-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2015
2016
Jak na Clowesa - zaskakująco optymistyczna i lekka historia, to miła odmiana, bo jego komiksowy świat tonie zazwyczaj w smutku i melancholii. Do tego świetne rysunki: oldschool + skąpany w lekkiej psychodeli (znakomite kolory). Dobra rzecz.
Jak na Clowesa - zaskakująco optymistyczna i lekka historia, to miła odmiana, bo jego komiksowy świat tonie zazwyczaj w smutku i melancholii. Do tego świetne rysunki: oldschool + skąpany w lekkiej psychodeli (znakomite kolory). Dobra rzecz.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2009
Bardzo lynchowskie to wszystko, ale to podobieństwo wypływa raczej z wspólnych źródeł inspiracji. Sporo tu odniesień do amerykańskiej popkultury oraz kina eksploatacji, więc jak ktoś (ja nie) siedzi w temacie będzie miał w gratisie zabawę w interteksty. Miks ten jest jednak składa się na historię zdecydowanie w stylu Clowesa, ma też wyraźne wątki autotematyczne i skąpany jest w charakterystycznej dla niego melancholii. Wspaniała rzecz, ale miłośników tradycyjnych używek trzeba ostrzec - jest dość psychodelicznie.
Bardzo lynchowskie to wszystko, ale to podobieństwo wypływa raczej z wspólnych źródeł inspiracji. Sporo tu odniesień do amerykańskiej popkultury oraz kina eksploatacji, więc jak ktoś (ja nie) siedzi w temacie będzie miał w gratisie zabawę w interteksty. Miks ten jest jednak składa się na historię zdecydowanie w stylu Clowesa, ma też wyraźne wątki autotematyczne i skąpany...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-25
Segrelles zdecydowanie formie. Zbiór krótkich nowelek, sporo tu makabry, trochę golizny oraz dużo humoru. Mam słabość do strony wizualnej „Najemnika”, ale naiwność samych historii w poprzednich tomach niejednokrotnie mocno mnie irytowała. W tym albumie Segrelles jest zdecydowanie swobodniejszy, więcej tu dystansu i lekkości, a mimo braku oryginalności, fabuły jego opowiastek naprawdę dają radę. Kiedy zaś dopełnia je swoimi, tradycyjnie już znakomitymi, ilustracjami otrzymujemy doskonały komiks w stylu wierd fiction. Bawiłem się świetnie.
Segrelles zdecydowanie formie. Zbiór krótkich nowelek, sporo tu makabry, trochę golizny oraz dużo humoru. Mam słabość do strony wizualnej „Najemnika”, ale naiwność samych historii w poprzednich tomach niejednokrotnie mocno mnie irytowała. W tym albumie Segrelles jest zdecydowanie swobodniejszy, więcej tu dystansu i lekkości, a mimo braku oryginalności, fabuły jego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-08
Domknąłem tę opowieść po latach i mój początkowy zachwyt ustąpił znużeniu nieznośnym gadulstwem, teatralnością, pretensjonalnością a przede wszystkim bałaganiarstwem Bilala. I choć rozumiem, że każdy artysta ma swoje fiksacje, to ostatecznie średnio się one tutaj kleją: wojna i rozpad Jugosławii, podziały etniczne i religijne, transgresja w sztuce, transhumanizm, kosmici, a do tego na doczepkę i love story i obyczajówka o związkach.
Wprawdzie nastrojowe rysunki utrzymują klimat, nawet kiedy dialogi niebezpiecznie zaczynają przypominać irytujący wykład na tematy wszelakie, ale panuje tu takie przeładowanie i fabularny chaos, a psychologia postaci momentami wydaje się wręcz sklecona na kolanie, że mam poważne podejrzenia, iż Enki nigdy nie wiedział, gdzie to wszystko zmierza - wpakował tu, jak do gara, wszystkie swoje autorskie obsesje, zabełtał i finalnie cała ta opowieść-improwizacja rozmyła mu się niczym ciało i tożsamość głównego antagonisty, Optusa Warhole'a.
Nie sposób też uciec od porównania „Tetralogii Potwora” z najsłynniejszym dziełem Bilala, „Trylogią Nikopola”. Mamy tu wszak zarówno zbieżność tematów, rozwinięcie niewesołej wizji przyszłości oraz swoistą wizualną kontynuację legendarnej trylogii. Jednak historia Nikopola (która jest równie, a może i bardziej, choatyczna) miała i ma, jak dla mnie, zasadniczą przewagę – była i jest zdecydowanie bardziej groteskowa, przegięta, więcej w niej zabawy absurdalnymi zestawieniami, a czasem wręcz campu. W „Tetratlogii Potwora” zaś wszystko jest zdecydowanie bardziej poważne, i nawet tak charakterystyczne dla Bilala surrealistyczne pomysły mają już ciężar Symbolu. Zabrakło mi w tej całej pogmatwanej historii dystansu i humoru, które rozgrzeszyłyby ten nadmiar i nadały jej lekkości.
Domknąłem tę opowieść po latach i mój początkowy zachwyt ustąpił znużeniu nieznośnym gadulstwem, teatralnością, pretensjonalnością a przede wszystkim bałaganiarstwem Bilala. I choć rozumiem, że każdy artysta ma swoje fiksacje, to ostatecznie średnio się one tutaj kleją: wojna i rozpad Jugosławii, podziały etniczne i religijne, transgresja w sztuce, transhumanizm, kosmici, a...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09
2023-09-25
Burns po raz kolejny zaprasza na wycieczkę po swojej wyobraźni. W "Ostatnim spojrzeniu" raczy nas psychodeliczny koktajlem powieści obyczajowej, psychoanalizy, "Nagiego lunchu" i przygód Tintina. Bliżej tej depresyjnej historii zdecydowanie bardziej do "Black Hole" niż do absurdalnego (lecz i zabawnego) "El Borbaha". To w sumie też chyba jego najsmutniejszy, a na pewno najbardziej gorzki album. Jeśli jednak ktoś nie szuka tylko rozrywki, lecz i refleksji oraz niestraszne mu introspektywne drążenie, warto tu zajrzeć, bo Burns wie co robi i robi to świetnie. Bolesne i precyzyjne cięcie.
Burns po raz kolejny zaprasza na wycieczkę po swojej wyobraźni. W "Ostatnim spojrzeniu" raczy nas psychodeliczny koktajlem powieści obyczajowej, psychoanalizy, "Nagiego lunchu" i przygód Tintina. Bliżej tej depresyjnej historii zdecydowanie bardziej do "Black Hole" niż do absurdalnego (lecz i zabawnego) "El Borbaha". To w sumie też chyba jego najsmutniejszy, a na pewno...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09
Ocena to - podkreślę - średnia dwóch składowych: przeciętnej głupawej fabułki i nieprzeciętnie dopracowanych, pięknych rysunków (a w zasadzie malunków). Najlepiej tego nie czytać, tylko przeglądać. Choć dla zatwardziałych miłośników retro-fantastyki to może być gratka.
Ocena to - podkreślę - średnia dwóch składowych: przeciętnej głupawej fabułki i nieprzeciętnie dopracowanych, pięknych rysunków (a w zasadzie malunków). Najlepiej tego nie czytać, tylko przeglądać. Choć dla zatwardziałych miłośników retro-fantastyki to może być gratka.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09
2023-05-14
Malownicza i kuriozalna zarazem ciekawostka. Samo opowiadanie jest tak mocno obciążone kontekstem i jednostronną polityczną wymową, że trudno naprawdę wyjść tu poza określenie „agitka”. Jest to jednak agitka w miarę lekkostrawna, bo formalnie wręcz popkulturowa i postmodernistyczna. Narracja osnuta wokół Trybunału Russella II badającego w latach 1974-76 działania agencji wywiadowczych USA w Ameryce Łacińskiej.
Książka tak jak i ów Trybunał ma wszelkie znamiona produktu czasów zimnej wojny – tu siły zła tj. „wielonarodowe wampiry” to straszni amerykańscy imperialiści, a dobro reprezentują lewicujący intelektualiści tj. pisarze wspomagani przez tytułowego komiksowego herosa. Cortazar pisze oczywiście na tyle wartko, że brnie się gładko przez te farmazony, choć koniec końców i tak dopadało mnie znużenie, więc zapytałem sam siebie: „Po jaką cholerę mi to było?”. Po czym spojrzałem na okładkę i przypomniałem sobie – „Fantomas przeciw wielonarodowym wampirom” to - oprócz fanatyków Cortazara (do których się nie zaliczam) - przede wszystkim gratka dla miłośników interesujących wydań.
Za oprawę graficzna (będąca wg Cortazara integralną częścią tekstu) w polskiej edycji odpowiada bowiem Jerzy Skarżynski, wybitny scenograf, malarz i ilustrator, twórca m.in. scenografii do „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Hasa. Skarżyński był też miłośnikiem i prekursorem polskiego komiksu, autorem legendarnego już „Janosika” i on to właśnie stworzył do tej głupawej nowelki Cortazara klimatyczne komiksowe ilustracje , które - jak dla mnie - są najjaśniejszym punktem tej książeczki. A i sam Wielki Kronopio uważał je ponoć za najlepsze ze wszystkich wydań „Fantomasa”. I to by było na tyle.
Malownicza i kuriozalna zarazem ciekawostka. Samo opowiadanie jest tak mocno obciążone kontekstem i jednostronną polityczną wymową, że trudno naprawdę wyjść tu poza określenie „agitka”. Jest to jednak agitka w miarę lekkostrawna, bo formalnie wręcz popkulturowa i postmodernistyczna. Narracja osnuta wokół Trybunału Russella II badającego w latach 1974-76 działania agencji...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-11-09
Rozstaję się z "Sandmanem" (i z Gaimanem) na dobre. Brnąłem w te opowieści oczekując, że znajdę w nich niesamowite i interesujące historie zanurzone w onirycznym klimacie. Znalazłem tu tylko banał, nudę i pretensjonalność przybrane w niedopracowane rysunki. Jestem rozczarowany, ale nie ma tego złego – koszmar dobiegł końca.
Rozstaję się z "Sandmanem" (i z Gaimanem) na dobre. Brnąłem w te opowieści oczekując, że znajdę w nich niesamowite i interesujące historie zanurzone w onirycznym klimacie. Znalazłem tu tylko banał, nudę i pretensjonalność przybrane w niedopracowane rysunki. Jestem rozczarowany, ale nie ma tego złego – koszmar dobiegł końca.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-11-09
Tandeta "Sandmana" Gaimana mnie powala. Nie potrafię zrozumieć jak można zestawiać tego autora z Moorem czy Spiegelmanem (dzieli go od nich przepaść), a ten tytuł ocenić wyżej niż jako dobry (jeśli ktoś jest już w stanie strawić cały ten pretensjonalny koktajl). Rysunkowo jak zwykle niedbale, więc nawet ilustracje nie zrekompensują czasu przeznaczonego na obcowanie z tym dziełem. Na plus tradycyjnie okładka i grafiki Dave'a McKeana - jedyne światełko w tym graficznym tunelu.
Tandeta "Sandmana" Gaimana mnie powala. Nie potrafię zrozumieć jak można zestawiać tego autora z Moorem czy Spiegelmanem (dzieli go od nich przepaść), a ten tytuł ocenić wyżej niż jako dobry (jeśli ktoś jest już w stanie strawić cały ten pretensjonalny koktajl). Rysunkowo jak zwykle niedbale, więc nawet ilustracje nie zrekompensują czasu przeznaczonego na obcowanie z tym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-11-09
Rysunki dalej przykre, ale jakby mniej - może się po prostu przyzwyczaiłem. Nie zmienia to jednak faktu, że strona graficzna „Sandmana” prezentuje się słabo, bo choć rozumiem, że koncepcja pewnej szkicowości i płynności form ma nawiązywać do (w zamierzeniu) onirycznego klimatu opowieści, to rysunki opracowane są w sposób, który wygląda po prostu jak niedbała szybka fucha. Fabuła dalej "natchniona" - pretensjonalny miks grozy i fantastyki z tendencją do grafomanii. Ale upstrzona mniej lub bardziej sensownymi cytatami kulturowymi, więc co poniektórzy uznają pewnie, że Gaiman to jakiś Borges komiksu. Moim skromnym zdaniem jednak wszystko to jest powierzchownym i sprytnym - acz tanim - chwytem mającym na celu podniesienie wartości tych tanich opowiastek. Gaiman bowiem prawi na okrągło banały, żongluje historiami pożyczonymi od innych, coś tam czasem dopisze, ale jego refleksje nie wychodzą poza odkrywcze myśli typu: życie to opowieść, wszyscy cierpimy, każdy umiera. No, cholera - nie oczekiwałem dzieła filozoficznego, ale jeśli to są te Gaimanowskie głębie, to ja podziękuję. Wolałbym solidną pisarską robotę, zamiast tych farmazonów upakowanych w płaskie historie i jednowymiarowe postacie. Byłem cierpliwy, byłem wytrwały, ale jeszcze jeden, maksymalnie dwa, takie grafomańskie tomy i powiem: basta.
Rysunki dalej przykre, ale jakby mniej - może się po prostu przyzwyczaiłem. Nie zmienia to jednak faktu, że strona graficzna „Sandmana” prezentuje się słabo, bo choć rozumiem, że koncepcja pewnej szkicowości i płynności form ma nawiązywać do (w zamierzeniu) onirycznego klimatu opowieści, to rysunki opracowane są w sposób, który wygląda po prostu jak niedbała szybka fucha....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-11-08
Ponoć potem jest duuużo lepiej, ale naprawdę nie wiem, czy chcę to sprawdzać. Historie w tym tomie są mocno sztampowe i chyba nawet w chwili premiery były dość wtórne, więc nie bardzo rozumiem skąd ten wielki zachwyt nad pomysłami Gaimana. Chyba jedynie na zatwardziałych czytelnikach zeszytów o trykociarzach (którzy nigdy nie czytali fantastyki) i na egzaltowanej młodzieży mogły robić jakiekolwiek wrażenie. Co do strony graficznej to rysunki są naprawdę słabe, bardzo miejscami niezgrabne i nawet przyjęta groteskowo-niedbała stylistyka nie kryje ich ewidentnych braków warsztatowych. Jedyne co mi się rzeczywiście podobało to okładka Dave'a McKeana - piękna i oniryczna, tak jak zresztą wszystkie jego prace wykonane do tego cyklu.
Ponoć potem jest duuużo lepiej, ale naprawdę nie wiem, czy chcę to sprawdzać. Historie w tym tomie są mocno sztampowe i chyba nawet w chwili premiery były dość wtórne, więc nie bardzo rozumiem skąd ten wielki zachwyt nad pomysłami Gaimana. Chyba jedynie na zatwardziałych czytelnikach zeszytów o trykociarzach (którzy nigdy nie czytali fantastyki) i na egzaltowanej młodzieży...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-11-08
Tak jak "Sen sprawiedliwych" był rozczarowujący, tak "Nadzieja w piekle" to popis solidnej grafomanii. Gaiman przez większość albumu raczy czytelnika odyseją Morfeusza do piekła i z powrotem, by na koniec dać, na dobitkę, ckliwą pseudopoetycką opowiastkę o jego starszej siostrze, Śmierci. Piekło jako sceneria to graciarnia rodem z "Opowieści z krypty" w wersji tak niskobudżetowej, jak tylko można sobie wyobrazić. Pojedynki z antagonistami naszego bohatera są tak efektowne jak teatr kukiełkowy. Mamy wprawdzie jakieś cytaty z Shakespeare'a i Marlowe'a, pojawiają się w tle kwestie z Hitchcocka czy plakat z "Nocy żywych trupów", a także liczne mitologiczne postacie itd. itp., ale nie ma to zasadniczego wpływu na sens opowieści, prócz tego, że podnosi poziomu pretensjonalności i dla niektórych czytelników jest dowodem na erudycję Gaimana.
Nie mam problemu z kiczem i banałem, w pewnym wydaniu uważam je za strawne, a czasem nawet niezbędne i atrakcyjne. Jednak „Sandman” to nie ten przypadek. Cały problem polega na jego powadze, bo mimo pewnych ironicznych i podlanych czarnym humorem wstawek, nasz hamletyzujący bohater to straszny sztywniak, a Gaiman, choć czasem puści oko, sprawia wrażenie autora, który chciałby ostatecznie powiedzieć Coś Ważnego. No i niestety mówi, a przynajmniej mówi Coś Ważnego w swojej własnej autorskiej ocenie, jak mniemam. Szkoda tylko, że to mądrości w stylu Paulo Coelho, a fabularne mięso zastępuje tu recycling historii nie tyle nieświeżych (dobra opowieść zawsze jest świeża) co opowiedzianych już wcześniej i to dużo lepiej. Druga rzecz, i dla mnie najbardziej dotkliwa, to potwornie zła grafika. Rysunki są beznadziejnie, piekielnie złe. Wyglądają tanio i nieudolnie, a przede wszystkim jak robione na kolanie. Trochę jakby rysownik nie miał czasu zrobić porządnego szkicu, bo już trzeba przywalić tusz, ale super szybko (tylko najważniejsze kreski), ponieważ z kolorem też nie można zbyt długo czekać.
Słowem, ten kultowy „Sandman” wygląda jak poślednie dziełko rodem z tanich zeszycików z opowieściami weird fiction. Nazywanie go arcydziełem czy nawet komiksem wybitnym to moim zdaniem gruba pomyłka.
Tak jak "Sen sprawiedliwych" był rozczarowujący, tak "Nadzieja w piekle" to popis solidnej grafomanii. Gaiman przez większość albumu raczy czytelnika odyseją Morfeusza do piekła i z powrotem, by na koniec dać, na dobitkę, ckliwą pseudopoetycką opowiastkę o jego starszej siostrze, Śmierci. Piekło jako sceneria to graciarnia rodem z "Opowieści z krypty" w wersji tak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-11-08
To kolejny po pięciotomowych "Orłach Rzymu" i one-shocie "Batmana" autorski komiks Mariniego. Tym razem Włoch bierze na warsztat nie opowieść historyczną czy superbohaterską a czarny kryminał.
Co do warstwy wizualnej - tradycyjnie - jest na co popatrzeć, opracowana została w nawiązaniu do klasycznych filmów noir - w czerni i bieli (gdzieniegdzie tylko pojawia się czerwień jako akcent), w typowej dla Mariniego technice - akwareli. I choć jest stylowo i efektownie (szczególnie wrażenie robią całostronicowe kadry) to odnoszę wrażenie, że jego ilustracje - tak jak w innych jego ostatnich albumach - zrobiły się coraz mniej szczegółowe i dopracowane, bardziej swobodne, z przygaszonym światłocieniem. Oczywiście to dalej bardzo wysoki poziom, ale nie zaliczyłby tego komiksu do jego najlepszych dokonań.
Z fabułą jest niestety gorzej, choć niby wszystko tu jest: niejednoznaczny protagonista, piękna femme fatale, zły boss i jego oprychy oraz poczciwy osamotniony gliniarz, ale to jednak bardziej samobieżne klisze niż postacie, które sprawiają, że można się zaangażować w ich losy. Najgorzej wypada główny bohater, który wprawdzie ma stylowy kapelusz, szybkostrzelny pistolet i spojrzenie, pod którym wszystkim damom w tej historii miękną kolana, ale nie jest specjalnie interesujący. Konflikt fabularny, który tworzy w tym otwierającym tomie Marini nie wychodzi także poza sztampę. Pozostaje więc poczekać co wyniknie z tego dalej, ale póki co jest niestety dość średnio.
To kolejny po pięciotomowych "Orłach Rzymu" i one-shocie "Batmana" autorski komiks Mariniego. Tym razem Włoch bierze na warsztat nie opowieść historyczną czy superbohaterską a czarny kryminał.
Co do warstwy wizualnej - tradycyjnie - jest na co popatrzeć, opracowana została w nawiązaniu do klasycznych filmów noir - w czerni i bieli (gdzieniegdzie tylko pojawia się czerwień...
2022-11-07
To taki album autopromocyjny - Grampa daje tu pokaz swojej warsztatowej biegłości i bardziej niż "co" interesuje go "jak" opowiada. Sama historyjka jest bowiem prościutka do bólu, ot taka groteskowa krwawa jatka. Świetne rysunki, doskonałe kadrowanie i kompozycja plansz.
To taki album autopromocyjny - Grampa daje tu pokaz swojej warsztatowej biegłości i bardziej niż "co" interesuje go "jak" opowiada. Sama historyjka jest bowiem prościutka do bólu, ot taka groteskowa krwawa jatka. Świetne rysunki, doskonałe kadrowanie i kompozycja plansz.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10-13
"Dracula" Brecci to komiks „ładny”. Dla mnie ten album to w zasadzie same rysunki - doskonałe, z rozedrganą linią i plamą i świetnie użytym kolorem, które w nawiazują do malarstwa ekspresjonistów. Historyjki są krótkie w większości żartobliwe, nieraz na pograniczu gagu. Wprawdzie w uczonym posłowiu dostajemy wywód na temat historyczno-politycznej wymowy „Draculi", ale to mocno naciągana interpretacja. Taki ciężar ma praktycznie tylko jedna mocna historia i kwestie polityczne wyłożone są tam faktycznie dosłownie i brutalnie. Reszta jest już czysto humorystyczna, pozbawiona drugiego dna i niezbyt też niestety śmieszna. Czyta się to ultra szybko, komiks jest niemy i składa się z luźnych epizodów, ale należy się zatrzymać by zobaczyć jakie cuda Breccia czyni na tych planszach. A potem wrócić i spojrzeć ponownie. Za same rysunki daję więc 9, bo rzecz jest graficznie wybitna, za historie 4, bo co tu mówić - nuda i sztampa straszna, więc ostatecznie uśredniam ocenę na mocne 6. PS: Bardzo estetycznie i solidne wydanie, choć marzy mi się jeszcze większy format dla tych grafik.
"Dracula" Brecci to komiks „ładny”. Dla mnie ten album to w zasadzie same rysunki - doskonałe, z rozedrganą linią i plamą i świetnie użytym kolorem, które w nawiazują do malarstwa ekspresjonistów. Historyjki są krótkie w większości żartobliwe, nieraz na pograniczu gagu. Wprawdzie w uczonym posłowiu dostajemy wywód na temat historyczno-politycznej wymowy „Draculi", ale...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021
Liczyłem na bezpretensjonalną rozrywkę, ale czegoś mi tu zabrakło. Fajne są rysunki (szczególnie znakomicie opracowane sceny morskie i nocne), choć np. postacie są czasem nieco pokraczne. Co do fabuły: lekka konwencja teoretycznie rozgrzesza wszystkie (szczególnie też późniejsze fantastyczne) nieprawdopodobne rozwiązania, ale nie uwiodła mnie jednak ta historia, a żarty też śmieszyły średnio. Obiektywnie rzecz ujmując muszę przyznać, że jest co najmniej nieźle, to przemyślany i dopracowany cykl, ale - jak dla mnie - szału nie ma, chemii brak. Cóż, bywa.
PS: Piękne wydanie, szacunek dla Timofa.
Liczyłem na bezpretensjonalną rozrywkę, ale czegoś mi tu zabrakło. Fajne są rysunki (szczególnie znakomicie opracowane sceny morskie i nocne), choć np. postacie są czasem nieco pokraczne. Co do fabuły: lekka konwencja teoretycznie rozgrzesza wszystkie (szczególnie też późniejsze fantastyczne) nieprawdopodobne rozwiązania, ale nie uwiodła mnie jednak ta historia, a żarty też...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-01-15
Takie sobie te koszmary. Uczciwie rzecz biorąc rysunki w trzech pierwszych opowiadaniach trzymają poziom, (szczególnie w pierwszym kadry z nocnym niebem "niszczą system") niestety w ostatnim (i najdłuższym) kreska wyraźnie siada, jakby autorowi zabrakło pary, są też tu kiksy w kadrowaniu, a mimika postaci wydała mi się trochę zdrewniała, choć światłocień bywa doskonały i magicznie klimatyczny (szczególnie w opowiadaniu nr 1). Trochę niedomagają projekty potworów i widziadeł, raczej mało straszne i mało obrzydliwe, uważam że są zbyt pokraczne i groteskowe by przestraszyć kogokolwiek. Felerem jest też sposób prezentacji owych nadnaturalnych maszkar w komiksowej narracji, brak w kadrowaniu efektu "kumulacji" grozy (np. przemarsz ludzi-ryb to prawdziwa dramaturgiczna lipa). Dlatego mimo obiektywnie niezłych rysunków album to dla mnie rozczarowanie, bo spodziewałem się w zasadzie wizualnej perełki ze szczątkową fabuła, a niestety na stronę wizualną też da się popsioczyć. Fabularnie jest już po prostu słabo, zabrakło moim zdaniem pomysłu na prowadzenie tych fabuł(ek), a jeśli ktoś zna Lovecrafta to nie będzie już naprawdę żadnych zaskoczeń. Szkoda, bo uważam że potencjał autor ma spory (przynajmniej graficznie).
Co do samego wydania to ogólnie na plus: prezentuje się ładnie i solidnie, jakość druku bardzo spoko i ładna twarda oprawa, mały minus za: brak dodatków, poza czterema nieciekawymi bieda-okładkami/grafikami oraz krótkim a smętnym i w sumie zbędnym wstępem, chyba z oryginalnego wydania (myślę że nasi rodzimi lovecraftolodzy spłodziliby coś ciekawszego). Podsumowując nie jest źle, bywa nawet dobrze, ale jako całość tylko "ujdzie", bo te "Koszmary" mają ewidentne mankamenty. W każdym razie ja zachwycony nie jestem, choć bardzo chciałem być.
Takie sobie te koszmary. Uczciwie rzecz biorąc rysunki w trzech pierwszych opowiadaniach trzymają poziom, (szczególnie w pierwszym kadry z nocnym niebem "niszczą system") niestety w ostatnim (i najdłuższym) kreska wyraźnie siada, jakby autorowi zabrakło pary, są też tu kiksy w kadrowaniu, a mimika postaci wydała mi się trochę zdrewniała, choć światłocień bywa doskonały i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Tylko dla zagorzałych miłośników retro-fantastyki klasy B. Cała ta seria mieści się w schemacie: naiwna (a przeważnie zwyczajnie durna) fabuła, niezgrabnie poklejona z motywów ukradzionych z innych powieści, filmów i komiksów s.-f. i fantasy + świetne niemal campowe rysunki (a w zasadzie malunki) Don Lawrence'a. Gdyby nie te mistrzowskie ilustracje łączące doskonały warsztat, oldschoolowy styl i groteskową kiczowatą przesadę nie byłoby po co otwierać tych albumów, ale na szczęście są i są wspaniałe. Ja po kilku tomach mam już jednak dość "Storma" - ostatecznie pokonało mnie kosmiczne stężenie idiotyzmów, drętwe dialogi i zwyczajny brak sensownej fabularnej koncepcji.
Tylko dla zagorzałych miłośników retro-fantastyki klasy B. Cała ta seria mieści się w schemacie: naiwna (a przeważnie zwyczajnie durna) fabuła, niezgrabnie poklejona z motywów ukradzionych z innych powieści, filmów i komiksów s.-f. i fantasy + świetne niemal campowe rysunki (a w zasadzie malunki) Don Lawrence'a. Gdyby nie te mistrzowskie ilustracje łączące doskonały...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to