-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński2
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2016-12-26
2018-11-06
2019-12-11
2018-07-31
2015-05-03
Lata ’70 ubiegłego wieku. Chamberlain w stanie Maine, typowe małe amerykańskie miasteczko, gdzie każdy zna każdego i wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. Tam właśnie mieszka nastoletnia Carrie wraz ze swoją mamą. Tam chodzi do szkoły. Tam marzy o lepszym jutrze. Tam dokonuje zemsty.
Carrie nie jest taka, jak inne dziewczęta w jej wieku, chociaż mogłaby być zwyczajną, dobrze uczącą się nastolatką z gronem przyjaciół. To wina jej matki, której fanatyzm religijny zna cała okolica. Kobieta bardzo restrykcyjnie wychowuje swoją córkę, nie pozwalając jej na wiele rzeczy, nawet prawa natury uznając za grzeszne.
Carrie jakoś sobie radzi. Przyzwyczaiła się już do tego, że inni ją wyśmiewają. Mamę kocha, jednocześnie nienawidząc jej za życie, jakie zmusza ją prowadzić. Chciałaby być normalna. Chciałaby mieć przyjaciół. Chciałaby pójść na szkolny bal.
Czara goryczy przelewa się, gdy dziewczyna po raz pierwszy dostaje miesiączkę. Koleżanki wyśmiewają ją, rzucają w nią podpaskami i tamponami, a biedaczka przerażona myśli, że umiera. Mama nie wyjaśniła jej, co to znaczy stać się kobietą. To wielkie, publiczne upokorzenie staje się pierwszym krokiem do tragedii, która wkrótce dotyka całe miasteczko.
Carrie skrywa sekret. Carrie umie coś, o czym innym się nawet nie śniło. I nie boi się tego wykorzystać, aby się zemścić na swoich oprawcach.
Debiut jednego z mistrzów grozy przez wielu uznawany jest za średnio udany w porównaniu z innymi jego książkami. Ja jednak mam sentyment do tej historii i uwielbiam ją w każdym calu. Nie nazwałabym „Carrie” horrorem, bardziej może thrillerem z elementami nadprzyrodzonymi. Takim moim paranormal thrillerem. Nie czułam grozy, nie była przerażona, jednak… Pewien niepokój się pojawił. Niepewność. Zwłaszcza, gdy zapadł zmrok.
Znałam już wcześniej tę historię i wiedziałam, co się wydarzy, mimo to Kingowi udało się mnie porwać. Pochłonęłam tę książkę w mgnieniu oka, czyniąc ją drugą najszybciej przeczytaną książką w tym roku. Czemu tak się wciągnęłam? Sama nie wiem. Może Carrie rzuciła na mnie urok?
W tej powieści jest tyle rzeczy, o których trzeba wspomnieć, że aż ciężko się zdecydować, od czego zacząć. Bo i forma jest tu specyficzna i bohaterowie jedyni w swoim rodzaju, i fabuła, jakiej jeszcze nie było, a nad tym wszystkim wiszący duch Stephena Kinga, którego styl jest tak bardzo jego i tak mocno nie do podrobienia.
W „Carrie” przeszłość miesza się z teraźniejszością. W toczącą się swoim torem historię wplecione są fragmenty książek, artykułów, a nawet policyjnych zeznań, które niejako przygotowują nas na to, że stanie się coś strasznego i niewyobrażalnego. Obserwujemy trudne życie głównej bohaterki, ale trochę jakby z boku. Mamy wgląd w uczucia Carrie, wiemy, co robi, jednak odnosi się wrażenie, że to nie bezpośredni kontakt jest tutaj najważniejszy.
King wprowadził do swojej powieści pewne poczucie realności. Potrafił wymyślić naukowe uzasadnienie zdolności Carrie, a nawet sposób jego dziedziczenia. I za to duży plus! Mój wewnętrzny mały naukowiec zaiste się radował tym faktem. Radował się też rozwałką.
Carrie jest… specyficzna. Duży wpływ na nią ma wychowanie, jakie otrzymała od matki. Gdyby nie to, byłaby normalną , fajną nastolatką. Myślę, że polubiłam ją. Chciałam dla niej dobrze, chociaż wiedziałam, co się wydarzy. Z jednym wyjątkiem – nie pamiętałam, jak zakończono film, a zakończenie książki trochę mnie zaskoczyło. Byłam pewna, że losy Carrie potoczą się jednak inaczej.
Podobało mi się, że główna bohaterka nie jest tutaj faworyzowana – bo często gęsto w książkach jest tak, że wszystko skupia się na protagoniście i to jego uczucia, jego przeżycia, jego myśli są najważniejsze. Z jednej strony niby tak ma być, bo w końcu po to opisuje się czyjąś historię, żeby no… opisać czyjąś historię, ale czasem to skupianie się na głównym bohaterze i stawianie go na piedestale staje się irytujące.
Najbardziej rzucającą się w oczy postacią jest matka głównej bohaterki. Naprawdę nie mam pojęcia, skąd ta kobieta się urwała. Schizofrenia paranoidalna – jak nic.
Ludzie ze szkoły Carrie nie przypominają nastolatków ze współczesnych, amerykańskich powieści młodzieżowych. Daje się wyczuć, że to inne czasy. Chociaż fascynacja szkolnymi balami już jest obecna.
„Carrie” zbiera różne recenzje i ludziom nie zawsze się podoba, bo nie jest straszna, bo bardziej młodzieżowa. Ja i tak pozostaję wielką fanką tej historii i tylko nabrałam ochoty na inne dzieła Kinga.
Lata ’70 ubiegłego wieku. Chamberlain w stanie Maine, typowe małe amerykańskie miasteczko, gdzie każdy zna każdego i wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. Tam właśnie mieszka nastoletnia Carrie wraz ze swoją mamą. Tam chodzi do szkoły. Tam marzy o lepszym jutrze. Tam dokonuje zemsty.
Carrie nie jest taka, jak inne dziewczęta w jej wieku, chociaż mogłaby być zwyczajną,...
2017-11-30
2021-01-27
2014-11-29
2018-11-16
2019-03-31
2015-06-20
Minęły trzy lata od śmierci Anny Boleyn na szafocie. Król Henryk w tym czasie zdążył poślubić jej dworkę, Joannę Seymour, i przeżyć z nią szczęśliwie trzy lata. Narodził się wreszcie tak długo oczekiwany następca tronu – mały książę Edward. Jednak Joannie nie dane było cieszyć się synkiem zbyt długo – wkrótce bowiem zmarła (prawdopodobnie z powodu gorączki poporodowej), a król po raz kolejny został wdowcem. Henryk nie trwał długo w tym smutnym stanie i nie spoczął na laurach. Jeden syn to skarb, ale gdyby narodziło się ich więcej, wtedy dopiero tron i pokój w kraju byłyby zabezpieczone. Poza tym Henryk bez kobiety u boku nie byłby prawdziwym Henrykiem VIII Tudorem.
Rozgrywające się wydarzenia przedstawiane są z trzech różnych punktów widzenia – narratorkami są trzy kobiety: Anna Kliwijska (nowa wybranka króla), Jane Boleyn (szwagierka Anny Boleyn) oraz Katherine Howard (przyszła dwórka nowej królowej).
Anna całe swe życie spędziła na dworze swego brata, księcia Kliwii, który nie był wzorem cnót i braterskich uczuć. Uwielbiał bowiem znęcać się nad siostrą, a ta, stawiając mu ciągły opór i dzielnie wszystko znosząc, stała się dla niego cierniem w oku. Książę karał swoją siostrę za różne wymyślone przewiny, najczęściej ręką matki, która całkowicie stała po jego stronie. Największym pragnieniem młodej Anny była wolność – wyrwanie się z tego małego dworu i spod władzy brata.
I oto nadeszła dla niej szansa – Henryk, król Anglii, poszukiwał dla siebie nowej żony i jego wybór miał paść na jedną z sióstr księcia Kliwii. Anna miała głęboką nadzieją, że to właśnie jej przypadnie ten zaszczyt i tak też się stało. Nareszcie mogła uwolnić się od brata. Była szczęśliwa, że zostanie królową, chciała nią być, obiecała samej sobie wiele rzeczy, ustaliła zasady, którymi będzie się kierowała.
Ze strachem przed nieznanym, ale też i z pozytywnym nastawieniem, wyruszyła do Anglii, ku nowemu życiu.
Wielu rzeczy musiała się nauczyć: języka, zasad panujących na angielskim dworze, tak różnym od jej rodzinnego, ale przede wszystkim musiała poznać osobowość króla. Nowy świat od początku nie był dla niej łatwy – zwłaszcza, że przy pięknych strojach angielskich dam, sama wyglądała dość topornie w swej surowej, kliwijskiej sukni.
Pierwsze spotkanie Anny z królem nie należało do udanych i prawdopodobnie właśnie ono zaważyło na przyszłości nowej królowej. Henryk w jej oczach ujrzał siebie takim, jakim widzą go ludzie i to nim wstrząsnęło. Na chwilę runęła zasłona, którą narzucił na swój własny umysł.
Dworką nowej królowej zostaje młodziutka Katarzyna Howard. Wydaje się ona jeszcze dzieckiem, ma dość niefrasobliwe podejście do świata. Uwielbia zliczać wszystko co posiada i przećwiczyć sobie wcześniej każde wydarzenie, które ma w jej życiu nastąpić. Do tej pory mieszkała w posiadłości swojej babki, dzieląc komnatę z innymi, podobnymi jej dziewczętami. Wdała się tam w romans z Franciszkiem Derehamen, który naturalnie wydawał jej się wówczas miłością życia.
Przenosiny na dwór były dla Katarzyny spełnieniem marzeń. Nowe suknie, biżuteria, tańce, zabawy, maskarady, młodzi mężczyźni – to było sensem jej życia. Podobała jej się rola dworki.
Tomasz Howard, głowa rodu i wuj dziewczyny, zaplanował jednak dla niej inną przyszłość. Stała się kolejną marionetką w jego rękach, środkiem mającym zapewnić rodzinie zaszczyty i większe bogactwa.
Na dwór wraca również, uratowana przez Tomasza Howarda, Jane Boleyn, wdowa po Jerzym Boleynie i szwagierka ściętej królowej. Jest ona postacią dość osobliwą. Swoimi oskarżeniami posłała męża i jego siostrę na szafot, cały czas jednak próbuje bronić samej siebie, a wyrzuty sumienia powracają do niej na każdym kroku. Jane zdarza się widywać oczami wyobraźni (a może nie tylko?) Jerzego i Annę, śmiejących się, pięknych i pełnych życia. W jej wypowiedziach widać podziw dla tej pary, zazdrość o miłość, jaką Jerzy darzył siostrę oraz pewnie niezbyt zdrowie pragnienia. Jane na każdym kroku usprawiedliwia swoje postępowanie. Nigdy nie rozmawia o tych, nie tak znowu dawnych, wydarzeniach z innymi, wszystko roztrząsa w swojej głowie.
Naturalnie jej powrót na dwór ma związek z interesami rodu Howardów. Spełnia polecenia głowy rodu, nawet jeśli kolidują z jej już i tak nadwerężonym sumieniem.
Pozycja królowej Anny staje się coraz bardziej niepewna. Król nie jest w stanie spełnić z nią obowiązku małżeńskiego, oskarżenie wisi nad głową młodej niewiasty niczym katowski topór, gotowe runąć w każdej chwili i pozbawić ją życia. Jane Boleyn knuje swe spiski, aby król mógł spokojnie odsunąć swą żonę i pojąć nową – młodą Katarzynę Howard.
Nikt nie może być pewny swego na dworze Henryka VIII.
Trzecia część cyklu tudorowskiego była dla mnie pewnym zaskoczeniem. Opisano w niej życie Henryka po Annie Boleyn, aż do jego śmierci – czyli czasy znane mi w mniejszym stopniu. Trochę żałuję, że pani Gregory nie opisała również losów Jane Seymour oraz Katarzyny Parr – ostatniej żony, o której nie wiedziałam wówczas nic, ale po drobnych poszukiwaniach mogę stwierdzić, że była bardzo ciekawą postacią i o niej również chciałabym poczytać.
Lektura „Dwóch królowych” wywarła na mnie nieco inne wrażenie, niż lektura „Kochanic króla”, do której to książki mam dość emocjonalne podejście.
Tym razem pani Gregory przedstawia nam angielski dwór okiem trzech powiązanych z nim kobiet, które różnią się od siebie niemal wszystkim.
Dla Anny z Kliwii Anglia jest nowością. Dzięki niej patrzymy na dwór, kraj i króla nowym okiem, dostrzegamy sprawy, które dla dworzan są jak najbardziej naturalne, natomiast młodą królową z obcej ziemi dziwią i zaskakują. Uczymy się wszystkiego razem z nią i dość szybko stwierdzamy, że gdyby dano jej szansę, Anna byłaby naprawdę wspaniałą królową.
Anna ukazuje się nam jako bardzo sympatyczna dziewczyna, mająca swoje zasady, inteligentna i odważna. Udaje jej się zaprzyjaźnić z dziećmi króla, o dziwo szczególnie z królewną Marią (mimo iż różni je religia, a poglądy Marii na sprawę protestantów są bardziej niż surowe). Śledząc jej historie wydaje nam się, że słuchamy opowieści przyjaciółki – bo taka właśnie wydaje się Anna – ciepła dziewczyna z sąsiedztwa. I podświadomie chcemy, żeby wszystko jej się w życiu ułożyło.
Jest tak inna od Anglików – jak gdyby bardziej rozsądna i jako jedyna dostrzegająca prawdę o królu i dworze, jako jedyna nie starająca się (za przeproszeniem) wejść mu w tyłek za wszelką ceną, żeby tylko uszczknąć coś dla siebie.
Katarzyna Howard jest w tej powieści dość swoistym powiewem humoru. Nie raz zdarzyło mi się uśmiechnąć, czytając jej – skądinąd całkiem trafne – spostrzeżenia. Na pierwszy rzut oka wydaje się osobą dość pustą, głupiutką trzpiotką, dla której liczy się tylko własne szczęście, dobrobyt i dobra zabawa. Z drugiej strony widzimy jednak po prostu młodą dziewczynę, która tak naprawdę nie miała zbyt dobrych wzorców, jeśli chodzi o naukę życia i jest jeszcze dzieckiem, którym łatwo kierować. Jej narracja charakteryzuje się ogromną bezpośredniością i częstym obliczaniem swego dobytku. Katarzyna wprowadza odrobinę zabawy do tego sztywnego, przerażonego dworu.
Jane Boleyn z kolei nosi znamiona choroby psychicznej. Byłam nieco poirytowana z jej powodu, gdy cały czas próbowała wybielać swoje postępowanie w stosunku do Jerzego i Anny. Uważała się za ich przyjaciółkę – czy może raczej z całego serca chciała nią być.
Przeszłość zdecydowanie rządzi jej teraźniejszością.
Uff, to chyba najbardziej pisana na raty recenzja w moim skromnym dorobku. Mam tendencję do nadmiernego rozgadywania się o Tudorach
Podsumowując mój wywód, „Dwie królowe” utrzymują poziom swojej poprzedniczki, spotykamy się tutaj z różnorodnością narracji, bo każda z trzech kobiet przedstawiających nam swą historię na dworze Henryka jest inna i pani Gregory znakomicie te różnice między nimi oddała. Mamy nieco humoru, romansu i niepewności, notkę od autorki na temat historii oraz dowód na ogrom pracy, jaki po raz kolejny włożyła w swoje dzieło – spis książek, z których czerpała informacje na temat angielskiego świata tamtych czasów.
A następna część tudorowskiego cyklu już na mnie czeka
Minęły trzy lata od śmierci Anny Boleyn na szafocie. Król Henryk w tym czasie zdążył poślubić jej dworkę, Joannę Seymour, i przeżyć z nią szczęśliwie trzy lata. Narodził się wreszcie tak długo oczekiwany następca tronu – mały książę Edward. Jednak Joannie nie dane było cieszyć się synkiem zbyt długo – wkrótce bowiem zmarła (prawdopodobnie z powodu gorączki poporodowej), a...
więcej mniej Pokaż mimo to
Lata 1548 – 1558. Hanna Verde, przechrzczona Żydówka, przybywa wraz z ojcem do Anglii, szukając w tym kraju schronienia przed hiszpańską Inkwizycją, przez którą na stosie spłonęła jej matka. Dziewczyna podróżuje w przebraniu chłopca i pomaga swemu ojcu, który zajmuje się drukowaniem i sprzedażą różnych dzieł, natomiast w przyszłości ma zostać żoną Daniela Carpentera, jednego z mieszkających w Londynie Żydów.
Pewnego dnia do założonej przez ojca Hanny drukarni przybywa dwóch dostojnych mężczyzn. Okazuje się, że jeden z nich to Robert Dudley, syn najpotężniejszego człowieka w Anglii. Drugim natomiast jest John Dee, uczony, typowy człowiek renesansu i mentor Roberta. Hanna jest zachwycona młodym Dudleyem, który nie dość, że jest przystojnym mężczyzną, to jeszcze do tego wie, jak oczarować kobietę. Zarówno on, jak i John Dee zaczynają interesować się młodą dziewczyną, gdy odkrywają, że zobaczyła za ich plecami anioła.
Tym sposobem Hanna trafia na dwór, zostając sługą lorda Roberta i błaznem króla Edwarda, syna Henryka VIII. Wbrew swojej wiedzy i chęciom zostaje szybko wplątana w sieć spisków, których głównym prowodyrem jest zazwyczaj jej uwielbiany pan Robert Dudley.
Hanna to dziewczyna inna niż wszystkie. Bardzo ceni sobie wolność i nie potrafi wyobrazić sobie, że po ślubie będzie musiała być posłuszna we wszystkim mężowi. Woli nosić pludry zamiast sukien i pracować z ojcem w drukarni, zamiast dbać o dom i trwać przy mężu. Każde jej spotkanie z narzeczonym kończy się kłótnią.
Historię dojrzewania Hanny do miłości, małżeństwa i bycia kobietą bez utraty wolności i swobody obserwujemy na tle wydarzeń dziejących się wówczas na angielskim dworze.
Małoletni i chorowity król Edward umiera, wykluczając z linii sukcesyjnej swoje siostry, Marię i Elżbietę. Królową zostaje lady Jane Grey, wnuczka Marii Tudor, siostry króla Henryka VIII. Jej panowanie trwa całe 9 dni, po czym tron przejmuje jego prawowita dziedziczka – księżniczka Maria, córka Henryka VIII i Katarzyny Aragońskiej.
Nasza Hanna-błaźnica po śmierci króla Edwarda, zostaje wysłana w roli szpiega przez Roberta Dudleya do księżniczki Marii. Dziewczyna szybko zaczyna odczuwać sympatię do tej samotnej i pokrzywdzonej przez los kobiety, która ma jeszcze w sobie siłę, by walczyć o to, co jej się należy. Hanna staje się jedną z najbliższych sług Marii i pozostaje z księżniczką, gdy ta wstępuje w końcu na tron Anglii. Towarzyszy królowej podczas jej sporów z młodszą siostrą Elżbietą, obserwuje jej radość, gdy wychodzi za mąż za Filipa Hiszpańskiego, euforię, gdy spodziewa się dziecka. Jest przy niej w chwilach triumfu i słabości, pozostaje wierna, gdy inni się odwracają, widząc pewny upadek i rozpacz królowej.
„Błazen królowej” jest czwartą częścią słynnego cyklu tudorowskiego. Historie, jakie pani Gregory przedstawia nam opowiadając o czasach, gdy na tronie Anglii zasiadali Tudorowie, mają w sobie coś magicznego. Każda książka, którą czytam, wciąga niemal od pierwszych stron, sprawia, że przypominam sobie, dlaczego tak lubię akurat ten okres angielskiej historii i budzi we mnie apetyt na więcej.
Bardzo byłam rada, iż tym razem będzie mi dane poznać historię królowej Marii. Z jakiegoś powodu polubiłam jej osobę, chociaż historia nie wypowiada się o niej zbyt pochlebnie i chciałabym jak najwięcej o niej wiedzieć. Trochę szkoda, że to nie ona jest narratorką tej powieści.
Czego się spodziewałam? Ano spodziewałam się, że Maria będzie przedstawiona jako twarda, pewna siebie królowa, która ostro dąży do upatrzonego celu, jest dumna, wyniosła. Królewska. Nazwano ją Bloody Mary, tak więc myślałam, że dostanę obraz takiego typowego kobiecego czarnego charakteru.
Tymczasem pani Gregory przedstawia nam zupełnie inną Marię – samotną, zrozpaczoną kobietę, dla której najważniejszy jest Bóg i Anglia. Maria wiele w swym życiu przeszła, wiele złych rzeczy. Wiele jej odebrano. Mimo to potrafiła znaleźć w sobie siłę, żeby jeszcze walczyć o to, co jej się należy. Miała wiele czułości dla Elżbiety, chociaż to na rzecz córki Anny Boleyn została ogłoszona dzieckiem z nieprawego łoża. To matka Elżbiety pozbawiła wszystkiego jej ukochaną matkę.
Maria początkowo wcale nie przypomina Krwawej Mary z lekcji historii. Jest kobietą, która chce przywrócić wiarę katolicką w swoim ukochanym kraju, pragnie zbawienia swych poddanych i ich dobrego życia na ziemskim padole. Chce okazać miłosierdzie tym, którzy podnosili na nią rękę i knuli spiski. Chce być matką dla Anglii, kochaną starszą siostrą dla Elżbiety.
Maria nie planowała wychodzić za mąż. Pragnęła być królową-dziewicą. Jednak obawa o utrzymanie katolicyzmu sprawiła, że poślubiła Filipa Hiszpańskiego, największego księcia chrześcijaństwa. I chociaż poddanym nie bardzo przypadło to do gustu (jak wiadomo, Anglicy i Hiszpanie kochali się jak pies z kotem), Maria po raz pierwszy od dłuższego czasu była bardzo szczęśliwa. Oto bowiem znalazła kogoś, komu mogła ufać, na kim mogła polegać i kto darzył ją uczuciem. Już nie była samotna. Oczekiwanie na pierwszego potomka dodatkowo sprawiło, że królowa jaśniała niczym słońce.
Jest mi żal biednej królowej Marii. Ok, sprowadziła Inkwizycję do Anglii, torturowała i paliła na stosie ludzi, na których padł chociaż cień podejrzenia, że wyznają inną niż katolicka wiarę. Ale była przecież kobietą tak nieszczęśliwą, kobietą od której w końcu odwrócili się prawie wszyscy. Czuła to samo, co jej matka Katarzyna, gdy Filip na jej oczach flirtował z Elżbietą. Wszystkie życiowe niepowodzenia wpędziły ją w głęboką depresję, sądziła, że Bóg spojrzy na nią łaskawiej, jeśli uda jej się wyplenić zło w swym kraju.
Rozpisałam się o Marii, jednak to przecież Hanna jest główną bohaterką tej powieści. Hanna, która czuje na swych plecach oddech Inkwizycji, którą dusi wciąż zapach dymu ze stosu, na którym spłonęła jej matka. Hanna ma dość uciekania, pragnie znaleźć w Anglii spokojny, bezpieczny dom i poniekąd w końcu jej się to udaje. Jak wspomniałam wcześniej, obserwujemy jej przemianie z przestraszonej, pragnącej wolności dziewczyny w piękną, dojrzałą i wciąż wolną kobietę, która dodatkowo potrafi kochać bezwarunkową miłością i przebaczać.
Hanna jest jedną z nielicznych osób na dworze, która potrafiła być lojalna zarówno wobec królowej Marii, jak i jej siostry Elżbiety, którą również obdarzyła sympatią. Do tego dochodzi nasz drogi Robert Dudley, któremu postanowiła służyć dobrowolnie.
Pani Gregory tym razem postanowiła nas obdarzyć nowymi wątkami. Oprócz opisu sytuacji na królewskim dworze Anglii (a przy okazji także co nieco o roli błaznów i bożych głupców), mamy też pewne wzmianki o tym, co dzieje się w społeczeństwie. O działaniu Inkwizycji. O sytuacji Żydów w tamtym okresie. O renesansowym dążeniu do pogłębiania swej wiedzy i zadawania coraz to bardziej śmiałych pytań. Co nieco o alchemii i przepowiadaniu przyszłości.
I właśnie o to przepowiadanie przyszłości się martwiłam. Nie byłam pewna, czy pani Philippie uda się tak sprawnie wmanewrować wątek fantastyczny w powieść typowo historyczną, w której raczej się go nie spodziewałam. Moje obawy jednak były płonne, bo wyszło to bardzo naturalnie. Zdolność do przepowiadania przyszłości, którą ma Hanna, ten jej tak zwany Wzrok, jest w zasadzie głównym powodem, dla którego trafiła na dwór. Zagłębiając się w fakty historyczne, możemy się zorientować, że przecież renesans był takim okresem, gdzie ludzie z jednej strony zaczynali pogłębiać swoją wiedzę na temat świata i zaspokajać ciekawość, a z drugiej byli bardzo oddani Bogu i wierzyli w cuda o wiele bardziej niż współcześni.
Podsumowując, lektura „Błazna królowej” była dla mnie samą przyjemnością. W świetnie wykreowaną fikcyjną historię, pani Gregory perfekcyjnie wplotła losy królowej Marii, jednej z najciekawszych dla mnie europejskich władczyń. Nie nudziłam się ani przez moment i narobiłam sobie apetytu na kolejne lektury z cyklu tudorowskiego. Dodatkowo mogłam poznać nieco innej spojrzenie na postać księżniczki Elżbiety i późniejszej królowej Elżbiety Wielkiej. A Hanna, główna bohaterka, zdobyła moją sympatię swoją naturalnością i poglądami na kobiecą wolność, które bardzo przypadły mi do gustu. Trochę raziło mnie, co prawda, jej uwielbienie dla Roberta Dudleya, jednak powinnam sobie przypomnieć, że też kiedyś byłam nastolatką i że w tym wieku niezbyt mądre lokowanie uczuć jest bardzo częste, dlatego nie wpłynie to na moją końcową ocenę.
Lata 1548 – 1558. Hanna Verde, przechrzczona Żydówka, przybywa wraz z ojcem do Anglii, szukając w tym kraju schronienia przed hiszpańską Inkwizycją, przez którą na stosie spłonęła jej matka. Dziewczyna podróżuje w przebraniu chłopca i pomaga swemu ojcu, który zajmuje się drukowaniem i sprzedażą różnych dzieł, natomiast w przyszłości ma zostać żoną Daniela Carpentera,...
więcej Pokaż mimo to