-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
-
ArtykułyMoa Herngren, „Rozwód”: „Czy ten, który odchodzi i jest niewierny, zawsze jest tym złym?”BarbaraDorosz1
-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-08
2024-01-12
„Przewidywalne ale ciekawe”
Zbiór „Kroniki Averoigne” to mimo swojej przewidywalności, ciekawy i warty przeczytania zbiór.
Całość akcji jedenastu odrębnych opowiadań toczy się w wyimaginowanej krainie, usytuowanej we Francji. Elementy tego świata są oparte na realnych wycinkach francuskiego krajobrazu. Dzięki tym składowym, realizm całego świata jest tak duży, że można nie zauważyć jego „nierzeczywistości”.
Ja gdybym nie wiedział, a we Francji byłem tylko raz i to przejazdem, nie pomyślałbym, że owa kraina nie istnieje.
Opowiadania są dość przewidywalne. Oparte na znanych pierwiastkach mitologicznych i legendarnych toczą się dość znanym torem. Bardziej należy się skupić na owych częściach i ich zgrabnego wplecenia w tok opowiadania. Autor dość przychylnie odnosi się do chrześcijaństwa, wybielając jego zbrodnie w walce z zabobonami. Dość komicznie wypadają, dobrzy czarownicy będący w symbiozie z tą zbrodniczą religią.
Warto zwrócić uwagę na staranność języka, jakim są napisane opowiadania. Dopieszczone szczegóły lingwistyczne sprawiają, że obcowanie z tekstami sprawia dużą przyjemność.
Książkę czyta się szybko, choć bez charakterystycznego dla wybitnych tekstów „wciągania”.
Niestety konstrukcja scenariusza opowieści, ma to do siebie, że wskazówki rozwiązania zagadki są nachalnie podane. Za przykład można podać tajemniczego hrabiego witającego bohatera, który ma wyraźnie spiłowane, szpiczaste „jak u drapieżnika” zęby. Zanim doczytałem do końca wiedziałem, że ów osobnik będzie wampirem.
Wydanie w twardej oprawie, z dedykowaną zakładką i dodatkową mapą krainy nie odbiega od standardów Wydawnictwa IX. Jest bardzo staranne, atrakcyjne wizualne i stanowi ozdobę biblioteki.
Jeśli lubicie historie z dreszczykiem, nieco trącące myszką, ale bardzo sprawnie i ładnie napisane ta książka jest dla Was. Ze swej strony polecam zajrzeć.
„Przewidywalne ale ciekawe”
Zbiór „Kroniki Averoigne” to mimo swojej przewidywalności, ciekawy i warty przeczytania zbiór.
Całość akcji jedenastu odrębnych opowiadań toczy się w wyimaginowanej krainie, usytuowanej we Francji. Elementy tego świata są oparte na realnych wycinkach francuskiego krajobrazu. Dzięki tym składowym, realizm całego świata jest tak duży, że można nie...
2023-05-16
„Dobra książka…”
„Ćmy i Ludzie” wciągnęły mnie. Opowieść jest wielopłaszczyznową historią, poruszającą różne tematy. Na pierwszy plan wysuwa się walka z wewnętrznymi demonami. Przypomniała mi się zajawka z intra Diablo II -
„Mężczyzna walczył ze swymi wewnętrznymi demonami i wyraźnie przegrywał tę walkę”
Odmienny jest tu tylko wynik tej walki, a może się mylę ? Nie jestem w stanie ocenić.
Osią są tajemnicze zdarzenia powiązanie pośrednio z naszą bohaterką. Gęstniejąca tajemnica sprawia, że nie chcemy przestać czytać. Czasami wydaje się, że rozwiązanie jest bliskie, ale jest tylko zła mara…
Dużą rolę w całości dramatu grają Ćmy. Czasami zbyt dużą. Zastanawiam się, gdyby autor ciskał nimi nieco oszczędniej nie zwiększyłoby to napięcia? W pewnym momencie miałem przesyt formy nad treścią.
Dużym plusem jest stworzone uniwersum, w którym istnieją postacie dramatu. Ciężkie, pełne szlamu i Orwellowskich wątków.
„Partia widzi, partia radzi partia nigdy Cię nie zdradzi”
Tajemnicza wojna odpowiada dzisiejszej polaryzacji społeczeństwa, powodowanej przez sympatie polityczne. Pisarz świetnie pokazuje, że nie można całe życie stąpać po krawędzi. Kiedyś stracimy równowagę opartą na wzajemnej nienawiści.
Owe skrajne uczucie, przydaje się do utrzymania rządzonych w ryzach. Wróg zawsze był potrzebny. Kiedyś Żyd, dziś Gej czy Lesbijka.
Co się stanie, gdy obie strony przekroczą Rubikon ? Tego dowiecie się czytając powieść „Ćmy i Ludzie”
Obok pewnych kwestii zawartych w książce nie powinno przechodzić się obojętnie. Chyba, że odpowiada nam rysowany powojenny ład Wojteczka i chcemy być poddanymi Nowej Władzy. Władzy mogącej wszystko.
Książka nie jest napisana wprost. Pełno w niej symboliki i nawiązań do rzeczywistości. Warto jednak spróbować się z nimi wszystkimi zmierzyć. Ja nie żałuję.
We wstępie autor napisał, że konsultował pewne rzeczy ze specjalistami. Ale nie ustrzegł się błędów, które nie mają znaczenia, ale budzą uśmiech na mej twarzy.
„Wagon wtacza się na stację hamując z piskiem kół trących o wytarte szyny” str 34
To tak nie działa… Pisk wydają klocki hamulcowe trące o koła pociągu.
„w nocy nasmarował parapety benzyną” str 78
Rano nikt jej nie poczuł. Bo jak się blaszany parapet poleje benzyną to po pierwsze ona spłynie, bo jest on pochyły, a po drugie odparuje do rana. Jeśli już nie odparuje to zgaśnie po minucie i wszyscy będą mogli wyjść. Ale odparuje…
Reasumując – książka jest wielowątkową, bardzo dobrą powieścią. Wciąga i pozwala przemyśleć wiele rzeczy. Warto po nią sięgnąć !
„Dobra książka…”
„Ćmy i Ludzie” wciągnęły mnie. Opowieść jest wielopłaszczyznową historią, poruszającą różne tematy. Na pierwszy plan wysuwa się walka z wewnętrznymi demonami. Przypomniała mi się zajawka z intra Diablo II -
„Mężczyzna walczył ze swymi wewnętrznymi demonami i wyraźnie przegrywał tę walkę”
Odmienny jest tu tylko wynik tej walki, a może się mylę ? Nie jestem w...
2022-10-22
„Malutki, ale Wielki tomik…”
Byłem ogromnie zainteresowany tą serią. Wygrzebane z czeluści czasu i na nowo opracowane opowiadania grozy zapomnianych rodzimych Mistrzów pióra. Z początku miałem lekkie obiekcje dotyczące „remasteru” języka książki. Zastanawiałem się, czy nie lepiej czytałoby się w oryginale? Wygładzenie oryginalnego języka i dostosowanie do współczesnego czytelnika jest moim zdaniem dość kontrowersyjną operacją. Gdzieś w głębi nachodzi mnie taka myśl, że książka mogła w ten sposób stracić coś ze swojej magii. Oryginał, to zawsze oryginał, ale…
Zgodnie z przysłowiem „wiedziały gały co brały” otwierając opiniowany tomik miałem świadomość dokonanych przeróbek (wydawnictwo tego nie ukrywało) i musiałem pogodzić się z faktami. W sumie nie jest źle, a tomik czyta się bardzo dobrze. Opowiadania zawarte w środku, to bardziej opowieści niesamowite, niż grozy. Więcej w nich tajemnicy niż krwi (nie dotyczy „Strzępów prozy poetyckiej”). Styl opowiadań jest podobny do Mistrza Grabińskiego, który ów tomik recenzował. Rozwiązania końcowe nieco przewidywalne, ale kiedyś to było normalne. To też jest urok wydobywanych z mroku czasu perełek. Niektóre opowieści zawierają głębsze przesłanie, inne są prostsze w swej wymowie.
Całość wydana w charakterystycznym formacie, z niesamowitą okładką i dedykowaną zakładką. Jeżeli wydawnictwo wytrwa do końca, to owa seria będzie się pięknie prezentować na półce. Polecam wszystkim, naprawdę warto sięgnąć po opowiadania Stanisława Czosnowskiego. Brawa dla Wydawnictwa IX, że wyciągnęli go zza zasłon pamięci czasu. Polecam !
„Malutki, ale Wielki tomik…”
Byłem ogromnie zainteresowany tą serią. Wygrzebane z czeluści czasu i na nowo opracowane opowiadania grozy zapomnianych rodzimych Mistrzów pióra. Z początku miałem lekkie obiekcje dotyczące „remasteru” języka książki. Zastanawiałem się, czy nie lepiej czytałoby się w oryginale? Wygładzenie oryginalnego języka i dostosowanie do współczesnego...
2022-05-10
„Soft groza”
Kolejne spotkanie z M.R. Jamesem i znów nie było najlepiej. Odpuszczam sobie dalszą jego twórczość. Opowiadania zawierają niewielki pierwiastek grozy. Niekiedy jest to mozolnie rozwiązywana zagadka. Niestety wszystko jest napisane w formie bezpłciowego reportażu. Brakuje w tej książce wzmacniających napięcie opisów. Nie ma czegoś co przykułoby uwagę na nieco dłużej. Pomysły na opowieści nie są złe. I przy odrobinie większym talencie dałoby się z nich wykrzesać prawdziwe gotyckie opowiadania grozy. Ja niestety potrafiłem przysnąć czytając ten tomik. Może ten sposób opowiadania grozy nie jest dla mnie?
Nie pamiętam większości historii. Nic nie zapadło mi w pamięci. To zła rekomendacja…
„Soft groza”
Kolejne spotkanie z M.R. Jamesem i znów nie było najlepiej. Odpuszczam sobie dalszą jego twórczość. Opowiadania zawierają niewielki pierwiastek grozy. Niekiedy jest to mozolnie rozwiązywana zagadka. Niestety wszystko jest napisane w formie bezpłciowego reportażu. Brakuje w tej książce wzmacniających napięcie opisów. Nie ma czegoś co przykułoby uwagę na nieco...
2021-11-23
„Jest różnie”
Zbiory opowiadań jednego autora mają to do siebie, że nie są równe. Zdarzają się w nich perełki i gnioty. Tak jest i w tym przypadku. Jeżeli dorzucimy do tego niejednorodność tematyczną (część z nich to zwykłe opowieści bez pierwiastka grozy) ocena zaczyna iść w dół – ale po kolei:
„Najlepszy nowy horror” – dobre, aczkolwiek o przewidywalny zakończeniu. Dużo podobnych wałęsa się po antologiach.
„Duch XX wieku” – ma potencjał, aczkolwiek samo zakończenie nie jest najlepsze. Mimo wszystko jest dobrze.
„Pop Art” – bardzo dobra i wzruszająca opowieść. Mój absolutny faworyt w tym zbiorze. Nie jest to opowiadanie grozy.
„Gdy usłyszysz śpiew szarańczy” – znów mocny średniak o przewidywalnym zakończeniu. Spodziewałem się większej jatki.
„Synowie Abrahama” – nudne i wtórne. Pewien temat już jest tak wyeksploatowany, że szkoda się za niego brać. Zwłaszcza produkując takie coś – gniot.
„Lepiej niż w domu” – znów historia bardziej z tych społecznie zabarwionych. Nic szczególnego…
„Czarny telefon” – dobre klasyczne opowiadanie grozy. Są w nim wszystkie elementy tego gatunku. I nawet zakończenie, choć do odgarnięcia, tak nie razi. Mocny punkt.
„Między bazami” – kolejna dobra historia. Ciekawe i mocne zakończenie. Nie spodziewałem się. Na plus.
„Peleryna” – mimo lekko niewiarygodnej treści, czyta się doskonale. Co do grozy, to jest jej niewiele i bardziej na poziomie podświadomym. Lekkie sugestie delikatnie ją podsycają. Kciuk w górę.
„Ostatnie tchnienie” – kolejny mój faworyt. Ciekawy pomysł i niezłe wykonanie. Sam koncept jest tak intrygujący, że czytelnik z automatu brnie dalej. Zakończenie średnie. Dobra rzecz.
„Śniadanie wdowy” – tutaj muszę się przyznać do pogubienia się w kwestii „co autor miał na myśli”. Pierwsza część mocno rozbudowana, by przejść w zaskakujące i dość niepasujące do całości zakończenie. Nie weszło mi za pierwszym razem… ale nie odrzuciło. Muszę połączyć kropki.
„Bobby…” - nuda… nuda… zwykła opowieść ciągnąca się jak źle przyrządzona beza. Autor próbuje, chyba, grozę opisem kręcenia filmu o zombie podciągnąć. Niestety nie wychodzi mu to i całość nuży. Gniot dla mnie.
„Maski mojego…” - całość lekko przekombinowana. Miałem wrażenie, że autor pogubił się w wątku głównym. Niby mamy pościg karcianych ludzi, w środku wycieczki jak po LSD, zakończenie natomiast – jakby na siłę. Mnie nie porwało…
„Dobrowolne zamknięcie” – kolejny mocny punkt zbioru. Jest w nim wszystko co dobre opowiadanie grozy powinno mieć. Rozpędza się powoli (po Kingowsku) i zaskakuje zakończeniem. Dla mnie bomba.
Na koniec „Maszyna...”- krótkie ale ciekawe. Dobre, choć wymaga lekkiej podbudowy.
Całość jest w większości na plus. Gnioty można pominąć. Mimo tych kilku wtop warto się ze zbiorem zapoznać.
„Jest różnie”
Zbiory opowiadań jednego autora mają to do siebie, że nie są równe. Zdarzają się w nich perełki i gnioty. Tak jest i w tym przypadku. Jeżeli dorzucimy do tego niejednorodność tematyczną (część z nich to zwykłe opowieści bez pierwiastka grozy) ocena zaczyna iść w dół – ale po kolei:
„Najlepszy nowy horror” – dobre, aczkolwiek o przewidywalny zakończeniu. Dużo...
2021-08-15
„Mapa cieni – projekt ciekawy”
Opowieści z nawiedzonych miejsc to dość ciekawy projekt literacki. Autor zebrał informacje o miejscach „dotkniętych przez duchy” i częściowo starał się wyjaśnić, czy rzeczywiście coś się tam działo. Podpierał się przy tym dokładnym badaniem źródeł internetowych, historycznych i „plotkarskich”. Przedstawienie fragmentu dochodzenia na temat jakiegoś miejsca stanowi zaczątek rozdziału. Czasami jest to najciekawsza część książki. Dlaczego?
Do wielu rozdziałów dołączono opowiadania tematycznie powiązane z nawiedzonymi miejscami. Nie zawsze jest to widoczna więź, czasami jest to luźne skojarzenie. Niekiedy zbyt mocne powiązanie historii z miejscem, czy legendą stanowi problem. Dość szybko domyślamy się zakończenia. Poziom tych opowieści jest różny. Od banalnych i rozciągniętych do granic nudy, jakby pisanych na siłę, po profesjonalne pełnokrwiste historię, których czytanie sprawia dużą przyjemność. Na szczęście tych drugich jest zdecydowanie więcej. Prawdopodobnie zaważyło doświadczenie piszących, bo znane nazwiska nie zawiodły.
Całość mimo obecności tych „wadliwych” dla mnie historii, jest wartością dodatnią. Dobrze skomponowany wciąga i chce się przewracać kolejne strony. Zawsze można pominąć, to co denerwuje.
Pomysł jest unikatowy i fajnie zrealizowany. Wydanie staranne (twarda oprawa), ze zdjęciami omawianych miejsc. Do mojego egzemplarza dołączono dwie pocztówki z nawiedzonymi budowlami. Jeśli ktoś lubi historie z dreszczykiem, niech śmiało sięga.
„Mapa cieni – projekt ciekawy”
Opowieści z nawiedzonych miejsc to dość ciekawy projekt literacki. Autor zebrał informacje o miejscach „dotkniętych przez duchy” i częściowo starał się wyjaśnić, czy rzeczywiście coś się tam działo. Podpierał się przy tym dokładnym badaniem źródeł internetowych, historycznych i „plotkarskich”. Przedstawienie fragmentu dochodzenia na temat...
2021-05-08
„Historia z dreszczykiem”
Książka Susan Hill „Kobieta w czerni. Rączka” to zbiór dwóch dość rozległych opowiadań. Są to klasyczne historie o duchach. Coś ala „wiktoriańskie opowieści strasznej treści”. Historie zaczynają się niewinnie i powoli narasta tajemnica. Tutaj autorka ma duży dryg w budowaniu napięcia. Potrafi „zaczarować” czytelnika tak, że ten chce poznać zakończenie. Niestety w trakcie czytania historia się wypełnia nieistotnymi zdarzeniami i opisami nie zawsze potrzebnymi. Zdarzało mi się przerywać czytanie, by nabrać dystansu. Kolejną wadą jest straszliwa schematyczność obu opowiadań. Wiem, że starają się one trzymać najlepszych reguł gatunku, ale nie lubię sztampowości. Duch w obu opowiadaniach jest istotą niemal tak samo oddziałującą na najbliższe otoczenie głównego bohatera. W pewnym momencie złapałem się na tym, że przewidziawszy koniec, gdzieś w połowie, chciałem tylko wiedzieć „dlaczego?”. Wtedy cała historia traciła swój urok. Przeczytałem dwa opowiadania i nie chcę więcej. Są zbyt przewidywalne i w większej dawce szybko by mnie znudziły.
Ponarzekam jeszcze na opisy odczuć bohatera w chwili spotkania zjawiska nadprzyrodzonego. Są płytkie i poza skrajnym przerażeniem, nie doświadczamy nic nowego. Znam autorów, którzy potrafią sięgnąć do większego wachlarza środków.
Na przeciwnym krańcu stoją opisy otoczenia. Te potrafią dobrze wpłynąć na wyobraźnie. Są dobrze przyprawione i zbilansowane.
Bardzo ładne wydanie, poza różowymi kolorami oklein okładki. Nie pasują do powieści z dreszczykiem.
Przeczytałem i mimo że lubię te klimaty autorka mi „nie podeszła”. Konkretnie jej warsztat. Nie mogę polecić tej książki... ale może inni docenią jej urok.
„Historia z dreszczykiem”
Książka Susan Hill „Kobieta w czerni. Rączka” to zbiór dwóch dość rozległych opowiadań. Są to klasyczne historie o duchach. Coś ala „wiktoriańskie opowieści strasznej treści”. Historie zaczynają się niewinnie i powoli narasta tajemnica. Tutaj autorka ma duży dryg w budowaniu napięcia. Potrafi „zaczarować” czytelnika tak, że ten chce poznać...
„Miejscami ciekawa…”
Kolejny tom z tej serii zapewnił dobrą zabawę. Wprawdzie nie wszystkie opowiadania dały się lubić, ale większość była ciekawa. Mamy tu do czynienia z mieszaniną retro fantastyki, traktatów filozoficznych, opowieści niesamowitych i lekkiej grozy. Taki misz-masz zapewnia różnorodność doznań. O ile ówczesna fantastyka trąci myszką i jest dla mnie mocno naiwna, o tyle opowieści grozy stały na dobrym poziomie. Nudziły tylko rozważania o grecko-rzymskich bogach.
Całość oceniam na plus, choć trzeba lubić cofanie się w czasie. Antoni Lange w tym skondensowanym tomiku jest przyjemnie zjadliwy. Wydanie charakterystyczne dla tej serii – twarda oprawa i dedykowana zakładka. Papier dobrej jakości.
Czy ten tomik mogę polecić? Dla osób o dużej tolerancji na naftalinę tak, reszta może się nieco nudzić.
„Miejscami ciekawa…”
więcej Pokaż mimo toKolejny tom z tej serii zapewnił dobrą zabawę. Wprawdzie nie wszystkie opowiadania dały się lubić, ale większość była ciekawa. Mamy tu do czynienia z mieszaniną retro fantastyki, traktatów filozoficznych, opowieści niesamowitych i lekkiej grozy. Taki misz-masz zapewnia różnorodność doznań. O ile ówczesna fantastyka trąci myszką i jest dla mnie mocno...