-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj „Chłopaka, który okradał domy. I dziewczynę, która skradła jego serce“LubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-02-02
2024-01-05
2024-05-05
2023-12-09
2024-02-17
2024-05-08
2024-05-09
2024-04-18
2024-04-01
2024-04-12
2024-05-04
"Jak oswoić swoją mroczną stronę" jest książką, o której jest dość cicho w social mediach, a to dlatego, że to poradnik. O tych zawsze się mniej mówi mimo, że od kilku lat się to, na szczęście, zmienia na lepsze. Dlaczego na szczęście? A no, bo często są to książki bardzo ważne dla osób, które potrzebują pewnego rodzaju wsparcia, popchnięcia w odpowiednią stronę. I ta właśnie była dla mnie jedną, wielką niewiadomą, a czy była warta uwagi?
Niewiele stron, bo ledwie dwieście, a tekstu bardzo dużo i to wartościowego. Ale to nie typowa książka, w której mówią jak poprawić swoją kondycję psychiczną, jak zaakceptować siebie, bo tutaj zahaczamy o cięższy klimat, a mianowicie o toksyczność. Bo w każdy, z nas taka cząstka jest.
Kompleksy, złe samopoczucie spowodowane myśleniem o sobie w negatywny sposób, a na to wszystko wpływamy nie tylko my sami, ale także otoczenie i ludzie, którzy potrafią nam włożyć do głowy obrzydliwe myśli. Kumulowanie w sobie takich rzeczy powoduje, że prędzej czy później, wybuchają niczym bomba atomowa siejąc w naszej świadomości zniszczenie.
Jak niskie poczucie wartości ma społeczeństwo? Ile osób skrywa w głębi siebie ogrom cierpienia i nie dąży do spełniania marzeń i pragnień? W tej książce znajdziecie podpowiedź jak z tym walczyć, jak zacząć po prostu lepiej żyć.
Ze swojej strony bardzo polecam, bo choć bardzo rzadko sięgam po tego typu książki, to każda jedna jest dla mnie odkryciem, przyjemną odskocznią od innych gatunków.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Feeria.
"Jak oswoić swoją mroczną stronę" jest książką, o której jest dość cicho w social mediach, a to dlatego, że to poradnik. O tych zawsze się mniej mówi mimo, że od kilku lat się to, na szczęście, zmienia na lepsze. Dlaczego na szczęście? A no, bo często są to książki bardzo ważne dla osób, które potrzebują pewnego rodzaju wsparcia, popchnięcia w odpowiednią stronę. I ta...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Dziennik Sir Collina" na pierwszy rzut oka przyciąga bardzo ciekawą okładką. Z góry wiadomo, że w środku będą jakieś przygody, ciekawa historia fantasy. W środku śnieżnobiałe kartki, za którymi osobiście nie przepadam, ale wiem, że wiele osób uwielbia. Do tego miejscami grafiki na papierze jak by był delikatnie spalony. O szczegóły tutaj zadbano i faktycznie sugeruje tutaj to wszystko, że jest to właśnie dziennik.
A kim jest Sir Collin? Młody człowiek z marzeniem ogromnym, bo chce zostać rycerzem. W jego życiu jednak niekoniecznie jest na to miejsce, a przynajmniej nie według jego ojca. Bo wiecie, dwunasty syn, wielkie wobec niego plany i w tym wszystkim chłopak, który chciałby inaczej żyć. Niestety, ojciec wysyła go w zasadzie na wojnę, do zakonu, gdzie ludzie walczą z demonicznymi magami. I w tym miejscu zaczyna się akcja, której ja oczekiwałam przez pierwsze strony. Miałam nadzieję, że szybko się rozkręci.
I choć w końcu się rozkręciła, to miałam wrażenie, że czegoś brakuje. Główny bohater to naprawdę świetny człowiek, próbujący mimo rozlewu krwi podążać za tym, co słuszne i choć tęskni za rodziną, to ma obok siebie wiele osób, ale czy to może stłumić tęsknotę i samotność?
Ten dziennik jest faktycznie spisaną opowieścią o przebytej drodze, o walkach, demonach, zakonie, a przy tym o marzeniu o byciu rycerzem, o innym zupełnie życiu.
I w końcu to historia, która mam nieodparte wrażenie, jest opowieścią wielu młodych ludzi, a ubrana w fantastykę pełną gębą. Bo przecież ilu wylatuje z gniazda rodzinnego, robi coś, czego chcą rodzice, a sami chcieliby inaczej żyć, prawda? Ilu ulega tej presji, a mimo to tęskni za domem i rodziną? No i ilu poszukuje swojej drogi, próbuje robić coś dobrego, cokolwiek znaczącego, nie dać się złamać?
Widać w tej historii ogromną pasję do pisania. Bardzo się cieszę, że jest napisana dobrze, jest wciągająca, a przy tym nie ma w niej błędów (choć być może tylko ja ich nie dostrzegam!). Mknie się wraz z Collinem przez historię tak niezwykłą, jak się tylko dało. Czy pogardziłabym całą serią? Absolutnie nie! Z chęcią nawet każdy tom mógłby być o innym z jego braci!
Także, jeśli szukacie fantastyki ciekawej, nieco innej, ale przy tym bardzo, bardzo wciągającej, to jest to strzał w dziesiątkę!
Recenzja powstała we współpracy z Maksymilianem Jakubiakiem.
"Dziennik Sir Collina" na pierwszy rzut oka przyciąga bardzo ciekawą okładką. Z góry wiadomo, że w środku będą jakieś przygody, ciekawa historia fantasy. W środku śnieżnobiałe kartki, za którymi osobiście nie przepadam, ale wiem, że wiele osób uwielbia. Do tego miejscami grafiki na papierze jak by był delikatnie spalony. O szczegóły tutaj zadbano i faktycznie sugeruje tutaj...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jak często zdarza się Wam zaczynać serię od losowego tomu? I jak to wpływa na odbiór danej serii?
U mnie często tak jest, bo gdy trafi się coś ciekawego, co wybieram ze względu na np. okładkę, to się nie zastanawiam nad tym czy to seria. Ot, ryzykuję czy mi się dana książka spodoba. Czasami to właśnie któryś już tom serii. I tak było z „Lucy i morze”, po którą sięgnęłam nie patrząc na to czy to seria. Czy się opłaciło?
Bo „Lucy i morze” to czwarty tom serii. Aczkolwiek uważam, że można czytać w zupełnie odwrotnej kolejności, bo w tej części mam dokładnie nakreślone relacje Lucy, głównej bohaterki z jej byl mężem i wpadamy w pandemię. Przyszło jej przez to zamieszkać właśnie z byl mężem pod jednym dachem ponownie, a że utrzymywali dobre stosunki, to teoretycznie nie powinno być kłopotu.
Ale jak wiemy wszyscy warunki pandemiczne potrafiły rozbić niejeden związek i zniszczyć przyjaźnie. Do tego sąsiedzi, którzy są wrogo nastawieni i wszystko to co znamy czyli szycie swoich maseczek, strach, izolacja i jedna wielka niewiadoma.
To bardzo przyjemna lektura, podtrzymująca na duchu i zdecydowanie inaczej odbierana niż jak by była czytana w trakcie lockdownu. Po takim czasie podchodzi się do tego inaczej, a jednak też często pojawiała mi się w głowie myśl „no tak, tak było”.
Całe mnóstwo emocji, a przy tym ciężko się od niej oderwać, bo otula niczym ciepły, polarowy koc.
No i bohaterowie. Sympatyczni, niczym przyjaciele od lat. Jak by się ich znało i lubiło od bardzo dawna.
To wszystko sprawiło, że od razu zapragnęłam przeczytać pozostałe tomy tej serii i jestem przekonana, że wydarzy się to w niedalekiej przyszłości.
Czy polecam? Owszem, jako taką cosy opowieść, na gorsze dni i taką po prostu zwyczajną, a jednocześnie niezwykłą. Dla relaksu, dla odprężenia, z herbatą w ręku 🙂
Recenzja powstała we współpracy z Wielka Litera
Jak często zdarza się Wam zaczynać serię od losowego tomu? I jak to wpływa na odbiór danej serii?
U mnie często tak jest, bo gdy trafi się coś ciekawego, co wybieram ze względu na np. okładkę, to się nie zastanawiam nad tym czy to seria. Ot, ryzykuję czy mi się dana książka spodoba. Czasami to właśnie któryś już tom serii. I tak było z „Lucy i morze”, po którą sięgnęłam...
Czytacie poradniki? W ogóle zwracacie uwagę na to, czy dana książka coś wnosi do Waszego życia?
Ja postanowiłam spróbować, bo nigdy mnie tego typu książki nie interesowały. Ale dopóki nie sprawdzi się na własnej skórze, to nigdy nie wiadomo, prawda?
W ten sposób w moich rękach pojawiła się nowość od @wielkalitera czyli „Odnowa”. Przykuła wzrok, zainteresowała mnie okładką i krótkim opisem.
O czym jest? O nawykach. Każdy z nas jakieś ma. Pozytywne i negatywne. Czasami dziwne, czasami wpływające na nasze codzienne życie, a czasami chcielibyśmy je wprowadzić aby właśnie to życie było lepsze.
Bobu tłumaczymy się brakiem czasu, pieniędzy czy po prostu lenistwem. Łatwiej jest spychać złe emocje w czeluści umysłu. Tylko w końcu one wypłyną.
Ta książka ma pokazać nam jak możemy maleńkimi krokami brnąć do przodu, powoli coś zmieniać. Bo to wcale nie muszą być nagle ogromne życiowe zmiany, ale już każda mała zmiana może mieć wpływ na dużą część naszego życia.
No i muszę przyznać, że tak właśnie jest. Z jednej strony wytyka się sobie błędy, niechęć do działania, bycie leniem i odkładanie wszystkiego na później. A z drugiej łatwo dostrzec, że to wszystko nie jest takie trudne, jak mogłoby się wydawać, bo w środku jest masa ćwiczeń i instrukcji!
Spodobała mi się ta książka i sprawiła, że mam ochotę sprawdzić także inne tego typu :)
Jeśli przepadacie za poradnikami to polecam, choć pewnie nie będę do końca obiektywna gdyż to mój pierwszy raz!
Recenzja powstała we współpracy z Wydanwictwem Wielka Litera.
Czytacie poradniki? W ogóle zwracacie uwagę na to, czy dana książka coś wnosi do Waszego życia?
Ja postanowiłam spróbować, bo nigdy mnie tego typu książki nie interesowały. Ale dopóki nie sprawdzi się na własnej skórze, to nigdy nie wiadomo, prawda?
W ten sposób w moich rękach pojawiła się nowość od @wielkalitera czyli „Odnowa”. Przykuła wzrok, zainteresowała mnie...
2024-03-05
"Spirala zła" to już ósmy tom serii z Martin'em Servaz'em w roli głównej i choć od premiery poprzedniej części minęły prawie trzy lata, to wielu czytelników bardzo czekało, w tym ja. Bo Minier to jedno z nazwisk, które u mnie są na liście ulubieńców i z chęcią sięgam po jego kolejne powieści nawet jeśli nie są idealne. A Wy macie takich autorów?
No i właśnie dlatego, gdy tylko zobaczyłam tę zapowiedź wiedziałam, że muszę ją mieć i przeczytać. I choć jest to już kolejny tom, to pojawiły się informacje, że można śmiało czytać bez znajomości poprzednich. Osobiście się z tym nie zgadzam, bo mimo, że to zupełnie oddzielna historia, to jednak Servaz jest tutaj głównym bohaterem, a to, co działo się wcześniej ma ogromne znaczenie i wpływ na jego decyzje i to, co robi.
A propos Servaz'a to tym razem staje przed zagadką kryminalną do rozwiązania. Pewien reżyser, unikający kontaktu z ludźmi nagle wszystkich zaskakuje, bo zaprasza do swojej posiadłości w Pirenejach studentkę chcącą przeprowadzić z nim coś na kształt wywiadu. Ale jak na kryminał przystało, mamy też trupa. W szpitalu psychiatrycznym zostaje zamordowany mężczyzna. Istotne jest to, że jest on scenarzystą wspomnianego wyżej reżysera. Żeby tego było mało, to nie jest jedyny trup w tej opowieści. Czy Martin wyplącze się z tytułowej spirali zła?
Jak na Miniera przystało mamy kawał świetnej historii, na którą widać, że był pomysł, plan, a później dobre wykonanie. Może nie jest idealnie, bo momentami miałam wrażenie, że autor aż za bardzo się zapędza i robi się nierealnie, to jednak zaserwował mieszankę kryminału i dreszczowca w swoim stylu.
"Spirala zła" jest dość ciężką książką i może niesamowicie wpłynąć na nastrój, bo w trakcie czytania czuć jak by powoli czytelnika zalewała ciemna, gęsta, depresyjna smoła. Ciężko się z tego wygrzebać, zostaje to w głowie. Akcja nie jest napędzana, tylko właśnie posuwa się powolutku do przodu odkrywając kolejne elementy układanki, a mimo to na końcu pojawia się pewnego rodzaju zaskoczenie, bo kandydatów na mordercę było całkiem sporo.
Servaz nie zawodzi. To ten sam bohater, którego można było poznać już w poprzednich tomach serii i z przyjemnością ponownie za nim podążałam ku rozwikłaniu tego wszystkiego i czując, że wręcz się zmienia w zupełnie innego człowieka. Czyżby to śledztwo miało mieć na niego aż taki wpływ?
Mimo, że momentami obawiałam się, że Minier przesadzi, pójdzie w tym wszystkim za daleko, to jednak wybrnął i stworzył kolejną bardzo dobrą książkę. Zostawił sobie także furtkę na kolejne, ale nie można powiedzieć, że tego nie robił za każdym razem przy poprzednich częściach. To po prostu jest taki element, który ma dać nam, czytelnikom, nadzieję na następne powieści i jest zawsze tak wżerający się w mózg, że czeka się jak na naprawdę wyśmienity serial.
Recenzja powstała we współpracy z Domem Wydawniczym Rebis.
"Spirala zła" to już ósmy tom serii z Martin'em Servaz'em w roli głównej i choć od premiery poprzedniej części minęły prawie trzy lata, to wielu czytelników bardzo czekało, w tym ja. Bo Minier to jedno z nazwisk, które u mnie są na liście ulubieńców i z chęcią sięgam po jego kolejne powieści nawet jeśli nie są idealne. A Wy macie takich autorów?
No i właśnie dlatego,...
2024-03-01
Autorka, o której można powiedzieć, że tworzy świetne opowieści fantasy? Co uważacie? Mnie do tej pory nie zawiodła, wręcz uwielbiam jej książki i z chęcią sięgam po każdą kolejną. A tym razem "Znak i omen" to pierwszy tom nowej serii. Musiałam więc sprawdzić czy zapowiada się na coś dobrego!
Główna bohaterka ze zdolnością, która mogłaby zmienić świat. Potrafi zobaczyć ludzkie wspomnienia i to nie tylko osób żyjących, ale także nieboszczyków. Wyobraźmy sobie jak mogłoby to zmienić nasz świat. Ile morderstw można by wyjaśnić, ile zbrodni, kłamstw, niejasnych sytuacji. To teraz pomyślmy o tym, że w świecie Valei, gdzie wszystko jeszcze jest podsycone magią, wojną, a jej życie zostało dawno temu wywrócone do góry nogami gdy zamordowano jej rodzinę. Od tamtej pory żyje z daleka od swojej ojczyzny, ale w końcu ma do niej wrócić by móc pomóc wykorzystują swoją moc. A to, co tam zastanie niestety jest jeszcze gorsze niż jej się wydawało. Wojna to mało powiedziane, brak perspektyw na jej rozwiązanie. Wydaje się, że tylko wybicie dwóch z trzech ludów może doprowadzić do pokoju.
Strzygi, czarownice, wiccany. Postaci jest całe mnóstwo w tej książce, a pojawiają się także duchy. No wiadomo, główna bohaterka ma odczytywać wspomnienia także zmarłych, więc ocieramy się i o zaświaty. Do tego wojna, polityczne zagrywki i odkrywanie siebie tak naprawdę. Valea pragnęła rodziny przez to, że wychowywała się wśród ludzi i bała się zaufać komukolwiek. Ale czy to, że wraca do ojczyzny na wezwanie dziadka jest tym, czego szuka?
Te wspomniane wyżej postaci są bardzo ciekawie przedstawione, każdą możemy poznać do tego stopnia, że bez problemu wyobraźnia tworzy ich obrazy. Przypuszczam, że każdy z czytelników przylgnie do którejś z nich choć wcale nie są takie czarno-białe i dobre lub złe. Przyciągają tym, że ciężko się czegoś po nich spodziewać.
Jak na Woolf przystało, książka ocieka magią. Uwielbiam to, z jaką lekkością prowadzi czytelnika przez tworzone przez siebie światy i jak różnorodne one są. Bo szczerze mówiąc obawiałam się, że w końcu zacznę dopatrywać się podobieństw, schematów. Ale na szczęście mamy nową serię, pierwszy tom, niemal pięćset stron czystej, niepohamowanej przyjemności.
Możecie się ze mnie ponabijać, ale odkąd wróciłam do fantastyki, uwielbiam, gdy pisarz wyciąga swoje macki, chwyta za gardło i wciąga w świat tak niesamowity, a jednocześnie tak dojrzały, pełen humory i inteligentnych postaci, że aż chce się więcej.
Akcja mknie i to bardzo szybko. Dzieje się tak dużo i w takim tempie, że cierpiałam gdy musiałam odłożyć tę książkę na kilka godzin i zwyczajnie pójść do pracy. To zdecydowanie najlepsza powieść jaką przeczytałam w tym roku. Ba! Jedna z najlepszych fantasy. Jestem nią zachwycona, czekam na drugi tom i będą ją polecać na lewo i prawo.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Jaguar.
Autorka, o której można powiedzieć, że tworzy świetne opowieści fantasy? Co uważacie? Mnie do tej pory nie zawiodła, wręcz uwielbiam jej książki i z chęcią sięgam po każdą kolejną. A tym razem "Znak i omen" to pierwszy tom nowej serii. Musiałam więc sprawdzić czy zapowiada się na coś dobrego!
Główna bohaterka ze zdolnością, która mogłaby zmienić świat. Potrafi...
Czytacie biografie, autobiografie? Mi się zdarza raz na jakiś czas, nie jest to tak, że biorę je w hurtowych ilościach. Kiedyś w ogóle nie czytałam, przekonana, że to przecież muszą być takie nudne książki. A później ktoś mi polecił jedną, a po kolejne już sama z siebie sięgałam. Moją ulubioną jest zdecydowanie ta o Matthew McConaughey, a właściwie to autobiografia. Bardzo ciekawa, o niesamowicie inteligentnym człowieku.
Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach biografię Christie wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Ze słyszenia, z plotek wiedziałam, że była to niezwykła osoba, a jej życie też było pasmem dziwnych, a często też niesamowitych wydarzeń. Co nie zmienia faktu, że książka wcale nie musiała być napisana ciekawie, prawda?
A jest to historia kobiety, której przyszło żyć w trudnych dla kobiet czasach, a jednak odniosła ogromny sukces i jej książki nadal są czytane, wydawane co kilka lat w nowych szatach graficznych i choć nie są to tomiszcza, to każdy o nich słyszał, każdy wie kim jest Christie, a wielu wie doskonale czym jest kryminał w stylu Agathy Christie.
Natomiast w tej książce jest też całe mnóstwo ciekawostek. Nie chciałabym tu zdradzać szczegółów by nie psuć przyjemności z lektury, ale powiem, że każda jej powieść jest swego rodzaju pamiętnikiem. Gdy zagłębić się w zdarzenia z jej życia i ułożyć chronologicznie książki, to okazuje się, że wszystko, co działo się dookoła niej było dla niej inspiracją.
Dla mnie to była ciekawa lektura, bo ja o samej Christie za wiele nie wiedziałam. Owszem, czytałam jej książki (nie wszystkie) i oglądałam filmy na ich podstawie, ale o samej autorce jako o człowieku nie wiedziałam za wiele. A podobno była najbardziej fascynującą postacią jaką sama stworzyła. Dlatego była to dla mnie gratka i przepadłam w niej od pierwszych stron. Czy mnie zachwyciła? I tak, i nie. Nie wiem dokładnie jak to było z researchem, ale miejscami miałam wrażenie, że coś jest zbyt pogmatwane, poplątane i się nie zgadza. Tylko, szczerze mówiąc, nie miałam czasu tego sprawdzać. Może ktoś mi da znać, kto lepiej zna historię bohaterki tej książki.
I jako dla laika w temacie, jako dla osoby, która niewiele wie o Christie, była to dla mnie po prostu dobra książka i napisana tak, że w życiu bym nie powiedziała, że nie jest to powieść obyczajowa, że nie jest to fikcja.
Dla osób, którym biografie nie są bliskie sercu, a chciałyby spróbować od czegoś, od czego się nie zrażą do tego gatunku, to będzie strzał w dziesiątkę!
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Świat Książki.
Czytacie biografie, autobiografie? Mi się zdarza raz na jakiś czas, nie jest to tak, że biorę je w hurtowych ilościach. Kiedyś w ogóle nie czytałam, przekonana, że to przecież muszą być takie nudne książki. A później ktoś mi polecił jedną, a po kolejne już sama z siebie sięgałam. Moją ulubioną jest zdecydowanie ta o Matthew McConaughey, a właściwie to autobiografia. Bardzo...
więcej Pokaż mimo to