rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Feministki muzułmańskie dokładają wiele cennych uwag do krytyki feminizmu liberalnego. Najważniejsze przesłanie, za jakim postulują wszystkie wymienione w publikacji badaczki, to pozostawienie im autonomii w rozwoju feminizmu dotyczącego ich kultury (vide: neokolonizacja, rasizm białego feminizmu), wrażliwość na niezbywalne prawa człowieka, równość płci przy zaakceptowaniu różnic pomiędzy płciami.
Z ciekawością obserwuję ten kierunek, pozycja jest bardzo dobra.
Do przeczytania dla osób, które odróżniają np. feminizm intersekcjonalny od liberalnego czy rozumieją, o co chodzi w czarnym feminizmie. Ci, którzy są na początku swojej drogi poznawania ruchu feministycznego raczej niewiele z tej publikacji wyniosą - obawiam się nawet, że mogą się utwierdzić w szkodliwych stereotypach nt. religii.

Feministki muzułmańskie dokładają wiele cennych uwag do krytyki feminizmu liberalnego. Najważniejsze przesłanie, za jakim postulują wszystkie wymienione w publikacji badaczki, to pozostawienie im autonomii w rozwoju feminizmu dotyczącego ich kultury (vide: neokolonizacja, rasizm białego feminizmu), wrażliwość na niezbywalne prawa człowieka, równość płci przy zaakceptowaniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na samym początku byłam zauroczona książką - ideami feministycznymi, jakie przedstawia w gładki sposób - i byłabym w stanie wybaczyć autorce stereotypowe przedstawienie Jackie jako aktywistyki. W momencie, kiedy w fabule pojawił się Lorenzo, odpadłam totalnie i nie chciałam wierzyć, że ten pomysł autorka realizuje. Z jednej strony mamy ubrane w dystopijną powieść części dyskursu feministycznego jak naukowczynie i ich osiągnięcia, aktywizm, biali heteroseksualni mężczyźni jako władza, kolor, płeć i wyznanie kongresu, antykoncepcja, powagę chodzenia na wybory i aktywnego uczestnictwa w społeczeństwie, przekraczanie normatywności matki, ingerencja polityki i religii w edukację (państwową), a z drugiej strony... No tak, przecież pojawi się przystojny Włoch, który napisze wiersz, zaparzy kawę, jest naukowcem, zawróci w głowie, kopnie całą fajnie prezentowaną feministyczną treść i książka wleci na 1/10.
Nie.

Na samym początku byłam zauroczona książką - ideami feministycznymi, jakie przedstawia w gładki sposób - i byłabym w stanie wybaczyć autorce stereotypowe przedstawienie Jackie jako aktywistyki. W momencie, kiedy w fabule pojawił się Lorenzo, odpadłam totalnie i nie chciałam wierzyć, że ten pomysł autorka realizuje. Z jednej strony mamy ubrane w dystopijną powieść części...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"TEST NA DEPRESJĘ

Czy masz depresję? Zaznacz odpowiedź.

TAK/NIE"

Książka to mój typ bardzo! Usłyszmy głosy osób hospitalizowanych, głosy osób z depresją: to nie leżenie w łóżku, bo nic się nie chce.

"TEST NA DEPRESJĘ

Czy masz depresję? Zaznacz odpowiedź.

TAK/NIE"

Książka to mój typ bardzo! Usłyszmy głosy osób hospitalizowanych, głosy osób z depresją: to nie leżenie w łóżku, bo nic się nie chce.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Koleżanki i koledzy tłumacze, to książka dla was! Translatoryka jako samodzielna dziedzina jest bardzo młoda i nie da się jej oddzielić od historii literatury: Łukasiewicz w pięciu esejach kondensuje wszystkie najważniejsze szkoły, zwroty, nazwiska i poglądy. Weltliteratur z rozważanami o Mickiewiczu. Forenizacja i domestykacja. Tłumacz jako najwierniejszy czytelnik. Tłumaczenie jest jak kobieta. Ocalone w tłumaczeniu. Hermeneutyka.
Doskonałe podsumowanie dla branży. Osoby spoza będą miały ciekawe wskazanie dalszych szlaków do odkrywania przekładoznawstwa, jeśli są zainteresowane tematem.

Koleżanki i koledzy tłumacze, to książka dla was! Translatoryka jako samodzielna dziedzina jest bardzo młoda i nie da się jej oddzielić od historii literatury: Łukasiewicz w pięciu esejach kondensuje wszystkie najważniejsze szkoły, zwroty, nazwiska i poglądy. Weltliteratur z rozważanami o Mickiewiczu. Forenizacja i domestykacja. Tłumacz jako najwierniejszy czytelnik....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Autorka pisze, że to książka dla osób, które już są przekonane w temacie aborcji. Inne osoby raczej po nią same z siebie nie sięgną, jednak chciałabym ją pożyczać tym, którzy są w środku - bo po lekturze już nie da się dalej tam być - oraz tym, którzy są przeciwko. Jeśli uważasz aborcję za morderstwo, to przeczytaj, jak jej zapobiegać - nie da się odmówić racjonalności wszystkim wymienionym działaniom, które by wpłynęły na decyzje kobiet o zakończeniu ciąży. Chyba, że po prostu nienawidzisz kobiet i ich seksualności, to faktycznie, nie będzie z tobą żadnej dyskusji, ani nie wyciągniesz żadnych wniosków.

Autorka pisze, że to książka dla osób, które już są przekonane w temacie aborcji. Inne osoby raczej po nią same z siebie nie sięgną, jednak chciałabym ją pożyczać tym, którzy są w środku - bo po lekturze już nie da się dalej tam być - oraz tym, którzy są przeciwko. Jeśli uważasz aborcję za morderstwo, to przeczytaj, jak jej zapobiegać - nie da się odmówić racjonalności...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Na końcu języka Kornelia Mazurczyk, Andrzej Pisowicz, Zbigniew Rokita
Ocena 7,4
Na końcu języka Kornelia Mazurczyk,...

Na półkach: ,

Dyplomowani językoznawcy! Wy już czytać nie musicie, bo wszystko było na studiach.
Dla wszystkich innych - pozycja może być ciekawa, jeśli kogoś interesują ciekawostki stricte językowe.

Dyplomowani językoznawcy! Wy już czytać nie musicie, bo wszystko było na studiach.
Dla wszystkich innych - pozycja może być ciekawa, jeśli kogoś interesują ciekawostki stricte językowe.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ludzie, bierzcie to i czytajcie. Rozważania obowiązkowe dla każdego i każdej, kto wie z czym się je feminizm, a dla tych, którzy chcą spróbować - żeby zrozumieli wagę tematu.

Ludzie, bierzcie to i czytajcie. Rozważania obowiązkowe dla każdego i każdej, kto wie z czym się je feminizm, a dla tych, którzy chcą spróbować - żeby zrozumieli wagę tematu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dziękuję pani Sylwii za tę książkę. Nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć po lekturze.

Dziękuję pani Sylwii za tę książkę. Nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć po lekturze.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W zamieszczonym do książki posłowiu można przeczytać, że Nabokov, w odpowiedzi na pytanie, które ze swoich utworów darzy szczególnymi względami, odpowiedział, że najbardziej lubi "Lolitę", a najwyżej ceni "Zaproszenie na egzekucję". Nic dziwnego - ta powieść jest majstersztykiem językowym, fontanną absurdu, bulwersującą niedorzecznością.
Podawane kolejno przez autora bzdury, na podstawie których rozwinięta jest fabuła powieści, stopniowo przyzwyczajają czytelnika do bezgranicznego nonsensu, który osiąga swoją kulminację w ostatnich rozdziałach. Dzięki temu wizyta skazanego na uroczystej i eleganckiej kolacji, wydanej z okazji jego egzekucji, staje się logicznym zwieńczeniem szeregu bezsensownych wydarzeń.
Nabokov w "Zaproszeniu na egzekucję" rozciąga kilka płaszczyzn. Dla mnie pierwszą i najważniejszą jest kreacja antyutopii - ze względu na moje upodobania literackie właśnie taka kreacja świata jest dla mnie kluczem do interpretacji dzieła. Typowo dla rosyjskich pisarzy, sposobem kreowania antyutopijnego świata jest nielogiczna bzdurność rządząca tworzoną rzeczywistością - np. u Bułhakowa jest to szatan wymierzający sprawiedliwość, u Jerofiejewa epicka pijacka maligna, a tutaj, w przypadku Nabokova, szereg absurdów związany z organizacją egzekucji dla mężczyzny, któremu wymierzono karę śmierci za to, że nie był wystarczająco przezroczysty - nie potrafił ukrywać swojej prawdziwej natury, którą była inteligencja.
"Zaproszenie na egzekucję" jest wypracowanym dziełem literackim. Poza ukłonem w stronę autora, kłaniam się także tłumaczowi, Leszkowi Engelkingowi. To niesamowite, aby z taką samą lekkością języka i biegiem słów podążać za genialną myślą autora.

W zamieszczonym do książki posłowiu można przeczytać, że Nabokov, w odpowiedzi na pytanie, które ze swoich utworów darzy szczególnymi względami, odpowiedział, że najbardziej lubi "Lolitę", a najwyżej ceni "Zaproszenie na egzekucję". Nic dziwnego - ta powieść jest majstersztykiem językowym, fontanną absurdu, bulwersującą niedorzecznością.
Podawane kolejno przez autora...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wcześniej, kiedy czytałam Ibsena, zapamiętałam go jako autora dramatów, który zaludnia swoje dzieła indywidualistami, którzy nie są przystosowani do otaczającej ich rzeczywistości. Z taką opinią o autorze otworzyłam "Dom lalki", by przekonać się, że Ibsen kreuje też postaci o podwójnej osobowości, takie jak tytułową bohaterkę Norę: powierzchownie głupią, irytującą w swoim przesłodzonym zachowaniu, noszącą maskę trzpiotki kobietę, która pod swoim kostiumem kryje silną osobowość.
Na początku czytania byłam zirytowana główną bohaterką. Nora, prezentowana jako roztrzepany "czyżyk" i rozśpiewany "skowronek", jest cieniem swojego męża i jego zabawką. Od samego początku widać, że jest tytułową "lalką" - obiektem do czesania, głaskania, ubierania i pokazywania innym ludziom. Jej mąż zwraca się do niej pieszczotliwie, odbierając jej wszystkimi zdrobnieniami, jakich używa, autorytet przed dziećmi, gośćmi i służbą. ("Czy łakomczuszek naprawdę nie zaglądał dziś do cukierni?" "Dobrze, niech będzie tak, jak chce moja dziecina.") Norze to nie przeszkadza, co więcej, dotrzymuje kroku swojemu mężowi we wzajemnych czczych pochlebstwach. Twarz lalki zaczyna jednak pękać w momencie, w którym czytelnik dowiaduje się o mrocznym sekrecie bohaterki. Maska całkowicie odpada na końcu trzeciego aktu i ukazuje prawdziwą Norę, która jest świadoma swojego straconego życia i krzywdy, jaką jej wyrządził ojciec i mąż.

Wcześniej, kiedy czytałam Ibsena, zapamiętałam go jako autora dramatów, który zaludnia swoje dzieła indywidualistami, którzy nie są przystosowani do otaczającej ich rzeczywistości. Z taką opinią o autorze otworzyłam "Dom lalki", by przekonać się, że Ibsen kreuje też postaci o podwójnej osobowości, takie jak tytułową bohaterkę Norę: powierzchownie głupią, irytującą w swoim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Nie pamiętam. Czy można zapamiętać, kim się było w poprzednim życiu – może ostrygą albo na przykład ptakiem, a może nauczycielem matematyki?”
V. Nabokov, „Maszeńka”

Są takie wspomnienia, które mają na sobie zapach tanich perfum albo popołudniowy kurz małej, sennej miejscowości. Mimo całej swojej lichości i lekkiego wstydu, jaki może je spowijać, takie wspomnienia są najpiękniejsze – a czasem nawet najważniejsze w życiu. Każdy ma swoją (wstydliwą) tajemnicę, która pozostaje dla niego magiczna, a opowiedzenie jej komuś byłoby jak przeżycie wszystkiego od nowa. I powtórzenie tych chwil byłoby ich ostatecznym unicestwieniem.
Vladimir Nabokov, pisarz najbardziej znany za jego głośną powieść „Lolita”, jest ważną postacią w literaturze rosyjskiej i światowej. Poza światem wielkich literackich nazwisk znany jest także tłumaczom jako znakomity i wnikliwy krytyk, niespokojny duch rzucający wyzwanie wszelkim szkołom przekładu. Nabokov żył także jako emigrant, z dala od swojej Rossiji-Matuszki. Jego powieść „Maszeńka” napisana w okresie spędzonym poza granicami ojczyzny uchodzi za najbardziej rosyjską powieść – jest przepełniona uczuciami emigranta, smutnym spojrzeniem skupionym na przeszłości w kraju, dawnej rodzimej miłości, którą obca rzeczywistość wyidealizowała, a następnie zachciała odebrać.
Głównym bohaterem książki jest Ganin, młody Rosjanin, który żyje jako emigrant w Berlinie. Wynajmuje pokój w pensjonacie, w którym zatrzymali się jego współziomkowie. Wszyscy razem śnią wielki sen o wyjeździe z Niemiec i jeszcze większy sen o swojej ojczyźnie: oddalonej, biednej, tak bardzo różniącej się od zachodu, ale dalej ukochanej, stęsknionej, nieobecnej.
W obcym kraju drażni ich wszystkich wielkie marzenie: męczy Ganina, starego poetę, samotnego męża i dwóch tancerzy. Mężczyźni w różny sposób sobie dotrzymują towarzystwa i wzajemnie się wspierają.
Nabokov skonstruował swoją powieść na następującej fabule: do stęsknionego męża przyjeżdża jego żona. Okazuje się, że jest to dawna wielka miłość Ganina: Maszeńka, urocza, wiotka, szczupła kobieta, której wspomnienie zasnuwa bohaterowi myśli. Ten cień miłości młodzieńczej i romantycznej sprawia, że Ganin przestaje czuć się dobrze w szarej, niemieckiej rzeczywistości, jaka go otacza. Postanawia zmienić swoje życie: w porywach emocji myśli o ucieczce z kobietą swojego życia, która tak naprawdę nie należy już do niego, tylko do przeszłości.
W powieści odkryłam dwie poruszające rzeczy: Podtiagin, stary poeta, którego serce gna na zachód do Paryża, może być zrozumiany zarówno jako obraz odchodzącej, umierającej rzeczywistości (ostatnia scena w powieści z jego udziałem to wykrzywiona bólem twarz podczas zawału serca), a także jako niespokojne, nigdy niespełnione marzenie, które tak naprawdę nie oczekuje realizacji: nie udaje mu się zdobyć pozwolenia na wyjazd do dalszej części Europy Zachodniej, ponieważ brakuje mu papierów potrzebnych do opuszczenia Niemiec lub w ostatniej chwili gubi paszport. Nabokov konfrontuje obraz starszego pana z młodym Ganinem, który ostatecznie decyduje się na samotny wyjazd, ucieczkę; bez starania się o zezwolenie na opuszczenie kraju. Przeszłość zbyt mocno drepcze mu po piętach: właśnie nadjeżdża pociągiem ze wschodu.
Nabokov pod postacią Ganina pokazuje wagę ulotnych wspomnień. Dlaczego miłość idealna Ganina trwała jedynie cztery dni i tak na niego wpłynęła? Bohater był świadomy tego, jakiej jakości jest ta miłość: miała zapach tanich perfum, była ciasną, małą, sklepową uliczką, która mimo tego, że nie jest najpiękniejsza, sprawia przyjemność podczas odwiedzania jej. Według autora najważniejszym jest zachować dobre wspomnienie tego, co się kiedyś przeżyło: odnawianie go może zniszczyć przeszłość i przez to pogrzebać osobowość zbudowaną na wspomnieniach. Każde ważne wydarzenie ma na człowieka wpływ, dlatego wspomnienia o takich chwilach powinny zostać żywe tylko w ludzkiej duszy.

„Nie pamiętam. Czy można zapamiętać, kim się było w poprzednim życiu – może ostrygą albo na przykład ptakiem, a może nauczycielem matematyki?”
V. Nabokov, „Maszeńka”

Są takie wspomnienia, które mają na sobie zapach tanich perfum albo popołudniowy kurz małej, sennej miejscowości. Mimo całej swojej lichości i lekkiego wstydu, jaki może je spowijać, takie wspomnienia są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lubię warsztat Kinga, ale tymi opowiadaniami mnie zmęczył, znudził, zniechęcił. Niektóre fragmenty musiałam czytać kilkukrotnie, żeby zrozumieć, co się w nich działo: akcja opowiadań (może poza pierwszym) nie była specjalnie porywająca, więc po całym męczącym dniu zamiast wsiąknąć w świat fantazji mistrza grozy wsiąkałam we własny, żeby sobie za chwilę przypomnieć, że przerzucam kartki książki i nie wiem właściwie, co się tam dzieje...
Opowiadania łączą się ze sobą, King splata wszystkie historie zawarte w "Sercach Atlantydów" i nawiązuje jednocześnie do swoich innych książek, takich jak "Mroczna Wieża" ("Wszystko służy Promieniowi.", Bobby otrzymujący kopertę wypełnioną płatkami najczerwieńszej róży, jaką kiedykolwiek widział itp.)
Osoby, które mają ochotę na (bardzo) leniwą lekturę Kinga i są jego fanami mogą się dobrze bawić podczas czytania i trochę odpocząć. Wszyscy inni, którzy za autorem nie przepadają, mogą sobie spokojnie odpuścić tę książką.

Lubię warsztat Kinga, ale tymi opowiadaniami mnie zmęczył, znudził, zniechęcił. Niektóre fragmenty musiałam czytać kilkukrotnie, żeby zrozumieć, co się w nich działo: akcja opowiadań (może poza pierwszym) nie była specjalnie porywająca, więc po całym męczącym dniu zamiast wsiąknąć w świat fantazji mistrza grozy wsiąkałam we własny, żeby sobie za chwilę przypomnieć, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie spodziewałam się takiej lekkości po tym kryminale. Jestem przyzwyczajona do gęstego zaduchu krwi i morderstwa, niewyjaśnionej i mrocznej tajemnicy, więc moje pierwsze podejście do Borisa Akunina było totalnym zaskoczeniem, które jednocześnie sprawiło mi niesamowitą przyjemność. Książka nie jest arcydziełem, ale w swoim niesamowitym klimacie doskonale się nadaje jako "comfort book" po ciężkim dniu. Inną dobrą okazją do przeczytania jej będzie jakakolwiek długa podróż albo popołudnie na plaży.
Opowiada historię młodego moskiewskiego policjanta, Erasta Fandorina. Autor od razu wprowadza czytelnika w akcję serwując na powitanie opis samobójstwa młodego i bogatego studenta na oczach małej damy i jej niemieckiej opiekunki. Majątek przejmuje nieznana w Rosji kobieta, która zajmuje się wychowywaniem sierot w sieci swoich szkół. Lady Astair cieszy się nienaganną opinią w swoim rodzinnym kraju - w Anglii.
"Azazel" ma bardzo lekki język, autor delikatnie przemyca ironię lekko wyśmiewając się ze swojego głównego bohatera. Bardzo mi się podobał system narracji, który nie zostawia na nikim suchej nitki. Akunin dodaje także inne smaczki, na przykład dowcipnie pisze o "amerykańskiej (sic!) ruletce".
Z pewnością sięgnę po inne książki Akunina. Spodobał mi się jego styl pisania.
Podsumowując: "Azazel" to dobra, krótka i rozrywająca lektura. Absolutnie polecam komuś, kto chce czymś przyjemnym zapełnić wolną chwilę.

Nie spodziewałam się takiej lekkości po tym kryminale. Jestem przyzwyczajona do gęstego zaduchu krwi i morderstwa, niewyjaśnionej i mrocznej tajemnicy, więc moje pierwsze podejście do Borisa Akunina było totalnym zaskoczeniem, które jednocześnie sprawiło mi niesamowitą przyjemność. Książka nie jest arcydziełem, ale w swoim niesamowitym klimacie doskonale się nadaje jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Jestem Amerykaninem z urodzenia, nazistą z reputacji i bezpaństwowcem z przekonania."* - ten cytat mógłby się stać wizytówką twórczości Kurta Vonneguta, amerykańskiego pisarza, którego dzieła są silnie przesiąknięte wojną. "Matka noc" (tytuł zaczerpnięty z "Fausta" Goethego) jest kolejną pozycją, jaka rozprawia się ze zbrodniami rzeczywistości wojennej, poczuciem beznadziejności i pustką wypalonego przez zawieruchę wojny człowieka.
Powieść jest własną historią opowiadaną przez mężczyznę, który doświadczył wojny na sobie. Głównym bohaterem powieści jest pisarz Howard W. Campbell jr, człowiek, który mieszkał w nazistowskich Niemczech, agent amerykański, przez cały świat uznany za zbrodniarza wojennego. Campbell opowiada, jak to się stało, że został postawiony przez sądem państwa Izrael w związku ze swoim udziałem w napędzaniu propagandowej, nazistowskiej machiny wojennej.
"Matka noc" to nie tylko historia o wojnie i okresie powojennym. To także zapis przeżyć człowieka, który został wyniszczony przez brutalną rzeczywistość, stracił wszystko, co może być dla jednostki w czasach pokoju motorem napędzającym życie: poczucie winy, poczucie straty, lęk przed śmiercią, wściekłość na niesprawiedliwość, miłość, Boga, czy nawet zwykłą ciekawość. - "Jedyną rzeczą, która skłaniała mnie do poruszania się przez tyle martwych i bezcelowych lat, była ciekawość. Teraz nawet ona zgasła." **
Campbell odkrył remedium na swój stan. Jak się okazało, nawet to zostało mu odebrane.
Język powieści jest - jak zawsze u Vonneguta - absurdalny i ironiczny. W przeciwieństwie do wielu autorów, nie pisze o wojnie w sposób wywlekający z wielkim trudem na światło dzienne bolesne wydarzenia, ubiera natomiast wszystko w słowa złośliwe i ze zdystansowanym podejściem do świata. Rozlicza się z przeszłością w sposób ironiczny, przekreślając w ten sposób wszelkie koszmary, zamiast posypywać wojenne rany solą i cały czas je w literaturze rozjątrzać.
Szczerze polecam.

* i ** cytaty z "Matka noc", Vonnegut

"Jestem Amerykaninem z urodzenia, nazistą z reputacji i bezpaństwowcem z przekonania."* - ten cytat mógłby się stać wizytówką twórczości Kurta Vonneguta, amerykańskiego pisarza, którego dzieła są silnie przesiąknięte wojną. "Matka noc" (tytuł zaczerpnięty z "Fausta" Goethego) jest kolejną pozycją, jaka rozprawia się ze zbrodniami rzeczywistości wojennej, poczuciem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Psie serce” jest nowelą napisaną przez Bułhakowa w 1925 roku. Dzieło zostało opublikowane po raz pierwszy w Rosji po 62 latach i to nie w formie książkowej, ale w miesięczniku literackim. Bułhakow nie doczekał się druku – zmarł w 1940 roku, czyli 47 lat przed publikacją „Psiego serca”. Dlaczego utwór był cenzurowany i niedopuszczony do publikacji? Po lekturze noweli trudno się dziwić cenzorom – jest to historia bezpańskiego kundla zagarniętego z jednej z moskiewskich bram przez lekarza, profesora Preobrażeńskiego, który na psie postanowił przeprowadzić eksperyment.
Lekarz Preobrażeński jest naukowcem, który poza regularną praktyką lekarską prowadzi doświadczenia medyczne. W jednym ze swoich eksperymentów postanowił psu przeszczepić ludzką przysadkę mózgową i narządy rozrodcze, by sprawdzić, czy hormony dokrewne wydzielane przez te gruczoły wpłyną na proces odmładzania. Jak się w noweli okazało, taka operacja była początkiem totalnej metamorfozy zwierzaka, który z czworonoga zmienił się w człowieka. Z przyjaznego psa, który swoje małe złośliwości wobec nowego pana wyrażał w obgryzaniu kaloszy albo rozszarpaniu wypchanej sowy, powstało „ludzkie ścierwo”, które swoim beznadziejnym brakiem kultury obrażało wszystkich ludzi, jakich spotkało, a także rościło sobie pretensje do dużego mieszkania doktora i do luksusu, w jakim lekarz mieszkał, nazywając go poufale „tatkiem”, bo sam się o operację nie prosił…
To nie fabuła książki wpłynęła na decyzję o zakazie publikacji, ale prześmiewczy obraz Rosji, jaki Bułhakow w swoich dziełach ukazywał. Tak samo jak „Mistrz i Małgorzata”, „Psie serce” jest krytyką czasów, w jakich żył pisarz. Nowela pokazuje świat, w którym dwie epoki nakładały się na siebie: odchodząca i nadchodząca – ta z czasu caratu, z przepyszną etykietą, oraz ta ściśle związana z ruchem rewolucji bolszewickiej. Profesor Preobrażeński jest symbolem dawnego ducha, który walczy z nadchodzącym, czyli z komitetem mieszkaniowym, który sprowadza jego podopiecznego na złą, pijacką i wulgarną drogę…
„Psie serce” jest dziełem Bułhakowa, w którym autor zachował rys historyczny. Autor ukazał w niej wiele współczesnych mu płaszczyzn - satyra, jaka powstała, była krytyką polityczną i społeczną. Dzieło pokazuje także bezsilność ludzką wobec niektórych ludzkich zachowań i bezczelności. Nowelę mogę szczerze polecić każdemu, komu „Mistrz…” się spodobał, a także wszystkim, którzy chcą sięgnąć po dzieła spod pióra rosyjskich pisarzy.

„Psie serce” jest nowelą napisaną przez Bułhakowa w 1925 roku. Dzieło zostało opublikowane po raz pierwszy w Rosji po 62 latach i to nie w formie książkowej, ale w miesięczniku literackim. Bułhakow nie doczekał się druku – zmarł w 1940 roku, czyli 47 lat przed publikacją „Psiego serca”. Dlaczego utwór był cenzurowany i niedopuszczony do publikacji? Po lekturze noweli trudno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Brudna, chamska książka. Przepis na bohatera według Perssona? Proszę bardzo: facet drapiący się po jajach, który wieczorem umawia się ze swoim kumplem i jakimiś przypadkowymi ciziami z wielkim biustem, kiedy jego narzeczona jest na szkoleniu, w luksusowej knajpie do której przynosi własne kryształowe kieliszki na 'wódeczkę'.
Przekłamana rzeczywistość. Wulgarny do przesady język. Nie mam nic przeciwko wulgaryzmom w książkach, byleby były odpowiednio i z rozmysłem używane. W tym przypadku miałam wrażenie, że czytam jakiś rynsztokowy pamiętnik snoba, wielkiego znawcy życia na światowym poziomie, który rano wącha bieliznę, żeby ocenić, czy może ją znowu założyć. Przez większość czasu miałam wrażenie że akcja toczy się głównie w restauracji nad suto zastawionym stołem, z wytrawnymi chlejami po obydwu stronach stolika.
Powieść sama w sobie nie jest tak obiecującą rewelacją, jak zarzeka się wydawca na okładce. I jak zawsze w przypadku "Czarnej serii" - "oto kolejny Larsson!". Świat zobaczył już jednego i to wystarczy. Szwedzki kryminał ma przyklejoną metkę 'dobre', ale im więcej czytam takich książek, tym bardziej spada moja opinia o nich. Powieść nadaje się tylko i wyłącznie jako tzw 'zapchaj dziura' na wakacje, kiedy statystyczny Polak nie ma co ze sobą zrobić i ostatecznie przeprasza się z książką. W każdym innym wypadku nie warto sobie nawet zawracać głowy.

Brudna, chamska książka. Przepis na bohatera według Perssona? Proszę bardzo: facet drapiący się po jajach, który wieczorem umawia się ze swoim kumplem i jakimiś przypadkowymi ciziami z wielkim biustem, kiedy jego narzeczona jest na szkoleniu, w luksusowej knajpie do której przynosi własne kryształowe kieliszki na 'wódeczkę'.
Przekłamana rzeczywistość. Wulgarny do przesady...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Uciekaj, Króliku” należy do lektur, do jakich trzeba podchodzić z dużym dystansem i patrzeć na głównego bohatera z jego punktu widzenia. Powieść Updike’a jest obrazem życia codziennego przeciętnego Amerykanina, który grał namiętnie w kosza w szkole średniej, ożenił się z dziewczyną, której zrobił dziecko i zarabia na życie wałęsaniem się od drzwi do drzwi jako akwizytor sprzedający „rewolucyjne” obieraczki do jarzyn.
Fabuła książki wydaje się być mało interesująca. Tytułowy „Królik” porzuca swoją ciężarną żonę i prawie trzyletniego syna, żeby po dwóch miesiącach wrócić do rodziny. Męczą go sprzeczne uczucia, ma dość stanu, w jakim tkwi zawieszony, żałuje, że ożenił się z głupią i brudną dziewczyną i w barze w towarzystwie swojego byłego trenera i dwóch kobiet stwierdza, że nienawidzi swojej żony. Pewnego wieczoru postanawia zmienić swoje życie, a po dwóch miesiącach wraca do tej samej rzeczywistości porzucając swoją nową kochankę.
Książka znalazła się na liście lektur „niepożądanych” z powodów moralnych. Głównego bohatera szargają różne namiętności, raz jest smutny, raz wściekły, potem budzi się wesoły i czuje sympatię do całego świata. Updike pod postacią Królika pokazuje bezsens i niską wartość zmarnowanego życia ludzkiego. Wcześniejsze ambicje stają się niczym, a rzeczywistość kopie czytelnika ze słowami „patrz, jakie to życie jest bezwartościowe”. Żonę głównego bohatera autor przedstawił nie tylko jako głupią, niedbałą i ograniczoną dziewczynę, ale także jako „białą, uległą maszynę do zapładniania, wylęgania, karmienia”.
„Uciekaj, Króliku” jest książką o braku ambicji, poniżeniu, ciężkim życiu, nędznym życiu, brudzie, bałaganie, niespełnionych marzeniach i walce z wiatrakami. Każdy z bohaterów boryka się ze swoimi własnymi problemami. Updike wysunął na pierwszy plan obraz nieszczęśliwego człowieka, świadomego swojej zaprzepaszczonej szansy na lepsze życie oraz człowieka, który ze względu na swoje ograniczone myślenie jest osobą szczęśliwą, bo nie dostrzega braku sensu w swoim życiu. Powieść ma ciężką tematykę i nie jest książką, którą czyta się z przyjemnością i jednym tchem, niemniej jednak daje do myślenia.

„Uciekaj, Króliku” należy do lektur, do jakich trzeba podchodzić z dużym dystansem i patrzeć na głównego bohatera z jego punktu widzenia. Powieść Updike’a jest obrazem życia codziennego przeciętnego Amerykanina, który grał namiętnie w kosza w szkole średniej, ożenił się z dziewczyną, której zrobił dziecko i zarabia na życie wałęsaniem się od drzwi do drzwi jako akwizytor...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czasem się sobie dziwię, po jakie książki potrafię sięgnąć...

Czasem się sobie dziwię, po jakie książki potrafię sięgnąć...

Pokaż mimo to

Okładka książki Dewey. Wielki kot w małym mieście Vicki Myron, Bret Witter
Ocena 6,7
Dewey. Wielki ... Vicki Myron, Bret W...

Na półkach: ,

Książkę "Dewey. Wielki kot w małym mieście" można potraktować na dwa sposoby- zarówno jako historię miłego futrzaka, który podbił serca mieszkańców małego miasteczka w stanie Iowa w Ameryce, bądź jako pocztówkę ze Spencer, zawierającą opis mentalności ludzi zamieszkujących to miasto i jego okolice. Ten drugi sposób odbioru książki był mój; chociaż jestem wielbicielką kotów i to był główny powód, dlaczego sięgnęłam po tę książkę, to sama kocia historia była dla mnie nużąca i dotrwałam do zakończenia ze względu na ciekawość związaną z poznawaniem "obcej" kultury.
Sama historia kota rzeczywiście jest ciekawa. Przede wszystkim z tego względu, że pomysł na trzymanie kota w bibliotece w Polsce byłby czymś egzotycznym- co w Stanach jest czymś normalnym- a poza Dewey'em możemy poznać także inne przykłady futrzaków zamieszkujących biblioteki. Kotek odnaleziony w skrzyni na książki biblioteki miejskiej w Spencer okazał się zwierzakiem na swój sposób magicznym, z tego względu, że wykraczał poza stereotypowy obrazek kota, który stroni od towarzystwa ludzi i chętniej śpi w ukryciu, niż daje się głaskać obcym osobom. Tak naprawdę każdy, kto kiedyś miał kociego zwierzaka wie, że nie wszystkie koty są tak aspołeczne i że przyjaźń pomiędzy czworonogiem a człowiekiem jest jak najbardziej możliwa. Jeśli ktoś po lekturze książki sceptycznie podchodzi do "sztuczek", jakie wykonywał Dewey i sposobu, w jaki się zachowywał, może odnaleźć w Internecie nagrania różnych stacji, które, wspomniane w książce, kręciły materiał o kocie mieszkającym w bibliotece, który stał się popularny nie tylko w Stanach.
Jeśli chodzi o drugi plan książki, czyli obraz Ameryki w drugiej połowie lat 80. i 90., to Vicki Myron w lekki i przystępny sposób opisuje realia życia w stanie należącym do centralnej części USA, zarówno od strony problemów gospodarczych, ekonomicznych, ludzkiej mentalności i podejścia człowieka do bliźniego. W doskonały sposób opisuje działalność społeczeństwa obywatelskiego, które wszelkie sprawy i problemy rozwiązuje na poziomie społeczeństwa, które je dotykają, zamiast czekać na ingerencję rządu.
Komu polecam? Tylko tym, którzy mają dzień wolny (można szybko przeczytać całość) i są gotowi poświęcić kilka godzin Dewey'owi, kulturze amerykańskiej i Vicki Myron, która wplata do książki także historię swojego życia.

Książkę "Dewey. Wielki kot w małym mieście" można potraktować na dwa sposoby- zarówno jako historię miłego futrzaka, który podbił serca mieszkańców małego miasteczka w stanie Iowa w Ameryce, bądź jako pocztówkę ze Spencer, zawierającą opis mentalności ludzi zamieszkujących to miasto i jego okolice. Ten drugi sposób odbioru książki był mój; chociaż jestem wielbicielką kotów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy ostatni raz wybrałam się do biblioteki, postanowiłam wybrać z półek coś na chybił trafił – coś nowego, z czym jeszcze nie miałam kontaktu, żeby w formie odskoczni zrobić przerwę w czytaniu klasyki. Mój wybór padł na „Pchli pałac” autorstwa Elif Şafak, po pierwsze ze względu interesującego opisu na okładce, po drugie, poprzez obiegową opinię, według której autorka rzuciła wyzwanie nobliście Orhanowi Pamukowi i jest nową gwiazdą literacką wschodzącą nad Bosforem, a po trzecie – co mnie najbardziej przekonało – by pierwszy raz zmierzyć się z literaturą turecką, która do tej pory była dla mnie jeszcze czymś obcym. Po lekturze powieści nie mogę stwierdzić, żebym była z tego pierwszego spotkania usatysfakcjonowana.
Chociaż książka przez pierwsze sto stron była dla mnie intrygującą nowością, po pewnym momencie zaczęła mnie nudzić. Rozpoczynając lekturę chłonęłam każde słowo jak gąbka i byłam szczerze zaskoczona, że półtorej godziny spędzone na lekturze tak szybko minęło. Jednak w momencie, kiedy skończyło się wprowadzenie do historii powstania Pałacu Cukiereczek, a zaczęła się zwykła rutyna, jaka towarzyszy bohaterom w codziennych zmaganiach z rzeczywistością, postanowiłam książkę zamknąć i wrócić do niej później.
Po krótkiej przerwie jednak dalej wszystkie perypetie bohaterów niezmiernie mi się dłużyły. „Pchli pałac” to historia kilkunastu osób, które połączył wspólny dach – w/w pałac – oraz problem śmieci, z których wziął się wszechobecny w kamienicy smród i robactwo. W formie rozdziałów są opisywani w różnej kolejności lokatorzy Pałacu, ich życie codzienne, problemy, przyjemności, praca, kontakty z rodziną i przyjaciółmi a także interakcje pomiędzy sąsiadami, jak również przesądy, w jakie wierzą. Atrakcyjną część stanowi tutaj dawka orientalizmu, jaką serwuje nam autorka i jaką wyjaśnia tłumacz (w tym przypadku Anna Akbike Sulimowicz), na co składa się kultura turecka, historia, kuchnia, a także przybliżenie czytelnikowi islamu.
Powieść dostała u mnie punkty ujemne za narzucający się humor – być może to tylko i wyłącznie moje odczucie, ale żarty były dla mnie ciężko przyswajalne. Także język przekładu był dla mnie zbyt lekki, może czasami nawet niedbały, bo oczekiwałam i poważniejszej fabuły, i poważniejszej formy. Nie podobali mi się bohaterowie, ponieważ wydawali mi się płascy i bez własnego charakteru. Wszystkie przemyślenia, jakie wygłaszali, były dla mnie lakoniczne i górnolotne. Po całej lekturze w pamięć szczególnie mi zapadł jeden, krótki obrazek, ze wszystkich prawie 500 stron powieści: moment, w którym mały chłopiec stał nad umierającym pieskiem, z futerkiem pozlepianym krwią, i jadł ciasteczka od babci, denerwując się, że „głupi zwierzak” będąc dwiema łapami na tamtym świecie, na chwilę ocknął się tylko i wyłącznie z tego powodu, że poczuł jedzenie.
Jeśli chodzi o podsumowanie całości, żałuję, że nie przeczytałam powieści Şafak w czasie, kiedy byłam w gimnazjum. Sądzę, że zarówno historia, język, humor, wszyscy bohaterowie i wszelkie sytuacje byłyby odebrane przeze mnie zupełnie inaczej. Całość mogę określić jako książka dobra, a nawet bardzo dobra dla czytelników właśnie w takim wieku. W momencie, kiedy sięgnęłam po nią na studiach, nie sprawiła mi takiej przyjemności, jaką mogłaby sprawić przeczytana w odpowiednim czasie.

Kiedy ostatni raz wybrałam się do biblioteki, postanowiłam wybrać z półek coś na chybił trafił – coś nowego, z czym jeszcze nie miałam kontaktu, żeby w formie odskoczni zrobić przerwę w czytaniu klasyki. Mój wybór padł na „Pchli pałac” autorstwa Elif Şafak, po pierwsze ze względu interesującego opisu na okładce, po drugie, poprzez obiegową opinię, według której autorka...

więcej Pokaż mimo to