-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2017-01-05
2017-01-09
2017-01-24
2017-02-16
2017-02-22
2017-03-09
2017-03-23
2017-04-07
2017-04-26
2017-06-02
2017-06-13
2017-06-19
2017-07-12
2017-07-28
Powieść jest napisana prostym, ale pięknym językiem. Czyta się ją naprawdę szybko i nie sposób oderwać się od niej. Książka przenosi nas do XVII-wiecznych Chin. Nie jest to dobry okres dla kobiet. Dziewczyny z dobrego domu są skazane na życie w samotności w rodzinnym domu, nie mogą wyjść na zewnątrz i muszą podporządkować się woli ojca. W świecie tym kobieta jest towarem, w dodatku towarem tańszym niż sól.
Peonia, tytułowa bohaterka powieści, marzy o wielkiej miłości i pewnego dnia spotyka ją w ogrodzie. Jednak jej ojciec zaaranżował już dla niej małżeństwo z synem swojego przyjaciela. Dziewczyna zatraca się w swoich marzeniach, zaczyna pisać i… zapada na miłosną chorobę. Nie chcę zdradzać zbyt wiele fabuły, ale historia ta jest niezwykła, trochę magiczna i baśniowa. Towarzyszymy Peonii w najważniejszych momentach jej życia, także pośmiertnego. Obserwujemy, jak z nastolatki marzącej o wielkiej miłości zmienia się w dojrzałą, mądrą kobietę.
W książce znalazły się również liczne opisy chińskich zwyczajów i rytuałów. Niektóre z nich są ciekawe, inne przerażające i brutalne. Zaskakujące dla mnie było na przykład odkrycie, że ceremonia ślubu oraz pogrzebu młodej dziewczyny nie różni się wcale tak bardzo, jak można by się spodziewać.
Myślę, że Miłość Peonii przypadnie do gustu nie tylko wielbicielkom romansów i baśni, ale także fankom powieści historycznych. Powieść łączy wszystkie te gatunki i właśnie w tym tkwi jej największy atut. W niesamowity sposób scala fakty historyczne z chińskimi wierzeniami, dodając do tego odrobinę romansu.
Powieść jest napisana prostym, ale pięknym językiem. Czyta się ją naprawdę szybko i nie sposób oderwać się od niej. Książka przenosi nas do XVII-wiecznych Chin. Nie jest to dobry okres dla kobiet. Dziewczyny z dobrego domu są skazane na życie w samotności w rodzinnym domu, nie mogą wyjść na zewnątrz i muszą podporządkować się woli ojca. W świecie tym kobieta jest towarem, w...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-22
2017-09-20
2017-10-26
2017-11-19
Sięgając po Matkę sułtanów spodziewałam się ciekawej, barwnej historii o życiu Kösem. Przyznaję, początkowo właśnie to dostałam. Dowiedziałam się, w jakim środowisku dorastała, jak uciekła z małej greckiej wyspy i trafiła do pałacu sułtana. Niestety tuż po śmierci jej męża więcej miejsca w książce poświęcono jej synom niż samej Kösem. Raz na jakiś czas pojawiała się krótka scena z jej udziałem, a przecież to ona miała być główną bohaterką - co sugeruje zarówno tytuł, jak i opis. Poza tym jak dla mnie od tego momentu non stop dzieje się to samo – zmiana prawa, zabijanie poddanych, bunty, czasem jakiś spisek. Do tego często wprowadzane są krótkie, nic nieznaczące wątki o kolejnych postaciach. Może nie byłoby to złe, gdyby autor opisywał losy sułtanów w sposób ciekawszy i starał się stworzyć odpowiednią atmosferę, jednak zamiast tego dostajemy kolejne fakty historyczne obdarte z większych emocji. A ja tego nie kupuję. Wolę, gdy następują jakieś zwroty akcji, gdy bohaterowie coś czują, gdy wiem, co nimi kieruje… gdy nie są zwykłymi, płaskimi postaciami, ale osobami z krwi i kości. Takimi, z którymi mogę dzielić historię. Tutaj niestety tego nie otrzymałam.
Wiem, że niektórym (zwłaszcza fanom powieści historycznych) książka może przypaść do gustu. Mnie ona niestety mocno rozczarowała.
Sięgając po Matkę sułtanów spodziewałam się ciekawej, barwnej historii o życiu Kösem. Przyznaję, początkowo właśnie to dostałam. Dowiedziałam się, w jakim środowisku dorastała, jak uciekła z małej greckiej wyspy i trafiła do pałacu sułtana. Niestety tuż po śmierci jej męża więcej miejsca w książce poświęcono jej synom niż samej Kösem. Raz na jakiś czas pojawiała się krótka...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-28
Książka porusza dość trudną tematykę, ale napisana jest bardzo przyjaznym językiem i czyta się ją szybko. Główny bohater, Mack, mierzy się z niewyobrażalną tragedią. Podczas kempingu z dziećmi, jego córka została porwana przez seryjnego mordercę. Policja nie odnalazła jej ciała, ale uznała ją za zmarłą. Mack winą za tę tragedię obarcza siebie i Boga. Przecież Bóg mógł ją uratować. Czas mija, ale smutek i rozpacz nie opuszcza rodziny. Pewnego dnia Mack otrzymuje list od Boga z zaproszeniem do chaty, w której znaleziono zakrwawione ubranie jego córki. Pełny obaw postanawia sprawdzić, czy to nie żart. Na miejscu zastaje wielką czarną kobietę z osobliwym poczuciem humoru podającą się za Boga. Wraz z nią jest mężczyzna o wyglądzie mieszkańca Bliskiego Wschodu przedstawiający się jako Jezus oraz Azjatka, która ma być Duchem Świętym. Wydaje się dziwne? Też tak z początku sądziłam, ale podczas czytania książki wszystko wydaje się mieć sens.
Książka to przede wszystkim rozmowy Macka z Bogiem, podważające utarte schematy i zmuszające do chwili zadumy. Nie wszystko jest tutaj zgodne z Biblią czy wytycznymi Kościoła. I właśnie dlatego na wiele spraw można spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Nawet osoby niewierzące mogą znaleźć w niej coś ciekawego.Moim zdaniem, tego typu książki mogą być dla wszystkich. Dobrze jest wiedzieć coś o bogach różnych wyznań, nie trzeba przecież od razu we wszystkich wierzyć. Szczerze mówiąc, sama nie należę do osób religijnych, ale Chatę dobrze mi się czytało. Nie ukrywam, że wiele fragmentów wydało mi się banałami, niewartymi przekazania i z wieloma rzeczami się nie zgadzam, ale w ostateczności jednak to piękna i wzruszająca, opowieść o życiu i ludzkiej moralności. Nie brakuje w niej również zabawnych scen, wywołujących uśmiech na twarzy. Często rozmowy pomiędzy Bogiem, Jezusem i Mackiem są przepełnione komizmem i trudno nie wybuchnąć śmiechem. Wbrew pozorom nie jest to więc poważna lektura wypełniona trudnymi zdaniami i przesłaniami. To książka momentami zabawna, chwilami wzruszająca i zmuszająca nas do myślenia. I to właśnie w tym tkwi jej urok.
Książka porusza dość trudną tematykę, ale napisana jest bardzo przyjaznym językiem i czyta się ją szybko. Główny bohater, Mack, mierzy się z niewyobrażalną tragedią. Podczas kempingu z dziećmi, jego córka została porwana przez seryjnego mordercę. Policja nie odnalazła jej ciała, ale uznała ją za zmarłą. Mack winą za tę tragedię obarcza siebie i Boga. Przecież Bóg mógł ją...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12-11
Dlaczego „Dziewczyna z pociągu” nie wzbudziła mojej sympatii?
Po pierwsze wszystkie bohaterki wydawały mi się bardzo podobne. Miały podobny punkt widzenia, a autorka nie wysiliła się nawet, by delikatnie zmienić styl ich wypowiedzi. Nie było w nich żadnej głębi. Co prawda, wszystkie miały swoje problemy, racje, ale brakowało mi w nich prawdziwych emocji i uczuć. Żadna nie uczyła się na własnych błędach i non stop robiła to samo. I tak w kółko. Dla jednej nie skończyło się to najlepiej.
Jeśli chodzi o fabułę, jest nieźle. Ciekawy początek, pełno w nim niejasności. Stopniowo wiemy coraz więcej i więcej… I ja już w połowie książki domyśliłam się, kto będzie mordercą. Także zakończenie było dla mnie dość przewidywalne, przynajmniej w pewnym stopniu. Choć nie ukrywam, że kilka szczegółów mnie zaskoczyło.
Paula Hawkings mogła stworzyć naprawdę świetną historię, gdyby ją lepiej dopracowała. Także pod względem stylistycznym. Początkowo powieść mnie raczej nie zainteresowała. Miałam wrażenie, że albo autorka niezbyt dobrze pisze albo tłumacz nie spisał się najlepiej. Wraz z rozwojem akcji to uczucie lekko zblakło, ale nie do końca. Czasem tak jest, że styl jakiegoś autora nam nie odpowiada. Tak po prostu. Ja tak miałam w tym przypadku.
Dlaczego „Dziewczyna z pociągu” nie wzbudziła mojej sympatii?
więcej Pokaż mimo toPo pierwsze wszystkie bohaterki wydawały mi się bardzo podobne. Miały podobny punkt widzenia, a autorka nie wysiliła się nawet, by delikatnie zmienić styl ich wypowiedzi. Nie było w nich żadnej głębi. Co prawda, wszystkie miały swoje problemy, racje, ale brakowało mi w nich prawdziwych emocji i uczuć. Żadna nie...