdym razem, gdy znajdujemy w książce fantasy jakiś potoczny zwrot, gdzieś na świecie ginie mały kotek.

Doceniam dużą wyobraźnię autora – stworzył w miarę rozbudowany świat (chociaż miałam wrażenie, że Tankred może go zjechać wzdłuż i wszerz w parę godzin), tajemniczy artefakt, różne rody, klany i zakony. No i mało w których książkach można spotkać się z gnomami! No ale.

Książka nie jest tragiczna; nada się na lekką, niewymagającą lekturkę.

Książka prosta jak budowa cepa.

Fabuła mnie niestety nie porwała. Są niby jakieś intrygi, a właściwie intryga, są i bitwy nawet, rycerze, piękne damy urzędujące w zamkach, elfy, druidy, jajcarskie gnomy i inne cuda-wianki, ale wszystko skupia się i tak wokół jednego wątku i jednego bohatera – nieopierzonego, irytującego kurczaka. Cała książka przypominała mi bardziej jakąś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Lekturę „Lampionów” mogę porównać do oglądania telewizyjnego tasiemca. Po paru latach od ostatniego obejrzanego odcinka „Klanu” i tak w miarę można się zorientować kto, z kim, co i jak, i dojść do wniosku, że tak naprawdę mało co się straciło. Z trzecią częścią serii o Załuskiej jest dokładnie to samo – kiedy przy mniej więcej trzechsetnej stronie krew mnie nagła zalała od nadmiaru bzdurnych wątków i dennych bohaterów, zaczęłam sobie „skakać” po książce i wiecie co? Nic szczególnego mnie nie ominęło.

Zaczynając tę książkę miałam nadzieję się dowiedzieć czegokolwiek na temat konsekwencji działań Saszy w Hajnówce. Pani Bonda postanowiła jednak sobie ze mnie, jako czytelnika, zakpić i niezgrabnie zaczęła od jakiejś dziwnej misji policyjnej wyciągniętej z D. Nie raczyła też niczego wyjaśniać przez następne sto stron, więc obraziłam się śmiertelnie i doszłam do wniosku, że losy Załuskiej i tak mnie średnio interesowały, a teraz to już w ogóle mam je gdzieś.

„Pochłaniacza” i „Okularnika” jeszcze jako-tako się czytało, ale to to jest już dno. Tu nawet narracja przestała trzymać poziom. Nadmiar wszystkiego odbija mi się już czkawką. Wątków jest cała masa, problemów w Łodzi też – zabójstwa, podpalenia, mafia, kradzieże, porwania, pobicia, gwałty, menelstwo, narkomania, oszustwa „na policjanta”, korupcja, ISIS, terroryzm, antysemityzm, rasizm, szukanie żydowskich diamentów i chyba jeszcze kradzież dzieł sztuki gdzieś się przewinęła. Do trzechsetnej strony zadawałam sobie pytanie, które towarzyszyło mi już od pierwszej części: „O czym ja w ogóle k. czytam?”. Później mi już było wszystko jedno.

W tej części Załuska jest najbardziej papierowa. Znika gdzieś w tym chaosie, a nawet jak się pojawia to jej postać niczego sobą nie wnosi. Tekst umieszczony na okładce pod zdjęciem autorki dumnie obwieszcza, że to pani Bonda, „do rodzimej prozy wprowadziła nowy typ bohatera – psychologa śledczego”. O kurczę, jestem pod wrażeniem! Szkoda tylko, że Załuska jakoś nie popisuje się za bardzo swoimi umiejętnościami i zachowuje się jak zwyczajna policjantka z komendy, więc tak naprawdę pożytek przy śledztwie z niej żaden.

Rzadko mi się zdarza jeździć tak po książkach, staram się zawsze coś pozytywnego z nich wyciągnąć, ale jestem zła przeokropnie – tak jak pisałam po lekturze „Okularnika” – za zmarnowany potencjał i za mój stracony czas.

Może seria z Meyerem byłaby ciekawsza, ja sama jakoś bardziej lubię męskich bohaterów od bab, ale Saszka dość mnie już wymęczyła. Już nie mam ochoty na nic spod pióra pani Bondy. Kończę przygodę z panią profiler zawiedziona.

Lekturę „Lampionów” mogę porównać do oglądania telewizyjnego tasiemca. Po paru latach od ostatniego obejrzanego odcinka „Klanu” i tak w miarę można się zorientować kto, z kim, co i jak, i dojść do wniosku, że tak naprawdę mało co się straciło. Z trzecią częścią serii o Załuskiej jest dokładnie to samo – kiedy przy mniej więcej trzechsetnej stronie krew mnie nagła zalała od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Widzę, że pani Bonda idzie w zaparte i wady swoich książek bierze za zalety.

Podobnie jak w „Pochłaniaczu”, tak i w tej książce mamy do czynienia z nadmiarem wszystkiego – w Hajnówce na jeden kilometr kwadratowy przypada po paru przestępców, trup ściele się gęsto i często, zarówno w przeszłości opisywanych zdarzeń, jak i teraźniejszości, a każdy z nich to właściwie sprawka innego zabójcy. Oprócz tego zastraszanie, pobicia, porwania i zniknięcia to codzienność w Hajnówce. Można pomyśleć, że to małe miasto stanowi jakąś cholerną stolicę przestępczości w Polsce.

Bohaterów jest bez liku, jednak nie przeszkodziło to autorce w przybliżeniu fascynujących życiorysów każdego z nich. Arcyciekawe było czytanie przez pięć stron o przeszłości randomowej starszej pani, wynajmującej pokój, który później okazał się miejscem zbrodni. Ileż to wniosło do fabuły, ło! Bez tych bezcennych informacji po prostu nie ruszyłaby ona dalej!

A tak naprawdę to nie. W pewnym momencie już nie wiedziałam co ja czytam. W jakim celu ta głupia Załuska pojechała na Białostocczyznę? Znaleźć Polaka czy dać się wciągnąć jak naiwna łania w małomiasteczkowy galimatias? Skoro jest sprytną profilerką, znającą tajniki ludzkiej psychiki to dlaczego nie wykorzystuje swojego potencjału i zachowuje się jak podrzędna pani detektyw? I pytanie podstawowe: jaką my tu w ogóle sprawę rozwiązujemy?

Ja bardzo lubię książki, gdzie pojawia się motyw hermetycznie zamkniętej społeczności w zapomnianym miasteczku na końcu świata, skrywającej jakieś mroczne tajemnice, do których nagle chce się dokopać wścibski nieznajomy. Mogę nawet powiedzieć, że to jedna z mojej ulubionej tematyki powieści – niestety w „Okularniku” jest to kompletnie bez polotu i bez pomysłu.

SPOJLER ALERT!

Przy zakończeniu opadło mi wszystko, co tylko mogło opaść. Zamiast skupić się na zaginięciach związanych z kobietami Bondaruka, na tych nieszczęsnych czaszkach chociażby! to na scenę wkracza szalona Pani Doktor, coś tam się dzieje i nagle puf! Kurtyna, a wszystkie wątki kończą się jak nożem uciął. Brawo, wyśmienity popis.

KONIEC SPOJLERU

Zła jestem jak cholera. Przecież to jest taki zmarnowany potencjał! Tu jest wszystko – i ciekawe miejsce, mała społeczność z przeszłością, skrywane tajemnice i pani profiler nawet łebska, jak się postara, i pani Bonda jakiś tam talent pisarski ma, inaczej przecież bym nie doczytała „Okularnika” do końca, i co? I na nic to! Wszystko zostało skopane po całości. Szkoda bardzo.

Widzę, że pani Bonda idzie w zaparte i wady swoich książek bierze za zalety.

Podobnie jak w „Pochłaniaczu”, tak i w tej książce mamy do czynienia z nadmiarem wszystkiego – w Hajnówce na jeden kilometr kwadratowy przypada po paru przestępców, trup ściele się gęsto i często, zarówno w przeszłości opisywanych zdarzeń, jak i teraźniejszości, a każdy z nich to właściwie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

No szkoda bardzo, ale książkę oceniam jako przeciętną.

Pierwsza część, ta opisująca wydarzenia z 1993 roku była świetna, nie mogłam się od niej oderwać. Punkt widzenia dzieciaków na światek mafijny, narkotyki, pieniądze, a gdzieś w tle szczeniackie zauroczenie – no miodzio. Żałuję, że skończyło się tylko na prologu, bo druga część zdecydowanie mnie już wymęczyła.

Za dużo gadaniny, za mało akcji jak na kryminał. Książka mogłaby spokojnie liczyć mniej stron i nic by nie straciła, a wręcz zyskała. Na przykład, po co monolog narratora o relacjach między Załuską, a Abramsem? Czy to naprawdę było niezbędne dla fabuły? Zwłaszcza, że Abrams znika gdzieś mniej więcej w połowie książki. Takich kwiatków jest więcej.
Duża ilość wątków pobocznych i postaci nie ułatwiała mi skupienia się na historii. W końcu zaczęłam się gubić kto jest kim, co robi, co robił w przeszłości i jaki ma, do cholery, związek ze sprawą.

Rozwiązanie zagadki jakieś takie bez fajerwerków, bez wielkiego „wow”, nie mówiąc już o tym, że motyw z bliźniakami jest tak wyświechtany, że aż mi się na śmiech zbiera, kiedy pomyślę, że ktoś jeszcze zdecydował się go użyć.

Oprócz prologu, na plus zaliczam jedynie gruntowne przygotowanie się autorki do napisania tej książki. Prawdziwe postacie ze świata mafii łączą się sprawnie z fikcją, a opisy działań techników policyjnych i badań dowodów zbrodni są dopracowane w każdym calu.

Spodziewałam się dobrego kryminału trzymającego w napięciu, a tu klops – dostałam obyczajówkę z bezpłciową panią profilerką. Po następne części może i sięgnę, ale bez przekonania.

No szkoda bardzo, ale książkę oceniam jako przeciętną.

Pierwsza część, ta opisująca wydarzenia z 1993 roku była świetna, nie mogłam się od niej oderwać. Punkt widzenia dzieciaków na światek mafijny, narkotyki, pieniądze, a gdzieś w tle szczeniackie zauroczenie – no miodzio. Żałuję, że skończyło się tylko na prologu, bo druga część zdecydowanie mnie już wymęczyła.

Za dużo...

więcej Pokaż mimo to