-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać385
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2020-01
2020-01
2014-08
2014-06
2014-04
2014-04
2014-05-27
2014-04-06
Zawsze fascynowało mnie jak bardzo różne narodowości się od siebie różnią. I o ile, Polacy, Amerykanie czy Anglicy pomimo licznych różnic mają ze sobą wiele wspólnego, o tyle Japończycy, w mojej opinii po przeczytaniu "Japońskiego Wachlarza" Joanny Bator, zdają się mieć więcej wspólnego z przeciętnym kosmitą z Marsa niż z przeciętnym Kowalskim z Polski. Ale to nie obelga z mojej strony. Poprostu przepaść pomiędzy kulturą zachodu, a kulturą Kraju Kwitnącej Wiśni jest taaak ogromna, że w wielu kwestiach nie do przeskoczenia. Czytałam z otwartą buzią, bo niektóre zachowania Japończyków są dla mnie totalnie abstrakcyjne i niezrozumiałe (jak np. zajadanie się słodyczami z czerwonej fasoli i zielonej herbaty, powszechne czytanie w środkach komunikacji publicznej twardych manga-pornosów z nieletnimi lolitkami w roli głównej, brak nazw ulic w wielomilionowym mieście takim jak Tokio, teatr Takarazuka, miłosne hotele, oblegane salony paczinko i wiele, wiele innych "dziwów)". Cieszę się, że dzięki Joannie Bator dane mi było poznać ludzi tak innych od nas samych, których w innych okolicznościach prawdopodobnie nigdy nie byłoby mi dane poznać. Czyta sie szybko i z przyjemnością. Polecam.
Zawsze fascynowało mnie jak bardzo różne narodowości się od siebie różnią. I o ile, Polacy, Amerykanie czy Anglicy pomimo licznych różnic mają ze sobą wiele wspólnego, o tyle Japończycy, w mojej opinii po przeczytaniu "Japońskiego Wachlarza" Joanny Bator, zdają się mieć więcej wspólnego z przeciętnym kosmitą z Marsa niż z przeciętnym Kowalskim z Polski. Ale to nie obelga z...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-16
Autorka sięgnęła po trudny temat i przedstawiła go w niebanalny sposób. Co w efekcie stworzyła? Zajmującą, poruszającą, ale nie dołującą czytelnika książkę.
Główny bohater Jack ma pięć lat. Uczy sie czytać, pisać, ma zajęcia z wf-u i ulubione zabawki, a w wolnym czasie lubi oglądać telewizję. Kocha swoja mamę i generalnie jest zadowolonym z życia dzieckiem. Ot, chłopiec jakich wielu. Od rówieśników odróżnia go jednak to, że na noc chodzi spać w Szafie, a Mama jest jedyną osobą jaką zna. Urodził się w Pokoju i spędził w nim całe swoje krótkie życie. Jego mama siedem lat wcześniej została porwana przez psychopatę zwanego Starym Nickiem i od tamtej pory jest więziona w szopie ukrytej przed wścibskimi spojrzeniami. Owocem jednego z regularnych gwałtów swojego oprawcy jest Jack, którego matka, jak to matka, kocha najmocniej w świecie, który daje jej siłę do życia,a w konsekwencji również motywację do uciecieczki. Młoda kobieta stworzyła synkowi szczęśliwe dzieciństwo i pozory normalnego życia w nienormalnym otoczeniu. Jack nigdy nie odczuł, że coś go w życiu omija. Dla chłopca Mama i Pokój były całym światem i nie prosił o więcej. Mimo to kobieta zdawała sobie sprawę, że to się zmieni w miarę jak Jack będzie dorastał. Obmysliła więc ryzykowny plan wielkiej ucieczki...
Książka porusza. Pokazuje ile zła jest na świecie, nawet tuż za ścianą, o którym nie mamy pojęcia. Jaką siłę niesie w sobie matczyna miłość. Jak wiele można znieść kiedy ma się dla kogo żyć. Że czasami warto ryzykować. Że powroty są trudne. I że tzw. normalne życie to pojęcie względne.
Momentami irytowały mnie dziwne twory językowe Jacka(ale może wszyscy pięcioletni chlopcy mówią w ten sposób??) i nadużywanie przez autorkę dużej litery, które nie wiem czemu miało służyć. Ale poza tym książka wciąga i czyta się ją jednym tchem. Na pewno nie jest to lektura do przeczytania i zapomnienia. Polecam!
Autorka sięgnęła po trudny temat i przedstawiła go w niebanalny sposób. Co w efekcie stworzyła? Zajmującą, poruszającą, ale nie dołującą czytelnika książkę.
Główny bohater Jack ma pięć lat. Uczy sie czytać, pisać, ma zajęcia z wf-u i ulubione zabawki, a w wolnym czasie lubi oglądać telewizję. Kocha swoja mamę i generalnie jest zadowolonym z życia dzieckiem. Ot, chłopiec...
2013-12-11
Zarówno książka jak i jej autor zasługują na brawa! Wołam o bis i już szykuję w bibliotecze miejsce na "Gottland" i "Niedzielę, która zdarzyła się w środę".
Nigdy wcześniej nie czytałam nic Mariusza Szczygła, a on sam kojarzył mi się dotąd - jak chyba wielu ludziom, dla których wczesne lata 90-te nie stanowią prehistorii - ze średnio udanym talk show. Dlatego bardzo się zdziwiłam kiedy okazało się, że ma on naprawdę dużo do zaoferowania jako dziennikarz, pisarz i felietonista. Ma osobowość, poczucie humoru, inteligencję i styl, o które - pardon - wcześniej go nie podejrzewałam.
"Zrób sobie raj" to gratka dla wszystkich "Czechofilów". To potężna dawka wiedzy o naszych południowych sąsiadach, która zmieniła moje postrzeganie tego niewielkiego kraju. Okazuje się, że poczucie humoru, tak charakterystyczne dla Czechów, powstało niejako z musu. Czesi, wbrew powszechnej opinii, również mają swoją tragiczną historię i kilkadziesiąt niełatwych lat za sobą, ale smutną wojenną, potem socjalistyczną codzienność próbowali oswoić humorem, coby nie było jeszcze gorzej (w odróżnieniu od Polaków, którzy lubią usmutniać sobie życie, ot tak dla zasady).
Podkreślam, książka jest bardzo dobra, ale mimo to, ciężko mi się ją czytało. Winy szukam jednak w sobie, a nie w autorze. Mea culpa. Po pierwsze, tematem przewodnim jest religijność, a raczej ateizm Czechów i jego korzenie. Tematyka religijna nieszczególnie mnie pasjonuje i to główna przyczyna tego, że książka nie zainteresowała mnie tak jak się tego spodziewałam. Po drugie, osobiście wolę czytać bardziej rozbudowane formy literackie, które mają jasno zaznaczony wstęp, rozwinięcie akcji i zakończenie. A im powieść dłuższa tym lepiej, cóż - minimalistką nigdy nie zostanę. W luźno ze sobą powiązane felietony trudno mi się wczuć. Moje osobiste gusta nie umniejszają jednak jakości tej książki, która jest po prostu bardzo dobra i warta przeczytania.
Zarówno książka jak i jej autor zasługują na brawa! Wołam o bis i już szykuję w bibliotecze miejsce na "Gottland" i "Niedzielę, która zdarzyła się w środę".
Nigdy wcześniej nie czytałam nic Mariusza Szczygła, a on sam kojarzył mi się dotąd - jak chyba wielu ludziom, dla których wczesne lata 90-te nie stanowią prehistorii - ze średnio udanym talk show. Dlatego bardzo się...
2014-01-12
Mówi się: cudze chwalicie, swego nie znacie. Wzięłam sobie to powiedzenie do serca i postanowiłam chwilowo zdradzić moje ulubione ostatnimi czasy skandynawskie i brytyjskie kryminały na rzecz kryminału rodzimego. No i klapa. Z podkulonym ogonem wracam do Camilli Lackberg i Sophie Hannah.
Początek był zachęcający. Intryga niczego sobie. Ale ten prokurator Szacki! Jaka z niego irytująca postać. Chłopczyk, który sam nie wie czego chce. Jakis taki niezadowolony, znudzony, rozczarowany wszystkim. Oby mój osobisty mąż nie był taki po dziesięciu latach małżeństwa...
Natomiast plusem książki jest dość realistyczne (tak mi się przynajmniej wydaje) przedstawienie pracy prokuratury i policji. Tak realistyczne, że nie chce się mieć z nimi nigdy do czynienia.
Na plus też wątek psychologiczny i przedstawienie terapii ustawień - dziwaczna, ale ciekawa.
Generalnie stwierdzam, że książka nie jest zła, ale daleko jej np. do sagi o Fjallbace. W najbliższym czasie nie planuję sięgnąć po inne ksiązki Zygmunta Miłoszewskiego.
Mówi się: cudze chwalicie, swego nie znacie. Wzięłam sobie to powiedzenie do serca i postanowiłam chwilowo zdradzić moje ulubione ostatnimi czasy skandynawskie i brytyjskie kryminały na rzecz kryminału rodzimego. No i klapa. Z podkulonym ogonem wracam do Camilli Lackberg i Sophie Hannah.
Początek był zachęcający. Intryga niczego sobie. Ale ten prokurator Szacki! Jaka z...
2013-01-01
2013-03-01
Wątek rolnika poszukującego miłości jest bardzo na czasie za sprawą pewnego reality show :), tymczasem autorka Katarina Mazetti już w ubiegłym stuleciu wyimaginowała sobie, że to całkiem dobry temat. I napisała o tym książkę.
Sięgając po "Faceta z grobu obok" spodziewałam się lekkiego chick-lita, a okazało się, że powiedzenie "Nie oceniaj książki po okładce" jest bardzo prawdziwe. Bo okładka w tym przypadku może zmylić. Fakt, jest o miłości, ale nie nazwałabym jej lekkim babskim czytadłem. Fakt, czyta się ją szybko, ale nie jest to komedia, a bardziej dramat z elementami humorystycznymi. Ksiązka mówi o tym, że każdy potrzebuje miłości, każdy jej szuka, ale każe się zastanowić czy miłość wystarczy, żeby stworzyć trwały, szczęśliwy związek. Polecam.
Wątek rolnika poszukującego miłości jest bardzo na czasie za sprawą pewnego reality show :), tymczasem autorka Katarina Mazetti już w ubiegłym stuleciu wyimaginowała sobie, że to całkiem dobry temat. I napisała o tym książkę.
więcej Pokaż mimo toSięgając po "Faceta z grobu obok" spodziewałam się lekkiego chick-lita, a okazało się, że powiedzenie "Nie oceniaj książki po okładce" jest bardzo...