-
ArtykułySztuczna inteligencja już opanowuje branżę księgarską. Najwięksi wydawcy świata korzystają z AIKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus9
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
Biblioteczka
"Najmroczniejsze umysły skrywają się za fasadą najzwyklejszych twarzy."
"Mroczne Umysły" dały mi trochę do myślenia. Nie pozwoliły bym odłożyła je z powrotem na półkę. Z ręką na sercu, siedziałam kilka godzin w pokoju aż wreszcie ją skończyłam. Oj, Aleksandro Bracken, coś ty ze mną zrobiła? Ale.. przejdźmy do konkretów.
Cała akcja rozgrywa się w Ameryce, konkretnie w okolicach Wirginni. W Stanach dzieje się coś niepokojącego, mianowicie dzieci zaczynają umierać. Tak po prostu, bez żadnej konkretnej przyczyny. Chorują na chorobę zwaną ostra młodzieńcza neurodegeneracja idiopatyczna (w skrócie OMNI). Wydawałoby się, że to dobrze, że niektóre dzieci nie umierają, choć... nie do końca.
" Nie, oni nie lękali się o dzieci, które mogły umrzeć. Nie martwili się pustką, którą miały po sobie zostawić. Oni bali się nas - tych, którzy przeżyli."
W każdym razie te dzieci wykazują zdolności parapsychologiczne i zostają wysłane do obozów, w których pozbawia się ich dzieciństwa. Do takiego obozu trafiła główna bohaterka Ruby Elizabeth Daly. Wkrótce z czyjąś pomocą stamtąd ucieka i spotyka trójkę przyjaciół Liama, Pulpeta i Zu. Dalej książka opowiada ich losy i te wszystkie zamieszania, trudności... i chyba wiecie o co mi chodzi, nie? W każdym razie ściga ich SSP, a oni próbują znaleźć East River - jedyne bezpieczne miejsce dla takich jak oni.
O bohaterach pokrótce. Ruby, jak na główną żeńską postać przystało, irytowała mnie. Ale z pewnością, nie można porównać jej upierdliwości do Julii z "Dotyku Julii" czy Americi z "Rywalek". Jest bohaterką w miarę silną i może przez to da się ją jakoś znieść.
Liam... Wybacz, ale nadal będę się skrycie kochać w twoim bracie (o nim w drugim tomie). Chociaż trzeba przyznać, że Lee bez wątpienia zauroczy nie jedną czytelniczkę. Jest opiekuńczy, kochany i w ogóle.. A przy tym, jak się pewnie domyślacie, coś go łączy z główną bohaterką. Dla ciekawskich powiem, że trochę mi z oczu poleciało na kartki przy jednym z ostatnich rozdziałów.
"Nigdy - powiedział po chwili Liam. - Nigdy,nigdy,nigdy. Nigdy Cię nie zapomnę."
Pulpet. Bardzo pozytywna postać. Na początku był sceptycznie nastawiony do Ruby *ehem* nie dziwię się *ehem* Ale potem mu najwyraźniej przeszło. Zu natomiast... była bardzo cicha. Ale i tak ją pokochałam.
Jest jeszcze parę postaci, o których warto wspomnieć, ale co ja wam tam będę gadać - sami przeczytacie jeśli was ta książka zainteresowała.
Ode mnie dostaje 8/10 punktów.
"Najmroczniejsze umysły skrywają się za fasadą najzwyklejszych twarzy."
"Mroczne Umysły" dały mi trochę do myślenia. Nie pozwoliły bym odłożyła je z powrotem na półkę. Z ręką na sercu, siedziałam kilka godzin w pokoju aż wreszcie ją skończyłam. Oj, Aleksandro Bracken, coś ty ze mną zrobiła? Ale.. przejdźmy do konkretów.
Cała akcja rozgrywa się w Ameryce, konkretnie w...
Po przeczytaniu tej książki mam ochotę udusić panią Cass gołymi rękami.
Cała trylogia, gdy była jeszcze trylogią, nie była wybitna - przyznaję, ale miała w sobie taki jakiś specyficzny urok, że nie sposób było nie uśmiechać się w niektórych momentach czytania książki.
Jak dla mnie "Rywalki" były świetne, "Elita" dobra, "Jedyna" mimo, że chwilami przewidywalna była doskonałym zwieńczeniem serii. A "Następczyni"... Z początku było mi ją ciężko przetrawić, ale w końcu do mnie doszło, że to nie jest historia Americi i Maxona. Że to jest zupełnie co innego. Ale czy to oznacza, że inne niż to co znamy jest gorsze?
Cóż, zaczynając od początku: myślę, że każdy, kto sięgał po książkę spodziewał się cukierkowego świata i bajecznej przyszłości jaką miało za sobą nieść zniesienie kast. Nic bardziej mylnego. W całym państwie wybuchały zamieszki, bo życie mieszkańców Illei nie było takie jakiego oczekiwano. Ludzie twierdzili, że zasługują na więcej, a ponad to kasty nadal istniały w postaci niewidzialnych granic odgradzających ludzi, którzy pochodzili niegdyś z wyższych sfer od tych z niższych. Cała ta sytuacja w kraju wydała mi się strasznie frustrująca. Spodziewałam się zupełnie czego innego. Ale czy to źle? Wydaje mi się, że to taki mały przebłysk oryginalności.
Co się tyczy bohaterów: Eadlyn to klasyczna rozpuszczona księżniczka, która jest tak zapatrzona w siebie, że zdaje się ignorować zaistniałą sytuację i być kompletnie niewrażliwa na problemy innych. W sumie, jeśli by się nad tym dłużej zastanowić, jest to też coś nowego w książkach dla młodzieży. Zazwyczaj główna bohaterka to przestraszona dziewczynka, która uważa siebie za potwora i boi się walczyć o swoje. Choć Eadlyn kompletnie nie przypadła mi do gustu, sądzę, że ta inność bohaterki jest całkiem przyjemną odmianą.
W "Następczyni" zobaczyłam swoich ulubionych bohaterów z poprzednich trzech tomów jako osoby dorosłe. Nie powiem, że nie piszczałam w duchu, kiedy na horyzoncie znowu pojawił się Maxon. I to jeszcze w dodatku w roli troskliwego ojca... Americę wyobrażałam sobie kompletnie inaczej jako matkę, ale to nie umniejsza mojej sympatii do niej. Liczyłam tylko na to, że Cass pozwoli jej zachować jej upartość i buntowniczą żyłkę. Można by rzec, że Ami zmieniła się z biegiem czasu w Amberly.
W tym tomie na głównym planie zostało postawionych 35 facetów, tak więc jest to chyba wszystko o czym marzy każda czytelniczka. Zwykle autorzy są w stanie nas uraczyć jednym, czasem dwoma, uroczymi chłopakami. Tutaj jednak było ich prawie trzy tuziny. Było w czym wybierać. Jednak dla mnie numerem jeden jest brat Eadlyn, Ahren (zupełnie nie rozumiem, czemu inni go nie lubią; cóż, więcej dla mnie ;D). A w kwestii kandydatów do roli przyszłego męża naszej księżniczki, spodobało mi się trzech czy czterech.
Wielokrotnie nasuwała mi się uporczywa myśl, że tym tomem ta seria zepsuła sobie wszystko to co osiągnęła w poprzednich tomach. Kilka razy przyszło mi na myśl, że wolałabym nie wiedzieć jak dalej potoczą się losy Americi i Maxona. I, że wolałabym dalej domyślać się jak mogłoby to wyglądać. Mam wrażenie, że historia, którą wykreowałam im obojgu we własnej głowie całkowicie by mnie usatysfakcjonowała. Poza tym to zakończenie, za które po prostu mam ochotę zamordować autorkę. Jak mogła to zakończyć w takim momencie?! Myślę, że to właśnie ten incydent, a nie rozterki Eadlyn będę dla mnie motywacją do sięgnięcia po kolejną część.
Jeszcze nie wiem, czy żałuję, że przeczytałam czwarty tom tej serii. Z pewnością dowiem się za jakiś czas, gdy już wszystko poukładam w swojej głowie. Tym czasem mogę jedynie rwać włosy z głowy przez nadchodzący rok, czekając na kolejną część, i polecić całą tą serię. Bo jest warta przeczytania. Nie wiem jedynie, czy jako trylogia, czy jako zbiór pięciu tomów.
8/10
Po przeczytaniu tej książki mam ochotę udusić panią Cass gołymi rękami.
Cała trylogia, gdy była jeszcze trylogią, nie była wybitna - przyznaję, ale miała w sobie taki jakiś specyficzny urok, że nie sposób było nie uśmiechać się w niektórych momentach czytania książki.
Jak dla mnie "Rywalki" były świetne, "Elita" dobra, "Jedyna" mimo, że chwilami przewidywalna była...
Cóż by tu powiedzieć... Ta książka mnie zaskoczyła. Owszem, reszta trylogii była dobra, ale sięgając po "Jedyną" nie spodziewałam się tego co dostałam. Byłam niemal pewna, że autorka zakończy tą serię banalnie i przewidywalnie, a jednak muszę przyznać, że zwłaszcza czytając ostatnie kilkadziesiąt stron omal nie stanęło mi serce! Dostałam taką dawkę emocji, że nie mogłam oderwać się od lektury. Kilka razy pociekły mi łzy. Ale przez większość książki byłam w stanie głębokiego oczarowania. No i oczywiście Maxon... Ach, jak ja go kocham...
Na prawdę nie wiem co mogłabym jeszcze napisać o "Jedynej". Może po prostu dodam, że jest cudownym ukoronowanie serii i ogromnie polecam tę książkę (a może raczej najpierw poprzednie tomy). :D
Cóż by tu powiedzieć... Ta książka mnie zaskoczyła. Owszem, reszta trylogii była dobra, ale sięgając po "Jedyną" nie spodziewałam się tego co dostałam. Byłam niemal pewna, że autorka zakończy tą serię banalnie i przewidywalnie, a jednak muszę przyznać, że zwłaszcza czytając ostatnie kilkadziesiąt stron omal nie stanęło mi serce! Dostałam taką dawkę emocji, że nie mogłam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Czerń jest kolorem pamięci. To masz kolor. Jedyny, którego użyją, by opowiedzieć naszą historię."
O "Po zmierzchu" mogę powiedzieć tyle, że była to najlepsza część w całej trylogii. Dobrze napisana, bez większych pomyłek i naprawdę trzymająca w napięciu, chociaż przez połowę tomu bohaterowie przygotowywali się do walki, było pokazane jak dostosowują się do nowej sytuacji i tym podobne.
Niektóre momenty mogły podchodzić pod delikatne naciąganie, ale dało się na to przymknąć oko. Sytuacja między Ruby, a Liamem była strasznie... frustrująca. Tak, chyba to właściwe słowo. Była frustrująca. A relacje między braćmi Stewart... czysta braterska miłość. Jeden martwi się o drugiego, a tamten wyzywa go od skończonych dupków. Takich sytuacji między Cole'em, a Liamem było na prawdę mnóstwo.
"- Wyglądasz jakby cię coś przeżuło i wypluło.
- Spójrz na siebie. Ty wyglądasz jakby cię coś przeżuło i wydaliło drugim końcem."
Bohaterowie. Jeśli o nich chodzi to każdy był inny, oryginalny, unikatowy. Większość z nich polubiłam, niektórych wręcz pokochałam. Ale mam też znienawidzonego bohatera tej serii *ekhm* Clancy'ego *ekhm*.
Ruby bardzo zmieniła się od pierwszej części. Nie wiem czy na lepsze, ale przestała być wystraszoną dziewczynką, co chyba można zaliczyć na plus.
Liam. On zawsze będzie taki Liamowaty. Lee to Lee i koniec kropka. Jak zawsze czarujący i opiekuńczy. Chwilami nawet za bardzo...
Reszta bohaterów też przeszła zmianę. Ujrzałam Cole'a w zupełnie innym świetle. Zobaczyłam jak trudno być Czerwonym. Poczułam jego lęk, strach przed odrzuceniem, jakby był mój. Utożsamiłam się z tym bohaterem w jakiś sposób. Choć nie żyję w świecie Mrocznych Umysłów, zobaczyłam swoje życie w jego życiu. I to jest właśnie dla mnie najpiękniejsze. Kiedy książka sprawia, że identyfikuję się z bohaterem.
"Rewolucję wygrywa się krwią, nie słowami."
Moim zdaniem w tej książce krwi było jednocześnie za dużo, jak i za mało. Jakkolwiek dziwne to brzmi. Brakowało więcej strat (to chyba miała być wojna! halo!), podczas gdy w zasadzie była tylko jedna. (Po której z resztą mam głęboką depresję.) W sumie nie jestem pewna, czy to iż było tak mało tragicznych śmierci jest plusem, czy raczej minusem...
Nie lubię się rozstawać z bohaterami, do których się tak bardzo przywiązałam. To była chyba pierwsza śmierć bohatera, na której tak ryczałam. I po której czułam dziwnie narastającą we mnie pustkę.
Na swój sposób to niesamowite, że autorka potrafiła wykrzesać ze mnie tyle emocji podczas czytania. I za to - choć nie jest ideałem - jestem wręcz zmuszona dać 3 części "Mrocznych Umysłów" 10 gwiazdek.
"Czerń jest kolorem pamięci. To masz kolor. Jedyny, którego użyją, by opowiedzieć naszą historię."
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toO "Po zmierzchu" mogę powiedzieć tyle, że była to najlepsza część w całej trylogii. Dobrze napisana, bez większych pomyłek i naprawdę trzymająca w napięciu, chociaż przez połowę tomu bohaterowie przygotowywali się do walki, było pokazane jak dostosowują się do nowej sytuacji...