-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński2
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2018-09
2018-09
„Promyczek” to książka, którą chciałam przeczytać od bardzo dawna i o której słyszałam mnóstwo niezwykle pozytywnych opinii. Czytelnicy rozwodzili się nad tym, jak wzruszająca i wartościowa to powieść oraz jak długo nie można się po niej pozbierać. Byłam ciekawa, czy faktycznie jest to taka „bomba” emocjonalna i czy rzeczywiście jest nad czym się tak zachwycać. Teraz, będąc już po lekturze, muszę oświadczyć, że dołączam do grona tych, którzy „Promyczka” kochają i podobnie jak ja musieli uporać się z zaczerwienionym nosem i zapuchniętymi oczami od płaczu. Ta książka to gigantyczny wyciskacz łez!
Fabuła „Promyczka” kręci się wokół postaci Kate Sedgwick, którą poznajemy w momencie jej przeprowadzki z San Diego do Minnesoty. Dziewczyna zostawia za sobą trudny etap jej życia, a zarazem najlepszych przyjaciół i ukochane miasto. Wszystko postawiła na jedną kartę - wyjeżdża, rozpoczyna wymarzone studia na uczelni w Grant i czerpie z życia garściami. Kate szybko aklimatyzuje się w nowym miejscu, zdobywa przyjaciół i pracę, a także poznaje czarującego Kellera Banksa. Od początku obydwoje wpadają sobie w oko, ale z pewnych powodów nie chcą się angażować w poważną relację. Uczucia jednak bywają trudne do okiełznania, nawet jeśli bardzo się przed nimi bronimy...
„Jest niespotykanym promykiem słońca. Nie tylko szuka jasnych stron... ale nimi żyje.”
Opis fabuły „Promyczka” brzmi jak opis tysiąca innych powieści nurtu New Adult, prawda? Jest młoda dziewczyna, która wyjeżdża na studia, by rozpocząć nowe życie, jest trudna przeszłość i związane z nią tajemnice, a do kompletu pojawia się przystojny chłopak, który zaczyna żywić uczucia do głównej bohaterki. To idealne podłoże do cukierkowego romansu, jakich wiele na rynku wydawniczym. „Promyczek” okazał się być jednak książką zupełnie innego typu, mimo że bazuje na podobnych schematach. Kim Holden przedstawia czytelnikowi historię, w której nie wszystko jest tęczowe i radosne oraz nie wszystko kręci się wokół romansu. Ta książka to prawdziwy rollercoaster emocjonalny, bo dostarcza czytelnikowi zarówno wzruszeń, jak i śmiechu. Autorka nie bawi się w podkoloryzowanie historii, ale przedstawia ją w sposób realistyczny, z momentami radości i smutków, tak jak to jest w życiu.
Głównym filarem tej powieści, bez którego nie byłaby ona tak przepełniona emocjami, są bez wątpliwości genialnie wykreowani bohaterowie. Kate bezsprzecznie stała się moją ulubioną postacią kobiecą w literaturze pięknej! Jest niezwykle charyzmatyczna, spontaniczna i kochająca, a w tym wszystkim jeszcze mądra i utalentowana. Po takim opisie możecie uznać, że jest wręcz wyidealizowaną bohaterką, ale nic bardziej mylnego. To postać, która została wykreowana bardzo realistycznie, która ma swoje demony i problemy, ale która jednocześnie potrafi w najdrobniejszych rzeczach dostrzec piękno i podzielić się nim z innymi. To kobieta o pięknej duszy i wspaniałym podejściu do życia. Jej postać bardzo inspiruje i jeszcze bardziej wzrusza.
Historia nie skupia się jednak tylko i wyłącznie na Kate, bo Kim Holden zadbała o całą gamę świetnych postaci, które towarzyszą głównej bohaterce na nowym etapie życia. Mamy Gusa, najlepszego przyjaciela Kate i zarazem bohatera o wyśmienitym poczuciu humoru, mamy Kellera, który potrafi rozkochać w sobie każdą czytelniczkę, mamy słodką Stellę, zadziorną Shelly, uroczego Claytona i wiele, wiele innych postaci pobocznych, które mają mniejszy lub większy wkład w całą fabułę. Autorka świetnie zbudowała między nimi różnorodne relacje, które objawiają się w zabawnych dialogach i poruszających czynach.
„Muzyka istnieje po to, by jej słuchać, więc według mnie każdy powinien z niej czerpać. Garściami. Muzyka ma moc. Łączy ludzi.”
„Promyczek” ujął mnie także motywem muzyki, który przewija się przez całą historię. Część bohaterów gra na instrumentach, część śpiewa, a część nawet gra koncerty i nagrywa autorskie utwory. Muzyka jest narzędziem, które potrafi wzruszyć równie mocno, co słowa. A jeśli te dwie rzeczy dodatkowo się połączy, tak jak zrobiła to Kim Holden... wychodzi mieszanka iście wybuchowa! Myślę, że każdy czytelnik, który na co dzień odnajduje wzruszenie w muzyce, odnajdzie je także w „Promyczku”. Autorka ma wspaniałą wyobraźnię, dzięki której jej opisy dźwięków i towarzyszących im emocji są naprawdę mocne w odbiorze.
„Promyczek” to zdecydowanie jedna z najlepszych powieści New Adult, jakie miałam okazje przeczytać. Przyznam szczerze, że przez pierwszą połowę książki nie do końca dostrzegałam w czym tkwi jej fenomen, jednak druga połowa rozłożyła mnie na łopatki i wypłakałam przy jej czytaniu chyba wszystkie łzy. Poznawanie tej historii boli psychicznie i fizycznie, ale mimo to brnie się w nią dalej. Myślę, że właśnie odkryłam w sobie pewne masochistyczne skłonności, ale jeśli każda książka, która sprawia ból ma być tak dobra, to zupełnie się tym nie przejmuję! Jeśli jeszcze nie znacie „Promyczka” to serdecznie zachęcam Was do lektury, ale radzę przygotować sobie wcześniej paczkę chusteczek. Albo najlepiej cały karton.
www.zglowawksiazkach.pl
„Promyczek” to książka, którą chciałam przeczytać od bardzo dawna i o której słyszałam mnóstwo niezwykle pozytywnych opinii. Czytelnicy rozwodzili się nad tym, jak wzruszająca i wartościowa to powieść oraz jak długo nie można się po niej pozbierać. Byłam ciekawa, czy faktycznie jest to taka „bomba” emocjonalna i czy rzeczywiście jest nad czym się tak zachwycać. Teraz,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04
Lucinda Riley to autorka, która oczarowała mnie powieścią „Siedem sióstr”, otwierającą siedmiotomowy cykl o tym samym tytule. Historie, które tworzy są pełne emocji, skłaniające do refleksji, a ponadto napisane tak pięknym, barwnym językiem, że nie sposób nie zakochać się w jej twórczości. W przerwie pomiędzy kolejnymi tomami wyżej wspomnianej serii, sięgnęłam po „Drzewo anioła”, tym razem powieść jednotomową, lecz w podobnym klimacie.
Podobnie jak w innych książkach autorki, tak i w „Drzewie anioła” przeplatają się ze sobą wydarzenia z teraźniejszości i przeszłości. Na samym początku poznajemy Gretę, kobietę blisko sześćdziesiątki, która po 30 latach wraca do swojej rodzinnej posiadłości położonej na wzgórzach Walii. Tam zaczyna przypominać sobie wydarzenia z ostatnich 20 lat życia, które zostały wymazane z jej pamięci przez tragiczny wypadek. Wraz z kolejnymi odzyskanymi wspomnieniami, Greta odkrywa rodzinne sekrety i czuje coraz większy niepokój. Czytelnik razem z nią poznaje historię Cheski, jej córki, która jako dziecko została gwiazdą filmową, a także historię Avy, jej wnuczki. Losy trzech kobiet z trzech różnych pokoleń przeplatają się ze sobą, tworząc niezwykle klimatyczną, wielowątkową opowieść, która pozostaje w myślach jeszcze na długo po skończeniu lektury.
Lucinda Riley to królowa powieści dla kobiet. Napisane przez nią historie czyta się jednym tchem, lekko i przyjemnie, a jednocześnie język, jakim są napisane naprawdę zachwyca. „Drzewo anioła” to powieść, od której ciężko się oderwać, bo pomimo niespiesznego tempa, fabuła jest ciekawa, a zabieg przeplatania wydarzeń z teraźniejszości i przeszłości sprawia, że czytelnik chce jak najszybciej pozbierać informacje, by uzyskać pełen obraz rodziny Grace.
Każda z trzech bohaterek, choć związane są ze sobą więzami krwi, jest inna. Każda ma inny charakter i inne spojrzenie na świat. Ich sylwetki są wykreowane niezwykle wyraziście i szczegółowo, przez co łatwiej jest czytelnikowi zrozumieć ich czyny i dokładnie przeanalizować ich tok myślenia. Historie kobiet bardzo się od siebie różnią, jednak żadna z nich nie jest mniej interesująca od pozostałych. Autorka bardzo subtelnie połączyła ze sobą całą gamę wątków, tworząc absorbującą, poruszającą i dojrzałą opowieść. Śmiałam się, wzruszałam, irytowałam i smuciłam podczas czytania - to chyba wystarczający dowód na to, że „Drzewo anioła” to prawdziwy rollercoaster emocji!
„Drzewo anioła” jest książką, którą powinna poznać każda kobieta. To powieść o bohaterkach takich jak my, nie bez wad, czasami błądzących, borykających się z wieloma problemami dnia codziennego i szukających szczęścia na swój sposób. Myślę, że każda czytelniczka znajdzie w niej coś inspirującego.
www.zglowawksiazkach.pl
Lucinda Riley to autorka, która oczarowała mnie powieścią „Siedem sióstr”, otwierającą siedmiotomowy cykl o tym samym tytule. Historie, które tworzy są pełne emocji, skłaniające do refleksji, a ponadto napisane tak pięknym, barwnym językiem, że nie sposób nie zakochać się w jej twórczości. W przerwie pomiędzy kolejnymi tomami wyżej wspomnianej serii, sięgnęłam po „Drzewo...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-01
Świetna książka ! Polecam serdecznie, do tej pory to najlepsza książka jaką przeczytałam ;)
EDIT:
Po tę pozycję sięgnęłam kilka miesięcy temu. Słyszałam mnóstwo dobrych opinii o twórczości pan Sparksa, więc postanowiłam zakupić "Ostatnią Piosenkę" i muszę powiedzieć, że nie żałuję. Autor pisze lekkim, przyjemnym językiem. Naprawdę wciągnęłam się w tę historię!
"Życie siedemnastoletniej Ronnie Miller wywróciło się do góry nogami, gdy jej ojciec postanowił porzucić karierę i wyjechać do niewielkiego miasteczka w Północnej Karolinie. Jego ucieczka oznaczała koniec małżeństwa Millerów. Trzy lata później Ronnie dalej nie chce mieć nic wspólnego z ojcem i nie utrzymuje z nim kontaktu. Nieoczekiwanie matka wysyła dziewczynę i jej młodszego brata, Jonaha, by spędzili wakacje w Wilmington. Dla Ronnie to ciężka próba - przyzwyczajona do Nowego Jorku, zakochana w jego nocnym życiu i modnych klubach, musi zmierzyć się nie tylko z niechęcią do wiodącego spokojne życie pianisty i zaangażowanego w budowę miejscowego kościoła ojca, ale również z senną atmosferą nadmorskiej mieściny. Wszystko wskazuje na to, że to będzie najgorsze lato w jej życiu..."
Bardzo polubiłam główną bohaterkę, Ronnie. To dziewczyna z charakterem. Mimo, że zgrywa twardzielkę, to potrafi okazać uczucia. Jonaha, pokochałam! Jest strasznie ciekawskim i zabawnym dzieciakiem. Zrobiło mi się go strasznie szkoda pod koniec powieści. Mimo, że został sam, nie poddawał się.
Will zaimponował mi tym, że stawał w obronie Ronnie. Dla niej pobił Marcusa na oczach prawie całej rodziny.
Jego matka nie pochwalała takiego zachowania. Zresztą od początku zachowywała się arogancko. Patrzyła na Ronnie z góry i nie potrafiła jej zaakceptować. Uważała, że jeśli jest bogata, to jest lepsza od wszytskich innych. To już jest powierzchowność. Kolejna osoba, której nie polubiłam to Ashley. Plastikowa blondynka, zakochana w Willu, z którym kiedyś była w związku. Zrobiłaby wszytsko, żeby poniżyć Ronnie i wrócić do Willa.
Jest też parę dziwnych zdarzeń w książce. Na przykład to, że Ronnie porzuciła granie kilka lat temu, a teraz nagle sobie wszystko przypomniała. Jednak mimo tego, książka jest cudowna! Naprawdę łapie za serce. Mam zamiar przeczytać ją jeszcze raz. Jeszcze raz przeżywać cudowne chwile, które spędzali ze sobą Ronnie i Will, jeszcze raz pośmiać się z tekstów Jonaha i jeszcze raz płakać jak bóbr przez całą noc.
Polecam tą książkę każdemu! Naprawdę warto się z nią zapoznać.
Moja ocena: 10/10
www.zglowawksiazkach.pl
Świetna książka ! Polecam serdecznie, do tej pory to najlepsza książka jaką przeczytałam ;)
EDIT:
Po tę pozycję sięgnęłam kilka miesięcy temu. Słyszałam mnóstwo dobrych opinii o twórczości pan Sparksa, więc postanowiłam zakupić "Ostatnią Piosenkę" i muszę powiedzieć, że nie żałuję. Autor pisze lekkim, przyjemnym językiem. Naprawdę wciągnęłam się w tę historię!
"Życie...
2011-10
"Martwą ciszę wiercąc wzrokiem, nie ruszyłem sie ni krokiem,
Tylko drżałem, śniąc na jawie sny, o jakich nie śnił nikt."
- Edgar Allan Poe, kruk
Pierwsze co rzuca się w oczy jak biorę do ręki "Nevermore", to okładka. Niby prosta, biała, z krukiem i kilkoma napisami, ale jednak ma w sobie coś co przyciąga wzrok, i aż chce się na nią patrzeć!
Isobel, blondwłosa cheerleaderka, ma bardzo poukładane życie. Jest popularna, ma przystojnego chłopaka - futbolistę, oraz równie popularnych przyjaciół. Pewnego dnia nauczyciel angielskiego wyznacza jej osobę do pary, z którą ma zrobić projekt. Tą osobą okazuje sie być Varen - tajemniczy got. Posiada on swój notatnik, w którym zapamiętale coś zapisuje pięknym, kaligraficznym pismem. Wbrew swoim wcześniejszym przekonaniom, Isobel i Varen coraz bardziej się do siebie zbliżają... (Varen, Varen, Varen! Ile to ja bym mogła pisać jaki on jest cudowny! Ale sobie daruję i przejdę do dalszego podsmuowania.)
Na pierwszy rzut oka fabuła wydaje się bardzo przereklamowana. Mamy wrażenie, że czytaliśmy mnóstwo książek o podobnej tematyce i, że ta będzie równie przewidywalna, oraz niegodna uwagi. Ale ta powieść jest całkowitym przeciwieństwem! Czytając ją, nie ma się pojęcia, co stanie się za moment. Trzyma w napięciu aż do ostatniej strony.
Wątek paranormalny w książce zaczyna rozwijać się dopiero po kilku rozdziałach i trwa już do końca. Nie jest to na pewno minusem, bo mimo, iż początkowe strony książki opisują 'zwykłe życie' Isobel, to książka i tak jest ciekawa, i jest to fajnym wstępem do dalszej historii.
Spodobało mi się nawiązanie do Edgara Allana Poego. Autorka wplatała gdzieniegdzie jego utwory, przez co też zachęciła mnie do sięgnięcia do jego twórczości. W "Nevermore" pojawia się także zagadnienie śmierci tego pisarza. Zginął on śmiercią zagadkową, a odnaleziono go w Baltimore. Czy było to morderstwo? Czy może po prostu śmierć była wynikiem tego, że Poe chorował? Nie wiadomo. Została też wysunięta hipoteza, że Poe zabiły własne fantazje...
W książce ważną role odgrywają sny, które powracają coraz bardziej rzeczywiste, aż w końcu granica pomiędzy jawą, a snem się zaciera.
Kocham sposób w jaki pani Creagh pisze! Niezwykle barwne opisy, sporo dialogów (co lubię), ciekawe postaci i przerażające, a zarazem piękne fantazje. Na początku może się wydawać, że bohaterowie mają od razu poprzypinane metki. Ale tak nie jest. Z pozoru głupiutka blondyneczka okazuje się być dzielna, mądra i silna, a mroczny got potrafi obdarzyć uczuciem osobę, która jest jakby całkiem z innego świata, i której nie akceptuje jego otoczenie.
"Nevermore" czytałam, gdy tylko miałam sposobność. Zdarzyło mi się nawet czytać przez noc przy lampce do wczesnego rana. Mało która książka mnie tak wciągnęła. Jestem zachwycona tą pozycją! Przy ostatnich stronach było mi strasznie żal się z nią rozstawać. A gdy przeczytałam końcówkę, to czułam ogromny niedosyt! Kilka razy czytałam epilog i przewracałam kolejne kartki doszukując się innego zakończenia. Po ochłonięciu i przetrawieniu tego, że jednak skończyło się tak, a nie inaczej, myślałam jeszcze nad zakończeniem. Myślę, że autorka celowo zostawiła w czytelnikach takie uczucie niedosytu, żeby niecierpliwie czekać na kolejną część i gorączkowo myśleć co mogło stać się dalej.
Jak dla mnie, ta ksiązka nie ma wad. Jest dla mnie arcydziełem. Bez żadnego wachania daję 10+/10, chociaż i tak dla mnie "Nevermore" zasługuje na więcej. Polecam ją serdecznie!
www.zglowawksiazkach.pl
"Martwą ciszę wiercąc wzrokiem, nie ruszyłem sie ni krokiem,
Tylko drżałem, śniąc na jawie sny, o jakich nie śnił nikt."
- Edgar Allan Poe, kruk
Pierwsze co rzuca się w oczy jak biorę do ręki "Nevermore", to okładka. Niby prosta, biała, z krukiem i kilkoma napisami, ale jednak ma w...
2011-11
"Nim świat wolny stanie się
Niewinny kwiat zgładzony będzie,
W starożytnego Veridianu lesie
Dziewięciu twarze ujawnią się"
Marianne Curley urodziła się 20 maja 1959r. w Windsor w stanie Nowa Południowa Walia. W wieku 29 lat, wraz z rodziną przeprowadziła się do Coffs Harbour, gdzie obecnie mieszka i pracuje jako nauczycielka. W 2000r. zadebiutowała powieścią "Old Magic", która otrzymała wyróżnienie International Reading Association. To samo wyróżnienie otrzymała trylogia Strażników czasu, wydana w latach 2002-2005.
Ethan był małym chłopczykiem, kiedy jego strasza siostra, Sera została zamordowana. Od tamtej pory nawiedzają go koszmary, w których widuje straszną postać - Marduka, czary charakter powieści. Teraz jest członkiem Straży i jego zadaniem jest chronić przeszłość. Nie może dopuścić do tego, aby siły zła i chaosu zapewniły sobie władzę w przyszłości. Poza obowiązkami wobec Straży, Ethan ma jeszcze jedno zadanie. Polega ono na wyszkoleniu przyszłej członkini Straży, swojej nowej uczennicy - Isabel, młodszą siostrę swojego niegdyś, najlepszego przyjaciela, Matta. Razem muszą stawić czoła temu, który nawiedza ich sny.
Narracja w książce jest pierwszoosobowa. Rozdziały są przeplatane tak, żebyśmy poznawali akcję zarówno z punktu widzenia Isabel, jak i Ethana. Dzięki tej rozdzielności możemy lepiej poznać oboje bohaterów, ich myśli i odczucia. Podzielenie książki na dwa punkty widzenia; chłopca i dziewczyny było świetnym pomysłem, bo możemy dzięki temu poznać ich odmienne spojrzenie na daną sytuację. Styl pisania autorki jest prosty i przyjemny. Potrafi zainteresować czytelnika, przekazywana historia nie jest naciągana, jest jak najbardziej naturalna i realistyczna.
Spodobały mi się również podróże w czasie. Autorka ciekawie je opisała. Cofanie się o kilkaset lat, misje, dopasowane stroje i wygląd, wiedza na temat postaci, w którą się wcielasz, autorka miała genialny pomysł! Poza tym klimat tych starych wiosek był niesamowity! Z przyjemnością czytało mi się opisy.
Bohaterowie są sympatyczni, nieprzerysowani i łatwo ich polubić. Przeważają postaci o dobrych charakterach, ale nie zabrakło również tych złych. Moim ulubionym bohaterem z pewnością jest Arkarian. Niesamowicie tajemniczy i intrygujący. No i jak można nie zakochać się w tych szafirowych włosach i fiołkowych oczach?
Oprawa graficzna jest równie cudowna. Magiczna okładka i miła dla oka, ładna kolorystyka. Polskie wydanie zdecydowanie różni się od zagranicznych, co nie znaczy, że jest gorsze, bo mi osobiście bardziej podoba się to nasze. Rozdziały są ładnie wydzielone, pierwszy wyraz rozpoczyna się dużym inicjałem, wszystko jest prosto i schludnie wykonane.
Podsumowując, "Straż" jest naprawdę dobrą powieścią dla młodzieży i każdy kto lubuje się w powieściach fantasy, powinien po nią sięgnąć. Myślę, że dobrą oceną będzie taka naprawdę mocna dziewiątka. ;) I chcę już drugą część!
"Ze środka intrygi jedno się wynurzy,
A drugie z nasion zła utworzy.
Dwójka triumfu zasmakuje,
Lecz jedno w swej śmierci go poczuje."
www.zglowawksiazkach.pl
"Nim świat wolny stanie się
Niewinny kwiat zgładzony będzie,
W starożytnego Veridianu lesie
Dziewięciu twarze ujawnią się"
Marianne Curley urodziła się 20 maja 1959r. w Windsor w stanie Nowa Południowa Walia. W wieku 29 lat, wraz z rodziną przeprowadziła się do Coffs Harbour, gdzie obecnie mieszka i pracuje jako nauczycielka. W 2000r. zadebiutowała powieścią "Old...
2011-12
„Nie, piekło nie ma nic wspólnego z miejscami – piekło wiąże się z ludźmi. Może to ludzie są piekłem.”
Często dręczą nas pytania pod tytułem "Co by było gdyby?". A zapytajmy siebie, co zrobilibyśmy, gdyby cały nasz świat nagle runął. Praktycznie codziennie robimy to samo, chodzimy do szkoły, pracy, wstajemy, idziemy spać... To wszystko przechodzi w rutynę. A jeśli jutro nie będzie takie jak sobie je zaplanowaliśmy?
Elli wraz z szóstką przyjaciół udaje się na kemping do miejsca zwanego Piekłem. Aby się tam dostać, pokonują trudną, niebezpieczną drogę wśród gór. Kiedy już są na miejscu, rozbijają obozowisko i spędzają spokojnie kilka dni. Po powrocie do domu, gdzie sądzili, że zastaną swoje rodziny całe i zdrowe, wszystko wygląda inaczej niż wcześniej. Miasteczko jest opustoszałe, zwierzęta martwe, a mieszkańcy zniknęli. Okazuje się, że ich kraj został opanowany, a wszystkich mieszkańców pojmano i są oni przetrzymywani na terenie wystawowym. Przyjaciele muszą teraz pogodzić się z nowym życiem i jakoś przetrwać. Nie zamierzają jednak siedzieć z założonymi rękami. Postanawiają stawić czoła inwazji i utrudnić intruzom przejęcie ich ziem.
Postaci wykreowane przez autora są proste, a pomimo tego, interesujące. Każda jest wyjątkowa na swój sposób. Moim ulubieńcem został Lee. Od początku jakoś mnie intrygował i wzbudzał moją sympatię. Polubiłam również Ellie. Zdecydowanie jest ona najważniejszą postacią w książce. Dodatkowo prowadzi ona całą narrację, także przedstawione są wszystkie jej emocje, przemyślenia, czy też bojaźni.
"Jutro" nie tylko przedstawia nam pewną alternatywę przyszłości, ale ukazuje mnóstwo uczuć i emocji. Pozwala wczuć się w rolę bohaterów, nakłania do refleksji. Pozwala nam pomyśleć, jak my zachowalibyśmy się na ich miejscu. Pokazuje przemianę, jaką przeszła młodzież. Oczywiście w książce musiał znaleźć się również wątek miłosny. Nie jest on ani przesadzony, ani zbytnio ubogi, można by powiedzieć, że w sam raz.
Przed przeczytaniem tej książki, słyszałam wiele opinii na jej temat i w wielu z nich pojawiły się zarzuty, że jest ona bardzo podobna do GONE. Po lekturze, muszę stwierdzić, że z początku może się tak wydawać, ale im bardziej zagłębiamy się w fabułę, tym bardziej odbiega ona od fabuły serii GONE. Tutaj nie ma jakichś super mocy, czy zmutowanych stworów, a książka posiada jakieś konkretniejsze przesłanie.
Autor pisze w tak lekki sposób, że książkę czyta się szybko i z wielką przyjemnością. Nie ma tu przydługich opisów, język jest prosty, a sama fabuła interesująca. Poza tym, dało sie odczuwać cudowny klimat powieści. Już od pierwszej wycieczki do Piekła, sceneria zaczęła mi przypominać horror. Góry, las, nastolatki, pustelnik mieszkający w samotnej chatce - idealny schemat! Autor potrafi budować napięcie i sprawnie wprowadza nowe wątki.
Oprawa graficzna jest w porządku. Okładka jest prosta, acz doskonale oddaje klimat powieści.
"Jutro" jest czymś zupełnie innym, od tego co do tej pory czytałam. Jak już sięgnęłam po książkę i zaczęłam czytać, nie mogłam się oderwać. Ta pozycja na pewno wniosła ze sobą coś nowego do moich czytelniczych doświadczeń i chętnie sięgnę po kolejne części, a również po inne książki z gatunku antyutopii. Szkoda, że książka jest tak krótka, bo liczy zaledwie 270 stron. Mam nadzieję, że pan Marsden nie zawiedzie mnie w kolejnych częściach i będą one równie dobre, pełne emocji i akcji. Jak najbardziej, polecam!
www.zglowawksiazkach.pl
„Nie, piekło nie ma nic wspólnego z miejscami – piekło wiąże się z ludźmi. Może to ludzie są piekłem.”
Często dręczą nas pytania pod tytułem "Co by było gdyby?". A zapytajmy siebie, co zrobilibyśmy, gdyby cały nasz świat nagle runął. Praktycznie codziennie robimy to samo, chodzimy do szkoły, pracy, wstajemy, idziemy spać... To wszystko przechodzi w rutynę. A jeśli...
2012-01
„Złamane przyrzeczenia są jak rozbite lustra. Ranią tych, którzy się ich kurczowo trzymają i wpatrują w popękane odbicia samych siebie.”
Sięgając po Obiecaj mi miałam naprawdę wielkie nadzieje. Mimo iż wcześniej rzadko czytywałam tego typu literaturę, fabuła tej książki tak bardzo mnie zaintrygowała, że wzięłam udział w kilkunastu konkursach, aby wreszcie móc się z nią zapoznać. Gdy w końcu mi się udało i wygrałam, z niecierpliwością zanurzyłam się w lekturze. Czy książka spełniła moje oczekiwania?
Akcja Obiecaj mi rozpoczyna się w Wigilię Bożego Narodzenia, kiedy to Beth zakłada dawno nienoszony naszyjnik, co przywołuje wiele wspomnień; kobieta przenosi się myślami w przeszłość, do roku 1989, żeby opowiedzieć swą historię. Jej ówczesne życie wydaje się całkiem przeciętne. Bohaterka ma córeczkę Charlotte i męża Marca; pracuje w pralni chemicznej za dosyć marne wynagrodzenie, ale dzięki zarobkom Marca rodzina jakoś się utrzymuje. Beth jednak często doskwiera samotność. Jej mąż stale wyjeżdża w długie podróże służbowe, jednak nie zapomina, aby co wieczór zadzwonić i powiedzieć dobranoc córeczce. Można by powiedzieć, że przykładny z niego ojciec i głowa rodziny: pracuje, poświęca się dla dobra żony i dziecka. Jednak Marc skrywa pewną tajemnicę... Gdy wychodzi ona na jaw, wszystko powoli zaczyna się rozpadać. Charlotte zapada na poważną chorobę, a Beth o mały włos nie traci pracy. W tych ciężkich dniach w jej życiu pojawia się fascynujący mężczyzna, Matthew. Zwykła przelotna znajomość zamienia się w coś większego. Matthew wprowadza do życia bohaterki więcej kolorów, radości i nadziei na lepsze jutro. Wydaje się jednak nieco nierealny... Kim tak naprawdę jest? Co prócz romansu łączy go z Beth? I jaką rolę odgrywa w książce tytułowa obietnica?
,,Przekonałam się, że najdonioślejsze zdarzenia w naszym życiu rzadko mają miejsce wtedy, gdy się ich spodziewamy, za to bardzo często wtedy, gdy nawet przez myśl nam nie przejdzie, że dzieje się coś ważnego.”
Narracja Obiecaj mi jest pierwszoosobowa, pisana z punktu widzenia Beth, a powieść przypomina pamiętnik. Styl Evansa jest prosty i lekki, co czyni lekturę bardzo przyjemną. Nie ma zbyt wielu wątków pobocznych, a bohaterów można policzyć na palcach. Mimo że postaci pierwszoplanowych jest dość mało, to są one dobrze skonstruowane i dopracowane; łatwo je polubić i utożsamić się z nimi. Uwielbiam Beth! Jest naprawdę silną i samodzielną kobietą. Potrafiła znieść wiele przeciwieństw losu i stanąć na nogi nawet po wielkim upadku. Jej wytrwałość w dążeniu do odbudowania swojego życia zasługuje na podziw. Z kolei Matthew jest bardzo przystojny, opiekuńczy i romantyczny; można powiedzieć – ideał mężczyzny. Ciekawą postacią wydała mi się też Roxanne, przyjaciółka głównej bohaterki – zawsze pogodna, pełna życia i rozrywkowa, wnosi do powieści wiele optymizmu.
Prócz zwykłej powieści obyczajowej połączonej z romansem otrzymujemy małą dawkę fantastyki – podróż w czasie. Uważam, że ten zabieg to świetny pomysł, bo nie tylko urozmaica historię, ale także dodaje jej niesamowitości i oryginalności. Nie spotkamy tu żadnych mitycznych stworów, wampirów, krasnoludów czy latających koni; nie znajdziemy również uroków, klątw ani żadnych innych zaklęć. Mamy za to okazję ujrzeć inny rodzaj czarów – magię, którą tworzy miłość. To fantastyczna sprawa, ile można zdziałać, jeśli kocha się drugą osobę. Mimo obecności wątku rodem z fantasy, powieść ukazuje życie całkiem normalnej kobiety, problemy, jakich doświadcza niejedna z nas. Mamy okazję zobaczyć jak sobie z nimi radzi bohaterka i jej dziecko.
„Życie jest jak domek z kart ustawiony na huśtawce lub na rozpędzonej górskiej kolejce. Jedyną rzeczą, jaka powinna nas zaskakiwać, jeśli chodzi o życiowe niespodzianki, jest to, że one nas ciągle zaskakują.”
Obiecaj mi to piękna, niezwykle ciepła i wzruszająca opowieść, ukazująca nie tylko wspaniałą miłość, ludzkie przywary i trudność życia w samotności, ale także wielką moc, jaką mają obietnice. Pokazuje, że mogą one oszukać nawet czas i nigdy nie tracą na ważności. Historia Beth uświadamia także, że zawsze warto mieć nadzieję. Nie wiem, czy sprawił to obecny w powieści motyw Bożego Narodzenia, ta atmosfera świąt, śniegu, choinki i ciepłych ciasteczek, ale książka ma w sobie coś wyjątkowego; niesamowitą magię, która otula i nie pozwala oderwać się od niej choćby na sekundę. Polecam ją każdemu.
www.zglowawksiazkach.pl
„Złamane przyrzeczenia są jak rozbite lustra. Ranią tych, którzy się ich kurczowo trzymają i wpatrują w popękane odbicia samych siebie.”
Sięgając po Obiecaj mi miałam naprawdę wielkie nadzieje. Mimo iż wcześniej rzadko czytywałam tego typu literaturę, fabuła tej książki tak bardzo mnie zaintrygowała, że wzięłam udział w kilkunastu konkursach, aby wreszcie móc się z nią...
2013-02
Wyobraźcie sobie, że wszystko wokół jest stworzone z połączeń ogromnej ilości różnorodnych włókien. Całe otoczenie to misternie utkana sieć, której nie wolno naruszyć. Niebo, trawa, ludzie stanowią pojedyncze cząstki wielkiego kawałka tkaniny, który składa się na świat jaki znamy. Wszystko, co funkcjonuje na tym obszarze nie jest poddane losowi, ale uczynnym Kądzielniczkom, które zajmują się pracą na krosnach. Każda z nich usuwa niepotrzebne, stare włókna, zastępując je nowymi. Ich zajęciem jest dbanie o idealną równowagę. Większość z nich może jednak tkać tylko przy użyciu krosien. A gdyby tak móc przeplatać nici bez niezbędnych przyrządów? W dowolnym miejscu i czasie tworzyć własne sploty, kształtować czas i przestrzeń na swoją korzyść? Posiadanie takich możliwości zdaje się być niesamowitym darem. W takim razie dlaczego w świecie Arrasu ten talent jest przekleństwem?
Adelice jest szesnastolatką, która miesza wraz z rodzicami i młodszą siostrą w Romenie. Dziewczyna od wczesnego dzieciństwa przejawia wyjątkowe zdolności, które zdecydowanie przekraczają wyobrażenia jej rodziców. Chcąc chronić córkę, starają się ukryć jej talent i szkolą ją w jaki sposób może oblać nadchodzący egzamin. Każdego roku Gildia szuka wśród młodych dziewcząt tych wyjątkowo zdolnych, które mogłyby pełnić funkcję przyszłych Kądzielniczek, a w celu sprawdzenia ich umiejętności organizują test. Adelice mimo wielkiej chęci ukrycia swojego talentu, daje się zdemaskować i po brutalnej rozłące z rodziną, wraz z innymi dziewczętami trafia do Zakonu Zachodniego. Kiedy jej rówieśniczki są zafascynowane nowym otoczeniem i szczęśliwe na myśl o nowym życiu, Adelice wcale nie cieszy się z perspektywy zostania Kądzielniczką. Nie podobają jej się zasady panujące w Zakonie i buntuje się przeciwko tamtejszym regułom. Jak dalej potoczą się jej losy?
Chyba każdy zgodzi się ze stwierdzeniem, że „Przędza” to książka niebywale oryginalna. Wystarczy zapoznać się z zarysem fabuły by stwierdzić, że jest to coś świeżego i z pewnością wartego bliższego poznania. Przystępując do lektury byłam bardzo ciekawa jak autorka poradziła sobie z przeniesieniem jej pomysłu na papier i czy „Przędza” rzeczywiście zasługuje na uwagę. Z początku ciężko było mi wciągnąć się w świat Arrasu. Wiele informacji przybywało do mnie z każdej strony, a klimat jakoś nie zdołał porwać mnie od razu. Kiedy już traciłam nadzieję, że książka się rozkręci, a ja będę skazana na kilka godzin spędzonych z nieprzyjemną lekturą, wszystko ruszyło na przód. Czytałam, czytałam i nawet nie zorientowałam się, w którym momencie dałam się tak wciągnąć! Przepadłam na dłuższy czas, a po przewróceniu ostatniej kartki odczułam ogromny niedosyt i smutek, że na jakiś czas muszę opuścić polubionych bohaterów.
Gennifer Albin stworzyła coś, co na długo zapada w pamięć. Świat Arrasu, w całości złożony z cienkich włókien robi niesamowite wrażenie! Autorka bardzo dokładnie rozplanowała swoje uniwersum, tworząc podział na Zakony, miasta i wioski, nie zapominając o stworzeniu zasad i praw jakie w nich obowiązują. Nie znajdziemy tu jedynie historii dziewczyny, która zostaje wybrana na Kądzielniczkę i szkoli się w Zakonie. Jest mnóstwo wątków pobocznych, które świetnie uzupełniają całą powieść. Mamy okazję dostrzec jak funkcjonuje tamtejsza polityka, jakie życie prowadzą obywatele oraz jak wygląda praca poszczególnych osób w Zakonach. Wszystko to przyprawione jest zgrabnie prowadzoną intrygą, tajemnicami i wszechobecną magią, która towarzyszy mieszkańcom Arrasu na każdym kroku.
„Przędza” absolutnie mnie oczarowała. Mimo, że z początku miałam do niej bardzo mieszane uczucia, po lekturze mogę stwierdzić, że dawno już nie czytałam książki, o której tyle rozmyślałabym po przewróceniu ostatniej kartki. Wystarczy przebrnąć przez początek, który zasypuje nas informacjami, by wpaść w wir dynamicznej akcji i przepaść na wiele godzin. Narrację prowadzi Adelice, którą ja osobiście bardzo polubiłam. Żywiołowa, konkretna bohaterka, która swoim ciętym językiem nie raz potrafi rozłożyć czytelnika na łopatki. Brnięcie przez historię z taką postacią to czysta przyjemność. Polecam „Przędzę” każdemu miłośnikowi fantastyki i antyutopijnych powieści. Ja jestem zachwycona i już z niecierpliwością czekam na kolejny tom!
www.zglowawksiazkach.pl
Wyobraźcie sobie, że wszystko wokół jest stworzone z połączeń ogromnej ilości różnorodnych włókien. Całe otoczenie to misternie utkana sieć, której nie wolno naruszyć. Niebo, trawa, ludzie stanowią pojedyncze cząstki wielkiego kawałka tkaniny, który składa się na świat jaki znamy. Wszystko, co funkcjonuje na tym obszarze nie jest poddane losowi, ale uczynnym Kądzielniczkom,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-02
Nowa szkoła i pierwszy dzień nauki to bardzo stresujące przeżycia. Nigdy nie wiadomo, jak zostanie się odebranym przez rówieśników, jakie zasady i przyzwyczajenia panują wśród pedagogów i jak odnaleźć się w nowym miejscu. Potrzeba czasu na to, by się zaaklimatyzować, poznać nowych ludzi i przystosować do świeżego otoczenia. Jeszcze trudniej mają osoby mieszkające w internacie - cały swój dzień spędza się w tym samym budynku i wśród tych samych osób, bez możliwości szybkiego powrotu do domu, i zaszycia się w swoich czterech ścianach. Po jakimś czasie można się jednak przyzwyczaić i polubić nowy tryb życia. Jednak co, jeśli okazuje się, że szkole grozi niebezpieczeństwo? Kiedy już człowiek zaprzyjaźni się z kilkoma osobami, zaakceptuje wszelkie niedogodności szkoły i naprawdę ją polubi, często pojawiają się niechciane problemy. Czy warto z nimi walczyć i narażać własne życie dla dobra innych?
Allie Sheridan to zbuntowana nastolatka, która przysparza swoim rodzicom mnóstwo kłopotów. Chętnie pakuje się w tarapaty i łamie wszelkie zasady, jednak jej zachowanie to jedynie chęć zamaskowania ogromnego bólu po stracie brata. Kiedy po raz kolejny zostaje aresztowana, jej rodzice postanawiają przenieść ją do nowej szkoły - tym razem z internatem i oddalonej o spory kawał drogi - do Akademii Cimmerii. Dziewczyna jest załamana i nie wyobraża sobie funkcjonowania w miejscu, w którym panują dość rygorystyczne zasady. Kiedy przekracza bramę prowadzącą do szkoły, widzi wielki, stary budynek, nie robiący zbyt przyjaznego wrażenia. Już pierwszego dnia Allie dostrzega, że różni się od swoich rówieśników - uczniowie Cimmerii to bogata i wyjątkowo zdolna młodzież, żaden z nich nie znalazł się tam z czystego przypadku. W internacie panują ustalone reguły, a nieprzestrzeganie ich grozi karą. Ale jak Allie ma nagle zmienić swoje dawne przyzwyczajenia? Mocny makijaż zastąpić lekkim podkreśleniem urody, nałożyć elegancki mundurek zamiast wyrazistego stroju i przede wszystkim ujarzmić swoją buntowniczą naturę i nie pakować się w kłopoty? Czeka ją mnóstwo niespodzianek, zagadek i trudnych wyborów, choćby i w miłości.
Szkoły z internatem to jedno z moich ulubionych miejsc akcji w książkach. Uwielbiam poznawać panujące w nich zwyczaje, wyobrażać sobie każdą z sal, przemieszczać się wraz z bohaterami po wszystkich zakamarkach budynku. Dość często szkoły w powieściach młodzieżowych sprawiają wrażenie klimatycznych i mrocznych, skrywających mnóstwo nie zawsze przyjemnych tajemnic. Akademia Cimmeria jest właśnie takim miejscem. To wielki, stary budynek położony na odludziu i otoczony gęstym, ciemnym lasem. Szkoła ta stanowi wielką zagadkę. Mało kto wie o jej istnieniu, a zostają do niej przyjmowani wyłącznie Wybrani. To miejsce z niesamowitym klimatem, pięknymi wnętrzami i mnóstwem nieodkrytych zakamarków. Bardzo zaintrygowała mnie Nocna szkoła, czyli specjalne zajęcia dla konkretnej grupy uczniów. Jak na razie, przedstawiona została w bardzo tajemniczy i ogólny sposób, bez konkretnego wyjaśnienia i większej ilości szczegółów, dlatego niecierpliwie czekam na drugi tom i możliwość dokładniejszego poznania tematu.
Ciekawi i barwni bohaterowie - szczególnie obsada męska. Carter podbił moje serce od samego początku. Wysoki brunet o orzechowych oczach i przekornej naturze, który przez swoją niedostępność jest niesamowicie uroczy! Sylvain mniej przypadł mi do gustu. Nie potrafiłam go do końca rozszyfrować i odkryć po czyjej stoi stronie, dlatego nie zapałałam do niego większą sympatią. Allie to postać, która w trakcie rozwijania się fabuły przeszła ogromną przemianę. Z początku była bardzo cierpiącą i zranioną dziewczyną, która z wszelkich sił starała zamaskować swój ból, ukrywając się pod skorupą buntowniczki i niezależnej dziewczyny, której na niczym nie zależy. Po przybyciu do Cimmerii zaczęła się zmieniać. Nie chciała zgrywać przed nowymi przyjaciółmi kogoś zupełnie innego, dlatego odkryła swoją nieśmiałą i wrażliwą naturę. Kreacja bohaterów wypadła bardzo pozytywnie - nie są płascy ani zbyt przerysowani, każdy z nich ma wady i zalety.
Absolutnym zaskoczeniem był dla mnie brak jakichkolwiek paranormalnych motywów. Nie znajdziemy tutaj wampirów, wilkołaków, wróżek, elfów i innych fantastycznych postaci. „Wybrani” to świetny młodzieżowy thriller z elementami zawirowań politycznych. Może nie każdego przekona taka fabuła, jednak mnie absolutnie oczarowała. Historia jest świeża, oryginalna i na tyle realna, by mogła zdarzyć się naprawdę. Z początku akcja mknie dość wolno, jednak stopniowo wzrasta jej natężenie i dzieje się tak wiele, że choćby chwilowe odłożenie książki na bok wydaje się wręcz niemożliwe. Autorka bardzo dobrze radzi sobie z budowaniem napięcia i trzymaniem czytelnika w niepewności. „Wybrani” to powieść, która gwarantuje mnóstwo pozytywnych wrażeń i emocji. Mogę pokusić się o stwierdzenie, że to jedna z najlepszych książek młodzieżowych, jakie kiedykolwiek czytałam. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Cudowna!
www.zglowawksiazkach.pl
Nowa szkoła i pierwszy dzień nauki to bardzo stresujące przeżycia. Nigdy nie wiadomo, jak zostanie się odebranym przez rówieśników, jakie zasady i przyzwyczajenia panują wśród pedagogów i jak odnaleźć się w nowym miejscu. Potrzeba czasu na to, by się zaaklimatyzować, poznać nowych ludzi i przystosować do świeżego otoczenia. Jeszcze trudniej mają osoby mieszkające w...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07
Czytam bardzo różne książki. Od młodzieżówek po literaturę kobiecą, od obyczajówek po fantasy, od współczesnych baśni po horrory. Od jakiegoś czasu przekonuję się także do niezwykle popularnej dystopii. Zaczęło się od osławionych „Igrzysk śmierci” i serii „GONE”, które trafiły do grupy moich ulubionych powieści, a skończyło się, póki co, na trylogii „Legenda” Marie Lu. Uwielbiam poznawać nowych autorów, analizować wymyślone przez nich postaci i uniwersa. Dystopie często ukazują świat zniszczony wyłącznie przez człowieka i upływ czasu, a historie zbudowane na tym tle okazują się naprawdę dobre i warte uwagi. Jak było w przypadku „Rebelianta”?
Day to inteligentny, przekorny i niezwykle sprytny chłopak. Żyje w Republice - państwie mającym swoje ściśle określone, surowe zasady, które niekoniecznie mu się podobają. Jest rebeliantem. Całe dnie spędza na włóczędze po ciemnych uliczkach miasta, na poszukiwaniu pożywienia i na zwyczajnej próbie przetrwania. Ponad wszystko kocha swoich najbliższych i wielokrotnie naraża się na wszelakie niebezpieczeństwa byle tylko zapewnić im podstawowe wyżywienie i jako taki byt. Podczas jednej z jego wypraw po leki dla brata, zostaje zauważony i oskarżony o popełnienie morderstwa. Zginął bowiem kapitan Iparis, brat June, cudownego dziecka Republiki. Chcąc pomścić Metiasa, dziewczyna rusza w pogoń za Day'em stawiając przed sobą nie lada wyzwanie. Chłopak jest przecież najsławniejszym w całym państwie nieuchwytnym przestępcą. June udaje się go spotkać, jednak w całkowicie niespodziewanych okolicznościach...
Świat przedstawiony w „Rebeliancie” intryguje i od początku wzbudza zainteresowanie czytelnika. Republika, utworzona na terenie niegdyś zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych to niezwykle surowe państwo. Zasady tam panujące są brutalne i krzywdzące dla większości społeczeństwa. Ludność jest przez cały czas kontrolowana, a tamtejszy podział na grupy społeczne to w większości ogromna niesprawiedliwość. To, do której z nich zostanie przydzielony dany obywatel, zależy od wyniku, który uzyska na egzaminie zwanym Próbą. Takiemu testowi zostają poddane dzieci w wieku zaledwie dziesięciu lat. Jeśli zdobędziesz wysoki wynik, stajesz się ulubieńcem władz. Jeśli pójdzie Ci słabo - juz nie liczysz się dla państwa i zostajesz zesłany do obozów pracy. To niezwykle przemyślany, oryginalny i przede wszystkim ciekawy obraz totalitarnej przyszłości. Okrutny, ale wzbudzający zainteresowanie i idealny do tworzenia wszelkiego rodzaju intryg i zawirowań na tle politycznym, czyli ciągłej akcji.
„Rebeliant” w niczym nie pokazuje tego, że jest debiutem Marie Lu. Powieść jest na tyle dopracowana i sprawnie, lekko napisana, że nigdy nie przypuszczałabym, że to pierwsza książka autorki. Ze względu na rozbieżność racji i przemyśleń bohaterów, spotykamy się z narracją pierwszoosobową dwutorową, by lepiej zrozumieć każdego z nich. Nie zawsze ten zabieg się sprawdza, jednak w tym przypadku to całkiem dobre rozwiązanie. Nie mogę nie wspomnieć tutaj o kreacji bohaterów, która również zasługuje na pochwałę. Postaci są wyraziste, barwne i mają mocne charaktery, co zdecydowanie czyni powieść wartą uwagi. Bo kto chciałby poznawać losy osóbek, które boją się własnego cienia, a muszą przetrwać w tak niebezpiecznym świecie? I ciekawą sprawą jest to, że mimo iż June i Dave to bohaterowie twardzi i zdecydowani, to uczucie między nimi jest delikatne i subtelne, jakby na przekór ich naturze. Uwielbiam wszelkiego rodzaju kontrasty, szczególnie jeśli chodzi o książkowe postaci, także nie mogłam nie zwrócić na to uwagi.
Nie do końca wiedziałam czego spodziewać się po „Rebeliancie”. Obawiałam się, że autorka powtórzy schematy ze znanych już dystopii. Okazało się jednak, że jest to naprawdę oryginalna, ciekawa i warta uwagi powieść. Pomimo drobnych niedociągnięć, podobała mi się bardzo i już niecierpliwie oczekuję ostatniego tomu trylogii, który niestety jeszcze nie pojawił się w Polsce. Przeczuwam, że Marie Lu nie pokazała nam jeszcze wszystkiego i na razie mogę sobie tylko wyobrazić jak wiele spraw wyjaśni się w dalszym ciągu historii, jak wiele sekretów wyjdzie na jaw i jak bardzo zagmatwana będzie fabuła. Po lekturze „Rebelianta” mam dużo większe oczekiwania co do autorki i mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie.
www.zglowawksiazkach.pl
Czytam bardzo różne książki. Od młodzieżówek po literaturę kobiecą, od obyczajówek po fantasy, od współczesnych baśni po horrory. Od jakiegoś czasu przekonuję się także do niezwykle popularnej dystopii. Zaczęło się od osławionych „Igrzysk śmierci” i serii „GONE”, które trafiły do grupy moich ulubionych powieści, a skończyło się, póki co, na trylogii „Legenda” Marie Lu....
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07
Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać „Rebelianta” Marie Lu i co mogliście zauważyć w ostatniej recenzji - bardzo mi się podobał. Miałam pewne opory przed sięgnięciem po drugi tom, głównie ze względu na fakt, że kontynuacje zazwyczaj są gorsze od pierwszych części, jednak byłam na tyle ciekawa dalszych losów Daya i June, że po zaledwie kilku godzinach od przewrócenia ostatniej strony „Rebelianta”, zagłębiłam się w lekturze „Wybrańca”. Ulga niemalże natychmiast zastąpiła u mnie uczucie niepewności i bez reszty wciągnęłam się w perypetie bohaterów.
Kiedy Elektor Primo nieoczekiwanie umiera, władzę obejmuje jego syn, Anden. Obywatele nie wiedzą o nim prawie nic - kim jest, jakie wprowadzi rządy i czy jest dla nich wybawcą, czy raczej wrogiem. Większość uważa, że całkowicie przypomina ojca i sytuacja w państwie nie ulegnie żadnej poprawie. Zamieszanie jakie spowodowała nagła zmiana elektora jest wprost idealną okazją dla Patriotów, którzy planują zamach na Andena i tym samym wywołanie rewolucji. By wydarzenie było jeszcze bardziej spektakularne, postanawiają zaproponować Dayowi współpracę. Jeżeli ten pomoże im w zamachu, oni pomogą jemu w uratowaniu brata. Chłopak marząc o odnalezieniu Edena, godzi się na taki układ. June postanawia towarzyszyć mu w tej akcji i szybko odkrywa, że Patrioci nie są z nimi do końca szczerzy. Wraz z Dayem muszą podjąć trudną decyzję, po której stronie barykady stanąć.
Po raz kolejny powtórzę, że świat przedstawiony w „Rebeliancie” i „Wybrańcu” jest genialnym podłożem do budowania wszelkiego rodzaju intryg politycznych. W pierwszym tomie otrzymaliśmy dopiero przedsmak tego, co autorka przygotowała w kontynuacji! Mamy tutaj rebeliantów planujących zamach na elektora, odkryte tajemnice o śmierci rodziców i brata June, a także ukazane Kolonie, które tak wzbudzają ciekawość czytelnika w „Rebeliancie”. Przedstawiane z początku jako marzenie mieszkańców Republiki, raj i ziemia obiecana, okazują się być terenem wcale nie lepszym od wspomnianego państwa. Bardzo liczyłam na to, że autorka zdradzi nieco więcej informacji o tym, jak doszło do konfliktu między Koloniami, a Republiką i na szczęście doczekałam się kilku faktów, co znacznie pomogło mi w lepszym zrozumieniu całej historii.
W „Wybrańcu” autorka podkręciła znacznie tempo i urozmaiciła fabułę wieloma zwrotami akcji, czego zdecydowanie mniej było w „Rebeliancie”. Widać, że Marie Lu się rozwija, coraz lepiej buduje napięcie i potrafi coraz bardziej zaintrygować czytelnika. Przyznam, że kiedy odkładałam na moment książkę i widząc jaka jej część pozostała mi do końca, zachodziłam w głowę co takiego może się tam jeszcze znajdować. Byłam pewna, że znam wszystkie rozwiązania i nic mnie już nie zaskoczy, a jednak Marie Lu tak odwróciła całą sprawę, że niczego nie mogłam być pewna. Główni bohaterowie również ewoluowali wraz z łączącym ich wątkiem miłosnym. Ich uczucia są nakreślone pewniej, dojrzalej i z lekką dozą niepewności. Nie mogło zabraknąć także osób trzecich zarówno z jednej, jak i drugiej strony, także emocje są gwarantowane.
„Wybraniec” jest kontynuacja idealną. Marie Lu pokazała się z jeszcze lepszej strony, widać znaczną poprawę zarówno w stylu, jak i w kreacji bohaterów oraz w przedstawieniu świata. Jestem w pełni usatysfakcjonowana lekturą i polecam zapoznanie się z tą trylogią, nawet jeśli średnio podobała Wam się jej pierwsza część. Jeżeli z każdym tomem jest tylko lepiej, to naprawdę ciężko jest mi wyobrazić sobie poziom „Patrioty”. Czekam na niego z wielkim zniecierpliwieniem i tęsknotą zarówno za bohaterami, wspaniałymi przygodami i fantastycznym piórem Marie Lu.
www.zglowawksiazkach.pl
Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać „Rebelianta” Marie Lu i co mogliście zauważyć w ostatniej recenzji - bardzo mi się podobał. Miałam pewne opory przed sięgnięciem po drugi tom, głównie ze względu na fakt, że kontynuacje zazwyczaj są gorsze od pierwszych części, jednak byłam na tyle ciekawa dalszych losów Daya i June, że po zaledwie kilku godzinach od przewrócenia...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-09
„Wybrani” to powieść, która niesamowicie mi się podobała i zdecydowanie stała się moim książkowym odkryciem roku 2013. Z wielką niecierpliwością oczekiwałam kontynuacji, której doczekaliśmy się już we wrześniu. Oczywiście zabrałam się za nią od razu w dniu premiery, a że było mi niezmiernie żal rozstawać się z bohaterami na okres czasu, jaki przyszło nam czekać na trzeci tom, to po kilku miesiącach sięgnęłam do niej po raz kolejny. „Dziedzictwo” podobnie, jak jej poprzedniczka, okazało się genialną książką i z dumą dołączam ją do grona ulubionych!
Po pożarze w Cimerii, Allie wraca do domu na wakacje, jednak jej odpoczynek nie trwa zbyt długo. Pewnego wieczoru, ktoś próbuje ją porwać. Ratuje ją Raj Patel, ojciec jej przyjaciółki Rachel, u której Allie później spędza ostatnie wolne dni. Powracając do Akademii, dziewczyny spostrzegają ogromne zniszczenia i straty oraz wraz z innymi uczniami zabierają się za prace remontowe. Dzięki wielkiemu zaangażowaniu, większość pomieszczeń udaje się odratować. Wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego, na wszystkich czekają zmiany i niespodzianki. Sypialnie znajdują się w innych miejscach, przybyli nowi podopieczni, a Allie zostaje przyjęta do Nocnej Szkoły. Nareszcie może rozpocząć treningi, które z pewnością przydadzą jej się z sytuacji, gdy jej i szkole grozi niebezpieczeństwo ze strony Nathaniela. Dziewczyna wciąż stara się odkryć wszystkie sekrety przeszłości swojej rodziny, a na dodatek zmaga się z uczuciami do dwóch chłopców. Jak poradzi sobie z takim natłokiem emocji? I jak potoczą się losy Akademii?
„Dziedzictwo” w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki, już od pierwszych stron porywa czytelnika. Autorka nie pokusiła się na żaden spokojny wstęp czy krótki powrót do wydarzeń z pierwszego tomu, ale od razu wrzuca odbiorcę w wir akcji. Kolejne wydarzenia następują po sobie w bardzo szybkim tempie, a każde z nich jest pełne stopniowanego napięcia. Krótko mówiąc – nie ma miejsca na nudę. Mimo to, widać tutaj zróżnicowanie dynamiczne między poszczególnymi wątkami, które wyodrębnia ważne momenty w tych szybszych partiach, a w wolniejszych pozwala na chwilę wytchnienia. A zapewniam, że jest ono potrzebne, bo książka jest pełna emocji i dramatyzmu, a także tajemnic i zagadek, które pragniemy rozwikłać wraz z bohaterami. Autorka świetnie prowadzi intrygę i w fabule widać wielką precyzję, z jaką odkrywa kolejne karty. Nic nie jest czarne lub białe, a czytelnik musi się mocno nagimnastykować, żeby dostrzec tę granicę między dobrem a złem.
Wśród bohaterów również niełatwo jest wyłapać czarne charaktery. Autorka zwodzi czytelnika i udowadnia, że nie pokazała jeszcze wszystkiego. Postaci, które wydawały się nam w porządku, nagle zmieniają linię frontu i okazują się być kompletnie innymi osobami. Wraz z biegiem fabuły, czytelnik zaczyna się zastanawiać, kto jeszcze może być podejrzanym. Pod tym względem, C.J. Daughtery spisała się na medal, bo stworzyła nietuzinkowych bohaterów, których nie da się do końca rozgryźć za pierwszym razem. Trójkąt miłosny również ewoluuje i relacje w nim powoli ulegają zmianom. Zarówno Carter, jak i Sylvain ukazują swoje nowe cechy i znów mieszają czytelnikom w głowach! Przyznam, że moje faworyzowanie Cartera w pierwszym tomie, nieco uległo zmianie po przeczytaniu drugiego, bo szala przechyliła się odrobinę bardziej na stronę Francuza. I już niezmiernie ciekawi mnie, jakie odniosę wrażenia po lekturze trzeciej części!
„Dziedzictwo” to świetna kontynuacja „Wybranych”. Jak najbardziej trzyma poziom pierwszej części i daje nadzieję na równie dobry kolejny tom. Nie brak w niej intryg, tajemnic i zwodzenia czytelnika, czyli tego, co skutecznie trzyma go w napięciu. C.J. Daughtery stworzyła historię oryginalną, nietuzinkową i, co zawsze podkreślam, bez wątku fantastycznego! To nic innego, jak świetny thriller młodzieżowy, który z pewnością przekona niejednego czytelnika do tego typu literatury. Polecam gorąco zarówno pierwszą, jak i drugą część serii, a ja biorę się powoli za trzecią!
www.zglowawksiazkach.pl
„Wybrani” to powieść, która niesamowicie mi się podobała i zdecydowanie stała się moim książkowym odkryciem roku 2013. Z wielką niecierpliwością oczekiwałam kontynuacji, której doczekaliśmy się już we wrześniu. Oczywiście zabrałam się za nią od razu w dniu premiery, a że było mi niezmiernie żal rozstawać się z bohaterami na okres czasu, jaki przyszło nam czekać na trzeci...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-10
Mówi się, że czytanie książek jest jak podróż w najróżniejsze miejsca, bez konieczności wychodzenia z domu. Coś w tym jest! Żadnych kosztów, planów i niepotrzebnych nerwów - wystarczy znaleźć sobie przyjemny kącik i otworzyć powieść. Co więcej, nie ma absolutnie jakichkolwiek ograniczeń, jeśli chodzi o cel podróży. Możemy znaleźć się w świecie, który nie ma kompletnie nic wspólnego z naszym, ma w sobie całe pokłady magii, i który jest po prostu lepszym miejscem. Chcemy zobaczyć smoki, elfy i wiedźmy? Nie ma problemu, wystarczy dobrać odpowiedni utwór. Wiecie, gdzie ja w ostatnich dniach spędzałam wolny czas? W Nowym Jorku wraz z Clary, Simonem, Jacem i resztą bohaterów „Miasta popiołów”. Czy podobała mi się ta przygoda? Niesamowicie!
Clary Fray pragnie, by jej życie znów stało się normalne. Odkąd dowiedziała się o swoim prawdziwym pochodzeniu i ukrytych zdolnościach, postrzega świat pod innym kątem. Widzi ukrytych wcześniej pod niewidzialną powłoką mieszkańców Podziemnego Świata - faerie, wróżki, wilkołaki i wampiry, a także sama musi podołać wyzwaniu, jakim jest zajęcie Nocnego Łowcy. Co więcej, jej matka ciągle jest w śpiączce, a uczucie, które żywi do Jace'a okazuje się być niewłaściwym. To nie koniec jej rozterek - po raz kolejny musi wykazać się wielką odwagą i determinacją w walce z Valentinem, który poluje na kolejny z Darów Anioła. Jak Clary poradzi sobie z natłokiem myśli i mieszaniną uczuć, kiedy wokół wszystko rozwija się w tak zastraszającym tempie?
Byłam straszliwie podekscytowana, sięgając po drugi tom Darów Anioła. Pokochałam serię już po pierwszej części, także poznawanie dalszych losów bohaterów było dla mnie samą przyjemnością. Przyznam, że miałam dość spore oczekiwania, bo „Miasto kości” jest napisane na naprawdę wysokim poziomie i sądziłam, że nie da się stworzyć kontynuacji lepszej lub chociaż równej pierwszemu tomowi. Jednak Cassandra Clare bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła! Nie zauważyłam żadnych pogorszeń w stylu, czy typowych zapychaczy stron, jedynie coraz lepsze pomysły na fabułę. „Miasto popiołów” to książka pełna akcji, napięcia i tajemnic. Nurtujące pytania i wątpliwości, które pojawiły się po lekturze „Miasta kości” zostały prawie w pełni rozwiane, lecz na ich miejsce wstąpiły kolejne, przez które czytelnik zarywa noce i kontempluje, jak z tego wybrnąć. Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest natychmiastowe zdobycie kolejnej części.
Cassandra Clare ma niebywałą wyobraźnię! Zarówno świat, bohaterowie, jak i same wątki są świetnie zbudowane i umiejętnie ze sobą powiązane. W „Mieście popiołów” dzieje się mnóstwo rzeczy! Postać Simona zdecydowanie nabiera więcej barw i wysuwa się na pierwszy plan, ujmując miejsca Jace'owi, nad czym ja osobiście ubolewam. Mocny charakter ironicznego Nocnego Łowcy w tym tomie zostaje nieco przytłumiony i ukazany od innej strony. Relacje między Clary, a Jacem i Simonem również ulegają zmianie. Pod względem uczuć i spraw sercowych najchętniej pozostałabym przy układzie z „Miasta kości”, ale znowuż pod względem fabuły i rozpiętości akcji, więcej i ciekawiej dzieje się w „Mieście popiołów”.
Podsumowując, „Miasto popiołów” to godna kontynuacja „Miasta kości”. Napisana lekko i z humorem, świetnie sprawdza się jako mniej wymagająca lektura. Każdemu spodoba się podróż do świata pełnego fantastycznych stworzeń i cudownych bohaterów. Książki Cassandry Clare mają to do siebie, że są pełne magii, absorbującej fabuły i rozbrajających dialogów, dlatego porwą niemal każdego czytelnika.
www.zglowawksiazkach.pl
Mówi się, że czytanie książek jest jak podróż w najróżniejsze miejsca, bez konieczności wychodzenia z domu. Coś w tym jest! Żadnych kosztów, planów i niepotrzebnych nerwów - wystarczy znaleźć sobie przyjemny kącik i otworzyć powieść. Co więcej, nie ma absolutnie jakichkolwiek ograniczeń, jeśli chodzi o cel podróży. Możemy znaleźć się w świecie, który nie ma kompletnie nic...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-10
Są takie serie książek, po których przeczytaniu nie ma mowy o tym, by skupić się na czymś innym. W głowie cały czas krążą myśli o dopiero co przeżytych przygodach, pokochanych bohaterach i niewyjaśnionych wątkach. Od jakiegoś miesiąca na powrót zakochałam się w Darach Anioła Cassandry Clare. To jedna z moich faworytek, jeśli chodzi o autorki młodzieżowych fantasy i byłam przeszczęśliwa otrzymując możliwość ponownego zagłębienia się w świat Nocnych Łowców. Ostatnie tygodnie minęły mi pod znakiem Miasta Kości i kolejnych dwóch tomów serii, a także ekranizacji pierwszego tomu, która skradła moje serce przede wszystkim aktorami i ścieżką dźwiękową. Na dniach pojawi się obszerniejsza opinia na jej temat, a tymczasem zachęcam gorąco do poznania moich wrażeń po przeczytaniu „Miasta kości”.
Clary Fray jest piętnastolatką, która do pewnego czasu wiedzie całkiem spokojne życie. Monotonia kończy się, kiedy podczas wizyty w klubie Pandemonium zauważa interesującego chłopaka o niebieskich włosach i specyficznym sposobie bycia. Zaciekawiona jego osobą, podąża za nim wzrokiem, co prowadzi do kolejnych niepożądanych zdarzeń. Niebieskowłosy zmierza w ustronne miejsce za piękną brunetką, a Clary powodowana dziwnym przeczuciem rusza za nimi i chwilę później jest świadkiem okrutnego morderstwa. Jak się później okazuje, chłopak nie był nikim innym, jak demonem, a brunetka wraz z dwoma swoimi kompanami to Nocni Łowcy, których dziwnym trafem widzi tylko Clary... Tutaj zaczyna się prawdziwa przygoda, odkrywanie tajemnic z przeszłości, szukanie odpowiednich wspomnień i gonitwa za poznaniem własnej tożsamości.
Ileż tu barwnych postaci! Czarne charaktery, odważni Nocni Łowcy, przebiegłe demony, wilkołaki, wampiry i czarownicy, a w tym wszystkim zagubiona Clary. Niewidzialny dla Przyziemnych świat jest niesamowicie rozległy i nieposiadający żadnych ograniczeń. Ma własną, wspaniałą historię i postaci o nadnaturalnych zdolnościach, których pochodzenie wyjaśniają prastare legendy owiane tajemnicą. Cassandra Clare świetnie połączyła monotonne życie mieszkańców dużego miasta z magicznym, pełnym akcji światem Nocnych Łowców. Aż trudno wyobrazić sobie, że poza tym, co widzi każdy człowiek, może istnieć coś, co dostrzegają tylko wybrani. Aczkolwiek to dość kusząca i dająca wiele możliwości perspektywa, a także świetny motyw do wykorzystania w powieści.
O ile w ekranizacji zauroczyli mnie aktorzy, o tyle tutaj stricte sami bohaterowie. Clary to nieprzeciętna dziewczyna, która mimo swojego młodego wieku i braku doświadczenia umie wyrazić własne zdanie oraz wykazuje się dojrzałością, jakiej brak większości nastoletnich dziewcząt. To postać o mocnym charakterze, wielkiej odwadze i determinacji, która znakomicie sprawdza się w roli głównej bohaterki. Ktoś jednak swoim urokiem zdecydowanie spycha ją na dalszy plan. Mowa oczywiście o Nocnym Łowcy, który od pierwszych stron przyciąga uwagę damskiej (i nie tylko) części czytelników. Jace Wayland - arogancki, pyszny i złośliwy, a mimo to niezwykle urzekający. To przykład postaci, która rozbawia do łez i na długo nie daje o sobie zapomnieć. A czym byłyby „Dary Anioła” bez Simona - najlepszego przyjaciela Clary, który wspiera ją na każdym kroku i skrycie liczy na większe zaangażowanie z jej strony...? Oprócz tej trójki pojawia się jeszcze cała plejada barwnych postaci, zarówno dobrych, jak i złych charakterów, z których każdy jest na swój sposób wyjątkowy.
„Miasto kości” to naprawdę świetna powieść. Już od pierwszych stron wciąga czytelnika w wir wydarzeń i trzyma w napięciu do samego końca. Tempo praktycznie nie zwalnia, także nie ma czasu na zbędne gdybania o tym, co może zdarzyć się w kolejnych rozdziałach, tylko w jednostajnym rytmie doświadcza się coraz bardziej emocjonujących przygód wraz z bohaterami. Cassandra Clare to mistrzyni w tworzeniu zabawnych dialogów, pełnych napięcia pojedynków i nietuzinkowych postaci. Gorąco zachęcam do poznania jej twórczości i pokochania jej równie mocno jak ja!
www.zglowawksiazkach.pl
Są takie serie książek, po których przeczytaniu nie ma mowy o tym, by skupić się na czymś innym. W głowie cały czas krążą myśli o dopiero co przeżytych przygodach, pokochanych bohaterach i niewyjaśnionych wątkach. Od jakiegoś miesiąca na powrót zakochałam się w Darach Anioła Cassandry Clare. To jedna z moich faworytek, jeśli chodzi o autorki młodzieżowych fantasy i byłam...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-11
Czy wspominałam już, że uwielbiam Cassandrę Clare? To autorka, która podbiła moje serce swoim swobodnym stylem i niebywałą wyobraźnią. Aż trudno uwierzyć, że zwyczajna mieszkanka Nowego Jorku, pracująca jako redaktor magazynu, potrafi wymyślić tak nadzwyczajne historie i jeszcze niezwykle barwnie przelać je na papier. Aktualnie przeżywam fascynację serią Dary Anioła i jestem świeżo po lekturze „Miasta szkła”. W początkowym zamyśle miało być ono zwieńczeniem trylogii, jednak autorka, ku radości czytelników, postanowiła przedłużyć przygody Clary o kolejne trzy tomy. Mnie również niesamowicie cieszy ten fakt i już nie mogę doczekać się, kiedy znów odwiedzę świat Nocnych Łowców! A tymczasem zapraszam serdecznie do poznania moich wrażeń po przeczytaniu trzeciego tomu.
Pewnego dnia, odwiedzając matkę w szpitalu, Clary dowiaduje się jak uzyskać antidotum i wybudzić Jocelyn ze śpiączki. Jedynym, co musi zrobić, jest podróż do Idrisu i odnalezienie czarownika imieniem Ragnor Fell. Dziewczyna przekazuje wiadomość zaprzyjaźnionym Nocnym Łowcom i mają wspólnie wybrać się do Alicante. Jace jednak nie zgadza się na to, by Clary wyjechała z nimi, ale ma ku temu dość solidny powód. Otóż Valentine posiada już dwa z trzech Darów Anioła i staje się coraz potężniejszy. Poszukuje ostatniego przedmiotu, który sprawi, że zyska całkowita dominację nad Clave i wreszcie będzie mógł oczyścić rasę Nocnych Łowców. By pokazać swoją dotychczasową przewagę, wypowiada im wojnę, mając za sobą całe zastępy Wyklętych. Jak ostatecznie zakończy się rozgrywka między dobrem, a złem?
Akcja „Miasta szkła” prawie w całości rozgrywa się w Idrisie, czyli krainie zamieszkanej wyłącznie przez Nocnych Łowców. Mamy okazję poznać Alicante, które jest siedzibą Clave oraz sąsiednie tereny miasta. Wszystkie te miejsca są przepięknie przedstawione! Rozległe pasy zieleni, gór, rwące rzeki, lśniące lustro jeziora Lyn i magiczne miasteczko, które przywodzi na myśl uniwersa z najpiękniejszych baśni. Tutaj po raz kolejny możemy zaobserwować niepodważalną umiejętność Cassandry w kreowaniu niezwykłej rzeczywistości. Choć nie ma tutaj szczegółowych opisów i charakterystyki miejsc, wszystko krystalizuje się w wyobraźni czytelnika w jeden, spójny obraz. A wędrowanie uliczkami Idrisu jest wspaniałym przeżyciem! Szczególnie, że na kartach książki, rozgrywają się naprawdę emocjonujące zdarzenia.
„Miasto szkła” cechuje przede wszystkim bardzo dynamiczna akcja oraz mnogość intryg i tajemnic, których większość zostaje odkryta dopiero w finale powieści. Po drodze spotykamy jednak małe retrospekcje, wspomnienia, fragmenty, które w jakimś stopniu pomagają nam odpowiednio zinterpretować całą historię. Poznajemy nowych bohaterów, jeszcze bardziej przywiązujemy się do starszych i z zapamiętaniem odkrywamy ich prawdziwe charaktery. Autorka nie raz potrafi zaskoczyć i utwierdza czytelnika w przekonaniu, że z pewnością nie pokazała jeszcze wszystkiego. W każdym momencie może wyciągnąć z rękawa kolejnego asa i przedstawić postać, czy zdarzenie z zupełnie nowej perspektywy. Niesamowicie miesza i oszukuje czytelnika, ale właśnie to trzyma go w napięciu do końca - świadomość, że po tych wszystkich twistach, kiedy to całą noc kontemplował kto jest dobry, a kto zły, wreszcie odkryje prawdę i przekona się, czy myślał prawidłowo.
Sądziłam, że nie jest to możliwe, ale „Miasto szkła” podobało mi się jeszcze bardziej niż dwa poprzednie tomy! Łączy w sobie najmocniejsze strony „Miasta kości” i „Miasta popiołów” - jest genialna pod względem emocjonalnym i pod względem kreacji bohaterów, ale równocześnie jest pełna nieustającej akcji, szybkiego tempa i mnóstwa intryg, które czytelnik śledzi z zapartym tchem. Jak dla mnie, byłoby to piękne ukoronowanie świetnej trylogii, aczkolwiek cieszę się, że autorka zdecydowała się poświęcić bohaterom jeszcze kolejne trzy książki. Mam jedynie nadzieję, że nie będzie to zwykłe lanie wody, ale spora dawka dobrej akcji. Cóż, niebawem się o tym przekonam, a Was zachęcam gorąco do rozpoczęcia własnej przygody z tą serią.
www.zglowawksiazkach.pl
Czy wspominałam już, że uwielbiam Cassandrę Clare? To autorka, która podbiła moje serce swoim swobodnym stylem i niebywałą wyobraźnią. Aż trudno uwierzyć, że zwyczajna mieszkanka Nowego Jorku, pracująca jako redaktor magazynu, potrafi wymyślić tak nadzwyczajne historie i jeszcze niezwykle barwnie przelać je na papier. Aktualnie przeżywam fascynację serią Dary Anioła i...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12
Cassandrę Clare można charakteryzować w różnoraki sposób. Dla mnie jest to świetna pisarka, autorka dwóch wspaniałych serii o Nocnych Łowcach, kobieta o niebywałej wyobraźni i wyjątkowej umiejętności posługiwania się słowem pisanym. Jak najbardziej zasługuje na uznanie czytelników i nawet można wybaczyć jej te katusze, które towarzyszą czekaniu na każdy kolejny tom. Jednak to tylko moja, subiektywna opinia, a należy zwrócić uwagę na to, że są także czytelnicy, dla których jej twórczość jest przeciętna, szablonowa i niewarta uwagi. Przyznam, że sama miałam dość mieszane uczucia, co do decyzji Cassandry o kontynuowaniu trylogii. „Miasto szkła” skończyło się idealnie i szkoda byłoby psuć tak dobry finał historii. Z drugiej strony, wcale nie chciałam rozstawać się z bohaterami i cieszyłam się na możliwość poznania ich dalszych losów. Cóż, jedynym sposobem na rozwikłanie wątpliwości było po prostu sięgnięcie po książkę.
Wielka wojna się skończyła, Valentine i Sebastian nie żyją, a wśród Nocnych Łowców i Podziemnych zapanował upragniony spokój. Clary wraca do Nowego Jorku, gdzie rozpoczyna treningi, które przygotują ją do walki z demonami i pozwolą na rozwinięcie nowo poznanych umiejętności. Cieszy się na myśl, że opuszcza szkołę i może zająć się ratowaniem świata w gronie przyjaciół i ukochanego. Nareszcie ma Jace'a na wyłączność i nie musi ukrywać swoich uczuć. Simon również odnalazł miłość, a nawet dwie! Umawiając się z dwoma dziewczynami, które na dodatek się znają, stąpa po bardzo cienkim lodzie. Jocelyn i Luke planują ślub i drobnymi kroczkami zbliżają się do zapieczętowania związku. Co może zmącić tak idealne koleje losu? Coraz więcej słyszy się o morderstwach, w których ofiarami są Nocni Łowcy. W dodatku, ktoś poluje na Simona, a zachowanie Jace'a staje się coraz dziwniejsze. Chłopak odsuwa się od Clary, nie chce udzielać jej żadnych wyjaśnień i zaczyna jej unikać. Clary postanawia odkryć, co jest przyczyną takiego zachowania i rezultat jej poszukiwań okazuje się być potworny...
Autorka z każdym tomem, rozdziałem, zdaniem zyskuje w moich oczach coraz większy szacunek. Tyle pomysłów, opcji i propozycji, a to wszystko utrzymane w tak dobrym guście, tak dobrze wykonane! „Miasto upadłych aniołów” cechują między innymi ciekawie poprowadzone wątki, szczególnie przerwanie tego sielankowego obrazu i wprowadzenie napięcia związanego z czającym się gdzieś złem. Od początku wiadomo, że wkradł się tutaj jakiś czarny charakter, jednak trudno wywnioskować kto może nim być, skoro w poprzednim tomie dwóch największych przeciwników Nocnych Łowców zginęło. Co już przestało mnie dziwić, Cassandrze po raz kolejny udało się mnie zaskoczyć i zawrócić mój tok myślenia o sto osiemdziesiąt stopni. Akcja obfituje w wiele takich nieoczekiwanych momentów i choć sama w sobie nie ma szybkiego, gnającego tempa, to absorbuje czytelnika i naprawdę nie pozwala się oderwać.
Zawiodła mnie natomiast relacja Clary - Jace. Czy nie po to czekaliśmy tyle tomów, żeby wreszcie cieszyć się ich związkiem? Bez przerwy coś nie dawało im przyzwolenia na miłość - z początku rzekome pokrewieństwo, a później ciemne moce mające wpływ na Jace'a. Przez to wszystko bohater stracił część tego swojego sarkastycznego stylu bycia, humoru i luzu. Mimo wszystko wciąż jest postacią, która napędza całą historię. W „MUA” mamy również okazję częściej poobserwować Simona, który odgrywa dość istotną rolę w fabule i autorka poświęciła mu zdecydowanie więcej uwagi niż w poprzednich tomach. Dla jednych może to być plus, dla innych wręcz przeciwnie; jak dla mnie, Cassandra całkiem słusznie rozbudowała wątek Simona, bo daje to całkiem fajny wydźwięk całej historii. Dobrze sprawdza się tutaj także trójkąt miłosny z udziałem wampira, który choć krótki i mało spektakularnie zakończony, jest świetnym urozmaiceniem.
Czwarty tom „Darów anioła” jest niemal tak dobry jak trzy poprzednie. Styl, klimat (choć w Mieście szkła był najlepiej wyczuwalny) i wątki dobro-zło zostają cały czas na porównywalnym poziomie, jedynie relacje pomiędzy bohaterami i fabuła są minimalnie w tyle. Mimo wszystko jestem usatysfakcjonowana i już wiem, żeby nigdy nie wątpić w Cassandrę Clare, bo zawsze spodoba mi się to, co wyjdzie spod jej pióra. Nie ma powodów do obaw! Teraz, pełna pozytywnych emocji i nastawiona na kolejna dawkę dobrej rozrywki, zabieram się za Miasto zagubionych dusz.
www.zglowawksiazkach.pl
Cassandrę Clare można charakteryzować w różnoraki sposób. Dla mnie jest to świetna pisarka, autorka dwóch wspaniałych serii o Nocnych Łowcach, kobieta o niebywałej wyobraźni i wyjątkowej umiejętności posługiwania się słowem pisanym. Jak najbardziej zasługuje na uznanie czytelników i nawet można wybaczyć jej te katusze, które towarzyszą czekaniu na każdy kolejny tom. Jednak...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-01
Serie, które zawierają więcej niż trzy tomy, przerażają czytelników. Bo w końcu ile jedna opowieść może się ciągnąć? W niektórych przypadkach, rzeczywiście, jest czego się bać – każda kolejna część jest gorsza od poprzedniej, widać brak pomysłu na fabułę i historia, która już dawno powinna zostać zakończona, trwa nadal. Są jednak takie książki, które mogą mieć niezliczoną ilość kontynuacji, a i tak każda będzie na przynajmniej dobrym poziomie. Do tej grupy można zaliczyć choćby kultową serię „Harry Potter” J.K. Rowling. Jeszcze nie tak dawno zastanawiałam się czy stworzenie czwartego tomu „Darów Anioła” to dobry pomysł. Okazało się, że mimo nieco gorszej fabuły od poprzednich części, ta wciąż jest całkiem przyjemnie napisana. Dlatego też pełna nadziei i pozytywnego nastawienia wzięłam się za piątkę. Czy po jej przeczytaniu mogę uznać cały cykl przygód Clary za udany?
Jace i Sebastian zniknęli, a świat Nocnych Łowców mniej lub bardziej gorliwie stara się ich odnaleźć. Okazuje się, że ta dwójka związana jest demonicznym czarem, który nie pozwala na unicestwienie tylko jednego z nich – jeśli któregoś zranisz, ucierpi też ten drugi. Clary bardzo tęskni za ukochanym i kiedy dowiaduje się, że Clave odkłada poszukiwania na dalszy plan, stara się na własną rękę znaleźć i uwolnić Jace’a. Wspiera ją grupka zaprzyjaźnionych Nocnych Łowców wraz z Magnusem i Simonem, ale w dużej mierze musi działać sama. Wykazuje się wielką odwagą, biorąc na swoje braki najniebezpieczniejsze zadanie, a cena przegranej jest zbyt wysoka. Czy uda jej się uratować ukochanego? I czy Nocni Łowcy raz na zawsze unicestwią Sebastiana?
Ileż ja się już naczytałam o losach Clary! Piąta część „Darów Anioła” za mną, a ja wciąż łaknę więcej. Chyba ten fakt najlepiej oddaje moje odczucia w stosunku do całej serii. A skupiając się już na tym konkretnym tomie, podobało mi się. Było mocno, dynamicznie i spektakularnie. Po nieco słabszym „Mieście upadłych aniołów” autorka powróciła do formy i stworzyła powieść na miarę pierwszych tomów cyklu. Czytelnik znajdzie tu wiele więcej wątków pobocznych, które przeplatają się z wiodącym, czyli poza poszukiwaniem Jace’a przez Clary, mamy okazję zaobserwować relacje między Magnusem a Alekiem, Simonem a Isabelle oraz Mają a Jordanem. Nie brak tu miłosnych uniesień, okazywania uczuć i sercowych rozterek, ale nie wybijają się one na pierwszy plan, pozostawiając miejsce intrygom, potyczkom i zagadkom.
Historii wykreowanej przez Clare nie da się również odmówić dramatyzmu, który ujawnia się szczególnie w ostatnich rozdziałach, przybierając gigantyczne rozmiary. Jest wesoło, smutno, czasami wręcz tragicznie, ale nigdy nudno! Cassandra jest mistrzynią w robieniu zamieszania. Jej historie są szalone, nieprzewidywalne i czasami ciężko za nimi nadążyć. Autorka lubi bawić się z czytelnikiem w kotka i myszkę. Powoli naprowadza na prawidłowy trop i daje wiele odpowiedzi, ale jeszcze więcej pytań. Potrafi doprowadzić tym czytelnika do szewskiej pasji, ale z drugiej strony tylko podnosi poziom zaciekawienia i sprawia, że chce się więcej. Co tu dużo mówić, Clare ma naturalny talent pisarski i wszystko, co wyjdzie spod jej pióra, czyta się fantastycznie! Dlatego ja jej powieści oceniam pod kompletnie innym aspektem - takim jak fabuła, bohaterowie, czy płynność historii, bo napisane są zawsze tym samym, świetnym stylem.
Bohaterowie w tej części naprawdę dali się polubić! Tak jak w poprzednim tomie niekoniecznie podobały mi się ich kreacje i relacje z innymi postaciami, tak tutaj niemal wszystko przybrało odpowiednie proporcje. Szczególnie miło wspominam Isabelle, która wcześniej dała się poznać tylko jako pewna siebie, silna wojowniczka o ciętym języku, a w „Mieście zagubionych dusz” pokazuje swoją drugą naturę. Można zauważyć jak zmienia się pod wpływem bliskich osób, jak bardzo jest wrażliwa na ich cierpienie i jak mocno przeżywa wszystkie wzloty i upadki. Natomiast Alec odkrywa więcej gorszych cech - jest zbyt ciekawski i zaborczy, co czyni jego miłość toksyczną i w efekcie prowadzi do zepsucia jego relacji z Magnusem. Z kolei postacią, która przyciąga większość uwagi czytelnika, jest Sebastian. Nie będę ukrywać, że lubię czarne charaktery, ale tylko, jeżeli są ciekawie wykreowane i pokazane w niejednoznaczny sposób. Tak właśnie jest w tym przypadku – czytelnik nie jest w stanie z góry określić intencji Sebastiana, próbuje go zrozumieć i przewidzieć jego kolejny ruch, jednak jest to trudną sztuką, co oczywiście stanowi jeden z atutów historii.
Podsumowując, absolutnie nie zawiodłam się na „Mieście zagubionych dusz”. Spotkałam się już z wieloma opiniami, że autorka mogła zaprzestać kontynuacji trylogii, że kolejne części nie są już tak dobre, są pisane dla pieniędzy i na siłę. Nie mogę się z tym zgodzić! Ja wciąż potrafię czerpać radość z poznawania dalszych losów Clary, z obcowania z piórem Cassandry Clare i z przebywania w świecie Nocnych Łowców. Za każdym razem odkrywam w tej historii coś nowego i zachłannie łapię każde kolejne słowo. Z mojej strony polecam serdecznie całą serię i oczekuję niecierpliwie jej finału!
www.zglowawksiazkach.pl
Serie, które zawierają więcej niż trzy tomy, przerażają czytelników. Bo w końcu ile jedna opowieść może się ciągnąć? W niektórych przypadkach, rzeczywiście, jest czego się bać – każda kolejna część jest gorsza od poprzedniej, widać brak pomysłu na fabułę i historia, która już dawno powinna zostać zakończona, trwa nadal. Są jednak takie książki, które mogą mieć niezliczoną...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01
Londyn za czasów panowania Królowej Wiktorii, szeleszczące suknie, eleganckie powozy i wystawne przyjęcia. To nieodłączne elementy wielu romansów historycznych, czyż nie? Dodajmy do tego przystojnego dżentelmena i nieśmiałą pannę, a powstanie emocjonująca opowiastka na jeden wieczór. Ale coś tak sztampowego i z góry określonego jak ten schemat, można rozbudować w oryginalną, pełną akcji i magii powieść z elementami steampunku. Udało się to Cassandrze Clare, która już nie raz i nie dwa oczarowywała mnie swoimi pomysłami. To kobieta z niebywałą wyobraźnią i co ważniejsze, fantastycznymi umiejętnościami pisarskimi, które umożliwiają jej przeniesienie tego wszystkiego na papier. Czy i tym razem potrafiła mnie zachwycić?
Szesnastoletnia Tessa Gray przepływa ocean na statku Maine by dotrzeć do brata. Po śmierci ciotki Harriet, dziewczyna nie ma gdzie się podziać, a Nate jest teraz jej jedyną rodziną. Na brzegu nie dostrzega jednak chłopca, ale nieznajomego mężczyznę, który widocznie jej oczekiwał. Tessa daje się przekonać ów nieznajomemu, że ten zna jej brata i udaje się z nim do powozu, gdzie spotyka Mroczne Siostry. Pani Dark i pani Black zabierają ją ze sobą do Mrocznego Domu, gdzie dziewczyna zostaje uwięziona i zmuszana do przemian. Tak, Tessa ma nadludzkie umiejętności - poprzez dotykanie przedmiotów, potrafi zmienić się w osobę, do której należy dana rzecz. Mroczne Siostry starają się rozwinąć jej talent, nie zważając na strach i ból, jakie temu towarzyszą. Pewnego dnia na ratunek przybywa jej Nocny Łowca i od tej pory Tessa zamieszkuje londyński instytut. Co stało się z jej bratem? Czego tak właściwie oczekują od niej Mroczne Siostry? I czy ludzie, którzy przygarnęli ją pod swój dach są godni zaufania?
Trylogia ,,Diabelskie Maszyny” to prequel znakomitego cyklu ,,Dary anioła” Cassandry Clare. Jak może wiecie, jestem wielką fanką twórczości tej pani, także kiedy tylko przeczytałam wszystkie części jej pierwszej serii wydane z Polsce, zabrałam się z rozpędu za tę drugą. Z początku nieco obawiałam się podobieństw, które je charakteryzują – obydwie traktują o przygodach Nocnych Łowców, znajdziemy tam również Podziemnych i cały ten magiczny świat wykreowany przez autorkę w ,,Darach anioła”. Przypuszczałam, że Cassandrze może już po prostu braknąć pomysłów i napisze książkę po najmniejszej linii oporu, stosując schematy, które odniosły sukces za pierwszym razem. Nic bardziej mylnego! Co prawda, można dostrzec tutaj pewne drobne podobieństwa, choćby w zachowaniu bohaterów, jednak jest to zrozumiałe – w końcu łączą ich więzy krwi. Z kolei, jeśli chodzi o fabułę, mamy do czynienia z całkowicie inną, jednak równie absorbującą historią.
Już w prologu czytelnik zostaje wrzucony w wir wydarzeń. Na ulicach Londynu dwóch Nocnych Łowców rozprawia się z demonem, a Tessa jest właśnie w drodze do tego miejsca. Czuć tajemnicę, czuć, że niebawem stanie się coś złego, a podróż dziewczyny nie zakończy się szczęśliwym życiem w pięknym mieście, u boku najukochańszego brata. Cassandra Clare równomiernie rozwija tempo akcji, co rusz dodaje więcej napięcia i jak zwykle, na koniec zostawia czytelnika z mnóstwem pytań i niedopowiedzeń. Fabuła jest niezwykle ciekawa, momentalnie porywa czytelnika i sprawia, że ten razem z Tessą pragnie rozwikłać zagadki i poznać sekrety, które ona zamierza odkryć. Cała historia jest napisana niezwykle barwnie i dynamicznie, bardzo lekkim, klarownym językiem, a tekst, mimo że prosty w odbiorze, obfituje w piękne cytaty i życiowe mądrości.
Kolejnym atutem tej powieści jest świetny dobór postaci. Główna bohaterka jak na swój wiek jest bardzo dojrzała, odważna i imponuje swoją ogromną miłością do brata. Nie każdy byłby na tyle zawzięty i zdeterminowany by poddawać się torturom, żeby chronić drugą osobę. William Herondale to ta najbardziej lśniąca gwiazda wśród konstelacji postaci. Cechuje go niezwykle barwna osobowość, cięty język i zniewalający wygląd. Nietrudno jest się domyślić, że będzie on jednym z kandydatów do serca Tessy. Ale nie zapominajmy również o jego czarującym przyjacielu, Jemie. To chłopiec o srebrnych włosach, którego charakteryzuje wielka uprzejmość, otwartość i życzliwość. Może się wydawać kompletnym przeciwieństwem Willa, a jednak udało mu się wkupić w jego łaski. Nie brakło także czarnego charakteru, który uprzykrza innym życie i wprowadza zamęt w świat Nocnych Łowców. To postać owiana tajemnicą, groźna i bardzo przebiegła. Ciekawym dodatkiem do historii są pojawiające się w niej automaty, które stanowią niezwykle intrygujący steampunkowy smaczek.
Powieści Cassandry Clare nie są ambitne i nie są przeznaczone dla bardziej wymagającego odbiorcy. To książki z zakresu literatury pięknej, które mają na celu po prostu dostarczenie czytelnikowi dobrej rozrywki. A to, że napisane są na bardzo wysokim poziomie, jest ich ogromnym atutem i wyróżnia je spośród całej masy innych powieści tego typu. ,,Mechaniczny anioł” to książka, która zachwyca fabułą, bohaterami i świetnym stylem. Nie brak w niej magii, nie brak akcji i nie brak sporej dawki humoru, która również jest charakterystyczna w twórczości Clare. Polecam każdemu, kto poczuł się choć odrobinę zachęcony moim tekstem, a już w szczególności fanom ,,Darów anioła”!
www.zglowawksiazkach.pl
Londyn za czasów panowania Królowej Wiktorii, szeleszczące suknie, eleganckie powozy i wystawne przyjęcia. To nieodłączne elementy wielu romansów historycznych, czyż nie? Dodajmy do tego przystojnego dżentelmena i nieśmiałą pannę, a powstanie emocjonująca opowiastka na jeden wieczór. Ale coś tak sztampowego i z góry określonego jak ten schemat, można rozbudować w...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01
Jan Parandowski napisał kiedyś, że słowem opanował człowiek przestrzeń i czas. Czy nie jest to prawda? Cała moc pisarza i jego możliwości tkwią w tworzeniu z liter, wyrazów i zdań czegoś, czym może podzielić się z drugim człowiekiem. A tekstem przekazać można niemal wszystko. W przypadku literatury pięknej, autor przedstawia czytelnikowi historię. Historię z bohaterami, z określonym miejscem akcji i czasem. I to właśnie pisarz określa te wszystkie czynniki, tylko od niego zależy czy powieść będzie rozgrywać się w przeszłości, teraźniejszości czy przyszłości i tylko od niego zależy, w jakim miejscu. Z kolei czytelnik ma tę swobodę, że może wybrać spośród wielu utworów ten, który najbardziej mu odpowiada. Ja po lekturze ,,Mechanicznego anioła” zapragnęłam powrócić do wiktoriańskiej Anglii, do szarego Londynu i przenieść się w przeszłość, co zaowocowało sięgnięciem po ,,Mechanicznego księcia”.
Tessa Gray znalazła bezpieczne schronienie u boku Nocnych Łowców w Londyńskim Instytucie. Dziewczyna powoli wdraża się w nowo poznany świat, zadaje mnóstwo pytań i wciąż szuka na nie odpowiedzi. Kiedy już wszystko wskazuje na to, że bohaterowie mają chwilę wytchnienia od wszelkich intryg i problemów, Clave zaczyna spiskować, by odsunąć Charlotte od kierowania Instytutem. Wtedy Nocni Łowcy otrzymują zadanie, które polega na odnalezieniu Mistrza. Jeśli nie uda im się to w dwa tygodnie, Rada rozpatrzy kandydaturę Benedicta Lightwooda na stanowisko opiekuna Instytutu. Nefilim nie mogą do tego dopuścić, także czym prędzej zabierają się za poszukiwania. Tessa wraz z Willem i Jemem odkrywają, że nienawiść do półanielskich istot budzą w Mistrzu osobiste pobudki. Obwinia ich o dawną tragedię, która zniszczyła mu życie. Czy Charlotte i grupie z Instytutu uda się odnaleźć wroga? Czy Tessa odkryje wreszcie tajemnicę swojego pochodzenia? I w którą stronę ukierunkuje swoje uczucia?
Podobnie jak pierwsza część Diabelskich maszyn, tak i ta rozpoczyna się dynamicznym prologiem, który wprowadza w mroczny, niepokojący klimat i zachęca czytelnika do dalszej lektury. W głowie wciąż kłębi się chmara pytań powstałych po lekturze ,,Mechanicznego anioła”, a autorka nadal trzyma w niepewności i dostarcza tylko pojedyncze fakty, z których można powoli składać odpowiedzi. Mnóstwo jest tutaj niedopowiedzeń i wątpliwości – rozwija się wątek Willa, którego działania z początku są wielką niewiadomą, a także próbujemy wgłębić się w postać Mistrza, rozgryźć jego czyny, plany i intencje oraz uzyskać więcej informacji o jego przeszłości. Z rozwojem fabuły w końcu dowiadujemy się niemal wszystkiego, jednak świetną zabawą podczas czytania jest kontemplowanie i intensywne rozpatrywanie wszystkich czynników, które prowadzą do prawdy.
,,Mechaniczny anioł” jest swego rodzaju wprowadzeniem do całej historii. Co prawda, nie brakuje w nim akcji, dobrej fabuły i intryg, jednak to właśnie w ,,Mechanicznym księciu” wszystko idzie do przodu i po krótkim wolniejszym wstępie, mamy dynamiczny, szybki rozwój wydarzeń. Autorka zdecydowanie więcej uwagi poświęca bohaterom i ich relacjom – poznajemy bliżej Jema, Willa i Tessę oraz obserwujemy ich rozmowy, interakcje i możemy zacząć snuć przypuszczenia, którego z chłopców wybierze główna bohaterka. A nie ma ona łatwego zadania, bo w każdym z nich można znaleźć coś interesującego i choć są kompletnie różni, można obydwu polubić równie mocno. Nie brakuje mocniejszych uderzeń serca, rozmyślań o uczuciach i emocjonujących scen miłosnych, ale pojawiają się też te smutniejsze, bolesne momenty. Tessa często podejmuje niesłuszne decyzje, myli się i gubi, ale to czyni ją bardziej ludzką i realną, a także uświadamia czytelnika o jej trudnej sytuacji.
,,Mechaniczny książę” to świetna kontynuacja trylogii o Nocnych Łowcach. Bardzo dynamiczna, żywiołowa, pełna wyśmienitego humoru i fantastycznych postaci. Znajdziemy tu mnóstwo intryg, tajemnic i pojedynków, ale też sporo miłosnych uniesień. Wątków jest wiele, jednak wszystkie łączą się w spójną całość i każdy wprowadza coś do historii. Język jak zwykle nienaganny – czyta się przyjemnie i bardzo szybko. Cóż mogę więcej napisać? Polecam serdecznie całą trylogię ,,Diabelskich maszyn”! To książki, które migiem się pochłania, ale na długo pozostają w pamięci.
www.zglowawksiazkach.pl
Jan Parandowski napisał kiedyś, że słowem opanował człowiek przestrzeń i czas. Czy nie jest to prawda? Cała moc pisarza i jego możliwości tkwią w tworzeniu z liter, wyrazów i zdań czegoś, czym może podzielić się z drugim człowiekiem. A tekstem przekazać można niemal wszystko. W przypadku literatury pięknej, autor przedstawia czytelnikowi historię. Historię z bohaterami, z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Seria o Harrym Potterze autorstwa J.K. Rowling to już klasyk, jeśli chodzi o literaturę fantastyczną dla młodzieży. Książki odniosły ogromny sukces na całym świecie i do dziś są uwielbiane przez całe pokolenia czytelników. Fala popularności przygód młodego czarodzieja nie ominęła także mnie - dorastałam z Harrym i z nim uczyłam się czytać. To właśnie ta seria zainspirowała mnie do dalszych poszukiwań literackich i obudziła we mnie prawdziwą miłość do słowa pisanego. Teraz, po latach, wracam do każdej z części z okazji premier ilustrowanych przez Jima Kaya edycji. Najnowszą z nich jest właśnie „Więzień Azkabanu”, czyli jeden z moich ulubionych tomów.
W tej części Harry, Ron i Hermiona rozpoczynają trzeci rok nauki w Hogwarcie. Po dwóch starciach Pottera z Voldemortem wieść o czarnoksiężniku zanika, a główne zagrożenie stanowi teraz Syriusz Black, uciekinier z Azkabanu i dawny zwolennik Czarnego Pana. W związku z tym, że jest on na wolności, w szkole magii stosuje się wyjątkowe zabezpieczenia, jakimi są pilnujący cały budynek Dementorzy. To istoty przerażające, rozsiewające złowieszczą aurę i wyjątkowo mocno wpływające na Harrego. Młody czarodziej będzie musiał zmierzyć się ze swoimi lękami i pozna pewne fakty ze swojej przeszłości, które znacząco odmienią jego życie.
„Więzień Azkabanu” to jedna z moich ulubionych części serii głównie ze względu na to, że jest ona najbardziej przygodowa spośród wszystkich siedmiu. Mamy tutaj wątki poszukiwania niebezpiecznego więźnia, latania na hipogryfie, a nawet podróżowania w czasie! Bohaterowie przeżywają mnóstwo ekscytujących wydarzeń, a fabuła na moment odchodzi od wątku konfliktu na linii Harry - Voldemort i skupia się bardziej na przedstawieniu relacji pomiędzy bohaterami, różnorodnych zajęć w Hogwarcie oraz przeszłości rodziców Pottera.
Książkę czyta się bardzo lekko i szybko, bo język, jakim pisze J.K. Rowling jest prosty, a fabuła wciągająca. Na plus jest także polskie tłumaczenie Andrzeja Polkowskiego, które w tej edycji zostało dodatkowo poprawione i zredagowane. Nie mogę też oczywiście nie pochwalić pięknych ilustracji, którymi Jim Kay ozdobił tę książkę. Ilustrator podobnie jak w poprzednich tomach nie zawodzi i wspaniale oddaje klimat tej historii poprzez mniejsze i większe obrazki, bądź zdobienia stron. Jego kreska jest wyjątkowa i unikatowa, bo nie widać w niej dużej inspiracji filmową adaptacją książki. Jim Kay stworzył całkowicie swoją wersję wydarzeń, która ma niepowtarzalny charakter i doskonale uzupełnia tekst J.K. Rowling.
„Więzień Azkabanu” w wersji ilustrowanej to pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika serii o przygodach młodego czarodzieja. Wydanie zachwyca pięknymi ilustracjami, dużym formatem i oczywiście świetną historią, która kryje się na jego stronach. Jeśli jeszcze nie macie tej książki na półce, to radzę to szybko nadrobić!
www.zglowawksiazkach.pl
Seria o Harrym Potterze autorstwa J.K. Rowling to już klasyk, jeśli chodzi o literaturę fantastyczną dla młodzieży. Książki odniosły ogromny sukces na całym świecie i do dziś są uwielbiane przez całe pokolenia czytelników. Fala popularności przygód młodego czarodzieja nie ominęła także mnie - dorastałam z Harrym i z nim uczyłam się czytać. To właśnie ta seria zainspirowała...
więcej Pokaż mimo to