-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2017-07-23
2017-09-05
Skoki narciarskie i lekkoatletyka to jedyne dyscypliny, które interesowałyby mnie nawet wówczas, gdyby nie występowali w nich polscy sportowcy. Wszystkie inne, które oglądam w TV lub internecie, to dlatego, że lubię kibicować naszym rodakom.
Kilka lat temu Justyna Kowalczyk zaczęła odnosić znaczne sukcesy w narciarstwie biegowym, stąd usłyszałam o niej i od tej pory chętnie oglądam zawody z jej udziałem. Z tego powodu czasem podejrzę jakieś statystyki, poczytam o historii biegów... O książce Ludwińskiego dowiedziałam się już spory czas temu i zaciekawiła mnie ona, więc gdy wczoraj przypadkiem ujrzałam ją w saloniku prasowym, to musiałam koniecznie kupić, zwłaszcza, że wiele nie kosztowała. I dziś ją połknęłam, co źle o niej nie świadczy. :D
Autor postawił na atrakcyjną formułę, najpierw opowiada o zagranicznych biegaczach, a potem przechodzi do polskich (nawet tych mniej znanych). Stara się też robić to chronologicznie, a w międzyczasie wstawia różne ciekawostki na temat mistrzostw świata, igrzysk olimpijskich itp. Niektóre historie były naprawdę zajmujące, lecz da się zauważyć, że do zbytnich gawędziarzy nie należy, co chyba w tym przypadku jest dobre. Poza tym w rozdziale poświęconym Justynie Kowalczyk przyłapałam go na dwóch błędach, nasuwa się więc pytanie czy wpadek nie ma więcej. Justyna występuje nadal, więc sporo o niej wiem, ale o innych nie, a nie mam czasu i ochoty na sprawdzanie autora. :D I to jest ten minus... mimo tego polecam tę książkę osobom, które lubią zapoznawać się z historią sportu. Pokazuje nasz udział z perspektywy dnia dzisiejszego... może są to ślady dość skromne, ale one istnieją i zrobiły na mnie wrażenie. Wciągnęłam się w te opowieści.
Skoki narciarskie i lekkoatletyka to jedyne dyscypliny, które interesowałyby mnie nawet wówczas, gdyby nie występowali w nich polscy sportowcy. Wszystkie inne, które oglądam w TV lub internecie, to dlatego, że lubię kibicować naszym rodakom.
Kilka lat temu Justyna Kowalczyk zaczęła odnosić znaczne sukcesy w narciarstwie biegowym, stąd usłyszałam o niej i od tej pory...
2017-07-22
"Mansfield Park" to najpoważniejsza z wszystkich książek tej autorki. Nadal można zauważyć znajome, tak uwielbiane elementy, ale ma się świadomość, że nastąpiła jakaś odmiana. Nie wiem czy powodem tego były osobiste przeżycia, czy może Jane Austen zapragnęła pisarskiego urozmaicenia, cała fabuła ma jednak bardziej melancholijny wydźwięk.
Zmysł obserwacji, jak zawsze nade wszystko ukierunkowany na dogłębną kreację postaci, jest trochę bardziej uszczypliwy dla nich niż zwykle. Akcja, która skupia się na codziennych wydarzeniach, charakterystycznych dla ludzi tamtej epoki jest jeszcze w większym stopniu leniwa, wlecze się i wlecze, by końcowe, skądinąd ciekawe, rzeczy streścić na kilku tylko stronach. Może z tego powodu czytelnik czuje niedosyt i ma wrażenie, że zakończenie było zrobione na siłę, niedopracowane itd.
Ale... Jane Austen lubi tak pisać, jeśli się dobrze temu przyjrzeć. Stąd ja odczuwam tylko wyżej wspomniany niedosyt. Historia miłosna nie zawsze musi być porywająca, protagoniści nie zawsze potrafią być sugestywni. Choć trochę drażni mnie ich bliskie pokrewieństwo, mimo że często o tym zapominałam. No i nachodzi mnie myśl, jak potoczyłyby się ich losy, gdyby każde z nich związało się z osobą o nazwisku Crawford.
Polecam zapoznanie się z trochę inną książką Austen.
"Mansfield Park" to najpoważniejsza z wszystkich książek tej autorki. Nadal można zauważyć znajome, tak uwielbiane elementy, ale ma się świadomość, że nastąpiła jakaś odmiana. Nie wiem czy powodem tego były osobiste przeżycia, czy może Jane Austen zapragnęła pisarskiego urozmaicenia, cała fabuła ma jednak bardziej melancholijny wydźwięk.
Zmysł obserwacji, jak zawsze nade...
2017-05-07
"Makbet" to kolejny bardzo dobry dramat Szekspira. Przedstawia on mroczną drogę wiodącą do zbrodni i następujące po niej wstrząsające zmiany w psychice ludzkiej.
Akcja utworu zaczyna się przecież tak dobrze, Makbet powraca w chwale, jako bohater Szkocji. Gdyby tylko nie spotkał tych czarownic... Gdyby jego żona nie była równie żądna władzy jak on... Gdyby trafił na inny moment, kiedy nie był tak przekonany o własnej sile... Może wtedy gorzkie ziarenko zła nie zakiełkowałoby. Jednak stało się inaczej, miał niejedną szansę powstrzymać się, ale tego nie zrobił. Szkocja stała się krwawą. Ponura ambicja wraz z determinacją doprowadziły do wielu nieszczęść.
Dla mnie minusem był zbyt szybki czas dokonania pierwszej zbrodni. I może jeszcze niektóre zachowania tych, którzy zaczęli podejrzewać sprawcę, aczkolwiek nie wpływa to negatywnie na mój całościowy odbiór tego dramatu. Już któryś raz z kolei Szekspir okazuje się dobrym znawcą ludzkich charakterów.
"Makbet" to kolejny bardzo dobry dramat Szekspira. Przedstawia on mroczną drogę wiodącą do zbrodni i następujące po niej wstrząsające zmiany w psychice ludzkiej.
Akcja utworu zaczyna się przecież tak dobrze, Makbet powraca w chwale, jako bohater Szkocji. Gdyby tylko nie spotkał tych czarownic... Gdyby jego żona nie była równie żądna władzy jak on... Gdyby trafił na inny...
2017-05-12
"Ławę przysięgłych" wypatrzyłam na kiermaszu i kupiłam za symboliczną złotówkę. I mogę napisać, że się opłaciło. To się nazywa ubić dobry interes. :D W książce również mamy do czynienia z relacją sprzedawca-kupujący, ale w innym wymiarze i w innej skali pieniężnej. To główna oś powieści, trzon stanowią zaś sędziowie przysięgli i interesy dwóch odmiennych grup: powoda i obrony. W ten sposób otrzymujemy kryminał prawniczy pełen machinacji, manipulacji oraz tajemnicy.
Na początku zastanawiałam się kto i w jaki sposób zechce kupić sobie głosy ławy przysięgłych. Potem zastanawiałam się nad jednym z sędziów, widać bowiem było, że coś kombinuje. Cały czas krążyła mi po głowie jedna myśl: czy chodzi tylko o pieniądze? Tak miałaby się zakończyć powieść? Wspomniałam wcześniej, że ja na kupnie wyszłam dobrze, lecz nie zdradzę czy kupujący w powieści także skorzystał na pewnej transakcji. Pod koniec myślałam już tylko o jednym, mianowicie jaki zapadnie wyrok. I tak upłynął mi czas spędzony na lekturze.
Jedną gwiazdkę odejmuję za objętość, drugą za małą niespójność w kreowaniu uczuć dwójki bohaterów. Poza tym uważam, że przyjemnością było zanurzyć się w świecie amerykańskiego prawa. Dostałam mały traktat o szkodliwości palenia i umiejętnym operowaniu słowami w celu osiągnięcia określonych korzyści. Poznałam również nieetyczne praktyki różnych koncernów, które w ogóle się nie zestarzały. Polecam.
"Ławę przysięgłych" wypatrzyłam na kiermaszu i kupiłam za symboliczną złotówkę. I mogę napisać, że się opłaciło. To się nazywa ubić dobry interes. :D W książce również mamy do czynienia z relacją sprzedawca-kupujący, ale w innym wymiarze i w innej skali pieniężnej. To główna oś powieści, trzon stanowią zaś sędziowie przysięgli i interesy dwóch odmiennych grup: powoda i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-26
Kilka lat temu urzekła mnie klasyczna literatura angielska, dlatego "Północ i Południe" jest jak powrót w znane i miłe strony. Elizabeth Gaskell wpisuje się gdzieś pomiędzy Jane Austen a siostry Brontë. Uosabia brytyjski klimat, który kojarzy mi się z charakterystycznym opisywaniem społeczeństwa i miłości, ale nie powtarza się. Nie dominuje u niej humor czy gotycka atmosfera, za to bardziej proza życia i prostota. Zestawia ze sobą różniących się mieszkańców Północy i Południa oraz pokazuje, że ostatecznie po wielu przejściach mogą się oni do siebie zbliżyć.
W "Północy i Południu" głównymi bohaterami są Margaret Hale i John Thornton. Nie będę zdradzać z jakich powodów panna z Południa znalazła się w zadymionym Milton i tam poznała właściciela fabryki, ale mogę powiedzieć, że jej nowe życie nie będzie usłane różami, a wręcz przeciwnie. Od początku nie przypadła mi do gustu, jednak na skutek pewnych wydarzeń wzbudziła we mnie współczucie i ostatecznie sympatię. Mogłabym stwierdzić, że ich wspólna historia zakończyła się szczęśliwie, lecz ile bólu i niepewności musieli znieść, żeby odnaleźć wspólne światełko w tunelu.
Gaskell w swoim utworze porusza szereg trudnych tematów, które generalnie dotyczą każdego z nas, z upływem lat nie zestarzały się one, co najwyżej zmieniły formę na współczesną. U niej miłość jest powściągliwa, powolna i nieidealna. Społeczeństwo natomiast podzielone, jedni nie rozumieją drugich i sporo rzeki w wodzie musi upłynąć, żeby coś się zmieniło. Mój opis wydaje się dość smutny, ale "Północ i Południe" pomimo tego nie działa przygnębiająco. Obrazuje nam siłę rodziny i charakteru.
Jeśli ktoś chciałby przeczytać coś na wskroś angielskiego, ale napisanego przez mniej znaną autorkę, która posiada swój własny styl, to gorąco polecam tę książkę.
Kilka lat temu urzekła mnie klasyczna literatura angielska, dlatego "Północ i Południe" jest jak powrót w znane i miłe strony. Elizabeth Gaskell wpisuje się gdzieś pomiędzy Jane Austen a siostry Brontë. Uosabia brytyjski klimat, który kojarzy mi się z charakterystycznym opisywaniem społeczeństwa i miłości, ale nie powtarza się. Nie dominuje u niej humor czy gotycka...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-09-30
To moja pierwsza wygrana książka na tym portalu, ma piękną okładkę i jest według mnie bardzo dobrze napisana, dlatego cieszę się, że dostałam taką nagrodę.
"Słowik" jest uznawany za powieść historyczną, lecz nie do końca się z tym zgodzę. Kristin Hannah kojarzę przede wszystkim z romansów, które nie są literaturą najwyższych lotów i myślę, że trochę czuć to w powieści. Aczkolwiek uważam, że autorka poradziła sobie z nowym wyzwaniem. Fabularnie czuć różnicę, poruszana jest niełatwa tematyka wojenna, na dodatek są inne zakończenia niektórych wątków.
Akcja utworu toczy się w latach 40-tych XX wieku oraz w 1995 roku. Dwie siostry, Isabelle Rossignol i Vianne Mauriac - każda z nich na swój sposób radzi sobie z doświadczeniami z dzieciństwa oraz wybuchem II wojny światowej we Francji. Kolejne dni stają się wyzwaniem, walką o bezpieczeństwo najbliższych osób, konfrontacją ze zmianami, które dzieją się szybko i niosą smutek, stratę, chorobę, głód, śmierć. Obie kobiety różnią się między sobą, ich odwaga i bohaterstwo mają inne oblicza, ale oba są równie ważne. To wszystko zmusza niejako do refleksji i zadania sobie pytania: jakim człowiekiem jestem i jak poradziłbym sobie w takiej rzeczywistości? Bo wojna lub inne ekstremalne zdarzenia ujawniają nasze prawdziwe ja. Inaczej można tylko się domyślać.
Nieraz wzruszałam się przy czytaniu tej powieści, żałowałam pewnych rozwiązań, choć przez cały czas miałam świadomość, że w porównaniu do książek typowo wojennych, historycznych ta jest tylko lekką opowieścią. Taką, która dotrze do większej liczby odbiorców. To udana książka hollywoodzka: w dobrym stylu, ukierunkowana na wzbudzenie emocji, napisana z rozmachem, mówiąca o miłości, z przesłaniem, po trosze egzaltowana. Wiedziałam czego się spodziewać i nie zawiodłam się.
To moja pierwsza wygrana książka na tym portalu, ma piękną okładkę i jest według mnie bardzo dobrze napisana, dlatego cieszę się, że dostałam taką nagrodę.
"Słowik" jest uznawany za powieść historyczną, lecz nie do końca się z tym zgodzę. Kristin Hannah kojarzę przede wszystkim z romansów, które nie są literaturą najwyższych lotów i myślę, że trochę czuć to w powieści....
2017-08-13
To moja setna opinia, podoba mi się ta liczba. :D
Wiele książek Charlesa Dickensa do dziś cieszy się popularnością, ale nie "Opowieść o dwóch miastach", przynajmniej w Polsce. Chyba jest to trochę dziwne, bo ideały zawarte w utworze winny do nas przemawiać i pobudzać pamięć przeszłych dziejów. Ja usłyszałam o tej lekturze tylko dzięki liście BBC, inaczej nie zwróciłabym na nią uwagi.
Londyn i Paryż, Anglia i Francja u schyłku XVIII wieku. W obu krajach panuje głód i ubóstwo, szerzy się przemoc, niepokój i bunt przenikają dusze. Lata wyzyskiwania i ciemiężenia ludu przez arystokrację musiały zrobić swoje, wybucha rewolucja francuska.
"Wolność, Równość, Braterstwo, albo Śmierć"
Trzy pierwsze słowa symbolizują cele do których warto dążyć, Dickens mógł więc popierać pomysł rebelii, ale na pewno zauważył, że tkwią w nas także złe instynkty oraz jak cienka potrafi być granica dobrego i złego. Gilotyna to przewrót, zamiana ról, ofiary stają się katami. Niewinni nadal giną, coś się zmieniło, a jednocześnie wcale nie. I to jest najbardziej przerażające.
Dickens operuje tutaj poetyckimi opisami i daje nam takich bohaterów, aby jak najmocniej do nas przemówić, więc nie każdemu przypadnie to do gustu. Ja akurat dałam świadomie porwać się temu prądowi pióra autora. Dostrzegam przestrogi, jak i pociechę, dlatego uważam "Opowieść o dwóch miastach" za udaną historię z wieloma ważnymi przesłaniami. Można ją czytać wiele razy i zawsze odkryć coś nowego. Mimo pewnej powagi książkę czyta się lekko. Podziwiam co zrobił Sydney Carton. Jego czyn spiął klamrą wszystkie wydarzenia, które od początku prowadziły do takiego, a nie innego zakończenia.
To moja setna opinia, podoba mi się ta liczba. :D
Wiele książek Charlesa Dickensa do dziś cieszy się popularnością, ale nie "Opowieść o dwóch miastach", przynajmniej w Polsce. Chyba jest to trochę dziwne, bo ideały zawarte w utworze winny do nas przemawiać i pobudzać pamięć przeszłych dziejów. Ja usłyszałam o tej lekturze tylko dzięki liście BBC, inaczej nie zwróciłabym na...
2017-02-13
Liesel Meminger jest tytułową Złodziejką Książek. Chyba już sam ten fakt sprawia, że ją lubimy, przecież czytanie stanowi też naszą pasję. Może nie czujemy takiego głodu słów, bo żyjemy w czasach dużej dostępności książek, ale głód poznawania czy tworzenia nowych opowieści nie jest nam obcy. Obserwując Liesel mamy okazję wrócić do własnych wspomnień, ta dziewczynka jest także naszym zwierciadłem.
Nasze historie zawsze dzieją się w jakiś okolicznościach. Złodziejka Książek trafiła na czasy, kiedy nienawiść osiągnęła prawdopodobnie swój najwyższy stopień. Mowa o II wojnie światowej, która przyniosła mnóstwo ofiar, cierpienia, bólu, strachu, równocześnie multum pracy dla Śmierci. To Śmierć (nawet sympatyczna) jest Narratorem tej konkretnej opowieści, opowieści o Złodziejce Książek, Niemce, która traci jedną rodzinę i trafia do drugiej, odnajduje przyjaciół. Ich życie zmienia wojna i ukrywanie Żyda. Jako że właśnie Śmierć snuje swoje retrospekcje pojawia się domysł nieszczęścia, tragedii. Jednak zaskoczyło mnie zakończenie.
Pomimo ważnych i trudnych tematów książka Zusaka posiada w sobie pewną lekkość, która pozwala na przyjemną przygodę z bohaterami. Godziny szybko mijały, kolejne strony umykały. Współczucie, wzruszenie, śmiech, zaciekawienie, niepewność - takie właśnie uczucia często były moimi towarzyszami.
SŁOWA. Mogą dobrze ukazać fakty i mogą okazać się dezinformacją. Potrafią podnieść na duchu, ale i prowadzić stopniowo do nieszczęścia. Najlepiej widać to na przykładzie Maxa Vandenburga, jego narodowości i jego prezentu. Warto się zastanowić czy w "Złodziejce książek" nie ma swoistego pojedynku pomiędzy magią wyrażania własnych uczuć i potrzeb za pomocą słów a niszczycielską hitlerowską propagandą. Czy jest jakaś sprawiedliwość?
Polecam z całego serca spotkanie ze Złodziejką Książek. Myślę, że nie zawiedziecie się.
Liesel Meminger jest tytułową Złodziejką Książek. Chyba już sam ten fakt sprawia, że ją lubimy, przecież czytanie stanowi też naszą pasję. Może nie czujemy takiego głodu słów, bo żyjemy w czasach dużej dostępności książek, ale głód poznawania czy tworzenia nowych opowieści nie jest nam obcy. Obserwując Liesel mamy okazję wrócić do własnych wspomnień, ta dziewczynka jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Niedawno pisałam o tym, że "Mansfield Park" jest trochę inną książką Austen, a co mam powiedzieć o tej? "Opactwo Northanger" jest całkiem inne, na tyle, na ile była w stanie zmienić swój styl autorka. Podejrzewam, że takie odczucia mogę mieć tylko jeszcze przy "Lady Susan".
Ta metamorfoza, która mogła być powodem kłopotów z wydaniem powieści, w połączeniu z poprzednią dość wolną lekturą była prawdopodobnie przyczyną tego, że tak szybko przeczytałam tę książkę. Przypadła mi także do gustu, cieszę się, że mogłam poznać i taką Jane.
Główną bohaterką jest Katarzyna Moreland, miłośniczka powieści gotyckich, która poznaje w Bath rodzeństwo Thorpe'ów i Tilney'ów. Jedna para jest dobra, druga obłudna (kolejność przypadkowa). Czy Katarzyna będzie miała dobrego nosa do ludzi? Sprawdźcie sami. Nasza heroina nie będzie się nudziła, przeżyje "mnóstwo" przygód, po części z powodu swojej wybujałej wyobraźni. Czyżby czytanie niektórych książek miało swoją straszną stronę? Na to wychodzi. :D No i czy w każdej sytuacji okaże się skłonna do podszeptów? Tego nie zdradzę. Ale miłość na pewno będzie. :D
Ta parodia powieści gotyckich i w pewnym sensie ostrzeżenie przed niektórymi aspektami życia udała się Jane Austen bardzo dobrze, przynajmniej w moim mniemaniu. świetnie się bawiłam przy śledzeniu perypetii naszej heroiny oraz uważam, że specyficzny humor dodał powieści uroku.
"Lady Susan. Watsonowie. Sanditon" - tylko to mi zostało. Bardzo szkoda.
Niedawno pisałam o tym, że "Mansfield Park" jest trochę inną książką Austen, a co mam powiedzieć o tej? "Opactwo Northanger" jest całkiem inne, na tyle, na ile była w stanie zmienić swój styl autorka. Podejrzewam, że takie odczucia mogę mieć tylko jeszcze przy "Lady Susan".
więcej Pokaż mimo toTa metamorfoza, która mogła być powodem kłopotów z wydaniem powieści, w połączeniu z poprzednią...