Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Potrzeba dużo talentu i pasji do historii, żeby pisać o niej w ten sposób. Dla tych, którzy nie wiedzą, Wojna Dwóch Róż to okres w historii Anglii, w którym dwie czołowe rodziny walczyły o angielską koronę przez ponad 50 lat i rzuciły naród na kolana; po zakończeniu rozlewu krwi dynastia Tudorów (do której należy obecny król Anglii) zyskała na znaczeniu. Wydarzenia Wojny Dwóch Róż zainspirowały Williama Szekspira do napisania dwóch znakomitych dzieł: ,,Henryka VI" i ,,Ryszarda III", a Georga R.R. Martina do napisania ,,Pieśni Lodu i Ognia", szerzej znanej jako ,,Gra o Tron". W książce Jonesa cenię to, że skupia się na ludziach, którzy sprawili, że studiowanie Wojny Dwóch Róż było tak przyjemne. Od Henryka VI i jego żony Małgorzaty z Anjou po synów Ryszarda, Edwarda IV, Ryszarda III i Jerzego, księcia Clarence. Są też postacie, które działają samotnie i za kulisami, jak Warwick „Twórca Królów”, Margaret Beaufort oraz ostateczny zwycięzca, Henryk VII. Danowi Jonesowi udało się stworzyć fantastyczną relację historyczną z Wojny Dwóch Róż, jednocześnie tworząc książkę, która jest niezwykle wciągająca i ciekawa. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ w tym okresie (obejmującym trzy pokolenia) było tak wiele różnych postaci, że łatwo się zgubić. Jak już wspomniałem, potrzeba dużo miłości do historii, żeby pisać w sposób tak zajmujący i tę miłość widać tutaj na każdej stronie.

Potrzeba dużo talentu i pasji do historii, żeby pisać o niej w ten sposób. Dla tych, którzy nie wiedzą, Wojna Dwóch Róż to okres w historii Anglii, w którym dwie czołowe rodziny walczyły o angielską koronę przez ponad 50 lat i rzuciły naród na kolana; po zakończeniu rozlewu krwi dynastia Tudorów (do której należy obecny król Anglii) zyskała na znaczeniu. Wydarzenia Wojny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakieś cztery lata temu, gdy po raz pierwszy czytałem ,,Mistrza i Małgorzatę", z ulgą odłożyłem dzieło Bułhakowa na półkę, myśląc przy tym, że jeszcze nigdy nie czytałem książki równie nudnej. W międzyczasie kartkowałem ją, pomijałem wiele fragmentów, tracąc coraz więcej z tego arcydzieła. Odłożyłem ją więc z ulgą. Ale było coś w ,,Mistrzu i Małgorzacie", że ciągnęło mnie z powrotem - wróciłem więc kilka miesięcy później, tym razem w pełni ją doceniając. Z książką ,,Sto lat samotności" było inaczej, ponieważ pokochałem ją od razu. Ale - tak jak "Mistrz i Małgorzata" - dzieło Marqueza miało w sobie coś magnetycznego, coś, co kazało mi wracać. No i wróciłem, by pokochać je jeszcze bardziej. Stała się - obok "Władcy Pierścieni" - książką mojego życia. I choć Marquez miał swoich licznych naśladowców np. Salmana Rushdiego, Bernièresa i Olgę Tokarczuk, to żaden z nich nie zdołał mu dorównać.
"Sto lat samotności" nie jest łatwą lekturą, nie jest to bowiem typowa powieść, a jej czytanie wymaga uruchomienia pewnej poetyckiej wrażliwości, ze względu na jej subtelność. To prawda, że nie ma tu głównego bohatera, a powieść dotyczy wielu pokoleń, ale znajdujemy tu ogrom postaci, z którymi zaczyna nas łączyć jakaś niewytłumaczalna więź emocjonalna - jak choćby z poczciwym Melquiadesem. Wydarzenia realistyczne płynnie przenikają się z wydarzeniami magicznymi (to właśnie słynny realizm magiczny). Pod magią ukryty jest jednak bieg latynoamerykańskiej historii, wojny domowe, plutony egzekucyjne. Sprawia to, że w połączeniu z realizmem magicznym powieść przypomina narkotyczny sen, albo równą pochyłą, z której postacie nie mogą uciec.

Jakieś cztery lata temu, gdy po raz pierwszy czytałem ,,Mistrza i Małgorzatę", z ulgą odłożyłem dzieło Bułhakowa na półkę, myśląc przy tym, że jeszcze nigdy nie czytałem książki równie nudnej. W międzyczasie kartkowałem ją, pomijałem wiele fragmentów, tracąc coraz więcej z tego arcydzieła. Odłożyłem ją więc z ulgą. Ale było coś w ,,Mistrzu i Małgorzacie", że ciągnęło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Oto przykład powieści idealnej. Takiej, do której chce się wracać - raz za razem, bo za pierwszym nie da się jej objąć całkowicie. Jej klimat, jej fabuła... Nie zmieniłbym tu ani jednego zdania, ani jednego słowa. Bo tu jest wszystko. Także fascynująca filozofia, fascynująca koncepcja. Czytając, odrywamy się od przyziemnych spraw, wzlatujemy w górę, jak Małgorzata w drodze na bal u Szatana. Tracimy kontakt z rzeczywistością, chwytając coś nieuchwytnego. To jak słuchanie po raz pierwszy ,,Stairway to heaven" Led Zeppelin.
To ekstrawagancka rosyjska alegoria, to dorosła „Alicja w Krainie Czarów”, pękająca w szwach od psot, ciemności i hałasu. Duchy Fausta i Dantego musiały siedzieć na ramionach Bułhakowa, gdy ten niestrudzenie pracował nad swoim arcydziełem. ,,Mistrz i Małgorzata" cudem przetrwała i cudem przedostała się ze stalinowskiej Rosji, z której nic nie miało prawa się przedostać, jakby interwencję podjął sam Bóg. A skoro mowa o Bogu... Bułhakow przedstawił tu bardzo specyficzną, dla niektórych pewnie trudną do zniesienia teologię. Sugeruje, że to, co wydaje się złem, dziełem samego szatana, jest w istocie zamaskowanym dziełem Boga. Carl Jung, nazwał to Cieniem i pojmował go jako integralną część boskości.

Oto przykład powieści idealnej. Takiej, do której chce się wracać - raz za razem, bo za pierwszym nie da się jej objąć całkowicie. Jej klimat, jej fabuła... Nie zmieniłbym tu ani jednego zdania, ani jednego słowa. Bo tu jest wszystko. Także fascynująca filozofia, fascynująca koncepcja. Czytając, odrywamy się od przyziemnych spraw, wzlatujemy w górę, jak Małgorzata w drodze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Debiutancki zbiór opowiadań Stasiuka pokazuje dobitnie, że autor nie wiedział jeszcze, jakie ścieżki artystyczne obrać. W końcu jest to książka zupełnie inna od pozostałych tegoż autora. A mimo to, autorowi udało się stworzyć książkę na wysokim poziomie, chociaż pisarz z perspektywy czasu nisko ocenia "Mury Hebronu". Chciał wślizgnąć się do polskiej literatury drzwiami kuchennymi. W rezultacie powstał zbiór dość nierówny, niepozbawiony wad. Mamy tutaj np. całkiem bezbarwną ,,Centurię". Wkrótce potem następuje jednak porywająca "Opowieść jednej nocy" - spowiedź złodzieja, opowiadanie najdłuższe i zdecydowanie najciekawsze, które podwyższa ogólny poziom dzieła. Autor nie stara się złodzieja usprawiedliwiać, ale wysłuchuje go i próbuje zrozumieć jego punkt widzenia. Książka oparta jest na mocnym, ale nieco upiększonym stylu, który sprawia, że ,,Mury Hebronu" są autentyczne, a jednocześnie - niestety - pozostajemy nieco zdystansowani, bo autor nie chce całkowicie zrezygnować ze stylu "literackiego".

Debiutancki zbiór opowiadań Stasiuka pokazuje dobitnie, że autor nie wiedział jeszcze, jakie ścieżki artystyczne obrać. W końcu jest to książka zupełnie inna od pozostałych tegoż autora. A mimo to, autorowi udało się stworzyć książkę na wysokim poziomie, chociaż pisarz z perspektywy czasu nisko ocenia "Mury Hebronu". Chciał wślizgnąć się do polskiej literatury drzwiami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"W kraju takim jak Gont czy Enlady, gdzie gęsto od czarowników, można nieraz widzieć chmurę deszczową błądzącą wolno z miejsca na miejsce w różnych kierunkach, przetaczaną przez jedno zaklęcie ku następnemu, aż wreszcie zostanie wypchnięta na morze, gdzie może się spokojnie wypadać."

"Czarnoksiężnik z Archipelagu" był balsamem dla mojej duszy, wystarczyło po prostu popłynąć z prądem książki. Ursula Le Guin pisze piękną prozą, dzięki której lektura jest jak wejście do mitycznego snu pełnego pięknych widoków, dźwięków i zapachów. Czerpie z taoizmu, którym była zafascynowana. Powieść była pierwszą wydaną w Polsce powieścią fantasy, z tego względu, że została doceniona przez Stanisława Lema, który prowadził wtedy serię "Stanisław Lem poleca".

To nie jest typowa fantasy. Przede wszystkim nie skupia się w takim stopniu na budowaniu świata, ale bardziej na postaciach - to alegoryczna opowieść o ich dojrzewaniu, o walce z lękiem. Jest powolna, brakuje w niej epickich bitew, wojen, ale jest w niej spokojna mądrość. Wydaje się, że każda strona ma coś do powiedzenia, a wszystkie szczegóły łączą się w pewnej harmonii. Czarodzieje nie tylko coś wiedzą, oni rozumieją. Szanuje się ich za mądrość, a nie za potęgę. Nie używają swojej mocy tylko dlatego, że ją mają.

Szczególnie ciekawy był wątek Cienia. Walka z nim miała aspekt intymny i epicki. To była historia o walce ze złem w swoim sercu, o ratowaniu siebie. Dla mnie natomiast - kolejny dowód, że dyskryminacja fantastyki jest czymś zupełnie nieuzasadnionym. Właściwie ta dyskryminacja występuje tylko w Polsce. Na Zachodzie w latach 60 podczas debaty akademickiej czasem mówiło się równocześnie o Hemingwayu, Camusie, ale też o Tolkienie, czy Lemie.

"W kraju takim jak Gont czy Enlady, gdzie gęsto od czarowników, można nieraz widzieć chmurę deszczową błądzącą wolno z miejsca na miejsce w różnych kierunkach, przetaczaną przez jedno zaklęcie ku następnemu, aż wreszcie zostanie wypchnięta na morze, gdzie może się spokojnie wypadać."

"Czarnoksiężnik z Archipelagu" był balsamem dla mojej duszy, wystarczyło po prostu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To moja pierwsza pozycja Olgi Tokarczuk, do której byłem nastawiony dość sceptycznie z powodu licznych, dość snobistycznych wypowiedzi autorki, a także dlatego, że nagroda Nobla od jakichś kilkunastu lat nie przedstawia dla mnie zbyt wielkiej wartości. Biorąc to wszystko pod uwagę, książka o enigmatycznym tytule "Dom dzienny, dom nocny" była dla mnie zaskakująco udana.

To imaginacyjna podróż, w której sen miesza się z jawą i w którym czas ma znaczenie zaledwie formalne. Ten narkotyczny klimat jest wspólnym mianownikiem tych wszystkich opowiadań, a raczej mianiaturek, czy szkiców opowiadań. Są one dość różnorodne stylistycznie, a przy tym dosyć spójne i przenikają się nawzajem. Autorce udało się więc stworzyć interesujący i unikalny zbiór opowiadań, łączący jakby style dwóch autorów: poetyckość Prousta z łagodną, ponadczasową szorstkością Hemingwaya. A jednocześnie nie pozostaje ona ślepa na nowe zjawiska w literaturze.

Zbiór praktycznie nie posiada fabuły, za to rewelacyjnie operuje klimatem i dynamiką. Poza tym jest trochę przygnębiający. To jedna z tych książek, do których już po przeczytaniu czuje się jakiś rodzaj sentymentu.

To moja pierwsza pozycja Olgi Tokarczuk, do której byłem nastawiony dość sceptycznie z powodu licznych, dość snobistycznych wypowiedzi autorki, a także dlatego, że nagroda Nobla od jakichś kilkunastu lat nie przedstawia dla mnie zbyt wielkiej wartości. Biorąc to wszystko pod uwagę, książka o enigmatycznym tytule "Dom dzienny, dom nocny" była dla mnie zaskakująco udana.

To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To kontrowersyjna książka. Tak chyba najlepiej można ją określić. W latach 50, gdy się ukazała, Salingera oskarżono o deprawowanie młodzieży, zachęcanie jej do buntu, a po zabójstwie Lennona (morderca miał przy sobie jej egzemplarz),uznano ją za niebezpieczną i zaczęto wskazywać w niej fragmenty, w których główny bohater wręcz ociera się o psychopatię. Dzisiaj dla jednych - najważniejsza książka życia, dla innych - najbardziej przereklamowany klasyk.

Trochę byłem zaskoczony, patrząc na to, jak wiele osób tutaj pisze, że Holden jest irytujący i uznaje to za wadę ,,Buszującego w zbożu". Owszem, czasami jest irytujący, ale najwyraźniej niektórym nie przyszło do głowy, że Holden ma taki być. To bardzo dużo mówi o tym, jak ludzie nie potrafią wyjść z tego, co im się podoba i zrozumieć to, co miał do przekazania pisarz. Główny bohater jest cholernie przygnębiony i samotny. Ma 16 lat, a musiał patrzeć, jak umiera jego brat, został wysłany do szkoły z internatem i tęskni za siostrą, będąc jednocześnie zdradzonym przez każdy autorytet i wszystkich, którym ufa. Rozpaczliwie i desperacko próbuje dokonać powrotu do dzieciństwa, właściwie za wszelką cenę.

Przez lata od wydania pojawiło się na temat ,,,Buszującego w zbożu" mnóstwo teorii (jak często bywa w przypadku rzeczy, które osiągnęły taką popularność), z czego jedna warta jest przytoczenia. Zakłada mianowicie, że "Buszujący w zbożu" traktuje o... homoseksualizmie. Holden nie potrafi zainicjować kontaktu seksualnego z prostytutką, dużo większy nacisk kładzie na opis wyglądu mężczyzn niż kobiet, w stosunku do gejów często używa obraźliwych określeń, przesadnie reaguje, gdy Antolini dotyka jego włosów. W dalszym ciągu jest to jednak tylko teoria, jedna z wielu swoją drogą. Osobiście myślę, że zachowanie Holdena wynika bardziej z tęsknoty za niewinnością dzieciństwa. I jeszcze jedno: jest to jedna z pozycji, które chyba najlepiej oddają klimat Ameryki tamtych czasów.

Reasumując, to bardzo dobre dzieło Salingera, któremu trudno cokolwiek zarzucić. Ta pozycja o tajemniczym tytule jest prosta, ale wartościowa i niepopadająca w banał. Nie brakuje tu naprawdę dobrych momentów - szczególnie w końcówce. Ikoniczny Holden - każdy z nas chyba kojarzy słynny rysunek, przedstawiający go w jego czapce i z papierosem w ustach- jest do dziś inspiracją i wzorem dla młodych marzycieli. I chyba na tym właśnie polega jego uniwersalność.

To kontrowersyjna książka. Tak chyba najlepiej można ją określić. W latach 50, gdy się ukazała, Salingera oskarżono o deprawowanie młodzieży, zachęcanie jej do buntu, a po zabójstwie Lennona (morderca miał przy sobie jej egzemplarz),uznano ją za niebezpieczną i zaczęto wskazywać w niej fragmenty, w których główny bohater wręcz ociera się o psychopatię. Dzisiaj dla jednych -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po wielu realistycznych książkach lektura ,,Gwiezdnego Pyłu" była dla mnie jak czytelniczy powrót do domu. W końcu cała moja przygoda z książkami zaczęła się od fantastyki - od Tolkiena i Sapkowskiego.
Zawiedzie się ten, kto oczekuje akcji pędzącej na łeb na szyję. Jest to piękna baśń, która z niczym się nie spieszy, a mimo to wciąga. Piękna baśń dla dorosłych, z poczuciem humoru. Nie zalecałbym czytania jej przez dzieci - z powodu pewnej sceny erotycznej i z powodu tego, że bohaterowie potrafią czasem siarczyście zakląć. Osoby piszące recenzje tutaj popełniają ten błąd, że często porównują książkę do filmu. Nie ma nic złego w tym, że ktoś woli film od książki, jednak należy mieć na uwadze, co było pierwsze i że film i książka to zupełnie inne medium.
Największą zaletą Gaimana jest jego wyobrażnia, ekskapizm, tak bardzo potrzebny, gdy świat wokół wydaje się być nie do zniesienia. To nie jest ucieczka od tego świata. To ucieczka w inny świat. Gaiman ma to, co jest tak niedoceniane przez współczesnych krytyków, a co czyni ponadczasowym Szekspira, czy Dantego. Tą rzeczą jest wyobrażnia. Szekspir bez wyobraźni byłby tylko świetnym technicznie poetą, dobrym rzemieślnikiem.
Gaiman jest nam potrzebny także w dzisiejszym świecie, może zwłaszcza w dzisiejszym świecie. Kiedy mamy satelity, samoloty i teleskopy. Kiedy neurologia mówi nam, które zakamarki mózgu są odpowiedzialne za emocje, za smutek, miłość i lęk, a nawet szuka metod, jak tymi emocjami manipulować. W świecie, w którym w drzwiach stoi, gotowy do ataku, nihilizm.

Po wielu realistycznych książkach lektura ,,Gwiezdnego Pyłu" była dla mnie jak czytelniczy powrót do domu. W końcu cała moja przygoda z książkami zaczęła się od fantastyki - od Tolkiena i Sapkowskiego.
Zawiedzie się ten, kto oczekuje akcji pędzącej na łeb na szyję. Jest to piękna baśń, która z niczym się nie spieszy, a mimo to wciąga. Piękna baśń dla dorosłych, z poczuciem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Znałem oczywiście filmy o Dzikim Zachodzie, takie jak np. ,,Pewnego razu na Dzikim Zachodzie", ale to mój pierwszy literacki western. Western z krwi i kości. Seria ,,Lonsome Dove" była w miarę znana w Polsce za sprawą miniserialu o tym samym tytule. W czasie czytania powieści ,,Na południe od Brazos" byłem zachwycony. McMurtry - chyba jedyny teksański pisarz, który stał się znany na całym świecie - wykreował niezwykle wyraziste i żywe postacie. Sama powieść jest do bólu realistyczna. Bawi, porusza i doprowadza do łez. Historia jest znakomita i znakomicie opowiedziana. McMurtry wyrwał western z gatunkowych schematów i wzniósł go na poziom sztuki wysokiej (jestem przeciwnikiem podziału kultury na ,,wysoką" i "popularną", ale tu chcę tym coś pokazać). Właściwie jest to antywestern, który ma na celu demitologizację Dzikiego Zachodu. ,,Na południe od Brazos" jest melancholijna, bo przedstawia schyłek świata kowbojów. Ale nie jest tylko melancholijna - jest też zabawna, realistyczna i budząca podziw. Całkowicie słusznie zdobyła nagrodę Pulitzera, a ja nie porafię zrozumieć, czemu nie jest wyżej ceniona i nie zajmuje wyższego miejsca, jeśli chodzi o klasyki. Czytelnicy po wydaniu powieści w 1985 roku pokochali ją, lecz widocznie nie zrozumieli zamiaru autora. Ten, który miał na celu przede wszystkim odczarowanie mitu Dzikiego Zachodu, napisał później sequel tej epickiej opowieści - "Ulice Laredo", których ton będzie już nie tylko melancholijny i schyłkowy, ale wręcz grobowy. Zrodzą się też prequele, przedstawiające wcześniejsze przygody Augustusa i Calla - ,,Szlak umrzyka" i niewydany jeszcze w Polsce ,,Comanche Moon", którego możemy się spodziewać pod koniec tego roku, lub na początku następnego.

Znałem oczywiście filmy o Dzikim Zachodzie, takie jak np. ,,Pewnego razu na Dzikim Zachodzie", ale to mój pierwszy literacki western. Western z krwi i kości. Seria ,,Lonsome Dove" była w miarę znana w Polsce za sprawą miniserialu o tym samym tytule. W czasie czytania powieści ,,Na południe od Brazos" byłem zachwycony. McMurtry - chyba jedyny teksański pisarz, który stał się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Gdy Gregor Samsa obudził się pewnego rana z niespokojnych snów, stwierdził, że zmienił się w łóżku w potwornego robaka. Leżał na grzbiecie twardym jak pancerz, a kiedy uniósł nieco głowę, widział swój sklepiony, brązowy, podzielony sztywnymi łukami brzuch, na którym ledwo mogła utrzymać się całkiem już ześlizgująca się kołdra."

,,Przemianę" Kafki przeczytałem jeszcze w liceum i do teraz pamiętam obrazy, które sobie wtedy wyobrażałem. Opowiadanie jest niezwykle niepokojące i chyba najlepiej pokazuje ponadczasowość Kafki. Metamorfoza Gregora w robaka jest sytuacją niespotykaną, ale skutki tego wydarzenia są gorzko rozpoznawalne.
Opowiadanie jest tak surrealistyczne, dziwne i niejasne że pozostawia pole do ogromnej ilości interpretacji. I dlatego - pozostanie zawsze aktualne. Jest aktualne także dzisiaj - kiedy lęk egzystencjalny zawładnął światem zachodu. Podczas lektury przyszła mi do głowy jeszcze jedna, mroczna interpretacja tego dzieła. Człowiek, który widzi siebie jako robaka, nie ma siły wstać z łóżka, a na końcu zostaje odrzucony i niezrozumiany nawet przez rodzinę - przecież to niemal kliniczny obraz depresji.

"Gdy Gregor Samsa obudził się pewnego rana z niespokojnych snów, stwierdził, że zmienił się w łóżku w potwornego robaka. Leżał na grzbiecie twardym jak pancerz, a kiedy uniósł nieco głowę, widział swój sklepiony, brązowy, podzielony sztywnymi łukami brzuch, na którym ledwo mogła utrzymać się całkiem już ześlizgująca się kołdra."

,,Przemianę" Kafki przeczytałem jeszcze w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Drugi zbiór opowiadań Schulza. Choć obszerniejszy, moim zdaniem nie dorównuje ,,Sklepom Cynamonowym" - oprócz opowiadania tytułowego, ,,Księgi" i opowiadania ,,Mój ojciec wstępuje do strażaków". Co do reszty, niestety uważam, iż Schulzowi nie udało się osiągnąć czegoś, co osiągnął w ,,Sklepach Cynamonowych". W ,,Sanatorium pod Klesydrą" Schulz nie opisuje już świata tak jak w swoim pierwszym zbiorze, a raczej stawia na opisy zachwytu tym światem - nie na to, dlaczego należy się nim zachwycać. Dlatego opisy nie sprawiają już wrażenia tak gęstych i onirycznych. Być może był to zabieg autora. W końcu bohater dorasta, dojrzewa, nie ma już takiej umiejętności przeżywania wszystkiego wokół, jak w czasach dzieciństwa. Być może Schulz chciał odkręcić to w swojej następnej planowanej książce, która niestety nigdy nie ujrzała światła dziennego - w ,,Mesjaszu z Drohobycza", który miał być w założeniu jego najlepszym i najbardziej olśniewającym dziełem. Co stało się z tą książką - nie wiadomo. ,,Epokę genialną" przerwał nazistowski żołnierz niemiecki, zabijając Schulza w 1942 roku. Mimo tego wszystkiego, zbiór zawiera ,,Sanatorium pod klepsydrą" - w mojej opinii najlepsze opowiadanie Schulza, a także inne. W dalszym ciągu jest to literatura najwyższej jakości, gęsta od metafor i pokazująca erudycję autora. We mnie niestety nie wywołały takich emocji, jak w pierwszym arcydziele tego autora. Ale to nic. Schulz bowiem to chyba jedyny, a przynajmniej jeden z niewielu polskich pisarzy, o którym można powiedzieć, że jest ponadczasowy.

Drugi zbiór opowiadań Schulza. Choć obszerniejszy, moim zdaniem nie dorównuje ,,Sklepom Cynamonowym" - oprócz opowiadania tytułowego, ,,Księgi" i opowiadania ,,Mój ojciec wstępuje do strażaków". Co do reszty, niestety uważam, iż Schulzowi nie udało się osiągnąć czegoś, co osiągnął w ,,Sklepach Cynamonowych". W ,,Sanatorium pod Klesydrą" Schulz nie opisuje już świata tak jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna z najbardziej znanych powieści Lema, a jednocześnie - moim zdaniem - najbardziej przereklamowana. Ot, zwykłe hard science fiction. Czegoś mi tu zabrakło. Po prozie widać, że Lem dąży tu do ciągłego "orgazmu", jest wiele opisów, które czynią z ,,Niezwyciężonego" widowisko. Ale jest to widowisko puste, widowisko dla samego widowiska.

Jedna z najbardziej znanych powieści Lema, a jednocześnie - moim zdaniem - najbardziej przereklamowana. Ot, zwykłe hard science fiction. Czegoś mi tu zabrakło. Po prozie widać, że Lem dąży tu do ciągłego "orgazmu", jest wiele opisów, które czynią z ,,Niezwyciężonego" widowisko. Ale jest to widowisko puste, widowisko dla samego widowiska.

Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Później była ta nazistowska burdelmama, major z Kaukazu, pradziadek na „delegacjach” w Polsce we wrześniu 1939, nagrobek z zeskrobanym nazwiskiem przy kompoście. Coś pękało. Pojąłem, że za płotem wydarzyła się alternatywna historia, dzieje odwrócone na lewą stronę. Postanowiłem pokręcić się po okolicy, spróbować złożyć to w całość. I czego tam nie znalazłem: blisko milion ludzi deklarujących „nieistniejącą” narodowość, katastrofę ekologiczną nieznanych rozmiarów, opowieści o polskiej kolonii, o separatyzmach i ludzi kibicujących nie tej reprezentacji co trzeba. Oto nasza silezjogonia."

Znakomity reportaż o Górnym Śląsku, słusznie nagrodzony literacką Nike za 2021 rok. Jeśli ktoś chce zrozumieć Śląsk, jest to lektura obowiązkowa. Oprócz tego, że reportaż jest dobrze osadzony w źródłach - autor oparł go na m.in. starych dokumentach - jest też świetnie napisany. Rokita wykorzystuje opowieści sąsiadów, rodziny, przyjaciół, by nakreślić obraz Śląska. Jednocześnie stara się zrozumieć wyjątkowość i fenomen tego regionu, odczarować stereotypy, pokazać, że Śląsk nie jest czarno-biały.

,,Później była ta nazistowska burdelmama, major z Kaukazu, pradziadek na „delegacjach” w Polsce we wrześniu 1939, nagrobek z zeskrobanym nazwiskiem przy kompoście. Coś pękało. Pojąłem, że za płotem wydarzyła się alternatywna historia, dzieje odwrócone na lewą stronę. Postanowiłem pokręcić się po okolicy, spróbować złożyć to w całość. I czego tam nie znalazłem: blisko milion...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Większość tekstów stąd znałem, ale i tak warto było - choćby po to, by sobie stare teksty przypomnieć. Poza tym wydanie i ilustracje są piękne. Uwielbiam takie melancholijne, reporterskie przedstawienie świata przyrody, zwierząt, z niezwykłą wrażliwością i czułością.

Większość tekstów stąd znałem, ale i tak warto było - choćby po to, by sobie stare teksty przypomnieć. Poza tym wydanie i ilustracje są piękne. Uwielbiam takie melancholijne, reporterskie przedstawienie świata przyrody, zwierząt, z niezwykłą wrażliwością i czułością.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Co jeszcze mogę napisać o jednej z najlepszych trylogii wszechczasów, a jednocześnie jednej z najbardziej cenionych książek ubiegłego stulecia? Chyba niewiele, oprócz tego, że to najlepsza książka fantasy wszechczasów.
Arcydzieło Tolkiena oprócz tego, że jest epicką, ponadczasową historią, początkiem zupełnie nowego gatunku literackiego, który Tolkien samodzielnie wykreował, dziełem, który w sposób wcześniej niespotykany wpłynął na całą kulturę, niezrozumianym przez krytyków, ktorzy docenili go dopiero na początku tego stulecia, świdczącym o geniuszu i wyobraźni autora, jest też książką, która wyprzedza swój czas.

Jest to w końcu jedno z pierwszych dzieł literatury (o ile nie pierwsze), które porusza tak popularną dziś tematykę ekologiczną. Widać w tym dziele niewątpliwą wrażliwość na przyrodę, miłość do niej i troskę o nią. Dla czytelników o czasie koncentracji złotej rybki, opisy przyrody stanowią wadę, dla innych stanowią wielki atut. Do dziś trudno mi wskazać innego autora, który równie pięknie mógłby pisać o naturze. Jego opisy są bogate w szczegóły, a nawet antropomorficzne (Entowie). Jest to wynik tęsknoty Tolkiena za Anglią sprzed rewolucji przemysłowej. Najbardziej przejmująca, jak sądzę, jest smutna rezygnacja Drzewca z powodu ostatecznego zniknięcia Entian, co oznacza pewną śmierć dla jego gatunku.

,,Władca Pierścieni" pozostaje najlepszy w swoim gatunku, niezależnie od tego, ile światów fantasy powstało od tego czasu. Jeden z największych angielskich poetów, W. H. Auden, uznał ,,Władcę Pierścieni" za arcydzieło. Przeczytałem wiele książek i w żadnej nie znalazłem takiego klimatu jaki był tutaj.

LOTR stał się podstawą do powstania jednego z najlepszych filmów wszechczasów, który realnie stanowił główną inspirację dla Marvela. ,,Diuna" Herberta, która stała się główną inspiracją dla ,,Gwiezdnych Wojen" była w rzeczywistości przeniesieniem tego, co zrobił Tolkien do gatunku science fiction. Czy ktoś wskaże jakąkolwiek książkę XX wieku, która byłaby równie wpływowa? Myślę, że jednak nie ma takiej.

Co jeszcze mogę napisać o jednej z najlepszych trylogii wszechczasów, a jednocześnie jednej z najbardziej cenionych książek ubiegłego stulecia? Chyba niewiele, oprócz tego, że to najlepsza książka fantasy wszechczasów.
Arcydzieło Tolkiena oprócz tego, że jest epicką, ponadczasową historią, początkiem zupełnie nowego gatunku literackiego, który Tolkien samodzielnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podróż na wschód - do Rosji, do Chin i na wschodnie obrzeża Polski. Stasiuk znowu nie zawodzi. Jedzie na wschód, żeby wrócić do swojego dzieciństwa, do wsi nad Bugiem, na przedmieścia Warszawy.
To piękna, poetycka proza, gęsta od metafor, personifikacji, a także całkiem dużej ilości ironii. Jest tu nuta nostalgii. A jednocześnie nie jest to tylko sentymentalny opis przeszłości. Coraz więcej jest tu goryczy i tego, z czym się nie oswoiliśmy. Tę książkę trzeba przeczytać - to jest jak poezja. Pisząc tę recenzję czuję się, jakbym pisał o czymś, co trzeba samemu przeżyć, samemu poczuć. Bo Stasiuka, podobnie jak Schulza, się czuję, nie tylko czyta. Czuje wszystkimi zmysłami. A więc nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć: w drogę! i wkleić tu słowa Taco Hemingwaya:
,,Dobrze jest czasem zerknąć w lusterko wsteczne, ale skupcie wzrok na drodze... Jedziemy"

Podróż na wschód - do Rosji, do Chin i na wschodnie obrzeża Polski. Stasiuk znowu nie zawodzi. Jedzie na wschód, żeby wrócić do swojego dzieciństwa, do wsi nad Bugiem, na przedmieścia Warszawy.
To piękna, poetycka proza, gęsta od metafor, personifikacji, a także całkiem dużej ilości ironii. Jest tu nuta nostalgii. A jednocześnie nie jest to tylko sentymentalny opis...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W czasach, gdy jeszcze Stasiuka nie znałem, myślałem, że jest to po prostu zwykła książka podróżnicza. I, choć faktycznie, jest to powieść drogi, to jest to też czysta poezja.

Autobusy, ciężarówki, pociągi i piesze wycieczki zabierają autora w wiele podróży do różnych krajów na Bałkanach. W ponurym krajobrazie wypełnionym gruzami i pustkowiami, krajobrazie pięknej przyrody, odnajduje kolorowych ludzi w ich malowniczym otoczeniu, pisząc historię napotkanej krainy cudów geograficznych. Różne języki żyją obok siebie, a pomiędzy nimi rosyjski wciąż stanowi nostalgiczną pozostałość po niedawnej przeszłości. Wozy konne z tablicami rejestracyjnymi dzielą drogi ze starymi, rustykalnymi samochodami. Ludzie są tak samo nieświadomi szczęścia, jak i przyszłości.

Stasiuk kreuje piękne opisy przyrody, jest wytrawnym podróżnikiem, który lubi omijać tłumy, turystyczny szum i poświęcać uwagę temu, co nieznane. Stasiuk jest niewątpliwie jednym z najlepszych polskich pisarzy współczesnych, jeśli nie najlepszym. Czytając jego książki, można poczuć się jakby samemu było się w tych górach i lasach.

W czasach, gdy jeszcze Stasiuka nie znałem, myślałem, że jest to po prostu zwykła książka podróżnicza. I, choć faktycznie, jest to powieść drogi, to jest to też czysta poezja.

Autobusy, ciężarówki, pociągi i piesze wycieczki zabierają autora w wiele podróży do różnych krajów na Bałkanach. W ponurym krajobrazie wypełnionym gruzami i pustkowiami, krajobrazie pięknej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydanie ,,Hobbita" w 1937 roku było początkiem rewolucji w literaturze. Ta książka to nie tylko wspaniała książka dla dzieci, która już po wydaniu porównywana była do ,,Alicji w Krainie Czarów", ,,O czym szumią wierzby?" i innych klasyków literatury dziecięcej. ,,Hobbit" stał się międzynarodowym hitem, zyskał sobie wielu wielbicieli na całym świecie, także dorosłych, był chwalony przez krytyków, szczególnie warto tu napisać o tym, że chwalił go Harold Bloom, twierdząc, że ,,Hobbit" ma wielkie szanse stać się klasykiem. Jak się okazało, nie pomylił się.

Ale był też czymś o wiele więcej - początkiem nowego gatunku literackiego, a raczej początkiem początku - naprawdę przełomowym dziełem będzie dopiero "Władca Pierścieni". Wszystko, co wydał Tolkien jest dopracowane pod każdym względem - nawet jednak, jeśli ktoś nie czuje się do niego przekonany, to to, czego nie można mu odmówić, to jego oryginalność. ,,Hobbit" jest niemal ,,Boską Komedią" gatunku fantasy. Wywarł ogromny wpływ na całą literaturę. Gatunek fantasy stał się potem, co prawda, dość schematyczny, ale w niczym to wielkości Tolkiena nie umniejsza.

,,Hobbit" to dla wielu most pomiędzy dzieciństwem i dorosłością. I to jeszcze jedna jego cecha: jego uniwersalizm. Spodoba się tak dorosłym, jak i dzieciom. Wreszcie jest to opowieść o małym Hobbicie, który walczy ze swoimi wielkimi lękami - i wygrywa. Zakończenie, w sumie antywojenne, jest również smutne. Co tu dużo mówić... Polecam wszystkim.

Wydanie ,,Hobbita" w 1937 roku było początkiem rewolucji w literaturze. Ta książka to nie tylko wspaniała książka dla dzieci, która już po wydaniu porównywana była do ,,Alicji w Krainie Czarów", ,,O czym szumią wierzby?" i innych klasyków literatury dziecięcej. ,,Hobbit" stał się międzynarodowym hitem, zyskał sobie wielu wielbicieli na całym świecie, także dorosłych, był...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Często mówi się, że Bruno Schulz to taki polski Franz Kafka. Ja się z tym nie zgadzam. Książki Kafki są jak koszmar, z którego chce, ale nie można się wybudzić. Schulz to natomiast błogi sen, w którym chce się pozostać jak nadłużej. Książka wymaga od czytelnika skupienia, ale pod żadnym pozorem nie jest ona nudna. Co prawda składa się praktycznie tylko z opisów, jednak są one tak sugestywne, tak piękne i działające na wyobraźnię, że niemal czuje się te zapachy, widzi się te noce i przeżywa piękno tego świata, którego być może nie dostrzegamy na codzień.
Te opowiadania przypominają dzieciństwo, gdy wszystko było bardziej wyraziste i prostsze. Przypominają się smaki babcinych ciast, wschody słońca, pełnie księżyca. Sam nie wiem, dlaczego książka ma tu tak niską ocenę (być może ze względu na niski poziom koncentracji niektórych osób) - jest to po prostu arcydzieło, któremu nie udało się dorównać żadnemu późniejszemu naśladowcy, choć było ich wielu. A skoro już o tym mowa, to chyba nie ma pisarza, który w równie dużym stopniu wpłynąłby na współczesną polską literaturę. Przecież Stasiuk podejmuje oniryczne opisy np. w ,,Jadąc do Babadag" właśnie za Schulzem. Odnajdujemy jego ślady u Tokarczuk, czy u Myśliwskiego. Schulz wykreował tu swój świat, Schulz jest geniuszem.

Często mówi się, że Bruno Schulz to taki polski Franz Kafka. Ja się z tym nie zgadzam. Książki Kafki są jak koszmar, z którego chce, ale nie można się wybudzić. Schulz to natomiast błogi sen, w którym chce się pozostać jak nadłużej. Książka wymaga od czytelnika skupienia, ale pod żadnym pozorem nie jest ona nudna. Co prawda składa się praktycznie tylko z opisów, jednak są...

więcej Pokaż mimo to