-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać354
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik16
Biblioteczka
2024-01-01
2023-12
2023-12
2023-12
2023-12
2023-12
2023-12
2023-12
Debiutancka powieść pochodzącej z Madrytu Feito niczym nie zaskakuje, w zasadzie czytając opowieść o tytułowej mieszkance Nowego Jorku możemy spokojnie zgadnąć wszystkie karty dotyczące dalszego rozwoju akcji. A jednak, pomimo tej przewidywalności, książkę pochłania się ekspresowo.
Oczywiście, można - niejako prawem Kaduka - porównywać "Panią March" do "Pani Dalloway" Woolf , gdzieś tam pobrzmiewa mieszczański klimat jak z "Papierowego człowieka" Hammetta, czy gra pozorów jak z twórczości Oates lub McDonald. Ale to tylko powierzchowna warstwa skojarzeń, bo historia, którą - w niesamowicie przystępny sposób - opisuje Virginia Feito, to rzecz wielowymiarowa.
Czyta się powieść jak thriller, ale zdecydowanie nim nie jest i reklamowanie jej w ten sposób działa na niekorzyść książki. To bardziej czarna satyra na amerykańską klasę średnią (czy nawet na całą kulturę Stanów) a jednocześnie poruszający dramat psychologiczny. Spokojnie, nie "przeczołga" on czytelnika psychicznie, ale odpowiednie struny poruszy.
Warto zimą sobie zafundować spotkanie z panią March. A potem może z mniejszą analizą spojrzeć na ludzi.
Debiutancka powieść pochodzącej z Madrytu Feito niczym nie zaskakuje, w zasadzie czytając opowieść o tytułowej mieszkance Nowego Jorku możemy spokojnie zgadnąć wszystkie karty dotyczące dalszego rozwoju akcji. A jednak, pomimo tej przewidywalności, książkę pochłania się ekspresowo.
Oczywiście, można - niejako prawem Kaduka - porównywać "Panią March" do "Pani Dalloway"...
2023-11
2023-11
2023-11
Po ponad siedemdziesięciu latach od śmierci Osamu Dazaia, karkołomnym wydaje się ocenianie jego - wówczas nowatorskiej w duchu - prozy, zwłaszcza przez pryzmat kultury europejskiej, w której się czytelnik wychował, kształtował i życiowe doświadczenia zbierał.
Jednakże, buntowniczy geist, który przenika zawarte w tomie "Owoce wiśni" opowiadania, jest ponad kulturowy, ponad kontynentalny. Wszak pod każdą szerokością geograficzną obowiązują pewne rygory społeczne, które uwierając, pobudzają do działań, mających na celu zrzucenie "jarzma". To właśnie stanowi o sile tej kolekcji, bo przecież nie postać głównego bohatera zamieszczonych tu historii, w większości będącego alter ego Dazaia. Jego narrator najczęściej jest antypatycznym, egoistycznym - przepraszam za wyrażenie - dupkiem, permanentnie patrzącym na otoczenie z pogardą.
Tak przynajmniej się wydaje patrząc przez europejskie okulary, ale w zhierarchizowanym japońskim społeczeństwie, gdzie egoizm grozi wykluczeniem ze społeczności, zaś brak zachwytu nad widokami Fidżi to jawna anarchia, można zrozumieć, dlaczego proza Osamu Dazaia jawiła się młodemu pokoleniu jako powiew świeżego powietrza.
Ze wszystkich opowiadań najbardziej wyróżnia się melancholijne i porażające smutkiem "Liście wiśni i czarodziejski pogwizd" - niemal magiczna baśń, która przypomina o sile literatury. Drugim wybijającym się tekstem jest wieńczące zbiór opowiadanie "Good-bye" - ironia, sarkazm i błyskotliwość nadają ton tej historii i żałować należy, że to rzecz nieskończona.
Bardzo dobre wprowadzenie do twórczości Dazaia lub - jak kto woli - idealne podsumowanie jego twórczości.
Po ponad siedemdziesięciu latach od śmierci Osamu Dazaia, karkołomnym wydaje się ocenianie jego - wówczas nowatorskiej w duchu - prozy, zwłaszcza przez pryzmat kultury europejskiej, w której się czytelnik wychował, kształtował i życiowe doświadczenia zbierał.
Jednakże, buntowniczy geist, który przenika zawarte w tomie "Owoce wiśni" opowiadania, jest ponad kulturowy, ponad...
2023-07
2023-11
2023-11
2023-11
2023-10
2023-10
Niczym kometa przemknął przez kinowe ekrany film, którego polski tytuł to "Niebezpieczny kochanek", a którego pierwowzorem było opowiadanie "Kociarz" (zresztą, tak brzmi angielski tytuł tego thrillera). To dzięki tej historii świat literacki dowiedział się o talencie Kristen Roupenian. Nic zatem dziwnego, że debiutanckiemu zbiorowi opowiadań "Kociarz" patronuje. Ale paradoksalnie: to wcale nie najsilniejsze opowiadanie, zamieszczone w tym tomie.
Cechami wyróżniającymi prozę Roupenian są zasadniczo prosty język (ale nie prostacki!) oraz lekkość snucia opowieści - bardzo niegrzecznych dodajmy. Te przepełnione seksem, a raczej: upartymi próbami spełnienia seksualnego, historie kreślą portret współczesnej młodzieży oraz przesuwających moment wkroczenia w dorosłość trzydziestolatków. Poznajemy ludzi niedojrzałych, którzy ze swej niedojrzałości czynią dumny znak firmowy.
Autorka nie ocenia, po prostu otwiera okno i pozwala przyglądać się miłemu Tedowi, bezwzględnemu łamaczowi kobiecych nadziei; karzącej ręce córki, przejmującej dowodzenie w hierarchii społecznej; rozpadowi więzi przyjacielskich, które następują "po prostu". Patrzymy i lekko ironicznie się uśmiechamy. A potem refleksja - gdzie my w tym wszystkim jesteśmy?
Bez większych, zdawałoby się, ambicji; bez wyżyn literackich Prousta czy Houellebecqua , ale dzięki temu nie przeintelektualizowane i zostające w pamięci na długo po odłożeniu "Kociarza" na półkę.
Dobra lektura na weekendowe popołudnia.
Niczym kometa przemknął przez kinowe ekrany film, którego polski tytuł to "Niebezpieczny kochanek", a którego pierwowzorem było opowiadanie "Kociarz" (zresztą, tak brzmi angielski tytuł tego thrillera). To dzięki tej historii świat literacki dowiedział się o talencie Kristen Roupenian. Nic zatem dziwnego, że debiutanckiemu zbiorowi opowiadań "Kociarz" patronuje. Ale...
więcej Pokaż mimo to