-
ArtykułySEXEDPL poleca: najlepsze audiobooki (nie tylko) o seksie w StorytelLubimyCzytać1
-
ArtykułyTom Bombadil wreszcie na ekranie, nowi „Bridgertonowie”, a „Sherlock Holmes 3” jednak powstanie?Konrad Wrzesiński1
-
Artykuły„Dzięki książkom można prawdziwie marzyć”. Weź udział w akcji recenzenckiej „Kiss cam”Sonia Miniewicz1
-
Artykuły„Co dalej, palenie książek?”. Jak Rosja usuwa książki krytyczne wobec władzyKonrad Wrzesiński25
Biblioteczka
2024-05
2024-04
Pamiętacie jeszcze, jak to jest zakochać się po raz pierwszy? Jak to jest spoglądać na swoje uczucia bez tej pewności, że to już, oto jest zakochanie? Albo próbować odnaleźć się w tej sytuacji, która przydarza się przecież po raz pierwszy i w której nie można podeprzeć się własnym doświadczeniem. Właśnie ten, tak wyjątkowy i efemeryczny moment życia dwojga nastolatków - Violi i Storma - uchwyciły autorki komiksu Sztorm w sercu. W sercu sztorm Annette Herzog, Katrine Clante i Rasmusa Brenghoi.
To rzeczywiście niezwykła powieść graficzna, która świetnie wykorzystuje pomysł na opowiedzenie jednej historii z dwóch perspektyw, które spotkają się w jednym punkcie. Układ tej pozycji daje czytelnikowi wyraźny sygnał, że może czytać historie w dowolnej kolejności - od jednej strony pozna perspektywę Violi, po obróceniu książki - perspektywę Storma. Obie zaś opowieści zbiegają się w samym środku książki w jednej scenie, która jest symboliczna i wymowna, choć wcale historii nie domyka.
Jeśli chodzi o historię Violi, to skupia się ona na dziewczęcej perspektywie związanej z pierwszym uczuciem. Zawiera w sobie typowe dla nastolatek niepewność, zawstydzenie, huśtawkę nastrojów czy szukanie pocieszenia u przyjaciółki. Widzimy zakochaną dziewczynę w domu i w szkole, w otoczeniu rówieśników i w samotności, a przy tym obserwując zachowanie, zagłębiamy się w emocjonalną burzę.
Perspektywa Storma doskonale się z historią Violi komponuje. Jest zarazem odrębna, "chłopacka", a z drugiej bardzo podobna. Autorka pokazuje, że choć chłopcy zdają się zachowywać - także w swoim gronie - inaczej od dziewcząt, to zakochanie potrafią przeżywać bardzo podobnie - również poddając się wątpliwościom czy wahaniom nastroju.
Próbując rozeznać się we własnych uczuciach, bohaterowie mimochodem zgłębiają też naturę samej miłości. Pierwsze doświadczenia, pocałunki i pożądanie zestawione są z jednej strony z lekcjami o płciowym dojrzewaniu, statystykami - siłą rzeczy dotyczącymi duńskiej młodzieży, ale wydawnictwo postarało się przywołać także te rodzime - tekstami piosenek czy teoriami filozoficznymi - aczkolwiek podanymi w bardzo atrakcyjnej formie.
W tej opowieści, skupionej na jednym, tak ważnym w życiu człowieka uczuciu, rozbłyskuje cała gama przeróżnych emocji, oscylujących na skali od euforii do rozpaczy. Młodzi bohaterowie uczą się dzięki obserwacji, rówieśnikom, ale też wsparciu dorosłych. Nie ma w tej pozycji tematów tabu, bo autorki skupiają się zarówno na emocjach, jak i fizyczności, podkreślając, że są one ze sobą splecione i nie powinny być traktowane rozłącznie. Jednocześnie sama opowieść jest bardzo prawdziwa także w portretowaniu relacji w grupie rówieśniczej oraz - co ważne - w rodzinie. Z jednej strony została zaakcentowana waga wsparcia rodziców w tym trudnym czasie, z drugiej autorka pokazuje, że często młodzi reagują na to wsparcie z zażenowaniem lub nawet od niego uciekają, co nie znaczy, że nas, dorosłych, nie potrzebują.
To bardzo pozycja naprawdę wyjątkowa, w skondensowanej, przystępnej formie obejmująca całą masę zagadnień związanych z pierwszą młodzieńczą miłością. Poruszająca, empatyczna i wartościowa, w mądry sposób wyciągająca fizyczność ze strefy tabu i przywracająca jej miejsce w obrębie zagadnienia, a jednocześnie nie skupiająca się jedynie na niej. Ta opowieść ma szansę trafić zarówno do młodych dziewcząt, jak i chłopców w okresie dojrzewania, stojących u progu pierwszych porywów serca. Szczerze i możliwie wszechstronnie pozwala zapoznać się zarówno z perspektywą bohaterki, jak i bohatera, budując przestrzeń do zrozumienia zarówno własnych emocji, jak i perspektywy drugiej strony tej pięknej, choć skomplikowanej relacji.
Wizualnie zachwyca nie tylko graficznym układem opowieści, ale też dwiema "perspektywami" ilustracji. Historię Storma akcentuje wyrazista kreska Rasmusa Brenghoi, którego niektórzy rodzice kojarzyć mogą jako autora ilustracji do serii komiksów Mira. Perspektywę Violi zwizualizowała Katrine Clante. W tej pozycji graficy dopasowują wizerunki postaci do nieco starszego odbiorcy, jednocześnie akcentując swój indywidualny styl, a także tworząc urzekające kolaże pełne tekstów piosenek, cytatów i ulotnych myśli i idealnie oddając nastroje bohaterów i wizualizując ich emocje.
W tej publikacji zachwyca nie tylko tytułowa gra słów nawiązująca do imienia bohatera i odwracająca kolejność wyrazów, co udało się zachować w polskim tłumaczeniu. Przede wszystkim jednak to pozycja urzekająca i wzruszająca, jednostkowa i uniwersalna zarazem, w której jak w lustrze przejrzeć się mogą nastoletni odbiorcy, a jednocześnie przy której o dawno zapomnianych emocjach przypomnieć sobie mogą rodzice. Szczera, prawdziwa, delikatna i wyrazista zarazem. To doskonały punkt wyjścia do porozmawiania z naszymi dziećmi o bardzo wielu kwestiach związanych z miłością - zarówno emocjonalną, jak i fizyczną - budujący też dla młodych przestrzeń do osobistych przeżyć i refleksji. Takich pozycji wcale nie ma za wiele, tym bardziej w bardzo przystępnej formie powieści graficznej. Idealna dla odbiorców od 14. roku życia.
Pamiętacie jeszcze, jak to jest zakochać się po raz pierwszy? Jak to jest spoglądać na swoje uczucia bez tej pewności, że to już, oto jest zakochanie? Albo próbować odnaleźć się w tej sytuacji, która przydarza się przecież po raz pierwszy i w której nie można podeprzeć się własnym doświadczeniem. Właśnie ten, tak wyjątkowy i efemeryczny moment życia dwojga nastolatków -...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04
Bardzo mnie cieszy, że w literaturze, także tej skierowanej do czytelników nastoletnich, coraz mniej jest tematów tabu, a coraz silniejsza jest widoczność różnorodności i obecność reprezentacji osób nieheteronormatywnych. Choć część dorosłych wciąż uporczywie zamyka oczy i usta oraz zatyka uszy, to młodzież (i nie tylko) coraz częściej głośno mówi o tym, że nie pasuje do sztywnych, wytyczonych społecznie i arbitralnie ram. Coraz więcej też osób dzieli się swoimi doświadczeniami w dążeniu do życia w zgodzie z sobą, co daje nadzieję kolejnym pokoleniom "niedopasowanych". Wśród relacji z przebytej drogi znajdziemy już pamiętniki, wspomnienia, autobiografie czy fikcyjne, choć wynikające z własnych doświadczeń, fabuły. A kolejnym z środków wyrazu, po jaki sięgają artyści, jest komiks. I tu świetnym przykładem będzie praca Lewisa Hancoxa pt. Witajcie w St. Hell. Moje transpłciowe dorastanie.
Bardzo się cieszę, że Nasza Księgarnia odważnie zdecydowała się na wydanie tej publikacji w języku polskim, ponieważ budowanie świadomości rewelacyjnie wpływa na rozwój tolerancji, a szukanie wspólnoty doświadczeń w historiach innych osób może pomóc niejednemu młodemu człowiekowi na osobistej drodze do samoakceptacji.
Lewis Hancox jest transpłciowym influencerem, filmowcem i ilustratorem z Wielkiej Brytanii. W 2011 roku brał udział w serialu dokumentalnym Channel 4 "Moje transpłciowe lato". Później on i Fox Fisher, aktywiszcze na rzecz środowiska transpłciowego, stworzyli rozwijany do dziś projekt "My Genderation" dotyczący życia i doświadczeń osób transpłciowych. Wielu z internetowych followersów Lewisa nie zna jego przeszłości. Lubią jego poczucie humoru. Lewis od dziecka kochał rysowanie. Dostarczanie ludziom rozrywki i edukowanie ich mimochodem to istotna część jego działalności.
Witajcie w St. Hell jest komiksem opisującym jego zmagania z poczuciem wyobcowania, dysforią płciową, dojrzewaniem, szkołą i drogą do tranzycji. Składa się z czarno-białych kadrów, w których autor nie dąży do upiększania siebie czy otoczenia, ale symbolicznego opowiedzenia własnej historii. Wizerunek jego samego, bogatszego o całe zebrane doświadczenia Lewisa, towarzyszy dojrzewającej Lois, która zmaga się z wieloma problemami w domu i środowisku rówieśniczym i stopniowo odkrywa prawdę o własnej tożsamości.
Droga, którą przebył Lewis nie była łatwa, stąd wiele z pokazanych w komiksie sytuacji podszyte jest lękiem i bólem. Jednocześnie "komentarz z offu", czyli wyobrażenie Lewisa, mężczyzny po trazycji, rozładowuje nieco emocjonalny ciężar historii i raz po raz daje nadzieję.
Ta brawurowo narysowana i opowiedziana historia jest nieco na potrzeby komiksu uproszczona, a jednocześnie widać w niej szczerość. Hancox nie unika tematów tabu, opowiada o problemach psychicznych, zaburzeniach odżywiania, zmaganiach z ciałem, relacjami z ludźmi, tożsamością, seksualnością. Jednocześnie pokazuje, ile miał w życiu szczęścia, odnajdując w końcu akceptację w domu i wsparcie wśród przyjaciół, a także wskazując, gdzie współcześni nastolatkowie mogą szukać informacji i wsparcia. Co ważne - również polski wydawca zadbał o to, by takie informacje dotarły do odbiorcy i załączył do publikacji posłowie, którego autorem jest Dag z tranzycja.pl, oraz zamieścił adnotacje o stronach i organizacjach, u których można szukać informacji i wsparcia.
Wydawca zaznacza, że to publikacja skierowana do odbiorców powyżej 14. roku życia (informacja jest na okładce, co bardzo szanuję) i uważam, że to odpowiednia rekomendacja. Jest tu przecież trochę traum, używki i pierwsze erotyczne doświadczenia, aczkolwiek żaden z tematów nie jest pokazany w sposób przesadzony. To raczej szczery zapis doświadczeń, które przecież dotykają wielu nastolatków. Największą wartością - poza właśnie szczerością podlaną luzem i humorem - tej publikacji jest fakt, że mimo iż doświadczenie autora z własną transpłciowością nie jest uniwersalne, to jednak pokazanie całego procesu z jednej strony buduje poczucie wspólnoty u młodych stojących w obliczu podobnych doświadczeń, a z drugiej przyczynia się do lepszego zrozumienia wśród ich rówieśników. Zawsze podkreślam, że zrozumienie drugiego człowieka to krok ku większej tolerancji, i do niej także przyczynić się może znajomość historii Lewisa. Życzyłabym sobie, by po książkę sięgnęli też dorośli - nie tylko rodzice dzieci trans, ale wszyscy. Ten komiks jest bowiem doskonałym medium służącym do zrozumienia, przez co przechodzą osoby transpłciowe i jak bardzo krzywdzące są próby wpasowania ich w akceptowalne powszechnie "szufladki".
Nie mam złudzeń, że ta książka odmieni czyjeś życie, jednak każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku.
Bardzo mnie cieszy, że w literaturze, także tej skierowanej do czytelników nastoletnich, coraz mniej jest tematów tabu, a coraz silniejsza jest widoczność różnorodności i obecność reprezentacji osób nieheteronormatywnych. Choć część dorosłych wciąż uporczywie zamyka oczy i usta oraz zatyka uszy, to młodzież (i nie tylko) coraz częściej głośno mówi o tym, że nie pasuje do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03
To nie jest jeszcze jedna książka o dojrzewaniu. A może jest, tylko w zupełnie innym wymiarze. Ale przecież wydawnictwo Dwie Siostry słynie z wydawania rzeczy nieszablonowych, nietuzinkowych i zaskakujących. Kiedy trafił do mnie komiks Heleny Stańczak Ni pies, ni wydra ucieszyłam się, ale spodziewałam się, że będzie to jeszcze jedna pozycja opisująca proces dojrzewania. Nic bardziej mylnego. To zupełnie inna, wyróżniająca się pozycja.
Komiks powstał jako praca dyplomowa w liceum plastycznym (cóż za rewelacyjny pomysł) i zawiera historie, które autorka zebrała na podstawie internetowej ankiety. Siłą rzeczy to historie bardzo różne i pochodzące z różnych czasów, ale przez to ukazujące różnorodność spektrum doświadczeń wieku nastoletniego.
Są tu pokazane sytuacje, które z perspektywy czasu wydają się dość błahe, jednak dla doświadczających je młodych ludzi mogły być prawdziwą tragedią, co często sami podkreślają. Przeczytacie tu o malowaniu się, goleniu nóg, walce z pryszczami. O pierwszych miesiączkach, stanikach, orgazmach. Jest kilka historii lekkich, a nawet wesołych, ale też poruszone są kwestie trudne - związane z dojrzewaniem, orientacją czy tożsamością. W tych szczerych opowieściach niejeden czytelnik odnajdzie echa własnych przeżyć.
Autorka i wydawnictwo stawiają na szczerość i nie cenzurują opowieści, nie wybierają ich pod tezę i nie zamieniają w lekcję. A jednak sam komiks jest bardzo ważną nauką dla każdego czytelnika. Przypomina, że nastolatki mierzą się z bardzo różnymi problemami i bywa, że ich doświadczenia są naprawdę trudne. Jednocześnie ta różnorodność oznacza też pewną wspólnotę doświadczeń, w których możemy się w czasie lektury odnaleźć. Opowieści można czytać na wyrywki, zwłaszcza że część historyjek udaje się zawrzeć w obrębie jednej strony, ale to tylko pokazuje, że nie ma doświadczeń mniej i bardziej ważnych. Każda, nawet najmniejsza historia, jest istotna, bo jest czyimś doświadczeniem.
To nietypowa, wyjątkowa lektura, która powinna trafić zarówno w ręce młodzieży, jak i dorosłych. Młodszych czytelników może przekonać, że nie są odosobnieni w swoich przeżyciach i doświadczeniach i dać w ten sposób otuchę i poczucie przynależności. Za to czytelnikom dorosłym przypomni, że bycie nastolatkiem bywa czasem koszmarnie trudne i uwrażliwi na przeżycia, które z racji wieku potrafimy traktować z dużą dozą pobłażania. To nie poradnik ani gotowa recepta na problemy, ale frapująca, skłaniająca do refleksji lektura.
To nie jest jeszcze jedna książka o dojrzewaniu. A może jest, tylko w zupełnie innym wymiarze. Ale przecież wydawnictwo Dwie Siostry słynie z wydawania rzeczy nieszablonowych, nietuzinkowych i zaskakujących. Kiedy trafił do mnie komiks Heleny Stańczak Ni pies, ni wydra ucieszyłam się, ale spodziewałam się, że będzie to jeszcze jedna pozycja opisująca proces dojrzewania. Nic...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03
Wcześniejsze tomy serii komiksowej Sami Bruna Gazzotti i Fabiena Vehlmanna zaintrygowały i mnie, i Wojtka. Sprawdziły się jako komiksy skierowane do młodszej młodzieży i pozostawiły nas w oczekiwaniu na kontynuację. Chociaż znam już niejedną katastroficzną czy antyutopijną opowieść o dzieciakach zdanych na siebie we wrogim otoczeniu, twórcy raz za razem dowodzą, że mogą stworzyć oryginalną fabułę. Nie inaczej jest w przypadku kolejnego zeszytu z serii - W przepaści.
Niesamowite w tej serii jest to, że wraz z pojawianiem się kolejnych odpowiedzi na nurtujące bohaterów i czytelników pytania, pojawiają się kolejne niewiadome i zagadki do rozwiązania. Choć wiemy już, że dziwne miejsce, w której wszyscy znaleźli się SAMI, bez dorosłych, jest wymiarem zawieszonym między życiem a śmiercią, nie mamy pojęcia, jak dokładnie te wszystkie dzieci się tam znalazły i co je czeka.
Jednocześnie na te rozważania nie ma wcale zbyt wiele czasu, bo bohaterowie wciąż muszą walczyć o przetrwanie, a niezidentyfikowane zagrożenie czyha dosłownie wszędzie. Dzieciaki uczą się polegać na sobie, choć wcale to nie jest łatwe, ale we wrogim otoczeniu to wszystko, na co mogą liczyć.
Tekstu w komiksie jest niewiele, dialogi są proste, ale dobrze dopasowane do fabuły. Wypełniają tę przestrzeń, której nie można oddać samym obrazem, a jednocześnie nie stanowią bariery dla odbiorców, którzy wprawiają się w czytaniu. Scenariusz Vehlmanna muszę uznać za rzeczywiście udany i dopracowany pod kątem potencjalnego odbiorcy. Sama jestem ciekawa, z czym jeszcze mierzyć się będą bohaterowie. Frajdę sprawia mi nie tylko odkrywanie mechaniki tego świata, ale snucie teorii o przyczynach zastanego stanu i tego, dokąd może ta historia prowadzić.
W przepaści znów ciekawie rozwija historię i kontynuuje rozpoczęte wątki, a scenariusz raz za razem zaskakuje. Seria, która wydawała się opowieścią postapokaliptyczną okazała się bardziej science fiction o dodatkowym wymiarze, a jednocześnie wciąż jest interesującą historią skupioną na przetrwaniu, zaufaniu oraz dynamice grupy. A finałowy cliff-hanger sugeruje, że twórcy nadal nie postawili kropki nad i.
Wcześniejsze tomy serii komiksowej Sami Bruna Gazzotti i Fabiena Vehlmanna zaintrygowały i mnie, i Wojtka. Sprawdziły się jako komiksy skierowane do młodszej młodzieży i pozostawiły nas w oczekiwaniu na kontynuację. Chociaż znam już niejedną katastroficzną czy antyutopijną opowieść o dzieciakach zdanych na siebie we wrogim otoczeniu, twórcy raz za razem dowodzą, że mogą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02
Supersi to kolejny z komiksowych cykli, który przykuł naszą uwagę i którego kolejne części przekonały nas do podążania za historią trójki dzieciaków, które przybyły na Ziemię z kosmosu i próbują radzić sobie bez rodziców. Do kolekcji dołączyliśmy właśnie zeszyt czwarty pt. Samotność.
Troje dzieci z innej planety – Mat, Lili i Benji – są obdarzone supermocami i wspomagane przez robota Ala. Są rozdarte między chęcią prowadzenia normalnego życia wśród ludzi a lękiem przed odkryciem, kim są. W tej serii autorzy podejmują takie tematy, jak poszukiwanie tożsamości, rodziny, samotności i odmienności pod przykrywką opowieści o superbohaterach.
W czwartym tomie dowiadujemy się, że Mat nie radzi sobie po zniknięciu Benjiego, bo nadal jest w szoku, a jego siostra Lili za wszelką cenę próbuje odszukać młodszego brata. Nieoczekiwanie dzieci znajdują schronienie u inspektora Leseca, który zrobi wszystko, żeby im pomóc.
Przyznam, że ten tom odrobinę mnie rozczarował. Spodziewałam się, że po porwaniu Benjego akcja przyspieszy, a w znacznej części pozostaje statyczna. Z jednej strony rozumiem, że autorzy chcieli pokazać, że starsze dzieci próbują cierpliwie czekać na wieści i radzić sobie z poczuciem winy, ale tej skupionej na emocjach części nie równoważy przedstawienie tego, co dzieje się z najmłodszym z rodzeństwa.
Przypuszczam, że autorzy chcieli zasugerować, że na Benjim próbowano eksperymentować, ale chcieli też uniknąć drastycznych scen - w końcu to komiks dla grupy określanej jako middle-grade. I w tym zawoalowaniu mam wrażenie, że coś umyka, czegoś brakuje, choć może to kwestia wieku odbiorcy i młodsi czytelnicy nie dopatrzą się tu wad.
Mimo wszystko wciąż uważam, że to seria warta uwagi, a czwarty zeszyt zgrabnie kontynuuje opowieść o dzieciakach, których supermoce mogą stanowić ich przekleństwo, a przede wszystkim nie chronią ich przed błędami. Znów mamy walkę z własnymi słabościami i poczuciem porażki, a przede wszystkim poczuciem winy. Podoba mi się też wątek policjanta, który w uroczo nieporadny sposób próbuje nie tylko pomagać dzieciakom, ale też wesprzeć je emocjonalnie, choć sam wiele wycierpiał.
Za warstwę rysunkową odpowiada Dawid. To dzięki niemu młodzi bohaterowie nabrali kształtów, charakterystycznych rysów, a barwne kadry zapełniły się i ożyły. Pozycja jest przyjemna w odbiorze, ciekawa i przede wszystkim czytelna dla docelowego odbiorcy. I mimo że mam wobec tego tomu pewne zastrzeżenia, to finałowy cliff-hanger znów rozpalił moje oczekiwania i niecierpliwie wyglądam kontynuacji.
Supersi to kolejny z komiksowych cykli, który przykuł naszą uwagę i którego kolejne części przekonały nas do podążania za historią trójki dzieciaków, które przybyły na Ziemię z kosmosu i próbują radzić sobie bez rodziców. Do kolekcji dołączyliśmy właśnie zeszyt czwarty pt. Samotność.
Troje dzieci z innej planety – Mat, Lili i Benji – są obdarzone supermocami i wspomagane...
2024-02
Zazwyczaj wzbraniam się przed segregowaniem książek dla dzieci na "dziewczęce" i "chłopięce", bo w większości przypadków są uniwersalne i każde dziecko może znaleźć w nich coś dla siebie. Nie da się jednak ukryć, że pewne historie w pewnym wieku bywają bliższe dziewczynom niż chłopakom, co wcale nie znaczy, że są zarezerwowane dla kogokolwiek. I tak było z komiksem Mira Sabine Lemire i Rasmusa Bregnhoi, którego "miłosna" tematyka mogła - w moim odczuciu - częściej zainteresować młode czytelniczki niż czytelników. Jednak drugi tom, mimo dziewczęcej bohaterki, dotyka znacznie bardziej uniwersalnych tematów. Ale uwielbiam go tak samo jak pierwszą odsłonę.
Autorka rewelacyjnie wykorzystuje hashtagi w funkcji podtytułów swoich komiksów. Pozwalają one zorientować się, jakich tematów dotyka dana część, a jednocześnie nawiązują do Instagrama, na którym swój profil prowadzi Mira. I tak w pierwszej części mieliśmy #przyjaźń #zakochanie #mójrok, a w drugiej odsłonie #tata #miłość #domnabarce Bo to właśnie te trzy tematy zaprzątać będą głowę Miry najbardziej.
Komiks świetnie wyraża ciekawość dziecka, które nigdy nie poznało swojego ojca i bardzo chce się o nim więcej dowiedzieć, a także portretuje nawiązywanie relacji. W prosty, ale szczery sposób pokazuje zarówno jasne strony tej sytuacji, jak i pewne problemy, których nastręcza, także ze strony mamy, która dotąd była jedynym rodzicem w życiu dziecka. To bardzo ciekawy i ładnie poprowadzony wątek, z którym komiks radzi sobie nie gorzej od powieści obyczajowej.
Oprócz tego mamy wspaniałą przygodę, jaką jest przeprowadzka do domu na barce, oraz tworzenie nowej rodziny i życie z partnerem mamy. Jest tu w relacjach rodzinnych wiele ciepła i dobrych emocji, ale bez niepotrzebnego lukru. Część czytelników zapewne odnajdzie się też w wątku dotyczącym nowej znajomości Miry i zazdrości jej "starej" przyjaciółki, która czuje się zagrożona.
To jeden z tych komiksów, który łączy uniwersalne i ważne tematy z lekką formą i okraszoną humorem fabułą. Jednak ten humor nie obśmiewa dziecięcych problemów, a raczej w zabawny sposób ukazuje świat dorosłych widziany oczami dziecka. W tym wszystkim nie ginie esencja historii i prawdziwe, czytelne dla odbiorcy emocje.
Sabine Lemire wymyśliła naprawdę świetną historię, która z czułością i wnikliwością spogląda na dziecięce problemy i towarzyszące im emocje. Do tego przedstawia je w sposób budzący sympatię, szczerze, prosto, ale i poruszająco. Młodzi odbiorcy stają się przyjaciółmi Miry i mogą żywo przeżywać jej osobiste dylematy, szukając w tych emocjach cząstki siebie. A moje wewnętrzne dziecko odnajduje się w tej historii niezgorzej :-D
Zazwyczaj wzbraniam się przed segregowaniem książek dla dzieci na "dziewczęce" i "chłopięce", bo w większości przypadków są uniwersalne i każde dziecko może znaleźć w nich coś dla siebie. Nie da się jednak ukryć, że pewne historie w pewnym wieku bywają bliższe dziewczynom niż chłopakom, co wcale nie znaczy, że są zarezerwowane dla kogokolwiek. I tak było z komiksem Mira...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02
Z roku na rok wzrasta społeczna świadomość w kwestii depresji, jednak wciąż na tym polu jest wiele do zrobienia. Tym bardziej że czasem - zarówno przez chorych, jak i otoczenie, postrzegana jest jak coś, co podlega naszej kontroli i wymaga jedynie zwykłego "ogarnięcia się". Dlatego cieszy mnie, że o tej chorobie możemy przeczytać nie tylko w pracach naukowych czy poradnikach, ale też w tekstach literackich. Oswajanie tematu w literaturze może przynieść wiele korzyści. Także w innych środkach wyrazu, jak film czy komiks. Doskonałym przykładem może być Wszystko w porządku Debbie Tung.
Rysowniczka Debbie Tung dzieli się z czytelnikami osobistymi doświadczeniami dotyczącymi codziennego zmagania się z chorobą. Komiks, który trafia do rąk czytelnika, jest słowno-graficznym zapisem jej osobistych przeżyć i doświadczeń w tej kwestii. Doświadczeń prezentowanych z autentycznością i prostotą, a przez to tak wyrazistych.
Choć wydawcą komiksu jest Nasza Księgarnia, nie jest to pozycja stricte dla dzieci. Odpowiedniejsza będzie raczej dla starszych nastolatków i - przede wszystkim - młodych dorosłych. W końcu bohaterka tej opowieści sama jest młodą dorosłą, budującą swoją zawodową ścieżkę i zmagającą się ze zwykłymi życiowymi problemami - w tym niezrozumieniem zawodowych wyborów ze strony rodziców czy umiejętnością stawiania granic w pracy.
Autorka nie sięga po naukowe konteksty, ale szczerze opowiada o tym, jak u niej objawiała się choroba, jak maskowała swój nastrój przed otoczeniem i jak potęgowało się jej cierpienie. Szczerze wyjawia wątpliwości, jakie ją targały i jak trudno było jej przyznać, że potrzebuje pomocy. Nie jest to w żadnym razie bajka z happy endem, lecz szczera opowieść o wyboistej drodze ku zdrowieniu i tym, jak cenne jest wsparcie nie tylko ukochanej osoby, ale i profesjonalna pomoc.
Prostota i szczerość tej opowieści pozwalają w wielu kadrach przejrzeć się jak w lustrze. Bo depresja to szereg objawów, z którymi - w mniejszym nasileniu - spotyka się wielu z nas. Dzięki pracy Debbie Tung każdy czytelnik może poczuć się mniej osamotniony w swoich chwilach zwątpienia, i właśnie to jest jedną z największych wartości komiksu. Oczywiście lektura nie zastąpi profesjonalnej diagnozy, ale ma wielką moc skłaniania czytelnika do refleksji nad własnym samopoczuciem, spojrzenia na siebie z większą łagodnością i wyrozumiałością. Z czułością i empatią oswaja ten jakże ważny temat, stając się jednym z narzędzi na drodze do samoświadomości i zdrowienia. To osobista historia, którą warto poznać, niezależnie od tego, czy zmagamy się z chorobą, bo daje też nadzieję. A nie ma nic cenniejszego od nadziei, że w końcu będzie lepiej.
Z roku na rok wzrasta społeczna świadomość w kwestii depresji, jednak wciąż na tym polu jest wiele do zrobienia. Tym bardziej że czasem - zarówno przez chorych, jak i otoczenie, postrzegana jest jak coś, co podlega naszej kontroli i wymaga jedynie zwykłego "ogarnięcia się". Dlatego cieszy mnie, że o tej chorobie możemy przeczytać nie tylko w pracach naukowych czy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01
Coraz więcej dostępnych na rodzimym rynku komiksów dla dzieci i młodzieży, i to nie tylko z superbohaterskich, najbardziej uznanych franczyz, oznacza różnorodność, w której każdy znajdzie coś dla siebie. A powieści graficzne to dobra propozycja zarówno dla dzieciaków, które czytają dużo, jak i tych, które książki omijają szerokim łukiem. Osobiście bardzo cieszę się, że każda grupa wiekowa ma z czego wybierać. Dziś natomiast opowiem wam o komiksie, który ma szansę spodobać się dziewczynkom w wieku 9-13 lat. Bo bohaterka Miry to właśnie dziewczynka powoli wyrastająca z dziecięcego świata i wkraczająca w wiek nastoletni.
Dorastanie to długi i niełatwy etap życia. I trudno powiedzieć, kiedy się zaczyna. Kiedy jest ten moment, by odrzucić to, co dziecięce, i skierować się ku bardziej "dorosłym" sprawom. Oczywiście, łatwo nam teraz powiedzieć "wszystko w swoim czasie", ale kiedy ma się te 10, 11 lat i jeszcze ma chęć na zabawę lalkami, a przyjaciółki już zalotnie spoglądają na chłopców i marzą o pierwszych pocałunkach, trudno nie poczuć zagubienia. I właśnie o tym momencie opowiada nam historia Miry. O tym, jak trudno być sobą i nie ulec presji otoczenia, nie czuć się "dziecinną" tylko dlatego, że się jeszcze nie zakochało i nie psuć przyjaźni niedorzecznymi oczekiwaniami.
Mocną stroną tego komiksu jest oczywiście tytułowa bohaterka, w której niejedna czytelniczka dostrzeże odbicie samej siebie. Zwyczajna, ale w sumie interesująca dziewczyna, która jest dobrą przyjaciółką, ma swoje pasje i próbuje odnaleźć swoje miejsce w grupie rówieśniczej. Do tego ma wspierającą babcię i zwariowaną, ale szalenie sympatyczną mamę. Łączy je silna więź, co nie znaczy, że zawsze się rozumieją i że mama nigdy nie zawodzi. Jednak obie doceniają fakt, że mają siebie nawzajem i się kochają.
To jeden z tych komiksów, który łączy uniwersalne i ważne tematy z lekką formą i okraszoną humorem fabułą. Jednak ten humor nie obśmiewa dziecięcych problemów, a raczej w zabawny sposób ukazuje świat dorosłych widziany oczami dziecka. W tym wszystkim nie ginie esencja historii i prawdziwe, czytelne dla odbiorcy emocje.
Sabine Lemire wymyśliła naprawdę świetną historię, która z czułością i wnikliwością spogląda na dziecięce problemy i towarzyszące im emocje. Pokazuje tu rodzinne relacje, tęsknotę za nieobecnym ojcem, dużą dozę wyrozumiałości dla wciąż poszukującej miłości mamy (mam nadzieję, że Pan Lampa zostanie na dłużej, bo zrobił na mnie dobre wrażenie :-P), a przede wszystkim różne aspekty przyjaźni, presję ze strony rówieśników i odwagę do pozostania sobą. To bardzo krzepiąca, choć wcale nie cukierkowa opowieść, którą z radością będę proponować rówieśniczkom Miry. I którą z sympatią będę podczytywać, bo mojemu wewnętrznemu dziecku też się bardzo podoba. Tak jak oryginalna, zabawna, charakterystyczna kreska Rasmusa Breghoia.
Coraz więcej dostępnych na rodzimym rynku komiksów dla dzieci i młodzieży, i to nie tylko z superbohaterskich, najbardziej uznanych franczyz, oznacza różnorodność, w której każdy znajdzie coś dla siebie. A powieści graficzne to dobra propozycja zarówno dla dzieciaków, które czytają dużo, jak i tych, które książki omijają szerokim łukiem. Osobiście bardzo cieszę się, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12
2023-11
Uwielbiam patrzyć, jak prężnie rozwija się rodzimy rynek komiksowy dla dzieci i młodzieży i jak coraz więcej wydawnictw włącza do swojej oferty kolejne ciekawe pozycje. Kończy się czas dominacji książkowych gigantów w tym segmencie rynku, a interesujących propozycji możemy wypatrywać wśród specjalistów od wydawania prozy dla dzieci. I tak choćby w katalogu wydawnictwa Wilga pojawiły się dwa tomy komiksowego cyklu Tima Proberta Lightfall, czyli Utracone światło oraz Cień ptasich skrzydeł.
Oba przyciągają oko pięknymi okładkami z niebanalną grafiką, ale oferują znacznie więcej.
Oba tomy stanową części większej całości, choć nie wiem, na ile ksiąg ma być rozpisana. Natomiast same w sobie są tak interesującą propozycją, że trudno się im oprzeć i nie warto odwlekać lektury, tym bardziej że to jedna z tych pozycji, która ma szansę podbić serca młodzieży, ale i starszych odbiorców.
Komiks ma świetny scenariusz utrzymany w stylistyce fantasy i noszący znamiona powieści drogi. Mamy w nim dwoje nietypowych, ale sympatycznych bohaterów, z którymi odbywamy wędrówkę w poszukiwaniu świniomaga. Bea jest trochę jak nad wiek dojrzała nastolatka, która wychowywała się w bezpiecznej bańce małego świata, który może i bywał niebezpieczny, ale był też oswojony. Teraz zaś musi opuścić to, co oswojone i bezpieczne, by zmierzyć się z niebezpieczeństwem i przygodą. Towarzyszy jej Cad, przedstawiciel rasy uważanej za wymarłą, który ma za sobą smutną przeszłość, ale jest też niepoprawnym optymistą. Na styku tych dwóch osobowości rodzi się stopniowo piękna przyjacielska relacja.
W tym niezwykłym świecie wykreowanym przez Proberta czai się wielkie, niezrozumiałe, ale wyczuwalne niebezpieczeństwo. Przebudzona istota z legend okazuje się zagrażać światłu całej Irpy. I tu, pomiędzy kolejnymi przygodami i niebezpieczeństwami na trasie, zaczyna klarować się niezwykła misja dla naszych bohaterów.
Oczywiście poza intrygującym scenariuszem istotne są w komiksie także ilustracje. A te są po prostu obłędne. Urzeka w nich fantastycznie wykreowany przez autora świat, fascynują nietuzinkowi bohaterowie. Wszystko wydaje się piękne, ale w tak niebanalny sposób, że słowo "piękne" wydaje się niewystarczające. Od tego komiksu po prostu trudno oderwać wzrok.
Komiks możecie podsunąć młodszej i starszej młodzieży. Mimo pozornej sporej objętości, będzie wciągającą lekturą dla obu tych grup, czytelną i interesującą. Probert świetnie opowiada swoją historię za pomocą słów i komiksowych kadrów, w których wiele się dzieje zarówno jeśli chodzi o akcję, jak i o emocje. Dzieje się tu sporo, choć akcja rozwija się stopniowo i oprócz dynamicznych scen walki, jest przestrzeń do rozwijania relacji. Urzekają kolory, przyciągają nietuzinkowi bohaterowie. A przede wszystkim intryguje opowieść, która dopiero się rozwija i pozostawia czytelnika w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Z jednej strony chciałabym, by trzeci tom dał nam wszystkie odpowiedzi, z drugiej wcale nie chcę rozstawać się z Irpą i jej mieszkańcami.
Uwielbiam patrzyć, jak prężnie rozwija się rodzimy rynek komiksowy dla dzieci i młodzieży i jak coraz więcej wydawnictw włącza do swojej oferty kolejne ciekawe pozycje. Kończy się czas dominacji książkowych gigantów w tym segmencie rynku, a interesujących propozycji możemy wypatrywać wśród specjalistów od wydawania prozy dla dzieci. I tak choćby w katalogu wydawnictwa Wilga...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11
Uwielbiam patrzyć, jak prężnie rozwija się rodzimy rynek komiksowy dla dzieci i młodzieży i jak coraz więcej wydawnictw włącza do swojej oferty kolejne ciekawe pozycje. Kończy się czas dominacji książkowych gigantów w tym segmencie rynku, a interesujących propozycji możemy wypatrywać wśród specjalistów od wydawania prozy dla dzieci. I tak choćby w katalogu wydawnictwa Wilga pojawiły się dwa tomy komiksowego cyklu Tima Proberta Lightfall, czyli Utracone światło oraz Cień ptasich skrzydeł.
Oba przyciągają oko pięknymi okładkami z niebanalną grafiką, ale oferują znacznie więcej.
Oba tomy stanową części większej całości, choć nie wiem, na ile ksiąg ma być rozpisana. Natomiast same w sobie są tak interesującą propozycją, że trudno się im oprzeć i nie warto odwlekać lektury, tym bardziej że to jedna z tych pozycji, która ma szansę podbić serca młodzieży, ale i starszych odbiorców.
Komiks ma świetny scenariusz utrzymany w stylistyce fantasy i noszący znamiona powieści drogi. Mamy w nim dwoje nietypowych, ale sympatycznych bohaterów, z którymi odbywamy wędrówkę w poszukiwaniu świniomaga. Bea jest trochę jak nad wiek dojrzała nastolatka, która wychowywała się w bezpiecznej bańce małego świata, który może i bywał niebezpieczny, ale był też oswojony. Teraz zaś musi opuścić to, co oswojone i bezpieczne, by zmierzyć się z niebezpieczeństwem i przygodą. Towarzyszy jej Cad, przedstawiciel rasy uważanej za wymarłą, który ma za sobą smutną przeszłość, ale jest też niepoprawnym optymistą. Na styku tych dwóch osobowości rodzi się stopniowo piękna przyjacielska relacja.
W tym niezwykłym świecie wykreowanym przez Proberta czai się wielkie, niezrozumiałe, ale wyczuwalne niebezpieczeństwo. Przebudzona istota z legend okazuje się zagrażać światłu całej Irpy. I tu, pomiędzy kolejnymi przygodami i niebezpieczeństwami na trasie, zaczyna klarować się niezwykła misja dla naszych bohaterów.
Oczywiście poza intrygującym scenariuszem istotne są w komiksie także ilustracje. A te są po prostu obłędne. Urzeka w nich fantastycznie wykreowany przez autora świat, fascynują nietuzinkowi bohaterowie. Wszystko wydaje się piękne, ale w tak niebanalny sposób, że słowo "piękne" wydaje się niewystarczające. Od tego komiksu po prostu trudno oderwać wzrok.
Komiks możecie podsunąć młodszej i starszej młodzieży. Mimo pozornej sporej objętości, będzie wciągającą lekturą dla obu tych grup, czytelną i interesującą. Probert świetnie opowiada swoją historię za pomocą słów i komiksowych kadrów, w których wiele się dzieje zarówno jeśli chodzi o akcję, jak i o emocje. Dzieje się tu sporo, choć akcja rozwija się stopniowo i oprócz dynamicznych scen walki, jest przestrzeń do rozwijania relacji. Urzekają kolory, przyciągają nietuzinkowi bohaterowie. A przede wszystkim intryguje opowieść, która dopiero się rozwija i pozostawia czytelnika w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Z jednej strony chciałabym, by trzeci tom dał nam wszystkie odpowiedzi, z drugiej wcale nie chcę rozstawać się z Irpą i jej mieszkańcami.
Uwielbiam patrzyć, jak prężnie rozwija się rodzimy rynek komiksowy dla dzieci i młodzieży i jak coraz więcej wydawnictw włącza do swojej oferty kolejne ciekawe pozycje. Kończy się czas dominacji książkowych gigantów w tym segmencie rynku, a interesujących propozycji możemy wypatrywać wśród specjalistów od wydawania prozy dla dzieci. I tak choćby w katalogu wydawnictwa Wilga...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11
Lubicie się bać? Jasne, w kontrolowanych warunkach, kiedy oglądamy straszny film w domowym zaciszu, albo nawet w kinie, może to sprawiać frajdę. Ale czy lubicie się bać TAK NAPRAWDĘ? To uczucie strachu, nagłego i mocnego, wywołanego przez okoliczności, nie jest wcale przyjemne. Jedni wtedy dygoczą, inni potwornie się pocą, ale niekoniecznie rozumieją dlaczego. Czasem strach bywa irracjonalny i paraliżuje człowieka. Co wtedy dzieje się w organizmie? Można dowiedzieć się z kolejnego odcinka przygód Kurzola, czyli bohatera książki Bogusia Janiszewskiego i Nikoli Kucharskiej.
Kurzol podbił moje matczyne serce do tego stopnia, że zaczęłam odrobinę łaskawszym okiem spoglądać na wymiatane spod łóżka "koty". W czasie sprzątania uciekam myślą do świetnej przygody Antka i Kurzola we wnętrzu bezsennego organizmu. A tu już czeka na nas kolejna wyprawa, tym razem tropem... strachu.
Boguś Janiszewski i Nikola Kucharska stworzyli wspólnie kapitalną książkę, która jest świetną rozrywką, ale też bardzo na serio można się z niej co nieco nauczyć. Mamy tu realną wiedzę z zakresu fizjologii ( i psychologii) ciała człowieka podaną w bardzo przystępny i - co ważne - atrakcyjny sposób. Mamy tu do czynienia z połączeniem powieści fabularnej z komiksem, wyrażającym doskonale dialogi i "sceny z życia ciała". Uwielbiam Bogusia Janiszewskiego i jego pełne poczucia humoru, a jednocześnie nieprzekłamujące rzeczywistości książki.
Cała fabuła skupia się na irracjonalnym i nieopanowanym lęku Kurzola, który prowadzi do wnętrza organizmu i poznania zachodzących tam procesów w reakcji na strach. Po drodze Antek i Kurzol stykają się z innymi "mieszkańcami" organizmu i dowiadują się, jaką odgrywają one rolę.
Nie da się ukryć, że całość przypomina nieco to, co znamy z animowanego serialu Było sobie życie, w którym personifikacje enzymów, komórek, bakterii itp. objaśniają widzowi zasady funkcjonowania ludzkiego ciała. A jednak nie ma tu mowy o kopiowaniu, bo autor przetwarza ten pomysł całkiem po swojemu, przede wszystkim filtrując go przez swoje poczucie humoru. I dlatego daje Antkowi niezwykłego towarzysza w postaci... Kurzola.
Oczywiście nawet najlepsza historia skierowana do najmłodszych nie obejdzie się bez ilustracji, a o ten aspekt zadbała już Nikola Kucharska. I zrobiła to w świetnym stylu. Nie tylko zwizualizowała Antka, ale powołała do życia samego Kurzola. Ilustracje Kucharskiej są nie tylko ozdobnikiem dla treści, ale jej integralną częścią, jako że dialogi między postaciami zamknięte zostały w komiksowych kadrach. Dzięki temu lektura książki jest jeszcze bardziej atrakcyjna i angażująca.
Kurzol to doskonałe połączenie tradycyjnej opowieści i komiksu, a także miks przygodowej fabuły z treściami popularnonaukowymi. Skierowana do najmłodszych historia doskonale ujmuje i przedstawia temat, który jest bardziej istotny niż mogłoby się wydawać. Napisana z lekkością i sporą dawką specyficznego, ale i zrozumiałego humoru opowieść z pewnością spodoba się zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Uwielbiam takie książki i uwielbiam samego Kurzola.
Lubicie się bać? Jasne, w kontrolowanych warunkach, kiedy oglądamy straszny film w domowym zaciszu, albo nawet w kinie, może to sprawiać frajdę. Ale czy lubicie się bać TAK NAPRAWDĘ? To uczucie strachu, nagłego i mocnego, wywołanego przez okoliczności, nie jest wcale przyjemne. Jedni wtedy dygoczą, inni potwornie się pocą, ale niekoniecznie rozumieją dlaczego. Czasem strach...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11
Kiedy byłam dzieckiem, często chodziłam z babcią nad staw karmić kaczki. W tygodniu, bo w weekend karmiących było tyle, że trudno było dotrzeć nad brzeg. Za to kaczki, tłuściutkie, ścigały się z łabędziami o kolejne kawałki suchego chleba. Teraz, wiele lat później, wiem, że chleb jest nieodpowiednim pokarmem dla ptaków, ale wciąż widzę kolejne pokolenia dokarmiaczy. Potrzeba więcej świadomości, jak niekorzystnie ludzkie jedzenie wpływa na ptaki, a najlepiej edukować od małego. I tu w glorii wkraczają Tomasz Samojlik i Adam Wajrak ze swoim Detektywem wróblem i strutym dziobem.
Kto czytał pierwszy komiks o Detektywie Wróblu, ten wie dokładnie, czego się spodziewać, a kto nie czytał, niech się nie waha, bo obie części można czytać niezależnie. Oba są równie atrakcyjne i oba uczą przez zabawę. I to uczą tak, że i dorośli się sporo dowiedzą.
Tak jak pierwszy komiks koncentrował się na prezentacji gatunków miejskich ptaków i tym, jakim zagrożeniem dla nich są szklane gładkie powierzchnie, tak fabuła tego tomu koncentruje się na śmieciowym jedzeniu. Ptasi bohaterowie odkrywają, jak resztki po ludzkich posiłkach działają uzależniająco, a także jak bardzo jest ono szkodliwe. Wszystko to zamknięte jest w dynamicznych, świetnie narysowanych kadrach i wciągającej, doprawionej sporą dawką humoru fabule.
Pomiędzy kolejnymi rozdziałami komiksu znajdziemy rozdziały stricte popularnonaukowe, uzupełniające o fachową, ale przystępnie podaną wiedzę to, o czym czytamy. Świetnie wzmacnia to przekaz i wydźwięk całości. Bo choć to historia wykreowana, wyraźnie widać, że dobrze oddaje zwyczaje i zachowania ptaków miejskich. A do tego kipi od humoru - inteligentnego, ale i czytelnego dla odbiorców w każdym wieku, przy którym zaśmiewaliśmy się oboje z Wojtkiem.
Detektyw wróbel to doskonały komiks, łączący w sobie informacje naukowe i kapitalną rozrywkę. Przystępnie podana wiedza, wprowadzona zarówno w tekstach stricte informacyjnych obok komiksowej fabuły sprawia, że nauka staje się świetną zabawą - i to dla całej rodziny. Komiks będzie atrakcyjną pozycją i dla przedszkolaka (choć czytanie dziecku komiksu nie jest najłatwiejsze i lepiej, gdy będzie ono samowystarczające w tej kwestii), i dla wczesnoszkolniaka, i dla znacznie starszego odbiorcy. Bo założę się, że większość z was znajdzie tu rzeczy, o których nie miało pojęcia, a po lekturze uważniej zacznie przyglądać się otoczeniu. A jednocześnie, zdobywając i pogłębiając wiedzę, z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami, będziecie w czasie lektury pękać ze śmiechu.
Kiedy byłam dzieckiem, często chodziłam z babcią nad staw karmić kaczki. W tygodniu, bo w weekend karmiących było tyle, że trudno było dotrzeć nad brzeg. Za to kaczki, tłuściutkie, ścigały się z łabędziami o kolejne kawałki suchego chleba. Teraz, wiele lat później, wiem, że chleb jest nieodpowiednim pokarmem dla ptaków, ale wciąż widzę kolejne pokolenia dokarmiaczy....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11
Powieść Mary Shelley o Frankensteinie wciąż inspiruje popkulturę. Nawiązania pojawiają się w kolejnych książkach, filmach, obrazach i muzyce. Z czasem, kiedy nieco zanikła znajomość oryginału, nazwisko naukowca zrosło się z potworem, którego stworzył, co nie przeszkadza kolejnym pokoleniom twórców umieszczać odwołania do tego kultowego dzieła. Historią tą wyraźnie zainspirowała się też Talia Dutton podczas tworzenia powieści graficznej M jak monstrum.
Dutton zaczerpnęła sporo od Shelley, stawiając jednak w centrum swojej historii postaci kobiece. Doktor Frankenstein stał się naukowczynią Frankie, a twór powstały z żądzy udowodnienia własnej wielkości - przywróconą do życia siostrą. A właściwie jej ciałem, w którym obudziła się zupełnie inna jaźń. I choć w pewnych kwestiach Dutton także dotyka podobnych tematów co Shelley, stworzyła odrębną opowieść - bardziej przejmującą niż straszną.
M jak monstrum pozostaje przede wszystkim historią o szukaniu własnej tożsamości w wywierającym presję otoczeniu. Próbie pogodzenia z odmiennością, potrzebie akceptacji i posiadania rodziny lub przyjaciół. Tytułowa bohaterka powoli dusi się, udając kogoś, kim nie jest, i uczy się dopiero czerpać siłę do - metaforycznie - wyjścia z szafy, ujawnienia się, pokazania innym, kim naprawdę jest.
Jednocześnie mamy tu historię o niemożności poradzenia sobie z utratą, nieprzeżytej, odrzuconej żałobie, która pcha Frankie do przeprowadzenia niebezpiecznego eksperymentu, w wyniku którego powstała M. To również interesująco podjęta kwestia, portretująca siostrzaną miłość, poczucie winy i moc wypierania wszystkiego, co nie pasuje do przyjętego wzoru. Tak jak w M niczym w lustrze mogą przejrzeć się wszystkie osoby, które czują się niedopasowane do swojego otoczenia i ukrywające swoje pragnienia i swoją osobowość, tak w Frankie odbijają się cechy osób uparcie odmawiających dostrzegania tego, co nie pasuje do ich wyobrażeń o świecie. Niezależnie od tego, z którą z bohaterek czytelnicy będą się identyfikować, wszyscy mają szansę na interesujące refleksje.
Powieść graficzna ma świetny scenariusz - pozornie prosty, nieprzegadany, ale kolejne kadry historii aż kipią od emocji. Dutton udało się zawrzeć w mimice i gestach postaci smutek, żal, przerażenie, odrzucenie, osamotnienie, szczyptę szaleństwa, ale i radość oraz czułość. Atmosferę opowieści świetnie buduje też monochromatyczna kolorystyka kadrów oparta właściwie jedynie na czerni, bieli i odrobine ponurym, chłodnym zielononiebieskim wypełnieniu.
M jak monstrum to kolejny dowód na to, jak wiele można zawrzeć w prostym przekazie i jak szerokie pole do refleksji potrafi nakreślić przemyślany i pomysłowy komiks czy powieść graficzna. To bardzo wartościowa propozycja dla czytelników nastoletnich, ale i doskonały punkt wyjścia do pogłębionej rozmowy. Jestem pod dużym wrażeniem tej wielowymiarowej historii.
Powieść Mary Shelley o Frankensteinie wciąż inspiruje popkulturę. Nawiązania pojawiają się w kolejnych książkach, filmach, obrazach i muzyce. Z czasem, kiedy nieco zanikła znajomość oryginału, nazwisko naukowca zrosło się z potworem, którego stworzył, co nie przeszkadza kolejnym pokoleniom twórców umieszczać odwołania do tego kultowego dzieła. Historią tą wyraźnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-10
Od jakiegoś czasu widzimy rozkwit mody na książki młodzieżowe (choć nie tylko) z motywami queerowymi, nic więc dziwnego, że wydawnictwa stale poszerzają swoją ofertę tego typu tytułów. Czasem jednak mam wrażenie, że tego typu wątki pełnią jedynie funkcję chwytu marketingowego i poza wzmiankami w fabule nie mają większego znaczenia. Osobiście wolę, kiedy nie mają być one jedynie zapełniaczem, a odgrywają istotną rolę w budowaniu inkluzywności świata przedstawionego, co w pośrednio może mieć przełożenie na naszą rzeczywistość. Dlatego z nadzieją zwróciłam uwagę na pojawienie się na rodzimym rynku wydawniczym Wszystkich moich queerowych chwil Eleanor Crewes.
Jest to książka warta uwagi zarówno ze względu na formę, jak i na treść. Jest bowiem autobiograficzną opowieścią o dorastaniu, dojrzewaniu i odkrywaniu własnej tożsamości wyrażoną w rysunkowych kadrach. Crewes przedstawia swoją historię za pośrednictwem rysowanych charakterystyczną kreską scenek, z dialogami lub bez, uzupełnionych narracją, czasem mniej, czasem bardziej rozbudowaną. Nie jest to ten typ publikacji, o jakim myślimy w pierwszej chwili po usłyszeniu słowa "komiks", ze stronami pełnymi kolejnych kadrów zamkniętych w ramkach. Powiedziałabym raczej, że to graficzna autobiografia, skupiająca się wokół wspomnianego już tematu odkrywania własnej tożsamości.
Wybrana przez autorkę graficzna forma sprawia, że historia ma szansę dotrzeć także do tych odbiorców, którzy z czytaniem są nieco na bakier. Crewes zadbała bowiem z jednej strony o czytelność rysunków, z drugiej o dopełniającą narrację napisaną prosto, czasem lakonicznie, a jednak z pełną szczerością. W ten sposób jej opowieść staje się przystępna dla szerokiego grona czytelników, pozwalając im czerpać z doświadczeń autorki.
Jaka - poza rozrywkową - jest wartość tej książki? Całkiem spora, bo choć - co zaznacza także Crewes - każda queerowa historia jest inna, to można znaleźć punkty wspólne w doświadczeniach osób nieheteronormatywnych, a także kilka bardzo uniwersalnych wątków. Poczucie wyobcowania, odmienności, lęk przed szkolnymi oprawcami, odgrywanie ról przed innymi - te sprawy nie dotyczą tylko queerowych dzieciaków. Autorka pokazuje, czego doświadczała jako nastolatka, a jednocześnie że to przetrwała, że miała oparcie w przyjaciołach i rodzinie i że warto go szukać, nawet jeśli czujemy się niedopasowani. Książka ma szansę przemówić zarówno do tych czytelników, którzy odkrywają swoją tożsamość, jak i tych, którzy są już pewni swego, uwrażliwia na drugą osobę i pomaga zrozumieć, z czym zmagać się mogą ich queerowi przyjaciele.
Choć opowieść Crewes bywa czasem smutna, jest też pełna ciepła, humoru i radości z tego, że w końcu żyje w zgodzie ze sobą. Jest w niej coś kojącego i wzruszającego, a przede wszystkim tak potrzebny autentyzm. Autorce udało się opowiedzieć osobistą historię w sposób, który pozwala odkryć też elementy uniwersalne, które przemówią zarówno do młodzieży, jak i dorosłych. Obie grupy wiekowe mogą na lekturze skorzystać.
Od jakiegoś czasu widzimy rozkwit mody na książki młodzieżowe (choć nie tylko) z motywami queerowymi, nic więc dziwnego, że wydawnictwa stale poszerzają swoją ofertę tego typu tytułów. Czasem jednak mam wrażenie, że tego typu wątki pełnią jedynie funkcję chwytu marketingowego i poza wzmiankami w fabule nie mają większego znaczenia. Osobiście wolę, kiedy nie mają być one...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-10
Jednym z najlepszych sposobów, w jaki możemy poszerzać wiedzę naszego dziecka, zwłaszcza na etapie przedszkolnym i wczesnoszkolnym, jest nauka przez zabawę. Uatrakcyjnienie nauki pozwala najmłodszym bezproblemowo przyswajać nowe wiadomości, a jednocześnie realizuje ich potrzebę zabawy. To dlatego tak bardzo cenię sobie lekkie publikacje popularnonaukowe, które pozwalają odkrywać świat w sposób lekki, łatwy i przyjemny. Jeśli zaś chcemy zadbać o podstawy wszechstronnej wiedzy naszych dzieci, możemy podsunąć im zabawny komiks edukacyjny Mike'a Barfielda i Jess Bradley pt. Dzień z życia skunksa, jelita i tego, kto to czyta.
Jak wygląda dzień z życia nosa? Czy ślimaki mają zęby? Ile waży Słońce? Kolorowy i dowcipny komiks edukacyjny, który odpowie na te i wiele innych fascynujących pytań!
października 11, 2023
[#ZWOJTKOWEJBIBLIOTECZKI] MIKE BARFIELD, JESS BRADLEY, DZIEŃ Z ŻYCIA SKUNKSA, JELITA I TEGO, KTO TO CZYTA [DWIE SIOSTRY]
[#zwojtkowejbiblioteczki] Mike Barfield, Jess Bradley, Dzień z życia skunksa, jelita i tego, kto to czyta [Dwie Siostry[
Jednym z najlepszych sposobów, w jaki możemy poszerzać wiedzę naszego dziecka, zwłaszcza na etapie przedszkolnym i wczesnoszkolnym, jest nauka przez zabawę. Uatrakcyjnienie nauki pozwala najmłodszym bezproblemowo przyswajać nowe wiadomości, a jednocześnie realizuje ich potrzebę zabawy. To dlatego tak bardzo cenię sobie lekkie publikacje popularnonaukowe, które pozwalają odkrywać świat w sposób lekki, łatwy i przyjemny. Jeśli zaś chcemy zadbać o podstawy wszechstronnej wiedzy naszych dzieci, możemy podsunąć im zabawny komiks edukacyjny Mike'a Barfielda i Jess Bradley pt. Dzień z życia skunksa, jelita i tego, kto to czyta.
Jak wygląda dzień z życia nosa? Czy ślimaki mają zęby? Ile waży Słońce? Kolorowy i dowcipny komiks edukacyjny, który odpowie na te i wiele innych fascynujących pytań!
[#zwojtkowejbiblioteczki] Mike Barfield, Jess Bradley, Dzień z życia skunksa, jelita i tego, kto to czyta [Dwie Siostry[
[#zwojtkowejbiblioteczki] Mike Barfield, Jess Bradley, Dzień z życia skunksa, jelita i tego, kto to czyta [Dwie Siostry[
Przeczytacie tu sekretne dzienniki między innymi takich osobistości jak pracowita wątroba, towarzyska kurzajka, odrzutowa meduza i nieobliczalne tornado. Staniecie oko w oko z gigantyczną kałamarnicą, dotrzymacie towarzystwa łazikowi marsjańskiemu i dowiecie się, jak wygląda codzienne życie wulkanu.
Komiks daje odpowiedzi na około 100 różnych zagadnień, przedstawiając je w lekkiej, dowcipnej formie wg schematu "dzień z życia". Dostajemy w ten sposób zabawne historyjki komiksowe, które jednocześnie podejmują całkiem poważne tematy. Całość podzielona jest na grupy tematyczne, związane z działaniem organizmu człowieka, życiem zwierząt, pogodą, budową Ziemi i kosmosem.
Publikacja jest gotowa zaspokoić różnorodne zainteresowania i gusta dzieci, ponieważ mamy tu podjęte zagadnienia poważne, ale też te odrobinę obrzydliwe, przyziemne, w skali makro, ale też dosłownie mikro. Wiedza, przekazywana w postaci kolorowych kadrów i scenek "z życia", jest skondensowana, przystępna i rozbudzająca chęć na więcej. To świetna propozycja dla wczesnoszkolniaków, ale publikacja jest tak skonstruowana, że można ją swobodnie czytać też młodszym, co w przypadku nie jest takie oczywiste.
To książka dla mniejszych i większych, dla głodnych wiedzy i tych, w których ten głód chcemy rozbudzić. Dla wielbicieli komiksu, miłośników popularnonaukowych pozycji i wszystkich, którzy docenią humorystyczne ujęcie mniej lub bardziej poważnych tematów. Ja bawiłam się przy niej doskonale i sama znalazłam kilka zupełnie dla mnie nowych ciekawostek.
Jednym z najlepszych sposobów, w jaki możemy poszerzać wiedzę naszego dziecka, zwłaszcza na etapie przedszkolnym i wczesnoszkolnym, jest nauka przez zabawę. Uatrakcyjnienie nauki pozwala najmłodszym bezproblemowo przyswajać nowe wiadomości, a jednocześnie realizuje ich potrzebę zabawy. To dlatego tak bardzo cenię sobie lekkie publikacje popularnonaukowe, które pozwalają...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08
Motywy mitologiczne w popkulturze wciąż mają się dobrze - czy to w dziełach skierowanych do dorosłych, czy do dzieci, nic więc dziwnego, że raz za razem na rynku wydawniczym pojawiają się też pozycje nie tylko do mitologii się odwołujące, a z drugiej ją przybliżające. I to nie tylko za pośrednictwem prozy, ale też prace komiksowe. O jednym komiksie pisałam niedawno, ale do wyboru mamy jeszcze dzieło Sandrine Mirzy z ilustracjami Clotki pt. Mitologia Greków i Rzymian w komiksie.
Publikację otwiera drzewo genealogiczne, nie tylko prezentujące najważniejszych członków boskiego panteonu, ale też rodzinne zależności między nimi. To interesująca ściąga, pozwalająca nieco zorientować się wśród mitycznych postaci.
Następnie na czytelnika czekają 23 mityczne historie prowadzące od powstania świata do... założenia Rzymu. W ten sposób zyskujemy wgląd na kulturową ciągłość między mitologiami Greków i Rzymian, choć odrobinkę zabrakło mi komentarza wskazującego na tożsamość bogów greckich i rzymskich.
Wśród mitycznych historii znajdziemy te o bogach, i te o herosach. Jest to zbiór właściwie najpowszechniej znanych historii, tych, których ślady znajdziemy w filmach, serialach, literaturze i muzyce. Wszystko to w formie komiksowych, krótkich historii, zrozumiałych dla najmłodszych odbiorców.
Ze względu na specyfikę opowieści jest tu więcej dymków narracyjnych niż w typowym komiksie, ale też całkiem sporo dialogów. Do tego ciekawe, barwne ilustracje, współtworzące interesujący i doprawiony szczyptą humoru komiks. Wartością dodaną opowieści są ciekawostki i dopowiedzenia umieszczone u dołu strony, poszerzające wiedzę o poszczególnych mitach lub dodające im kontekst.
To przemyślana, interesująca i przyjemna dla oka pozycja, którą możemy spróbować czytać starszym przedszkolakom lub dać do samodzielnej lektury wczesnoszkolniakom. Zabiera ona młodych odbiorców w fascynujący świat dawnych wierzeń i opowieści, które są jednym z fundamentów zachodniej kultury. Oczywiście to propozycja idealna dla tych czytelników, którzy jeszcze mitów nie znają lub znają je słabo i w ten przystępny sposób mogą ugruntować swoją wiedzę.
Motywy mitologiczne w popkulturze wciąż mają się dobrze - czy to w dziełach skierowanych do dorosłych, czy do dzieci, nic więc dziwnego, że raz za razem na rynku wydawniczym pojawiają się też pozycje nie tylko do mitologii się odwołujące, a z drugiej ją przybliżające. I to nie tylko za pośrednictwem prozy, ale też prace komiksowe. O jednym komiksie pisałam niedawno, ale do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-07
Komiksy i powieści graficzne mają sporo do zainteresowania swoim czytelnikom - zarówno tym najmłodszym, prześlizgującym się wzrokiem po obrazkach, jak i tym całkiem dojrzałym, szukającym niebanalnych, ciekawych i niepowtarzalnych fabuł, a nawet niejednoznacznych opowieści. Wśród nich znaleźć można publikacje skierowane do czytelników nastoletnich, jak choćby cykl DC Powieść graficzna 13+ i najnowszy reprezentujący go komiks Constantine. Zdradliwe iluzje.
Cykl, o którym wspominam we wstępie, to zbiór powieści graficznych dedykowanych młodym czytelnikom, poruszających ważne tematy społeczne. Składają się na niego pojedyncze albumy poświęcone nastoletnim bohaterom znanym z komiksów DC. Jak podkreśla wydawca: "świat oglądany oczami młodych ludzi nie zawsze jest pięknym i przyjaznym miejscem, a problemy, z którymi przyjdzie zmierzyć się bohaterom, przerosłyby niejednego dorosłego. Na szczęście w ich życiu nie zabraknie również miejsca na przyjaźń, radość czy szalone przygody". Autorami poszczególnych tomów są doskonale znani nastoletnim czytelnikom pisarze o międzynarodowej sławie tworzący literaturę dla młodzieży. Za warstwę graficzną odpowiadają utalentowani ilustratorzy i rysownicy.
Tę powieść graficzną czyta się po prostu doskonale. I to nie tylko przez osoby, które postać Constantine'a dobrze znają z komiksów dla dorosłych (nie wspominam o filmie, bo tu jednak spore odstępstwo od komiksowej wersji). Jest emocjonująca i wciągająca, nawet jeśli poszczególne sceny wydają się nieco zbyt pobieżnie kreślone.
Pobieżność scen jest chyba największą wadą opowieści i wynika nie tylko z samej natury powieści graficznej. Trzeba przyznać, że w scenariuszu zabrakło miejsca na emocjonalna gradację, na stopniowy rozwój wypadków, fabuła jest raczej zlepkiem scen, przeskakujących wątków, którym nieco brak płynności i przestrzeni do głębszej refleksji.
Mimo tych wad ujęło mnie poruszenie przede wszystkim wątków związanych z dojrzewaniem z poczuciem, że na nikim nie można polegać i tworzeniem wokół siebie bariery. Constantine boi się bólu związanego z zawodem i dlatego niewiele osób do siebie dopuszcza. Emocjonalne rany nie tylko nie pozwalają mu doświadczać szczęścia w życiu rodzinnym, ale też tworzyć zdrowych relacji z rówieśnikami. Chowanie się za maska arogancji to strategia na przetrwanie, którą sobie wypracował, a jednocześnie bariera, która odgradza go od szczęścia.
Siłą komiksu jest z pewnością kreska - interesująca, estetyczna i przykuwająca uwagę. W kreślonych przez Isaaca Goodharta kadrach jest dynamika i emocje, fabuła, akcja i budzący zainteresowanie bohaterowie.
Ta powieść graficzna ma swoje mankamenty, ale też zalety i pozostaje interesującą propozycją dla starszych nastolatków. Świetnie narysowana, podejmująca bliskie młodym kwestie, wpisane w nastoletnie życie znanego z komiksów bohatera.
Komiksy i powieści graficzne mają sporo do zainteresowania swoim czytelnikom - zarówno tym najmłodszym, prześlizgującym się wzrokiem po obrazkach, jak i tym całkiem dojrzałym, szukającym niebanalnych, ciekawych i niepowtarzalnych fabuł, a nawet niejednoznacznych opowieści. Wśród nich znaleźć można publikacje skierowane do czytelników nastoletnich, jak choćby cykl DC Powieść...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-06
Supersi to kolejny z komiksowych cykli, który przykuł naszą uwagę i którego dwa pierwsze zeszyty przekonały nas do podążania za historią trójki dzieciaków, które przybyły na Ziemię z kosmosu i próbują radzić sobie bez rodziców. Do kolekcji dołączyliśmy właśnie zeszyt trzeci pt. Home Sweet Home.
czerwca 22, 2023
[#COTAMWKOMIKSIE] FREDERIC MAUPOME, DAWID, SUPERSI. 3. HOME SWEET HOME [EGMONT]
[#cotamwkomiksie] Frederic Maupome, Dawid, Supersi. 3. Home Sweet Home [Egmont]
Supersi to kolejny z komiksowych cykli, który przykuł naszą uwagę i którego dwa pierwsze zeszyty przekonały nas do podążania za historią trójki dzieciaków, które przybyły na Ziemię z kosmosu i próbują radzić sobie bez rodziców. Do kolekcji dołączyliśmy właśnie zeszyt trzeci pt. Home Sweet Home.
Troje dzieci z innej planety – Mat, Lili i Benji – są obdarzone supermocami i wspomagane przez robota o imieniu Al. Są rozdarte między chęcią prowadzenia normalnego życia wśród ludzi a lękiem przed odkryciem, kim są. W tej serii autorzy podejmują takie tematy, jak poszukiwanie tożsamości, rodziny, samotności i odmienności pod przykrywką opowieści o superbohaterach.
W trzecim tomie rodzeństwo znalazło się w policyjnym potrzasku. Dzieci są ścigane, dlatego będą musiały opuścić swój dom i znaleźć nowe schronienie…
[#cotamwkomiksie] Frederic Maupome, Dawid, Supersi. 3. Home Sweet Home [Egmont]
[#cotamwkomiksie] Frederic Maupome, Dawid, Supersi. 3. Home Sweet Home [Egmont]
Autorzy ponownie kontynuują nić fabularną dokładnie od miejsca, w którym akcję przerwali. Dzieciaki muszą opuścić dom, w którym mieszkały, oraz szkoły, do których chodziły, i pozostać w ukryciu. Ich zachowanie bowiem zwróciło uwagę, a superbohaterskie wyczyny zwabiły tajemniczych agentów w ciemnych okularach, którzy działają bez skrupułów. Policjant, który wcześniej wpadł na ich trop, próbuje przekonać Mata, że jest po ich stronie, ale chłopiec pozostaje nieufny.
W tej serii autorzy podejmują takie tematy, jak poszukiwanie tożsamości, rodziny, samotność i odmienność. A wszystko to pod przykrywką opowieści o superbohaterach. Pozwala to młodym czytelnikom nie tylko poczuć więź z bohaterami, ale i zobaczyć, że żadne supermoce nie chronią przed problemami. Nieoczekiwanie w ukrywaniu się pomagają im dwaj bezdomni, co jest fantastycznym rozwiązaniem zwracającym uwagę młodych na tę marginalizowaną grupę i pokazującym, że nie warto ich pochopnie oceniać.
W trzecim zeszycie dostajemy mnóstwo emocji związanych z utratą domu i szukaniem bezpiecznej kryjówki, co dziwnie przypomina wcześniejsze przeżycia Supersów. Jest też miejsce na pogłębienie relacji między rodzeństwem, które nie zawsze się zgadza, ale okazuje sobie wsparcie, jak i na przyjrzenie się ich indywidualnym działaniom. Dodatkowo coraz usilniej widać, jak dzieciakom brakuje rodziców i że nawet z supermocami nie ze wszystkim są sobie w stanie poradzić sami. Jest w tym tomie mnóstwo dramatyzmu i wstrząsający cliff-hanger.
Za warstwę rysunkową odpowiada Dawid. To dzięki niemu młodzi bohaterowie nabrali kształtów, charakterystycznych rysów, a barwne kadry zapełniły się i ożyły. Pozycja jest przyjemna w odbiorze, ciekawa i przede wszystkim czytelna dla docelowego odbiorcy. Opowieść o ukrywających się wśród ludzi przybyszach z kosmosu wciąż ma spory fabularny potencjał i spodoba się niejednemu młodemu miłośnikowi komiksów. A chęć sięgnięcia po kolejne tomy wzrasta wraz z fabularnymi twistami. My już czekamy.
Supersi to kolejny z komiksowych cykli, który przykuł naszą uwagę i którego dwa pierwsze zeszyty przekonały nas do podążania za historią trójki dzieciaków, które przybyły na Ziemię z kosmosu i próbują radzić sobie bez rodziców. Do kolekcji dołączyliśmy właśnie zeszyt trzeci pt. Home Sweet Home.
czerwca 22, 2023
[#COTAMWKOMIKSIE] FREDERIC MAUPOME, DAWID, SUPERSI. 3. HOME...
O tym, że warto włączać komiksy i powieści graficzne do dziecięcej biblioteczki pisałam już niejednokrotnie. Dla wczesnoszkolniaków będą świetną wprawką czytelniczą, zachęcającą do samodzielnej lektury bez asysty rodzica (w końcu czytanie na głos komiksów nie jest tak fajne, jak czytanie prozy). Pozwoli im - a także starszym czytelnikom - obcować z przeróżnymi historiami i odkrywać uroki kontaktu z fikcją literacką (i nie tylko, bo mamy też komiksy na faktach), a tym samym może stać się inspiracją dla rozwoju czytelniczej pasji. Natomiast dzieciaków, które lubią czytać, wcale nie odciągną od książek. Będą po prostu rewelacyjnym urozmaiceniem "diety" pożeraczy historii.
Dobrym pomysłem jest podsuwanie komiksów, których historia rozpisana jest na wiele zeszytów. Opowieści w odcinkach nie przytłaczają bowiem objętością, a oczekiwanie na kolejne części podsyca radość z ich otrzymywania. A jeśli szukacie jakiejś interesującej serii dla dzieciaków w wieku 7-12 lat, to może zainteresować was dzieło D.-P. Filippi & J. Etienne pt. Gargulce, którego pierwszy tom Podróżnik jest dostępny w księgarniach.
Fabularnie to niezbyt skomplikowana historia, doskonała dla mniej wprawnych czytelników, którzy nie tylko wprawiają się w czytaniu, ale też zaznajamiają z poetyką komiksu jako medium. Jej zaletą jest niewątpliwie szata graficzna przypominająca kadry filmu animowanego i sympatyczni bohaterowie - także ci nie z tego świata. Jednak to, że fabuła nie jest bardzo zagmatwana, nie jest wadą opowieści, ponieważ tym, co niewątpliwie spodoba się odbiorcom, jest wartka akcja z motywami podróży w czasie i kontaktu z siłami nadprzyrodzonymi, a także bardzo uniwersalne zagadnienia takie jak przeprowadzka w nowe miejsce, zawieranie przyjaźni i odpowiedzialność za dobro przyjaciół. Grześka nie sposób nie lubić i z przyjemnością oraz emocjami śledzi się jego losy.
To ciekawe otwarcie serii, które obiecuje fantastyczną przygodę, a jednocześnie zawierające pierwszą jej odsłonę i podkreślające stawkę, o jaką toczyć się będzie gra. Jestem ciekawa, jak się rozwinie i myślę, że to interesująca propozycja dla młodych miłośników komiksu.
O tym, że warto włączać komiksy i powieści graficzne do dziecięcej biblioteczki pisałam już niejednokrotnie. Dla wczesnoszkolniaków będą świetną wprawką czytelniczą, zachęcającą do samodzielnej lektury bez asysty rodzica (w końcu czytanie na głos komiksów nie jest tak fajne, jak czytanie prozy). Pozwoli im - a także starszym czytelnikom - obcować z przeróżnymi historiami i...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to