-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2020-04-24
2019-03-27
Nigdy nie byłam fanką powieści science fiction. Zdarzyło się kilka całkiem fajnych (co prawda głównie ze sporą domieszką fantasy), ale większość po prostu mi się nie podobała, zniechęcała mnie samymi opisami fabuły lub przygnębiającą wizją przyszłości. Po prostu nie moje klimaty...
Dałam jednak szansę "Futu.re". Wybrałam audiobook, mając nadzieję, że w ten sposób nie zrażę się aż tak szybko. Na początku było źle - nie wiedziałam, o co chodzi, co się dzieje i nawet wydawało mi się, że gdzieś mi umknęło, jak się nazywa główny bohater (na szczęście nie) - ale potem bardzo szybko zaczęłam wsiąkać w ten świat, wciągać się w historię naszego bohatera i już nie potrafiłam się oderwać.
Z początku przedstawiony przez autora świat może się wydawać kuszący i atrakcyjny. Ludzie stali się nieśmiertelni. Pokonali śmierć, wszelkie choroby i ułomności ludzkiego organizmu. Po prostu morze możliwości, nieograniczony czas na samodoskonalenie i spełnianie marzeń!
Niestety nie. Za tą utopijną fasadą kryje się brud i plugastwo. Świat jest przeludniony, nie ma już niemal gdzie budować kolejnych wieżowców, by wszystkich pomieścić, brakuje pożywienia, przepaść między bogatymi a biednymi jest wprost zatrważająca, a większość ludzi to zwyczajni próżniacy, którzy postanawiają trwonić swe życie wieczne na bzdury. W Europie obowiązuje ustawa o wyborze. Krótko mówiąc, na starym kontynencie każdy jest nieśmiertelny, ale jeśli zechce mieć potomstwo... to jedno z rodziców będzie musiało poddać się iniekcji specjalnym akceleratorem, który tę nieśmiertelność odbierze lub zdecydować się na aborcję. Do egzekwowania prawa powołano specjalne oddziały Nieśmiertelnych... Nie każdemu podoba się taki "wybór", nikt nie chce się starzeć i utracić dziecka (a traci się je tak czy siak, gdy oddział zrobi najazd i odkryje nielegalne dzieci).
Wszyscy są tu młodzi, przestają się starzeć mniej więcej w wieku trzydziestu lat... Niby fajnie, ale osoby starsze (a nawet takie w średnim wieku) i dzieci traktowane są karygodne. Jak coś dziwnego, odrażającego. Jak trędowaci, od których można się zarazić starzeniem niczym chorobą zakaźną. Jedyne starsze osoby spotkać można w Panameryce (gdzie nieśmiertelność można sobie kupić jedynie za odpowiednią sumę pieniędzy), w Barcelonie, która jest takim europejskim slumsem, oraz w samej Europie, ale w specjalnych rezerwatach, gdzie mieszkają ci, którym "powinęła się noga"...
A co do samego akceleratora - on nie tyle odbiera nieśmiertelność i "odblokowuje" proces starzenia się, co znacznie go przyśpiesza. Osoba po zastrzyku w mniej więcej dziesięć lat starzeje się do bardzo sędziwego wieku (by nie zdążyć jeszcze napłodzić kolejnych dzieci), po czym oczywiście umiera ze starości lub na którąś ze starczych dolegliwości. Zastrzyk działa w ten sposób nawet na dzieci, które po kilku latach stają się nastoletnimi staruszkami... A dlaczego w ogóle taki zastrzyk otrzymały jakieś dzieci, musicie przekonać się sami...
Moim zdaniem naprawdę genialna książka. Nigdy bym nie przypuszczała, że jakakolwiek powieść sci-fi zrobi na mnie aż tak ogromne wrażenie i tak mnie wciągnie - audiobooka skończyłam słuchać dzisiaj nad ranem, a to o czymś świadczy. ;)
Po prostu SZTOS i jak dotychczas moja najlepsza lektura tego roku! Naprawdę wielkie zaskoczenie. :)
Nigdy nie byłam fanką powieści science fiction. Zdarzyło się kilka całkiem fajnych (co prawda głównie ze sporą domieszką fantasy), ale większość po prostu mi się nie podobała, zniechęcała mnie samymi opisami fabuły lub przygnębiającą wizją przyszłości. Po prostu nie moje klimaty...
Dałam jednak szansę "Futu.re". Wybrałam audiobook, mając nadzieję, że w ten sposób nie zrażę...
2016-11-11
Jakiś rok temu oglądałam ekranizację książki. Po nią sięgnęłam dopiero teraz, zachęcona bardzo dobrym filmem. Fabuły przytaczać nie będę, bo wszystko, co trzeba wiedzieć, jest w opisie w serwisie.
Moje pierwsze wrażenia po kilkunastu stronach? Masakra, co za mordęga! Nie ze względu na beznadziejną fabułę, brak talentu literackiego autora itp., ale przez niesamowite nagromadzenie terminów technicznych, fizycznych, botanicznych i chemicznych. Aż od nich grubo dosłownie na każdej stronie, co naprawdę utrudnia lekturę, zwłaszcza czytelnikowi nieobeznanemu w temacie. Zaczęłam już przez to myśleć, że nie dam rady. Mimo to postanowiłam nie przerywać i czytać dalej, bo fabuła "Marsjanina" jest naprawdę świetna.
Mimo że przez wyżej wspomniane słownictwo lektura nie była łatwa i nieraz musiałam czytać drugi raz to samo zdanie/akapit, by postarać się bardziej zrozumieć jego sens, jednocześnie stawała się też coraz bardziej wciągająca i nie sposób było się od niej oderwać.
Bardzo polubiłam Marka za jego humor, ogromny dystans do siebie i sytuacji, w której się znalazł. Został całkiem sam na pustynnej, jałowej planecie oddalonej od Ziemi o wiele milionów kilometrów, bez żadnej łączności z kimkolwiek. Każda jedna osoba zaczęłaby panikować i świrować ze strachu. Mark Watney nie wiedział, czy do czasu przybycia kolejnej misji wystarczy mu pożywienia, wody i tlenu, a mimo to starał się zrobić wszystko, by przetrwać i nie tracił przy tym hartu ducha, w czym z pewnością pomogło mu jego nastawienie, ale także posiadana wiedza i pomysłowość.
Rewelacyjna książka, choć terminologia potrafi nieźle wymęczyć. ;)
A tłumaczowi należą się brawa, bo wykonał kawał naprawdę dobrej roboty. Musiał się nieźle namęczyć. Szacun za to. ;)
Jakiś rok temu oglądałam ekranizację książki. Po nią sięgnęłam dopiero teraz, zachęcona bardzo dobrym filmem. Fabuły przytaczać nie będę, bo wszystko, co trzeba wiedzieć, jest w opisie w serwisie.
Moje pierwsze wrażenia po kilkunastu stronach? Masakra, co za mordęga! Nie ze względu na beznadziejną fabułę, brak talentu literackiego autora itp., ale przez niesamowite...
2016-06-15
I to już koniec.
Czytanie tej części "Pana Lodowego Ogrodu" zajęło mi "prawie" tyle samo czasu co pisanie jej autorowi ;) ale to nie znaczy, że była gorsza czy nudna - tak po prostu wyszło.
Genialnie wykreowany świat i postaci.
I to już koniec.
Czytanie tej części "Pana Lodowego Ogrodu" zajęło mi "prawie" tyle samo czasu co pisanie jej autorowi ;) ale to nie znaczy, że była gorsza czy nudna - tak po prostu wyszło.
Genialnie wykreowany świat i postaci.
2016-04-06
Wiele słyszałam o tej powieści i w końcu miałam okazję ją przeczytać... a gdy już zaczęłam, nie mogłam przebrnąć przez pierwszą, zaledwie 50-stronicową część "Dziennika Pacyficznego". Jest on pisany specyficznym językiem, do którego nawet po wielu stronach nie mogłam przywyknąć, nie mówiąc już o zrozumieniu, o co właściwie chodzi, co skłoniło mnie do zarzucenia książki na rzecz filmu. ;)
Po obejrzeniu ekranizacji postanowiłam jednak powrócić do książki. Z kolejnymi opowieściami poszło już lepiej - oczywiście aż do drugiej części "Dziennika...", którego czytanie znowu okazało się katorgą. ;)
"Atlas Chmur" składa się z sześciu pozornie nie powiązanych ze sobą opowieści pisanych w sześciu zupełnie różnych stylach literackich. Akcja każdej z nich przypada na inny przedział czasowy - od XIX wieku do postapokaliptycznej przyszłości. No i jest jeszcze sześciu głównych bohaterów: Adam Ewing, Robert Frobisher, Luisa Rey, Timothy Cavendish, Sonmi~451 i Zachariasz. Do pozostałych ważnych postaci należy zaliczyć Meronym i Rufusa Sixsmitha.
Główni bohaterowie na pozór zupełnie nic nie łączy. Jednak w miarę rozwoju akcji okazuje się, że - poza tym, że prawie wszyscy mają znamiona w kształcie komety - są też oni w pewnym sensie swoimi reinkarnacjami, pamiętają pewne fakty i zjawiska z żyć bohaterów żyjących przed nimi, np. Luisa twierdzi, że gdzieś już słyszała muzykę Roberta Frobishera, choć tak naprawdę dzieje się to dopiero po raz pierwszy.
Autor bawi się stylami literackimi - od dziennika, przez powieść epistolarną, kryminał / thriller, komedię, po typowe sci-fi (w formie dialogu / przesłuchania) i powieść postapokaliptyczną.
Bawi się też językiem - Zachariasz mówi językiem kogoś niewykształconego, chciałoby się wręcz powiedzieć "wieśniaka"(;P), ma wiele dziwnych określeń na różne słowa (np. bobo - dziecko, niemowlę). Język w świecie Sonmi jest bardzo uproszczony, np. wszędzie tam, gdzie w słowie normalnie powinna być sylaba "ku", jest po prostu "q", a niektóre przedmioty mają nazwy pochodzące od popularnych marek, np. disney - film, najki - buty, starbuck - kawa, ford - samochód.
Mnie najbardziej spodobała się chyba "Upiorna udręka Timothy'ego Cavendisha" - właśnie ze względu na humor, prosty, kolokwialny język i osobliwe przygody starszego pana. ;) Najmniej zaś wspomniany na początku "Adama Ewinga Dziennik Pacyficzny". Tu również przyczynił się do tego język.
Naprawdę trudno mi ocenić tę książkę. Z jednej strony podobała mi się i mnie zaskoczyła, ale z drugiej zniechęcała miejscami ciężkim językiem czy objętością. Nie ma co ukrywać - lektura nie należy do łatwych. Na pewno nie jest to książka "na odprężenie".
Mimo wszystko polecam, bo "Atlas chmur" Davida Mitchella z pewnością zasłuży na miano jednej z najważniejszych i najlepszych książek XXI wieku! ;)
Wiele słyszałam o tej powieści i w końcu miałam okazję ją przeczytać... a gdy już zaczęłam, nie mogłam przebrnąć przez pierwszą, zaledwie 50-stronicową część "Dziennika Pacyficznego". Jest on pisany specyficznym językiem, do którego nawet po wielu stronach nie mogłam przywyknąć, nie mówiąc już o zrozumieniu, o co właściwie chodzi, co skłoniło mnie do zarzucenia książki na...
więcej mniej Pokaż mimo to2012
2015-04-30
Tytułowe opowiadanie zupełnie nie przypadło mi do gustu i dlatego darowałam sobie pozostałe. Być może po prostu science fiction nie jest dla mnie...
Tytułowe opowiadanie zupełnie nie przypadło mi do gustu i dlatego darowałam sobie pozostałe. Być może po prostu science fiction nie jest dla mnie...
Pokaż mimo to2016-02-15
Vuko i jego załoga po kilku przygodach po drodze dopływają wreszcie do Lodowego Ogrodu. Co ich tam czeka?
Filar, syn Oszczepnika, wraz ze swoimi kompanami trafia do kraju Ludzi Niedźwiedzi. Jakie będą ich dalsze losy?
Trzeci tom moim zdaniem lepszy niż pierwszy, a zwłaszcza lepszy niż drugi. Gdyby nie natłok obowiązków, przeczytanie tego tomu na pewno nie zajęłoby mi ponad tygodnia. ;) Dużo się dzieje. Zakończenie pozostawia czytelnika w napięciu, przez co chce się od razu sięgnąć po czwarty tom (dotychczas robiłam sobie pomiędzy nimi przerwy).
Vuko i jego załoga po kilku przygodach po drodze dopływają wreszcie do Lodowego Ogrodu. Co ich tam czeka?
Filar, syn Oszczepnika, wraz ze swoimi kompanami trafia do kraju Ludzi Niedźwiedzi. Jakie będą ich dalsze losy?
Trzeci tom moim zdaniem lepszy niż pierwszy, a zwłaszcza lepszy niż drugi. Gdyby nie natłok obowiązków, przeczytanie tego tomu na pewno nie zajęłoby mi...
2015-11-23
Nie mogę się doczekać, co czeka Vuko i jego kompanów w Lodowym Ogrodzie, a syna cesarza i jego drużynę u Ludzi Niedźwiedzi. :) Ale chyba jeszcze bardziej czekam na połączenie obu wątków, bo kiedyś to musi nastąpić. ;)
Nie mogę się doczekać, co czeka Vuko i jego kompanów w Lodowym Ogrodzie, a syna cesarza i jego drużynę u Ludzi Niedźwiedzi. :) Ale chyba jeszcze bardziej czekam na połączenie obu wątków, bo kiedyś to musi nastąpić. ;)
Pokaż mimo to2015-11-03
Fantastyka (z elementami science fiction) na naprawdę wysokim, światowym poziomie. ;) Wciągająca fabuła i wartka akcja.
Mam nadzieję, że kolejne tomy mnie nie zawiodą! ;)
Fantastyka (z elementami science fiction) na naprawdę wysokim, światowym poziomie. ;) Wciągająca fabuła i wartka akcja.
Mam nadzieję, że kolejne tomy mnie nie zawiodą! ;)
2012-01-01
2014-10-23
Książkę gorąco polecił mi mój chłopak. Owszem, jest bardzo dobra, a przedstawiona historia według mnie prawdopodobna (patrząc na dzisiejszy rozwój techniki). Jednak raczej dla osób związanych z informatyką i techniką, ze względu na nagromadzenie terminów informatycznych, które laikowi kompletnie nic nie mówią. ;)
Podobne zdanie mam na temat sequela pt. "Wolność".
Książkę gorąco polecił mi mój chłopak. Owszem, jest bardzo dobra, a przedstawiona historia według mnie prawdopodobna (patrząc na dzisiejszy rozwój techniki). Jednak raczej dla osób związanych z informatyką i techniką, ze względu na nagromadzenie terminów informatycznych, które laikowi kompletnie nic nie mówią. ;)
Podobne zdanie mam na temat sequela pt. "Wolność".
2015-04-29
Bardzo się obawiałam, że książka nie przypadnie mi do gustu aż tak, jak "klasyczne" powieści Kinga. Na szczęście okazało się zupełnie inaczej, mimo że "Instytut" zdecydowanie nie jest horrorem (choć pewne sceny napawały mnie przerażeniem).
Polecam! Książka naprawdę dobra i godna polecenia. :)
Bardzo się obawiałam, że książka nie przypadnie mi do gustu aż tak, jak "klasyczne" powieści Kinga. Na szczęście okazało się zupełnie inaczej, mimo że "Instytut" zdecydowanie nie jest horrorem (choć pewne sceny napawały mnie przerażeniem).
Pokaż mimo toPolecam! Książka naprawdę dobra i godna polecenia. :)