-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-05-05
2024-04-08
„Miejscami ciekawa…”
Kolejny tom z tej serii zapewnił dobrą zabawę. Wprawdzie nie wszystkie opowiadania dały się lubić, ale większość była ciekawa. Mamy tu do czynienia z mieszaniną retro fantastyki, traktatów filozoficznych, opowieści niesamowitych i lekkiej grozy. Taki misz-masz zapewnia różnorodność doznań. O ile ówczesna fantastyka trąci myszką i jest dla mnie mocno naiwna, o tyle opowieści grozy stały na dobrym poziomie. Nudziły tylko rozważania o grecko-rzymskich bogach.
Całość oceniam na plus, choć trzeba lubić cofanie się w czasie. Antoni Lange w tym skondensowanym tomiku jest przyjemnie zjadliwy. Wydanie charakterystyczne dla tej serii – twarda oprawa i dedykowana zakładka. Papier dobrej jakości.
Czy ten tomik mogę polecić? Dla osób o dużej tolerancji na naftalinę tak, reszta może się nieco nudzić.
„Miejscami ciekawa…”
Kolejny tom z tej serii zapewnił dobrą zabawę. Wprawdzie nie wszystkie opowiadania dały się lubić, ale większość była ciekawa. Mamy tu do czynienia z mieszaniną retro fantastyki, traktatów filozoficznych, opowieści niesamowitych i lekkiej grozy. Taki misz-masz zapewnia różnorodność doznań. O ile ówczesna fantastyka trąci myszką i jest dla mnie mocno...
„Klimatyczna fantastyka”
Drugi tom przygód policjantki Kaori Nakamura składa się tylko z dwóch opowiadań. Są one o wiele obszerniejsze niż te z części pierwszej. Nie zmieniło się uniwersum, nadal jest to Japonia z przyszłości. Skończywszy czytać znalazłem się na rozdrożu. Dłuższe formy zaczynały mnie lekko nużyć. Niekiedy następował tak duży spadek napięcia, że szedłem tylko siłą rozpędu. Opowiadania są strasznie liniowe i w pewnym momencie zaczynają być przewidywalne. Brakuje w nich pary i napięcia. Nawet trzęsienie ziemi jest senne i pozbawione błyskawic.
Wydaje mi się, że autorka większy nacisk położyła na kwestie moralne, co w porównaniu ze znacznym zwiększeniem objętości oraz liniowości akcji spowodowało senność.
To jest niestety wada tej książki i zastanawiam się, czy sięgnę po kolejną. Na plus należy zaznaczyć dwa elementy. Integrację elementów japońskiej kultury z akcją oraz wbudowanie elementów SF w tą kulturę. Zrobiono to z dużym wyczuciem i talentem. Świat wykreowany nie narzuca nam się przesadnie i nie koliduje z akcją na której powinniśmy się skupić. W pewnym momencie oswoiłem się z nim tak mocno, że przestałem go traktować jako coś odstającego o rzeczywistości i zasymilowałem się z nim. Świetne uczucie i brawa dla autorki za wywołanie takiej interakcji.
Co do głównej bohaterki, nie czułem emocji. Nawet utrata przyjaciółki nie była zbyt traumatyczna. Brakowało mi bardziej wyrazistych opisów i wnętrza Kaori.
Mimo tych wszystkich narzekań przebrnąłem przez tomik bez większych zacięć. Może gdzieś, podczas czytania cisnęło mi się na usta brutalne „szybciej k@rwa !”, ale nie dałem się ponieść złym emocjom.
Książka wydana bardzo starannie. Twardą oprawę zdobi interesująca grafika, jest dedykowana zakładka a czcionka nie męczy oczy. Ci, którym podobał się pierwszy tom przeczytają drugi. Początkującym polecam pierwszy.
„Klimatyczna fantastyka”
Drugi tom przygód policjantki Kaori Nakamura składa się tylko z dwóch opowiadań. Są one o wiele obszerniejsze niż te z części pierwszej. Nie zmieniło się uniwersum, nadal jest to Japonia z przyszłości. Skończywszy czytać znalazłem się na rozdrożu. Dłuższe formy zaczynały mnie lekko nużyć. Niekiedy następował tak duży spadek napięcia, że szedłem...
2024-03-01
„Awantura w czasie”
Trzecia część przygód „Stalowego Szczura”. Jest tak samo jak w poprzednich. Szybka i dość zawiła akcja. Dużą ilość gadżetów i niewiarygodne szczęście bohatera. W pewnych sytuacjach musi wspomóc go Żona. Tym razem walczą z przestępcą, który manipuluje czasem i wykańcza Korpus.
Resztę warto przeczytać samemu, bo to sama przyjemność. Skojarzyło mi się po części z przygodami Edwarda Trappa -podobne awanturnictwo.
Podsumowując przyjemna, niewymagająca lektura na jeden wieczór. Gwarancja dobrej zabawy.
„Awantura w czasie”
Trzecia część przygód „Stalowego Szczura”. Jest tak samo jak w poprzednich. Szybka i dość zawiła akcja. Dużą ilość gadżetów i niewiarygodne szczęście bohatera. W pewnych sytuacjach musi wspomóc go Żona. Tym razem walczą z przestępcą, który manipuluje czasem i wykańcza Korpus.
Resztę warto przeczytać samemu, bo to sama przyjemność. Skojarzyło mi się po...
2024-02-27
„Pierwsza jako druga”
Nie ma to jak pomieszać kolejność i zacząć od części drugiej, by po niej przeczytać część pierwszą. Czy tylko ja tak potrafię ?
Do sedna… Początek „Stalowego Szczura” to pełnokrwista „fantastyka awanturnicza”. Taki scenariusz „Piratów z Karaibów” w przyszłości. No może bardziej przypomina te lepsze powieści Alistaira MacLeana. Mamy w niej wszystko, co do dobrej zabawy jest potrzebne. Superbohater o dość przyjemnej i dowcipnej aparycji. Oczywiście jest niezniszczalny, albo ma +1000 do szczęścia. Nawet zastrzelony, sam kombinuje leczenie i wstaje na nogi. Dzisiejszy NFZ byłby dumny z chłopaka. Zawsze ma przy sobie potrzebny gadżet, jakieś granacik, ampułkę z gazem usypiającym i inne bajery. Najbardziej śmieszne jest to, że w kluczowym momencie zapomina tego całego arsenału… ale na tym polega urok tego typu powieści. Akcja jest cały czas i nie zwalnia bez potrzeby. Dialogi wartkie i nawet bawią. No i nie trzeba wysilać umysłu, tylko trzeba dać się ponieść fabule.
Tam, gdzie wydaje nam się naiwna przymykamy oko…
I mamy przyjemnie spędzony czas. Wydanie stare w miękkiej oprawie, klejone. Przy każdym otwarciu trzeszczało i bałem się, że całość się rozpadnie. Urok dawnych książek.
Polecam każdemu- dobra niezobowiązująca rozrywka. I nie trzeba kochać fantastyki !
„Pierwsza jako druga”
Nie ma to jak pomieszać kolejność i zacząć od części drugiej, by po niej przeczytać część pierwszą. Czy tylko ja tak potrafię ?
Do sedna… Początek „Stalowego Szczura” to pełnokrwista „fantastyka awanturnicza”. Taki scenariusz „Piratów z Karaibów” w przyszłości. No może bardziej przypomina te lepsze powieści Alistaira MacLeana. Mamy w niej wszystko, co...
2024-02-25
„Kosmiczny komandos”
Akcja kosmicznego „Rambo” toczy się wartko. Bohaterowi, przy pomocy Super Żony, nie straszne tajne misje i zadania wszelakie. Całość czyta się wartko i za dużo myśleć nie trzeba. Ot przemiły pożeracz czasu na niedzielny wieczór…
Wydanie stare z epoki, część bloku wklejona do góry nogami. Sentyment wali na kilometr.
Wcześniej nie znałem „Stalowego Szczura” i pierwsze „koty za płoty”.
Główny bohater stanowi moim zdaniem satyrę na tego typu opowieści. Zawsze ma rozwiązanie i nie ma sytuacji z której nie wyjdzie obronną ręką. Taki trochę 007. Nie trzeba analizować każdego aspektu akcji – po prostu dajemy się ponieść lekturze i jest przyjemnie.
Fantastyka taka trochę z przymrużeniem oka. I jest dobrze, bo nie wszystko musimy brać na poważnie.
Jeżeli ktoś lubi testosteron, wybuchy i tajne misje -”Stalowy” jest dla niego.
„Kosmiczny komandos”
Akcja kosmicznego „Rambo” toczy się wartko. Bohaterowi, przy pomocy Super Żony, nie straszne tajne misje i zadania wszelakie. Całość czyta się wartko i za dużo myśleć nie trzeba. Ot przemiły pożeracz czasu na niedzielny wieczór…
Wydanie stare z epoki, część bloku wklejona do góry nogami. Sentyment wali na kilometr.
Wcześniej nie znałem „Stalowego...
2024-02-16
„Ciekawa…”
Zbiór opowiadań z przyszłości, dotyczących pracy policjantki detektywa. Zdarzenia są dostosowane do mijającego czasu i dotyczą głównie przestępstw popełnianych za pomocą nowej technologii, albo przez tą technologię. Jeżeli chodzi o techniczne sprawy, to autorka porusza się sprawnie w genetyce, nanotechnologii i cyberbezpieczeństwie. Każde opowiadanie dotyczy odmiennej sprawy, choć czasami są punkty wspólne. Tempo jest powolne i można powiedzieć, że akcja snuje się po gabinetach, przesłuchaniach i poszukiwaniach. Zdarzają się momenty, kiedy przyśpiesza, ale są to rodzynki w cieście. Mimo dość wolnego tempa, opowiadania wciągają i budują napięcie.
Oprócz czysto „detektywistycznych” wątków mamy dylematy moralne, dotyczące wyborów i wpływu technologii na nasze życie. Pozwalają zadawać sobie pytania o własne stanowisko w tych sprawach. Wartość dodana całego zbioru. Kolejną jest uniwersum w którym osadzona jest akcja. Mianowicie nasza bohaterka mieszka w przyszłej Japonii. Opisy uniwersum są idealnie wyważone i nie zaburzają odbioru opowiadań. W pewnym momencie przestajemy je dostrzegać i zostaną w sposób naturalny zasymilowane. To duża umiejętność Marty Sobieckiej, że potrafi tak umiejętnie dobrać proporcje i z tych minimalistycznych cegieł zbudować tak sugestywne uniwersum. Mnie urzekła ta zdolność.
Wydanie w twardej oprawie z dedykowaną zakładką, nie odbiega poziomem od standardów wydawnictwa IX.
Jeżeli lubicie opowiadania kryminalne, dobrze napisane i ciekawie osadzone w przyszłości śmiało sięgajcie po tą książkę. Ja byłem sceptycznie nastawiony i zostałem pozytywnie zaskoczony. Taką walkę z przestępczością lubię i Wam też polecam.
„Ciekawa…”
Zbiór opowiadań z przyszłości, dotyczących pracy policjantki detektywa. Zdarzenia są dostosowane do mijającego czasu i dotyczą głównie przestępstw popełnianych za pomocą nowej technologii, albo przez tą technologię. Jeżeli chodzi o techniczne sprawy, to autorka porusza się sprawnie w genetyce, nanotechnologii i cyberbezpieczeństwie. Każde opowiadanie dotyczy...
2024-02-11
Książek nie kupuje się po okładce. Tej nie mogłem podarować, przeczytawszy opis na tylnej oprawie: „Bill jest prostym chłopakiem mieszkającym na rolniczej planecie Phigerinadon II, położonej na totalnym zadupiu galaktyki. Jego największym życiowym marzeniem jest zostać operatorem mechanicznych roztrząsaczy obornika. Niestety tak się akurat składa, że ludzie prowadzą w tym czasie wojnę z Chingerami, którzy – jak głosi patriotyczna propaganda – są rasą ogromnych i krwiożerczych jaszczurek. Bill, umięśniony i niezbyt rozgarnięty byczek, idealnie nadaje się na żołnierza, więc zostaje podstępem wcielony do cesarskiej armii.”
Tyle mi wystarczyło. Zagłębiając się w lekturę, poczułem się jakbym znalazł się w przedziwnym teatrze groteski i paranoi „świata armii”. Nie na darmo, porównuje się tę książkę do „Paragrafu 22”. Nie jest tak dobra, ale klimat ma ten sam. Mnie jeszcze gdzieś „śmierdziało” Kurtem Vonnegutem i paroma innymi antywojennymi dziełami.
Autor dość dobrze pokazał mechanizmy „maszynki do mięsa”, która działa w imię nie do końca zrozumiałych dla „mielonych” – zasad.
Jeżeli masz specyficzne poczucie humoru, będzie Cię bawić. Tylko jest to gorzki śmiech, gdy wylezie na wierzch prawdziwy przekaz książki.
Czyta się bardzo dobrze i lektura wciąga. Zakończenie jest zaskakujące i smutne zarazem (przynajmniej dla mnie).
Książkę polecam osobom, które potrafią znaleźć drugie dno w serialu M*A*S*H.
Książek nie kupuje się po okładce. Tej nie mogłem podarować, przeczytawszy opis na tylnej oprawie: „Bill jest prostym chłopakiem mieszkającym na rolniczej planecie Phigerinadon II, położonej na totalnym zadupiu galaktyki. Jego największym życiowym marzeniem jest zostać operatorem mechanicznych roztrząsaczy obornika. Niestety tak się akurat składa, że ludzie prowadzą w tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-26
„Komiks młodości… najlepszy”
„Funky Koval” się nie zestarzał. Wprawdzie znałem go tylko z paru, kiedyś przeczytanych części, a teraz mam całość, to podtrzymuję swój entuzjastyczny ton. Jest widocznych kilka mankamentów. Pierwszy z nich to spadek poziomu adrenaliny wraz z kolejnymi częściami. Komiks w miarę przewracania kart staje się bardziej przegadany i przefilozofowany. Końcowe fragmenty są ciężkostrawne. Scenariusz czasami nie trzyma się kupy. Nie dopięto zakończenia. I można by tak wymieniać jeszcze… Mimo tych potknięć Funky bawi i przywołuje dobre wspomnienia. A mankamenty przykrywam sentymentem i …ciul.
Wydanie które zdobyłem jest czarno- białe. Oryginał był kolorowy. Nie przeszkadza mi brak barw. Dodatkowo do albumu dołączone jest opowiadanie, wstęp i galeria wybranych kart.
Wydanie w twardej nielakierowanej oprawie, szyte i duże (A4). Warto czasami cofnąć się kilkanaście lat wstecz i przypomnieć sobie jak to było… Warto to zrobić z „Funky Kovalem”.
„Komiks młodości… najlepszy”
„Funky Koval” się nie zestarzał. Wprawdzie znałem go tylko z paru, kiedyś przeczytanych części, a teraz mam całość, to podtrzymuję swój entuzjastyczny ton. Jest widocznych kilka mankamentów. Pierwszy z nich to spadek poziomu adrenaliny wraz z kolejnymi częściami. Komiks w miarę przewracania kart staje się bardziej przegadany i przefilozofowany....
2024-01-08
„Grzechu warte ?”
Diablo kojarzy mi się z ulubioną grą komputerową. Mroczną walką z watahami złych pobratymców piekieł. Z przerażającym intrem drugiej części. Z radością pożyczyłem od siostrzeńca cegłę pod tytułem „Diablo wojna grzechu”. Z początku szło ciężko. Głównym winowajcą jest styl autora, który jest specyficzny. Szybko jednak okiełznałem jego wady i zalety i poszło żwawiej z górki. Historia jest prosta, żeby nie zgrzeszyć, że banalna. W połowie wiemy, że główny bohater wygra, pozostaje odgadnąć jak. Czego mi tu brakowało najbardziej ? Mroku typowego dla gry. Jest w książce trochę makabry, ale stanowczo odmiennej od tej z ekranu komputera. Jeśli miałbym wybrać – to stawiam na grę.
„Diablo. Wojna Grzechu” mimo swej prostoty, czyta się wyśmienicie i lektura wciąga. Objętość przestaje przerażać, a karty idą coraz szybciej pod palcami. Jeżeli szukacie nie wymagającej lektury na kilka wieczorów, to ta książka jest dla was. Polecam
„Grzechu warte ?”
Diablo kojarzy mi się z ulubioną grą komputerową. Mroczną walką z watahami złych pobratymców piekieł. Z przerażającym intrem drugiej części. Z radością pożyczyłem od siostrzeńca cegłę pod tytułem „Diablo wojna grzechu”. Z początku szło ciężko. Głównym winowajcą jest styl autora, który jest specyficzny. Szybko jednak okiełznałem jego wady i zalety i poszło...
2023-12-20
„Powrót do czasu ogólniaka…”
Komiksy, kiedyś czytałem to co drukowały dostępne czasopisma, lub to co ukazywało się i było do dostania w kioskach ruchu, czy księgarniach. Nie było internetu, komórek i 100 kanałów w telewizji. Człowiek brał wszystko, co nawinęło się pod rękę.
Kiedy zobaczyłem wznowienia, nie mogłem się oprzeć. Stare wydania, gdzieś zaginęły w czasoprzestrzeni, może się znudziły i zostały przehandlowane za inne rzeczy – nie wiem i nie pamiętam. A sentyment pozostał… Kupiłem sobie solidną dawkę wspomnień. Byłem ciekaw, jak dziś odbiorę ich przekaz…
Zacznijmy od wydania, jest przepiękne. Twarda oprawa i papier najwyższej klasy odróżnia „dziś” od „kiedyś”. Wszystkie części zamknięte między okładkami. Wreszcie mogłem dokończyć historię, bo za dawnych czasów nie udało mi się dotrzeć do wszystkich zeszytów. Spędzanie czasu z tak opracowanym komiksem to czysta przyjemność.
Co z odbiorem ? Zmienił się. Zacząłem zauważać rzeczy, które kiedyś mi umknęły. Jedną z nich jest naiwna i niewyszukana fabuła. Miejscami bawiła mnie do łez.
Upływ czasu też odcisnął swoje piętno. Wyraźnie widać nie przystającą do dzisiejszych standardów technikę. Trzeba sobie uświadomić, że będziemy obcować ze SF, która trąci myszką.
Zauważyłem i… nie mogłem oderwać się od lektury. Kadry z rysunkami i tekstem przesuwały się przed oczyma i leciał czas. Niekiedy w głowie otwierały się zapadki „niepamięci”, a kluczem do ich zamków były fragmenty, które kiedyś mocniej odcisnęły swoje piętno. Przyjemne uczucie.
Mimo upływu czasu bawiłem się doskonale czytając przygodową SF – taki wehikuł czasu.
Jak komiks odbiorą dzisiejsze pokolenia? W sumie mam to w nosie. To mój wehikuł czasu i polecam go innym.
„Powrót do czasu ogólniaka…”
Komiksy, kiedyś czytałem to co drukowały dostępne czasopisma, lub to co ukazywało się i było do dostania w kioskach ruchu, czy księgarniach. Nie było internetu, komórek i 100 kanałów w telewizji. Człowiek brał wszystko, co nawinęło się pod rękę.
Kiedy zobaczyłem wznowienia, nie mogłem się oprzeć. Stare wydania, gdzieś zaginęły w...
2023-12-01
2023-08-04
„Smutna prawda…”
Nie wyobrażam sobie życia bez książek. Niektóre są inspirujące, inne nudne jeszcze inne wciągające. Najważniejsza zaleta, że są. Tymczasem Ray Bradbury kreuje obraz świata, w których książki są wrogiem i się je pali. Pamiętamy już takie czasy, że zaczęło się od płonących stosów ksiąg, a skończyło na mordowaniu ludzi. Tu też jest podobnie. Morduje się ludzi za posiadanie książek i zajmuje się tym, co jest bardzo przekorne – straż pożarna. Autor dość zawile wyjaśnia przyczynę tego zjawiska, polegającą na uproszczeniu form przekazu do tego poziomu, że przestało to mieć sens i zaczęło być szkodliwe. Jest oczywiście jedna z wielu przyczyn „papierowej agresji”. Inne możemy zaobserwować w zmieniającym się otoczeniu i wzrastającej roli obrazu w przekazie treści. Uzależnienie od prostej rozrywki jest formą przywiązania ludzi do określonej władzy, która sterując przekazem podporządkowuje ich sobie. System ten działa dziś w Polsce.
Wszystko, co przeciw systemowi, jest niebezpieczne dla władzy. I tak się toczy historia…
Oczywiście opowieść ma wiele „głębi” i wątków. Każdy może ją interpretować na swój sposób.
Jedno jest pewne, warto przeczytać „451 Fahrenheita”.
„Smutna prawda…”
Nie wyobrażam sobie życia bez książek. Niektóre są inspirujące, inne nudne jeszcze inne wciągające. Najważniejsza zaleta, że są. Tymczasem Ray Bradbury kreuje obraz świata, w których książki są wrogiem i się je pali. Pamiętamy już takie czasy, że zaczęło się od płonących stosów ksiąg, a skończyło na mordowaniu ludzi. Tu też jest podobnie. Morduje się ludzi...
2023-06-29
„Fantastyka sensacyjno-szpiegowska”
„Wolny jak Hamilton” to kolejna odsłona cyklu. Tym razem mamy coś na kształt Alistaira MacLeana pomieszanego z John Le Carré. Wszystko w fantastycznym sosie. Jest agent, są tajemnicze wypadki, zamachy i śledztwo. Na samym początku jest ciasno i wydawało mi się, że akcja będzie dotyczyć wąskiego korytarza śledztwa. Byłem w błędzie. Autor się rozbujał i w pełnym momencie wkraczamy w intrygi na szczeblach władzy. Taki trochę „political fiction” się zrobił.
Najważniejsze jednak nie są szufladki, ale powoli budowane napięcie i tajemnica. W pewnym momencie nie mogłem się od lektury oderwać. Mimo braku spektakularnych pościgów przez kilkanaście stron.
Intryga jest tak zbudowana, że nie potrzebne są wodotryski. Sama w sobie jest lepem.
Wydanie w twardej eleganckiej oprawie. Jedynie ilustracja przy bliższych oględzinach rozczarowuje. Małe dziecko maluje fajniejsze rakiety. To na okładce to jakaś karykatura.
Do książki dołączona tematyczna zakładka.
Polecam tą część cyklu, jako przykład fantastyki z myszką i gatunkowej sałatki. Powinno wciągnąć miłośnika kryminały, sensacji i fantastyki.
„Fantastyka sensacyjno-szpiegowska”
„Wolny jak Hamilton” to kolejna odsłona cyklu. Tym razem mamy coś na kształt Alistaira MacLeana pomieszanego z John Le Carré. Wszystko w fantastycznym sosie. Jest agent, są tajemnicze wypadki, zamachy i śledztwo. Na samym początku jest ciasno i wydawało mi się, że akcja będzie dotyczyć wąskiego korytarza śledztwa. Byłem w błędzie. Autor...
2023-04-12
„Dobry zbiór”
Pierwszy zbiór opowiadań Wird Fiction wydany w Wydawnictwie IX. Poprzednie jakoś mi umknęły… Czasami z niektórymi wydawcami mi nie po drodze.
Poziom wydawnictwa jest wyrównany, ciężko znaleźć mocno odstające od reszty opowiadanie. Kilka z nich ma podobne motywy (ludzie, drzewa i takie tam mezalianse), dlatego można się lekko prześlizgnąć, gdyż droga prowadząca do zakończenia jest znajoma. Jest to drobna wada zbioru, ale nie na tyle duża, by go dyskredytować.
Czyta się dość dobrze, ja wydzielałem sobie po dwa, trzy opowiadania dziennie. Tak jest moim zdaniem łatwiej i można się skupić na szczegółach.
Całość poparta jest wstępem lub dwoma wstępami (?). To co wymodził K. Grudnik ciężko zakwalifikować jako opowiadanie… Jako wstęp również.
Wydanie w twardej oprawie z intrygującym tytułem i grafiką na okładce. Ładnie ułożone karty z ilustracją nad tytułem kolejnego opowiadania. Drobiazg a cieszy oko. Do książki dedykowana zakładka.
Jednego opowiadania nie przeczytałem – „Ketamina”. I nie chodzi tu o treść, ale o styl publikacji. W czytaniu chodzi o przyjemność. Opowiadania Wird Fiction nie należą do najłatwiejszych (co nie jest zarzutem) w odbiorze i sięgając po nie muszę się skupić. Jest to dodatkowa trudność… A co jeśli wydawca (może autor) „zaszyfruje” treść opowiadania w nietypowym układzie tekstu? Na przykład wymyśli sobie dwie kolumny, potem do góry nogami… Staje się to męczące dla mnie ponad miarę i sobie takie dziwy odpuszczam. Nie wierzę, że treści zawartych w opowiadaniu „Ketamina” nie da się przekazać w normalnym układzie tekstu. Jeśli nie, to autor nie powinien zakwalifikować się do tego zbioru, a jego miejsce zająć ktoś, kto to potrafi. Czytanie ma być przyjemnością a nie dociekaniem, który akapit jest kolejnym !
Aż się zbulwersowałem ;-).
Podsumowując bardzo dobry zbiór opowiadań, na wysokim poziomie. Warto sięgnąć po niego i zaznajomić się z forpocztą gatunku. Szczególnie, że jest ładnie wydany.
„Dobry zbiór”
Pierwszy zbiór opowiadań Wird Fiction wydany w Wydawnictwie IX. Poprzednie jakoś mi umknęły… Czasami z niektórymi wydawcami mi nie po drodze.
Poziom wydawnictwa jest wyrównany, ciężko znaleźć mocno odstające od reszty opowiadanie. Kilka z nich ma podobne motywy (ludzie, drzewa i takie tam mezalianse), dlatego można się lekko prześlizgnąć, gdyż droga...
2023-04-03
„Jest bardzo dobrze…”
Druga już popularno naukowa publikacja w Wydawnictwie IX. Pierwsza bardzo przypadła mi do gustu. Druga powtórzyła sukces pierwszej ! Jest bardzo dobrze i czyta się ją szybko i z dużym zainteresowaniem.
Autor zastosował niezły trik, wszystko kręci się zasadniczo wokół książek, pisarzy i zjawisk mających korzenie pisane. Czasami skaczemy gdzieś w bok, ale to też są udane skoki. Całość przypomina ryneczek niesamowitości, z pudełkami tajemnic – które nie otworzysz, będziesz zadowolony. Czego można się spodziewać?
Ksiąg przeklętych, dziwnych i makabrycznych opraw tekstów, nieco zakazów i palenia słowa, dużo magii, fikcji i alchemii, szyfry i przepowiednie, gwiazdy i nieco grozy, gdy fikcja staje się online, nawiedzenia, fałszerstwa, żywe trupy, cuda na wojnie i morskie bajanie po szklaneczce rumu, 666, hipnoza i wiele innych.
Przy tak dużej ilości zagadnień, nie sposób osuszyć tej studni do dna. Autor zarysowuje dość obficie niektóre problemy i przechodzi do innych. Mam nadzieję, że owa książka to tylko wstęp do dalszych opowieści, bo Radosław Jarosiński ma talent do wynajdowania tematów i potrafi je nieźle sprzedać.
Jak już wspomniałem na początku, czyta się łatwo i lektura wciąga. Jak zacząłem, nie mogłem się oderwać… mimo że jestem laikiem w temacie.
Umiejętnie dobrana tajemnica, przyprawiona odrobiną grozy, niesamowitości to klucz do dobrej lektury. Tutaj wszystko to jest.
Publikacja porusza też w wątkach pobocznych ważne kwestie. Zapamiętałem dywagacje autora w kwestii wolności słowa. Za przykład podał rewizjonizm historyczny i twórczość Davida Irvinga.
Mocno dyskusyjna kwestia, bo moim zdaniem manipulacja danymi i dokumentami, którą uprawiał Irving nie podpada pod „wolność słowa”. Ale to tak na marginesie.
Książka jest starannie wydana. Efektownie oprawiona i zilustrowana. Wydawnictwo IX znów dołożyło starań, by mieć perełkę na półce.
Podsumowując sięgnijcie koniecznie po tą książkę, bo naprawdę jest to kawał dobrej lektury. Autor umie sprzedać swoją wiedzę, a „kupujący ją” będą się dobrze bawić. POLECAM !
„Jest bardzo dobrze…”
Druga już popularno naukowa publikacja w Wydawnictwie IX. Pierwsza bardzo przypadła mi do gustu. Druga powtórzyła sukces pierwszej ! Jest bardzo dobrze i czyta się ją szybko i z dużym zainteresowaniem.
Autor zastosował niezły trik, wszystko kręci się zasadniczo wokół książek, pisarzy i zjawisk mających korzenie pisane. Czasami skaczemy gdzieś w bok,...
2023-03-15
„Zielona lepsza od niebieskiej”
To już drugie wydanie antologii polskiej fantastyki naukowej jakie posiadam. Poprzednie było w niebieskiej tonacji i moim zdaniem nieco gorsze od tego. Kiedy zabrałem się za czytanie, to była moja pierwsza myśl – „poziom znacznie wyższy”. Niestety jest to równie obiektywne stwierdzenie, co wiadomości w dzisiejszej TVP. Wyrażona tutaj opinia, jest po prostu odzwierciedleniem mojego prywatnego gustu. A gustach ze mną się nie dyskutuje…
Zacznijmy od wydania, fajna ilustracja na twardej oprawie, dedykowana zakładka i wszystko szyte. Czyli w Wydawnictwie IX wszystko po staremu, dbają i rozpieszczają czytelnika. Co w środku ?
Większość mi się podobała, ale było też opowiadanie nużące i w mojej skali mocno w dole. Ale po kolei:
Dwa wstępy na początek. Nic szczególnego i ten drugi znacznie więcej wnosi do mojego życia. Omawia historię SF. Człowiek uczy się przez całe życie. Dlatego lubię takie wprowadzenia.
„Kobieta, która niosła ogród” – mocne uderzenie na początek. Opowiadanie tajemnicze, omawiające związki człowieka z naturą, trzymające w napięciu. Bardzo dobry start.
„Białe węzły” – kolejny as w zbiorze. Naprawdę dobre podsumowanie chęci ulepszania naszego IQ poprzez ingerencje. Dobrze napisane, jak poprzednie trzymające w napięciu i mające niezły finał.
„Słodka Ananke” to zjazd w dół. Nuda i tak naprawdę ledwie, przez to przebrnąłem. Moim zdaniem przeintelektualizowane. Najgorsze opowiadanie w tym zbiorze. Nie pasuje tutaj.
„Obiecaj” – lecimy znów w górę. Dobre, katastroficzne i zmuszające do refleksji. Gdy nastał koniec, długo zastanawiałem się nad pewnymi kwestiami. Pewne czułe nuty zostały poruszone. Brawo.
„Imitacja”- kolejne dobre uderzenie. Ciekawe ujęcie problemu i znów było nad czym myśleć.
„Analityk” – środowisko które lubię. Chociaż zastanawiałem się nad zaskakującymi niektórymi tezami w zbudowanym przez autora świecie. Słyszałem szelest folii aluminiowej – przekorny jej blask na teoriach spiskowych. Opowiadanie jest dobre, ale ma jedną wadę jest za długie. Gdyby je nieco skrócić, byłaby petarda. W obecnie formie, akcja nieco siada w środku. Tajemnica, zaś jest do końca niewiadomą i to się autorowi udało.
„Ogrody Chrystusa” – na plus. Zastanawiałem się nad wydźwiękiem tego opowiadania we współczesnej krajowej rzeczywistości i lekko mną wstrząsnęło. Kreatywność autora należy pochwalić za uniwersum w jakim zawarł prawdy o… religijnym fanatyzmie.
„Dotknij jej łez” – proste, ale poruszające ważne problemy czekającej (?) a może już będącej rzeczywistości. Jasna teza i osnuta wokół niej zaskakująca opowieść. Gdyby to była odległa przyszłość, ale to już jest z nami. Autor to zauważył.
„Zero, nieskończoność jeden” – kolejne z wysokiej półki w tym zbiorze. Super odwzorowany problem i mechanizmy pewnych działań. Byłem pozytywnie zaskoczony.
„Zwycięstwo” – dobre, ale dopiero pod koniec. Znany motyw mnie nieco znużył. Ile to już razy było ? Natomiast zakończenie nieco dodało kolorów.
„Atak Maniaque`a” – najlepsze opowiadanie w tym zbiorze. Wartka akcja i ciekawe ujęcie niuansów „gry mistrzów”. Koniec zmusił mnie do poszukiwań, czy rzeczywiście jest to możliwe.
„69/26/5 w postacie wpisane” – tutaj zostałem potraktowany twardą naukową fantastyką. Pewne rzeczy były mi znajome i pływałem w tych wątkach. Taką wodę w basenie lubię. Autor potrafił utrzymać tajemnicę i dreszczyk emocji do końca.
Z dwóch felietonów ciekawszy okazał się ten drugi. Pierwszy zbyt ogólny, natomiast radioastronomia ciekawa gałąź nauki, o której niewiele wiedziałem i to już teraz jest przeszłością. Wszystko dzięki sporemu kawałkowi tekstu w antologii.
Podsumowując, gdyby wywalić ze zbioru jedno opowiadanie „Słodka Ananke” mielibyśmy petardę bez wad. A tak mamy rysę na wypucowanej szybie. Na szczęście można przymknąć jedno oko i pominąć. Reszta to naprawdę kawał dobrej fantastyki i warto się z tym zbiorem zapoznać.
Ze swej nieobiektywnej strony mocno polecam !
„Zielona lepsza od niebieskiej”
To już drugie wydanie antologii polskiej fantastyki naukowej jakie posiadam. Poprzednie było w niebieskiej tonacji i moim zdaniem nieco gorsze od tego. Kiedy zabrałem się za czytanie, to była moja pierwsza myśl – „poziom znacznie wyższy”. Niestety jest to równie obiektywne stwierdzenie, co wiadomości w dzisiejszej TVP. Wyrażona tutaj opinia,...
2023-02-21
„Szału nie ma, ale jest ok…”
Opowieść, która mnie zaciekawiła. Bez jakieś szaleństw, po prostu dobra rzemieślnicza robota.
Postanowiłem się nie podgrzewać infantylnością postaci, naiwnością niektórych elementów akcji i łzawym, ale typowo amerykańskim zakończeniem (w moim odczuciu to już wielokrotnie było…).
Na plus, krótkie treściwe rozdziały, szybko się przekłada kartki. Ograniczone gadanie o niczym. Nawiązanie do wcześniejszych powieści Kinga. Bawili się Panowie. Wybór miejsca akcji (szkoda, że temat Chińczyków nie rozwinięty). I to wystarczy do czytania bez zbytniego zaangażowania zwojów mózgowych.
Lektura na jeden wieczór. Więcej nie ma co pisać, bo dzieło równie długie jak ta opinia. Jak gdzieś traficie to ok, ale nie szukajcie na siłę.
„Szału nie ma, ale jest ok…”
Opowieść, która mnie zaciekawiła. Bez jakieś szaleństw, po prostu dobra rzemieślnicza robota.
Postanowiłem się nie podgrzewać infantylnością postaci, naiwnością niektórych elementów akcji i łzawym, ale typowo amerykańskim zakończeniem (w moim odczuciu to już wielokrotnie było…).
Na plus, krótkie treściwe rozdziały, szybko się przekłada kartki....
2023-02-20
„Riff skopiowany…”
W muzyce jest czasami tak, że jakieś zespół świadomie lub nie wykorzystuje fragmenty twórczości innej kapeli. Czasami są to pojedyncze riffy, innym razem klimat…
Odbiór całości zależy od umiejętności kapeli. Czasami jeżeli są one niskie, nazywa się ich pogardliwie klonami i na ogół zapomina o ich istnieniu. Jeżeli jednak zespół ma coś w sobie, mówimy, że gra „old school” inspirowany. I takie płyty kręcą się nieco dłużej w odtwarzaczu.
August Derleth gra „old school” inspirowany Lovecraftem. Mitologiczne fundamenty skopiował i bawi się w pisanie opowieści opartych na tym szkielecie. Jednak, na szczęście, nie poprzestał na „ctrl c i ctrl v”. Dodał do tego coś od siebie. Rozbudował o nowe elementy, pewne rzeczy uprościł, przemielił i wyszło z tego całkiem niezłe czytadło. Idealnym strzałem jest konwencja zastosowana przez pisarza, prezentacja opowieści przez powiązane ze sobą osoby. Postacie są nieco naiwne, ale da się przyzwyczaić. Akcja miejscami też trąci absurdem, ale na szczęście mniejszym niż dzisiejsza TVP. Jeżeli dodamy do tego tajemnicze zdarzenia, kulty i zakazane księgi robi się przyjemnie. Tomik powiązanych ze sobą opowiadań wciąga i szybko przechodzimy do następnej pozycji.
Trzeba być przygotowanym na kilka smaczków. Groza jest pokryta mchem i tak naprawdę jest to dodatek do zabawy stworzoną przez Lovecrafta mitologią. Dość duża liczba powtórzeń i powrotów do tych samych wątków. W zasadzie wszystko kręci się wokół tytułowego Cthlhu… Nic poza tymi ramami. Dla mnie jako miłośnika Lovecrafta, książka była niezłą rozrywką. Czy będzie taką dla innych? Mam lekkie obawy, ale zwolennicy dobrego pisania powinni być zadowoleni, nawet jeśli nie czytali Samotnika.
Wydanie w twardej oprawie opatrzone jest kapitalną ilustracją na okładce. Jest to jedna z lepszych okładek w Wydawnictwie IX. Do całości dedykowana zakładka.
Ze swej strony zachęcam do zapoznania się.
„Riff skopiowany…”
W muzyce jest czasami tak, że jakieś zespół świadomie lub nie wykorzystuje fragmenty twórczości innej kapeli. Czasami są to pojedyncze riffy, innym razem klimat…
Odbiór całości zależy od umiejętności kapeli. Czasami jeżeli są one niskie, nazywa się ich pogardliwie klonami i na ogół zapomina o ich istnieniu. Jeżeli jednak zespół ma coś w sobie, mówimy, że...
2023-02-06
Urzekła mnie Twoja historia?”
No nie bardzo… Zapowiadało się ciekawie. Po mglistym wstępie o męskiej ofierze, przechodzimy do opisu wycieczki dwóch przyjaciółek. Jadą na festiwal, o którym nie mają zielonego pojęcia. Tematyka tego wydarzenia, też jest im obca. Pozostaje tylko spożywać napoje wyskokowe, co czynią w większej lub mniejszej objętości. Do połowy poza opisami dziwnych przemówień „foliarzy” nic się nie dzieje. Miałem już ochotę odłożyć książkę, bo czułem że zabrnąłem w ślepą uliczkę i to nie moja bajka. Przeleżała jakieś czas i podszedłem do tematu…
Końcówka zaczynała się rozkręcać. Głównie za sprawą opisów zjawisk paranormalnych.
Znajdziecie je po szpaltach tekstu pisanego metodą ctrl c, ctrl v – dosłownie.
Niby „deja vu” ?!
Końcówka znacznie przyśpiesza i można wreszcie coś ugrać czytając. Rozwiązania problemów pozostawiam do dyskusji. Nie będę ich opisywał, bo może ktoś jest zwolennikiem i będzie miał spojler. Sposób złożenia ofiary mnie rozwalił… Jakby nie można samoofiary złożyć, prościej i bez zbędnego pi… angażowania się.
Książka bardzo ładnie wydana. W twardej oprawie z interesującym design. Dostajemy też fajną zakładkę. Poziom wydawania książek przez Wydawnictwo IX nadal pozostaje wysoki. Co cieszy w gestii przyszłych zakupów.
Podsumowując, ten pięknie wydany egzemplarz mi nie podszedł. Wynudziłem się przez pierwszą część i omal nie porzuciłem lektury. Czytacie na własną odpowiedzialność.
Urzekła mnie Twoja historia?”
No nie bardzo… Zapowiadało się ciekawie. Po mglistym wstępie o męskiej ofierze, przechodzimy do opisu wycieczki dwóch przyjaciółek. Jadą na festiwal, o którym nie mają zielonego pojęcia. Tematyka tego wydarzenia, też jest im obca. Pozostaje tylko spożywać napoje wyskokowe, co czynią w większej lub mniejszej objętości. Do połowy poza opisami...
"Jak rozpadająca się tama..."
"Zejście49" nie weszło od samego początku. Powiem więcej, byłem lekko rozczarowany i znudzony. Ale potem... Książkę można porównać wielkiej tamy, która zaczyna pękać. Intro jest raczej mało widowiskowe, pojawia się rysa przez którą nieśpiesznie przesącza się woda. Z biegiem czasu szczelina powiększa się a cieczy wali coraz więcej, aż do spektakularnego zniszczenia. Jeżeli początek kogokolwiek nie odtrąci, to ma w ręku prawdziwą petardę. Taką która urywa obie ręce i nogi przy samej... mniejsza o szczegóły. Autor ma niezłą wyobraźnię. Niekiedy trudno ogarnąć jej bogactwo, bowiem często wykracza poza ramy, które narzuca sobie szary człowiek. Historia ma niezły klimat. Przytłaczający i tajemniczy zarazem. Nawet nie wiesz, kiedy stałeś się jego wielbicielem. Akcja jest jak śniegowa kula... albo wspomniana tama. Czyli możecie sobie wyobrazić jak to działa. Nie ma tu lewych pomysłów, wypełniaczy, treści ze sklejki i dłużyzn (przeczę lekko sobie - początek). Jest się czym delektować. Książka to SF - teraz się popiszę szufladkowaniem: naukowo-retro. Mamy więc umiarkowane cuda techniki, ale są niezłe jazdy z rzeczywistością. Ciekawym elementem jest wplatanie gadżetów z przeszłości, nawet dla mnie już minionej- jakim są np kasety VHS. Przyznam się szczerze, że tak zlały mi się z klimatem te smaczki, że przestałem je odróżniać. Tak niewielu potrafi. A i naukowo wszystko trzyma się kupy... (albo ja jestem niedouczony i tego nie zauważyłem). Książka jest wzorowo wydana, nie tylko pod względem graficznym, ale i układem tekstu. Jak będziecie czytać - sami zobaczycie. Za wszystko odpowiada Wydawnictwo IX. Książkę polecam każdemu i czekam co Paweł Matuszek odpali w przyszłości. Bo zaczął naprawdę z przytupem.
"Jak rozpadająca się tama..."
więcej Pokaż mimo to"Zejście49" nie weszło od samego początku. Powiem więcej, byłem lekko rozczarowany i znudzony. Ale potem... Książkę można porównać wielkiej tamy, która zaczyna pękać. Intro jest raczej mało widowiskowe, pojawia się rysa przez którą nieśpiesznie przesącza się woda. Z biegiem czasu szczelina powiększa się a cieczy wali coraz więcej, aż do...