Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Audiobook przesłuchany jednym ciągiem - niech to starczy za całą rekomendację. Mimo osobistej awersji żywionej względem astrologii, na której zasadza się większa część historii. Mimo zwielokrotnionego poczucia dyskomfortu w trakcie trwania "momentów" (superprodukcja z całym arsenałem krzyków i jęków robi swoje). Mimo tego wszystkiego, lektura była przednia.
Nie wiem, czy zdecyduję się na dalszą eksplorację pokaźnego dorobku autora, ale... W razie kontynuacji "Langera" - czuwam na posterunku!

Audiobook przesłuchany jednym ciągiem - niech to starczy za całą rekomendację. Mimo osobistej awersji żywionej względem astrologii, na której zasadza się większa część historii. Mimo zwielokrotnionego poczucia dyskomfortu w trakcie trwania "momentów" (superprodukcja z całym arsenałem krzyków i jęków robi swoje). Mimo tego wszystkiego, lektura była przednia.
Nie wiem, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czuję się oszukana. Jak kilkuletni pogromca warzyw, naczelny niejadek, któremu rodzicielka przemyciła w daniu obiadowym fasolowego burgerka i frytki z batatów. Wygłodniały dzieciak pożarł wszystko z wielką chęcią, ba! Przyznał, że było pyszne. Nieczyste zagranie matuli jednak się opłaciło.
Gdybym nieco bardziej zagłębiła się w fabułę "Debitu", doszłabym zapewne do wniosku, że jest to pozbawiona smaku mamałyga, która niepotrzebnie będzie mi ciążyć na żołądku. Na chwilę obecną sytuacja przedstawia się następująco - zęby całe, odruchów wymiotnych brak... A ja mam ochotę na więcej ❤
To nie miało prawa mi się spodobać, nie AŻ TAK. Klimaty postapokaliptyczne znajdują się u mnie na cenzurowanym,  dzielą niechlubną celę wraz z motywami sci-fi oraz dinozaurami (czy właśnie utraciłam sympatię połowy Internetu?). Eksplorowanie tych konkretnych rejonów w literaturze nie daje mi żadnej satysfakcji. Nie zasługuję na miano czytelniczej masochistki, dlatego staram się unikać tytułów, których szanse na umęczenie mojej biednej osoby oceniam nader wysoko.
W trakcie lektury "Debitu" olśnienie przychodziło stopniowo. "HEJ, MAMY TU  PODRĘCZNIKOWY PRZYKŁAD DYSTOPII, WEŹ TO LEPIEJ ODŁÓŻ, NA PEWNO WSZYSTKO W PORZĄDKU?". Równocześnie, proporcjonalnie wzrastał mój poziom ekscytacji i zaangażowania. Dawno nie toczyłam tak zaciekłej walki z czasem i przestrzenią, byle tylko móc pochłonąć ten przysłowiowy ✨jeszcze jeden rozdział✨.
Jestem ogromną fanką wielowątkowości - jeśli Wy również, będziecie zachwyceni. Mamy do czynienia z pokaźnym zastępem bohaterów, wachlarzem perspektyw, który wraz z postępem historii będzie dawał coraz to słabszy powiew (trup ściele się gęsto, naprawdę gęsto). Czego tu nie ma! Zamknięte przestrzenie, żywe trupy (w zupełnie nowym, odświeżonym wydaniu), epidemia, a w tym wszystkim - nieustanna walka o przetrwanie.
W kontekście nie tak dawnych wydarzeń, które trwale zapisały się w zbiorowej świadomości, lektura "Debitu" jest jeszcze bardziej pasjonująca. Człowiek wyjątkowo nie wiedział, niespecjalnie się też łudził - a wyszło jak wyszło. Gorąco polecam!

Serdecznie dziękuję (po raz kolejny!) za egzemplarz - Pani Bognie z PRart Media oraz Wydawnictwu Czarna Owca⚘

Czuję się oszukana. Jak kilkuletni pogromca warzyw, naczelny niejadek, któremu rodzicielka przemyciła w daniu obiadowym fasolowego burgerka i frytki z batatów. Wygłodniały dzieciak pożarł wszystko z wielką chęcią, ba! Przyznał, że było pyszne. Nieczyste zagranie matuli jednak się opłaciło.
Gdybym nieco bardziej zagłębiła się w fabułę "Debitu", doszłabym zapewne do wniosku,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak wygląda Wasz wybór kolejnej lektury? Bierzecie pod uwagę kryterium geograficzne? Czy dźwięczy Wam w głowie nieśmiertelne „cudze chwalicie, swego nie znacie”?
Dziesiątki przeczytanych tytułów umiejscowiły mój czytelniczy gust w rejonach zachodnich. W tym roku powzięłam postanowienie, by wykrzesać minimalną dozę odwagi i otworzyć się na dorobek pisarski rodem z przeciwległej części świata. Można powiedzieć, że Japonię powinnam odhaczyć już parę dobrych lat temu, kiedy to zaliczyłam krótki epizod fascynacji tamtejszymi komiksami. Obrazki swoje, a tekst swoje, dlatego starsza o parę wiosen postanowiłam sięgnąć po książkę z krwi i kości, wiecie, taką w pełni zadrukowaną słowem pisanym.
Do odważnych świat należy, tak mówią. Warto jednak brać pod uwagę możliwość ewentualnego zawodu. Z niewiadomych powodów moja literacka czujność pozostawała przez ostatnie tygodnie w stanie hibernacji (czyżby za dużo dobrych książek?) i... mamy to. Ni stąd, ni zowąd przyszło rozczarowanie. Dawało o sobie znać stopniowo, jednak intuicja rzadko mnie zawodzi – książkę kończę z przykrym, acz silnym poczuciem zmarnowanego potencjału.
Wstępny zarys historii prezentował się naprawdę intrygująco i – co by nie mówić – był jakby skrojony idealnie na moją miarę. Krótkie przedstawienie głównych bohaterów w stopce redakcyjnej rozwiało początkowe nadzieje; nie będą stanowić lustrzanego odbicia tej konkretnej czytelniczki, która mimo wszystko identyfikuje się jako społeczny outsider, nie będę mogła zbić z nimi mentalnej piony. Samotność niejedno ma imię, dlatego obietnica nowej perspektywy była traktowana przeze mnie jako wartość dodana.
Nie wiem, co poszło nie tak. Czy wina leży po charakterystycznym, azjatyckim podejściu do literatury, którego zasadniczym wyznacznikiem jest silne upodobanie ekonomizacji słowa? Czy to kwestia perypetii bohaterów młodocianych, których decyzje i sposób myślenia pojmuję niezwykle rzadko (choć jest mi do nich bliżej niż dalej)? Wreszcie, może to sprawka niezbyt pociągającego „drugiego planu”, który w oczywisty sposób miał stanowić punkt wyjścia dla rozważań nad sferą wyrzutków, a jedynie wybijał z rytmu? Skłaniam się ku sprawiedliwemu podziałowi zarzutów i jakąś wspólną karą.
Relacja głównych bohaterów żadnym sposobem mnie nie kupuje. Zastanawiam się, czy w ogóle powinna; być może cały ambaras wynika z mojego niezrozumienia – wybaczcie, jak wspomniałam na początku, raczkuję dosyć niepewnie po tym wschodnim gruncie. Chcę wierzyć, że nawet nieznaczne zwiększenie objętości pozwoliłoby dokładniej nakreślić portrety psychologiczne, wytłumaczyć motywację niektórych posunięć. Chcę, ale mając w pamięci konkretne fragmenty oraz wspomnienia (niestety bardzo wyraźne) reakcji na nie – coś pomiędzy zdziwieniem, zażenowaniem i niezrozumieniem właśnie – jest mi niespotykanie ciężko. Jako że cenię sobie szczerość, z niejaką ulgą wspomnieć muszę obecność naprawdę pięknych, trafnych przemyśleń. Szkoda tylko, że trafiły się ich zaledwie śladowe ilości...
„Plecy, które chcę kopnąć” okazały się tytułem nie dla mnie. Nie czuję szczególnej potrzeby, by w podobny sposób znęcać się nad posiadanym egzemplarzem. Myślę, że historia ta jest w stanie znaleźć właściwych odbiorców, będących może na nieco wcześniejszym etapie życia. Na moją okejkę niestety nie ma co liczyć.

Egzemplarz recenzencki zawdzięczam Wydawnictwu Kirin – piękne dzięki!

Jak wygląda Wasz wybór kolejnej lektury? Bierzecie pod uwagę kryterium geograficzne? Czy dźwięczy Wam w głowie nieśmiertelne „cudze chwalicie, swego nie znacie”?
Dziesiątki przeczytanych tytułów umiejscowiły mój czytelniczy gust w rejonach zachodnich. W tym roku powzięłam postanowienie, by wykrzesać minimalną dozę odwagi i otworzyć się na dorobek pisarski rodem z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie jestem przekonana do motywu domorosłych detektywów, więc momentami było trochę nużąco, trochę irytująco - jednak w ostatecznym rozrachunku całość wypada naprawdę dobrze. Nawet (a może zwłaszcza?) rozwiązanie, co do którego również miałam pewne obiekcje. Już mi przeszło

Nie jestem przekonana do motywu domorosłych detektywów, więc momentami było trochę nużąco, trochę irytująco - jednak w ostatecznym rozrachunku całość wypada naprawdę dobrze. Nawet (a może zwłaszcza?) rozwiązanie, co do którego również miałam pewne obiekcje. Już mi przeszło

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To było... mocne. Wciągające. Chyba jeszcze nigdy nie natrafiłam na coś podobnego 😶
Pierwsze spotkanie z osławionym Mrozem na długo zapisze się w mojej pamięci

To było... mocne. Wciągające. Chyba jeszcze nigdy nie natrafiłam na coś podobnego 😶
Pierwsze spotkanie z osławionym Mrozem na długo zapisze się w mojej pamięci

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po lekturze dziesiątek tytułów dotykających tematyki obozowej wreszcie dane mi było zapoznać się z perspektywą więźnia narodowości innej niż polska czy żydowska. Charakterystyczne oddanie "mateczce" dostrzec można niemal na każdej kolejnej stronie.
Relacja momentami nieco chaotyczna (choć czy w starciu z wojennymi  wspomnieniami mamy prawo wysuwania  podobnego zarzutu?), jednak nie przeszkodziło to w wychwyceniu pewnych  nieznanych mi dotąd przykładów okrucieństw napędzających tytułową machinę śmierci.
Na koniec przestroga dla wszystkich zbytnio sugerujących się wątkiem zawartym w nagłówku - opis przygotowań oraz samego procesu ucieczki mieści się w raptem kilku ostatnich stronach. Całościowa relacja wydaje mi się mimo wszystko bardziej satysfakcjonująca, stąd nie poczytuję tego faktu na niekorzyść książki

Po lekturze dziesiątek tytułów dotykających tematyki obozowej wreszcie dane mi było zapoznać się z perspektywą więźnia narodowości innej niż polska czy żydowska. Charakterystyczne oddanie "mateczce" dostrzec można niemal na każdej kolejnej stronie.
Relacja momentami nieco chaotyczna (choć czy w starciu z wojennymi  wspomnieniami mamy prawo wysuwania  podobnego zarzutu?),...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Duży pakiet emocji wszelakich gwarantowany. Doceniam wpisanie (trzeba to przyznać, dość oklepanego) motywu fantastycznego w ramy literatury pięknej. Wyszło ciekawie, na tyle nieinwazyjnie, że bez zwyczajowej niechęci mogłam skonsumować wszystko, co w realnym świecie raczej nie ma racji bytu.
Opowiadanie nr 2 roztrzaskało moje serducho na kawałki, nie mogło być inaczej 💔

Duży pakiet emocji wszelakich gwarantowany. Doceniam wpisanie (trzeba to przyznać, dość oklepanego) motywu fantastycznego w ramy literatury pięknej. Wyszło ciekawie, na tyle nieinwazyjnie, że bez zwyczajowej niechęci mogłam skonsumować wszystko, co w realnym świecie raczej nie ma racji bytu.
Opowiadanie nr 2 roztrzaskało moje serducho na kawałki, nie mogło być inaczej 💔

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie czuję się kompetenta, aby oceniać treść, ale...
ZA SAME ILUSTRACJE WYSTAWIŁABYM MILION GWIAZDEK
Jestem przeogromną fanką prac Ingi Moore, książki w nie wzbogacone są warte każdych pieniędzy. Do pełni szczęścia potrzeba mi jeszcze debiutu Astrid Sheckels na polskim rynku.

Nie czuję się kompetenta, aby oceniać treść, ale...
ZA SAME ILUSTRACJE WYSTAWIŁABYM MILION GWIAZDEK
Jestem przeogromną fanką prac Ingi Moore, książki w nie wzbogacone są warte każdych pieniędzy. Do pełni szczęścia potrzeba mi jeszcze debiutu Astrid Sheckels na polskim rynku.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Prosty, momentami absurdalny humor, bohaterowie ciągle jeszcze oswajający jesień życia, odrobina czystego wzruszenia - ta książka to miód na moje serducho ❤

Prosty, momentami absurdalny humor, bohaterowie ciągle jeszcze oswajający jesień życia, odrobina czystego wzruszenia - ta książka to miód na moje serducho ❤

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie znajduję słów, aby wyrazić jak bardzo rozczarowała mnie ta książka. Z jednej strony, krzycząca z okładki adnotacja każe mi przypuszczać, że jestem na nią po prostu za głupia. Z drugiej zaś, w zgrabną całość sklejają się wszelkie negatywne opinie, które w przeciągu roku zaobserwowałam na naszym lokalnym poletku czytelniczym.

Nie kupuję zaserwowanego nam konceptu. Uwielbiam, gdy ilustrowanie ludzkich zachowań odbywa się przy udziale zwierząt - hello, książkę mojego życia napisał K. Grahame. W przypadku "Moich głupich pomysłów" w żaden sposób nie potrafiłam czerpać przyjemności z przenikania się obu tych płaszczyzn. Czy to przez wplecenie w historię warstwy religijnej? Być może, bo nie byłam w stanie rezonować z wieloma aspektami przedstawionego tam wizerunku Boga. Z innych rzeczy które szczególnie odbierały komfort lektury...
Autor nazbyt hojnie wciskał w usta swoich bohaterów nie zawsze potrzebne (przynajmniej w moim odczuciu) "mordy" czy inne "gnoje". Miało być wulgarnie i agresywnie, wyszło lekko karykaturalnie.
Ach, no i ta doprowadzająca do szewskiej pasji fragmentaryczność, ekonomizacja słowa, jak gdyby Zannoni postawił sobie za cel upchnięcie wcale nie tyciej treści w możliwie najmniejszym pułapie znaków. Nie jestem debilem (w sumie to nie wiem, może jednak jestem), nie trzeba mi każdej jednej rzeczy rozkładać na części pierwsze, ale miło byłoby wejść głębiej w rozterki głównych bohaterów, razem z nimi cieszyć się i smucić.

Mogłabym wylewać kolejne litry jadu, ale jakoś nie mogę się przemóc, zwłaszcza gdy patrzę na okładkę i widzę tytuł, który przez okrągły rok figurował w mojej głowie jako pewny ulubieniec. O ironio - zaznaczyłam kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt fragmentów i pojedynczych zdań, które obiektywnie rzecz biorąc są naprawdę dobre, piękne (gdyby tylko cała książka chciała być utrzymana w konwencji ostatnich rozdziałów 💔). Niestety, prawdziwe ich docenienie powierzam komuś innemu. Chcę możliwie szybko wypocić całą nagromadzoną w trakcie lektury frustrację i zapomnieć.

Nie znajduję słów, aby wyrazić jak bardzo rozczarowała mnie ta książka. Z jednej strony, krzycząca z okładki adnotacja każe mi przypuszczać, że jestem na nią po prostu za głupia. Z drugiej zaś, w zgrabną całość sklejają się wszelkie negatywne opinie, które w przeciągu roku zaobserwowałam na naszym lokalnym poletku czytelniczym.

Nie kupuję zaserwowanego nam konceptu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo chciałabym zapałać większą miłością i zainteresowaniem do innych niż ssaki przedstawicieli fauny. Idzie mi to to dość opornie, ale staram się 🙃
Naprawdę zacna pozycja (ogromnie doceniam ostatnie dwa rozdziały, każdy powinien je przeczytać), wielbiciele tematu odnajdą się na jej stronach zapewne z dużo większą przyjemnością

Bardzo chciałabym zapałać większą miłością i zainteresowaniem do innych niż ssaki przedstawicieli fauny. Idzie mi to to dość opornie, ale staram się 🙃
Naprawdę zacna pozycja (ogromnie doceniam ostatnie dwa rozdziały, każdy powinien je przeczytać), wielbiciele tematu odnajdą się na jej stronach zapewne z dużo większą przyjemnością

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

2024: Chcąc być szczerą, muszę przyznać, że miałam niewielkie obawy jak odbiorę tę historię równo dwa lata po pierwszej lekturze. Poszły one w zapomnienie niemal od razu. W każdym słowie, w każdym zdaniu zawiera się tak niewypowiedziane piękno; nie sposób owego kunsztu nie docenić. Wszyscy, którzy uważają inaczej - pozostajecie dla mnie zagadką.
Kolejny raz nie wiem, jak w kilku błahych wnioskach zmieścić moją miłość dla danego tytułu. Dziękuję tej nienazwanej sile, która właściwie nakierowała przed laty moje dłonie, oczy i serce.
Żyję dla takich książek.

2022: Do tej pory "Znachor" był wyłącznie obiektem moich śmieszków, bo wiecie - to taki polski Kevin, emitowany w każde możliwe święto. Jakaś siła mnie w końcu tknęła, by poznać historię osławionego Wilczura. Przepadłam, to było coś wspaniałego ❤

2024: Chcąc być szczerą, muszę przyznać, że miałam niewielkie obawy jak odbiorę tę historię równo dwa lata po pierwszej lekturze. Poszły one w zapomnienie niemal od razu. W każdym słowie, w każdym zdaniu zawiera się tak niewypowiedziane piękno; nie sposób owego kunsztu nie docenić. Wszyscy, którzy uważają inaczej - pozostajecie dla mnie zagadką.
Kolejny raz nie wiem, jak w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Im bliżej byłam ostatniej strony, tym silniej odczuwałam, że jest to książka w zasadzie o niczym. Zwłaszcza z punktu widzenia czytelnika skuszonego opisem wydawniczym. Kryminału tu tyle, co kot napłakał, wszelkie bardziej sensacyjne wątki wydają się ledwo liźnięte.
ACZKOLWIEK - tutaj plot-twist większy, niż wszystkie te pomniejsze zaskoczenia w niniejszej książce zebrane do kupy - czytało mi się to znakomicie (rekomendacja osoby z ombrofobią liczy się podwójnie?).
Dla zwolenników powieści obyczajowych - jak najbardziej. Łaknący grozy poczują się prawdopodobnie nieco rozczarowani. Chyba, że w topce Waszych wewnętrznych lęków plasuje się (podobnie jak w moim przypadku) zagrożenie powodziowe.

Im bliżej byłam ostatniej strony, tym silniej odczuwałam, że jest to książka w zasadzie o niczym. Zwłaszcza z punktu widzenia czytelnika skuszonego opisem wydawniczym. Kryminału tu tyle, co kot napłakał, wszelkie bardziej sensacyjne wątki wydają się ledwo liźnięte.
ACZKOLWIEK - tutaj plot-twist większy, niż wszystkie te pomniejsze zaskoczenia w niniejszej książce zebrane do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mam problem z tą książką. Niewielka objętość, na której zręcznie przenikają się tematy bliskie każdemu przeciętnemu zjadaczowi chleba - mniej i bardziej poważne, a także popkulturowe sacrum, nie zawsze dostępne i zrozumiałe w obrębie wyżej wspomnianej grupy. Intrygujące, skłaniające do refleksji czy uronienia łezki (lub dwóch).
Pewne momenty jednak sprawiały, że odbiór owej lektury nie był do końca tak krystaliczny, jak mogłabym sobie tego życzyć. Osobisty, nierzadko wręcz intymny charakter zawartych w "Przyjacielu" rozważań powodował ten charakterystyczny rodzaj dyskomfortu, który nakazuje odłożyć niepowołaną dla naszych oczu treść. Poza tym - będę szczera - zdarzały się również fragmenty, na których po ludzku się "wyłączałam".
Mimo wszystko, szklana kula podpowiada, że to dopiero początek mojej przygody z twórczością S. Nunez. Jestem dobrej myśli.

Mam problem z tą książką. Niewielka objętość, na której zręcznie przenikają się tematy bliskie każdemu przeciętnemu zjadaczowi chleba - mniej i bardziej poważne, a także popkulturowe sacrum, nie zawsze dostępne i zrozumiałe w obrębie wyżej wspomnianej grupy. Intrygujące, skłaniające do refleksji czy uronienia łezki (lub dwóch).
Pewne momenty jednak sprawiały, że odbiór...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo wymęczyła mnie ta książka. Człowiek zmęczony, to człowiek zły. A wtedy już tylko krok dzieli go od wystawienia lekturze dwóch gwiazdek (*czterech, według skali LC).
Jedyne, czego nie sposób odmówić "Marinie" to klimat, który otacza czytelnika swoimi ramionami już od pierwszych zdań. Niestety, tajemnicza i osobliwa aura nie nakarmiły mnie wystarczająco. Właściwie, to w ogóle. Nie byłam w stanie wykrzesać sympatii do żadnego z bohaterów, nie dawałam też szczególnej wiary w siłę więzi zawiązanej pomiędzy głównym duo. Wnioskuję, że bez niej czytelnikowi raczej trudno wsiąknąć w barcelońskie perypetie. Sama przygoda, która miała porwać mnie od pierwszego pokonanego zaułka, zaserwowała mi jedynie znużenie. Chyba po prostu mam dość historii, w których bohaterowie stanowią odzwierciedlenie memicznego białasa z przewidywalnych horrorów i robią dokładnie to, czego nie powinni. I WIEM, że to właśnie te działania popychają całą akcję do przodu, ale jednocześnie odbierają mi całą przyjemność z lektury. Prawdopodobnie 6 na 10 przeczytanych przeze mnie książek cechuje się podobnym schematem, ale w przypadku "Mariny" odczuwałam go zdecydowanie zbyt mocno. No i chyba po raz kolejny potwierdza się, że nie jestem docelowym odbiorcą wątków fantastycznych.

Okropnie się czuję pisząc to wszystko, bo przecież mamy do czynienia z ZAFÓNEM. Gdy parę lat temu konsumowałam jego literackie początki, z "Księciem Mgły" na czele, pamiętam, że byłam w miarę usatysfakcjonowana. Nie było to coś absolutnie "mojego", natomiast czas spędzony na ich lekturze trudno uznać za stracony. Trudno powiedzieć, czy mój gust czytelniczy przeszedł tak diametralną metamorfozę, czy może wina leży po stronie PRZEOKROPNEGO wydania kieszonkowego... "Marina" może doczeka się drugiej szansy. A może nie.

Bardzo wymęczyła mnie ta książka. Człowiek zmęczony, to człowiek zły. A wtedy już tylko krok dzieli go od wystawienia lekturze dwóch gwiazdek (*czterech, według skali LC).
Jedyne, czego nie sposób odmówić "Marinie" to klimat, który otacza czytelnika swoimi ramionami już od pierwszych zdań. Niestety, tajemnicza i osobliwa aura nie nakarmiły mnie wystarczająco. Właściwie, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niezwykle pasjonujący zbiorek, który syci na długo. Momentami dało się odczuć zwiększoną zawartość nauki w nauce, co obiektywnie nie powinno stanowić wady - jednak mój misiowy rozumek nie do końca potrafił skojarzyć niektóre fakty 🙃

Niezwykle pasjonujący zbiorek, który syci na długo. Momentami dało się odczuć zwiększoną zawartość nauki w nauce, co obiektywnie nie powinno stanowić wady - jednak mój misiowy rozumek nie do końca potrafił skojarzyć niektóre fakty 🙃

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja powstała w ramach akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN (super sprawa, pięknie dziękuję za egzemplarz!)

Podobno boazeria to wyznacznik polskiej gościnności, obowiązkowy element domowego wystroju – coś jak ćmielowskie figureczki czy kosz ukryty w szafce kuchennej. Przez lata nie zasmakowałam luksusu posiadania żadnego z owych dodatków. Lektura „Robaków” utwierdziła wątpliwą reputację „bursztynowej komnaty”, która niemal od zawsze kiełkowała w mojej głowie. Mogę żałować porcelanowych kotków, nawet śmieci upychanych pod zlewem. Ale pełzające robactwo – to już zbyt wiele.

Dawno nie czytałam tak klimatycznego thrillera. Wydaje się, jak gdyby opisywana (przez rodowitą mieszkankę, co dodatkowo podnosi mój stopień zaufania w autentyczność odtwarzanych realiów) Bydgoszcz była kolejnym bohaterem, jednym z całego arsenału. Im więcej zaś postaci i wątków, tym bardziej raduje się moje czytelnicze serducho – następny punkt dla autorki! Niestety, nie sposób oddailić się od matematycznych prawideł, zatem gdy mamy do czynienia z plusem, tuż obok czaić musi się minus. Na miano głównej bolączki, która uparcie przypominała o sobie, próbując jednocześnie odebrać mi przyjemność z lektury, zasługuje styl. Wspominam go tuż obok peanów na cześć bohaterów, ponieważ to właśnie w interakcjach zachodzących pomiędzy nimi dało się odczuć dziwną do nazwania energię. „Kanciastość” dialogów i pojedynczych scen zrzucam jednak na karb debiutu. Wierzę, że rozbieg wzięty przez autorkę da początek długiemu maratonowi. Zaserwowane przez nią pokaźne tomiszcze jednoznacznie ilustruje powiedzenie „jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej”.

Choć od opisywanej w „Robakach” Bydgoszczy dzieli mnie 300 kilometrów z przysłowiowym hakiem (i jakieś 30 lat...), na dobre wsiąkłam w jej mroczne zaułki. Ledwo opuściłam je wraz z przerzuceniem ostatniej strony, a już zaczyna się robić tęskno. Zdecydowanie potrzebuję kolejnej dawki przygód komisarza i jego teamu.

Recenzja powstała w ramach akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN (super sprawa, pięknie dziękuję za egzemplarz!)

Podobno boazeria to wyznacznik polskiej gościnności, obowiązkowy element domowego wystroju – coś jak ćmielowskie figureczki czy kosz ukryty w szafce kuchennej. Przez lata nie zasmakowałam luksusu posiadania żadnego z owych dodatków. Lektura „Robaków” utwierdziła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wspaniała podróż w głąb (nie)znanych przyzwyczajeń przedstawicieli światowej fauny. Swoisty manifest, który w sposób pasjonujący i charakterny obmywa liczne stereotypy, otwiera oczy i wzmaga głód zoologicznej wiedzy.

Wspaniała podróż w głąb (nie)znanych przyzwyczajeń przedstawicieli światowej fauny. Swoisty manifest, który w sposób pasjonujący i charakterny obmywa liczne stereotypy, otwiera oczy i wzmaga głód zoologicznej wiedzy.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kocham, gdy Mery dopieszcza litery
Gdy słowem się bawi i nudy nie trawi
Choć treść ta bywa nieodgadniona
A czytająca równie zdumiona
Lektura jak łza jest czystą
Przyjemnością

Kocham, gdy Mery dopieszcza litery
Gdy słowem się bawi i nudy nie trawi
Choć treść ta bywa nieodgadniona
A czytająca równie zdumiona
Lektura jak łza jest czystą
Przyjemnością

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Strasznie długo czaiłam się na ten tytuł. Przyznacie, zgłębienie historii osoby, która od -nastu lat nie jest w stanie zaspokoić najoczywistszej ludzkiej potrzeby, wydaje się wielce intrygujące.
Bortne wybrał bardzo wartościowy sposób opowiedzenia historii bezsenności. Na niespełna trzystu stronach udało mu się zręcznie połączyć warstwę osobistych doświadczeń z fachowymi danymi medycznymi oraz - rzucanymi między wierszami, jakby od niechcenia - ciekawostkami i anegdotami. Te ostatnie zdecydowanie zaskarbiły największą część mojej uwagi. Jak wielką rolę odegrały zmiany w zakresie rytmu snu na upowszechnienie się nowych form meblarskich? Jaki kolor płytek łazienkowych jest najlepszy, gdy w grę wchodzi porządne wysypianie? Niewiarygodne, jak bardzo przymykamy oko na podobne niuanse, a jak ogromne wykazują one powiązanie z higieną conocnego spoczynku.

Co istotne - książki tej nie zaleca się traktować w kategoriach poradnika. Nie jest to magiczne remedium, po którym Wasze problemy ze snem odejdą w niepamięć. Naturalnie może być to swego rodzaju wstęp do autodiagnozy (choć sama nie mam większych trudności z zasypianiem, w końcu mogę właściwie nazwać tych kilka przejawów dyskomfortu, które udzielają mi się co jakiś czas), jednak żadną miarą nie zastąpi ona konsultacji z wykwalifikowanym specjalistą.
Bardzo doceniam ten pojedynczy głos jednego spośród całego ogromu "nieśpiących".

Strasznie długo czaiłam się na ten tytuł. Przyznacie, zgłębienie historii osoby, która od -nastu lat nie jest w stanie zaspokoić najoczywistszej ludzkiej potrzeby, wydaje się wielce intrygujące.
Bortne wybrał bardzo wartościowy sposób opowiedzenia historii bezsenności. Na niespełna trzystu stronach udało mu się zręcznie połączyć warstwę osobistych doświadczeń z fachowymi...

więcej Pokaż mimo to