Biblioteczka
„Czy gdyby miłość była chorobą, chciałabyś na nią zachorować?”
Tak, każdy z nas ma z nią kłopoty. Tak, większość z nas uważa ją za coś pięknego. Tak, powstaje wiele książek w których ona jest główną tematyką. Co jednak wyróżnia „Delirium” spośród tysiąca innych książek? Co sprawia, że właśnie ta antyutopia wzbudziła aż takie zainteresowanie czytelników? Właśnie z tych powodów sięgnęłam po Delirium. Musi być w tej książce coś pięknego, skoro tyle bloggerek z zachwytem opisuje tę powieść.
Mówili, że bez [miłości] będę szczęśliwa.
Mówili, że lekarstwo na [miłość] sprawi, że będę bezpieczna.
I zawsze im wierzyłam. Do dziś.
Teraz wszystko się zmieniło.
Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez
ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie.
Dawniej wierzono, że [miłość] jest najważniejszą rzeczą pod słońcem.
W imię [miłości] ludzie byli w stanie zrobić wszystko, nawet zabić.
Potem wynaleziono lekarstwo na [miłość]…
Jak wyróżnić dobrą książkę wśród tysiąca innych? Jak sprawić, aby czytelnicy zechcieli przeczytać dzieło autora? Z pewnością potrzebny jest dobry, często niebanalny temat, który zachęci ludzi, aby sięgnęli po to, a nie inne dzieło. Ostatnio tematem przewodnim wielu książek stała się miłość. Czy nie jest już ona przereklamowana? Na to pytanie próbowało dać odpowiedź wielu autorów, niewielu jednak udaje się wybić w podobnej tematyce. Delirium jednak odniosło pod tym względem ogromny sukces. Książka dotarła do czytelników, którzy w mig pochłaniają lekturę i zachwycają się jej niebanalną tematyką. Trzeba przyznać Lauren Oliver, że podołała zadaniu. Stworzyła nowy świat, nowy system prawny- zupełnie nową rzeczywistość, w której nie ma miejsca na [miłość]. Można by się zapytać- Jak to? Przecież miłość w naszym życiu stała się wręcz codziennością. A jednak, czy miłość może być chorobą umysłową? Podczas czytania powieści pani Oliver można całkiem poważnie zastanowić się nad tym pytaniem, a w tym przypadku naprawdę nie żartuję. To już wystarczy, aby książka wzbudziła tak spore zainteresowanie.
Amor deliria nervosa… Nie kryjmy, większość z nas chciałaby się zarazić tą chorobą. W tym państwie jednak jest to najgorsza rzecz, jaka może się przytrafić. Remedium. To jedyny sposób, aby choroba się nie rozprzestrzeniała. Wiele osób boi się zabiegu, ale większa część po prostu nie może się go doczekać. Jest to jedyny skuteczny sposób na powstrzymanie choroby, na powstrzymanie delirii. Tak twierdzą władze i naukowcy.
„Najgorsze ze wszystkich chorób są te,
które pozwalają człowiekowi uwierzyć, że ma się dobrze”
Zaczynając czytać książkę miałam nadzieję na coś wielkiego. Po przeczytaniu wielu pozytywnych recenzji, miałam wrażenie, że będzie to coś zupełnie nowego, kompletnie różniącego się od pozostałych powieści. Niestety się myliłam. Choć temat jest bardzo dobry, wykonanie również niczego sobie, książka mnie do siebie nie przekonała. Dlaczego? Powiem tak, wielokrotnie odkładałam ją w środku rozdziału, ba, nawet w czasie trwania szybkiej akcji. Nie było to dla mnie żadnym problemem. Powiem nawet, że momentami wydawała mi się nużąca, pospolita. Kolejnym minusem było to, że była przewidywalna, tak, niestety muszę to przyznać. Dopiero sama końcówka zdołała mi zaimponować, gdyż nie spodziewałam się tak nagłego i zaskakującego zakończenia. A co do romantyzmu… no cóż, cała książka opiera się na [miłości], jednak w wielu antyutopiach zdążyłam zagłębić się w bardziej rozbudowany i „romantyczny” wątek miłosny.
Odkąd przeczytałam książkę, zastanawiałam się, co jeszcze mi przypomina. Wiedziałam, że wcześniej przeczytałam coś podobnego i w końcu na to wpadłam. „Dobrani”. Właśnie do tej książki wydawało mi się podobne Delirium, a im dłużej nad tym myślę, tym więcej podobieństw zauważam.
To chyba wszystko do czego mogłabym się przyczepić. Książka jest bowiem bardzo ładnie napisana, ma znakomitą oprawę graficzną, a przed każdym rozdziałem znajdziemy cytaty z wielu ksiąg totalitarnego państwa, które przytacza nam autorka w „Delirium”.
Myślę, że wielu osobom może się książka spodobać. Ze względu na charakter emocjonalny, każdy odbierze ją po swojemu, więc chociaż ja się zawiodłam, myślę, że warto dać szansę tej antyutopii :)
„Czy gdyby miłość była chorobą, chciałabyś na nią zachorować?”
Tak, każdy z nas ma z nią kłopoty. Tak, większość z nas uważa ją za coś pięknego. Tak, powstaje wiele książek w których ona jest główną tematyką. Co jednak wyróżnia „Delirium” spośród tysiąca innych książek? Co sprawia, że właśnie ta antyutopia wzbudziła aż takie zainteresowanie czytelników? Właśnie z...
Dzieci Cienie to książka niewątpliwie wciągająca. Sama fabuła jest już interesująca, a wykonanie również mistrzowskie. Nie jest to jedna z książek akcji, gdzie cały czas się coś dzieje, są nieoczekiwane zwroty akcji, czy paranormalne postaci. Wśród Ukrytych Wśród Oszustów silnie jednak działa na emocje. Czytelnik nie jest w stanie pojąć zaistniałych sytuacji, wykazuje oburzenie dla totalitarnego państwa oraz chciałby coś zmienić. Boi się razem z małym chłopcem, dla którego świat wygląda zupełnie inaczej. W zasadzie można by tą książkę opisać tylko jednym słowem: poruszająca.
Pani Margaret Peterson Haddix znakomicie oddała charakter państwa totalitarnego. Względnie wszystko wydaje się dobre, społeczeństwo ma zapasy żywności, władze kontrolują ludzi, aby wszystko szło właściwym rytmem. Chcą dobrego życia dla wszystkich, prawda? Dlaczego ktoś miałby się im przeciwstawić, wszystko przecież idzie dobrą drogą. Niestety konieczne są również zmiany. Jeśli rodzina będzie miała więcej niż dwójkę dzieci, nie będzie można ich wykarmić, dlatego zdecydowano zażądzić zakaz. Od tej pory każde trzecie dziecko, będzie mordowane. Oczywiście tylko jeśli dojdzie do takiego wykroczenia, ale chyba nie ma potrzeby się tym martwić. Przecież dla wszystkich lepiej jest, kiedy dzieci urodzi się tylko dwoje.
Jednak jeśli już do tego dojdzie.. lepiej nie myśleć co by było gdyby. Niestety mały Luke jest właśnie trzecim dzieckiem. Dzieckiem Cieniem. Musi się ukrywać, nikt nie może o nim wiedzieć. Taki świat zdecydowanie nie odpowiadałby żadnemu z nas. Co jednak zrobić z totalitarną władzą? Tak postanowili i koniec. Musi tak być, a wszyscy muszą się pogodzić ze swoim losem. Muszą, ale nie chcą. Dzieci Cienie się nie poddadzą.
Głównym bohaterem jest tutaj Luke. Dosyć naiwne, niewiele wiedzące o świecie dziecko. Trzeba mu jednak przyznać, że wykazał się wielką odwagą sam decydując się na wyjście w poszukiwaniu innych dzieci takich jak on. Może i nie dorównywał swojej pierwszej prawdziwej przyjaciółce Jennifer, która może i była bardzo impulsywna, ale wykazała się wręcz nadzwyczajną odwagą, to Luke miał wielkie serce i starał się jak mógł przeżyć w tak okrutnym i bezwzględnym świecie.
Styl pisania autorki również przypadł mi do gustu. Był on zarazem lekki i prosty, ale jednocześnie oddawał bardzo dobrze klimat powieści i pokazywał punkt widzenia chłopca, który nigdy w życiu nie zetknął się z prawdziwym światem. Dzięki temu książkę bardzo dobrze się czytało i można było się znakomicie wczuć w sytuację w jakiej znalazł się chłopiec.
Nie znalazłam większych minusów w tej książce. Może jedynie momentami trochę mi się dłużyła, ale zdecydowanie mam na jej temat pozytywną opinię. Ostatnio bardzo interesuję się tematyką antyutopijną i wszelkimi historiami o państwach totalitarnych. Wielokrotnie porównywałam tę powieść do "Dobranych", czy "Igrzysk Śmierci", ale każda z tych książek jest zupełnie inna, przedstawia inne sytuacje i odnosi się do innych prawd. Dzieci Cienie polecam wszystkim, można spędzić przy niej bardzo miły czas.
Dzieci Cienie to książka niewątpliwie wciągająca. Sama fabuła jest już interesująca, a wykonanie również mistrzowskie. Nie jest to jedna z książek akcji, gdzie cały czas się coś dzieje, są nieoczekiwane zwroty akcji, czy paranormalne postaci. Wśród Ukrytych Wśród Oszustów silnie jednak działa na emocje. Czytelnik nie jest w stanie pojąć zaistniałych sytuacji, wykazuje...
więcej mniej Pokaż mimo to
Chyba wszyscy, przeczytawszy poprzednie części trylogii czasu, wyczekiwali ze zniecierpliwieniem na ostatnią część. Ta niezwykle romantyczna powieść o podróżach w czasie wciąga niesamowicie już od pierwszego momentu. Pochłania się ją wręcz za szybko, a gdy dochodzi się do ostatniej strony, jedyne myśli to "Jak to, tak szybko?". Ja pragnę jeszcze więcej, pragnę kolejnej części, więcej Gideona, więcej podróży do Wiktoriańskiej Anglii, więcej tych nieszczęśliwych związków i pięknych sukien.
Pani Kerstin Gier doskonale wykreowała i przemyślała świat przedstawiony nam w trylogii. Był skomplikowany, ale tak podany, aby czytelnicy zrozumieli przesłanie. Bardzo dobrze skonstruowany był wątek podróży w czasie. Niewiele osób ma odwagę poruszyć ten temat, gdyż jest niezrozumiały oraz trudno utrzymać w nim chronologię. Autorka jedna spisała się znakomicie i bez problemy wymknęła się z tych problemów, podsuwając nam logiczne oraz jasne rozwiązania.
Dodatkowo, przy podróżach w czasie, warto wspomnieć o wiedzy historycznej oraz postaciach, które żyły w rzeczywistości. Oczywiście wiele wydarzeń jest fikcją, jednak takie osoby jak na przykład słynny hrabia de Saint Germain, miały odzwierciedlenie w rzeczywistości. Dzięki takim właśnie postaciom książka nabierała charakteru tajemniczości, a niekiedy nawet grozy.
Nie tylko genialnie wykreowany świat sprawia na czytelnikach wrażenie, ale również postacie. Arogancki i zarozumiały Gideon potrafi zaskarbić sobie serce każdej kobiety, a delikatna, niekiedy naiwna, ale i pełna temperamentu Gwendolyn, stanowią niesamowitą mieszankę wybuchową, która tylko czeka na kolejny wybuch. Z kolei jasno myśląca, kochająca wszelkie zagadki i oddana przyjaciółce Leslie, zawsze znajdzie rozwiązanie. Jednak i tak najbardziej "rozbrajającą" i niezwykłą postaciom jest Xemerius. Ten duch, demon, kot, czy kim on jeszcze nie mógłby być, potrafi rozładować każdą sytuację i wywołuje uśmiech czytelnika. Z taką gromadkę nietrudno stracić poczucie czasu i oddalić się od spraw przyziemnych. Każdy z nas chciałby mieć takich właśnie przyjaciół.
"Choć w teraźniejszości to, co przeszłe, już się wydarzyło, należy zachować wszelką ostrożność, aby nie zagrozić teraźniejszości przeszłością, jak się to obecnie dzieje"
Kolejną sprawą jest język, którym posługuje się pani Gier. Jest on bardzo zrozumiały i prosty w odbiorze, przez co lekturę bardzo szybko się czyta, powiedziałabym nawet połyka. Wstrząsająca prawda, zwroty akcji, oraz wszelkie zaskakujące momenty, również nie są obce autorce. W tym wypadku również spisała się mistrzowsko, chociaż muszę przyznać, że nie zawsze byłam zaskoczona. Chyba jest tylko jedna rzecz do której mogę się przyczepić. Powiem tylko: Wieczność jest przereklamowana.
Tak więc z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Trylogia Czasu ląduje na półkę z napisem: Ulubione. Niesamowita, tajemnicza, romantyczna. Jak najbardziej moje klimaty. Do tego urok Gideona, który już na stałe zagościł w moim sercu, zaraz koło D'Artagnana, który do tej pory był moim numerem jeden. Naprawdę wczułam się w klimat książki i ciąg wydarzeń. Bardzo dziękuję pani Gier, że wykreowała tak wspaniałą książkę i bardzo cieszę się, że mogłam ją przeczytać.
Na koniec dodam jeszcze, że nie wszystkie tajemnice znalazły swoje rozwiązanie.. czy to może oznaczać, że autorka zaszczyci nas jeszcze jakąś kontynuacją? Mam wielką nadzieję! :)
Chyba wszyscy, przeczytawszy poprzednie części trylogii czasu, wyczekiwali ze zniecierpliwieniem na ostatnią część. Ta niezwykle romantyczna powieść o podróżach w czasie wciąga niesamowicie już od pierwszego momentu. Pochłania się ją wręcz za szybko, a gdy dochodzi się do ostatniej strony, jedyne myśli to "Jak to, tak szybko?". Ja pragnę jeszcze więcej, pragnę kolejnej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Szczerze powiedziawszy, dawno nie czytałam o przygodach Artemisa Fowla i bardzo się ucieszyłam, kiedy ta oto książka wpadła mi w ręce. Pamiętam dobrze dobry humor powieści i niepowtarzalnego bohatera. Tak więc bez chwili zwłoki zabrałam się za czytanie i się nie zawiodła, powiedziałabym raczej- zaskoczyłam.
Kompleks Atlantydy. Czy rzeczywiście choroba może tak odmienić człowieka? Nasz bohater był nie do poznania, a jak doszło do rozdwojenia jaźni, często śmiałam się widząc kompletnie nieznajomą mi osobę. Zupełnie nie do poznania. Nie jestem w stanie stwierdzić, jak spodoba to się wielkim miłośnikom Artemisa, jednak jak dla mnie był to kolejny element zaskoczenia, z którym spotkałam się przy czytaniu tej serii.
Język autora również przypadł mi do gustu. Z początku zwróciłam uwagę na to, że autor trochę zmienił swój styl, przynajmniej tak mi się wydawało. Czytając jednak dalej, znowu zauważyłam wspaniałą przygodę i humor, który nadal dopisuje panu Colferowi, a z wiekiem staje się dla mnie jeszcze ciekawszy. Na pewno autor w dalszym ciągu trzyma się swoich niewypisanych zasad i bardzo mnie to cieszy.
Pomimo, że znajdę trochę minusów i niestety przewidziałam część zdarzeń, muszę przyznać, że bohaterowie mi wszystko zrekompensowali i naprawdę wspaniale bawiłam się czytając tę książkę. Natknęłam się również z opinią, że jest ona jedną z lepszych części serii, ale ze smutkiem muszę powiedzieć, że sama nie czytałam wszystkich wcześniejszych, by to stwierdzić. Teraz mam jednak nadzieję, ba, wiem, że zaznajomię się z wszystkimi książkami przygód Artemisa Fowla, bo wydają mi się naprawdę bardzo ciekawą i inteligentną lekturą. Sama się dziwię, że jak byłam młodsza, nie umiałam przebrnąć przez pierwszą część. Może to właśnie dlatego, że byłam młodsza.
Podsumowując więc, książka naprawdę bardzo mi się spodobała. Nie wiem jak czytelnikom spodoba się nagła zmiana starego Artemisa w kompletnie inną osobę, ale nie chcę tutaj zdradzać wielu szczegółów, bo dawno nie miałam tak dobrego humoru jak przy czytaniu „Kompleksu Atlantydy”. Myślę, że jest to książka nawet dla tych, którzy nie znali wcześniej serii. Myślę, że przypadnie ona do gustu prawie każdemu. Naprawdę serdecznie polecam :)
Moja ocena: 7/10
Szczerze powiedziawszy, dawno nie czytałam o przygodach Artemisa Fowla i bardzo się ucieszyłam, kiedy ta oto książka wpadła mi w ręce. Pamiętam dobrze dobry humor powieści i niepowtarzalnego bohatera. Tak więc bez chwili zwłoki zabrałam się za czytanie i się nie zawiodła, powiedziałabym raczej- zaskoczyłam.
Kompleks Atlantydy. Czy rzeczywiście choroba może tak odmienić...
Czytaliście kiedyś taką książkę, po której nie mogliście myśleć o niczym innym? Przez którą zarywaliście noce, chociaż wiedzieliście, że następnego dnia czeka Was ważny egzamin? Książkę, która wywróciła Wasz świat do góry nogami i nie pozwoliła zapomnieć o wstrząsających prawdach zapisanych na jej stronicach? Taką, która dogłębnie Was poruszyła i nie pozwoliła choć na chwilę o sobie zapomnieć? Taką po której nie byliście w stanie przeczytać nic innego, bo to co was kiedyś satysfakcjonowało, nagle okazało się zwyczajne i nudne? Przyznam, że od dłuższego czasu nie czytałam takiej książki.. aż natknęłam się na Igrzyska Śmierci. W tym momencie wszystko się zmieniło. Gdy wcześniej interesowałam się imprezami i koncertami, tak teraz, czegokolwiek się dotknę, myślę tylko o Katniss i Peecie. Próbuję czytać inne książki, ale myślami cały czas powracam do Igrzysk i gdybym tylko mogła, natychmiast wybiegłabym z domu do empiku po następne części. Tak więc jeśli macie ochotę na coś naprawdę wstrząsającego i odbierającego dech w piersiach, nie możecie ominąć tej książki. To by była zbrodnia!
Na ruinach dawnej Ameryki Północnej rozciąga się państwo Panem, z imponującym Kapitolem otoczonym przez dwanaście dystryktów. Okrutne władze stolicy zmuszają podległe sobie rejony do składania upiornej daniny. Raz w roku każdy dystrykt musi dostarczyć chłopca i dziewczynę między dwunastym a osiemnastym rokiem życia, by wzięli udział w Igrzyskach śmierci, turnieju na śmierć i życie, transmitowanym na żywo przez telewizję. Bohaterką, a jednocześnie narratorką książki jest szesnastoletnia Katniss Everdeen, która mieszka z matką i młodszą siostrą w jednym z najbiedniejszych dystryktów nowego państwa. Katniss po śmierci ojca jest głową rodziny a musi troszczyć się o młodszą siostrę i chorą matkę, a jest prawdziwa walka o przetrwanie...
Potrzebny jest chłopak i dziewczyna. Okrutne igrzyska mają być radosnym świętem, a tak naprawdę są jedynie pokazem władzy, jak zależne są dystrykty od Kapitolu. Walka dzieci o przetrwanie i zabijanie się nawzajem. Istna rozrywka, jednak nie dla wszystkich. Co roku rodziny 24 trybutów czekają z nadzieją na powrót ich dziecka. Jednak zwycięzca jest tylko jeden. Tylko jedno z nich przeżyje i wróci do domu. Co roku w dożynki odbywa się losowanie, jedni czekają na nie ze zniecierpliwieniem, mając nadzieję na wieczną chwałę, a niektórzy śmiertelnie przerażeni mają nadzieję, że to nie im przypadnie ten „zaszczyt”. Co roku ginie dwudziestu trzech młodych ludzi!
„- Prim!- z mojego gardła wydobywa się stłumiony okrzyk, mięśnie odzyskują sprawność.- Prim!- nie muszę się przeciskać przez tłum. Dzieciaki momentalnie się rozstępują, żeby zrobić mi przejście do estrady. Doganiam Prim w chwili gdy ma wejść na schody. Jednym ruchem ręki zagarniam ją za siebie.
- Zgłaszam się na ochotnika!- dyszę. – chcę być trybutem!”
Igrzyska śmierci to naprawdę wstrząsająca opowieść, jednak najgorsze w niej jest to, że nie odbiega tak bardzo od rzeczywistości. Suzanne Collins przytacza nam okrutną opowieść o brutalnym świecie- kraju Panem. Opowieść o miłości i walce o przetrwanie. O strachu i opanowaniu, o odgrywaniu podanej nam roli. Nie sposób oderwać się od książki, kiedy zacznie się czytać. Jednak o pokochaniu tej książki decyduje wiele czynników- nie tylko pomysł, ale i jego realizacja.
Cały świat widzimy oczami niezwykłej osoby- Katniss. To ona prowadzi nas przez dwunasty dystrykt, historię igrzysk, a wreszcie przez maskowane okrucieństwo Kapitołu oraz walkę o przeżycie na arenie. Oddaje wszystko bardzo dokładnie, wszelkie opisy otaczającej natury oraz swoje własne buntownicze uczucia. Widzimy świat oczami niezwykle dynamicznej osoby, której nie sposób nie polubić.
Każdy z bohaterów został przez autorkę doskonale wykreowany, nie wyidealizowany, był jedyny w swoim rodzaju. Trudno było mi się rozstawać nawet z niektórymi trybutami, bo chociaż byli wrogami, odczuwałam przykre uczucie bezsilności przy każdym wystrzale armatnim, który ogłaszał śmierć jednego z nich. W roli Katniss trudno się nie odnaleźć i nie przeżywać wszystkich wydarzeń. Ciąg akcji również nie pozwala oderwać się od lektury, tak więc jeśli macie ważne sprawy na głowie, lepiej nie zabierajcie się od razu za Igrzyska Śmierci, bo utkniecie w nich do ostatniej stronicy. Naprawdę nie sposób się oderwać.
Osobiście naprawdę wczułam się w rolę Katniss, nawet myślałam tak jak ona, aby obrać właściwą strategię. Dziwiło mnie jedynie to, że taka spostrzegawcza dziewczyna, nie potrafi ujrzeć uczucia, którym darzy ją Peete. Ja sama od razu go pokochałam, jednak Kotna (jak nazywał ją Gale) odgrywała jedynie rolę i myślała, że również jest tak w jego przypadku.
Nadal nie mogę pozbyć się tej książki z głowy, cały czas zaprząta moje myśli i najchętniej od razu zabrałabym się za następną część. Teraz żadna inna książka nie wydaje się dla mnie tak ważnai interesująca jak wcześniej. Dawno nie przeczytałam takiej powieści jak ta. Jest po prostu wspaniała i wstrząsająca, oraz posiada wszystko co za co cenię dobre książki. Polecam z całego serca dosłownie wszystkim. Koło takiej pozycji nie można przejść obojętnie!
Czytaliście kiedyś taką książkę, po której nie mogliście myśleć o niczym innym? Przez którą zarywaliście noce, chociaż wiedzieliście, że następnego dnia czeka Was ważny egzamin? Książkę, która wywróciła Wasz świat do góry nogami i nie pozwoliła zapomnieć o wstrząsających prawdach zapisanych na jej stronicach? Taką, która dogłębnie Was poruszyła i nie pozwoliła choć na...
więcej mniej Pokaż mimo to
Polskie książki przygodowe dla młodzieży nigdy nie przyciągały mnie do siebie, jednak tym razem postanowiłam dać szansę serii „Porachunki z Przygodą” . Skoro nadarzyła się okazja, postanowiłam ją wykorzystać i oto dzięki Sztukaterii otrzymałam tę oto książkę. Od Kamiennej Pułapki nie oczekiwałam zbyt wiele, miałam jedynie nadzieje na miłą powieść z którą będę mogła spędzić jeden wieczór. I tak trzymam ją w ręce i zastanawiam się jak ocenić tę cieniutką część.
Porachunki z przygodą to seria powieści sensacyjno-przygodowych dla młodzieży. Akcja wszystkich powieści rozgrywa się w istniejących naprawdę miejscach Polski, a ich fabuła oparta jest za każdym razem na rzeczywistych wydarzeniach. Główni bohaterowie książek Petka mają do czynienia z ludźmi, którzy rzadko bywają grzeczni, mili, sympatyczni. Autor pokazuje świat autentyczny, czasem brutalny, w którym młodzi ludzie muszą się odnaleźć. Petek wskazuje młodym czytelnikom, w jaki sposób walczyć w dzisiejszym świecie o siebie i o to, co stanowi istotę naszego życia: o zachowanie godności i definiujących nas wartości moralnych.
W tej części Jajco, Pchełka i Pucek przychodzą na ratunek grupie młodzieży, która została uprowadzona przez szalonego toksykologa. Pragnąc się zemścić za śmierć żony i dziecka, sprowadza on śmierć na pierwszą lepszą grupę podejrzanych i pozostawia otrutych w beskidzkich jaskiniach. Szczęściem w nieszczęściu jest jednak to, że jednemu udaje się umknąć i sprowadza pomoc w postaci Jajca, który nie cofnie się przed niczym. Czy uda im się uwolnić więźniów,? Czy odkryją lekarstwo na immunotoksynę X? Czy zdołają uratować Martę?
Po zapoznaniu się z lekkim piórem autora i humorystyczną treścią, mogę jedynie powiedzieć, że się trochę zawiodłam. Owszem książkę czytało się szybko, jednak jest ona przeznaczona dla młodszej młodzieży i przynajmniej w moim odczuciu jest zbyt infantylna i naiwna. Cała akcja jest przeprowadzona dobrze, tak że książka się nie dłuży, a dodatkowo mamy tutaj sporą dawkę humoru. Osobiście denerwowały mnie niektóre powiedzenia oraz sposób opisywania części wydarzeń, ale to jest kwestia indywidualnego odbioru. Nie znalazłam jednak większych błędów, chociaż jako bardziej wymagający czytelnik oczekiwałam czegoś więcej.
Przyznaję jednak, że w przygodę się wciągnęłam. Dobrze czytało się coś niecodziennego, jednak nie niemożliwego. Szczególnie zdziwiłam się odwagą Jajca, byłam pod wrażeniem jego silnej osobowości i tego, że narażał własne życie po to, by pomóc osobom, których nawet nie znał. Właśnie jego polubiłam najbardziej, cenię go za to, że potrafił zrobić coś na co ja bym się nigdy nie zdobyła.
„Wciąż powtarzał sobie, że nie ma sensu, naraża się tylko jak idiota… Z drugiej strony- przeczucie popychało go do przodu. Nie wiedział na czym ono się opiera, ale dawno już przestał z nim walczyć. Przecież z niejednej opresji wyszedł tylko dzięki owemu tajemniczemu instynktowi… Sunął więc dalej. I miał rację.”
Podsumowując więc, Porachunki z Przygodą to seria przeznaczona dla młodszych czytelników, jednak i starsi mogą mile spędzić czas z książką w ręce. Kamienna Pułapka była pierwszą powieścią tej serii, którą przeczytałam i chociaż nie jestem do końca usatysfakcjonowana, nie mogę również powiedzieć, że mi się nie podobała. Spędziłam miły wieczór z tą, liczącą jedynie 162 strony, lekturą i nie żałuję tego czasu. Polecam tą książkę na prezent dla młodszego rodzeństwa, czy kuzynostwa, któremu na pewno przypadną do gustu przygody Jajca, Pchełki i Płucka.
Polskie książki przygodowe dla młodzieży nigdy nie przyciągały mnie do siebie, jednak tym razem postanowiłam dać szansę serii „Porachunki z Przygodą” . Skoro nadarzyła się okazja, postanowiłam ją wykorzystać i oto dzięki Sztukaterii otrzymałam tę oto książkę. Od Kamiennej Pułapki nie oczekiwałam zbyt wiele, miałam jedynie nadzieje na miłą powieść z którą będę mogła spędzić...
więcej mniej Pokaż mimo to
Bardzo trudno napisać jest recenzje pięknej książki w złym humorze. Czekając więc na odpowiedni moment miałam wiele czasu do namysłu. Autorka opisała nam uczucie prawdziwej miłości, nie banalnego zakochania dwojga osób, ale właśnie oddania i całkowitego zaufania. Kiedy na religii mieliśmy powiedzieć co to jest miłość, używaliśmy wielu słów, ja mogę jednak powiedzieć, że prawdziwą miłość znajdziecie opisaną właśnie w tej książce.
Kiedy zapada zmierzch i robi się coraz zimniej, niektórzy ludzie stają się wilkami. Grace odkrywa, że musi walczyć o Sama, którego tak bardzo pokochała. Zagrażają mu myśliwi i mróz, który może sprawić, że Sam nigdy nie odzyska ludzkiej postaci... A ona zostanie sama.
"Drżenie" okazuje się równie piękne w środku, jak i na zewnątrz. Ta niesamowita okładka doskonale oddaje treść książki, pełnej miłości, przyjaźni, oddania, strachu. Z emocjami jest jak z zapachami, są ich tysiące, a każde tak bardzo różni się od siebie. Niektórzy potrafią wyczuć więcej niż powinni, a dla innych odgadywanie ludzkich uczuć, jest czystą magią. Również ludzie nie są tacy sami, jednak pomimo wielu różnic, można znaleźć podobieństwa. Czasem dwójkę zupełnie różnych od siebie osób może połączyć piękne uczucie, a nie jest to rzeczą niezwykłą. Niezwykłe natomiast jest to, kiedy uczucie połączy sześcioletnią dziewczynką oraz wilka. Więź, która przez lata łączy te dwie postacie, oraz przeznaczenie, mają ze sobą wiele wspólnego. Wkrótce owo przeznaczenie, pozwala spotkać się tym dwóm osobą, ale okoliczności nie są zadowalające. Jest zimno, słychać strzały i widać krew.
Wątek paranormalny jest również bardzo przyjemny, nie przesadzony, a delikatnie wplątany w powieść. Wprowadza on atmosferę i urozmaica książki, ale nie przysłania prawd jakie chciała nam przekazać pani Stiefvater. Różnica pomiędzy dobrem a złem, nie jest różnicą pomiędzy człowiekiem a wilkołakiem. Mamy tu jednak ukazaną różnicę rozumowania zwierzęcia i człowieka. Jak różne są myśli i słowa. Słowa tak cenne, znikają, a pozostają jedynie obrazy. Sfora jest w tym przypadku rodziną, jakiej nie che się stracić, która się bardzo kocha. Przyjaźń, a tęsknota.
Na stronicach tej książki widzimy rozgrywającą się piękną, ale i smutną historie miłosną. Mróz zabiera wraz ze sobą Sama, dlatego tak istotna jest tutaj temperatura, która podana jest zawsze na początku rozdziału. Grace walczy jednak o ukochanego i nie pozwala zawładnąć zimie tym, co wytworzyło się pomiędzy nimi. Uczucia Sama są równie głębokie, to on uratował Grace przez rozszarpaniem, kiedy tamta miała zaledwie sześć lat. Potem latami obserwował dziewczynę, aż w końcu los sprowadził ją rannego po jej drzwi. Ona bez pytania zawiozła rannego do szpitala. Bo wiedziała, od zawsze wiedziała. Jego oczy wyrażały wszystko, bo to się w nim nie zmieniało. Kiedy ludzka postać zmieniała się w wilka, oczy pozostawały te same.
„Chciałbym spędzić całą zimę
z mą uroczą letnią dziewczyną.
Ale nigdy nie jestem dość ciepły
dla uroczej letniej dziewczyny”
Choć w historię wplątane są jeszcze inne wątki, między innymi zamiana w wilkołaka znajomego Grace, jednak ten właśnie okazuje się najważniejszy. Naprawdę zachęcam wszystkich do przeczytania tej wspaniałej powieści. Znajdziecie tutaj, pomimo zimnych temperatur, prawdziwe ciepło, oraz oczywiście nutę akcji. Zapraszam serdecznie.
Bardzo trudno napisać jest recenzje pięknej książki w złym humorze. Czekając więc na odpowiedni moment miałam wiele czasu do namysłu. Autorka opisała nam uczucie prawdziwej miłości, nie banalnego zakochania dwojga osób, ale właśnie oddania i całkowitego zaufania. Kiedy na religii mieliśmy powiedzieć co to jest miłość, używaliśmy wielu słów, ja mogę jednak powiedzieć, że...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedy na półkach księgarni pojawia się kolejna książka jednego z ciekawszych autorów literatury młodzieżowej ostatnich lat, trudno byłoby po nią nie sięgnąć. Czytelnicy, którzy zdążyli już wcześniej poznać styl, z jakim pisze John Flanagan, zapewne niewiele myśląc sięgają po jego książki, nie wspominając już o tym, że zagłębiając się w tę lekturę, będą mogli śledzić losy kolejnej (dobrze znanej fanom literatury Flanagana) krainy- Skandii. Na słowa zachęty dodam, że mimo nieciekawej oprawy graficznej, którą szczerze powiedziawszy można się zniechęcić, że z Johnem Flanaganem możemy już z samego początku połączyć dobry humor i znakomicie rozbudowaną fabułę. Tak więc zamiast się zawczasu zniechęcać, proponuję samemu zajrzeć do „Wyrzutków”.
Mając już wcześniej do czynienia z autorem, czytelnik szybko przyzwyczai się do jego niezwykle przystępnego stylu pisania. Od razu trzeba zaznaczyć, że nie jest to lektura dla bardzo wymagającego czytelnika, który oczekuje od książki niezwykle poetyckiego języka i głębokich metafor. Nie, „Wyrzutki” jest czymś w rodzaju wspaniałej bajki, historii, która wciąga, jest przyjemna i jest idealną lekturą na wakacje, czy wolną chwilę. Podczas czytania czytelnik przenosi się w odległe krainy, których zwyczaje bardzo różnią się od naszych przyzwyczajeń. Skandia jest bowiem krajem wojowników, w którym odwaga i poświęcenie są nie tylko mile widziane, są wymagane. Chłopcy szkoleni są od dzieciństwa po to, aby przynieść chwałę sobie i swojej ojczyźnie. Zaczyna się również selekcja. Nastolatkowie dzieleni są na drużyny, są poddawani ciężkim próbą i szkoleni na dobrych wojowników. Zaczyna się ostra rywalizacja, wszyscy wiedzą, że od tej próby zależą ich dalsze losy. Na drodze czeka jednak wiele przeszkód i prywatnych potyczek poszczególnych członków drużyn. Niestety duma skirla często równa się niepowodzeniu całej grupy…
Co trzeba przyznać autorowi, każdy bohater, którego on tworzy, ma w sobie coś niepowtarzalnego. Hal, syn poległego w walce skandyjskieo bohatera i aralueńskiej matki, nie ma łatwo w świecie wojowników. Nie odziedziczył po ojcu ciężkiej postury, czy imponujących mięśni, a rówieśnicy bardzo dobrze się bawią, szydząc z mniejszego i słabszego od siebie. Kiedy nagle chłopak zostaje skirlem drużyny, nikt nie ma wątpliwości co do tego, kto zajmie miejsce przegranych. W nietuzinkowej grupie „tych niechcianych” znajdują się jeszcze kłótliwi bliźniacy, którzy nigdy nie mogą dojść do porozumienia, Jesper, zwykły złodziejaszek, Ingvar o bardzo kiepskim wzroku, oraz najlepszy przyjaciel Hala- Stig. Stig, choć może bardzo silny i odważny, bardzo szybko daje wyprowadzić się z równowagi, co jest jego podstawową wadą. Czy uda im się dowieść, że jednak stać ich na więcej niż pewnych siebie rówieśników? Wszyscy w nich wątpią, jednak pomysłowość jest bardzo ważną cechą dobrego wojownika, a tego akurat nie brakuje drużynie Hala.
Pomysłowość. Jest to również cecha, której nie brakuje autorowi. Skandyjskie klimaty i przeżycia bohaterów potrafią pochłonąć czytelnika w całości. Cała książka podzielona jest na kilka części, które opowiadają różne historie, ściśle ze sobą powiązane. Trudno powiedzieć, czy powinno się to uznać za plus, czy za minus, kwestia gustu. Natomiast wielkim plusem powieści jest jej zakończenie. Nie powiem, że się tego nie spodziewałam. John Flanagan w każdej ze swoich książek buduje znakomite i zaskakujące zakończenie, a i tym razem nie było inaczej.
Nie mogłabym nie wspomnieć tutaj o jeszcze jednej sprawie, a mianowicie podobieństwu pomiędzy Drużyną, a serią Zwiadowcy. Mogłabym wymienić kilka drobnych, ale nieistotnych rzeczy, które mi, jako niesamowicie zaczytanej w Zwiadowcach czytelniczce, rzuciły się w oczy. Warto tutaj wspomnieć o cechach postaci, które są dosyć mocno podobne do bohaterów poprzedniej serii Johna Flanagana.
Osobiście świetnie bawiłam się czytając "Wyrzutki". Powiem nawet, że jest to lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów Johna Flanagana, a tych którzy jeszcze autora nie zdążyli poznać, serdecznie do tego namawiam. Ta książka to świetna ku temu okazja :)
Kiedy na półkach księgarni pojawia się kolejna książka jednego z ciekawszych autorów literatury młodzieżowej ostatnich lat, trudno byłoby po nią nie sięgnąć. Czytelnicy, którzy zdążyli już wcześniej poznać styl, z jakim pisze John Flanagan, zapewne niewiele myśląc sięgają po jego książki, nie wspominając już o tym, że zagłębiając się w tę lekturę, będą mogli śledzić losy...
więcej Pokaż mimo to