Oficjalne recenzje użytkownika

Więcej recenzji
Okładka książki Polscy terroryści Wojciech Lada
Ocena 6,5
Recenzja Bardzo Dziki Wschód

Robotnicy walczący w bojówkach na początku XX wieku nie zdawali sobie sprawy, że ktoś kiedyś nazwie ich terrorystami. Bo jakże to odmienne pojęcie od tego, które w świadomości prawie każdego mieszkańca Ziemi stworzyła Al-Kaida. O ile ci pierwsi, walcząc z zaborcami, mieli zasięg...

Okładka książki Czerwone liście Paullina Simons
Ocena 6,9
Recenzja Kristino, jak bardzo cierpiałaś?

Na długo przed „Jeźdźcem miedzianym”, zanim historia Tatiany i Aleksandra rozpaliła serca milionów czytelników w Polsce i na świecie, Paullina Simons stworzyła, wyczarowała, choć można rzecz jedynie, że napisała swoje „Czerwone liście”. I nie można nie zgodzić się z tym, co...

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Orange z całą pewnością nie jest new black, tutaj orange ma zupełnie inny odcień, inny kolor, tutaj jest zupełnie inny świat. Widziany przez kraty Zakładu Karnego Nr 1 dla Kobiet w Grudziądzu zaskakuje zmiennością barw, jednak jakże odmiennych od tego, co ma do zaoferowania tęcza.

Lektura trwa, gdzieś na półmetku... stąd na dobry początek tylko siedem gwiazdek... co również oznacza, że zapewne wrócę z szerszym spojrzeniem na ten nietuzinkowy reportaż.

Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek

Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski

Orange z całą pewnością nie jest new black, tutaj orange ma zupełnie inny odcień, inny kolor, tutaj jest zupełnie inny świat. Widziany przez kraty Zakładu Karnego Nr 1 dla Kobiet w Grudziądzu zaskakuje zmiennością barw, jednak jakże odmiennych od tego, co ma do zaoferowania tęcza.

Lektura trwa, gdzieś na półmetku... stąd na dobry początek tylko siedem gwiazdek... co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Opinia 50 stron...

5 lipca 2017 roku swoją premierę wydawniczą będzie miał Tom II (1939–1945) INFERNO pasjonującego, niezwykłego i jedynego w swoim rodzaju życiorysu Jana Kozielewskiego vel Karskiego. Tom I zbyt długo czekał na swój dobry czas, zbyt długo to pięknie wydane dzieło kusiło mnie swoją objętością i treścią.

Świadomość tego, co nadchodzi sprawiła, że wypadało i należało odłożyć wszystko inne, aby tam, gdzie tylko pojawi się określona luka w czasie sięgnąć po Jedno życie i stać się świadkiem życia człowieka, któremu przyznałem miano Największej Osobowości XX wieku, tytuł, na który w minionym wieku zasłużyli tylko nieliczni Rodacy.

Opinia 50 stron to w tym momencie opinia blisko dwustu stron z blisko tysiąca nie tylko niezwykłego życiorysu, ale też fascynującej historii Polski pełnej anegdot i ciekawostek, co do których niejednokrotnie nie zdawałem sobie sprawy, że takie sytuacje lub zdarzenia miały miejsce w naszym kraju. Waldemar Piasecki opowiada historię Jana Karskiego, tak, jak wymagał tego od niego jego Przyjaciel, w formie dynamicznej powieści pozbawionej rysu nudnej historycznej opowieści pełnej przypisów i nie dającej się zupełnie czytać.

Taka konstrukcja sprawdza się już od pierwszych stron i dzięki temu jest to wyjątkowa, literacka perełka. Lektura trwa...

Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek

Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski

Opinia 50 stron...

5 lipca 2017 roku swoją premierę wydawniczą będzie miał Tom II (1939–1945) INFERNO pasjonującego, niezwykłego i jedynego w swoim rodzaju życiorysu Jana Kozielewskiego vel Karskiego. Tom I zbyt długo czekał na swój dobry czas, zbyt długo to pięknie wydane dzieło kusiło mnie swoją objętością i treścią.

Świadomość tego, co nadchodzi sprawiła, że wypadało i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Choć od zakończenia lektury minął już jakiś czas wciąż mam pewien dylemat, jak odnieść się do książki, "Mój wróg, moja miłość". Mogłoby się wydawać, że to nic trudnego napisać na temat tej niewielkich rozmiarów książki i zasadniczo tak jest, jednak jej treść, to, o czym opowiada, a co pomija, to sprawia, że nie do końca wiem, w którą stronę skierować się w swoim odniesieniu. Jednak w jakiś sposób warto się z nią zmierzyć i spróbować poddać analizie napotkane w lekturze fakty.

Nie tak dawno poznałem inną książkę i porównanie obu publikacji stanie się nieodzowne, gdyż w obu przypadkach są to spojrzenia młodych dziewczyn, łączy je to samo miasto, ten sam okres okupacji i wzmagający się terror. W mieście, w którym okupant wyjątkowo śmiało sobie poczynał, w mieście, w którym nazistowski terror był jednym z najcięższych w dziejach całej okupowanej Europy. W mieście, w którym widmo Pawiaka i alei Szucha było najgorszym z możliwych koszmarów. Również w mieście, które przetrwało obronę miasta w 1939 roku, powstanie w gettcie warszawskim w 1943 i powstanie warszawskie roku 1944.

Wspominam o tym wszystkim nie bez powodu, gdyż o ile we wspomnieniach Danuty "Wiry" Szlachetko te wszystkie odniesienia są wyraźnie przedstawione, podkreślone, omówione i w ten lub inny sposób przeżyte przez autorkę, to "Mój wróg, moja miłość" stanowi dziwną, wyalienowaną formę okupacyjnego zawieszenia w czasie. Zapiski Hanki Zach zaskakują, jednak nie tak, jak pierwotnie myślałem, że będzie.

Potrzeba było 177 stron, aby uświadomić sobie to, o czym wspominam powyżej - "Rok 1943 zaczął się fatalnie". A co w takim razie działo się w roku 1942 i jeszcze wcześniej, aż po wybuch wojny? Z pamiętnika dziewczyny z okupowanej Warszawy spływa czysta, niczym niezmącona sielanka. Owszem były lekkie animozje, problemy nastoletniej dziewczyny, były też dziwne, jak na młodą Polkę, bardzo dziwne przemyślenia o żołnierzach niemieckich marznących na froncie wschodnim w trakcie gigantycznych mrozów. Jakże dziwne odniesienie? Jakże zaskakująca w swej treści i formie myślowa podróż? (...)

Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/10/hanka-zach-moj-wrog-moja-miosc.html

Choć od zakończenia lektury minął już jakiś czas wciąż mam pewien dylemat, jak odnieść się do książki, "Mój wróg, moja miłość". Mogłoby się wydawać, że to nic trudnego napisać na temat tej niewielkich rozmiarów książki i zasadniczo tak jest, jednak jej treść, to, o czym opowiada, a co pomija, to sprawia, że nie do końca wiem, w którą stronę skierować się w swoim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka pod Patronatem

Pierwotnie miałem wrażenie, że tak, jak było w przypadku trylogii Sienkiewicza będzie to również trylogia, a jednak w określonym miejscu i czasie dowiedziałem się, że po „Klątwie” pojawi się tylko jedna powieść. Trochę szkoda, że są tylko dwie, bo „Fortuna i namiętności” powinny trwać dłużej, znacznie dłużej.

Przyznać również trzeba, o czym pisałem już wcześniej, że w obszernej gamie polskiej literatury gatunek powieści historycznej jest mocno zaniedbany, choć może też stanowić duże wyzwanie i nie każdy potrafi się w nim odnaleźć. W ten sposób obok męskich dokonań Roberta Forysia i jego „Gambitu hetmańskiego” pojawiają się opowieści wcale nie odmiennej treści pióra Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk. Klątwa młodej czarownicy na długo skrępowała poczynania wielu, jednak niewielu zdawało sobie sprawę, że to tylko stary, nic nie znaczący zabobon. Czasy były jednak zupełnie odmienne od tych, które nawet myślami potrafimy ogarnąć.

Kraj od morza do morza mlekiem i miodem płynący, piękna Litwa, dumna Ukraina, a przy tym polityczne rozdarcie po śmierci króla Augusta II. Kraj się podzielił, Rzeczypospolita obnażyła swoją słabość, po jej koronę sięgało dwóch śmiałków, a zmienna w swych osądach szlachta skłaniała się raz ku jednemu, raz ku drugiemu.

Na kanwie politycznych zawirowań Rzeczypospolitej Małgorzata Gutowska-Adamczyk osadziła pięknie napisaną opowieść dotykającą szlachciców, ale i szlachcianek, dworskich dziewek, leśnych zbojów, kasztelaniców, a także wszelkiej maści możnowładców. (...)

Pełna treść recenzji dostępna w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/09/patronat-medialny-magorzata-gutowska.html

Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek

Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski

Książka pod Patronatem

Pierwotnie miałem wrażenie, że tak, jak było w przypadku trylogii Sienkiewicza będzie to również trylogia, a jednak w określonym miejscu i czasie dowiedziałem się, że po „Klątwie” pojawi się tylko jedna powieść. Trochę szkoda, że są tylko dwie, bo „Fortuna i namiętności” powinny trwać dłużej, znacznie dłużej.

Przyznać również trzeba, o czym pisałem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z nieukrywaną przyjemnością sięgnąłem po książkę, której inspiracją był emitowany nie tak dawno serial stacji Canal+, „Wersal”. W polskim ujęciu poszerzony o zbędny moim zdaniem dodatek w tytule, „Wersal. Prawo krwi”.

Ważnym podkreślenia jest również fakt, że wśród kilku seriali historycznych, które w ciągu kilku ostatnich lat pojawiły się w emisji „Wersal” właśnie nie tylko nie pozostaje w tyle za produkcjami innych stacji, ale z pełnym rozmachem wprowadza w epokę, o której opowiada. Okres panowania Ludwika XIV, Króla Słońce i budzący się do życia Wersal, to jeden z najciekawszych okresów w historii Francji, ale też Europy, w której Francja w tamtym okresie była mocnym i liczącym się mocarstwem.

Pozostawiając jednak gdzieś z boku produkcje telewizyjne warto skupić naszą uwagę na słowie pisanym. Mogłoby się wydawać, że zaadaptowanie scenariusza na potrzeby powieści może być ruchem pozbawionym sensu i logiki. Może, ale nie oznacza to wcale, że musi być tak w istocie.

Z reguły sięgamy po książkę, aby nadać jej mniej lub bardziej udany rys filmowy. Tak dzieje się najczęściej. Dwa lata temu Marcin Mastalerz sięgnął po scenariusz filmu, „Miasto 44” i stworzył dzieło, które było wyjątkowym rozwinięciem tego wszystkiego, czego w filmie nie udało się pokazać lub w procesie montażu nie znalazło swojego miejsca w finalnym rysie, jakim był film, „Miasto 44”.

Dla znających serial książka Elizabeth Massie nie będzie żadnym zaskoczeniem. Nie odnajdziemy na tych stronach niczego nowego, czego w serialu już byśmy nie zobaczyli. Autorka nie interpretuje, jest wierna temu, co zawierał filmowy scenariusz. A jednak jest to powieść, którą czyta się wyjątkowo dobrze, nawet, jeśli znamy już filmowe kadry i wiemy, czego się spodziewać.

Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/07/elizabeth-massie-wersal-prawo-krwi.html

Z nieukrywaną przyjemnością sięgnąłem po książkę, której inspiracją był emitowany nie tak dawno serial stacji Canal+, „Wersal”. W polskim ujęciu poszerzony o zbędny moim zdaniem dodatek w tytule, „Wersal. Prawo krwi”.

Ważnym podkreślenia jest również fakt, że wśród kilku seriali historycznych, które w ciągu kilku ostatnich lat pojawiły się w emisji „Wersal” właśnie nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Minął już jakiś czas, gdym z wyjątkową swobodą zanurzył się na dłużej w powieść historyczną. Wtedy, „Bóg, honor, trucizna” męskiego pióra Roberta Forysia ujęła mnie żarliwością opowieści i lekkości przetykanej słowem, zaskoczyła bardziej, niż zdawać mógłbym sobie z tego sprawę. Kolejnych książek autora nie dane mi było jak dotąd czytać, stąd nie znam dalszych losów Bogusława Tynera, ani tym bardziej Charlotty Mesire, damy od specjalnych poruczeń Marysieńki Sobieskiej.

Wtedy też rzekłem, że Sienkiewicz byłby dumny czerpiąc przyjemność z tej pełnej uniesienia lektury. Teraz opowieść, którą z czytelnikiem dzieli się Małgorzata Gutowska-Adamczyk, że oto ponownie wysmakowany gust Henryka Sienkiewicza, którego bez cienia wątpliwości uznać można za prekursora powieści historycznej mile połechtanym by został.

„Fortuna i namiętności” jest częścią pierwszą trylogii historycznej pióra Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, a jednocześnie pierwszą powieścią, którą mam wielką przyjemność poznać. Pierwszą, ale bez wątpienia nie ostatnią, gdyż o ile czas pozwoli będą chciał sięgnąć po inne jej dokonania.

Część pierwsza nosząca tytuł, „Klątwa”, część druga, na którą już czekam, czyli „Zemsta”, część trzecia zapewne za jakiś czas… Litwa, Ukraina, kraj od morza do morza, miodem i mlekiem płynący, wszystko to była Rzeczypospolita. Aż trudnym do uwierzenia jest, że tak właśnie było, a jednak trudno polemizować z prawdą historyczną. I to właśnie na Litwę pierwszej połowy wieku XVIII zabiera nas w podróż autorka.

Płonąca na stosie młoda czarownica jest wyjątkową pod każdym względem sceną otwarcia, która szybko wprowadza nas w ówczesny klimat, a za sprawę pióra autorki jest to tak miłe i sugestywne, że dosyć szybko przenosimy się w czasie zapominając o tym wszystkim, co otacza nas wokół. Gdyż Litwa ma w sobie wyjątkowy i niezaprzeczalny urok. (...)

Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/07/magorzata-gutowska-adamczyk-fortuna-i.html

Minął już jakiś czas, gdym z wyjątkową swobodą zanurzył się na dłużej w powieść historyczną. Wtedy, „Bóg, honor, trucizna” męskiego pióra Roberta Forysia ujęła mnie żarliwością opowieści i lekkości przetykanej słowem, zaskoczyła bardziej, niż zdawać mógłbym sobie z tego sprawę. Kolejnych książek autora nie dane mi było jak dotąd czytać, stąd nie znam dalszych losów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Joanna Opiat-Bojarska jest dla mnie jedną z najlepszych autorek powieści kryminalnych na polskim rynku wydawniczym. Minął już jakiś czas od chwili, gdy pojawiła się książka, "Kto wyłączy mój mózg?". I choć miała być czymś, co nie będzie miało dalszego ciągu dobrze się stało, że stało się inaczej.

Dobrze się stało, że autorka poczuła bakcyla pisania powieści kryminalnych, bo z każdą kolejną historią są to coraz lepsze, ciekawsze, inspirujące, wciągające, dające do myślenia, kryminały. Jednocześnie jest to trzecia powieść ze zgranym i lubianym już przeze mnie duetem - Burza & Młody. Podkomisarz "Burza" Burzyński i jego partner, aspirant Michał Majewski zwany potocznie "Młodym".

Sprawa Emilii Sienkiewicz pozornie wydaje się prosta. Zbyt wcześnie pojawiła się w swoim mieszkaniu, zbyt wcześnie, gdyż właśnie trwał w nim rabunek. W konfrontacji z napastnikiem nie miała szans, przypadkowe zderzenie z półką sprawiło, że zakończyła nagle swoje życie, która dopiero niedawno po wygraniu literackiego show, "Bestseller" nabrało barw i rozpędu.

Pozornie proste, jednak każda sprawa ma swoje drugie dno, trzecie okno, a to, co wydaje się pozornie proste nigdy takowym nie jest. Stąd Burza i Młody od samego początku nie mają łatwego zadania, zwłaszcza, że media nie tylko im nie pomagają, ale potrafią mocno uprzykrzać życie, o czym osobiście przekonać się miał na swojej skórze "Burza" Burzyński.

Wyostrza mi się apetyt po lekturze każdej powieści autorki. Tutaj nic nie jest przypadkowe, tutaj wsparcie osób, które niosą pomoc w pisaniu (w tym moja osobista) pozwalają dopieścić wszystko do samego końca. Tutaj kryminał nie jest wyssaną z palca opowieścią, ale historią, która nie tylko ma sens, ale i wciąga, błyskawicznie wciąga i angażuje nasz umysł, a obecność Anity Broll jeszcze mocniej intensyfikuje zmysły. I przyznać trzeba, że z dużą korzyścią dla książki, zwłaszcza, kiedy przy jednym stole zasiądą: ona, jej były mąż i jej obecny chłopak, znacznie od niej młodszy. Wtedy poziom napięć jest znacznie większy, choć relacja obu panów w odniesieniu do Anity Broll jest bardziej, niż poprawna.

"Bestseller" zasługuje na laur uznania... przynosząc dawkę mocnych, pozytywnych doznań. Nie jest wykluczone, że pojawi się szersze odniesienie.

Joanna Opiat-Bojarska jest dla mnie jedną z najlepszych autorek powieści kryminalnych na polskim rynku wydawniczym. Minął już jakiś czas od chwili, gdy pojawiła się książka, "Kto wyłączy mój mózg?". I choć miała być czymś, co nie będzie miało dalszego ciągu dobrze się stało, że stało się inaczej.

Dobrze się stało, że autorka poczuła bakcyla pisania powieści kryminalnych,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

(...) Carl miał przejść prosty zabieg chirurgiczny, po którym dosyć szybko miał opuścić szpital. Ot, prosty zabieg, nic takiego. Jednak Carl jakby przeczuwał, że coś może się wydarzyć, szpital nigdy nie był miejscem, w którym czułby się dobrze, nawet ten szpital, który poleciła mu jego dziewczyna studentka medycyny. Zdał się na jej osąd i w dobrej wierze oddał się w ręce lekarzy.

Jednak, kiedy Lynn nie znajduje Carla tam, gdzie powinien pojawić się chwilę po zabiegu, na sali wybudzeń, zaczyna panikować. Dzieje się coś, co nie jest jeszcze zbyt dużym powodem do zmartwień, czy bicia na alarm, ale niepokój w sercu Lynn z każdą minutą nabiera coraz większych rozmiarów i jak się niestety okazuje nie jest bezpodstawny.

W sukurs przychodzi jej Michael, najlepszy, jedyny przyjaciel, również wyróżniający się student medycyny czwartego roku. Tych dwoje nawet się nie spodziewa, że znieczulenie samo w sobie otwiera otchłań niekończących się zdarzeń w konfrontacji z potentatem farmaceutycznym. Lynn i Michael wdepnęli tam, gdzie nigdy ich stopy nie powinny się pojawić. Jednak świadomość, że nie liczą się dni, a godziny i minuty, (Robin Cook właśnie w tej formie konstruuje swoją powieść jeszcze intensywniej kumulując napięcia), aby stawić czoła złemu, które odkrywają sprawia, że stawiają wszystko na jedną kartę.

Jeden przypadek to tylko przypadek, dwa to już dziwny ciąg zdarzeń, trzem należy przyjrzeć się z uwagą znacznie bliżej… autor rozgrywa to po mistrzowsku. Nie ma tu zbędnych słów, pustych myśli, historia dosyć szybko nabiera tempa i mknie lotem błyskawicy do finału, który nie pozostawia złudzeń, co do tego, że Cook wie, co robi, a robi to doskonale.

Pełne spojrzenie dostępne w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/06/enklawa-znieczulenie-o-lgmansb-r-cook.html

(...) Carl miał przejść prosty zabieg chirurgiczny, po którym dosyć szybko miał opuścić szpital. Ot, prosty zabieg, nic takiego. Jednak Carl jakby przeczuwał, że coś może się wydarzyć, szpital nigdy nie był miejscem, w którym czułby się dobrze, nawet ten szpital, który poleciła mu jego dziewczyna studentka medycyny. Zdał się na jej osąd i w dobrej wierze oddał się w ręce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka pod Patronatem

Od lekkiej w swej treści włoskiej powieści obyczajowej oczekujemy tego wszystkiego, co ona sama pragnie właśnie dziś nam podarować.

Diego Galdino jest prawie moim rówieśnikiem i pisze tak, jak lubię. Pisze lekko, swobodnie pozwalając słowom tworzyć urzekający koloryt jego powieści. Tworzy nocami, w tej porze, która sprawia, że w przeciwieństwie do głośnego, hałaśliwego dnia noc wprowadza w szczególny rytm, a pisanie samo w sobie staje się łatwiejsze. Swego czasu Diego Galdino dał się poznać od najlepszej strony opowiadając o tym, co wnosi ze sobą do ludzkiej świadomości poranna kawa parzona z miłością.

Teraz ta sama lekko spadająca na powieki miłość wprowadza czytelnika w iście włoski, toskański klimat. I nie bez znaczenia są proste prawdy i ludzkie pragnienia. To, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy i na co od zawsze w życiu czekamy.

Tyrone Lane żyje, aby tworzyć, sztuka wypełnia jego duszę, jego obrazy sławę przynoszą mu na całym świecie. Zlecenia załatwia mu agentka, nie spotyka się z klientami, nie przyjmuje od nich osobiście zleceń. Jednak pojawia się klientka, której nie chce, nie potrafi odmówić. To ona sprawi, że Tyrone po raz pierwszy złamie wszystkie swoje zasady.

A dzięki temu powędruje ku sielskiej przystani w urokliwej Cetonie. Choć do morza jakże daleko, coś, a może ktoś sprawi, że niepozorne, kolejne zlecenie na kilka obrazów przybierze kształt zgoła odmienny od jego pierwotnych zapatrywań samotnika i ekscentryka. Rodzina Ferrettich odmieni jego duszę, a on sam nawet do końca nie będzie zdawał sobie z tego sprawy. Może nie tyle sama rodzina, co pewna, urocza dama o imieniu Sofia. Tutaj oryginalny podpis odwróconej kobiety na obrazach nabierze zupełnie nowego znaczenia.

Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/06/diego-galdino-zeby-miosc-miaa-twoje-oczy.html

Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek

Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski

Książka pod Patronatem

Od lekkiej w swej treści włoskiej powieści obyczajowej oczekujemy tego wszystkiego, co ona sama pragnie właśnie dziś nam podarować.

Diego Galdino jest prawie moim rówieśnikiem i pisze tak, jak lubię. Pisze lekko, swobodnie pozwalając słowom tworzyć urzekający koloryt jego powieści. Tworzy nocami, w tej porze, która sprawia, że w przeciwieństwie do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do zdobycia, wygrania i zyskania cały pakiet Malownicze, polecam i zapraszam!
http://koominek.blogspot.com/2016/05/magdalena-kordel-nadzieje-i-marzenia.html

Myślisz sobie, że wiesz już wszystko, myślisz sobie, że dotarłeś do kresu, myślisz sobie, że nadzieje na lepsze jutro i marzenia o tym, że może być tylko lepiej, to, coś normalnego, coś, co tylko jest tylko w książkach. Coś, o czym w wyjątkowy sposób opowiada Magdalena Kordel czarując twoją świadomość, zapraszając cię do niezwykłego, urzekającego świata, a jednak tak bardzo przyziemnego, otaczającego nas. To jej Malownicze oczarowało wielu i wielu nadal nie może wyjść z podziwu nad szczególnym urokiem tej opowieści.

Kiedy po raz pierwszy poznałem Magdalenę, bliżej znaną, jako Medeleine polubiłem ją od pierwszego spojrzenia na strony „Malownicze. Wymarzony dom”. Właśnie wtedy pewna spontaniczna decyzja zaowocowała zmianami w życiu, które na dobrą sprawę odmieniły nie tylko bieg rzeki, ale przede wszystkim, a może w dużej mierze życie mieszkańców Malowniczego.

Poznaliśmy ich blisko, bliżej, z czasem coraz bliżej… przyjrzeliśmy się ich słabościom, smutkom, przyglądaliśmy się, jak rośnie i odmienia się pewien dom, z początku pusty i zaniedbany, z czasem pełen kochających się i bliskich sobie ludzi. I choć czasem ciężko było pewne nitki historii czasem się plątały, czasem gubiły, aby u kresu każdej opowieści znaleźć swoje szczęśliwe rozwiązanie.

I tak naprawdę brakowało pewnej kropki nad „i” i co ważne autorka i z tym tematem poradziła sobie w zaskakujący sposób. Podróż do odległego w czasie Lwowa przyniosła większość odpowiedzi, jednak, jak to w życiu bywa nie wszystkie pojawiają się wtedy, kiedy ich najbardziej oczekujemy.

Stąd pewna koperta, która pewnego dnia dotarła do Medeleine poruszała bardziej wszystkich wokół, niż tak naprawdę nią samą. Jednak świadomość tajemniczego spadku od tajemniczego wuja i do niej stopniowo dotarła. I chcąc nie chcąc pewne sprawy musiała uporządkować, a dzięki temu dzięki przebiegłości wuja cofnąć się musieliśmy w odległe czasy XIX wieku, aby historia się dopełniła, aby stopniowo z mroków niewiedzy pojawiła się świadomość istnienia narodu w trudnych czasach, na chwilę przed wybuchem narodowego powstania.

„Nadzieje i marzenia” darują nam wszystko to, co już znamy, co już cenimy i co tak naprawdę sprawia, że proza Magdaleny Kordel niesie ze sobą szczególną w swej materii dawkę optymizmu, dobrych myśli, radosnych uczuć, ale też refleksji nad życiem i jego słabościami. Coś, co miało zacząć się w odległym życiu Sabiny domknąć się powinno w emocjonalnym uniesieniu Magdaleny, w jej świadomym poszukiwaniu szczęścia i życiowego spełnienia u boku Michała, a także gromadki kochających dzieciaków.

Do zdobycia, wygrania i zyskania cały pakiet Malownicze, polecam i zapraszam!
http://koominek.blogspot.com/2016/05/magdalena-kordel-nadzieje-i-marzenia.html

Myślisz sobie, że wiesz już wszystko, myślisz sobie, że dotarłeś do kresu, myślisz sobie, że nadzieje na lepsze jutro i marzenia o tym, że może być tylko lepiej, to, coś normalnego, coś, co tylko jest tylko w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W morzu nieopisanego cierpienia, którego doświadczył Ludwik morze, polskie morze było jedyną drogą, którą trzeba było pokonać, aby poczuć się wolnym...

Obaj działali w konspiracji, jednak to Ludwik był znacznie lepiej poinformowany, niż jego brat Leon.

Obaj walczyli w Powstaniu Warszawskim i choć Leon przemierzał kanałami kilometry nosząc broń walczącym kolegom Ludwik już przed jego wybuchem wiedział, że skazane jest na porażkę. Jako „rachmistrz” AK miał świadomość każdej sztuki broni w Warszawie i tego, jak jest jej mało i jeszcze ubyło na kilka dni przed 1 sierpnia. Wiedział również o tym, że nie wszystkie skrytki udało się opróżnić. Walka ze świadomością klęski nie mogła być łatwa. A jednak, to, co planowano na dwa, trzy dni trwać miało ich sześćdziesiąt trzy i to jest powód do dumy bez względu na okoliczności.

Po powstaniu los połączył Leona z wielkim strategiem II wojny światowej generałem Pattonem (był jego osobistym szoferem). Był moment już pod koniec jego życia, w którym Leon Niemczyk żałował, że nie dane było mu go zagrać, bo nikt, nawet nagrodzony Oscarem George C. Scott, nie zrobiłby tego lepiej od niego. Ludwik nie mógł przypuszczać, że kiedy w obozie jenieckim rotmistrz Pilecki zwróci się do niego słowami, „Panie Kolego”, sprawiając mu w ten sposób wielki honor, że kilka lat później tego wielkiego bohatera będzie odprowadzał w jego ostatnią drogę.

Nie osobiście, co prawda, ale w tamtym momencie obserwując przez okienko więzienne, jak rotmistrz Witold Pilecki znika w małym domku, że jest to jego ostatnia droga. Obaj, Ludwik Niemczyk i rotmistrz Witold Pilecki byli bardzo boleśnie maltretowani, katowani, upodlani do granic, których ludzki rozum w żaden sposób nie ogarnie. Obaj za swoje przekonania (Ludwik wbrew namowom brata po aresztowaniu przyznał się, że walczył w AK) i odwieczne oddanie sprawie Polski, nawet za cenę życia.

Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/05/maria-nurowska-bohaterowie-sa-zmeczeni.html

W morzu nieopisanego cierpienia, którego doświadczył Ludwik morze, polskie morze było jedyną drogą, którą trzeba było pokonać, aby poczuć się wolnym...

Obaj działali w konspiracji, jednak to Ludwik był znacznie lepiej poinformowany, niż jego brat Leon.

Obaj walczyli w Powstaniu Warszawskim i choć Leon przemierzał kanałami kilometry nosząc broń walczącym kolegom Ludwik już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są słowa i Słowa i jest takie… które nigdy nie przynosi nadziei. Trzy litery smutku, rozpaczy, zwątpienia, bólu i cierpienia, a także niejednokrotnie śmierci. Słowo, które obok kilku innych nigdy nie powinno pojawić się w życiu każdego z nas. Nigdy nie powinniśmy go poznać, usłyszeć i nie mieć styczności z tym wszystkim, co ze sobą niesie.

Chwilę czekała na swoją kolej. Chwilę za długo, być może. Jednak dobrze się stało, że i na nią przyszła chwila, odpowiedni czas, że udało mi się prawie za jednym podejściem poznać i polubić, choć temat nie jest łatwy i odprężenia nie przynosi. I gdyby nie okoliczności byłaby szansa przeczytania od deski do deski „We troje” na jednym oddechu.

Agata i Joanna żyją na dwóch końcach Polski, choć obie pochodzą z Piekar Śląskich. Jednak to Agata idąc przed laty za głosem serca i instynktu wybrała swoje miejsce na ziemi nad polskim morzem. Tutaj narodził się miło brzmiący z nazwy pensjonat Wiśniowy Sad, tutaj też przez lata kształtowała się i rosła w siłę miłość do znacznie starszego od niej męża Jacka.

Podróż w rodzinne strony jest dla Agaty kwestią raczej obowiązku, niż przyjemności. Jednak Joanna jest jedyną rodziną, jaką ma, dlatego nie zważając na okoliczności i problem z autobusem z Pomorza, wsiadła w samochód, aby jak najszybciej dotrzeć do bliskiej sercu siostry.

Jednocześnie cichy ślub siostry sprawił, że jak dotąd Agata nie miała okazji poznać swojego szwagra i tak naprawdę nie wiedziała, kogo się spodziewać. Jednak pierwsze zetknięcie z Piotrem, no może drugie, uświadomiło jej, że siostra lepiej trafić nie mogła.

Ten krótko zarysowany wątek powieści pióra Hanny Dikta jest jedynie swobodnym wejściem w coraz bardziej zagmatwaną życiową historię. Tutaj we troje – Joanna, Piotr i Agata – będą musieli zmierzyć się z chorobą, która dopadła żonę, ale i siostrę, chorobą, której rokowania są wyjątkowo pesymistyczne. Tutaj też Agata znając stanowczy charakter swojej siostry będzie musiała znaleźć sposób, aby nakłonić ją do wybrania właściwej drogi, być może dalekiej od szamanów, guseł, naparów różnej maści. I nieodzowna będzie w tym pomoc Piotra, który z obcego zupełnie faceta z dnia na dzień staje się kimś bliskim.

Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/05/hanna-dikta-we-troje.html

Są słowa i Słowa i jest takie… które nigdy nie przynosi nadziei. Trzy litery smutku, rozpaczy, zwątpienia, bólu i cierpienia, a także niejednokrotnie śmierci. Słowo, które obok kilku innych nigdy nie powinno pojawić się w życiu każdego z nas. Nigdy nie powinniśmy go poznać, usłyszeć i nie mieć styczności z tym wszystkim, co ze sobą niesie.

Chwilę czekała na swoją kolej....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do odkrycia, poznania i zdobycia w tym miejscu, gramy o cały pakiet:
http://koominek.blogspot.com/2016/05/66ksiazkatygodnia_13.html

Okładka wyjątkowo dobrze identyfikuje gatunek literackim jakim jest, „Teatr wskrzeszonych”. I przyznać trzeba, że jak na taki gatunek jest to historia, której nie tylko trudno się oprzeć, ale też sprawia, że momentami trudno mrugnąć okiem z wrażenia, a wszystkie włosy mogą stać się nagle siwe. Przez chwilę miałem też wrażenie, że jest to historia, którą bez cienia wątpliwości podciągnąć można pod horror, jednak wątek psychologiczny wyjątkowo dobrze w niej zarysowany zasadniczo i bez wszelkich wątpliwości identyfikuje tę książkę, jako thriller.

Nie mogę odnieść się do tego, co zaprezentowała autorka swojej podobno skandalizującej powieści „Wieczerza”, ale z całą pewnością chciałbym poznać film nakręcony na podstawie „Teatru wskrzeszonych”, gdyż fotograficzne spojrzenie Tatiany Jachyry nie jest bez znaczenia dla wizualnego efektu tego dzieła.

„Prokurator stał z puszką energetyku w ręce i przyglądał się zwłokom „panny młodej”, spoczywającym na czarnej marmurowej płycie grobu. W powietrzu, przesiąkniętym wilgocią i słodkim zapachem gnijących liści, unosił się trupi odór połączony z innym, którego nie był w stanie określić. Skrzywił się.”

Prokurator Michał Gabryjelski na pierwszy rzut oka sprawia pozornie miłe wrażenie, choć pozory jak doskonale wiemy czasem mylą. Uroczy, miły mężczyzna, który stara się mieć wszystko pod kontrolą. Zarówno życie osobiste, jak też zawodowe. Jednak odkrycie „panny młodej”, pierwszej i niestety kolejnych, z każdym dniem burzy tę jego pewność siebie. Na wizerunku macho pojawia się coraz większa rysa, która niezależnie od jego wysiłków zaczyna się pogłębiać.

Z martwego punktu w jakie wpadło śledztwo wybawić wszystkich może doskonały profiler Wiktor Frank. Staje się konsultantem specjalnej grupy śledczej, która jest coraz bliższa konfrontacji z niedoszłym panem młodym. Jednak na osobowości Wiktora ciąży też pewna rysa, co do której tylko on sam zdaje sobie sprawę. Wydarzenie z wczesnej młodości, z beztroskiego studenckiego życia na zawsze odcisnęło na nim swoje piętno. (...)

Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/04/tatiana-jachyra-teatr-wskrzeszonych.html

Do odkrycia, poznania i zdobycia w tym miejscu, gramy o cały pakiet:
http://koominek.blogspot.com/2016/05/66ksiazkatygodnia_13.html

Okładka wyjątkowo dobrze identyfikuje gatunek literackim jakim jest, „Teatr wskrzeszonych”. I przyznać trzeba, że jak na taki gatunek jest to historia, której nie tylko trudno się oprzeć, ale też sprawia, że momentami trudno mrugnąć okiem z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„(…) Piętnastoletnia Nola i o dziewiętnaście lat starszy Harry Quebert, w określonym miejscu i czasie poruszyła ich miłość niezwykła, niesamowita, urzekająca, miłość niemożliwa, choć, czy dla miłości jest coś niemożliwego? I wreszcie zbrodnia, która po ponad trzech dekadach nagle wychodzi na światło dzienne burząc piękne, uporządkowane życie Harry’ego Queberta. To wciąż tylko półmetek, to recenzja, która nie jest jeszcze recenzją, to książka, która już mnie przyciąga ku sobie, to opowieść, której nie można się oprzeć.”

Moje pierwsze spotkanie z jego prozą miało efekt niezwykły, ujmujący, ponadczasowy. Joël Dicker, „Prawdą o sprawie Harry’ego Queberta” przesunął horyzont w literackiej galaktyce zdarzeń bez cienia nieśmiałości opowiadając historię, która przez długi czas nie miała i nadal nie ma sobie równych.

„Ostatnie dni naszych ojców”, choć wydane w tym samym 2012 roku pozostawały, jakby w cieniu tej pierwszej powieści, która chwilę po wydaniu stała się wielkim hitem. Jednak w żaden sposób nie ujmuje to siły i wartości powieści opowiadającej o dzielnych agentach SOE o jakże odmiennym spojrzeniu na ten temat, niż to, co poznaliśmy dzięki „Czasowi honoru”. Przyznać też trzeba, że Joël Dicker nie poszedł na skróty upraszczając i chyba w jakiś sposób zakłamując faktyczny wizerunek agentów SOE i tego w jaki sposób i w jakich okolicznościach byli zrzucani nad obszar swojego kraju.

Zastosowane rozwiązanie bez wątpienia bliskie jest temu, jak miało to miejsce w wojennej rzeczywistości. I nie mam tu na myśli tego, co już doskonale znamy z serialu. Autor bez wątpienia przygotował się do pisania, zadbał o staranny materiał źródłowy, sięgnął do archiwum. Wszystkie te zabiegi zaowocowały historią, z której może być dumny, gdyż „Ostatnie dni naszych ojców” są szczególną relacją ojca i syna, ich wzajemnej miłości, ale też, a może przede wszystkim kształtowania w pocie i znoju ducha walki w elitarnych strukturach SOE.

Paul-Emile, z czasem po prostu Pal, nie czuł się bojownikiem za sprawę. Wystarczały mu drobne działania ruchu oporu nie mające nic wspólnego z walką z okupantem. Chciał przetrwać, być blisko ojca i opiekować się nim. O niczym innym nie myślał, gdy trwała wojna.

Jednak jego talent, kreatywność, kształtująca się osobowość młodego odważnego człowieka nie mogły zostać niezauważone przez przełożonych, a także przez SOE. Szkolenie, któremu został poddany na Wyspach Brytyjskich wzmocniło jego charakter, wydobyło na światło dzienne szeroki wachlarz jego możliwości, ale w żaden sposób nie zachwiało jego wiary i miłości do ojca. Miłości, która w określonym momencie miała być dla niego zgubna. Jedno pozornie błahe zdarzenie poruszyło kostki domina i nikt nie zdawał sobie sprawy, jak tragiczne w konsekwencji przyniesienie z czasem skutki. (...)

Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/04/joel-dicker-ostatnie-dni-naszych-ojcow.html

„(…) Piętnastoletnia Nola i o dziewiętnaście lat starszy Harry Quebert, w określonym miejscu i czasie poruszyła ich miłość niezwykła, niesamowita, urzekająca, miłość niemożliwa, choć, czy dla miłości jest coś niemożliwego? I wreszcie zbrodnia, która po ponad trzech dekadach nagle wychodzi na światło dzienne burząc piękne, uporządkowane życie Harry’ego Queberta. To wciąż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgnij po link, wymów zaklęcie i zagraj o PAKIET PIĘCIU KSIĄŻEK I PŁYTĘ NIESPODZIANKĘ. Rozdanie trwa do 22 lutego, polecam i zapraszam!
http://koominek.blogspot.com/2017/02/18ksiazkapodpatronatem.html

(...) Tak naprawdę piszą teraz wszyscy. Pisanie stało się modne, choć nie zawsze dające określone korzyści, o materialnych zupełnie nie wspominając. Kilkanaście godzin wcześniej pisałem o sile przyciągania, jaką daje dobrze zaprojektowana okładka. Również o tym, że nie należy po okładce oceniać tego, co ukrywa się w środku, choć 'Sezon zamkniętych serc' właśnie dzięki niej, okładce, już na starcie bardzo zyskuje.

Nie wiem, czy autorka pisząc miała już przemyślany temat od początku do końca i wystarczyło łączyć jedynie odpowiednie punkty na kartce, czy też powieść nabierała kształtu spontanicznie w trakcie pisania. Jakkolwiek było 'Sezon zamkniętych serc' nie jest taką sobie powieścią, jakich wokół wiele, ale jest bez wątpienia dziełem, z którego autorka może być dumna.

Podróż na koniec świata, bo bez wątpienia tak można pomyśleć o Islandii, może być podróżą w akcie desperacji. Wrzuceniu wszystkiego do jednego worka i z bagażem doświadczeń szukaniu swojego zupełnie nowego miejsca na ziemi. Im dalej, tym lepiej. Z zadrą w sercu, z wielkim ciężarem przygniatającym duszę.

Pełne spojrzenie dostępne w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/03/wioletta-leskow-cyrulik-sezon.html

Sięgnij po link, wymów zaklęcie i zagraj o PAKIET PIĘCIU KSIĄŻEK I PŁYTĘ NIESPODZIANKĘ. Rozdanie trwa do 22 lutego, polecam i zapraszam!
http://koominek.blogspot.com/2017/02/18ksiazkapodpatronatem.html

(...) Tak naprawdę piszą teraz wszyscy. Pisanie stało się modne, choć nie zawsze dające określone korzyści, o materialnych zupełnie nie wspominając. Kilkanaście godzin...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydawać by się mogło, że zamierzchłe czasy Inkwizycji, palenia na stosie tylko dlatego, że ktoś miał odrobinę bardziej światły umysł, niż gnuśny sąsiad, dawno przeminęły. Tak czarownice, jak też płonące stosy. O ile tych drugich na szczęście spotkać już nie można, to w wypadku czarownic i ich obecności wśród nas nic nigdy nie wiadomo.

Ziarenko do przemyśleń zasiała w moim, bo jeszcze nie w waszym, umyśle Anna Litwinek i jestem również przekonany, iż czytając jej powieść „Czarownica” poczujecie się podobnie. O autorce nie wiadomo zbyt wiele, ale jak to czasem bywa nic nie mówiące debiuty mogę stać się nagle wielkiego formatu wydarzeniem. Czasem z prostych słów wieszcz potrafi upleść zaczarowaną opowieść, gdzie kamienice, krypty kościelne i zamki stare. Tutaj, jak karta z Tarota na drodze stanie Archeolog i choć nie zapała do Soni sympatią z pierwszego spojrzenia drugie może mieć zupełnie inne odniesienie.

Choć jest to tylko książka, pięknie i sugestywnie odmalowana historia, to jednak otwiera się przed czytelnikiem pewien, wcześniej zupełnie nieznany horyzont myśli i zdarzeń, który skłania do refleksji nad otaczającym nas światem, a także zjawiskami czasem trudnymi do przyswojenia na zdrowy chłopski rozum. 46 stron wystarczyło, aby polubić Sonię, poczuć się zaintrygowanym historią mającą swój początek w Boże Narodzenie, a przy tym uświadomić sobie, że ta zimowa opowieść nie bez powodu może stać się wyjątkowa. (...)

Pełne spojrzenie dostępne w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/03/anna-litwinek-czarownica.html

Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek

Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski

Wydawać by się mogło, że zamierzchłe czasy Inkwizycji, palenia na stosie tylko dlatego, że ktoś miał odrobinę bardziej światły umysł, niż gnuśny sąsiad, dawno przeminęły. Tak czarownice, jak też płonące stosy. O ile tych drugich na szczęście spotkać już nie można, to w wypadku czarownic i ich obecności wśród nas nic nigdy nie wiadomo.

Ziarenko do przemyśleń zasiała w moim,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka pod Patronatem
http://lubimyczytac.pl/grupa/1855/ksiazka-pod-patronatem

Wstrząśnięte. Nie mieszane. Bardzo wytrawne. Inspirujące.

„W głosie kobiety pobrzmiewała wyraźna nuta sarkazmu. Policjant nie tylko to zauważył, a i cenił. Zgadzał się z angielskim powiedzeniem, że sarkazm to najniższa forma dowcipu, za to najwyższa forma inteligencji.”

Joanna Opiat-Bojarska rozwija się twórczo, zmienia nasze spojrzenie na literaturę kryminalną, wyostrza smak, podnosi poziom zadowolenia w lekturze. Z każdą kolejną książką jest to nowa, inspirująca i zaskakująca przestrzeń czasowa. Przestrzeń, w której zamyka się opowiadana historia. Dosyć szybko ewoluuje, zmienia się, od samego początku nastraja optymistycznie czytelnika, który po kilku stronach jest już pewien, że trafił w sam środek misternie skomponowanej intrygi.

Bez zbędnych wstępów zostajemy wciągnięci w zawiłości życiowe Aleksandry Wilk i dramat, który dotknął ją tak niedawno. Trzysta siedemdziesiąt cztery dni wcześniej wydarzyło się coś, co na zawsze odmieniło życie jej, a także jej rodziny.

Jednak wystarczyły dwa dni, aby wszystko czego do tej pory była pewna, co wmawiała jej policja, co wynikało ze skomplikowanego śledztwa legło w gruzach. A to tylko „Poniedziałek” i „Wtorek”, gdyż strukturę dni tygodnia ma „Gra pozorów” Joanny Opiat-Bojarskiej. Dwa dni, tylko dwa, a może aż dwa w trakcie których horyzont zdarzeń zmienił się diametralnie.

Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/02/ksiazka-pod-patronatem-joanna-opiat.html

Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek

Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski

Książka pod Patronatem
http://lubimyczytac.pl/grupa/1855/ksiazka-pod-patronatem

Wstrząśnięte. Nie mieszane. Bardzo wytrawne. Inspirujące.

„W głosie kobiety pobrzmiewała wyraźna nuta sarkazmu. Policjant nie tylko to zauważył, a i cenił. Zgadzał się z angielskim powiedzeniem, że sarkazm to najniższa forma dowcipu, za to najwyższa forma inteligencji.”

Joanna Opiat-Bojarska...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgnij po link, wymów zaklęcie i zagraj o PAKIET PIĘCIU KSIĄŻEK I PŁYTĘ NIESPODZIANKĘ. Rozdanie trwa do 22 lutego, polecam i zapraszam!
http://koominek.blogspot.com/2017/02/18ksiazkapodpatronatem.html

… skrzydła Anioła
ochraniać będę Twe ramiona…

Z dumą zapowiadam premierę książki, która będzie miała miejsce już w najbliższy poniedziałek, 14 marca.

Zostawiliśmy za sobą krzyże, ból, wojnę i cierpienie. Odrzuciliśmy na długo, być może na zawsze, powojenną traumę wierząc, że przed nami tylko dobre, pogodne dni. Nauczyliśmy się żyć, jakby wojny nigdy nie było.

Kiedy poproszono mnie o napisanie rekomendacji na okładkę najnowszej powieści Justyny Wydra nie miałem obaw, że lektura jej książki będzie czasem bezpowrotnie straconym. Czułem podświadomie, że może wydarzyć się coś naprawdę dobrego.

Moje zawodowe życie od roku związane jest z Gliwicami, z tego miasta pochodzi autorka i było ono również określonym punktem odniesienia w książce noszącej tytuł „Esesman i Żydówka”. Nie bez powodu był to akapit otwarcia, gdyż swego czasu Justyna stwierdziła, że ma dosyć wojny. Jest nią zmęczona i ma ochotę na coś zupełnie innego. Wtedy zapytałem na co tak naprawdę ma ochotę. Odpowiedziała, że dowiem się o tym, jak skończy swoją najnowszą powieść.

Nie pamiętam, czy tak dosłownie przebiegała wymiana uprzejmości między nami, wiem jednak, że zasadnicze sedno zostało uchwycone, „Ponieważ wróciłam” staje się zupełnie nowym, zaskakującym i inspirującym punktem odniesienia w twórczym dorobku Justyny Wydra. (...)

http://koominek.blogspot.com/2016/03/justyna-wydra-poniewaz-wrociam.html

Sięgnij po link, wymów zaklęcie i zagraj o PAKIET PIĘCIU KSIĄŻEK I PŁYTĘ NIESPODZIANKĘ. Rozdanie trwa do 22 lutego, polecam i zapraszam!
http://koominek.blogspot.com/2017/02/18ksiazkapodpatronatem.html

… skrzydła Anioła
ochraniać będę Twe ramiona…

Z dumą zapowiadam premierę książki, która będzie miała miejsce już w najbliższy poniedziałek, 14 marca.

Zostawiliśmy za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Minęło raptem kilka dni od premiery najnowszej książki Renaty Kosin. Choć w swoim twórczym dorobku ma już kilka powieści, „Sekret zegarmistrza” jest pierwszą jej pióra, którą miałem niewątpliwą przyjemność odkrywać. Miałem również nadzieję, że słowem końcowym uda się znacznie wcześniej wypełnić intelektualną przestrzeń, jednak czas rządzi się swoimi niezmiennymi prawami.

Czas, który dla zegarmistrza ma jakże ważne i istotne znaczenie. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Stare, niedokończone sprawy w nowym świetle innej epoki głośno i wyraźnie dadzą znać o sobie. Renata Kosin z wyjątkową swobodą plecie z luźnych nitek misternie utkaną opowieść.

Nie bez znaczenia dla zrozumienia świadomego istnienia tej opowieści jest Lena z jej przeszłością zawieszoną w starym dworku, w którym to, co minione mierzy się z tym, co wiadome i konieczne. Jak remont, który w niezamierzony sposób odkrył przed Leną starannie ukrywaną wstydliwą tajemnicę.

„Sekret zegarmistrza” w fascynujący sposób przenika do świadomości czytelnika. Wielopokoleniowy konflikt rodzin głęboko osadzony w powstaniu styczniowym, w którym rodzina Śmiałkowskich licznie brała udział jest swoistym preludium tragicznych i bolesnych zdarzeń. Jednak, aby w namacalny sposób to odczuć trzeba poznać Lenę i jej emocjonalny związek z domem, który wciąż pełen jest duchów i niedopowiedzeń. Żonę i matkę, artystkę, kobietę mądrą, inteligentną, na której barkach los złożył brzemię minionych dni. (...)

Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/02/renata-kosin-sekret-zegarmistrza.html

Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek

Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski

Minęło raptem kilka dni od premiery najnowszej książki Renaty Kosin. Choć w swoim twórczym dorobku ma już kilka powieści, „Sekret zegarmistrza” jest pierwszą jej pióra, którą miałem niewątpliwą przyjemność odkrywać. Miałem również nadzieję, że słowem końcowym uda się znacznie wcześniej wypełnić intelektualną przestrzeń, jednak czas rządzi się swoimi niezmiennymi prawami....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke

Zanim ją poznałem już miałem świadomość, że została odebrana w bardzo dziwny i zaskakująco chłodny, zły sposób. Rzuciłem tylko okiem na mnogość negatywnych opinii na pewnym portalu w duchu zastanawiając się nad tym, „Dlaczego?”. Co takiego się wydarzyło, że najnowsza powieść Anny Ficner-Ogonowskiej została tak stłamszona tymi wszystkimi spojrzeniami, które w trakcie lektury mówiły, „Co to ma być!?”, „Co to za szmira, gniot nieprzeciętny?”.

Nie cytuję w tym momencie nikogo, bo nie jest to konieczne. Jestem na gorąco po lekturze i z pełną świadomością mogę powiedzieć, że jest to najlepsza, najbardziej emocjonalna powieść autorki. Kiedy swego czasu odkrywałem „Alibi na szczęście”, a później pozostałe powieści ze szczęściem w tytule, łącznie z napisaną z potrzeby chwili świąteczną niespodzianką, „Szczęście w cichą noc”, miałem już wyrobioną opinię o tym, jak pięknie, delikatnie, urzekająco autorka potrafi opowiadać o otaczającym nas życiu. Ze wszystkimi radościami i smutkami, które je wypełnią i które mu towarzyszą.

Historia Hani i Mikołaja nie pozostawiła złudzeń, co do tego, że oto w polskiej literaturze pojawił się autor (w zasadzie autorka), który nauczył nas patrzeć na uczucia w zupełnie inny, znacznie bardziej zaangażowany sposób. Jak to kiedyś ująłem:

‘(…) Przyznać się muszę, że zatrzymało mi się serce w lekturze. Gdzieś na półmetku przelała się czara mnogości uczuć, nadmiaru wrażeń, wrażliwości ducha, dawno niespotykana w lekturze, przenikająca me myśli historia prosta. A jednak nie taka prosta, gdyż zawiłości leżące w naturze człowieka nie dają możliwości, aby im sprostać.

Wszystko, co było wcześniej, było proste i piękne, wszystko, co jest teraz ma niewyobrażalną w swej potędze uczuć i miłości, siłę. Szczególna kompozycja dźwięków urzekającej muzyki Michała Lorenca i wyjątkowych w swej szczególnej nucie słów Anny Ficner-Ogonowskiej. Przypadkowe zestawienie w jakże trafny sposób nadało sens odkrywanej stopniowo historii.’

Skromne wprowadzenie do „Czas pokaże” niczego nie odkrywało i niczego nie ułatwiało. Mam też w zwyczaju omijanie wzrokiem szerszych spojrzeń na interesujący mnie tytuł, choć mnogości negatywnych opinii nie dało się nie zauważyć przed lekturą. Co trochę deprymowało i wprowadzało pewne zakłopotanie, co będzie i jak będzie i czy faktycznie jest tak źle. (…)

Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2016/01/anna-ficner-ogonowska-czas-pokaze.html

Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke

Zanim ją poznałem już miałem świadomość, że została odebrana w bardzo dziwny i zaskakująco chłodny, zły sposób. Rzuciłem tylko okiem na mnogość negatywnych opinii na pewnym portalu w duchu zastanawiając się nad tym, „Dlaczego?”. Co takiego się wydarzyło, że najnowsza powieść...

więcej Pokaż mimo to