Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Soraya Lane od wysokiego C wystartowała z nową serią na rynku wydawniczym. Jeśli kolejne powieści cyklu „Utracone córki” będą tak dobre jak „Córka z Włoch”, to będzie to niewątpliwy sukces nowozelandzkiej pisarki.

„Córka z Włoch” to ciepła i nastrojowa powieść, która zabierze Was do słonecznej Italii. Celowo pragnę podkreślić miejsce opisywanych wydarzeń. Autorka bardzo dobrze przedstawiła przedwojenne, a także powojenne realia społeczne i obyczajowe. Jestem pewny, że romantyczna sceneria i włoskie przywiązanie do tradycji skradną serce niejednemu czytelnikowi. Soraya Lane postarała się również o czarujące opisy, dzięki którym czułem się jakbym zbierał winogrona razem z główną bohaterką. Choć bynajmniej nie tańczyłem w balecie z Estee, wybaczcie, ale tego już nie potrafiłem sobie wyobrazić.

Mocną stroną twórczości Sorayi Lane jest to, że potrafi snuć wciągającą opowieść angażującą czytelnika od początku do końca. I mowa tu, zarówno o dwóch głównych bohaterkach „Córki z Włoch”. W tym roku miałem okazję przeczytać książkę skonstruowaną bardzo podobnie. Na jej niekorzyść przez połowę powieści wynudziłem się jak na najnudniejszej lekcji w szkole. Dlatego nowozelandzka pisarka zanotowała u mnie dużego plusa. Myślę, że będziecie mieć podobnie.

Reasumując, jeśli lubicie powieści obyczajowe, to „Córka z Włoch” jest lekturą dla was. Soraya Lane stworzyła przyjemną i lekką opowieść o sile miłości rodzinnej. Powieść, która idealnie wypełni najgorętsze dni w roku.

Cała recenzja na blogu Przeczytane: https://przeczytane.net/corka-z-wloch-soraya-lane-recenzja/

Soraya Lane od wysokiego C wystartowała z nową serią na rynku wydawniczym. Jeśli kolejne powieści cyklu „Utracone córki” będą tak dobre jak „Córka z Włoch”, to będzie to niewątpliwy sukces nowozelandzkiej pisarki.

„Córka z Włoch” to ciepła i nastrojowa powieść, która zabierze Was do słonecznej Italii. Celowo pragnę podkreślić miejsce opisywanych wydarzeń. Autorka bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kot. Idealne połączenie miękkiego futerka, kojącego miauczenia i królewskiego majestatu. W „Historii pewnego kota” rozpływamy się nad fascynującym stworzeniem, bez którego wielu nie wyobraża sobie codziennego życia.

Zwierzęta zmieniają życie na lepsze. Jestem przekonany, że zgodzą się ze mną ci, którzy na co dzień funkcjonują ze swoimi pupilami. Czy lepiej się opiekować psem, czy kotem – przekonać o swojej racji za wszelką cenę będą chcieli posiadacze tych czworonogów.

„Historia pewnego kota” to wzruszająca opowieść o pięknej przyjaźni autorki, hiszpańskiej artystki Laury Agusti, z syjamskim kotem o imieniu Hej. To dzięki niemu kobieta podjęła wiele ważnych decyzji. Kiedy kot odszedł, jego właścicielka napisała książkę o wpływie kociego życia na życie człowieka. I zrobiła to w taki sposób, że trudno było oderwać od tej lektury wzrok.

Opowieść napisana jest przez Laurę Agusti prostym językiem, do którego szybko zdołamy przywyknąć. Autorka jest przecież malarką i graficzką, a przede wszystkim miłośniczką zwierząt. Nie znajdziemy w „Historii pewnego kota” wybitnego pióra, lecz nie to było w tej książce celem samym w sobie. Całość wzbogacona o obrazki i piękne wydanie sprawiają, że jest to bardzo wyjątkowa pozycja. Taka, którą poleciłbym jako jedną z pierwszych, gdybym spojrzał na pozycje widniejące na moim regale z książkami.

„Historia pewnego kota” to przygoda na jeden wieczór, podczas którego znajdziecie coś dla siebie. Od fascynacji mruczącym stworzeniem po wzruszenie opowieścią, jaką ma dla nas Laura Agusti. I nawet nie przeszkadza, że książka bez efektownych rysunków byłaby cienka jak papier toaletowy. Tego typu pozycje mają swój urok. To także okazja, aby zajrzeć do świata kocich spraw, przyjrzenia się ich naturze. Dla ciekawych i ciekawskich życia pod jednym dachem z miauczącym czworonogiem, będzie to lektura obowiązkowa.

Całą recenzję przeczytasz na blogu Przeczytane: https://przeczytane.net/historia-pewnego-kota-laura-agusti-recenzja/

Kot. Idealne połączenie miękkiego futerka, kojącego miauczenia i królewskiego majestatu. W „Historii pewnego kota” rozpływamy się nad fascynującym stworzeniem, bez którego wielu nie wyobraża sobie codziennego życia.

Zwierzęta zmieniają życie na lepsze. Jestem przekonany, że zgodzą się ze mną ci, którzy na co dzień funkcjonują ze swoimi pupilami. Czy lepiej się opiekować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“Szybko, szybciej, najszybciej” to książka jednego z najpopularniejszych dziennikarzy zajmujących się Formułą 1 w Polsce. Mikołaj Sokół stworzył istną encyklopedię i pozycję “must have” dla pasjonatów prawdziwego ścigania.

“Formuła 1? Czy tam dzieje się coś poza jazdą w kółko?”, tymi słowami wstęp do tej książki zaczął Marcin Budkowski. Znam wiele osób, którym takie pytanie przychodzi do głowy za każdym razem, kiedy wspomnę o tej dyscyplinie. Mikołaj Sokół w błyskawiczny sposób daje do zrozumienia, że Formuła 1 to coś więcej niż tylko ściganie. Za tym kryje się wielka polityka i rywalizacja na wielu szczeblach. To także techniczne niuanse, które pozwalają zyskać setne sekundy, decydujące o losach mistrzostwa świata.

Mikołaj Sokół nie miał łatwego zadania. Zmieszczenie całej historii Formuły 1 w 600 stronach książki, wydawało się niemożliwe. Choć “Szybko, szybciej, najszybciej” wydaje się uporządkowaną lekturą, to czasem można się pogubić od natłoku informacji. Autor potrafi w ramach jednego rozdziału biegać w przód i w tył po latach, sezonach czy nawet dekadach. Trzeba jednak przyznać, że skupienie się na wybranych wyścigach pozwoliło lepiej przygotować książkę, którą czytelnik przeczyta bez większego znużenia.

Na rynku wydawniczym istnieje kilka interesujących książek poświęconych Formule 1. “Szybko, szybciej, najszybciej” jest jednak najciekawszą z nich. Pozycja autorstwa Mikołaja Sokoła to istna encyklopedia fanów prawdziwego ścigania. Książka jest obszerna i pełna faktów na temat całej historii Formuły 1. Należy zaliczyć tę lekturę do grona „must have”, jeśli kiedykolwiek interesowaliście się tym sportem.

Całą recenzję przeczytasz na blogu Przeczytane: https://przeczytane.net/szybko-szybciej-najszybciej-mikolaj-sokol-recenzja/

“Szybko, szybciej, najszybciej” to książka jednego z najpopularniejszych dziennikarzy zajmujących się Formułą 1 w Polsce. Mikołaj Sokół stworzył istną encyklopedię i pozycję “must have” dla pasjonatów prawdziwego ścigania.

“Formuła 1? Czy tam dzieje się coś poza jazdą w kółko?”, tymi słowami wstęp do tej książki zaczął Marcin Budkowski. Znam wiele osób, którym takie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Brytyjska autorka znowu to zrobiła! „Terapeutka” Paris wciąga i elektryzuje od pierwszej do ostatniej strony, potwierdzając dobrą formę pisarki. Thriller spełnił moje oczekiwania i polecam ją każdemu, kto pragnie najlepszej rozrywki na ciepłe wieczory.

Znając twórczość B.A. Paris nie mogłem być zaskoczony krótkimi rozdziałami i dynamiczną akcją. To typowe dla tej autorki, aczkolwiek nie piszę tego w negatywnym kontekście. Brytyjska pisarka w świetny sposób potrafi stworzyć ciekawą i intrygującą historię, wprowadzić w nią czytelnika i sukcesywnie poprowadzić go do nieoczekiwanego zakończenia. Właśnie to lubię w jej książkach – każda strona dawała więcej pytań niż odpowiedzi.

„Terapeutka” Paris spełniła moje oczekiwania również dlatego, że za pomocą thrillera psychologicznego niesie za sobą ważne przesłanie. Główna bohaterka stała przed dylematem, komu dokładnie ma zaufać? I my również w życiu często musimy odpowiedzieć na to pytanie. A potem ponieść za swój wybór konsekwencje, czasem te negatywne…

W tej lekturze widoczne są podobieństwa do poprzednich dzieł autorki. Takie zabiegi nie są niczym złym. Bardziej irytujące były momentami płaskie i nijakie dialogi, które nie wnosiły nic nowego. Poza tym, Paris czasem w aż nazbyt widoczny sposób chciała odwrócić moją uwagę od danej postaci i skierować podejrzenia na drugą. To, jak możecie się domyślić, nie zadziałało i od razu domyśliłem się, co jest grane.

Kłamstwa, mroczne sekrety, traumatyczne wydarzenia z przeszłości i tajemniczy klimat związany z odizolowanym osiedlem sprawiły, że dawno tak szybko nie pochłonąłem lektury, jak to było w tym przypadku. Czytając, czułem się jak podczas oglądania dobrego filmu. B.A. Paris swą „Terapeutką” potwierdziła wysoką formę i już nie mogę doczekać się jej kolejnej powieści.

Pełna recenzja na blogu Przeczytane: https://przeczytane.net/terapeutka-paris/

Brytyjska autorka znowu to zrobiła! „Terapeutka” Paris wciąga i elektryzuje od pierwszej do ostatniej strony, potwierdzając dobrą formę pisarki. Thriller spełnił moje oczekiwania i polecam ją każdemu, kto pragnie najlepszej rozrywki na ciepłe wieczory.

Znając twórczość B.A. Paris nie mogłem być zaskoczony krótkimi rozdziałami i dynamiczną akcją. To typowe dla tej autorki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Almond” Won-Pyong Sohn polecany był mi wielokrotnie podczas rozmów o młodzieżowej literaturze. Sprawdziłem więc, na czym polega fenomen tej lektury i sam nie mogłem się nadziwić, jak bardzo jest ona dobra.

Lektura nie jest długa. „Almond” Won-Pyong Sohna jest jednak tak skonstruowany, że bardzo szybko chłonie się tę historię. Krótkie, aczkolwiek obfite w emocje rozdziały wciągają jak niejeden dobry kryminał. Ponadto ma się wrażenie, że autor tak dopracował swoją powieść, że nie ma tu niepotrzebnego rozdziału czy nawet zdania. Bardzo mi to zaimponowało, ponieważ w lekturze nie było momentów zbytecznych.

Książkę „Almond” Won-Pyong Sohna mogę zaliczyć do największych moich czytelniczych niespodzianek. Tylu emocji nie przeżyłem dawno. A to przecież dosyć ironiczne: historia opowiadająca o ich braku, sprawiła, że trudno było pomieścić tyle uczuć w sercu przez te 200 stron. Najważniejsze jednak, że z lektury można wysnuć wiele wniosków. Książka Won-Pyung Sohna to poruszająca opowieść o tym, jak miłość, przyjaźń i wytrwałość mogą zmienić życie na zawsze.

Link do całej recenzji na blogu Przeczytane: https://przeczytane.net/almond-won-pyong-sohn/

„Almond” Won-Pyong Sohn polecany był mi wielokrotnie podczas rozmów o młodzieżowej literaturze. Sprawdziłem więc, na czym polega fenomen tej lektury i sam nie mogłem się nadziwić, jak bardzo jest ona dobra.

Lektura nie jest długa. „Almond” Won-Pyong Sohna jest jednak tak skonstruowany, że bardzo szybko chłonie się tę historię. Krótkie, aczkolwiek obfite w emocje rozdziały...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Seria kryminalna z Rudolfem Heinzem jest jedną z moich ulubionych. Wracałem więc do powieści Mariusza Czubaja z wielką przyjemnością. „Zanim znowu zabiję” okazało się jak dotąd najlepszą pozycją z całego cyklu.

Kryminalna intryga jest tutaj rozegrana perfekcyjnie i zaliczamy ją do najmocniejszych stron tej pozycji. Podobnie jak klimat Polski sprzed dziesięciu lat dobrze oddany przez autora. Ten jednak mógł bardziej dopieścić kreację drugoplanowych postaci, bo widzimy tu duży kontrast w porównaniu do świetnie ucharakteryzowanego Rudolfa.

To, co mnie zawsze uderza podczas lektury powieści Mariusza Czubaja to konkretny język, ale przede wszystkim główny bohater. Rudolf Heinz może wzbudzać skrajne emocje, głównie przez jego bezkompromisowość, sposób bycia, a także poczucie humoru.

Lektura okazała się świetnym kryminałem osadzonym w rzadko pojawiających się piłkarskich realiach, a do samej serii wróciłem z przyjemnością. A jako że na półce mam jeszcze kilka pozycji Mariusza Czubaja, to omawiana w tym miejscu pozycja tylko zachęciła mnie do kolejnych wieczorów z Rudolfem Heinzem.

Cała recenzja tutaj: https://przeczytane.net/zanim-znowu-zabije/

Seria kryminalna z Rudolfem Heinzem jest jedną z moich ulubionych. Wracałem więc do powieści Mariusza Czubaja z wielką przyjemnością. „Zanim znowu zabiję” okazało się jak dotąd najlepszą pozycją z całego cyklu.

Kryminalna intryga jest tutaj rozegrana perfekcyjnie i zaliczamy ją do najmocniejszych stron tej pozycji. Podobnie jak klimat Polski sprzed dziesięciu lat dobrze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dawno nie czytałem typowego skandynawskiego kryminału. Jak za pomocą czarodziejskiej różdżki, podczas wizyty w księgarni na jednej z półek ukazała się “Ofiara losu” Camilli Lackberg. I to był strzał w dziesiątkę.

Pozycję cenionej autorki wchłania się tak szybko, że pomimo przewidywalności nadal chce się brnąć w tę historię. Intrygujące wątki kryminalne dominują nad tymi obyczajowymi i są ozdobą tej części serii o Fjallbace.

Naturalnie tytuł ten trudno zestawiać z klasykami skandynawskiego kryminału, lecz pomimo niedociągnięć i kilku minusów, i tak warto zapoznać się z tą częścią cyklu. Mnie zachęciła, aby wkrótce ponownie sprawdzić, jak się ma policja w Tanumschede.

Cała recenzja w linku: https://przeczytane.net/ofiara-losu/

Dawno nie czytałem typowego skandynawskiego kryminału. Jak za pomocą czarodziejskiej różdżki, podczas wizyty w księgarni na jednej z półek ukazała się “Ofiara losu” Camilli Lackberg. I to był strzał w dziesiątkę.

Pozycję cenionej autorki wchłania się tak szybko, że pomimo przewidywalności nadal chce się brnąć w tę historię. Intrygujące wątki kryminalne dominują nad tymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Piłka nożna to taki sport, w których o piłkarzach pisze się wtedy, kiedy osiągają sukcesy, czynnie uprawiają swój zawód. Po odwieszeniu butów na kołku na ustach pozostają tylko ci najwięksi. Z dawnych czasów będzie to Kazimierz Deyna, Grzegorz Lato czy Zbigniew Boniek. Ze współczesnych nam byłby to Jerzy Dudek, a za jakiś czas na pewno Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski i Robert Lewandowski.

Antoni Bugajski poszedł innym tropem. Na prawie 300 stronach zmieścił czterdzieści wciągających, skondensowanych futbolowych opowieści. Dobór piłkarzy naturalnie był nieoczywisty – od medalistów mistrzostw świata, mistrzów olimpijskich, ale także dla graczy, którzy w najlepszym wypadku ledwie otarli się o kadrę narodową. Dziennikarz „Przeglądu Sportowego” nie ograniczył się jedynie do jednego okresu – opisywani bohaterowie pochodzą z różnych epok, od czasów przedwojennych, aż do momentu, gdy upadał mur berliński. I choć w moim przypadku nie jest to tak istotne, ale dla starszych na pewno wielką frajdę sprawiło przypomnienie sobie o piłkarzu, którego oglądało się na polskich boiskach bądź w reprezentacji.

Cechą charakterystyczną tej lektury jest fakt, że każda z historii jest niezwykle krótka, nieprzekraczająca pięć bądź sześć stron. I tutaj na pierwszy rzut oka narzuca się poważny problem, który da się również w prosty sposób wytłumaczyć.

Zrozumiałe jest, że jeśli autor zdecydował się rozpisać z chirurgiczną precyzją karierę każdego zawodnika, to o tej pozycji mówilibyśmy jako o jednej wielkiej encyklopedii, która zajęłaby dobrą połowę półki na naszym regale. W tym przypadku jednak wyszła lekka lektura na jeden bądź dwa wieczory, którą możemy czytać w niemal każdych okolicznościach, bo książka Bugajskiego sprawi nam przyjemność w autobusie, w kolejce do lekarza, na przerwie w pracy czy podczas oczekiwania na znajomego w kawiarni.

Bugajski nie mógł jednak zmieścić wszystkich interesujących wydarzeń z życia jednego piłkarza w kilku stronach, dlatego opowieści kończyły się w momencie, gdy wydarzenia dopiero nabierały rozpędu. Być może idealnym rozwiązaniem byłoby zmniejszenie liczby bohaterów do dwudziestu, tak, aby nie pozostawiać czytelnika tak często z poczuciem niedosytu?

Niemniej wysiłków Antoniego Bugajskiego nie można pominąć. Autor z wieloma bohaterami rozmawiał osobiście, a gdy było to niemożliwe, kontaktował się z ludźmi, którzy na ich temat mieli coś ważnego i pożytecznego do powiedzenia. Nie zabrakło również smaczków związanych choćby z wielkimi meczami przeciwko gwiazdom światowego formatu, a także anegdot o trenerach takich jak Guus Hiddink czy Guy Roux. Ucieczki z kraju czy liczne sposoby na uniknięcie obowiązkowej służby wojskowej? Mamy tu tego multum.

Niemal każda z tych czterdziestu fascynujących historii zasługuje na oddzielną książkę, a mając w głowie film „Gwiazdy” opowiadający o losach Jana Banasia jestem pewny, że te opowieści obroniłyby się nawet na dużym ekranie. Jest w nich przecież wszystko – chęć ucieczki do lepszego świata, walka z systemem, w której często determinacja i spryt przegrywają z bezsilnością oraz twardymi zasadami.

Lecz najważniejsza w tym wszystkim jest piłka, a co za tym idzie sportowe wzloty i niemal zawsze towarzyszące im upadki. Nie każdemu udało się zrobić wielką karierę i nie każdy zasługuje na laury tak jak Zbigniew Boniek, Kazimierz Deyna, Grzegorz Lato czy wkrótce Robert Lewandowski. Ale każdemu z bohaterów należy się pamięć i szacunek. Taki był cel Bugajskiego na tę książkę. I udało mu się go osiągnąć.

W linku znajdziecie całą recenzję: http://przeczytane.net/byl-sobie-pilkarz/

Piłka nożna to taki sport, w których o piłkarzach pisze się wtedy, kiedy osiągają sukcesy, czynnie uprawiają swój zawód. Po odwieszeniu butów na kołku na ustach pozostają tylko ci najwięksi. Z dawnych czasów będzie to Kazimierz Deyna, Grzegorz Lato czy Zbigniew Boniek. Ze współczesnych nam byłby to Jerzy Dudek, a za jakiś czas na pewno Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść Pawła Fleszara to intrygująca podróż po przeżywającym powódź Krakowie, w którym główny bohater, Kris, podjął się samodzielnego rozwiązania kryminalnej zagadki. Jej nietypowość oraz oryginalność sprawia, że my sami musimy się solidnie naprężyć, aby ją rozwiązać. Lektura nie pozostawia czytelnika obojętnym, opowiada o wielu trudnych tematach. Mimo pierwszej styczności z tym autorem, cieszę się, że to właśnie od „Powodzi” rozpocząłem nowy czytelniczy rok.

Każdy dzień akcji poprzedzony jest kartką z kalendarza oraz wycinkami z gazet na różne tematy związane z fabułą, co tylko podkreśla klimat związany z miastem, walczącym z powodzią. O tym też trzeba powiedzieć. Autor nie unika trudnych wątków, a w swojej powieści umieszcza takie problemy jak samobójstwo, darknet, filmy snuff czy handel żywym towarem. Przy tym bardzo umiejętnie wplątał to wszystko w jedną powieść. Ani razu nie czułem, aby któryś z tych tematów pojawił się w „Powodzi” niepotrzebnie.

Książka napisana jest prostym i przystępnym językiem, co sprawia, że pozycję czyta się bardzo szybko. Nie można również pominąć kreacji bohaterów. Każdy z nich jest charakterystyczny: czy to mówimy o Krisie, czy o brawurowej siedemnastolatce – Marice. To między nimi już przy pierwszym spotkaniu nawiązała się wyjątkowa relacja (i nie chodzi mi w tej sytuacji o miłosne uczucia), dzięki której nie jeden raz możemy się uśmiechnąć podczas czytania dialogów między tą dwójką, jak i w innych miejscach książki, w której występuje zazwyczaj czarny humor.

No dobrze, ale pewnie czekacie na to aż nieco pomarudzę, bo pozycja musi mieć przecież jakieś wady. Długość książki nie odbieram jednak jako minus, ponieważ czuję, że obszerniejsze opisy czy większa liczba rozdziałów wpłynęłaby negatywnie na mój odbiór. Wiem, że autor specjalnie zaplanował taki wygląd książki i w tym przypadku jestem tego zwolennikiem. Brakowało mi jednak momentami dłuższych opisów Krakowa walczącego z żywiołem.

Trudno zaliczyć tę pozycję do kryminałów, bowiem brakuje tu typowego dla gatunku drobiazgowego dochodzenia. Nie zmienia to jednak faktu, że „Powódź” to idealna pozycja dla osób szukających lektury na jeden wieczór. Akcja wciąga niemal od pierwszej strony i trzyma aż do momentu, gdy zagadka zostanie rozwiązana, a powódź wreszcie ustąpi. Bo to ona wyznaczała napięcie. Mknęła, zagrażała, ale ustąpiła, gdy wszystko w powieści stało się jasne.

Cała recenzja tutaj: http://przeczytane.net/powodz/

Powieść Pawła Fleszara to intrygująca podróż po przeżywającym powódź Krakowie, w którym główny bohater, Kris, podjął się samodzielnego rozwiązania kryminalnej zagadki. Jej nietypowość oraz oryginalność sprawia, że my sami musimy się solidnie naprężyć, aby ją rozwiązać. Lektura nie pozostawia czytelnika obojętnym, opowiada o wielu trudnych tematach. Mimo pierwszej styczności...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O książce „Na skraju załamania” B.A. Paris dowiedziałem się na Instagramie z polecenia jednej z naszych czytelniczek. Po lekturze mogę przyznać, że jest to pozycja lekka, do przełknięcia w kilka wieczorów. Przede wszystkim jednak to bardzo dobry kryminał, z ciekawą niejednoznaczną od początku historią.

Wszystko zaczęło się tamtej nocy. Cass Anderson nie sprawdziła, czy kobieta siedząca w samochodzie zaparkowanym na odludziu nie potrzebuje pomocy. Następnego dnia okazało się, że została ona zamordowana. Niespodziewane zdarzenie powoduje u głównej bohaterki wyrzuty sumienia, poczucie lęku, zaburzenia snu i pamięci. W dodatku niemal każdego dnia otrzymuje głuche telefony, które jej zdaniem wykonuje morderca Jane.

Nie kryję, że od początku irytowała mnie główna bohaterka. To było po prostu niewiarygodne, jak kobieta w sile wieku może zachowywać się tak dziwnie i niemal wszystko przypisywała wczesnej demencji, na którą chorowała jej matka. Po jakimś czasie jednak domyśliłem się, że utracie pamięci przyczyniły się takie, a nie inne okoliczności. I na całe szczęście, Cass dzięki pomyślnym zrządzeniom losu potrafiła wreszcie przejrzeć na oczy.

Książkę czyta się bardzo szybko. Pewna osoba na Instagramie, polecając jedną z pozycji tej autorki napisała, że jest idealną lekturą na szalony sobotni wieczór. To samo tyczy się właśnie „Na skraju załamania”. I co prawda, czytanie zajęło mi trochę więcej czasu, ale nie zdążyłem się obejrzeć, a już kończyłem ostatnią stronę.

Wiele osób może stwierdzić, że mniej więcej pierwsza połowa była nudna i wcale nie zachęcała do dalszej lektury. Doliczając do tego irytującą główną bohaterkę, nie dziwię się, jeśli przyszła do głowy myśl, aby odłożyć tę książkę na inną okazję. Akcja nabiera totalnego rozpędu dopiero pod koniec, a do tego czasu głównie mierzymy się z Cass Anderson, która najpierw boi się przebywać we własnym domu, a następnie zażywa bardzo silne leki, uniemożliwiające jej normalne funkcjonowanie. I tak to właśnie leci, a czytelnik z niecierpliwieniem przewraca kartkami w nadziei na jakiś przełom.

Ten wreszcie następuje i wywołuje całkowity przewrót akcji. Choć domyśliłem się w pewnym momencie, kto stoi za prześladowaniem głównej bohaterki i tajemniczymi telefonami, to nie sądzę, by każda osoba potrafiła wcześniej poprawnie wytypować zgadywankę. Nieprzewidywalne zakończenie jest niewątpliwym plusem lektury.

Mi osobiście bardzo podobało się to budowanie napięcia i przede wszystkim ostatnie rozdziały, gdy ofiara odkrywa wszystkie nieznane karty układanki i dowiaduje się, co jest powodem jej dziwnych zachowań w ostatnich tygodniach.

Podsumowując, jest to bardzo dobra lektura, którą z pewnością polecam, jeśli szukacie czegoś lekkiego, co można przeczytać przy jednym podejściu. To moja pierwsza pozycja od tej autorki, pozostałe dwie książki czekają na swoją kolej na półce. Myślę jednak, że po moich wrażeniach z „Na skraju załamania” długo nie będę zwlekał z ponownym sięgnięciem po B.A. Paris.

Zapraszam na bloga: http://przeczytane.net/na-skraju-zalamania/

O książce „Na skraju załamania” B.A. Paris dowiedziałem się na Instagramie z polecenia jednej z naszych czytelniczek. Po lekturze mogę przyznać, że jest to pozycja lekka, do przełknięcia w kilka wieczorów. Przede wszystkim jednak to bardzo dobry kryminał, z ciekawą niejednoznaczną od początku historią.

Wszystko zaczęło się tamtej nocy. Cass Anderson nie sprawdziła, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po „Tatuażyście z Auschwitz” przyszedł czas na recenzję kolejnej ksiązki o tematyce obozowej, która miała premierę w 2019 roku. Mario Escobar nie popełnił błędów Heather Morris i stworzył książkę kompletną, do której nie ma w zasadzie do czego się przyczepić.

W maju 1943 roku do domu Helene Hannemann wkracza policja, która z rozkazu Heinricha Himmlera zabiera do obozów śmierci Romów i Sinti. Jej mąż i dzieci mają trafić do Auschwitz-Birkenau, ale ona, jako przedstawicielka czystej aryjskiej krwi, może wybrać wolność. Nie wyobraża sobie rozstania ze swoimi pociechami, dlatego decyduje się na dobrowolne zesłanie do lagru. Jej mąż zostaje oddzielony od reszty rodziny, a Helene jako wyszkolona pielęgniarka zostaje wyznaczona przez doktora Josefa Mengele do prowadzenia obozowego przedszkola.

Kolejna książka w tej tematyce i kolejna pozycja, która ukazuje nam obozowe realia z zupełnie innej strony. Tym razem wyjątkowe jest to, że na pierwszy plan wysuwają się dzieci. Tak, chodzi o bezbronne i niewinne dzieci, które kilka lat po narodzinach były pozbawiane wolności i radości z życia, często umierając na długo przed tym, gdy zaczęły choć trochę pojmować świat.

Już po przeczytaniu pierwszych kilkudziesięciu stron nasuwają się porównania do „Tatuażysty z Auschwitz”, którą miałem okazję przeczytać i zrecenzować w tym roku. Przede wszystkim w pozycji Mario Escobara mamy możliwość obserwowania losów głównej bohaterki właśnie z perspektywy matki, która zrobi wszystko co w jej mocy, aby uratować dzieci, nawet kosztem własnego życia.

Ktoś może powiedzieć, że przecież „Kołysanka z Auschwitz” też jest w pewnym stopniu podkoloryzowaną historią. Racja. Wszystko to jednak mieści się w granicach zdrowego rozsądku i bez rażących przeinaczeń. Co bardzo mi zaimponowało (bo niestety pod tym kątem się rozczarowałem u Heather Morris), autor na koniec poświęcił kilka stron na wytłumaczenie i sprecyzowanie, co dokładnie zmienił na potrzeby książki i dlaczego się na to zdecydował.

Po zakończeniu tej dosyć krótkiej, aczkolwiek bardzo treściwej lektury (posiada nieco ponad 200 stron) pragnie się na chwilę przystopować, odwrócić uwagę od codziennego życia i zastanowić się nad tym jak Romowie (czy inne mniejszości narodowościowe) cierpieli w tamtym okresie tylko ze względu na swoje pochodzenie. Godną podziwu jest również postać głównej bohaterki, którą po prostu powinniśmy wziąć za wzór dobrej matki.

Patrząc na całokształt (czyli świetne wydanie, z charakterystyczną okładką, do tego w twardej oprawie), nie mam wątpliwości, że przeczytałem w ostatnich dniach jedną z najlepszych książek 2019 roku i do której będę wracał niemal przy każdej możliwej okazji.

Link do całej recenzji: http://przeczytane.net/kolysanka-z-auschwitz/

Po „Tatuażyście z Auschwitz” przyszedł czas na recenzję kolejnej ksiązki o tematyce obozowej, która miała premierę w 2019 roku. Mario Escobar nie popełnił błędów Heather Morris i stworzył książkę kompletną, do której nie ma w zasadzie do czego się przyczepić.

W maju 1943 roku do domu Helene Hannemann wkracza policja, która z rozkazu Heinricha Himmlera zabiera do obozów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie mogłem ukryć swojego zadowolenia, gdy wreszcie pojawiła się okazja na przeczytanie „Dyskretnego przywództwa”. Spowodowane to było nie tylko ze względu na to, że jestem fanem piłki nożnej i zajmuję się nią na co dzień, ale również z powodu mojego uwielbienia do osoby Carlo Ancelottiego. Bez wątpienia zaliczyłbym go do co najmniej trójki najlepszych szkoleniowców, których mogę obserwować przy ławce trenerskiej. Zawsze imponował mi jego spokój i chłodne myślenie, nie poddawanie się emocjom, a także zdolność do przewidywania oraz przeczucie, które jest przecież tak istotne w jego zawodzie.

Książka podzielona jest na dziesięć rozdziałów, które wymienię w kolejności chronologicznej: Doświadczenie, Kultura, Hierarchia, Talenty, Miejsce pracy, Odpowiedzialność, Produkt, Dane, Dojrzewanie, Wartości. Każdy z nich Carlo Ancelotti dogłębnie rozwija, tłumaczy i przytacza różne przykłady z szatni czy ławki trenerskiej, a o wielu z tych historii dowiadujemy się po raz pierwszy.

Moim zdaniem najciekawszy w tej pozycji jest fakt, że co prawda jest poświęcona trenerskiej karierze Ancelottiego, ale tak naprawdę jego słowa można skierować również do innych zawodów, szczególnie tych, w których występują duże firmy czy przedsiębiorstwa. Zresztą, 59-latek często przedstawia futbol i kluby jako jeden wielki biznes, z wieloma pracownikami, szefami, i tak dalej. Wydaje mi się, że z tego właśnie powodu, czytając książkę obecnego trenera Napoli skorzystają nie tylko fani dyscypliny.

Zrobić to mogą przede wszystkim dzięki radom trenera, które są umieszczone na końcu każdego rozdziału i które są niejako krótkim podsumowaniem i skrótem tego, o czym pisał chwilę temu Ancelotti. I trzeba zwrócić uwagę na fakt, iż są one skonstruowane takim językiem, że w ogóle nie pomyślelibyśmy, że chodzi o prowadzenie drużyny piłkarskiej.

Cała recenzja na blogu Przeczytane! http://przeczytane.net/dyskretne-przywodztwo-carlo-ancelotti/

Nie mogłem ukryć swojego zadowolenia, gdy wreszcie pojawiła się okazja na przeczytanie „Dyskretnego przywództwa”. Spowodowane to było nie tylko ze względu na to, że jestem fanem piłki nożnej i zajmuję się nią na co dzień, ale również z powodu mojego uwielbienia do osoby Carlo Ancelottiego. Bez wątpienia zaliczyłbym go do co najmniej trójki najlepszych szkoleniowców, których...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ciemne sekrety Michael Hjorth, Hans Rosenfeldt
Ocena 7,5
Ciemne sekrety Michael Hjorth, Han...

Na półkach:

Akcja rozpoczyna się od telefonu na policję. Zaniepokojona matka zgłasza zaginięcie szesnastoletniego Rogera. Policja dopiero po jakimś czasie zaczyna interesować się tą sprawą i w końcu odnajduje zwłoki chłopca w podmokłym lesie. Sprawa jest na tyle poważna, że do akcji wkracza Krajowa Policja Kryminalna oraz nasz główny bohater, któremu przyjdzie się zmierzyć z wieloma intrygami i sekretami, jakie skrywa szkoła chłopca.

Sebastian Bergman to typ człowieka, którego albo się uwielbia, albo nienawidzi. W realnym świecie już przy pierwszym kontakcie nie krylibyśmy irytacji, ze względu na trudny charakter i dziwne zachowania policyjnego psychologa. W książce jednak przykuwa uwagę i jest jednym z jej największych atutów. Jego losy, nie tylko w pierwszej książce, ale całym cyklu, są tak pokręcone i zawiłe, że nie raz złapiemy się za głowę podczas lektury. Poza tym na jego decyzje oraz styl bycia mają spory wpływ tragiczne wydarzenia z przeszłości, które powracają do niego przy każdej okazji.

Fani kryminałów z pewnością nie będą zawiedzeni. Akcja rozpoczyna się już w pierwszej stronie i toczy się powolnym tempem aż wreszcie zespół z Krajowej Policji Kryminalnej znajdzie mordercę. „Ciemne sekrety” to nie jest książka, w której będziemy mogli przeczytać o efektownych akcjach ze sporą ilością krwi czy licznymi zabójstwami. Atutem książki jest też jej końcówka. Autorzy skutecznie zdezorientowali czytelników i przygotowali go do kolejnych części, które ukazały się niedługo po premierze debiutanckiej pozycji Hjortha i Rosenfeldta.

Link do całej recenzji: http://przeczytane.net/ciemne-sekrety/

Akcja rozpoczyna się od telefonu na policję. Zaniepokojona matka zgłasza zaginięcie szesnastoletniego Rogera. Policja dopiero po jakimś czasie zaczyna interesować się tą sprawą i w końcu odnajduje zwłoki chłopca w podmokłym lesie. Sprawa jest na tyle poważna, że do akcji wkracza Krajowa Policja Kryminalna oraz nasz główny bohater, któremu przyjdzie się zmierzyć z wieloma...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Benedykt XVI. Ostatnie rozmowy Benedykt XVI, Peter Seewald
Ocena 7,5
Benedykt XVI. ... Benedykt XVI, Peter...

Na półkach:

Darzę Benedykta XVI wielką sympatią i szacunkiem. Dlatego zdecydowałem się sięgnąć po tę lekturę; chciałem dowiedzieć się więcej o jego dzieciństwie, powołaniu, kapłaństwie oraz papiestwie. Liczyłem również, że, zgodnie z zapowiedzią, przeczytam i poznam szczegóły wszelkich kontrowersji, które wyszły na światło dzienne podczas ośmioletniego pontyfikatu.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Benedyktowi XVI udało się bezpiecznie ominąć najbardziej kontrowersyjne tematy przy użyciu wielu słów lub za pomocą określonego schematu wypowiedzi. Dodatkowo trzeba przyznać, że autor, prywatnie przyjaciel emerytowanego papieża, nie zrobił wiele, aby kontynuować rozmowy na trudne tematy. Wyjątkami są kwestie afery Vatileaks, problemów reformy Kurii Rzymskiej czy lobby gejowskiego w Kościele, choć i tu odpowiedzi są bardzo zdawkowe.

Osoby usilnie szukające sensacji w tej lekturze będą zawiedzione. Lecz z drugiej strony warto przeczytać tę książkę ze względu na osobę samego Benedykta XVI. Czytelnicy mogą być zaskoczeni teologicznymi wywodami emerytowanego papieża, jego humorem, skromnością, życzliwością, a także dużym dystansem do swojej osoby.

Rozmowa prowadzona przez Petera Seewalda doskonale pokazuje specyfikę pontyfikatu Ratzingera. W czasie wielkiego kryzysu, upadku wartości, Benedykt XVI wskazał, jak ważna jest skromność, dialog i modlitwa. Wszak każdy z nas jest jak była głowa Kościoła, czyli „prostym i skromnym pracownikiem winnicy Pana”.

Link do całej recenzji: http://przeczytane.net/ostatnie-rozmowy-benedykt-xvi/

Darzę Benedykta XVI wielką sympatią i szacunkiem. Dlatego zdecydowałem się sięgnąć po tę lekturę; chciałem dowiedzieć się więcej o jego dzieciństwie, powołaniu, kapłaństwie oraz papiestwie. Liczyłem również, że, zgodnie z zapowiedzią, przeczytam i poznam szczegóły wszelkich kontrowersji, które wyszły na światło dzienne podczas ośmioletniego pontyfikatu.

Trudno oprzeć się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas lektury, to wzruszająca historia, która mimo wielu przeciwności i momentów zwątpienia pary, zakończyła się happy endem. Lektura wciągnęła mnie już od pierwszej strony i z zainteresowaniem sprawdzałem, jak Lale radził sobie w tych arcytrudnych warunkach. Czy mimo upływu czasu dalej miał nadzieję na ocalenie? Czy widząc te wszystkie okrucieństwa z bliska, dalej wierzył w Boga?

Jednym z głównych aspektów, dzięki któremu zdecydowałem się zasiąść do tej książki był fakt, że temat II Wojny Światowej zawsze mnie interesował i znacznie chętniej w szkole czytałem lektury właśnie o tej tematyce. Dlatego pragnąłem od środka poznać realia obozu koncentracyjnego, bo przecież książka oparta jest na wspomnieniach byłego więźnia, który przebywał tam przez ponad trzy lata. Dodatkowo pełnił dosyć ważną funkcję w porównaniu do innych prac wykonywanych w lagrach.

Podczas czytania zastanawiały mnie różne wydarzenia opisane w książce, na przykład dziwne zachowania esesmanów, którzy pozwalali Lalemu na zdecydowanie więcej rzeczy niż można było się spodziewać. Miałem również wątpliwości co do rzetelności pozycji, czytając fragment o rozegranym meczu piłkarskim, którego rzekomą nagrodą była statuetka pierwszych zorganizowanych Mistrzostw świata w piłce nożnej. Ta miała należeć do Francji, choć nie trzeba uważać się za wielkiego eksperta by stwierdzić, że triumfatorem rozgrywek z 1930 roku był Urugwaj. Po zakończonej lekturze pragnąłem dowiedzieć się więcej i przekonać się, czy moje przypuszczenia były słuszne. Nie musiałem długo szukać, a natrafiłem na długi tekst Wandy Witek-Malickiej z Centrum Badań Muzeum Auschwitz, która rozstrzyga każdą moją wątpliwość. I okazało się, że tych nieprawidłowości jest multum.

Więcej na http://przeczytane.net/tatuazysta-z-auschwitz/

Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas lektury, to wzruszająca historia, która mimo wielu przeciwności i momentów zwątpienia pary, zakończyła się happy endem. Lektura wciągnęła mnie już od pierwszej strony i z zainteresowaniem sprawdzałem, jak Lale radził sobie w tych arcytrudnych warunkach. Czy mimo upływu czasu dalej miał nadzieję na ocalenie? Czy widząc te wszystkie...

więcej Pokaż mimo to