Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

"The Boy Who Sneaks in my Bedroom Window" to książka, którą pochłonęłam błyskawicznie. Ale czy była dobra? Trochę ciężko powiedzieć.
Na początku strasznie spodobał mi się pomysł na tę powieść. Oczarował mnie też jeden z głównych bohaterów - a mianowicie: Liam. Przez ponad 100 stron byłam książką niemal zachwycona. Ale potem zaczęło się już trochę psuć. Wszystko działo się zdecydowanie za szybko, było stanowczo zbyt cukierkowo, a momentami wydawało mi się, że czytam jakąś "nastolatkową" historię w stylu Greya lub innych tego typu. Sytuację pogorszyła główna bohaterka, która, mimo, że jest ode mnie starsza, zachowywała się strasznie infantylnie. Brnąć dalej w akcję zdecydowałam się tylko ze względu na Liama.
I w sumie nie żałuję swojego wyboru, pod koniec nie było to już tak bardzo przesłodzone.
Ostatecznie oceniam książkę 7/10, bo nie powiem, mimo, że chwilami płytka, podobała mi się. Polecam osobom , które szukają tak zwanego "odmóżdżacza" i chcą odpocząć od bardziej wymagających lektur.

"The Boy Who Sneaks in my Bedroom Window" to książka, którą pochłonęłam błyskawicznie. Ale czy była dobra? Trochę ciężko powiedzieć.
Na początku strasznie spodobał mi się pomysł na tę powieść. Oczarował mnie też jeden z głównych bohaterów - a mianowicie: Liam. Przez ponad 100 stron byłam książką niemal zachwycona. Ale potem zaczęło się już trochę psuć. Wszystko działo się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Świat pęka w szwach od ludzi, a każdego z nich możemy sobie wyobrazić, tylko że nieodmiennie tworzymy sobie o nich niewłaściwe wyobrażenia."

Są książki, które opowiadają o życiu i takie, które uczą nas jak żyć.

Myślę, że ta książka zalicza się do tego drugiego gatunku. Pokazuje, że ludzie często różnią się od naszych wyobrażeń o nich; że każdy z nas jest inny i każdy musi znaleźć w życiu własną drogę; że nawet jeśli wydaje nam się, że już pękły w nas wszystkie struny, musimy poszukać czegoś, co pozwoli nam poczuć, że ciągle warto żyć.

Książka jest absolutnie wspaniała, mądra, diabelnie inteligentna, a do tego jeszcze zabawna. Rozbiła moje serce, zabrała moją nadzieję w ludzi, w życie, we wszystko, a potem mi ją zwróciła i to wszystko było niesamowite.

Może się zdawać, że wszystko zbytnio koloryzuję itepe itede, ale naprawdę tak się czułam czytając tę książkę. Była po prostu NIESAMOWITA i polecam ją absolutnie wszystkim.

"Świat pęka w szwach od ludzi, a każdego z nich możemy sobie wyobrazić, tylko że nieodmiennie tworzymy sobie o nich niewłaściwe wyobrażenia."

Są książki, które opowiadają o życiu i takie, które uczą nas jak żyć.

Myślę, że ta książka zalicza się do tego drugiego gatunku. Pokazuje, że ludzie często różnią się od naszych wyobrażeń o nich; że każdy z nas jest inny i każdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Szkoda, że to już koniec.
Strasznie zżyłam się z bohaterami i po skończeniu książki poczułam się taka jakaś... pusta.
Ogólnie tak jak poprzednie tomy, Miasto Niebiańskiego Ognia pochłonęło mnie błyskawicznie i zanim się obejrzałam, okazało się, że zostały mi zaledwie cztery strony.
Nie dałam dziesięciu gwiazdek tylko dlatego, bo moim zdaniem, chociaż miał być to taki wybuchowy tom to Cassie w pewnych momentach trochę (ale tylko trochę) przesłodziła, no ale nie będę spoilerować. ;)
W każdym razie polecam całą serię!

Szkoda, że to już koniec.
Strasznie zżyłam się z bohaterami i po skończeniu książki poczułam się taka jakaś... pusta.
Ogólnie tak jak poprzednie tomy, Miasto Niebiańskiego Ognia pochłonęło mnie błyskawicznie i zanim się obejrzałam, okazało się, że zostały mi zaledwie cztery strony.
Nie dałam dziesięciu gwiazdek tylko dlatego, bo moim zdaniem, chociaż miał być to taki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po przeczytaniu tej książki mam ochotę udusić panią Cass gołymi rękami.

Cała trylogia, gdy była jeszcze trylogią, nie była wybitna - przyznaję, ale miała w sobie taki jakiś specyficzny urok, że nie sposób było nie uśmiechać się w niektórych momentach czytania książki.

Jak dla mnie "Rywalki" były świetne, "Elita" dobra, "Jedyna" mimo, że chwilami przewidywalna była doskonałym zwieńczeniem serii. A "Następczyni"... Z początku było mi ją ciężko przetrawić, ale w końcu do mnie doszło, że to nie jest historia Americi i Maxona. Że to jest zupełnie co innego. Ale czy to oznacza, że inne niż to co znamy jest gorsze?

Cóż, zaczynając od początku: myślę, że każdy, kto sięgał po książkę spodziewał się cukierkowego świata i bajecznej przyszłości jaką miało za sobą nieść zniesienie kast. Nic bardziej mylnego. W całym państwie wybuchały zamieszki, bo życie mieszkańców Illei nie było takie jakiego oczekiwano. Ludzie twierdzili, że zasługują na więcej, a ponad to kasty nadal istniały w postaci niewidzialnych granic odgradzających ludzi, którzy pochodzili niegdyś z wyższych sfer od tych z niższych. Cała ta sytuacja w kraju wydała mi się strasznie frustrująca. Spodziewałam się zupełnie czego innego. Ale czy to źle? Wydaje mi się, że to taki mały przebłysk oryginalności.

Co się tyczy bohaterów: Eadlyn to klasyczna rozpuszczona księżniczka, która jest tak zapatrzona w siebie, że zdaje się ignorować zaistniałą sytuację i być kompletnie niewrażliwa na problemy innych. W sumie, jeśli by się nad tym dłużej zastanowić, jest to też coś nowego w książkach dla młodzieży. Zazwyczaj główna bohaterka to przestraszona dziewczynka, która uważa siebie za potwora i boi się walczyć o swoje. Choć Eadlyn kompletnie nie przypadła mi do gustu, sądzę, że ta inność bohaterki jest całkiem przyjemną odmianą.

W "Następczyni" zobaczyłam swoich ulubionych bohaterów z poprzednich trzech tomów jako osoby dorosłe. Nie powiem, że nie piszczałam w duchu, kiedy na horyzoncie znowu pojawił się Maxon. I to jeszcze w dodatku w roli troskliwego ojca... Americę wyobrażałam sobie kompletnie inaczej jako matkę, ale to nie umniejsza mojej sympatii do niej. Liczyłam tylko na to, że Cass pozwoli jej zachować jej upartość i buntowniczą żyłkę. Można by rzec, że Ami zmieniła się z biegiem czasu w Amberly.

W tym tomie na głównym planie zostało postawionych 35 facetów, tak więc jest to chyba wszystko o czym marzy każda czytelniczka. Zwykle autorzy są w stanie nas uraczyć jednym, czasem dwoma, uroczymi chłopakami. Tutaj jednak było ich prawie trzy tuziny. Było w czym wybierać. Jednak dla mnie numerem jeden jest brat Eadlyn, Ahren (zupełnie nie rozumiem, czemu inni go nie lubią; cóż, więcej dla mnie ;D). A w kwestii kandydatów do roli przyszłego męża naszej księżniczki, spodobało mi się trzech czy czterech.

Wielokrotnie nasuwała mi się uporczywa myśl, że tym tomem ta seria zepsuła sobie wszystko to co osiągnęła w poprzednich tomach. Kilka razy przyszło mi na myśl, że wolałabym nie wiedzieć jak dalej potoczą się losy Americi i Maxona. I, że wolałabym dalej domyślać się jak mogłoby to wyglądać. Mam wrażenie, że historia, którą wykreowałam im obojgu we własnej głowie całkowicie by mnie usatysfakcjonowała. Poza tym to zakończenie, za które po prostu mam ochotę zamordować autorkę. Jak mogła to zakończyć w takim momencie?! Myślę, że to właśnie ten incydent, a nie rozterki Eadlyn będę dla mnie motywacją do sięgnięcia po kolejną część.

Jeszcze nie wiem, czy żałuję, że przeczytałam czwarty tom tej serii. Z pewnością dowiem się za jakiś czas, gdy już wszystko poukładam w swojej głowie. Tym czasem mogę jedynie rwać włosy z głowy przez nadchodzący rok, czekając na kolejną część, i polecić całą tą serię. Bo jest warta przeczytania. Nie wiem jedynie, czy jako trylogia, czy jako zbiór pięciu tomów.

8/10

Po przeczytaniu tej książki mam ochotę udusić panią Cass gołymi rękami.

Cała trylogia, gdy była jeszcze trylogią, nie była wybitna - przyznaję, ale miała w sobie taki jakiś specyficzny urok, że nie sposób było nie uśmiechać się w niektórych momentach czytania książki.

Jak dla mnie "Rywalki" były świetne, "Elita" dobra, "Jedyna" mimo, że chwilami przewidywalna była...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Taka odmiana była fajna.
Wreszcie mogłam popatrzeć na świat Mrocznych Umysłów oczami kogoś innego niż Ruby.
I to oczami niejakiego wroga.
Spodobało mi się.
Było ciekawie - ale nie czytałam z zapartym tchem, i myślę, że nowelki mają to do siebie, że rzadko kiedy wzbudzają większe emocje. Cieszę się jednak, że Bracken odkryła trochę więcej faktów jeśli chodzi o OMNI i życie łowców nagród.
Szkoda tylko, że to wszystko się tak skończyło. Tak... nijak. Zakończenie nie było dla mnie zaskoczeniem - jeśli ktoś czytał "Po zmierzchu", wiedział już jak to się skończy.

7/10

Taka odmiana była fajna.
Wreszcie mogłam popatrzeć na świat Mrocznych Umysłów oczami kogoś innego niż Ruby.
I to oczami niejakiego wroga.
Spodobało mi się.
Było ciekawie - ale nie czytałam z zapartym tchem, i myślę, że nowelki mają to do siebie, że rzadko kiedy wzbudzają większe emocje. Cieszę się jednak, że Bracken odkryła trochę więcej faktów jeśli chodzi o OMNI i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Czerń jest kolorem pamięci. To masz kolor. Jedyny, którego użyją, by opowiedzieć naszą historię."

O "Po zmierzchu" mogę powiedzieć tyle, że była to najlepsza część w całej trylogii. Dobrze napisana, bez większych pomyłek i naprawdę trzymająca w napięciu, chociaż przez połowę tomu bohaterowie przygotowywali się do walki, było pokazane jak dostosowują się do nowej sytuacji i tym podobne.

Niektóre momenty mogły podchodzić pod delikatne naciąganie, ale dało się na to przymknąć oko. Sytuacja między Ruby, a Liamem była strasznie... frustrująca. Tak, chyba to właściwe słowo. Była frustrująca. A relacje między braćmi Stewart... czysta braterska miłość. Jeden martwi się o drugiego, a tamten wyzywa go od skończonych dupków. Takich sytuacji między Cole'em, a Liamem było na prawdę mnóstwo.
"- Wyglądasz jakby cię coś przeżuło i wypluło.
- Spójrz na siebie. Ty wyglądasz jakby cię coś przeżuło i wydaliło drugim końcem."

Bohaterowie. Jeśli o nich chodzi to każdy był inny, oryginalny, unikatowy. Większość z nich polubiłam, niektórych wręcz pokochałam. Ale mam też znienawidzonego bohatera tej serii *ekhm* Clancy'ego *ekhm*.
Ruby bardzo zmieniła się od pierwszej części. Nie wiem czy na lepsze, ale przestała być wystraszoną dziewczynką, co chyba można zaliczyć na plus.
Liam. On zawsze będzie taki Liamowaty. Lee to Lee i koniec kropka. Jak zawsze czarujący i opiekuńczy. Chwilami nawet za bardzo...
Reszta bohaterów też przeszła zmianę. Ujrzałam Cole'a w zupełnie innym świetle. Zobaczyłam jak trudno być Czerwonym. Poczułam jego lęk, strach przed odrzuceniem, jakby był mój. Utożsamiłam się z tym bohaterem w jakiś sposób. Choć nie żyję w świecie Mrocznych Umysłów, zobaczyłam swoje życie w jego życiu. I to jest właśnie dla mnie najpiękniejsze. Kiedy książka sprawia, że identyfikuję się z bohaterem.

"Rewolucję wygrywa się krwią, nie słowami."
Moim zdaniem w tej książce krwi było jednocześnie za dużo, jak i za mało. Jakkolwiek dziwne to brzmi. Brakowało więcej strat (to chyba miała być wojna! halo!), podczas gdy w zasadzie była tylko jedna. (Po której z resztą mam głęboką depresję.) W sumie nie jestem pewna, czy to iż było tak mało tragicznych śmierci jest plusem, czy raczej minusem...
Nie lubię się rozstawać z bohaterami, do których się tak bardzo przywiązałam. To była chyba pierwsza śmierć bohatera, na której tak ryczałam. I po której czułam dziwnie narastającą we mnie pustkę.

Na swój sposób to niesamowite, że autorka potrafiła wykrzesać ze mnie tyle emocji podczas czytania. I za to - choć nie jest ideałem - jestem wręcz zmuszona dać 3 części "Mrocznych Umysłów" 10 gwiazdek.

"Czerń jest kolorem pamięci. To masz kolor. Jedyny, którego użyją, by opowiedzieć naszą historię."

O "Po zmierzchu" mogę powiedzieć tyle, że była to najlepsza część w całej trylogii. Dobrze napisana, bez większych pomyłek i naprawdę trzymająca w napięciu, chociaż przez połowę tomu bohaterowie przygotowywali się do walki, było pokazane jak dostosowują się do nowej sytuacji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Co by tu powiedzieć o I tomie PLL...? Podobała mi. Na prawdę bardzo mi się podobała. Niestety przed przeczytaniem książki oglądałam serial i bałam się, że tym samym popsuję sobie całą radość z lektury. Na szczęście tak się nie stało. W prawdzie, znałam całą fabułę, ale i tak książkę czytało mi się bardzo przyjemnie. Miała w sobie tę nutkę grozy jaką miał serial i jako, że należę do wielkich tchórzy pewnie cała ta seria kiedyś odbije się trwale na mojej psychice. Mam teraz fobię przed pustymi pokojami.
I lustrami.
I szafami.
I SMS-ami.
I... dobra, nieważne.
W niektórych momentach czytania aż miałam ciarki na plecach, ale chyba wynika to z mojego usposobienia.
Ale co z tego? Ważne, że przeczytałam świetną książkę. Seria "Pretty Little Liars" na pewno będzie tego warta. (tylko czemu jest taka długa???)

Co by tu powiedzieć o I tomie PLL...? Podobała mi. Na prawdę bardzo mi się podobała. Niestety przed przeczytaniem książki oglądałam serial i bałam się, że tym samym popsuję sobie całą radość z lektury. Na szczęście tak się nie stało. W prawdzie, znałam całą fabułę, ale i tak książkę czytało mi się bardzo przyjemnie. Miała w sobie tę nutkę grozy jaką miał serial i jako, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Najmroczniejsze umysły skrywają się za fasadą najzwyklejszych twarzy."

"Mroczne Umysły" dały mi trochę do myślenia. Nie pozwoliły bym odłożyła je z powrotem na półkę. Z ręką na sercu, siedziałam kilka godzin w pokoju aż wreszcie ją skończyłam. Oj, Aleksandro Bracken, coś ty ze mną zrobiła? Ale.. przejdźmy do konkretów.
Cała akcja rozgrywa się w Ameryce, konkretnie w okolicach Wirginni. W Stanach dzieje się coś niepokojącego, mianowicie dzieci zaczynają umierać. Tak po prostu, bez żadnej konkretnej przyczyny. Chorują na chorobę zwaną ostra młodzieńcza neurodegeneracja idiopatyczna (w skrócie OMNI). Wydawałoby się, że to dobrze, że niektóre dzieci nie umierają, choć... nie do końca.

" Nie, oni nie lękali się o dzieci, które mogły umrzeć. Nie martwili się pustką, którą miały po sobie zostawić. Oni bali się nas - tych, którzy przeżyli."

W każdym razie te dzieci wykazują zdolności parapsychologiczne i zostają wysłane do obozów, w których pozbawia się ich dzieciństwa. Do takiego obozu trafiła główna bohaterka Ruby Elizabeth Daly. Wkrótce z czyjąś pomocą stamtąd ucieka i spotyka trójkę przyjaciół Liama, Pulpeta i Zu. Dalej książka opowiada ich losy i te wszystkie zamieszania, trudności... i chyba wiecie o co mi chodzi, nie? W każdym razie ściga ich SSP, a oni próbują znaleźć East River - jedyne bezpieczne miejsce dla takich jak oni.
O bohaterach pokrótce. Ruby, jak na główną żeńską postać przystało, irytowała mnie. Ale z pewnością, nie można porównać jej upierdliwości do Julii z "Dotyku Julii" czy Americi z "Rywalek". Jest bohaterką w miarę silną i może przez to da się ją jakoś znieść.
Liam... Wybacz, ale nadal będę się skrycie kochać w twoim bracie (o nim w drugim tomie). Chociaż trzeba przyznać, że Lee bez wątpienia zauroczy nie jedną czytelniczkę. Jest opiekuńczy, kochany i w ogóle.. A przy tym, jak się pewnie domyślacie, coś go łączy z główną bohaterką. Dla ciekawskich powiem, że trochę mi z oczu poleciało na kartki przy jednym z ostatnich rozdziałów.

"Nigdy - powiedział po chwili Liam. - Nigdy,nigdy,nigdy. Nigdy Cię nie zapomnę."

Pulpet. Bardzo pozytywna postać. Na początku był sceptycznie nastawiony do Ruby *ehem* nie dziwię się *ehem* Ale potem mu najwyraźniej przeszło. Zu natomiast... była bardzo cicha. Ale i tak ją pokochałam.
Jest jeszcze parę postaci, o których warto wspomnieć, ale co ja wam tam będę gadać - sami przeczytacie jeśli was ta książka zainteresowała.
Ode mnie dostaje 8/10 punktów.

"Najmroczniejsze umysły skrywają się za fasadą najzwyklejszych twarzy."

"Mroczne Umysły" dały mi trochę do myślenia. Nie pozwoliły bym odłożyła je z powrotem na półkę. Z ręką na sercu, siedziałam kilka godzin w pokoju aż wreszcie ją skończyłam. Oj, Aleksandro Bracken, coś ty ze mną zrobiła? Ale.. przejdźmy do konkretów.
Cała akcja rozgrywa się w Ameryce, konkretnie w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Cóż by tu powiedzieć... Ta książka mnie zaskoczyła. Owszem, reszta trylogii była dobra, ale sięgając po "Jedyną" nie spodziewałam się tego co dostałam. Byłam niemal pewna, że autorka zakończy tą serię banalnie i przewidywalnie, a jednak muszę przyznać, że zwłaszcza czytając ostatnie kilkadziesiąt stron omal nie stanęło mi serce! Dostałam taką dawkę emocji, że nie mogłam oderwać się od lektury. Kilka razy pociekły mi łzy. Ale przez większość książki byłam w stanie głębokiego oczarowania. No i oczywiście Maxon... Ach, jak ja go kocham...
Na prawdę nie wiem co mogłabym jeszcze napisać o "Jedynej". Może po prostu dodam, że jest cudownym ukoronowanie serii i ogromnie polecam tę książkę (a może raczej najpierw poprzednie tomy). :D

Cóż by tu powiedzieć... Ta książka mnie zaskoczyła. Owszem, reszta trylogii była dobra, ale sięgając po "Jedyną" nie spodziewałam się tego co dostałam. Byłam niemal pewna, że autorka zakończy tą serię banalnie i przewidywalnie, a jednak muszę przyznać, że zwłaszcza czytając ostatnie kilkadziesiąt stron omal nie stanęło mi serce! Dostałam taką dawkę emocji, że nie mogłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Ta książka bez wątpienia jest czymś niezwykłym.
Podczas czytania jej doświadczałam wielu różnych emocji. W jednej chwili się śmiałam, a w następnej płakałam. W jeszcze innej byłam po prostu wściekła na głównych bohaterów. Że się przez tyle lat nie skapnęli, że są w sobie zakochani! :P
Jednocześnie nienawidziłam wszystkich dziewczyn (żon) Aleksa i wszystkich adoratorów Rosie. Pierwszoplanowi bohaterowie byli momentami irytujący (te ich niezdecydowanie...), kilka razy chciałam rzucić książką o ścianę (raz to zrobiła, róg mi się zagiął...;c) wiele razy ją odkładałam, ale po kilkunastu minutach wracałam do lektury.
Mimo kilku wad "Love, Rosie" czy też "Na końcu tęczy" jest wybitną książką. Polecam ją każdemu!

Ta książka bez wątpienia jest czymś niezwykłym.
Podczas czytania jej doświadczałam wielu różnych emocji. W jednej chwili się śmiałam, a w następnej płakałam. W jeszcze innej byłam po prostu wściekła na głównych bohaterów. Że się przez tyle lat nie skapnęli, że są w sobie zakochani! :P
Jednocześnie nienawidziłam wszystkich dziewczyn (żon) Aleksa i wszystkich adoratorów...

więcej Pokaż mimo to