-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-08-13
2023-07-08
Nie wiem, jak wygląda to u was, ale żeby sięgnąć po historię o seryjnych mordercach, muszę mieć specjalny nastrój. Zwykle są to ciężkie, wyniszczające psychicznie książki, dlatego idealnym tłem zwykle jest nocna, deszczowa pora. Mam wrażenie, że wtedy całą treść odbiera się z podwójną mocą, a ostateczne wrażenia stają się pełniejsze.
I tak też stało się tym razem.
"La Bestia" to reportaż napisany przez znanego i cenionego autora powieści kryminalnych, Przemysława Piotrowskiego. Akcja ma miejsce w Kolumbii, kraju położonym w północno-zachodniej części Ameryki Północnej, znanym przede wszystkim z produkcji kawy i bananów. Kolumbia jest miejscem barwnym, bogatym kulturowo oraz pełnym najróżniejszych zabytków rozpoznawanych na całym świecie. Niestety, zdecydowanie nie należy do krajów bezpiecznych. Porwania, kradzieże czy napady z bronią w ręku stoją tam na porządku dziennym, zwłaszcza w wielkich miastach takich jak Bogota czy Medellin.
I to właśnie z Kolumbii pochodzi Luis Alberto Garavito Cubillos. Bestia, bo tak nazwało go społeczeństwo, to jeden z najokrutniejszych, najbrutalniejszych seryjnych morderców chodzących po tym świecie. Został skazany za zabójstwo 138 dzieci, chociaż ostateczną ilość ofiar szacuje się na ok. 600 (szczątki nadal są znajdowane na terenie Kolumbii, Ekwadoru i Wenezueli).
"La Bestia" to reportaż całkowicie poświęcony postaci Cubillosa. Przemysław Piotrowski specjalnie wyruszył na niebezpieczną wyprawę do Kolumbii, by dokładnie zbadać temat, by podążyć śladem seryjnego mordercy. Książka kolejno przedstawia życie Bestii, lecz robi to w sposób fabularny. Nie skupia się na samych suchych faktach. Do każdego rozdziału dołączono również posłowie w postaci migawek z podróży, w których autor dokładnie opisał wydarzenia mające miejsce po przekroczeniu kolumbijskiej granicy.
Przemysław Piotrowski wykonał kawał dobrej roboty, tworząc tę książkę. Historia jest rzetelna i rzeczowa. W żadnym momencie nie poczułam znudzenia, ba! z wielkim rozemocjonowaniem śledziłam kolejne losy seryjnego mordercy, jego życie i wybory, których dokonywał. Jedyny zarzut mam do wspomnianych wcześniej migawek z podróży - często wydawały się bardziej przegadane niż rozdział, a przecież czytelnik sięga po książkę, by poznać najmroczniejsze otchłanie duszy Bestii, a nie z nadzieją przeczytania dziennika wyprawy.
"La Bestia" to książka warta polecenia. Z racji poruszanej tematyki odradzałabym ją jednak młodszym czytelnikom. Treści są brutalnie dosadne, co nie każdemu może przypaść do gustu. Jeżeli jednak pragnie się poznać życie Luisa Alberto Garavito Cubillosa, to bez wahania warto sięgnąć.
Nie wiem, jak wygląda to u was, ale żeby sięgnąć po historię o seryjnych mordercach, muszę mieć specjalny nastrój. Zwykle są to ciężkie, wyniszczające psychicznie książki, dlatego idealnym tłem zwykle jest nocna, deszczowa pora. Mam wrażenie, że wtedy całą treść odbiera się z podwójną mocą, a ostateczne wrażenia stają się pełniejsze.
I tak też stało się tym razem.
"La...
2023-04-06
Rebecca F. Kuang po raz pierwszy zasłynęła w Polsce dzięki trylogii Wojen Makowych, którą przeczytały i pokochały rzesze fanów. Sama należę do tego grona, dlatego z ogromną chęcią sięgnęłam po najnowszą książkę autorki.
"Babel, czyli o konieczności przemocy" opowiada historię życia Robina Swifta, pół-Chińczyka, który trafia do Imperium Brytyjskiego, gdzie pod okiem profesora Lovella przechodzi cały cykl nauki łaciny, greki, angielskiego i chińskiego. Wszystko po to, by za kilka lat dostać się do wymarzonego Oxfordu.
Jak się okazuje, nauka popłaca, ponieważ Robin ostatecznie rozpoczyna studia na uczelni. A dokładnie w tytułowej wieży Babel, w której uczy się translatoryki, poprawności języka oraz, przede wszystkim, wyrabiania i tworzenia magicznych, srebrnych sztabek. Dobierając pary z różnych języków i czując je, sztabki są w stanie, np. poprawić kondycję torów, usprawnić działanie zegara, uleczyć albo... rozerwać klatkę piersiową od środka.
Robinowi towarzyszy trójka przyjaciół: Rami, Victoire i Letty, z którymi zdobywa kolejne szczeble wiedzy. W Imperium panuje jawny brak sprawiedliwości dla osób "kolorowych"; do głosu dochodzi kolonializm, rasizm, feminizm. Czy Robinowi uda się wywalczyć wolność? Zrozumie własną wartość i odnajdzie miejsce na ziemi?
"Babel, czyli o konieczności przemocy" to historia bogata w wydarzenia, napisana przyjemnym, wielobarwnym językiem, poruszająca trudne tematy i przedstawiająca ważne wartości. Podczas czytania dokładnie widać kunszt pisarski autorki, zwłaszcza kiedy rozprawia o złożoności języków czy tłumaczeń niektórych zwrotów.
Wątek tworzenia sztabek, czyli szukania par z dwóch języków, mających podobne znaczenie, lecz z ukrytą głębią, był strzałem w dziesiątkę. Z radością i podziwem czytałam o tym, jak autorka sprawnie łączy wyrazy, jak nadaje im głębsze znaczenie. Trzeba naprawdę znać się na danym języku, by potrafić stworzyć coś tak skomplikowanego w swojej prostocie. W ogóle motyw magicznych sztabek zasługuje na brawa. To fantastyczny pomysł, który był idealnym uzupełnieniem fabuły.
W książce pojawiło się mnóstwo przypisów urozmaicających lekturę: wyjaśniały wydarzenia albo zachowania znane z początku XIX wieku, objaśniały znaczenia słów czy odnosiły się do konkretnych osób. Osobiście momentami nieco mnie drażniły, ponieważ wybijały mnie z rytmu, ale parę razy rozjaśniły też sytuację, więc to, czy się spodobają, czy nie zależy wyłącznie od czytelnika.
Największy problem w "Babel" miałam, niestety, z bohaterami. Ich kreacja pozostawiała wiele do życzenia, a Rebecca F. Kuang, mimo poruszanych wartości takich jak: równość, wolność, tolerancja, wpadła we własne sidła. W historia nastąpiła generalizacja polegająca na tym, że wszyscy biali bohaterowie odgrywali rolę tych złych. Nie jestem rasistką, ale jaka jest szansa, że tylko kolorowe postacie mają cokolwiek wartościowego do powiedzenia, walczą z nietolerancją i o wolność? Dopiero pod koniec książki pojawili się biali, którzy nie byli zepsuci do szpiku kości, jednak przedstawiono ich naprawdę po macoszemu. Wszystko to sprawiło, że "Babel" stracił w moich oczach.
Zapał i ogromną ciekawość, które pojawiły się, jak tylko poznałam datę premiery, wyparowały automatycznie, kiedy poznałam Robina. Chłopak irytował mnie ponad każdą miarę. Był ciapowaty, zachowywał się jak ignorant, głupiec, a do tego prawie non stop się nad sobą użalał. Gdyby nie zakończenie, które jak-tako ratuje całą książkę, z pewnością ostatecznie rzuciłabym ją w kąt zbyt podrażniona.
Dużą wartością "Babel" było przełożenie na język fikcyjny wydarzeń historycznych. Wiadomo, by fabuła miała jakiś sens, trzeba było odrobinę namieszać w faktach, jednak bardzo miło poznawało mi się niektóre dzieje. Niezwykle podobał mi się klimat XIX-wiecznej Wielkiej Brytanii; kroczenie uliczkami Oxfordu, podziwianie architektury, przyrody czy nawet środków transportu dawało mi ogromną satysfakcję.
Zanim skończę, muszę koniecznie wspomnieć o przepięknym wydaniu, jakim Polaków uraczyło wydawnictwo Fabryka Słów. "Babel" wydano w dwóch wersjach: jedno z okładką zintegrowaną, drugie z miękką. Każda książka miała barwione brzegi na czarno, a w środku przepiękne ilustracje autorstwa Przemysława Truścińskiego.
Podsumowując, "Babel, czyli o konieczności przemocy" to książka bogata w wydarzenia, przeplatająca historię z fikcją, posiadająca fenomenalny klimat i w sposób niezwykły opowiadająca o trudach języka. Niestety, nieprzystępni bohaterowie irytujący na każdym kroku (zwłaszcza główny) oraz generalizacja wpłynęły na ostateczny odbiór powieści raczej słabo. Czy polecę? Tak, ale ostrożnie i zdecydowanie nie każdemu. Osoby, których kręci XIX-wieczne Imperium brytyjskie oraz wiele dywagacji na temat językoznawstwa, będą zdecydowanie zachwycone.
Rebecca F. Kuang po raz pierwszy zasłynęła w Polsce dzięki trylogii Wojen Makowych, którą przeczytały i pokochały rzesze fanów. Sama należę do tego grona, dlatego z ogromną chęcią sięgnęłam po najnowszą książkę autorki.
"Babel, czyli o konieczności przemocy" opowiada historię życia Robina Swifta, pół-Chińczyka, który trafia do Imperium Brytyjskiego, gdzie pod okiem...
2023-06-22
"Krew Niewinnych" to drugi tom trylogii Hierarchia magii, autorstwa australijskiego pisarza Mitchella Hogana. Poprzednia część zauroczyła mnie oryginalnym systemem magicznym, ale miałam ogromny problem z głównym bohaterem, który od samego początku jawił się jako fajtłapa i tchórz. Na szczęście pod koniec "Tygla Dusz" zaczęłam się przekonywać do Caldana. Zaintrygowało mnie również dynamiczne zakończenie. Postanowiłam wiec sięgnąć po kontynuację, oczekując co najmniej wprawnej, energicznej fabuły i rozszerzenia wątku rzemyślenia.
I wiecie co? Nie zawiodłam się. :)
Zacznę może od tego, że "Krew Niewinnych" wypadła o niebo lepiej od pierwszego tomu. W książce akcja aż wrzała, nie znalazłam ani chwili na nudę. Pojawiło się dużo nowych wątków takich jak: nauka magii zniewalającej i destruktywnej, odkrycie tajemnic Arcymagów i Protektorów, niezwykła, magiczna choroba Mirandy, walka z nieznanym, mocarnym przeciwnikiem nazywanym Bogiem-Imperatorem czy poznanie prawdy o cesarzu. To zaledwie kilka przykładów tego, z jakimi problemami musiał się zmierzyć Caldan, więc jak widać było intrygująco, dynamicznie i bardzo wciągająco.
A propos głównego bohatera to ogromnie podobała mi się droga, którą podążył. W porównaniu do Caldana z pierwszej części, czyli fajtłapy i poniekąd nieudacznika, w Krwi Niewinnych czytelnicy widzą go jako sprytnego, walczącego o najbliższych młodego mężczyznę. Wcześniejsze powolne nauki rzemyślenia teraz dały owoce w postaci sprawnego osiągania kolejnych etapów magii, w tym poznawania jej zakazanych dziedzin. Nie było jednak aż tak kolorowo, ponieważ Caldan przez większość czasu musiał uciekać, martwić się o zdrowie przyjaciółki i nigdzie nie mógł znaleźć własnego miejsca, co było bardzo przykre.
Mitchell Hogan w drugim tomie postawił na motyw uzdrawiających właściwości krwi Caldana oraz zagłębianie różnorodności systemu magicznego. W ogóle ponowie swoje słowa z recenzji "Tygla Dusz": kreacja rzemyślenia, czyli kombinowania z tworzywami sztucznymi (papier, metal, drewno), rysowanie na nich symboli oraz tchnienie w przedmioty mocy prosto ze studni umysłu za pomocą strumieni myśli to niezwykle świeży, zaskakujący pomysł, za który autorowi należą się brawa.
Oprócz śledzenia losów Caldana do głosu doszli również inni bohaterowie. Czytelnik miewał brutalne zapędy razem z Amerdanem, był oddany Imperatorowi jak Dzwonki, sprzeciwiał się krwawemu najeźdźcy o wolność, rodząc bunt wśród swoich, jak Felice, a także walczył z potworami ramię w ramię z Vasilem i jego kompanami.
Rzadko się zdarza, że kontynuacja jest lepsza od pierwszego tomu. W "Krwi Niewinnych" mamy do czynienia właśnie z takim przypadkiem. Książka jest niesamowicie wciągająca, ma pełno oryginalnych wątków, a akcja jest dynamiczna, więc czytelnik ani przez moment nie traci zainteresowania. Historia porywa, zwłaszcza w scenach bitewnych, a także podczas wyciągania strumieni na światło dzienne. Tajemnice, porwania, tortury - oczekujcie nieoczekiwanego, ponieważ "Krew Niewinnych" to jeden wielki zwrot akcji. Polecam!
"Krew Niewinnych" to drugi tom trylogii Hierarchia magii, autorstwa australijskiego pisarza Mitchella Hogana. Poprzednia część zauroczyła mnie oryginalnym systemem magicznym, ale miałam ogromny problem z głównym bohaterem, który od samego początku jawił się jako fajtłapa i tchórz. Na szczęście pod koniec "Tygla Dusz" zaczęłam się przekonywać do Caldana. Zaintrygowało mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-05
"Rzeki Londynu" autorstwa Bena Aaranovitcha to pierwszy tom cyklu o policjancie Peterze Grantcie. Książka swoją premierę na świcie miała zgoła dawno, ponieważ w 2011 roku, a w Polsce w 2014 roku, lecz po dwóch tomach, niestety, zaniechano publikacji kolejnych części. Na szczęście prawie dziesięć lat później wydawnictwo Zysk i S-ka wzięło sprawy w swoje ręce, dzięki czemu Polacy aktualnie mogą cieszyć się wznowieniem całej historii. :)
Zacznijmy jednak od początku. Peter Grant wkracza do opowieści w momencie kończenia swego rodzaju stażu policyjnego, gdzie z typowego "funkcjonariusza ulicznego" ma szansę dostać posadę w bardziej interesujących, dających wiele możliwości wydziałach, takich jak na przykład wydział zabójstw. Zanim jednak do tego dojdzie razem z zawodową partnerką (choć Peter wielokrotnie wspomina, że ma nadzieję na coś więcej) muszą patrolować nocą ulicę, gdzie wcześniej popełniono brutalne morderstwo dekapitacji. Niespodziewanie Peter dostrzega ducha. I to nie byle jakiego, ponieważ ten okazuje się świadkiem zbrodni!
W ten zabawny i nieco przerażający sposób Peter odkrywa u siebie zdolności magiczne. Razem z inspektorem Nightgallem - przełożonym, gdy mowa o statusie policyjnym, oraz mistrzem w związku z udziałem magii - próbuje rozwiązać kryminalną, podpartą nadnaturalnymi zjawiskami tajemniczą zbrodnię.
Chwila! Powiedziałam zbrodnię? Miałam na myśli cały wysyp kolejnych morderstw!
"Rzeki Londynu" to błyskotliwa urban fantasy łącząca genialny brytyjski humor, mnóstwo elementów magicznych, dynamiczną akcję oraz ultraciekawą sprawę kryminalną. Ben Aaronovitch wprowadza czytelnika w samo serce wydarzeń, od których ciężko uciec - są tak wciągające. Każdy rozdział śledziłam z głębokim zaangażowaniem emocjonalnym, ponieważ już od samego początku zżyłam się z bohaterami.
Zwłaszcza z Peterem, który w zupełności nie przypominał bohatera idealnego. Powiedziałabym, że chłopak miał więcej szczęścia niż rozumu, przez co wielokrotnie wplątywał się w zabawne sytuacje. Kilka razy dosłownie parsknęłam śmiechem. Uwielbiałam go za jego niezdarność, milion myśli na minutę albo niski poziom umiejętności kontaktowania się z innymi ludźmi.
Bardzo podobało mi się to, że cały magiczny świat czytelnik poznawał na równi z Peterem: powoli, od podstaw, każdorazowo przeżywając szok na wieść o istnieniu wampirów, bóstw czy innych nadnaturalnych "potworów". Peter nie był też orłem magii, więc nauka szła mu dość mozolnie, dzięki czemu zyskiwał na realności, co ogromnie cenię w dobrej fantastyce.
Jedyną wadą, za którą odjęłam punkt w ostatecznej ocenie, było samo zakończenie. Zrobiło mi się przykro, kiedy okazało się, że domyśliłam się zawiązania jednego wątku (kryminalnego), jednak autor i tak rozpisał je niezwykle umiejętnie, dlatego nie czułam aż tak dużego zawodu. Poza tym postać Petera kompletnie mi to wynagrodziła.
Podsumowując, "Rzeki Londynu" Bena Aaronovitcha to lektura, którą polecę każdemu bez wyjątku. Historia jest porywająca, ma wspaniałych, nieco wadliwych bohaterów oraz cudowny humor - wszystko to sprawi, że oderwanie się od książki graniczy z cudem. "Rzeki Londynu" to wspaniały wstęp do dalszych przygód Petera, na jakie czekam z niecierpliwością.
"Rzeki Londynu" autorstwa Bena Aaranovitcha to pierwszy tom cyklu o policjancie Peterze Grantcie. Książka swoją premierę na świcie miała zgoła dawno, ponieważ w 2011 roku, a w Polsce w 2014 roku, lecz po dwóch tomach, niestety, zaniechano publikacji kolejnych części. Na szczęście prawie dziesięć lat później wydawnictwo Zysk i S-ka wzięło sprawy w swoje ręce, dzięki czemu...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-23
Większość osób nałogowo czytających młodzieżówki (a zwłaszcza dystopie młodzieżowe) z pewnością kojarzy nazwisko Marie Lu, pisarkę amerykańsko-chińskiego pochodzenia, autorkę wielu znanych i cenionych książek, m.in. cyklu "Legenda". A czy wiedzieliście, że w połowie czerwca nakładem wydawnictwa Jaguar pojawiła się pełna akcji, agentów i luksusowego życia gwiazdy pop powieść zatytułowana "Gwiazdy i cienie"? :)
Historia opowiada o przebiegu tajnej, niebezpiecznej misji dotyczącej inwigilacji siatki przestępczej, kierowanej przez niebezpiecznego gangstera, Eliego Morrisona. Panacea Group, agencja specjalizująca się w nieoczywistych akcjach, postanawia zaryzykować i jako agentów wystawić: znanego na cały świat gwiazdora pop, Wintera Younga, oraz specyficzną, charyzmatyczną Sydney Cossette.
Ta dwójka jeszcze nie wie, że trudniejszym zadaniem od zebrania skazujących dowodów i wsadzenia do paki gangstera okażą się próby dogadania się.
Czy Winterowi i Syndey uda się wykonać misję z powodzeniem? Na jakie niebezpieczeństwo się narażą? Co się stanie, jeśli na wierzch wyjdą od dawna skrywane emocje powiązane z tragediami rodzinnymi?
"Gwiazdy i cienie" to niezwykle przyjemna młodzieżówka. Lekki styl autorki oraz dynamiczna akcja sprzyjają tempu czytania, co sprawia, że te czterysta stron można spokojnie przeczytać w jeden, maksymalnie dwa dni. Powieść jest bardzo emocjonalna, ponieważ oprócz niepewności co do dalszych wydarzeń, stresowi związanemu z przebiegiem niebezpiecznej akcji czy wzruszeniu pojawiającemu się przy każdym wspomnieniu bohaterów, czytelnikom towarzyszy również radość podczas dialogów oraz nadzieja na pozytywne rozwiązanie sprawy.
Marie Lu wykreowała interesujące postacie, które mimo młodego wieku obarczono wieloma problemami, zarówno psychicznymi jak i fizycznymi. Winter zmaga się z nagłą śmiercią brata, do jakiej niejednokrotnie wraca myślami i z jaką nie potrafi się pogodzić. Nie umie dogadać się z matką widzącą w nim byłego męża - mężczyznę, który ją porzucił. A jako ogromnie popularna osobistość ma problemy z nałogowym stresem, brakiem prywatności oraz ze stawianiem sobie zbyt wysokiej poprzeczki. Sydney z kolei mierzy się z porzuceniem ze strony ojca i brata, ze śmiercią matki, a także z genetyczną chorobą wyniszczającą jej płuca.
Jedynym mankamentem, a raczej sporym przejaskrawieniem, był fakt, że tak skomplikowanymi sprawami agencji zajmowały się poniekąd dzieciaki (nie oszukujmy się, dziewiętnaście lat to nie jest wiek idealny na rolę doświadczonego, dojrzałego agenta). Zresztą, sam pomysł zrekrutowania najbardziej popularnego gwiazdora na świecie, a tym samym kompletnego laika, do jednej z najważniejszych misji był po prostu nieracjonalny.
"Gwiazdy i cienie" Marie Lu to książka idealnie pełniąca rolę odskoczni od szarej, burej rzeczywistości. Czytelnik zatraca się w pełnym przygód oraz niebezpiecznych, intrygujących akcji świecie, poznaje niezwykle realistycznych bohaterów i zdecydowanie daje się ponieść emocjom. Polecam!
Większość osób nałogowo czytających młodzieżówki (a zwłaszcza dystopie młodzieżowe) z pewnością kojarzy nazwisko Marie Lu, pisarkę amerykańsko-chińskiego pochodzenia, autorkę wielu znanych i cenionych książek, m.in. cyklu "Legenda". A czy wiedzieliście, że w połowie czerwca nakładem wydawnictwa Jaguar pojawiła się pełna akcji, agentów i luksusowego życia gwiazdy pop powieść...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-20
2023-07-24
Rafal i Rhian, bliźniacy oraz aktualni dyrektorzy Akademii Dobra i Zła, zrobią wszystko, by pozostać na stanowiskach i by szkoła z powrotem szczyciła się świetnością i prestiżem. Tonący jednak brzytwy się chwyta, dlatego postanawiają zakraść się do miasteczka niemagicznego w celu porwania dwóch nowych, ludzkich uczniów. Wszystko byłoby dobrze, gdyby kilka sytuacji nie wymknęło się spod kontroli. Ostatecznie do Akademii przybywa wyłącznie jeden uczeń, Midas, który pragnie jedynie wrócić do domu.
W międzyczasie Jakub Hak razem z Aladynem, księżniczką Kymą oraz paroma innymi ziomkami podróżuje do Nibylandii, by obalić tamtejszego władcę - Piotrusia Pana. Powiedzieć, że on i jego załoga wpadną w wiele zasadzek, stoczą niebezpieczne bitwy, popadną w niewolę czy zwiedzą mnóstwo miejsc, to jak nie powiedzieć niczego.
Czy braciom uda się ocalić szkołę i jej uczniów? Komu będzie należała się rola dobrego, a komu złego dyrektora? Kim okażą się prawdziwi przyjaciele, skorzy do pomocy? I jakim cudem Midas nagle zaczął zamieniać wszystko w złoto?
Jeśli chcesz pozna odpowiedzi na powyższe pytania, koniecznie przeczytaj "Akademię Dobra i Zła. Upadek" autorstwa Somana Chainaniego. Drugi tom prequelu ponadto zaoferuje ci mega zakręconą fabułę, pełną akcji i jej zwrotów. Tak jak ja, zakochasz się w genialnym baśniowym klimacie, a zakończenie, którego nie spodziewasz się aż do samego końca, sprawi, że od razu zapragniesz poznać główny cykl (oczywiście, o ile wcześniej go nie czytałeś). Zaznaczę jednak, że najpierw warto byłoby sięgnąć po pierwszy tom prequelu, czyli "Początek".
Największym atutem powieści jest według mnie intrygująca umiejętność autora do kreowania realistycznych, charakternych i potrafiących niejednokrotnie zaszokować własnymi wyborami bohaterów. Nie mam na myśli wyłącznie Rhiana czy Rafala. Soman Chainani tchnął życie nawet w te poboczne, niemalże trzecioplanowe postacie. Odniosłam wrażenie, że tutaj każdy miał coś do powiedzenia, coś do zagrania, udowodnienia czy zaprzeczenia, nawet jeśli pojawił się na zaledwie trzech stronach książki.
Jak wspomniałam wcześniej, w "Akademii Dobra i Zła" czytelnik zderzy się z niezwykłą, baśniową atmosferą, która będzie towarzyszyć od początku do samiutkiego końca. Pojawi się wiele smaczków, w tym bohaterowie, jakich zna się z dziecięcych bajek, choć w różnym i często bardziej dojrzałym wydaniu.
Jedynym minusem historii była jej przesadna dynamiczność. Wszyscy ciągle coś kombinowali, nagminnie się gdzieś spieszyli, coś robili. W pewnym momencie zauważyłam, że zasuwam wzrokiem po tekście, jakbym biegła na maratonie. Czułam się zmęczona i otępiała. Brakowało mi kilku momentów na oddech, jakiejś rozmowy czy - nie wierzę, że to napiszę - powolnego opisu.
Magia, nadnaturalne stworzenia, wróżki, przewidywania przyszłości, piraci, syreny, mitologie czy nawet olbrzymy i nałożone na nich uroki - to i jeszcze więcej już czeka. Wystarczy, że otworzycie książkę, a cały baśniowy świat "Akademii Dobra i Zła" stanie przed wami otworem. Polecam z całego serca! :)
Rafal i Rhian, bliźniacy oraz aktualni dyrektorzy Akademii Dobra i Zła, zrobią wszystko, by pozostać na stanowiskach i by szkoła z powrotem szczyciła się świetnością i prestiżem. Tonący jednak brzytwy się chwyta, dlatego postanawiają zakraść się do miasteczka niemagicznego w celu porwania dwóch nowych, ludzkich uczniów. Wszystko byłoby dobrze, gdyby kilka sytuacji nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-08
2023-06-12
2023-05-31
2023-05-25
2023-05-11
2023-05-05
2023-04-25
2023-03-11
2023-03-03
2023-02-23
2023-02-08
"Mallaroy" to historia, o której po raz pierwszy usłyszałam gdzieś w roku 2016/2017. Namiętnie poczytywałam wówczas Wattpada, gdzie natrafiłam właśnie na tę opowieść. Opis i okładka bardzo mi się spodobały, ale nie zdążyłam jej przeczytać, ponieważ pochłonęły mnie najpierw inne "książki", a potem przeniosłam się w stu procentach na te wydane.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy w maju 2023 śmignęła mi wieść o nadchodzącej premierze "Mallaroy" w wersji papierowej za pośrednictwem wydawnictwa seeYA (imprint Czarnej Owcy). Bez wahania sięgnęłam i oto jestem. Zwarta i gotowa, by opowiedzieć wam co nieco o tej historii. A gwarantuję, że będzie co opowiadać. :)
Zacznijmy od tego, że "Mallaroy" to pierwszy tom trylogii o tejże nazwie, autorstwa A. M. Juny. Jest to fantastyka młodzieżowa, która opowiada o losach dwóch sióstr bliźniaczek: Alei i Erin Lanford. Pewnego dnia Alea niespodziewanie poznaje swoją ukrytą moc; staje się zmiennokształtną. Wskutek zrządzenia losu oraz kilku dziwnych akcji do magicznej szkoły udaje się jednak jej zwyczajna, człowiecza siostra, Erin.
Dziewczyny po raz pierwszy od lat zostają rozdzielone. Alea mierzy się ze sprawami wagi światowej (a przynajmniej bezpośrednio związanych ze światem magicznym). A jedyne, co pozostało Erin, to udawanie siostry oraz niedanie się zabić uczniom takim jak: wampiry, wilkołaki, zmiennokształtni, magowie czy łowcy.
Jedno jest pewne: obie mają pełne ręce roboty.
"Mallaroy" to jedna z tych książek, które bardzo łatwo wciąga w swoje przygody. Tu z początku miałam lekki problem, lecz kiedy siostry zajęły już przykazane im miejsca, od razu poleciałam z fabułą do przodu. Historia jest kolorowa, pełna zabawnych momentów oraz bogata w magiczne motywy - upodobałam sobie zwłaszcza ten związany ze szkołą, do której uczęszczają nadnaturalni nastolatkowie.
Pomysł podmiany sióstr zdecydowanie wyszedł, a ja ani przez chwilę nie czułam rażącego naciągania faktów, byleby popchnąć akcję. Wszystkie wątki poprowadzono bardzo dobrze, choć nie zamierzam ukrywać, że te dotyczące Erin mocniej chwyciły mnie za serce. Momentami odnosiłam wrażenie, że Alea znikała gdzieś na drugi plan, ale rozumiem, że w pierwszym tomie chodziło raczej o przedstawienie świata i rządzących nim prawami.
Podobało mi się stworzenie różnych rodzajów nadnaturalnych oraz podzielenie ich na klasy. Każda rasa miała również indywidualny system rządzenia społeczeństwem, co mi się spodobało. Monarchia u wampirów, demokracja u reszty - ciekawy zabieg, który ostatecznie sprawił wiele kłopotów bohaterom. Moment zderzenia Erin ze światem magicznym wydawał mi się najlepszy, najbardziej zabawny i najmniej oczywisty. Nie zliczę, ile razy podczas czytania wykwitł mi na twarzy szeroki uśmiech. A i może jakieś parsknięcie śmiechem się wyrwało z krtani.
"Mallaroy" A. M. Juny to zdecydowanie książka warta polecenia. Jest to debiut autorki, który uznałam za najlepszy w 2023 roku. Historia porywa, bawi i niesamowicie wciąga, a do tego jest spójna, a wydarzenia logiczne i dynamiczne. Nie zraźcie się dość miałkim początkiem, bo im dalej w las tym lepiej. Obiecuję. Dobrze, że drugi tom już czeka na mojej półce, nie będę musiała wyć jak wilkołak z niecierpliwości. :)
"Mallaroy" to historia, o której po raz pierwszy usłyszałam gdzieś w roku 2016/2017. Namiętnie poczytywałam wówczas Wattpada, gdzie natrafiłam właśnie na tę opowieść. Opis i okładka bardzo mi się spodobały, ale nie zdążyłam jej przeczytać, ponieważ pochłonęły mnie najpierw inne "książki", a potem przeniosłam się w stu procentach na te wydane.
więcej Pokaż mimo toJakie było moje zdziwienie,...