-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać4
-
ArtykułyWojciech Chmielarz, Marta Kisiel, Sylvia Plath i Paulo Coelho, czyli nowości tego tygodniaLubimyCzytać3
-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik20
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2024-05-25
2024-05-19
Stawiam wyzwanie! Niech ktoś napisze trzymającą w napięciu historię o zbuntowanej i krwiożerczej pralce! Albo psychicznie chorej, szalonej sokowirówce! A może psychopatyczna, seryjnie mordercza elektryczna hulajnoga!
Jeśli ktoś byłby w stanie to zrobić, to właśnie King.
Będąc małym berbeciem, wydawało mi się ze samochody jeżdżą same, nie widziałem za szybą kierowców tylko szarą złowieszczą pustkę, która przerażała mój niewinny wtedy umysł. Nie wiem, czy to popularność przyciemnianych szyb w latach 90-tych, czy samochody po prostu były zbyt szybkie dla mojego małoletniego oka, a może to wina naiwnej dziecięcej wyobraźni (pewnie to ostatnie). Gdyby jednak ktoś wtedy przeczytał mi na dobranoc "Christine" byłbym w stanie wziąć tą historię za fakt objawiony i pewnie nigdy w życiu nie wsiadł bym już do samochodu.
Groza tej powieści nie wynika wszakże z samego faktu morderczego pojazdu, ani nawet sposobu w jaki "Christine" poluje na swoje ofiary. To zgrabne rozwiązania fabularne, ale najbardziej przerażające są w tym wszystkim uczucia i psychologiczne uwarunkowania tak typowe dla człowieka - zaborcza zazdrość mylona z miłością, przechodząca stopniowo, ale bardzo szybko w obsesyjną potrzebę kontroli - takie relacje łączą ostatecznie Plymoutha Fury z Arnim, samochód z dorastającym chłopakiem, napastliwą kobiecość Christine z młodzieńczą uległością i podatnością na wpływy głównego bohatera.
Wraz z postępem fabuły dusza Christine nabiera demonicznego charakteru, a dusza i osobowość Arniego karłowacieje, mutuje, przeobraża się w zgniłą namiastkę człowieczeństwa. Całą ta historia piekielnego związku jest wyśmienicie przedstawiona, co tylko pokazuje, że właśnie do tego typu obrazów najlepiej pasuje styl Kinga, językowo prosty, w wydźwięku sąsiedzki, gawędziarski, osadzony mocno w popkulturze, napakowany ironią, trochę cyniczny.
Stawiam wyzwanie! Niech ktoś napisze trzymającą w napięciu historię o zbuntowanej i krwiożerczej pralce! Albo psychicznie chorej, szalonej sokowirówce! A może psychopatyczna, seryjnie mordercza elektryczna hulajnoga!
Jeśli ktoś byłby w stanie to zrobić, to właśnie King.
Będąc małym berbeciem, wydawało mi się ze samochody jeżdżą same, nie widziałem za szybą kierowców tylko...
2024-03-08
"Rok wilkołaka" trzeba rozpatrywać przede wszystkim w kategoriach opowiadania, co prawda napęczniałego, ale jednak opowiadania. Wtedy też struktura tej opowieści nabieraj sensu i można dopiero zauważyć, że King po prostu składa ukłon w stronę klasycznych slasherów, porzucając dywagację na temat zła nieokreślonego, niewypowiedzianego. Tym razem od początku wali potężnym stemplem. TO JEST WILKOŁAK! Trzeba się go bać, bo cholerstwo ma wielkie łapska zakończone pazurami i ostre zęby!
Można powiedzieć, że to typowa historia o dzieciaku(ciekawie rozrysowana postać) co to widział coś strasznego, ale nikt mu nie wierzy. I całą ta niewiara na pewno skończy się tragicznie, tego możemy być pewni. Wiedząc to, można spokojnie sobie darować oczekiwanie na jakieś niesłychane zwroty akcji i czerpać większą przyjemność z czytania Kingowskich spostrzeżeń, uwag i przytyków do ludzkiej natury.
"Rok wilkołaka" trzeba rozpatrywać przede wszystkim w kategoriach opowiadania, co prawda napęczniałego, ale jednak opowiadania. Wtedy też struktura tej opowieści nabieraj sensu i można dopiero zauważyć, że King po prostu składa ukłon w stronę klasycznych slasherów, porzucając dywagację na temat zła nieokreślonego, niewypowiedzianego. Tym razem od początku wali potężnym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-08
Kalkuta - najmroczniejszy, najbardziej cuchnący, odrażający, ale też tajemniczy i przyciągający bohater z jakim ostatnio miałem do czynienia. Tak, to właśnie hinduskie miasto jest tu głównym, choć bezwolnym bohaterem. Nie wiem jak zrobił to autor, ale już od początku miałem wrażenie jakby całą historia toczy się nie pomiędzy statyczną, sztuczną miejską scenerią, ale wewnątrz jakiejś prastarej, nieokreślonej istoty, w jej żyjących trzewiach, zamieszkanych przez hordy mikroskopijnych, ohydnych organizmów zwanych ludźmi...(tak przy okazji, poboczne postacie rodem z Indii to też malutkie majstersztyki)
No i jest jeszcze Robert, polskiego pochodzenia, czyli nasz, swojak, niezłomny Polak po babce! Może nie Lewandowski, ale Luczak też może być. Ale to nie dlatego, go polubiłem, nie dlatego zacząłem się z nim identyfikować, to raczej jego sposób patrzenia na świat, jego poczciwa natura pełna jednak wielu sprzecznych nieraz wad zaskarbiły moje uczucia. Uczucia wystawione na próbę w momentach ciężkich, wręcz beznadziejnych, gdzie co chwila myślałem, to jest ten moment! To tu Robercik postrada zmysły, to tu Robercik się położy, da sobie wyciąć serce mrocznym kultystom...Robercik zresztą wraz z kolejnymi odkryciami zmienia się nieodwracalnie i jak w kalejdoskopie, to panikując, to wykazują siłę charakteru, to znów defetyzm, to innym razem pełną nadziei energiczność.
Tak często w książkach porusza się temat strachu, tego czego tak naprawdę człowiek się boi, popadając często w skrajność, którą ja nazywam "od potwora do szaleństwa". Simmons poszedł moją ulubioną drogą środka, czyli potworem zrodzonym z szaleństwa człowieka, jego niezachwianej wiary w coś, co popycha go do czynów niewyobrażalnie okropnych.
I jeszcze tylko dodam, że pomimo całej otoczki grozy, mistycyzmu oraz hindsukich wierzeń ostatecznie udaje się autorowi ubrać tą całą opowieść w szaty literatury przygodowej, co mnie niezmiernie cieszy i raduje. Jupi!
Kalkuta - najmroczniejszy, najbardziej cuchnący, odrażający, ale też tajemniczy i przyciągający bohater z jakim ostatnio miałem do czynienia. Tak, to właśnie hinduskie miasto jest tu głównym, choć bezwolnym bohaterem. Nie wiem jak zrobił to autor, ale już od początku miałem wrażenie jakby całą historia toczy się nie pomiędzy statyczną, sztuczną miejską scenerią, ale...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-01
2023-06-26
2022-09-16
Uwziął się ten Misquamacus na biednych białych. No, ale czego się spodziewać z takim imieniem. Pewnie dokuczali mu w szkole, to teraz się mści na wszystkich. 400 lat minęło a ten wciąż żyje zemstą, nikt mu nie powiedział, że to niekulturalnie.
Zamiast relaksować się w zaświatach, pić drinki z palemką i oglądać się za smukłymi duchami Indianek, ten ciągle knuje jakby tu skąpać cały świat we krwi...
Na pewno straszy jeszcze mniej niż pierwsza część (a ta przecież, też się nie za bardzo w tym względzie wyróżniała), ale zdecydowanie jest bardziej zwarta i przemyślana. Dzięki temu (moim zdaniem) łatwiej jest w tą całą historię o powracających szamanach uwierzyć i się nią cieszyć...z lekkim przymrużeniem oka.
Uwziął się ten Misquamacus na biednych białych. No, ale czego się spodziewać z takim imieniem. Pewnie dokuczali mu w szkole, to teraz się mści na wszystkich. 400 lat minęło a ten wciąż żyje zemstą, nikt mu nie powiedział, że to niekulturalnie.
Zamiast relaksować się w zaświatach, pić drinki z palemką i oglądać się za smukłymi duchami Indianek, ten ciągle knuje jakby tu...
2022-02-10
2022-01-03
2021-12-01
2021-10-30
2021-10-21
2021-09-14
2021-05-26
Ja się Kinga nie boję, proszę Pana. Ja się Kinga nie lękam, proszę Pani. Mnie strachy nie biorą, nic mnie nie przeraża, proszę Państwa. A teraz przepraszam bardzo, idę zamknąć tą starą szafę, bo jeszcze coś z niej wyjdzie....
Mówią, że King to mistrz grozy, ale mnie osobiście nic nie przeraża w jego opowieściach (zaznaczam jednak, że jak na razie zaznajomiłem się z 1/10 jego dorobku). Nie dlatego jednak go uwielbiam i podziwiam. Dlaczego, to już jednak opowieść na inną okazję.
Pierwsza jego antologia to taki moim zdaniem King w pigułce, mistrzunio nie zaskakuje, porusza już wcześniej "ruszane" pomysły, ale dzięki temu każdy znajdzie tu coś dla siebie, a do tego błyskawicznie się te opowiadania czyta, ponieważ w odróżnieniu od powieści, nie ma w nich miejsca na rozległe dygresje i "bajanie" autora.
Bardzo dobra przekąska pomiędzy czytaniem jego większych dzieł.
Ja się Kinga nie boję, proszę Pana. Ja się Kinga nie lękam, proszę Pani. Mnie strachy nie biorą, nic mnie nie przeraża, proszę Państwa. A teraz przepraszam bardzo, idę zamknąć tą starą szafę, bo jeszcze coś z niej wyjdzie....
Mówią, że King to mistrz grozy, ale mnie osobiście nic nie przeraża w jego opowieściach (zaznaczam jednak, że jak na razie zaznajomiłem się z 1/10...
2021-04-30
2021-03-30
Czytając "Draculę" Stokera trzeba pamiętać, ze jest to literatura z innej epoki. Jeżeli będziemy chcieli ją oceniać kryteriami współczesnej prozy, zrobimy jej krzywdę.
Jest tu sporo rozwiązań archaicznych, które mogą niejednego czytelnika odstręczyć. Już sam styl narracji (całość to zapiski z pamiętników, dzienników, listów i relacji) powoduje, że inaczej odbieramy całą opowieść. To styl wiktoriański - pełen konwenansów, kwiecistej retoryki, dobrego wychowania i pewnej (dziś już irytującej) maniery rozwlekania wypowiedzi (wyjątkowo denerwujący może być dla kogoś chociażby styl mówienia Van Helsinga).
Zarówno sama opowieść (zapomnijmy o fabularnej kompozycji, która jest kanonem XX-wiecznej prozy), jak i styl autora to pewna rodzaju sinusoida. Były momenty, gdy nie mogłem się oderwać, jak i chwile kiedy męczyłem się z książką. I właśnie dlatego tak wiele zależy od tego czy będziemy na "Draculę" patrzeć przez pryzmat współczesności, czy też staniemy się czytelnikiem prosto z XIX wieku.
Mnie się udało. Jako Hrabia von Konrad dobrze bawiłem się lekturą, choć moim obowiązkiem, któremu uchylić się nie zamierzam jest uprzedzić kolejnych odważnych śmiałków, którzy zechcą się zmierzyć z legendą Draculi. Zaznaczyć więc muszę, że powieść ta nie jest horrorem, a raczej przygodową powieścią z elementami grozy. Nie bójcie się jej więc, nikt tu raczej nie zabrudzi łóżka ze strachu.
Czytając "Draculę" Stokera trzeba pamiętać, ze jest to literatura z innej epoki. Jeżeli będziemy chcieli ją oceniać kryteriami współczesnej prozy, zrobimy jej krzywdę.
Jest tu sporo rozwiązań archaicznych, które mogą niejednego czytelnika odstręczyć. Już sam styl narracji (całość to zapiski z pamiętników, dzienników, listów i relacji) powoduje, że inaczej odbieramy całą...
2018
2021-01-05
Jak ja uwielbiam jak się jednego autora porównuje do innego - zazwyczaj genialnego. Nie dość, że się okłamuje Czytelnika, to jeszcze robi się krzywdę samemu autorowi, bo pózniej musi żyć z tym porównaniem.
Wiem, że porównanie Koryla do Kinga to zaledwie tani chwyt marketingowy jakiegoś chcącego się wykazać pracownika wydawnictwa...ale na pewno niejedna osoba czytająca takie słowa na okładce da się nabrać.
I później wychodzi kłamstewko. Uszy pieką, nos piecze, ale kasiorka na koncie jest....
"Urojenie" nie leży nawet na tym samym piętrze co powieści Kinga. to jak porównywanie wypracowania licealisty z wycieczki szkolnej do reportaży R. Kapuścińskiego. To jak zestawienie ze sobą szkolnego przedstawienia, ze sztuką w londyńskim Royal Opera House.
To nie tak, że książka Janusza Koryla jest beznadziejna, ale czytałem mnóstwo świetnych książek, trochę też beznadziejnych i "Urojenie" plasuje się gdzieś pomiędzy, ale ledwo...
Najważniejszy z problemów (ale jednocześnie dla kogoś może to być zaleta) jest taki, że to tak naprawdę przydługie opowiadanie. Mamy jeden tylko jeden wątek, który rozwija się dość zgrabnie ale brak tu powieściowej głębi. Autor nie zagłębia się w życie bohaterów, nie opisuje ich stanów psychicznych, a emocje są przekazywane bardzo prymitywnie. Autor nie buduje napięcia, on po prostu stwierdza, że w tym momencie atmosfera jest napięta. Uwierzyłeś? No to super...Brak w tym ponadto jakiegokolwiek kunsztu...
Fajna historyjka na jeden wieczór, ale to tylko historyjka.
Jak ja uwielbiam jak się jednego autora porównuje do innego - zazwyczaj genialnego. Nie dość, że się okłamuje Czytelnika, to jeszcze robi się krzywdę samemu autorowi, bo pózniej musi żyć z tym porównaniem.
Wiem, że porównanie Koryla do Kinga to zaledwie tani chwyt marketingowy jakiegoś chcącego się wykazać pracownika wydawnictwa...ale na pewno niejedna osoba czytająca...
2020-11-05
2020-11-09
Już od pierwszych stron wiadomo, że będzie ciężko, że marynarze będą zmagać się niewyobrażalnymi przeciwnościami losu, z surowym klimatem, szkorbutem, z morzem i z własną psychiką. Czułem, że dostałem w swoje ręce kawał krwistej, przekonującej powieści przygodowej opowiadającej prawdziwą (lecz wciąż niepoznaną) historię. I nagle autor wrzuca do tego kotła potwora....
Początkowo byłem tym pomysłem zniesmaczony, czułem lekki dyskomfort pokonując kolejne strony, aż wreszcie do mnie dotarło. Zostałem przekonany i nawrócony. Wszystkie sceny rozrysowane przez autora miały sens. Wszystko składało się na niesamowity obraz. Mógłbym na kilkunastu stronach analizować krok po kroku całą książkę i przekonywać jak zręcznie Simmons buduje historię marynarzy. Tyle, że pewnych rzeczy nie warto badać, tylko zostawić je tak jak są, niepojęte, tajemnicze - i tylko je podziwiać, chłonąć, cieszyć się nimi, lub się ich bać. To już Twój wybór.
Już od pierwszych stron wiadomo, że będzie ciężko, że marynarze będą zmagać się niewyobrażalnymi przeciwnościami losu, z surowym klimatem, szkorbutem, z morzem i z własną psychiką. Czułem, że dostałem w swoje ręce kawał krwistej, przekonującej powieści przygodowej opowiadającej prawdziwą (lecz wciąż niepoznaną) historię. I nagle autor wrzuca do tego kotła...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to