-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2017-10-02
2017-06-04
Dwie bajki, jedno zakończenie.
Dowiedziawszy się, że kolejna książka Kasie West zostanie wydana w Polsce nie czekałam na zaskoczenie. Po przeczytaniu poprzednich książek autorki, wiedziałam, że ta da radę i mogę jej w pełni zaufać. „Chłopak z innej bajki” to pełna sarkazmu i pozytywnej energii książka, z którą spędza się miło czas.
„Brak poczucia szczęścia bierze się z niespełnionych oczekiwań.”
Caymen uczy się, a w wolnym czasie pomaga mamie prowadzić sklep z lalkami. Gdy pewnego dnia do sklepu wchodzi bogaty młodzieniec Caymen nie wie jeszcze, że ten dzień będzie początkiem niezłego zamieszania w jej życiu.
„Uczucia mogą być najkosztowniejszą rzeczą na świecie.”
Kasie West to autorka, która pisze z niezwykłą lekkością. W jej powieściach czuć świeżość, mimo, że można doszukać się pewnej schematyczności. Polubiłam jej styl j język. „Chłopak z innej bajki” to kolejna jej powieść, której nie da się nie lubić. To wciągająca, zabawna, przyjemna lektura dla każdego czytelnika. Wszystko w niej jest zgrane, a tematy, które porusza West są bardzo naturalne i rzeczywiste.
Bohaterowie powieści są bardzo pozytywni. Mamy tutaj zderzenie dwóch światów, które w literaturze poetycko nazywane są świat biednych i świat bogatych. Para głównych bohaterów właśnie z takich światów pochodzi. Ona biedna dziewczyna, mieszkająca z matką, pomagająca jej w jej interesie i poświęcająca temu każdą wolną chwilę. On bogaty dzieciak, który ma przejąć rodzinny interes. Nagle ich drogi się przecinają i oboje dostrzegają. że łączy ich więcej niż mogło by się wydawać. Na wyróżnienie zasługują także postacie drugoplanowe. Najlepsza przyjaciółka Caymen – Skye – to dosłownie uosobienie najlepszego przyjaciela. Życzę każdemu kogoś takiego za przyjaciela, kto nie tylko jest, ale i zawsze będzie. Mason wokalista Zrzędliwych Ropuch, który okazał się przyjacielem i wiedział kiedy się wycofać też jest postacią godną zauważenia. Każdy z bohaterów w „Chłopaku z innej bajki” jest bardzo dobrze wykreowany i na pewno każdy z czytelników znajdzie wśród nich swojego ulubieńca.
„Ciągle mi mało. Nie wiem, jak potrafiłam istnieć bez niego, bo w tej chwili to jego energia jest moją siłą napędową.”
W tej powieści, tak jak już wcześniej wspomniałam, pokazane są dwa światy: biednych i bogatych. Autorka udowodniła, że nie ma większej różnicy między ludźmi z tych dwóch grup społecznych. No oczywiście zdarzają się wyjątki, czyli po prostu nazwijmy ich „złymi ludźmi” żeby nie musieć używać bardziej niecenzuralnych słów. Kasie West również pokazała tych „złych ludzi” i to w jaki sposób odbiegają oni od normy człowieczeństwa. Nie zawsze bogaty człowiek oznacza snoba, zarozumialca i kogoś kto gardzi tymi mniej zamożnymi. O tym wszystkim poczytacie w „Chłopaku z innej bajki”.
„Chłopak z innej bajki” to książka, po którą można sięgać bez większego zastanowienia, a tym bardziej znając poprzednie książki Kasie West. Choć może się wydawać, że jej książki są schematyczne i wiadomo co się wydarzy, to jednak każda z nich jest wyjątkowa i każda ma w sobie coś, co przyciąga rzesze czytelników. Tak też jest z „Chłopakiem z innej bajki”. Jest to książka wciągająca, która nie pozwala na nudę. Czytamy ją w mgnieniu oka dosłownie pochłaniając treści i zatracając się w fabule bez reszty. „Chłopak z innej bajki” kryje w sobie pewną tajemnicę, której autorka nie zdradza do końca. Tworzy to klimat, który dla czytelnika jest wręcz nie do zniesienie, gdyż kończąc książkę, nie poznajemy do końca pewnych faktów. Ale może to zamierzony chwyt i może kiedyś jeszcze przeczytamy o Caymen i Xandrze.
„Chłopak z innej bajki” nie jest kolejną historią Kopciuszka. To zabawna, lekka i bardzo przyjemna książka, która trafi do każdego czytelnika, a na pewno do większości z nich. Polecam tę książkę wszystkim, którzy mają ochotę spędzić czas z bardzo pozytywną lekturą. Każda książka Kasie West jest wart polecenia, dlatego jeżeli znajdziecie trochę więcej czasu to również serdecznie polecam jej poprzednie książki
Dwie bajki, jedno zakończenie.
Dowiedziawszy się, że kolejna książka Kasie West zostanie wydana w Polsce nie czekałam na zaskoczenie. Po przeczytaniu poprzednich książek autorki, wiedziałam, że ta da radę i mogę jej w pełni zaufać. „Chłopak z innej bajki” to pełna sarkazmu i pozytywnej energii książka, z którą spędza się miło czas.
„Brak poczucia szczęścia bierze się z...
2017-05-23
Jest adwokat, jest i prokurator.
Debiuty to wielka niewiadoma. Trzymając w dłoniach świeżutki debiut często zastanawiamy się, co przed nami. Nad debiutem Pauliny Świst nie trzeba się zastanawiać. Można brać go w ciemno. Ma wszystko to, co powinna mieć dobra książka – ciekawą, intrygującą i wciągającą fabułę, akcje zapierające dech w piersi, interesujących i charyzmatycznych bohaterów, zagadkę i wielką tajemnicę. „Prokurator” to książka pełna niespodzianek, która zaskakuje na każdej stronie.
„Poczułem, jak pod moją czaszką rozbłyskuje błyskawica. Wszystkie myśli zmieniły się w jedno wielkie pragnienie, by pokazać jej, że jest moja. Przywiązać do siebie.”
Kinga Błońska jest inteligentną i młoda osobą, która wplątała się w niezłe tarapaty. Złożyła pozew rozwodowy i na dodatek ma bronić swojego przyrodniego brata „Szarego”. Na dzień przed rozpoczęciem rozprawy spędza upojną noc z nieznajomym mężczyzną. Gdy wymyka się rano z jego mieszkania nie przypuszcza, że będzie miała z nim do czynienia już niedługo.
Książka rusza z grubej rury. Jest impreza, alkohol i sex, czyli opis na okładce idealnie przedstawia początek książki, co jest dużym plusem. Ostatnio rzadko trafiam na książki, gdzie opis to streszczenie początku powieści. Zazwyczaj są to streszczenia połowy książki, a nawet całej, co często psuje radość z czytania. „Prokuratora” czyta się z przyjemnością i ogromnym zainteresowaniem. To książka, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Jest wyrazista, wciągająca, intrygująca. Naprawdę mogłabym o niej pisać same pozytywy. „Prokurator” to bardzo udany debiut i do niczego nie mogę się przyczepić. Bardzo cieszy mnie, że autorką jest Polka. Mam nadzieję, że to nie będzie jej jedyna książka.
Bohaterowie powieści są wykreowani bardzo dobrze. Główni bohaterowie to para, której nie można zapomnieć. To postacie z bardzo ostrym i wyrazistym charakterem. Możecie sobie wyobrazić jak to wpływa na czytanie tej książki – to jakby przechodzenie przez sam środek największej burzy z piorunami. Totalny Armagedon. A ich utarczki słowne są wprost do pokochania. Bardzo polubiłam Kingę i Łukasza. Każde z nich ma zadziorny charakter. Po prostu nie da się ich nie lubić. Bohaterowie drugoplanowi są również wyraziści i bez nich ta powieść nie byłaby tak dobra.
Narracja w książce jest pierwszoosobowa, raz z punktu widzenia Kingi, a raz z punktu widzenia Łukasza. I nie są to długie rozdziały. To dosyć krótkie wstawki z myślami i opisem sytuacji z punktu widzenia każdego z głównych bohaterów. Czasami możemy poznać daną akcję z perspektywy i Kingi i Łukasza, przez co czytamy o niej dwa razy. Ale tak jest na początku książki, potem akcje już płynnie przechodzą jedna w drugą.
„Prokurator” to książka z pogranicza kryminału i literatury współczesnej, z nutką erotyku. Nie jest to perwersyjny erotyk, których czasami nie da się czytać. Choć główni bohaterowie mają temperament, który przelewają na swoje zbliżenia, to autorka zadbała o to, by te wątki czytało się przyjemnie. W ogóle całą książkę czyta się przyjemnie i szybko, a to za sprawą dobrego stylu i języka. Książka napisana jest ciekawie i tylko siła wyższa zmusza nas by odłożyć ją choćby na chwilę.
W tej książce są bardzo dobre akcje. Nie możemy się przy niej nudzić. Akcja dosłownie goni akcję, wszytko jest ze sobą powiązane, a rozwiązanie całej zagadki zaskoczy niejednego czytelnika. Jak już wspomniałam, to bardzo udany debiut polskiej autorki. Z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę nie tylko fanom kryminałów. To lektura dla każdego czytelnika. Szczerze polecam!
Jest adwokat, jest i prokurator.
Debiuty to wielka niewiadoma. Trzymając w dłoniach świeżutki debiut często zastanawiamy się, co przed nami. Nad debiutem Pauliny Świst nie trzeba się zastanawiać. Można brać go w ciemno. Ma wszystko to, co powinna mieć dobra książka – ciekawą, intrygującą i wciągającą fabułę, akcje zapierające dech w piersi, interesujących i...
2017-04-17
Przedślubna (krwawa) gorączka.
„Dziewczynka-Stonka i krwawe gody” to druga część przygód nietypowej dziewczynki, która jest niezwykle inteligentna i spostrzegawcza. Marta Borkowska po raz kolejny miło mnie zaskoczyła i sprawiła, że przez jeden wieczór mogłam zatopić się w naprawdę bardzo interesującej lekturze. Bo to książka dosłownie na jeden wieczór, przez co myślę, że zyska sympatię u osób, które z książką są nieco na bakier.
„Tylko światło może zaistnieć w mroku. To co ciemne, z minuty na minutę przestaje istnieć.”
Tym razem Dziewczynka-Stonka pomaga detektywowi Skutecznemu rozwiązać zagadkę bezpośrednio związaną z nim samym oraz z jego narzeczoną panną Zajad. Ślub zbliża się wielkimi krokami, a ktoś usilnie stara się temu zapobiec. Dziwne zbiegi okoliczności nie wróżą niczego dobrego. Dziewczynka-Stonka i Skuteczny muszą dopasować wszystkie elementy układanki nim będzie za późno.
Ta część jest nieco mniej groźna i spokojniejsza niż jej poprzedniczka – „Dziewczynka-Stonka i inwazja martwiaków”. Znowu mam problem do jakiej kategorii przypisać tę książkę. Zdecydowanie występuje w niej wątek kryminalny, który jest dużo bardziej rozbudowany niż w pierwszej części. Ta część jest mniej dziwaczna. Choć bohaterowie się powtarzają, a są oni mocno nietypowi, to wydaje mi się, że tu brakuje tego przedziwnego klimatu, który towarzyszył nam przy pierwszej części. W „Dziewczynce-Stonce i krwawych godach” mamy za to wielką tajemnicę, intrygującą zagadkę i całą masę tych fantastycznych pisarskich niedopowiedzeń, które sprawiają, że nie są zdradzone najważniejsze szczegóły fabuły od razu. Autorka stopniowo wykłada przed nami kolejne części układanki, byśmy sami mogli zabawić się w detektywów. Do końca nie wiemy, co się wydarzy. A zakończenie jest przysłowiową wisienką na torcie. Zaskakuje, mrozi krew w żyłach i wzrusza. Cała masa emocji. Takie właśnie powinno być zakończenie. Czytelnik nie spodziewa się co go czeka, a to co jest zawarte w zakończeniu przypiera go do muru. Brawo.
„Sama również kochała, lecz jej miłość była jak nienawiść: zabierała wszystko, karała za winy, dręczyła niepewnością, doprowadzała do szaleństwa.”
„Dziewczynka-Stonka i krwawe gody” to książka, która pozytywnie zaskakuje. Nie jest to typowa lektura. Na tych zaledwie 128 stronach małego formatu, które pochłaniamy w jeden wieczór, mieści się cała plejada interesujących postaci i szokujących akcji. Marta Borkowska skonstruowała tak fabułę, że nie mamy czasu na nudę. Akcja goni akcję, a czytelnik może tylko rwać sobie włosy z głowy. W tej części autorka postanowiła nieco odpuścić czytelnikowi elementy grozy i horroru. Jest ich znacznie mniej i w stopniu bardziej stonowanym. W zakończeniu czuć ciarki na plecach, ale już nie wystraszymy się tak bardzo, jak w pierwszej części.
Główna bohaterka, Dziewczynka-Stonka, jest inteligentną, młodą osobą, którą wyróżniają skrzydła stonki. Dziewczynka nie czuje się z tego powodu wyobcowana i to stara się podkreślić autorka. W tej części została nam przybliżona postać detektywa Skutecznego. Mamy okazję nieco bardziej zbliżyć się do tej postaci i wykształtować sobie jakieś zdanie na jego temat. Moje jest na razie neutralne, gdyż są w jego zachowaniu takie nawyki, za które bym go ukatrupiła, ale są też bardzo pozytywne aspekty jego osobowości. To dobrze o nim, jako o bohaterze książkowym, świadczy, gdyż wywołać skrajne emocje u czytelnika nie każdy potrafi. Nie mniej jednak to bardzo dobrze wykreowana postać. Pozostałe postacie, również idealnie wpasowują się w fabułę tworząc zgraną całość.
„Dziewczynka-Stonka i krwawe gody” to książka godna polecenia. Jest przedziwna, ale jak już wspomniałam w recenzji poprzedniej części, to jest przedziwność w pozytywnym sensie. Nie jest długa, to lektura na jedno popołudnie. Jedyną jej wadą może być właśnie jej obszerność, bo prawdziwi książkowi wyjadacze będą czuć pewien niedosyt. Książka jest idealna dla początkujących fanów kryminałów. Dzięki niej można poczuć (bądź nie) miętę do tego gatunku. Ta część jest bardziej intrygująca i wciągająca. Poprzednia była dobra, ale widać, że autorka się dopiero rozkręca. Dobrze to wróży dla kolejnych części. Trzymam kciuki, żeby były one równie dobre jak „Dziewczynka-Stonka i krwawe gody”, a nawet jeszcze lepsze.
Na sam koniec wspomnę, że Wydawnictwo Ekwita dalej wspiera schroniska dla zwierząt. Z każdego sprzedanego egzemplarza przekaże złotówkę na ten cel. Akcja bardzo dobra. Oczywiście popieram!
Przedślubna (krwawa) gorączka.
„Dziewczynka-Stonka i krwawe gody” to druga część przygód nietypowej dziewczynki, która jest niezwykle inteligentna i spostrzegawcza. Marta Borkowska po raz kolejny miło mnie zaskoczyła i sprawiła, że przez jeden wieczór mogłam zatopić się w naprawdę bardzo interesującej lekturze. Bo to książka dosłownie na jeden wieczór, przez co myślę, że...
2017-05-15
Projekt „Żona” czas zacząć!
Beata Majewska, znana również jako Augusta Docher, to pisarka, która pnie się na szczeblach polskiego rynku literatury coraz wyżej. Nie ogranicza się do jednego gatunku literackiego. Tworzy i fantastykę, i romanse, i obyczajówki, nie wspominając o erotyku. Jej najnowsza powieść – „Konkurs na żonę” to lekka lektura, która podbija serca polskich czytelników. Historia jest wręcz idealna na komedię romantyczną.
„Świat się nie kończy, gdy bliska osoba odchodzi lub zawodzi. Ciągle jeszcze jest ktoś dla ciebie najważniejszy, ty sama.”
Łucja Maśnik to skromna studentka. Gdy poznaje przystojnego i bogatego Hugona Hajdukiewicza jej życie zmienia się o 360 stopni. Nie wie jednak, że ich spotkanie nie jest przypadkowe…
„Życie rzadko przypomina hollywoodzką komedię romantyczną.”
Fabuły tej książki nie da się tak po prostu streścić nie ujawniając szczegółów. I choć podobnych historii jest na pęczki i zbytnio się one nie wyróżniają, to ta przedstawiona w „Konkursie na żonę” jest wyjątkowa. Czuć w niej świeżość i coś nowego, niebanalnego. Nie kryję, że mam pewne spostrzeżenia i uwagi, co zresztą zaraz sami przeczytacie, ale ogólnie powieść jest dobra i wart przeczytania.
Zaczniemy może od pierwszego wrażenia… Szczerze muszę przyznać, że książka na początku nie wywołała we mnie pozytywnych emocji. Byłam aż zdziwiona, że tak bardzo nie przypadła mi do gustu i gdyby nie moja czytelnicza upartość, to odłożyłabym książkę po 60 stronach z powrotem na półkę. Nie podobało mi się praktycznie nic, ani bohaterowie ani fabuła. Ale po pierwszym szoku i takim dziwnym wkurzeniu się na bohaterów zaczęłam zmieniać zdanie. I choć wydaje mi się, że ta powieść ma niewykorzystany potencjał, to autorka dopiero się rozkręca. Z chęcią sięgnę po kolejną część powieści, z dwóch powodów: po pierwsze jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczą się losy Łucji i Hugona, a po drugie właśnie po to, by przekonać się, czy powieść rozwija się w dobrym kierunku.
Główni bohaterowie powieści, czyli Łucja i Hugo to z pozoru dwa różne bieguny, woda i ogień. Ale to tylko pozory, bo w rzeczywistości łączy ich bardzo wiele. I choć momentami, szczególnie na początku powieści, wprost nie mogłam znieść Łucji, jej zachowania, poglądów i ogólnie charakteru, to z kolejnymi stronami jej postać nieco się zmieniała. Nie powiem, że całkowicie wyzbyła się denerwujących zachowań, ciągłej naiwności i łatwowierności, ale potem pokazała pazurki i to jej dodało zadziorności i temperamentu. Hugo natomiast to kawał drania. Ale czym by była ta powieść bez niego? Jeśli jest biel, musi też być czerń. Hugo perfidnie gra na uczuciach dziewczyny, jest bezwzględny. Ma swoje tajemnice, które autorka nam stopniowo dawkuje. Nie zdradza za dużo, dlatego też cała powieść trzyma czytelnika w napięciu. Postać Hugona w końcówce nieco zaskakuje, ale jest mu potrzebny porządny kopniak, żeby zrozumiał swój błąd. Trzymam kciuki za tę parę i mam nadzieję, że jak to w komediach romantycznych bywa, skończy się to happy endem.
Dobrze wspominam postać babci Łucji, Pani Zofii, która wydaje się być taką milusią, złotą babcią. Ta postać wykreowana jest na osobę, która nie jedno w życiu musiała przejść i przez swoje długie życie zgromadziła wiele mądrości. To osoba o wielkim sercu, która tworzy w książce niezwykły domowy klimat.
„Nieważne, jak zaczynasz, ważne, jak kończysz.”
W tej powieści wszystko dzieje się szybko, mega szybko. A może nawet za szybko? Brakowało mi trochę rozwinięcia niektórych akcji i przez to może się wydawać, że powieść została napisana bardzo szybko, jakby pod presją czasu. Autorka wspomina, że pomysł na książkę powstał za sprawą wyzwania „wymyśl jakąś historię w kwadrans”. Może to dlatego mamy wrażenie, że książka ma niewykorzystany potencjał? Mimo wszystko to bardzo przyjemne „love story”.
Autorka zapewnia nas, że losy bohaterów poznamy w kolejnej części „Bilet do szczęścia”. A w podziękowaniach wspomniane jest, że być może będą jeszcze kolejne dwie części. Ale jedno jest pewne – będą to niesamowite dawki emocji. „Konkurs na żonę” to emocjonalna książka. Czasami mamy ochotę wprost udusić głównych bohaterów, krzyczeć i wrzeszczeć wniebogłosy. Pani Beata doskonale przenosi przeróżne emocje na papier. Książkę polecam wszystkim czytelnikom i mam nadzieję, że wasze pierwsze wrażenie będzie o wiele lepsze niż moje. Szczerze polecam!
Projekt „Żona” czas zacząć!
Beata Majewska, znana również jako Augusta Docher, to pisarka, która pnie się na szczeblach polskiego rynku literatury coraz wyżej. Nie ogranicza się do jednego gatunku literackiego. Tworzy i fantastykę, i romanse, i obyczajówki, nie wspominając o erotyku. Jej najnowsza powieść – „Konkurs na żonę” to lekka lektura, która podbija serca polskich...
2017-05-06
Rodzina Neshov.
Gdy dowiedziałam się o książce „Ziemia kłamstw” stwierdziłam, że muszę ją przeczytać, muszę ją mieć, muszę poznać tę rodzinę i wszystkie tajemnice jakie skrywa. Moja ciekawość czytelnicza nie pozwoliła mi przejść obojętnie obok tej książki. To połączenie tajemnicy z dramatem rodzinnym oraz z poszukiwaniem własnych korzeni jakie możemy odnaleźć w tej książce jest naprawdę bardzo dobre. Do tego dochodzi klimat skandynawski, który razem ze stylem Anne B. Ragde tworzy rewelacyjny duet.
„W gruncie rzeczy nic o niej nie wiem, pomyślał, nie wiem, kim jest, czym jest. A jednak mógł jej ufać. Więź. Kanał porozumienia. Pomiędzy nimi. O którym nie wiedział, skąd się wziął.”
W rodzie Neshov nic nie wydaje się takie, jak powinno być. Przeszłość odcisnęła na niej swoje piętno i teraz w obliczu choroby matki – Anny Neshov – trzej bracia spotykają się po latach. Muszą oni stawić czoła nie tylko chorobie matki, ale także przeszłości, która ich poróżniła.
Nieco sceptycznie podchodziłam do tej książki. Zaciekawił mnie opis i wielka tajemnica skrywana przez rodzinę Neshov. Ale nie nastawiałam się na wielkie wow, gdyż zbytnio nie przepadam za obyczajówkami. Anne B. Ragde miło mnie zaskoczyła. Nie jest to nudna książka, w której akcje toczą się jak flaki z olejem. Książka jest przyjemna i ciekawa. Jest to pierwsza część sagi rodziny Neshov, dlatego myślałam, że to będzie zaledwie wstęp, w którym zostanie odsłonięty tylko rąbek tajemnicy. Ale „Ziemia kłamstw” odkrywa dużo, a zakończenie jest naprawdę szokujące i pozostawia czytelnika z wielkim niedosytem. Bardzo polubiłam Neshov i z niecierpliwością czekam na kolejne szokujące fakty dotyczące tej rodziny.
W książce przeplatają się niezwykłe emocje. Spotkania braci przy łóżku umierającej matki, stare, niezabliźnione rany emocjonalne, szereg złych słów wypowiedzianych przed laty, a nie mających wytłumaczenia. Trzej bracia tak różni a jednocześnie tak podobni. Mogłoby się wydawać, że łączą ich tylko więzy krwi, ale czytając między wierszami zaczynamy rozumieć, że te więzy krwi są potężne, silne i one zostają na zawsze. Historia, którą poznajemy w „Ziemi kłamstw” to naprawdę poruszająca opowieść o rodzinie, w której nic nie jest proste.
„W tych zakątkach naszego globu wartość człowieka mierzy się liczbą osób podążających w jego orszaku pogrzebowym. Kościół pękający w szwach oznacza, że ktoś był bardzo kochany.”
W tej powieści chyba nie ma dwóch postaci, które były by do siebie podobne. Bohaterowie są różni, bardzo dobrze wykreowani. Są barwni, wyraziści i niezwykle przyciągający. Nie będę opisywać każdego z nich, ale mogę wam zagwarantować, że na pewno polubicie wszystkich albo przynajmniej większość. Autorka poruszyła ważne tematy i stworzyła bohaterów, którzy te tematy reprezentują. Jeden z braci jest samotnikiem, który poświęcił się dla gospodarstwa i dla matki, której nie umiał nigdy się sprzeciwić. Inny z braci jest homoseksualistą, który musiał opuścić rodzinny dom, gdyż nie mógł znaleźć tam zrozumienia i wsparcia. Jest też Torunn – córka jednego z braci, która nie zna swojej rodziny od strony ojca, a z nim samym widziała się tylko raz. Ta rodzina to istna bomba sekretów i tajemnic, których poznawanie to czysta przyjemność.
Dałam „Ziemi kłamstw” osiem z dziesięciu punktów, tylko dlatego że czekam na więcej. Ta część była dobra nawet bardzo dobra, ale początek mnie nie porwał tak jakbym chciała. Książka jest podzielona na trzy części i właśnie przez tą pierwszą część musiałam przebrnąć z minimalnym oporem. Natomiast dwie kolejne części to już istna przyjemność. A samo zakończenie jest wisienką na torcie. Końcówka zostawia czytelnika z niedosytem i pięknie otwartą furtką do kolejnej części. Po jej przeczytaniu nie jestem w stanie odgadnąć, co wydarzy się w następnej części sagi i czekam na kolejne pozytywne zaskoczenie ze strony autorki.
Choć z reguły recenzuję książki dla młodzieży to „Ziemię kłamstw” raczej młodzieży nie polecam. Chodzi mi o tą młodszą młodzież, gimnazjalną, a nawet licealną. To lektura, która może nie spodobać się młodym umysłom. Jest dosyć poważna, porusza tematy, których młody człowiek może dobrze nie zrozumieć. Jest to książka, w której główną rolę odgrywa tajemnica rodzinna, dążenie do szukania własnych korzeni i bliskości rodzinnej, która gdzieś po drodze została zatracona. Dla fanów powieści obyczajowych jest idealna. Książka będzie również idealna dla osób, które lubią klimaty szokującej prawdy. I tym wszystkim osobom szczerze ją polecam.
Rodzina Neshov.
Gdy dowiedziałam się o książce „Ziemia kłamstw” stwierdziłam, że muszę ją przeczytać, muszę ją mieć, muszę poznać tę rodzinę i wszystkie tajemnice jakie skrywa. Moja ciekawość czytelnicza nie pozwoliła mi przejść obojętnie obok tej książki. To połączenie tajemnicy z dramatem rodzinnym oraz z poszukiwaniem własnych korzeni jakie możemy odnaleźć w tej książce...
2017-05-02
Szokująca psychoterapia.
Czasami jedno wydarzenie zmienia nasze życie na zawsze. Nie jesteśmy pewni czy poradzimy sobie z traumą związaną z tak bolesnymi i szokującymi przeżyciami. Czy zatem lepiej jest nie pamiętać traumatycznych wydarzeń, czy może lepiej jest mieć je zapisane w pamięci? Na to pytanie znajdziemy odpowiedź w książce Wendy Walker „Nie wszystko zostało zapomniane”. To bardzo dobra książka, która zaskakuje prawie na każdej stronie. Choć pomysł na fabułę nie jest zaliczany do oryginalnych, to narracja, bohaterowie i klimat jaki oddaje książka to już prawdziwa wyjątkowość.
„Czym jest to, co jest jeszcze większe niż ból?”
Jenny została brutalnie zgwałcona podczas szkolnej imprezy. Rodzice zgadzają się na innowacyjną formę leczenia swojej córki. Jenny dostaje leki, po których nie pamięta gwałtu. Jednak demony nie zostają całkowicie uśpione...
„Żal jest bardziej pokrętny niż poczucie winy. Bardziej destrukcyjny niż zazdrość. I ma większą siłę niż strach.”
„Nie wszystko zostało zapomniane” to książka, którą czyta się z wypiekami na twarzy. Nie można jej odłożyć, bo jest tak wciągająca i tak intrygująca, że po prostu nie jesteśmy w stanie się z nią rozstać. Wendy Walker pisze bardzo ciekawie. Choć temat, który jest poruszany nie należy do najprzyjemniejszych, to książkę czyta się bardzo szybko i płynnie. Język jest prosty, a styl nie sprawi nam problemu. Przez całą treść dosłownie mkniemy z prędkością błyskawicy. „Nie wszystko zostało zapomniane” to książka z tej puli, co do której mam trudności z określeniem gatunku. Jest to bez wątpienia literatura współczesna z mocno zarysowanym wątkiem psychologicznym. Jest momentami mroczna i czuć w niej tę intrygującą tajemnicę, która jest charakterystyczna dla powieści kryminalnych.
„Zapaliłem zapałkę i puściłem ją w ruch. Mój ogień się rozpalił. Zapewne nie mogłem przewidzieć, że niespodziewanie zacznie wiać silny wiatr, który podsyci ogień i da mu moc, nad którą nie będę w stanie zapanować.”
Wendy Walker zaskoczyła mnie narracją. Byłam niemal pewna, że narratorką będzie Jenny. Okazuje się, że narratorem jest jej terapeuta – psychiatra, doktor Alan Forrester. Początkowo byłam tak zaskoczona tym zabiegiem, że robiąc notatki do recenzji napisałam negatywne zdanie na temat narracji. Ale im dalej brnęłam w opowieść doktora Forrestera tym bardziej mi się ona podobała. Styl jakim się wyrażał jest wręcz przyciągający. I teraz moja opinia na temat narracji to same ochy i achy. Bardzo podoba mi się ujęcie problemu z punktu widzenia terapeuty. Mamy okazję poznać nie tylko emocje osoby poszkodowanej, ale również jej najbliższych, samego terapeuty, a także innych osób pośrednio zamieszanych w całe wydarzenie.
Pomysł na fabułę również jest nietypowy. To nie tylko opis emocji po traumatycznym przeżyciu bohaterki. To zawiła intryga prowadzona przez terapeutę, który próbuje ratować syna. Autorka pokazała jak bardzo rodzice są zżyci z dziećmi i jak różne te bliskości są. Więź Alana Forrestera ze swoim synem jest nieco inna niż np. więź Jenny z jej matką Charlotte. Nie chcę zdradzać zbyt dużo szczegółów powieści, by nie zabrać nikomu radości z czytania. Jedno jest pewne – wszystkie tajemnice, które poznamy czytając książkę, są wart każdej sekundy poświęconej na ich odkrywanie.
„Wszystkich nas przyciągają lubieżne wydarzenia, przemoc i makabra. Udajemy, że tacy nie jesteśmy, ale to nasza natura. Wystarczy karetka na poboczu drogi, by każdy samochód zwalniał do ślimaczego tempa, żeby człowiek mógł zerknąć na pokiereszowane ciało. Nie czyni nas to jednak złymi.”
Bohaterowie powieści to bardzo dobrze wykreowane postacie. Choć głównym bohaterem nie jest ofiara gwałtu, to ujęcie całego wydarzenia z punktu widzenia terapeuty i śledzenie terapii pacjentów, którzy z tym gwałtem mieli pośredni kontakt jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Szczerze powiedziawszy, książkę czyta się o wiele lepiej, niżeli byłaby napisana z punktu widzenia Jenny – ofiary gwałtu. Dzięki śledzeniu sesji terapeutycznych i przemyśleń doktora mamy okazję poznać nie tylko Jenny, ale również jej rodziców, samego doktora oraz inne postacie drugoplanowe, które odgrywają w powieści bardzo znacząca rolę. Każda osoba jest ważna i każdej trzeba się z uwagą przypatrywać, by nie umknął nam ważny wątek. A rozwiązanie całej zagadki, która narasta z każdą stroną jest czymś naprawdę zaskakującym.
„Musimy zaakceptować to, kim jesteśmy, i nauczyć się kochać samych siebie, łącznie z naszymi ograniczeniami.”
„Nie wszystko zostało zapomniane” to książka, w której głównym tematem jest temat brutalnego gwałtu na nieletniej i terapii psychologicznej, jakiej poddaje się ofiara w celu odzyskania pamięci z tamtej feralnej nocy. I choć wydawałoby się, że na tym opiera się fabuła to nie do końca jest to prawda. Mamy tutaj bardzo ważny wątek szukania sprawcy gwałtu, który wprowadza do fabuły nutkę zamieszania. Książka w żaden sposób nie jest przez to zagmatwana. Po prostu jest niezwykle intrygująca przez jej tajemniczość, nietypowy wątek kryminalny i dość charyzmatyczną postać psychiatry. To wszystko składa się na mega pozytywne zaskoczenie. Nie jest to przygnębiająca lektura, choć główny temat mógłby na to wskazywać. Wendy Walker wiedziała jak połączyć ze sobą wszystkie wątki, by czytelnik nie mógł oderwać się od lektury. Ja jestem oczarowana tą książką i szczerze mogę ją polecić każdemu czytelnikowi.
Szokująca psychoterapia.
Czasami jedno wydarzenie zmienia nasze życie na zawsze. Nie jesteśmy pewni czy poradzimy sobie z traumą związaną z tak bolesnymi i szokującymi przeżyciami. Czy zatem lepiej jest nie pamiętać traumatycznych wydarzeń, czy może lepiej jest mieć je zapisane w pamięci? Na to pytanie znajdziemy odpowiedź w książce Wendy Walker „Nie wszystko zostało...
2017-04-23
Prawdziwe życie.
Suzanne Young miałam okazję poznać dzięki serii Program. Te książki zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie, dlatego bez wahania sięgnęłam po kolejną książkę tej autorki. „Dzikie serca” to coś innego niż dystopijna seria. Przy tej książce może nam pęknąć serce. Jest wzruszająca, jest prawdziwa. Dla mnie jest idealna.
„Jestem duchem błąkającym się po moim własnym życiu.”
Savannah chodzi do szkoły dla trudnej młodzieży. Znalazła się tam, po tym, jak jej były już chłopak obraził jej niepełnosprawnego braciszka. Savvy dźgnęła go ołówkiem. Choć dziewczyna jest młoda ma cały dom na głowie, w tym wychowywanie młodszego brata. Ojciec pije, a matka ich porzuciła. Gdy poznaje Camerona, ten próbuje do niej dotrzeć. Jednak dziewczyna odgrodziła się od świata, uczuć i chłopaków potężnym murem.
„Nie patrzy na mnie, ale i tak mnie widzi. Zawsze mnie widział.”
Choć ogólny zarys fabuły „Dzikich serc” może nie wydawać się wyjątkowy, to Suzanne Young sprawiła, że jej powieść jest inna, intrygująca. „Dzikie serca” to książka przepełniona emocjami. Zaskakuje nas wszystkim – fabułą, bohaterami, akcjami, emocjami. Ja się wprost zakochałam w tej lekturze. Czyta się ją bardzo szybko, jest interesująca i wciąga bez granic. Suzanne Young ma niesamowitą lekkość pióra, co czuć na każdej stronie. Polubiłam jej styl pisania już przy poprzednich książkach – jest wręcz hipnotyzujący. I „Dzikie serca” takie są – hipnotyzujące.
„Ale gdy Evan się urodził i gdy już wiedziała, że nie będzie „normalny”, skazała kwiaty na śmierć. Razem z nimi umarła nasza rodzina.”
Bohaterowie powieści to bardzo dobrze wykreowane postacie. Główna bohaterka to młoda dziewczyna, której życie dało nieźle w kość. Ma młodszego braciszka, który nie rozwija się jak inne dzieci. W książce idealnie jest pokazana więź jaka łączy rodzeństwo. Siostra odda wszystko dla niepełnosprawnego brata, stanie w jego obronie w każdej chwili. Autorka zadbała, by ta więź była bardzo wyjątkowa i silna. Bardzo spodobał mi się ten wątek. Wątek Savannah i Camerona również zasługuje na wyróżnienie. To subtelna przyjaźń, która powoli przeradza się w coś więcej. Nie mamy tutaj zakochania w stylu typowego romansidła, jednak ja tej parze kibicowałam do końca. I kolejny wątek, który bardzo mi się spodobał to przyjaźń między Savannah, Rethą i Travisem. Takich przyjaciół pragnął by każdy czytelnik. Suzanne Young znowu zadbała o każdy szczegół ich przyjaźni. Widzimy oddanie, pomoc, oparcie. Prawdziwa przyjaźń jest piękna i to możemy dostrzec w „Dzikich sercach”.
„Dzikie serca” to kolejna książka, w której mamy do czynienia z chorobą. To ostatnio dość popularny trend na rynku literatury. Choć w „Dzikich sercach” choroba nie dotyczy bezpośrednio głównej bohaterki, to jednak bardzo na nią oddziałuje. Jej młodszy brat jest chory, a ona czuje się za niego odpowiedzialna. Staje w obronie braciszka, nawet gdy jest słownie obrażany. Musi się nim opiekować i przez to cały jej świat kręci się wokół niego. Ta dziewczyna jest bardzo silna i dobra, i choć raz zawiniła to widać jakie ma ogromne serducho. Bardzo polubiłam główną bohaterkę za jej charakter, siłę i determinację.
„Czasami musimy podymić, powalczyć. Bez tego się nie obejdzie. Kiedy ludzie widzą, że jesteś potulna, traktują cię źle, nie mają szacunku. To jedyny sposób, żeby sobie ten szacunek zaskarbić. Nawet jeśli bierze się on z ich lęku.”
Autorka skupiła się głównie na ważnej wartości jaką jest przyjaźń. Przyjaźń między Savannah, Rethą i Travisem to prawdziwa przyjaźń, której można pozazdrościć. Przyjaciele są sobie oddani, wspierają się. Mamy również wątek budowania przyjaźni. Savannah i Cameron budują swoją przyjaźń spokojnie i bez pośpiechu. Poznają siebie, swoje tajemnice i starają się siebie zrozumieć. I oczywiście przyjaźń rodzeństwa. Choć braciszek Savannah jest niepełnosprawny to autorka idealnie pokazała, jak bardzo rodzeństwo jest sobie oddane, jak bardzo są ze sobą zżyci.
„On nie tylko na mnie patrzy, mam wrażenie, że mnie naprawdę widzi.”
Książka mnie zachwyciła i jestem nią naprawdę zauroczona. Nie jest przygnębiająca, ale wywołuje przeróżne emocje. Polecam ją każdemu czytelnikowi, bo to lektura warta przeczytania. Jest w niej wiele wartości, którymi warto kierować się w życiu. Każdy czytelnik powinien raz na jakiś czas zagłębić się w lekturze, która pokazuje codzienność, choć nie kolorową, to jednak zawsze jest to rzeczywistość. Szczerze polecam!
Prawdziwe życie.
Suzanne Young miałam okazję poznać dzięki serii Program. Te książki zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie, dlatego bez wahania sięgnęłam po kolejną książkę tej autorki. „Dzikie serca” to coś innego niż dystopijna seria. Przy tej książce może nam pęknąć serce. Jest wzruszająca, jest prawdziwa. Dla mnie jest idealna.
„Jestem duchem błąkającym się po...
2017-04-14
Inna rzeczywistość.
Książki, które poruszają tematy chorób są specyficznymi czytadłami. Opinie czytelników na ich temat są podzielone. Jedni uważają, że to dobre książki, przy których spędza się miło czas, a jednocześnie można dowiedzieć się wiele na ciężkie tematy. Inni uważają, że to przygnębiające pozycje, które nie relaksują, a wręcz wywołują współczucie i nostalgię. Książka Franceski Zappia „Wymyśliłam cię” jest nieco inna. Fakt – porusza trudny temat choroby, jednak czyta się ją lekko i przyjemnie. Książka jest odpowiednia również dla młodzieży.
„Wystraszeni ludzie komunikują się zaskakująco dobrze… tyle że nie komunikują tego, co powinni.”
Alex to młoda dziewczyna, która zaczyna ostatni rok nauki w nowej szkole. Nikt tutaj nie wie, że dziewczyna jest chora na schizofrenię. Trafia do Klubu Wsparcia Sportu Rekreacyjnego, dzięki czemu zdobywa przyjaciół. Jej życie przez chorobę jest nieco inne niż rówieśników, bo Alex czasami nie wie, co jest rzeczywistością, a co tylko jej halucynacjami.
„Nie rozumiałam go – pochodził wprost z moich urojeń, a przecież istniał. Tkwił na granicy dzielącej mój świat od świata reszty ludzi – i nie podobało mi się to.”
„Wymyśliłam cię” to książka, która pomimo trudnego tematu, jaki porusza, jest lekka i przyjemna w czytaniu. Nie sprawia nam trudności, a treść nie powoduje przygnębienia. Schizofrenia - bo ta właśnie choroba jest głównym kierunkiem fabuły – pokazana jest w taki sposób, że czytelnik ma okazję ją zrozumieć. Chorzy na schizofrenię nie są dziwakami. To po prostu ludzie, którzy inaczej postrzegają rzeczywistość. Główna bohaterka jest chora od dziecka. Teraz jako nastolatka potrafi zrozumieć swoją chorobę, jednak ta cały czas jej dokucza i sprawia, że jej życie jest inne niż życie rówieśników. Autorka pokazuje to wszystko w sposób idealny dla młodszych czytelników. Są zabawne momenty, jest też wątek miłosny, który jest stonowany i nieprzesłodzony. Głównym wątkiem jest schizofrenia i to jak główna bohaterka radzi sobie z tą chorobą, jak jej najbliżsi sobie radzą i jak odbiera to jej otoczenie. A wiadomo, że z tym jest różnie. Francesca Zappia zadbała, by reakcje otoczenia były zróżnicowane, by pokazać czytelnikowi, że nie zawsze życie jest dobre i że czasami zdarzają się złośliwości i niezrozumienie.
Główna bohaterka to młoda osoba, która jest już doświadczona przez życie. Życie ze schizofrenią nie jest proste. Ciągły niepokój, halucynacje i myśli, co jest prawdą, a co tylko wytworem jej wyobraźni. Ale Alex próbuje sobie jakoś poradzić – robi zdjęcia. To jej jedyny ratunek. Książka zaczyna się krótkim epizodem z młodszych lat dziewczyny. Wtedy to poznajemy tajemniczego Błękitnookiego, który potem staje się rzeczywistym Milesem, ale czy aby na pewno? Bohaterowie drugoplanowi mają przeróżne charaktery. Autorka dobrała tak tło dla całej książki, że podczas czytania nie mamy prawa się nudzić.
„Wyglądała na… załamaną. Jakby wściekła sucz, którą w sobie miała, wreszcie zdechła, zostawiając po sobie tylko pustą budę.”
Książka, a raczej jej fabuła, jest tak skonstruowana, że czyta się ją bardzo szybko. Dosłownie pochłania się jej treść w zaskakującym tempie. I do końca nie wiemy, co jest prawdą, a co halucynacją głównej bohaterki. A to za sprawą narracji pierwszoosobowej. Dzięki temu zakończenie powieści jest ogromnym zaskoczeniem. Przez całą książę nie zdajemy sobie sprawy, w którym momencie autorka zakręciła czytelnikiem tak, że stracił on czujność. Czytając książkę, naprawdę nie spodziewałam się tego, co autorka zaserwowała nam na zakończenie. Nie spodziewałam się tego, co było wymysłem Alex, a co było prawdą. To bardzo fajne uczucie, być tak mile zaskoczonym.
Napiszę jeszcze o opisie na tylnej okładce. Według mnie jest on nieco mylący. Owszem Alex robi zdjęcia, ale nie dostrzegłam w książce chyba żadnej sytuacji, w której robiłaby to ze swoją młodszą siostrą. Nie jest to żaden minus, ale niektórzy kupują książki po przeczytaniu opisu na okładce. Mam nadzieję, że nie ma takich czytelników, którzy odrzucą „Wymyśliłam cię” bo jest w niej motyw młodszej siostry. A jeżeli są tacy to uwaga – Alex nie chodzi wszędzie pod pachą z młodszą siostrą. Owszem jest wątek młodszej siostry i zapewniam was, że jest on dość zaskakujący. No dobra, chyba za bardzo uczepiłam się tego jednego zdania w opisie.
I już na zakończenie napiszę o miłym elemencie, który lubię w powieściach. Są to grafiki – elementy, które sprawiają, że czytanie staje się trójwymiarowe (o ile można tak powiedzieć). Lubię, gdy drobne rysunki są zamieszczane w książkach. Według mnie wcale nie jest to dziecinne. To taki drobny szczegół, który poprawia szatę graficzną książki.
„Jeśli pokochaliśmy coś jako dzieci, będziemy to kochać zawsze.”
Książkę polecam z całego serca. To bardzo fajna lektura pomimo tematu, od którego niektórzy uciekają. Schizofrenia to ciężka choroba, którą trzeba zrozumieć. Powiem szczerze, że nie miałam styczności z żadną chorą osobą i wiem, że nie rozumiem do końca tej choroby, ale dzięki takiej książce jak „Wymyśliłam cię” jestem bardziej uświadomiona o co w niej chodzi. Książka jest odpowiednia również dla młodzieży, którzy wiadomo – czasami są okrutni. Starsi również bywają niemili. Ale to wyniki z braku zrozumienia. A takie książki choć trochę pozwalają zrozumieć. Więc polecam ją wszystkim czytelnikom.
Inna rzeczywistość.
Książki, które poruszają tematy chorób są specyficznymi czytadłami. Opinie czytelników na ich temat są podzielone. Jedni uważają, że to dobre książki, przy których spędza się miło czas, a jednocześnie można dowiedzieć się wiele na ciężkie tematy. Inni uważają, że to przygnębiające pozycje, które nie relaksują, a wręcz wywołują współczucie i nostalgię....
2017-03-27
Lista, która zmienia życia.
Czasami zachowanie nastolatków potrafi być okrutne. Siobhan Vivian przedstawia w swojej książce „Fatalna lista” właśnie taką jedną okrutność. Posłużyła się tutaj listą, która zmieniła życie kilku dziewczyn. Choć są to różne dziewczyny, to właśnie połączyła je ta fatalna lista. Zapewne w niejednej szkole są podobne tradycje, a dzięki tej książce niektórzy zrozumieją, jak bardzo takimi pomysłami mogą skrzywdzić innych.
„Prawda była taka, że nie mogła zmienić ich zdania na swój temat. Nie zdoła przekazać im lekcji, na którą nie ma w nich przyzwolenia.”
W Mount Washington High na tydzień przed balem jesiennym zostaje sporządzona lista, a na niej widnieją nazwiska ośmiu dziewczyn. Po jej wywieszeniu, życie każdej z tych dziewczyn na pewno ulegnie zmianie. Dla czterech z nich będzie to zmiana na lepsze, dla pozostałych może być koszmarem. Na liście umieszczone są bowiem nazwiska najładniejszych i najbrzydszych dziewczyn z każdego rocznika.
„Przy każdym ruchu odłamki jej serca kłuły ją i wbijały się boleśnie w jej wnętrzności, pozostawiając kolejną świeżą ranę.”
Fabuła skupia się na tygodniu poprzedzającym jesienny bal w Mount Washington High. Na tydzień przed tym wydarzeniem ktoś wywiesza listę. Stało się to już tradycją. Osoba sporządzająca ową listę pozostaje anonimowa, ale osoby znajdujące się na liście już nie. Ich życie zmienia się i to właśnie śledzimy w książce. Mamy okazję poznać szczegóły z życia każdej dziewczyny, której nazwisko znalazło się na liście. Książka napisana jest trzecioosobowo, lecz każdy rozdział poświęcony jest innej dziewczynie z listy. Autorka napisała książkę w taki sposób, że mamy możliwość poznać bliżej każdą z tych dziewczyn oraz to, co spowodowało, że znalazły się na fatalnej liście.
Książka napisana jest dobrym stylem i prostym językiem. Czyta się ją płynnie i bardzo szybko. Podzielona jest na sześć części – dni tygodnia zaczynając od poniedziałku, a kończąc na sobocie, czyli dniu balu jesiennego. Poniedziałek poprzedza prolog, który wyjaśnia nam czym jest tradycja związana z listą.
„Jak to możliwe, by w ciągu kilku dni człowiek zmienił się tak bardzo?”
Bohaterowie powieści to bardzo różne postacie, których wspólnym mianownikiem jest lista. Widzimy różne reakcje na wiadomość, jaka zastaje ich w poniedziałkowy poranek. Są rozczarowania, chwile triumfu i szczęścia, a także niepewność i zakłopotanie. Każdy na swój sposób radzi sobie z presją, która wywołuje lista. Jedne dziewczyny starają się nie zawracać sobie głowy tym, jak zareagowało otoczenie na listę. Inne duszą w sobie wszystkie emocje.
„Fatalna lista” to książka, w której dostrzegamy problemy z jakimi zmaga się dzisiejsza młodzież. Autorka użyła tutaj listy najbrzydszych i najładniejszych dziewczyn, by poruszyć problemy z jakimi zmagają się nastolatki. Nie w każdej szkole są takie listy, ale czy nie zdarzają się podziały wśród rówieśników? Młodzież jest okrutna w pewnych sprawach. Wyśmiewanie się z innych to bardzo częsty problem wśród młodych ludzi. W książce czytamy m.in o problemach związanych z wyglądem, z brakiem samoakceptacji, z problemami związanymi z żywieniem, o odrzuceniu i braku zaufania. Jedna z bohaterek nie akceptuje swojego wyglądu, twierdzi, że wciąż jest za gruba. Dziewczyna przestaje jeść, liczy bezustannie kalorie, zmusza się do wymiotów. To bardzo częsty problem wśród nastolatek, ale również i dorosłych. Akceptacja samego siebie to coś, co każdy powinien osiągnąć w swoim życiu.
Książka jest wart polecenia. To lektura, która porusza poważne problemy w mniej drastyczny sposób. To książka idealna dla młodzieży, gdyż jestem pewna, że w niejednym przypadku może otworzyć oczy na rzeczywistość. Choć „brzydkie dziewczyny” są w zdecydowanie gorszej sytuacji, to na pewno nie zazdroszczę „ładnym dziewczynom”, a dlaczego? Tego dowiecie się czytając „Fatalną listę”.
Lista, która zmienia życia.
Czasami zachowanie nastolatków potrafi być okrutne. Siobhan Vivian przedstawia w swojej książce „Fatalna lista” właśnie taką jedną okrutność. Posłużyła się tutaj listą, która zmieniła życie kilku dziewczyn. Choć są to różne dziewczyny, to właśnie połączyła je ta fatalna lista. Zapewne w niejednej szkole są podobne tradycje, a dzięki tej książce...
2017-03-15
Siostrzana więź.
Życie rodzinne nie zawsze jest łatwe. Nie zawsze lubimy się z rodzeństwem i nie zawsze zgadzamy się z rodzicami. Czasami bywa ciężko, ale jednak jest to zawsze najbliższa rodzina i staramy się ją traktować z szacunkiem. Renata Adwent w swojej najnowszej powieści „Nigdy nie jesteś sama” pokazała, jak ważne są więzi rodzinne. Choć czasami skomplikowane, to jednak zawsze to rodzina łączy i scala, lecz nie zawsze trzeba być przy niej. Czasami potrzeba ucieczki od najbliższych i nie oznacza to porzucenia, lecz pewnego rodzaju wolność.
„Choć życie wydaje się czasami podłe i sytuacje są z pozoru bez wyjścia, to jedyną radą jest żyć dalej i się nie poddawać.”
Książka opowiada o rodzinnych więzach, które plątają się i tworzą supły czasem nie do rozwiązania. Poznajemy historię pewnej rodziny, która nie wyróżnia się niczym szczególnym. Rodzice i cztery siostry. Agata, Milka Róża i Aniela dorastają i miewają swoje problemy. Róża i Aniela to bliźniaczki, które o dziwo łączą tylko więzi rodzinne. Dziewczyny nie pałają do siebie sympatią. Gdy każda z sióstr osiąga już pełnoletność ich drogi się rozchodzą. U Anieli rozwija się choroba psychiczna, która przysłania cały jej świat.
„Życie się nie kończy, gdy odchodzi kochana osoba, ono się tylko zmienia.”
„Nigdy nie jesteś sama” to książka, która skutecznie odrywa nas od rzeczywistości. Czyta się ją lekko i bardzo szybko. „Nigdy nie jesteś sama” to idealny odstresowywacz dla osób strudzonych ciężkim dniem. Choć fabuła nie jest lekka, bo opisuje poważną chorobę psychiczną, to i tak relaksujemy się przy jej czytaniu. Dobre książki mają to do siebie, że dzięki nim relaksujemy się i zapominamy o całym świecie.
„Siostry to wspaniały wynalazek, bo są obok, kiedy ich potrzebujesz. Wśród nich jesteś zawsze kimś, masz swoje miejsce i dobrze znaną rolę.”
Bohaterowie powieści to zwyczajni ludzie, którzy miewają w swoim życiu wzloty i upadki, jak każdy z nas. Dlatego ta książka tak wciąga czytelnika, bo poniekąd opisuje zwyczajne życie, które dostrzegamy tuż za rogiem. Aniela jest nieco inna od swoich sióstr. Od początku sprawia problemy wychowawcze. Gdy poznajemy jej świat i to jak ona postrzega rzeczywistość, zaczynamy ją lepiej rozumieć. Ściska nam się serce, gdy w Anieli coś pęka i już nie postrzega rzeczywistości tak jak wszyscy. Choroby psychiczne są trudne i ciężkie do zdiagnozowania. Niektórzy nie rozumieją, że coś w głowie może się pomieszać. Niektórzy wstydzą się psychologa i omijają go szerokim lukiem. A choroba psychiczna im wcześniej wykryta, tym skuteczniej można ją wyleczyć. Dlatego warto wszystkie niepokojące zmiany zgłaszać innym, czy to najbliższym, czy lekarzowi.
„Bycie siostrami to najdziwniejsza więź, w której bliskość buduje nawet sterta złości albo chwila wspólnej ciszy.”
Każda z sióstr jest inna. Każda z nich próbuje na swój sposób poradzić sobie z zakrętami życia. Czytając książkę przeżywamy każde zmartwienie i każdą chwilę szczęścia razem z bohaterkami. Autorka idealnie opracowała portrety psychologiczne bohaterów i dzięki temu nie nudzimy się czytając książkę. Wyraźnie widać siostrzaną więź, poświecenie i przyjaźń. Mimo że bliźniaczki nie pałają do siebie wielką miłością to w trudnych chwilach gotowe są oddać za siebie życie. Czytelnik musi sam sobie wypracować opinię na temat bohaterek i sam dostrzec, co łączy każdą z nich. Autorka tak skonstruowała fabułę, że mamy okazję poznać każdą z nich bliżej i możemy spróbować ocenić postępowanie każdej z nich.
Książka napisana jest prostym językiem. Nie mamy trudności z jej przeczytaniem. Kartka przemyka nam za kartką. Dziwna sprawa jest z narracją. Czasami możemy się trochę pogubić. Raz narrator jest trzecioosobowy, raz pierwszoosobowy. I te przeskoki nie dotyczą rozdziałów, bo wtedy byłoby to dla mnie bardziej zrozumiałe, ale akapitów, a nawet zdań. Ale im dalej brniemy w opowieść, tym szybciej się przyzwyczajamy do stylu autorki.
„Bycie na siebie skazanym budzi nienawiść. Bycie na siebie skazanym z miłości wyzwala zdolność do kompromisów.”
„Nigdy nie jesteś sama” to książka wart polecenia i szczerze ją polecam wszystkim czytelnikom. Jest to literatura kobieca, nieco obyczajowa, jednak według mnie to czysty przykład literatury współczesnej. To książka idealna na wieczór w wygodnym fotelu i pod ciepłym kocem. Nie raz wzruszy i nie raz zszokuje. Jestem dumna, że kolejny raz tak bardzo przypadła mi do gustu książka polskiego pisarza. Szczerze polecam!
Siostrzana więź.
Życie rodzinne nie zawsze jest łatwe. Nie zawsze lubimy się z rodzeństwem i nie zawsze zgadzamy się z rodzicami. Czasami bywa ciężko, ale jednak jest to zawsze najbliższa rodzina i staramy się ją traktować z szacunkiem. Renata Adwent w swojej najnowszej powieści „Nigdy nie jesteś sama” pokazała, jak ważne są więzi rodzinne. Choć czasami skomplikowane, to...
2017-01-20
Anielska magia trwa…
Choć „Intuicja” to dopiero druga część serii Przeczucia, to jedno jest pewne – w tych książkach nie brakuje zawrotności. Autorka tworzy tak niespodziewane zwroty akcji, że czasami musimy na moment przystopować z czytaniem. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć następnego kroku bohaterów, a z doświadczenia wiemy, że w tej książce nic nie jest pewne. Tajemniczość idzie w parze z grozą, a to połączenie sprawia, że czasami ciężko się oddycha, bo nie wiemy, co czeka nas na następnej stronie.
„Trudno przeżyć zdradę. Ale trzeba się z tym uporać, bo poddawanie się uczuciom może wiele kosztować. Musisz umieć patrzeć na różne sprawy obiektywnie, inaczej ryzykujesz, że podejmiesz niewłaściwe decyzje.”
Evie musi poradzić sobie z ewoluowaniem w Anioła. Pomagają jej w tym najbliżsi przyjaciele – Reed, Russell, Buns, Brownie i Zefir. Lecz wróg nie śpi i wciąż czai się na jej duszę. Gdy Evie zostaje porwana przez Gankanagów, ich przywódca – Brennus – wprost szaleje na jej punkcie i nie cofnie się przed niczym, by mieć ją tylko dla siebie. Wojna jest nieunikniona…
„Tonę w oceanie smutku, nie mam już sił się opierać. Jestem zmęczona walką o przeżycie.”
Amy A. Bartol po raz kolejny udowadnia nam, jak bardzo lubi igrać z emocjami czytelników. „Nieuniknione” to było zaledwie wprowadzenie do serii, przedsmak tego, co szykuje dla nas autorka. Choć w tej książce nie brakowało emocji, a niejedna akcja przysparzała o zawrót głowy, to w „Intuicji” jest tego o stokroć więcej. Poznajemy nowe fakty, dowiadujemy się rzeczy, o których nie mieliśmy zielonego pojęcia. Poznajemy nowych bohaterów, którzy wprowadzają do fabuły jeszcze więcej tajemniczości. Brennus, przywódca Gankanagów – to postać, która z początku wydaje się mało znacząca dla fabuły. Mamy wrażenie, że za chwilę zniknie zapomniana. Lecz autorka nie pozwoli tak łatwo o nim zapomnieć. Poznamy Brennusa jako istotę, która nie cofnie się przed niczym, by pozyskać to, co chce. A najbardziej pragnie Evie. Nie tylko on szaleje z miłości do niej, więc jedno jest pewne – wojna gwarantowana. Reed nie odpuści tak łatwo. Na samą myśl o dalszych częściach serii aż ślinka mi cieknie od książkowego głodu. Ta seria jest jak narkotyk – im więcej poznaliśmy, tym więcej chcemy i nie jesteśmy w stanie przestać o niej myśleć.
W „Intuicji” mamy okazję bardziej poznać postać Russella. Kilka rozdziałów autorka postanowiła napisać z jego punktu widzenia. To Russell jest narratorem i dzięki temu zbliżamy się do tej postaci, zaczynamy rozumieć ją i jej uczucia. Russell to postać, która jako drugoplanowa, zasługuje na dużą uwagę i taką właśnie dostaje. Jest bohaterem, który przeszedł wiele i zadaje się, że cały czas będzie miał rzucane kłody pod nogi. Musi patrzeć jak miłość jego życia i jego duszy jest z kimś innym. A najgorsze jest w tym wszystkim to, że musi zaakceptować taką decyzję. Mam nadzieję, że autorka w kolejnych częściach jakoś mu to wynagrodzi.
„Próbowałem żyć bez ciebie… I już nigdy więcej nie zamierzam tego powtórzyć.”
„Intuicja” to książka pełna niespodziewanych zwrotów akcji. Choć niektóre tajemnice zostaną rozwiązane, to autorka dorzuca całą masę nowych, równie intrygujących, co sprawia, że jesteśmy uzależnieni od tej historii. Styl i język pozostają na takim samym, wysokim poziomie. Autorka zadbała o to , by książkę czytało się szybko i przyjemnie. Nie mamy trudności ze zrozumieniem słownictwa, a niektóre obcojęzyczne zwrotny są objaśnione na samym końcu książki, w specjalnie przygotowanym słowniczku. Amy A. Bartol pisze zrozumiale i ciekawie, choć czasami za bardzo szczegółowo. Są momenty, szczególnie na początku powieści, w których mamy wrzenie déjà vu. Evie często podkreśla jak to jest bardzo oddana Reedowi, jak go kocha. Jak czytamy o tym w jednym rozdziale po kilka razy, to robi się trochę irytująco. Kolejnym małym minusikiem jest postać Evie, która momentami zasługuje na porządnego kopa w cztery litery. W tej części jej postać jakby cofnęła się w poziomie racjonalności. Bohaterka momentami zachowuje się bardzo mało racjonalnie, jest za bardzo ufna, a czasami zachowuje się istnie beznadziejnie głupio. W jednym akapicie robi coś głupiego, w następnym już wie, że to totalna głupota, ale i tak brnie w to dalej, po czym zaczyna wszystkich przepraszać, że popełniła taką gafę. Przyznajcie sami, że to trochę wykurzające? Ale to właśnie takie irytujące postacie wywołują u czytelnika najwięcej emocji, a czy nie właśnie o to chodzi? By książka wywoływała najprzeróżniejsze emocje, które potem są na długo zapamiętywane.
„Posmakowałem jej. Jest ogniem i niebem, tak stara jak Ziemia i tak świeża jak archetyp. Jest jak najjaśniejsze światło i najciemniejsza noc. Jej krew zdradza jej sekrety, pragnienia.”
Nowa postać Brennusa wnosi do powieści wiele tajemniczości. Choć w „Intuicji” mamy tylko niewielki zarys tej postaci, to w kolejnych czeskich Brennus przypomni o sobie i jestem pewna, że stworzy wśród czytelników sporą grupę, która będzie mu dopingować. W „Intuicji” mamy jeszcze więcej aniołów, a co za tym idzie, książka staje się naprawdę anielsko magiczna. Anioły to istoty nadnaturalne, które trudno wykreować na takie, by przyciągały uwagę czytelnika. Amy A. Bartol udało się to znakomicie. Z tych pięknych i idealnie dobrych istot zrobiła piękne lecz idealnie zabójczo niebezpieczne stworzenia, w których zakochujemy się na każdej stronie.
Książkę polecam wszystkim, bez wyjątku. Seria Przeczucia zasługuje na uwagę i swoje specjalne miejsce na półce. „Nieuniknione” to zaledwie iskra nad zapalnikiem, natomiast „Intuicja” to totalna eksplozja. Boję się pomyśleć, co dalej szykuje dla nas autorka.
Anielska magia trwa…
Choć „Intuicja” to dopiero druga część serii Przeczucia, to jedno jest pewne – w tych książkach nie brakuje zawrotności. Autorka tworzy tak niespodziewane zwroty akcji, że czasami musimy na moment przystopować z czytaniem. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć następnego kroku bohaterów, a z doświadczenia wiemy, że w tej książce nic nie jest pewne....
2017-02-24
Perfekcyjna Kara.
Życie pod ciągłą presją nie jest łatwe. Przekonanie, że trzeba być najlepszym, na pierwszym miejscu, perfekcyjnym… Nie wyobrażam sobie takiego życia, uczucia i stresu, które temu wszystkiemu towarzyszy. A jednak są ludzie, którzy żyją pod ciągłą presja. Michelle Falkoff opisuje ten problem w swojej książce „Pod presją”. Prócz problemu związanego z bycia perfekcyjnym, autorka porusza temat narkotyków. Problemy przedstawione w książce nie są łatwe, ale wart na pewno przeczytania.
„Czasami czułam się, jakbym płynęła w wodzie, z trudem usiłując utrzymać się na powierzchni. A chciałam tylko płynąć.”
Kara w szkole ma przezwisko – Perfekcyjna Kara. I jest to prawda, bo dziewczyna jest perfekcyjna we wszystkim. Żyje pod ciągłą presją ze strony rodziców. Może nieświadomie, ale twierdzą oni, że musi być najlepsza w klasie, ba! nawet w szkole. Musi iść na najlepsze studia. Życie w takim stresie nie pomaga dziewczynie. Kara miewa ataki paniki, które utrudniają jej zdanie ważnego egzaminu. Dziewczyna decyduje się na mało legalny wspomagacz. Ktoś jednak robi zdjęcia w najmniej odpowiednim momencie. I wtedy zaczyna się szantaż.
„Najlepsi kłamcy starają się kłamać jak najmniej – to czyni ich bardziej przekonującymi.”
Problem z nielegalnymi wspomagaczami wśród uczniów to dość powszechne zjawisko. Często słyszymy o różnych tabletkach na koncentrację. Lecz te reklamowane suplement diety to nic w porównaniu z narkotykami, czy psychotropami. Młodzi ludzie często nie wiedzą jakie skutki mogą towarzyszyć braniu takich substancji. „Pod presją” może nie jest drastyczną książką, która szokuje wydarzeniami. To książka, która w subtelny sposób pokazuje, jakie mogą być skutki zażywania nieodpowiednich substancji. Autorka nie opisuje skutków zdrowotnych, lecz pokazuje na czym polega szantaż. Główna bohaterka została przyłapana na kupowaniu tabletek i ktoś zaczyna ją szantażować. Ale nie tylko ją. Kilka osób z jej otoczenia, przyjaciół zostają wplątani w intrygę. Gdy tylko orientują się, że każde z nich jest szantażowane, wspólnymi siłami starają się dowieść kto jest szantażystą. Wtedy wychodzą na jaw ich tajemnice i powody szantażu.
Każdy z bohaterów, dzięki swoim tajemnicom, staje się wyjątkowy. Główna bohaterka to silna dziewczyna żyjąca pod ciągłą presją Posuwa się do ostatecznego kroku, który sprawia, że się zmienia. Jest to zmiana na lepsze, gdyż odkrywa w sobie nowe siły i nową siebie. Poznaje przyjaciół, na których może polegać i przed którymi nie musi niczego ukrywać. W książce wyraźnie widać tę przemianę, ale aby ona się stała dziewczyna musiała wiele przejść. Bohaterowie drugoplanowi to bardzo dobrze wykreowane postacie. Choć każdy jest inny i od każdego nauczymy się czegoś innego, to ich różnorodność wcale nie przeszkadza. Nie odczuwamy, że książka jest zawikłana i przesadzona. Autorka wyróżnia każdego bohatera, a całość wyszła naprawdę bardzo dobrze i wszystko ze sobą współgra.
Styl i język w książce są na wysokim poziomie. Nie mamy trudności w czytaniu, a bardzo dobrze skonstruowana fabuła sprawia, że nie możemy się oderwać od lektury. Autorka pisze z lekkością na trudne tematy. „Pod presją” to książka, w której ukazana jest przyjaźń. To bardzo ważna wartość, lecz nie każdego na nią stać. Autorka skupiła się na pokazaniu jej wśród młodych ludzi – jak oni mogą to odbierać, co może stawać na drodze przyjaźni i jak szybko można z nią zerwać. W parze z przyjaźnią idzie zaufanie. To bardzo ważne, by nie stracić zaufania, bo potem jest je bardzo trudno odzyskać. Wiemy jak boli zdrada. Ten problem również znajdziemy w książce. Myślę, że „Pod presją” to bardzo wartościowa powieść.
„Pod presją” jest nico lżej napisana niż debiut autorki. „Playlist for the Dead. Posłuchaj, a zrozumiesz” to była mocna i drastyczna książka. Widać wyraźną różnicę pomiędzy tymi dwoma powieściami, lecz obie książki łączą poważne tematy, które powinny być poruszane wśród młodych czytelników. Gorąco polecam książkę „Pod presją” nie tylko młodzieży. To bardzo wciągająca i pouczająca lektura, która powinna zagościć na półkach czytelników. Polecam!
Perfekcyjna Kara.
Życie pod ciągłą presją nie jest łatwe. Przekonanie, że trzeba być najlepszym, na pierwszym miejscu, perfekcyjnym… Nie wyobrażam sobie takiego życia, uczucia i stresu, które temu wszystkiemu towarzyszy. A jednak są ludzie, którzy żyją pod ciągłą presja. Michelle Falkoff opisuje ten problem w swojej książce „Pod presją”. Prócz problemu związanego z bycia...
2017-02-12
Antydoktryna Śmiertelności
Doktryna Śmiertelności to trylogia stworzona przez Jamesa Dashnera, którego większość czytelników zna za sprawą serii „Więzień Labiryntu”. „Gra o życie” to trzecia, i ostatnia, część trylogii. To tutaj kończy się nasza przygoda z VirtNetem. Tutaj poznamy odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania i to tutaj dowiemy się, kto tak naprawdę jest przyjacielem, a kto wrogiem Michaela.
„Uważał się za jednego z najlepszych hakerów. Ale to nie miało dla niego żadnego sensu.
Był zagubiony.
Zamiast walczyć, poddał się bólowi i spróbował odpłynąć w czarne zapomnienie. Jednak wciąż tutaj był, a cierpienie rozpościerało się przed nim bez końca.”
Michael zostaje uwolniony z więzienia i razem z przyjaciółmi oraz zaprzyjaźnionymi Tworami stawia czoło wrogom. A oni się mnożą. Agentka Weber, Kaine i zbuntowane Twory, które chcą zawładnąć ludźmi. W świecie dochodzi do katastrof i tylko Michael i jego najbliżsi są w stanie pokonać zło.
„Miał wrażenie, że potężna pięść boleśnie i bezlitośnie zaciska się na jego sercu.”
„Gra o życie” kończy naszą przygodę z Tworami, VirtNetem i grupą przyjaciół, którzy zrobią dla siebie niemalże wszystko. Ale niestety wydaje mi się, że to zakończenie trylogii nie jest już takie porywające, jak dwie poprzednie części. Czegoś zabrakło. Książkę czyta się co prawda szybko, lecz miałam wrażenie, że jest nieco naciągana. Akcja goni akcję, lecz przeskakiwanie z wątku do wątku i kręcenie czytelnikiem jest zbytnio przesadzone. Niestety ta część Doktryny Śmiertelności wypadła najgorzej.
„Gra o życie” napisana jest, tak jak dwie poprzednie części, w trzeciej osobie. Ja osobiście wolę powieści pisane w narracji pierwszoosobowej, ale tutaj nic nie sprawiało mi trudności w czytaniu. Książkę czyta się lekko. Dashner nie zrezygnował z pobudzania wyobraźni u czytelnika i w „Grze o życie” również nie brakuje wirtualnych obrazów. Czytelnik ma szansę na sprawdzenie granic swojej wyobraźni. A autor ma talent do pisania o rzeczach wirtualnych i komputerowych. To co oddaje na kartkach swojej powieści to prawdziwa gratka dla maniaków komputerowych. Także cała trylogia jest idealna dla graczy.
Bohaterowie to te same, bardzo dobrze wykreowane postacie. Choć pojawiają się nowi bohaterowie, to główna uwaga skupia się na Michaelu. Momentami miałam wrażenie, że i ta postać zmieniła się na minus. Czasami zachowanie głównego bohatera jest nieco irracjonalne i łatwowierne. Może to przez to, że cała fabuła była dla mnie niezbyt przystępna i trochę się na niej zawiodłam. Postacie drugoplanowe są tłem dla całej powieści. Tworzą naprawdę zgrana paczkę. Dashner nieco przesadził z zawiłością powieści i niestety zdarzają się momenty, w których nie możemy się połapać kiedy mamy do czynienia z tworem, a kiedy z człowiekiem.
James Dashner sprytnie wplata do fabuły wątek przyjaźni. Pokazuje on jak ważna jest przyjaźń, zaufanie i poświęcenie. Cała trylogia ma mocny fundament w postaci tej ważnej wartości, jaką jest przyjaźń. Michael ma swoich przyjaciół, którzy nie odwracają się od niego, gdy wychodzi na jaw, że ten jest Tworem. Autor skupił się na pokazaniu jak ważne i cenne jest zaufanie. Myślę, że młodsi czytelnicy odnajdą niejedną pouczającą lekcję życia w tym wirtualnym świecie.
Doktryna Śmiertelności to trylogia godna polecenia. Mimo słabej ostatniej części z czystego serca mogę polecić całą serię fanom fantastyki i świata gier. Dashner postawił na fantastykę, w której góruje przyjaźń i poświęcenie. Książki dedykowane są głównie do młodzieży. bo to oni powinni odkrywać tak ważne wartości. A wiadomo, że młodzi ludzie to często gracze komputerowi więc jestem pewna, że fabuła Doktryny Śmiertelności przypadnie im do gustu.
Antydoktryna Śmiertelności
Doktryna Śmiertelności to trylogia stworzona przez Jamesa Dashnera, którego większość czytelników zna za sprawą serii „Więzień Labiryntu”. „Gra o życie” to trzecia, i ostatnia, część trylogii. To tutaj kończy się nasza przygoda z VirtNetem. Tutaj poznamy odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania i to tutaj dowiemy się, kto tak naprawdę jest...
2017-02-03
Włoskie zatracenie.
Kathryn Taylor udowodniła już, że miłość niejedną ma barwę. Zależnie od naszych uczuć, naszego stanu możemy doszukiwać się całej feerii barw. Miłość również prowadzi do zatracenia. Całkowite zatracenie się w uczuciach, emocjach i doznaniach jakie nam daje miłość sprawia, że zapominamy się na chwilę, która może stać się nieco dłuższa niż jedna noc. „Barwy Miłości. Zatracenie” to kolejna książka Kathryn Taylor, która jest przesycona masą uczuć, emocji i tajemnicy. A to wszystko w połączeniu z nutką erotyzmu daje mieszankę, przez którą czytelnik dosłownie traci głowę.
„Życie jest, jakie jest, i narzekanie na pewno nic nie pomoże.”
Sophie odwiedza Włochy w rodzinnym interesie. Stara się pozyskać nowe zlecenie – sprzedaż kolekcji obrazów bogatego Włocha. Już na samym początku swojego pobytu poznaje Mattea Bertaniniego – przystojnego profesora historii sztuki, człowieka, który od razu wzbudza w niej masę emocji, niekoniecznie tych dobrych. Sophie i Matteo działają na siebie jak płachta na byka – między nimi jest pełno napięcia. Jednak coś ich do siebie przyciąga i to coś staje się uzależniające. Sophie ma jednak świadomość, że niedługo musi wyjechać do rodzinnego Londynu i zostawić przystojnego Włocha.
„Nie ma nic bardziej pełnego tragizmu i smutku niż perfekcyjny obraz, doskonały w szczegółach, który pozostawia w nas obojętność.”
„Barwy Miłości. Zatracenie” to trzecia część serii Barwy Miłości, lecz z nową historią i nowymi bohaterami. I podobnie jak w poprzednich częściach mamy trudną miłość, mamy namiętny i burzliwy romans i mamy tajemnicę. I to właśnie ta tajemnica sprawia, że nie jesteśmy w stanie oderwać się od tej historii. Nie wiemy, co skrywa Matteo. Autorka umiejętnie zataiła przed czytelnikiem wszystkie ważne informacje, a ujawnienie w zakończeniu powieści nieco faktów, tylko dodatkowo pobudza naszą ciekawość. Ja już nie mogę doczekać się kolejnej części Barw Miłości, bo jestem ogromnie ciekawa jak ta historia się skończy.
Jeżeli czytaliście poprzednie książki Kathryn Taylor to wiecie, że autorka stawia na spokojny styl i prosty język. Nie mamy trudności z przeczytaniem książki, a narracja pierwszoosobowa, z punktu widzenia Sophie sprawia, że książka jest bardziej intrygująca i tajemnicza. Nie mamy możliwości wszystkiego śledzić i wszystkiego być pewnym. Wiemy tyle, co Sophie uda się usłyszeć i zrozumieć. Główna bohaterka to dorosła kobieta, która w swoim życiu przeszła już wiele. Problemy z chorobą matki nieco odsunęły ją od życia towarzyskiego, takiego jakiego by chciała doświadczyć. I to właśnie wyjazd do Włoch sprawia, że odkrywa w sobie nieznane dotąd uczucia. Kathryn Taylor znów postawiła na przystojnego, bogatego i owianego tajemnicą mężczyznę, na punkcie którego niejedna czytelniczka straci głowę. Matteo Bertani to postać, która wzbudza naszą sympatię, nie jest irytująca, a jego sekrety sprawiają, że dosłownie nie możemy przestać o nim myśleć. Pozostałe postacie są również bardzo dobrze wykreowane. Taylor postawiła na różne charaktery, które się wzajemnie uzupełniają.
„Myślałam, że miłość to coś trwałego, niemal namacalnego i niezawodnego. Że ma w sobie spokój, jest nienaruszalnym fundamentem, na którym będę mogła oprzeć życie. A nie to całe drżenie, ten chaos, który mnie otacza. (…) Lecz teraz to bez znaczenia, bo nieważne, jak daleko starałabym się uciec, to uczucie zostanie ze mną na zawsze i będę musiała z nim żyć, balansując cały czas nad przepaścią.”
„Barwy Miłości. Zatracenie” to książka, która zaliczana jest do erotyków. I bez wątpienia trzeba ją do tej puli wrzucić, jednak nie nazwałabym tej powieści w stu procentach erotykiem. Owszem mamy sceny przesiąknięte erotyzmem, ale nie są one wulgarne. Zbliżenia Sophie i Mattea to pełen uniesień sex, o którym czyta się przyjemnie i nie sprawia, że czujemy obrzydzenie. A w niektórych erotykach niestety tak jest. Taylor ma niebywały talent do ujmowania tak intymnych scen w bardzo przystępny sposób. Dlatego książkę czyta się bardzo przyjemnie i miło.
„Barwy Miłości. Zatracenie” to książka godna polecenia. Jest w niej wszystko czego fani współczesnych romansów z nutką erotyzmu szukają w powieściach. Kathryn Taylor znów zaskakuje w zakończeniu, więc pewnie każdy czytelnik sięgnie również po kolejną część tej serii. No bo jak można zostawić tę historię bez poznania jej końca? Dla mnie jest to niemożliwe, dlatego już teraz odliczam dni do wydania kolejnej części. A na chwilę obecną gorąco polecam „Barwy Miłości. Zatracenie”, bo to idealna lektura w akurat trwającym okresie walentynkowym.
Włoskie zatracenie.
Kathryn Taylor udowodniła już, że miłość niejedną ma barwę. Zależnie od naszych uczuć, naszego stanu możemy doszukiwać się całej feerii barw. Miłość również prowadzi do zatracenia. Całkowite zatracenie się w uczuciach, emocjach i doznaniach jakie nam daje miłość sprawia, że zapominamy się na chwilę, która może stać się nieco dłuższa niż jedna noc....
2017-01-27
Ze szkła, w kawałkach, z popiołu.
Wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć. I tak też musiało się stać z trylogią Serca. Kathrin Lange stworzyła trzy znakomite książki, które trzymają w napięciu, wywołują najprzeróżniejsze emocje i nie dają o sobie zapomnieć. Każda z tych książek jest wyjątkowa, jedna lepsza od drugiej. „Serce z popiołu” kończy trylogię – poznajemy zakończenie historii Juli i Davida. Jesteście ciekawi, czy klątwa Madeleine istnieje?
„Serce, rozbite wiele tygodni temu na kawałki, w tamtej chwili zmieniło się w pył.”
Charlie wróciła. Charlie żyje. Mogłoby się wydawać, że teraz życie Juli i Davida wróci do normalności. Jednak Davida wciąż męczą powroty wspomnień, a Juli zmaga się z halucynacjami. David decyduje się na kategoryczny krok – zrywa z Juli i wraca do Charlie. Duch Madeleine w końcu może dać wszystkim spokój. Więc dlaczego wciąż się pojawia w wizjach Juli? Do czego będą się musieli posunąć zakochani w sobie Juli i David by raz na zawsze przełamać klątwę?
„Kiedy dwoje ludzi jest bardzo blisko, odruchowo czują potrzebę, by szeptać. A to dlatego, że ich serc też nie dzieli wiele i głośno wypowiadane słowa są zbędne.”
Znając dwie poprzednie części trylogii Serca nie mogłam porzucić tej historii nie znając jej zakończenia. To chyba doprowadziłoby mnie do czystego szaleństwa, dlatego „Serce z popiołu” pochłonęłam na jednym oddechu. Po mocnym zakończeniu „Serca w kawałkach” sama do końca nie byłam pewna czego się spodziewać. Kathrin Lange zostawiła nas z ogromnym szokiem i całą masą pytań. Charlie wróciła… więc o czym były poprzednie części? Czego nie zauważyliśmy, co przegapiliśmy? W „Sercu z popiołu” znajdujemy odpowiedzi na wszystkie pytania – w końcu to zakończenie tej niezwykłej trylogii. I jedno mogę śmiało powiedzieć – trylogia Serca to jedna z moich najukochańszych serii i z całego serca będę polecać ją wszystkim czytelnikom.
Kathrin Lange umie trzymać w napięciu. Przeczytawszy dwie poprzednie części wiemy, co to jest adrenalina, szok, niespodziewane zwroty akcji, emocje, gęsia skórka i nieprzewidywalność. Lange jest mistrzynią w budowaniu napięcia. Za budowanie napięcia, za staranne odkrywanie kolejnych elementów układanki autorka zasługuje na owacje na stojąco. Bardzo dobrze poradziła sobie z dopracowaniem fabuły, która dla czytelnika jest bardzo intrygująca i wciągająca. Lange pisze stylem, od którego nie da się oderwać. Język nie sprawia nam problemów, dlatego książkę wręcz pochłaniamy w ciągu jednego wieczora. To chyba wręcz niewykonalne odłożyć książkę wcześniej niż przed poznaniem zakończenia. Dlatego zarwanie nocki jest gwarantowane.
Trylogię Serca można porównać do puzzli. Każdy tom ma swoje elementy i kiedy je połączymy powstają nowe, zaskakujące fakty. Myślimy, że rozwiązaliśmy zagadkę, że dopasowaliśmy już wszystkie elementy układanki. Nic bardziej mylnego! Trylogia Serca to puzzle, które ostatni element mają w zakończeniu „Serca z popiołu”. To po przeczytaniu ostatniego akapitu tej książki możemy powiedzieć, że ułożyliśmy całą układankę, że rozwiązaliśmy zagadki i poznaliśmy wszystkie mroczne i zaskakujące tajemnice.
„Zadziwiające, ale nie poczułam bólu i tylko moje serce eksplodowało w chmurę pyłu.”
Bohaterowie powieści to cały czas bardzo dobrze wykreowane postacie. W tej części mamy okazję poznać postać Charlie. To od niej wszystko się zaczęło. Choć jej powrót jest szokiem zarówno dla głównych bohaterów, jak i dla czytelnika, to nie wyobrażam sobie „Serca z popiołu” bez Charlie. Ta postać wniesie do książki wiele zamieszania i emocji. Z całego serca dopingowałam głównym bohaterom - Juli i Davidowi. Przez całą serię byłam po ich stronie i trzymałam kciuki, by w końcu bez przeszkód mgli trwać w swojej miłości.
Zakończenie „Serca z popiołu” pozostawia czytelnika z pewną nutką niedosytu. Ale akurat w tym przypadku ten zabieg był zamierzony. Kathrin Lange doskonale wiedziała, że chcielibyśmy równie mocno jak Juli poznać treść listu Charlie, a jednak w naszej głowie pozostają tylko domysłu i podejrzenia. Przez ten akcent książka, jak i cała seria, pozostaje w naszych myślach przez bardzo długi czas.
„Serce z popiołu” oraz dwie poprzednie części trylogii Serca polecam z całego serducha. To książki, o których łatwo nie da się zapomnieć. Na moich półkach i w moim czytelniczym sercu zajmują wyjątkowe miejsce. Choć znam już zakończenie tej historii to wiem, że kiedyś wrócę do jej początku. I choć nie przeżyję takich samych emocji jak za pierwszym razem to jestem pewna, że nie zawiodę się na powtórnym czytaniu. Trylogia Serca jest warta każdej chwili, którą poświęciliśmy na jej przeczytanie. Szczerze polecam!
Ze szkła, w kawałkach, z popiołu.
Wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć. I tak też musiało się stać z trylogią Serca. Kathrin Lange stworzyła trzy znakomite książki, które trzymają w napięciu, wywołują najprzeróżniejsze emocje i nie dają o sobie zapomnieć. Każda z tych książek jest wyjątkowa, jedna lepsza od drugiej. „Serce z popiołu” kończy trylogię – poznajemy...
2016-11-10
Zaczarowane puzzle.
Świat fantasy. Świat nieograniczonej wyobraźni. Świat pełen przygód. Świat bez granic. Tak najlepiej można opisać historie stworzone przez Andrzeja Maleszkę. Jego książki z serii „Magiczne Drzewo” są bardzo popularne wśród młodzieży, tej młodszej i tej nieco starszej. Pełne przygody, humoru i zabawy historie młodych bohaterów to prawdziwa rozrywka dla niejednego czytelnika. „Świat Ogromnych” to kolejna książka, w której przeżyjemy magiczną przygodę.
„Patrzyli ponuro w ciemność. Parking otaczały gigantyczne drzewa. Na niebie fruwały wielkie czarne nietoperze. Poczuli się bardzo mali w tym ogromnym świecie.”
Tym razem młodzi bohaterowie przenoszą się do świata ogromnych za sprawą magicznych puzzli. Muszą zmierzyć się z masą niebezpieczeństw, stawić czoło niejednemu olbrzymowi i odnaleźć zaginionego syna nauczycielki. I najważniejsze… muszą odnaleźć puzzle, które przeniosą ich z powrotem do domu.
Seria „Magiczne Drzewo” to bardzo ciekawe i mądre książki dla młodych ludzi. Andrzej Maleszka tworzy coraz to fantastyczniejsze przygody sprawiając, że z każdym tomem grono jego fanów się poszerza. Tym razem autor zabiera nas do świata olbrzymów, gdzie koty są wielkości lwów, bociany wyglądają jak żyrafy, a ludzie mają wysokość kilku pięter wieżowca. W tym świecie mali bohaterowie przeżywają dużo przygód, jedne zabawne, inne przerażające. Aż się włos jeży na głowie, gdy czytamy o olbrzymich ludziach, ogromnych zwierzętach, przed którymi muszą uciekać bohaterowie.
„Świat Ogromnych” to zabawna, mądra i pouczająca książka. Dzięki takim książkom kształtują się umysły młodych ludzi. Autor bardzo starannie dobiera słownictwo. Styl jest przejrzysty, przez co książkę czyta się jednym tchem. Oprawa graficzna zasługuje na pochwałę. Przerywniki w postaci bardzo ładnych zdjęć, które idealnie wpasowują się w daną akcję to bardzo fajny pomysł. Dzięki takim „stoperom” czytanie staje się bardziej atrakcyjne i przyjemniejsze dla młodych czytelników. Choć wyobraźnia czytelnika nie zna granic, to dzięki ilustracjom zamieszczonym w książce nie mamy problemu z wyobrażeniem sobie bohaterów. Andrzej Maleszka zadbał, by czytelnik nie nudził się choćby przez chwilę. Akcja goni akcję, a jej niespodziewane zwroty prowadzą do całej gamy emocji. Czujemy się jak na przejażdżce prawdziwym rollercoasterem złożonym z emocji, obaw, śmiechu i adrenaliny.
„Mamy zawsze kochają dzieci, nawet gdy są trochę nietypowe.”
Główni bohaterowie to bardzo bystrzy, mądrzy młodzi ludzie. W ich wykreowanie autor włoży całe serce, co widać na każdej stronie. Mimo młodego wieku dostrzegamy u nich odwagę i chęć do pokonywania różnych przeszkód, a także chęć na nowe przygody. Oni nie znają granic i mimo poważnych misji umieją się dobrze bawić. Bohaterowie drugoplanowi to również barwne postacie. Autor zadbał o czarne charaktery, czyli złych i podłych rówieśników naszych bohaterów. Wiadomo, że w naszej rzeczywistości znajdą się dokuczliwe dzieciaki. Tak samo i w „Świecie Ogromnych” ich nie zabranie.
Każdą powieść z serii „Magiczne Drzewo” można czytać oddzielnie, nie znając wcześniejszych części. To bardzo fajne rozwiązanie. Dlatego po „Świat Olbrzymich” można sięgać bez obawy, że nie przeczytaliśmy wcześniejszych pozycji. Bohaterowie w każdej części się powtarzają, fabuła w pewnym stopniu nawiązuje do poprzednich części, ale książka jest tak skonstruowana, że nie czujemy, aby nam coś umknęło.
Książę polecamy wszystkim młodym czytelnikom. To lektura idealna dla rozwijających się umysłów. Takich pozycji na rynku literatury powinno być więcej. Dzięki nim młodzi czytelnicy mają okazję poznać powieści fantasy połączone z przygodą, a wiadomo, że to młodzi ludzie kochają najbardziej. Do tego książka uczy i pokazuje ważne wartości. Idealna dla młodych czytelników. Polecamy!
Zaczarowane puzzle.
Świat fantasy. Świat nieograniczonej wyobraźni. Świat pełen przygód. Świat bez granic. Tak najlepiej można opisać historie stworzone przez Andrzeja Maleszkę. Jego książki z serii „Magiczne Drzewo” są bardzo popularne wśród młodzieży, tej młodszej i tej nieco starszej. Pełne przygody, humoru i zabawy historie młodych bohaterów to prawdziwa rozrywka dla...
2016-07-30
GASTROBANDA – i tyle w temacie.
Idąc do restauracji na kolację, czy do klubu na drinka nie zdajemy sobie sprawy, co dzieje się za tzw. kulisami, czy jak kto woli „na zapleczu”. „Gastrobanda” odkrywa przed nami tę wiedzę i choć chciałoby się tego uniknąć, żyć dalej w nieświadomości, to jestem pewna, że po przeczytaniu tej książki inaczej zaczniemy patrzeć na świat gastronomii. Jakub Milszewski i Kamil Sadkowski wspólnymi siłami stworzyli książkę, która otwiera oczy i momentami sprawia, że nie chcą się one zamknąć, stając się wielkości pięciozłotówki z wrażenia, przerażenia, szoku.
„Wódkę każdy potrafi pić. Grunt, żeby potrafił też być odpowiedzialnym człowiekiem.”
„Gastrobanda” to swego rodzaju poradnik, kompendium wiedzy na temat gastronomii, którą każdy powinien przyswoić. Jeśli ktoś teraz pomyślał, że to książka kulinarna, to od razu wyprowadzam z błędu. Milszewski i Sadkowski na podstawie własnych doświadczeń napisali prawdę o restauracjach, klubach, miejscach gdzie można zjeść. Czasami ta prawda jest bardzo szokująca, no bo nie każdy zdaje sobie sprawę, co takiego dzieje się na kuchni, na zapleczu knajpy do której idziemy, do czego zdolny jest kelner czy kucharz, gdy mu podpadniemy. Osoby związane ze światem gastronomii niechętnie dzielą się taką wiedzą, ale na szczęście mamy „Gastrobandę”.
„To nie jest książka dla, powiedzmy językowych wegan. Tu się rzuca mięsem. Pozwól, że zademonstruję: chuj i kurwa. Jeśli te dwa słowa przyprawiły Cię o zawał albo wzbudziły w tobie gwałtowną potrzebę leżenia krzyżem, to lepiej nie czytaj dalej.”
Autorzy nie owijają w bawełnę – piszą ostro, prawdziwie, na temat. Książka napisana jest mocnym i odważnym językiem. Nie brakuje wulgaryzmów, ale pasują one do kontekstu wypowiedzi. Są po prostu „na miejscu”. Przez to tekst staje się bardziej wyrazisty, a jego przesłanie dobitniejsze. Autorzy na początku uprzedzają, że ich książka to nie lanie wody i mówienia na wszystko naj.
Prócz poznania światka gastronomii od tej, no cóż powiedzmy to, gorszej strony, mamy okazję poznać kilka praktycznych porad, co wypada, a czego nie wypada robić podczas wypadu do restauracji. Niektóre z nich są tak oczywiste, a jeszcze wielu z nas wciąż popełnia te błędy. Chyba każdy widział osobę, która zaraz po zajęciu stolika w lokalu wyciąga telefon. Do restauracji idziemy zazwyczaj z kimś, a więc mamy towarzystwo i niepotrzebny nam Internet, smsy, czy co tam jeszcze mamy w urządzeniach mobilnych. Nie wspomnę o nałogowym robieniu zdjęć potraw, które są nam serwowane, a czasem nawet potraw sąsiadów. No ale niestety to jak walka z wiatrakami.
Osoby, które chcą zacząć swoją przygodę z gastronomią, nie tylko jako kucharze, czy kelnerzy również powinni sięgnąć po tę książkę. W „Gastrobandzie” znajdziecie porady jak rozkręcić biznes związany z gastronomią, jakie błędy najczęściej są popełniane przez początkujących inwestorów. Z „Gastrobandy” chyba najbardziej wpadają nam w pamięć sytuacje, które wyprowadzają kelnerów i kucharzy z równowagi do tego stopnia, że „mszczą się oni na klientach”. I są to sytuacje prawdziwe, kiedyś się zdarzyły. Autorzy zapewniają o ich autentyczności, a czasami nawet byli ich świadkami. No ale jak „Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Nie ma co się dziwić – kelner czy kucharz to też człowiek i każdemu mogą puścić czasem nerwy.
„Podsumowując: najlepszą drogą do dobrej i satysfakcjonującej pracy w gastronomii jest ciężka harówka. Przykro mi.”
Książkę polecam wszystkim, którzy stołują się „na mieście”. Milszewski i Sadkowski szokują ale i sprowadzają na ziemię, tych którzy myślą, że gastronomia to łatwy biznes. Burzą ten stereotyp i mam nadzieję, że czytelnicy ich posłuchają. Ja jestem zadowolona, że mogłam dowiedzieć się tych wszystkich rzeczy, które skrywa „Gastrobanda” i bez obaw polecam tę wiedzę każdemu. Choć tak jak wspomniałam na początku, czasami mamy ochotę tego nie wiedzieć, jednak mimo wszystko powinniśmy. Polecam!
GASTROBANDA – i tyle w temacie.
Idąc do restauracji na kolację, czy do klubu na drinka nie zdajemy sobie sprawy, co dzieje się za tzw. kulisami, czy jak kto woli „na zapleczu”. „Gastrobanda” odkrywa przed nami tę wiedzę i choć chciałoby się tego uniknąć, żyć dalej w nieświadomości, to jestem pewna, że po przeczytaniu tej książki inaczej zaczniemy patrzeć na świat...
2017-01-12
Nie oceniaj po pozorach.
Czasem w życiu potrzeba nam odskoczni od codziennych obowiązków, zmartwień i problemów. Potrzeba nam chwili relaksu, a taki zapewnia książka. Prawdziwe odprężenie zapewnia dobra, lekka i pogodna lektura, która sprawi, że choć na moment oderwiemy się od codziennych trosk. „P.S. I Like You” to taka właśnie lektura – na niepogodę, na zmartwienia, na polepszenie humoru. Ci co znają twórczość Kasie West wiedzą, że ta autorka ma doskonałe wyczucie stylu i pióra. Jej historie są lekkie, przyjemne i pełne ważnych wartości. „P.S. I Like You” to kolejna odsłona niesamowitego talentu pisarskiego tej autorki.
„Otwieraj się na ludzi, bo może ci umknąć coś, co masz przed nosem.”
Lily Abbott uznawana jest za dziwaczkę. Ubiera się inaczej, słucha innej muzyki, mówi do siebie. Ma najlepszą przyjaciółkę, która zawsze staje po jej stronie. Na nudnej lekcji chemii pisze na ławce słowa piosenki mało znanego zespołu. Gdy na kolejnej chemii zauważa, że ktoś dopisał dalszy wers, jest zaskoczona i to bardzo miło. Postanawia odpisać. I tak oto zaczyna się korespondencja z nieznajomym. Oboje zauważają, że łączy ich tak wiele, że stają się sobie bliżsi. Lily jest zachwycona listami, które znajduje pod ławką na każdej chemii. Czy znajdzie w sobie tyle odwagi, by dowiedzieć się kim jest tajemniczy nieznajomy?
Wydawnictwo Feeria Young przygotowało dla blogerów „książkę niespodziankę”. W katalogu wydawniczym podana była tylko autorka i data premiery książki. Nic więcej. Nie wahałam się ani minuty. Gdy tylko zobaczyłam, że „książka niespodzianka” to książka Kasie West od razu wiedziałam, że będzie mega. Styl autorki pokochałam za sprawą jej dwóch poprzednich książek, które miałam okazję przeczytać – „Chłopak na zastępstwo” i „Chłopak z sąsiedztwa”. To świetne pozycje, które powinny się znaleźć na półce każdego książkomaniaka.
Twórczość Kasie West można brać w ciemność. Autorka pisze lekko i zabawnie. „P.S. I Like You” to historia, którą czyta się bardzo szybko i przyjemnie. To lekarstwo na codzienność. Kasie West pisze z pasją, co czuć na każdej stronie. Zabawne i humorystyczne sceny wprost sprawiają, że nie możemy się oderwać od tej książki. Bohaterowie to przesympatyczni młodzi ludzie, którzy są naturalni, pełni energii. To sprawia, że ta historia wydaje się bardzo realistyczna. Narratorką w książce jest główna bohaterka, która już od pierwszych stron zaraża nas swoją pozytywną energią. Rodzina Lily to rodzina z obrazka. Chciałoby się do nich dołączyć i przeżyć chodź jeden dzień w domu rodziny Abbott.
Bohaterowie to bardzo dobrze wykreowane postacie. Autorka skupiła się tutaj na ważnych wartościach, takie jak przyjaźń i miłość. W książce jest historia miłosna, słodka i romantyczna, lecz nie ckliwa.. Fabuła jest tak skonstruowana, że nawet antyromansowicze pokochają tę książkę. „P.S. I Like You” to idealny obraz, na wyjaśnienie, dlaczego nie warto sądzić nikogo po pozorach. Autorka perfekcyjnie ujęła ten problem, który tak często możemy zauważyć w życiu codziennym. Czy nie zdarzyło wam się choć raz ocenić kogoś tylko go obserwując z daleka, a potem zmienić o nim zdanie? O tym właśnie jest „P.S. I Like You”. A styl i język jakim jest to napisane sprawiają, że czytamy tę historię z wypiekami na twarzy.
„- Biblioteka to kolebka ciszy? – spytał David.
- Bo wszystkie słowa zostały już zużyte przez książki. – Tak właśnie myślałam, kiedy byłam mała: że ludziom każe się być cicho, żeby książki nie mogły kraść im słów. Wyobrażałam sobie, że książki nie mogą istnieć bez słów. W istocie tak właśnie jest. Ale ja wymyśliłam sobie, że chodzi o słowa niewypowiedziane.”
„P.S. I Like You” ciekawa, zabawna i przyjemna historia. Zapewne powiecie, że takich na rynku literatury jest mnóstwo. Twórczość Kasie West wyróżnia wdzięk i niesamowita magia, którą znajdziecie na każdej stronie. West pisze w sposób, który sprawia, że czujemy się jakby to dotyczyło nas, jakbyśmy stali obok narratorki i uczestniczyli w jej historii. Zaciekawić czytelnika to jedno, a oczarować go to drugie. Czasami nie wystarczy tylko zaciekawić, przeważnie trzeba oczarować i to Kasie West udaje się znakomicie.
Kasie West to autorka, do której mam pełne zaufanie i każdą jej następną książkę zamawiam, nie znając nawet opisu. Wiem, że będzie to lektura, która mnie oczaruje. „P.S. I Like You” to książka godna polecenia. Nie boję się napisać, że to lekarstwo na pochmurny dzień, sposób na poprawę humoru. Książkę czyta się błyskawicznie, a historia w niej zapisana zostaje z nami na bardzo długo.
P.S. Szczerze polecam!
Nie oceniaj po pozorach.
Czasem w życiu potrzeba nam odskoczni od codziennych obowiązków, zmartwień i problemów. Potrzeba nam chwili relaksu, a taki zapewnia książka. Prawdziwe odprężenie zapewnia dobra, lekka i pogodna lektura, która sprawi, że choć na moment oderwiemy się od codziennych trosk. „P.S. I Like You” to taka właśnie lektura – na niepogodę, na zmartwienia, na...
2017-01-06
Mocna i poruszająca historia.
Wielu autorów pisze proste i błahe historie, które maja jedną wadę – szybko się o nich zapomina. Historia opisana przez Louise O’Neill to zupełnie coś innego. Bookseller określił tę książkę jako „mocna, odważna… i brutalna” i ja się w pełni z tym zgadzam. Te trzy przymiotniki idealnie opisują tę książkę. „Sama się prosiła” to lektura dla odważnych czytelników, dla takich, którzy nie boją się stawić czoła szokującej prawdzie i dla takich, którzy nie boją się zapamiętać tej przerażającej historii. Bo jedno jest pewne – ta książka pozostanie w waszych myślach na długo.
„W życiu nie chodzi o to, żeby przekrzyczeć burzę, ale o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu.”
Emma O’Donovan jest piękną, młodą i popularną dziewczyną. Ma wielu znajomych. Lecz pewnego dnia wszyscy się od niej odwracają. Rodzice Emmy znajdują ją na progu jej domu. Dziewczyna nic nie pamięta. Aż do czasu, gdy w Internecie pojawiają się jej zdjęcia. Zdjęcia z imprezy. Zdjęcia, które zmieniają jej życie na zawsze…
„Czy można chcieć, żeby wszystko się zmieniło, a zarazem pozostało takie same?”
„Sama się prosiła” to odważna książka dla odważnych czytelników. Louise O’Neill należy do autorów, którzy nie boją się trudnych tematów i umieją o nich pisać. „Sama się prosiła” to idealnie napisana książka o gwałcie, potrzebie akceptacji i odrzuceniu. To bardzo bolesna, miejscami przerażająca i szokująca opowieść o młodej dziewczynie, której zawala się świat. Emma obwinia o wszystko siebie, o kłopoty w rodzinie, o zrujnowanie życia osobom, które jej to życie odebrali. Gdy do sieci trafiają przerażające zdjęcia, na których główną rolę odgrywa Emma, jej życie przestaje istnieć. Louise O’Neill napisała odważnie o głównej bohaterce. Jej portret psychologiczny został nakreślony starannie, dzięki czemu mamy szansę zrozumieć Emmę, jej uczucia i spróbować przeżyć te emocje, choć to niezaprzeczalnie trudna sprawa.
Bohaterowie powieści to postacie wykreowane bardzo precyzyjnie. Autorka postarała się, by główna bohaterka wyróżniała się na tle innych. Jej życie legło w gruzach, a my mamy szansę śledzić jej emocje, uczucia i posunięcia bardzo dokładnie. Podczas czytania całkowicie przepadamy i zagłębiamy się w mrok jaki ogarnia Emmę. Książka nie jest depresyjna, nie zrozumcie mnie źle. Po prostu to przerażająca i brutalna historia, która może wydarzyć się w realnym świecie. A najgorsze jest to, że takich historii, prawdziwych historii, jest niemało. Często słyszymy o brutalnych gwałtach, odważnych zdjęciach wrzucanych do sieci bez zgody właścicieli. Zdjęcie raz wrzucone do Internetu pozostaje w nim na zawsze. A taka osoba musi żyć z tym piętnem.
Autorka podkreśla, że zakończenie jej powieści może nie przypaść do gustu wszystkim czytelnikom. Bo nie takiego zakończenia się spodziewamy. Każdy oczekuje happy endu, a w „Sama się prosiła” nie ma pozytywnego zakończenia. Młodzi ludzie, którzy będą czytać tę książkę, powinni umieć odpowiednio je zinterpretować i wysunąć wnioski. Emma nie jest bohaterką, której postępowanie trzeba naśladować. Wręcz odwrotnie, powinniśmy wysunąć odpowiednie wnioski i uczyć się na jej błędach. To właśnie chciała przekazać autorka. Zmusić czytelnika do intensywniejszego myślenia i wyciągania wniosków z czyichś błędów.
„To słowo jest jak bicz, który smaga mnie po policzkach. Wypełnia pokój, aż nic nie zostaje, a ja oddycham tym słowem (gwałt), słyszę wyłącznie to słowo (gwałt), czuję wyłącznie to słowo (gwałt) i smakuję wyłącznie to słowo (gwałt).”
Książkę Louise O’Neill czyta się bardzo szybko. Styl i język są na wysoki poziomie, a przez ich lekkość, nie mamy żadnych trudności ze zrozumieniem tego, co chciała przekazać nam autorka. „Sama się prosiła” to historia, która poruszy niejednego czytelnika. Podczas czytania doznajemy emocjonalnej burzy. Kieruje nami złość, strach, przerażenie, szok. Niedowierzamy, że takie rzeczy mogą się stać naprawdę, a jednak tak się dzieje. Z tyłu głowy zapala nam się lampka, że mimo iż „Sama się prosiła” to fikcja literacka, to ile razy słyszymy w telewizji, czy radiu o brutalnym gwałcie? Louise O’Neill pisze w taki sposób, by przyciągnąć uwagę czytelnika i zmusić go do myślenia. Niejednokrotnie przy pisaniu recenzji o książkach, które poruszają tematykę gwałtu, wspominam, że trzeba o tym mówić i pisać. Gwałt to coś okrutnego, bolesnego i brutalnego, a my powinniśmy być otwarci na takie tematy, nie bać się ich i być świadomi tego, że to dzieje się w rzeczywistości.
Książkę polecam wszystkim czytelnikom. Louise O’Neill pisze w sposób zrozumiały dla młodzieży i dla dorosłych. Dla młodzieży to przestroga przed tym, co może się zdarzyć, gdy puszczą nam hamulce na imprezie, gdy będziemy bardziej odważni, niż nam się wydaje. Dla dorosłych to historia, która łamie serca i zmusza do myślenia. „Sama się prosiła” to apel do wszystkich, by nie byli obojętni na trudne tematy, by dostrzegali zło, które czai się za rogiem. Książka Louise O’Neill to mocna, przerażająca i brutalna lektura, która wylewa na czytelnika kubeł zimnej wody. Jesteśmy w szoku po jej przeczytaniu. Takich książek, z mocną i odważną historią powinno być więcej.
Mocna i poruszająca historia.
Wielu autorów pisze proste i błahe historie, które maja jedną wadę – szybko się o nich zapomina. Historia opisana przez Louise O’Neill to zupełnie coś innego. Bookseller określił tę książkę jako „mocna, odważna… i brutalna” i ja się w pełni z tym zgadzam. Te trzy przymiotniki idealnie opisują tę książkę. „Sama się prosiła” to lektura dla...
Definicja przyjaźni.
Czy możliwa jest definicja słowa „przyjaźń” zawarta na 408 stronach? Okazuje się, że tak. Udowodniła to Sandra Nowaczyk autorka powieści „Friendzone”. Jej powieść rozkłada na czynniki pierwsze słowo „przyjaźń”, udowadniając siłę, radość i potęgę przyjaźni. Każdy zasługuje na przyjaźń i przyjaciela, który zawsze i na zawsze będzie z nami.
„Rodzimy się z wrodzonym pragnieniem, by być kochanym. Jesteśmy zdolni upaść na kolana, żebrać o ochłapy miłości, byle tylko wiedzieć, że istnieje na tym świecie chociaż jedna osoba, która jest w stanie oddać za nas siebie. Pozwalamy, by inni ludzie łamali nam serce, wystawiali je na próbę, ale nigdy nie przestajemy poszukiwać bratniej duszy. Stajemy się bezbronni jak dzieci, gdy błagamy, by ktoś nas pokochał. To przemienia się w sens naszego życia. Ostatecznie umieramy, pragnąc wiedzieć, czy to życie było coś warte, czy opłacało się żyć.”
Fabuła 2/3
Tatum i Griffin to młodzi ludzie, którzy przyjaźnią się niemal od zawsze. To na nich skupia się cała fabuła. Przy takiej dwójce bohaterów nie ma mowy o nudzie. Aby zapewnić czytelnikowi trochę adrenaliny autorka zręcznym piórem nieco skomplikowała losy głównych bohaterów. I ta adrenalina w połączeniu z akcjami, humorem i tą piękną przyjaźnią tworzy naprawdę wyjątkową całość.
Bohaterowie 2/3
Bohaterom powieści nie można nic zarzucić. Autorka zadbała o to, by czytelnik się nie nudził czytając „Friendzone” tworząc niesamowicie barwne, wyraziste i wyjątkowe postacie. W tej książce każdy na pewno znajdzie swojego ulubieńca oraz osobę niesamowicie go irytującą. Wiadomo, że bez bohatera, który podnosi ciśnienie w książce wieje nudą. Moim zdaniem w książce powinny znaleźć się polskie imiona. Byłby tak bardziej patriotyczne, no bo w końcu autorka jest Polką.
Styl i język 3/3
Autorka mimo młodego wieku pokazała dojrzałość w pisaniu. Styl jakim zadebiutowała jest naprawdę na wysokim poziomie. Książkę czyta się płynnie i lekko, a co za tym idzie, pochłaniamy ją w mgnieniu oka.
Punkt WOW! 1/1
Książek, w których fabuła skupia się na przyjaźni jest na rynku literatury coraz więcej. Autorzy prześcigają się o to, by to ich powieści wybiły się na szczyt listy bestsellerów, by to ich powieści były oryginalne i wyjątkowe i zachęcające czytelnika do sięgnięcia właśnie po tę konkretną książkę. Najgorzej w takiej sytuacji mają debiutanci. To oni muszą pokazać się z jak najlepszej strony, by czytelnik nie zaraził się już na samym początku. Nasza polska młodziutka debiutantka weszła na rynek literatury w wielkim stylu i na pewno wielu czytelników zapamiętają ją na długo i będzie czekało z niecierpliwością na kolejne powieści. „Friendzone” to jej debiut i to bardzo udany debiut, który zdecydowanie zasługuje na punkt WOW!
Dla kogo?
„Friendzone” to typowa młodzieżówka i tej grupie czytelników najbardziej ją polecam. Ważne jest, by już na początku dorosłego życia wiedzieć, co to jest przyjaźń i dlaczego warto jest mieć przyjaciela u swego boku. Fanom lekkich i niezobowiązujących historii również ta książka przypadnie do gustu.
Definicja przyjaźni.
więcej Pokaż mimo toCzy możliwa jest definicja słowa „przyjaźń” zawarta na 408 stronach? Okazuje się, że tak. Udowodniła to Sandra Nowaczyk autorka powieści „Friendzone”. Jej powieść rozkłada na czynniki pierwsze słowo „przyjaźń”, udowadniając siłę, radość i potęgę przyjaźni. Każdy zasługuje na przyjaźń i przyjaciela, który zawsze i na zawsze będzie z nami.
„Rodzimy się...