-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2023
2023-03-15
2022-09-29
2022-06-12
2021-02-04
2020-12-17
2020-02-20
2020-02-06
2019-11-15
2019-02-19
2018-10-25
2018-08-01
"W imię dziecka" ma swój specyficzny, niespieszny rytm. To obraz wyjęty z życia, trochę jak przytaczane przez McEwana utwory muzyczne. Rozbijają one rzeczywistość, są źródłem dystansu budującego napięcie.
Nie uważam, żeby autor wyczerpał podejmowane zagadnienia, ale czy o to tu chodzi? Ja, czytając, po prostu się zatrzymałam, jak na sygnał.
Czasami w życiu "otwieramy innym drzwi" - uświadamiamy im coś, czego wcześniej nie spostrzegli i nie chodzi tu o uświadomienie, że ktoś jet np. naiwny w relacji z drugim człowiekiem, czy ktoś go oszukał. Chodzi tu o "otwarcie drzwi" do trochę innego wymiaru życia - refleksyjnego, z drugim dnem, wymiaru, w którym człowiek kwestionuje sam siebie i zaczyna postrzegać wszystko dookoła przez pryzmat tego kwestionowania. Po takim "otwarciu drzwi" nie można już wrócić do poprzedniego stanu. Wiesz, że już dziś nie możesz spojrzeć na siebie, czy świat wczorajszym spojrzeniem, choć z pewnością byłoby łatwiej.
Myślę, że McEwan opisał tu coś takiego właśnie. I oprócz tego, że główna bohaterka "otworzyła drzwi" postawionemu przed nią młodemu człowiekowi, czego konsekwencji nie przewidziała, to jeszcze niezauważenie on ja za owe "drzwi" pociągnął.
Zawsze jesteśmy odpowiedzialni za "otwieranie drzwi", czy mamy tego świadomość, czy nie. Za "drzwiami" może być otchłań, w której być może trzeba towarzyszyć.
Konflikt religia - prawo, podejmowanie trudnych wyborów, poczucie niespełnienia osobistego, ucieczka w świat wewnętrzny, odpowiedzialność za ludzkie życie, rozpad małżeństwa - wiele trudnych tematów tej książki stanowi tu, wg mnie, tylko pewien grunt, podstawę, na której McEwan buduje historię o czymś jeszcze innym, co prowadzi nas do przeżywania naszej ludzkiej konstrukcji w jej najgłębszym wymiarze.
"W imię dziecka" ma swój specyficzny, niespieszny rytm. To obraz wyjęty z życia, trochę jak przytaczane przez McEwana utwory muzyczne. Rozbijają one rzeczywistość, są źródłem dystansu budującego napięcie.
Nie uważam, żeby autor wyczerpał podejmowane zagadnienia, ale czy o to tu chodzi? Ja, czytając, po prostu się zatrzymałam, jak na sygnał.
Czasami w życiu "otwieramy innym...
2017-08-02
2017-03-24
2017-03-19
2017-02-13
2016-04-22
2016-03-13
Follett mistrzem powieści. Po przeczytaniu pierwszego tomu moja radość nie ustaje, bo zabrałam się za drugi, a potem będzie jeszcze trzeci. Prawdziwa uczta dla mnie - czyli czytelnika, który daje się wciągać w sagi, zawiłości historyczne, przywiązuje się do bohaterów i lubi być przez nich uwodzony, wystawiany na próbę.
Bogato: w bohaterów z całego świata, których losy łączą jak w nieznanym tańcu, w wydarzenia odmieniające bieg historii, w emocje znane nam wszystkim. Follett w umiejętny sposób "sprzedaje" historię światową na setkach (już i tysiącach) stron, a prowadzą przez nią bohaterowie - i postacie prawdziwe, i fikcyjne, wszystkie są "jakieś", konkretne, łatwo zapadają w pamięć. Towarzyszymy im. Niby fabuła sama w sobie prosta, problemy i ich rozwiązania też, niby niespecjalnie zaskakujące, ale... może właśnie tu jest pies pogrzebany... w tej prostocie postaci i zawirowaniach historycznych wydarzeń kryje się prawda. Niepotrzebne jest budowanie jakiegoś dodatkowego napięcia. Każdy z nas szuka najprostszych rozwiązań, któż z nas komplikuje sobie życie świadomie? Czy nie wystarczy tego, co nam niesie życie? Fabuła może wydawać się przewidywalna, ale ile razy sama sobie powtarzam, kiedy coś dzieje w moim życiu "tak myślałam, tak myślałam, że tak będzie..."
Powieść w moim mniemaniu bardzo klasyczna, w najlepszym słowa znaczeniu.
Follett mistrzem powieści. Po przeczytaniu pierwszego tomu moja radość nie ustaje, bo zabrałam się za drugi, a potem będzie jeszcze trzeci. Prawdziwa uczta dla mnie - czyli czytelnika, który daje się wciągać w sagi, zawiłości historyczne, przywiązuje się do bohaterów i lubi być przez nich uwodzony, wystawiany na próbę.
Bogato: w bohaterów z całego świata, których losy łączą...
2016-02-21
„Kartagina” Oates, na którą trafiłam przez przypadek, okazała się dla mnie niezwykle ważnym odkryciem. Spośród wielu ujęć i spojrzeń na zawartość tej powieści, mnie najbardziej zainteresowało odniesienie do spektrum autyzmu, w którym znajduje się główna bohaterka. Spojrzałam przez ten pryzmat na całe bogactwo wydarzeń w akcji. Oczywiście jest to subiektywne widzenie rzeczywistości, czy interpretacja autorki… A jednak zaskakujące jest dla mnie to, że jeszcze nigdy, w żadnej literaturze (nawet naukowej) nie odnalazłam tylu punktów stycznych do moich doświadczeń i obserwacji. Choć nie jestem autorytetem ani w kwestii autyzmu, ani w kwestii literatury, to osobiście uważam, że to świetne studium przypadku.
O autyzmie więcej teraz się mówi, dobrze, że także się pisze, nie tylko naukowo. Odchodząc już od własnych refleksji, prób zrozumienia, jakie jest życie osoby ze spektrum autyzmu i jakie jest życie osoby z osobą ze spektrum autyzmu; i oceny zachowań i słów, które padają w tym temacie, chciałam tylko rzucić światło na ten wymiar książki, może jeszcze kogoś zainteresuje.
I warto w tym świetle spojrzeć na opisane prze Oates wydarzenia, główną bohaterkę, jej wybory i konsekwencje tych wyborów, jej interpretacje rzeczywistości i cały splot przyczynowo-skutkowy fabuły.
„Kartagina” Oates, na którą trafiłam przez przypadek, okazała się dla mnie niezwykle ważnym odkryciem. Spośród wielu ujęć i spojrzeń na zawartość tej powieści, mnie najbardziej zainteresowało odniesienie do spektrum autyzmu, w którym znajduje się główna bohaterka. Spojrzałam przez ten pryzmat na całe bogactwo wydarzeń w akcji. Oczywiście jest to subiektywne widzenie...
więcej Pokaż mimo to