-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2022-09-30
2016-05-07
Ania... książka - top 10 latki (chyba tak było w moim przypadku), potem dostałam serię kaset magnetofonowych z przepięknym słuchowiskiem (które mam do dziś!), a potem obejrzałam chyba wszystkie wersje filmowe (filmy i seriale).
Jak jej nie kochać?!
Całą serię czytałam wielokrotnie, uwielbiam pierwsze tomy... Chciałabym móc wejść w skórę dziewczynki, która pierwszy raz czyta Anię!
Ania... książka - top 10 latki (chyba tak było w moim przypadku), potem dostałam serię kaset magnetofonowych z przepięknym słuchowiskiem (które mam do dziś!), a potem obejrzałam chyba wszystkie wersje filmowe (filmy i seriale).
Jak jej nie kochać?!
Całą serię czytałam wielokrotnie, uwielbiam pierwsze tomy... Chciałabym móc wejść w skórę dziewczynki, która pierwszy raz...
2021-08-04
To baśń, prawdziwa i mięsista.
To legenda, nabrzmiała od powiązań, mitów.
To opowieść tak mocno osadzona w tradycji, że niemal realna, rzeczywista, mimo całej magiczności. Plastyczna.
Głęboko uderzający język: gruby, a jednocześnie poetycki i lekki. Bardzo dosadny, a oparty na prostych słowach, skojarzeniach, czytelnych kodach. Świetny, pachnący i sianem i łąką kwiatową, pachnący pleśnią i posoką, potem i skwarem słonecznym letniego dnia, ale też bagnem, ciemnym lasem, wilgocią.
Niesamowite postacie kobiece, i te dominujące i te posłuszne – uległe.
Jakób – człowiek czy demon, Wiktoryn, kot czy wąż? Cham czy pan! Wiedziony sercem, a później jadem, zawiścią, poczuciem niesprawiedliwości dziejowej, a sam tę niesprawiedliwość warunkujący. Miłość go otacza, otacza go też pożądanie. Otaczają go ludzie i zwierzęta – albo przyjaźń, albo wrednota (od jednych i drugich jednakowa).
Każdy bohater nosi piętno życia w określonych warunkach, grubą linią zaznaczającą jego status i kondycje, stan umysłu, przywileje i obowiązki.
Dodatkowo świetne komentarze rzeczywistość i tej przeszłej i obecnej, literackie i kulturowe nawiązania, modlitwy.
To baśń, prawdziwa i mięsista.
To legenda, nabrzmiała od powiązań, mitów.
To opowieść tak mocno osadzona w tradycji, że niemal realna, rzeczywista, mimo całej magiczności. Plastyczna.
Głęboko uderzający język: gruby, a jednocześnie poetycki i lekki. Bardzo dosadny, a oparty na prostych słowach, skojarzeniach, czytelnych kodach. Świetny, pachnący i sianem i łąką kwiatową,...
2016-09-07
2018-03-16
Andreas Egger żył. 80 lat nieco ponad. Opowieść o nim jest tak prosta jak życie. Jego życie. Każde życie.
Próba czasu - "Egger przyjmował wszystkie zmiany w cichym zdumieniu. W ogóle czas zbijał go z tropu. Przeszłość zdawała się zakrzywiać we wszystkie strony, a we wspomnieniach wydarzenia mieszały się ze sobą bądź też w osobliwy sposób kształtowały wciąż na nowo i nabierały odmiennej wagi".
Koniec życia - "Usłyszał własne serce. I usłyszał ciszę, gdy
przestało bić. Cierpliwie czekał na następne uderzenie. A gdy nie nadeszło, ustąpił i umarł."
"Śmierć była częścią życia jak pleśń częścią chleba".
Andreas Egger żył. 80 lat nieco ponad. Opowieść o nim jest tak prosta jak życie. Jego życie. Każde życie.
Próba czasu - "Egger przyjmował wszystkie zmiany w cichym zdumieniu. W ogóle czas zbijał go z tropu. Przeszłość zdawała się zakrzywiać we wszystkie strony, a we wspomnieniach wydarzenia mieszały się ze sobą bądź też w osobliwy sposób kształtowały wciąż na nowo i...
2015-12-02
Ten duch, klimat - pozostały ze mną. Moje dawne wrażenia.
Są takie powieści, czy - jak w tym przypadku - opowiadania, których atmosfera mnie oszałamia, wzrusza, wywołuje ekscytację, pochłania. W każdym razie jest ważniejsza niż treść, czy akcja, czy nawet bohaterowie. Chłonę i pamiętam tylko to.
W przypadku tytułowego opowiadania "Chłopiec na lotnym trapezie" moje odczucia są najsilniejsze. Czytając po raz pierwszy czułam się jakbym miała gorączkę - co? jak to można? tak prosto? smutno? dobitnie? z czułością? z lekkością?. Piorunujące wrażenie. Drugim, i kolejnym, i kolejnym, było podobnie, może już nie z piorunem (bo wiedziałam, a przede wszystkim czułam jak będzie), ale było rozgorączkowanie i chwila ekscytacji czytelniczej.
Jak to się dzieje, nie wiem. Czemu słowa jednego pisarza trafiają prosto, do głowy, serca, do trzewi. W zwyczajnym, kilkustronicowym opowiadaniu - na dodatek.
Pokochałam wtedy Saroyana. Chyba to będzie na całe życie. Efekt jest taki, że chce znów do niego wrócić.
Ten duch, klimat - pozostały ze mną. Moje dawne wrażenia.
Są takie powieści, czy - jak w tym przypadku - opowiadania, których atmosfera mnie oszałamia, wzrusza, wywołuje ekscytację, pochłania. W każdym razie jest ważniejsza niż treść, czy akcja, czy nawet bohaterowie. Chłonę i pamiętam tylko to.
W przypadku tytułowego opowiadania "Chłopiec na lotnym trapezie" moje odczucia...
2018-06-07
Ten duch, klimat - pozostały ze mną. Moje dawne wrażenia.
Są takie powieści, czy - jak w tym przypadku - opowiadania, których atmosfera mnie oszałamia, wzrusza, wywołuje ekscytację, pochłania. W każdym razie jest ważniejsza niż treść, czy akcja, czy nawet bohaterowie. Chłonę i pamiętam tylko to.
W przypadku tytułowego opowiadania "Chłopiec na lotnym trapezie" moje odczucia są najsilniejsze. Czytając po raz pierwszy czułam się jakbym miała gorączkę - co? jak to można? tak prosto? smutno? dobitnie? z czułością? z lekkością?. Piorunujące wrażenie. Drugim, i kolejnym, i kolejnym, było podobnie, może już nie z piorunem (bo wiedziałam, a przede wszystkim czułam jak będzie), ale było rozgorączkowanie i chwila ekscytacji czytelniczej.
Jak to się dzieje, nie wiem. Czemu słowa jednego pisarza trafiają prosto, do głowy, serca, do trzewi. W zwyczajnym, kilkustronicowym opowiadaniu - na dodatek.
Pokochałam wtedy Saroyana. Chyba to będzie na całe życie. Efekt jest taki, że chce znów do niego wrócić.
Ten duch, klimat - pozostały ze mną. Moje dawne wrażenia.
Są takie powieści, czy - jak w tym przypadku - opowiadania, których atmosfera mnie oszałamia, wzrusza, wywołuje ekscytację, pochłania. W każdym razie jest ważniejsza niż treść, czy akcja, czy nawet bohaterowie. Chłonę i pamiętam tylko to.
W przypadku tytułowego opowiadania "Chłopiec na lotnym trapezie" moje...
2015-09-30
2018-05-16
Czarna.
Spokój, gnuśność, ploty.
Beata.
Potrzeba syna. SYNA DLA MĘŻA.
Ból party, wstrząsany, rozrywany - byle syn.
Siała woli czyni cuda - trzeba wierzyć.
Trzeci poród i musi się udać.
Jest!
Teraz podziękować Bogu.
Do spowiedzi.
Czysta karta.
Dom, sprzątanko, lepsze życie.
Byle prosto. Troszkę poświecenia.
I nic nie musieć, nie dbać - żeby nie chciał tknąć.
I tyle.
Jeremi.
Potrzeba syna. SYNA.
SYNA DLA MĘŻCZYZNY.
Dla władzy, dla przekazania dalej nasienia.
Córka przedsiębiorcy? Nie. Nie ma "córeczki tatusia"!
Syna chronić, a rodzinę trzymać dla prestiżu.
I pokoju.
Czystość gniazda.
Coś się od życia należy.
Ach, tak spuścić, oddać, pchnąć, czerpać, spocić, zaszaleć, wykazać.
Się.
Koszt niewielki.
Matkę zamotać.
Żonę - rzonę - pominąć.
Byle na szybko, z pełnym zadowoleniem i bez komplikacji.
Zadzwonić, nie odebrać.
Skończyć - jak przyjdzie czas.
Maryśka.
Tylko on.
"Czym interesują się wasi rodzice" - zdobądź wiedzę.
Sweterek, taki co zawsze chciała mieć.
Opleść nogami. Zadowolić. Przywiązać.
Na każde wezwanie.
Ale z hukiem.
Rozkosz i staranie.
A matka niech grzebie w rachunkach.
A kołtun miejscowy niech sobie szczuje, ale zwijając się z zazdrości.
Jeśli dopadnie strach przed pustką, skoczyć, zadziałać.
Zagrozić.
Zadziała, bo miłość, mówił.
NA KOŃCU ZAWSZE MIŁOŚĆ ZADZIAŁA.
Czarna.
Krew i sensacja.
Czarna.
Spokój, gnuśność, ploty.
Beata.
Potrzeba syna. SYNA DLA MĘŻA.
Ból party, wstrząsany, rozrywany - byle syn.
Siała woli czyni cuda - trzeba wierzyć.
Trzeci poród i musi się udać.
Jest!
Teraz podziękować Bogu.
Do spowiedzi.
Czysta karta.
Dom, sprzątanko, lepsze życie.
Byle prosto. Troszkę poświecenia.
I nic nie musieć, nie dbać - żeby nie chciał tknąć.
I...
2020-12-22
W Czarnym obelisku jest mrok i szarość. I to co doniosłe i to co plugawe.
Pokochałam Remarqu’a, całym sercem.
Kim jest główny bohater? Ludwik/ Rudolf/ Rolf. Młody poeta, pracujący w zakładzie pogrzebowym, który zbyt wiele widział i przeżył podczas wojny, który szuka, który doświadcza. Czy szuka sensu życia? A może szuka tylko sensu na teraz, ścieżki na teraz, na życie po wojnie, może tylko równowagi.
Geneviéve/ Izabella jak zjawisko, abstrakcja, najlepsza część rzeczywistości. Spętana, na koniec, a podobno przywrócona światu.
Najpiękniejsze w powieści, bo dramatyczne i mocne, są dialogi Ludwika i Izabeli. Piękne rozmowy, nieprzewidywalne.
„Dlaczego nic nie mówisz? – pyta.
Wzruszam ramionami.
– Czasami nie można nic powiedzieć, Izabello. A często trudno jest przemóc...
– Oo przemóc?
– Samego siebie. Istnieją różne opory.
– Nóż nie może kroić sam przez się, Rudolfie. Dlaczego się boisz?
– Nie wiem, Izabello.
– Nie czekaj zbyt długo, najdroższy. Inaczej będzie za późno. Słowa są potrzebne – szepcze”
Dialogi są mięsiste, wszystkie, co jeden to lepszy - ze wspólnikiem, z kobietami, pijanym sąsiadem, z księdzem i lekarzem.
Rzeczywistość jest złożona, mam wrażenie że każdy bohater tej powieści jest na etapie poszukiwań, nie ma nic stałego, nic pewnego, wszystko się zmienia jak „kurs dolara”.
Pomiędzy jedna a drugą wojną była walka o życie, normalne życie. Wciąż dramaty, z różnych powodów, żadnej stabilizacji, żadnego dobrego końca, światła. Może nawet przeczucie zła – kolejnej wojny, zagłady, trupów.
„Bądź pozdrowiona, Izabello! Żegnaj, życie! Bądź pozdrowione, życie!”
W Czarnym obelisku jest mrok i szarość. I to co doniosłe i to co plugawe.
Pokochałam Remarqu’a, całym sercem.
Kim jest główny bohater? Ludwik/ Rudolf/ Rolf. Młody poeta, pracujący w zakładzie pogrzebowym, który zbyt wiele widział i przeżył podczas wojny, który szuka, który doświadcza. Czy szuka sensu życia? A może szuka tylko sensu na teraz, ścieżki na teraz, na życie po...
2022-10-31
Hans Castorp i czas, w czasie, w bezczasie. Właściwie nie sam Hans Castorp (uwielbiłam to ciągłe powtórzenie – zawsze to był Hans Castorp), ale kuracjusze i lekarze Berghofu w tym dziwnym świecie, w labiryncie czasowym. Ten bezruch, przestrzeń i możliwości bezruchu, rozpisanie otulania się kocem i wyjmowania leżaka na werandowanie, wyciągania wniosków z powolnego ruchu i skłonu głowy, cienia na czole pani Chauchat.
Jak dobrze, że przez „Czarodziejską górę” nie trzeba gonić, że można zatopić się i rozpuścić w bezakcji i powolności. Że wszystko jest dotykalne, mięciutkie, delikatne jak puch. Bohaterów można wziąć po rękę i pospacerować z nimi, podprowadzić na werandę, zaprowadzić do stołówki, przysiąść z nimi przy lepszym lub gorszym stole rosyjskim i podsłuchać eleganckiej rozmowy, wywodów, niezbyt kłopotliwych pytań. Można też stać za ramieniem Joachima i delikatnie poznawać świat sanatoryjny w całym jego uroku marazmu.
Kiedy pod koniec wszystko się intensyfikuje, trochę może za sprawą Settembriniego i Naphty, to jest w tym już jakaś namiastka życia „z dołu”. Zamożny Peeperkorn żegna się z życiem, Kławdia opuszcza sanatorium, Hans Castorp pozostając wikła się jeszcze w rozrywki „góry” (muzyka, seanse spirytystyczne, rozmowy- spory dwóch idealistów, sekundowanie z tragicznym finałem) , ale i jego dosięga nieubłaganie konieczność zejścia w niziny.
Do diabła z krytyką społeczeństwa, do diabła z jego obrazem, z jego niegotowością na nieuchronne nadejście wojny. Wszystko to nieważne, byle się zatopić i jeszcze rozciągnąć ten czas, żeby skorzystać z uspokojenia.
Hans Castorp i czas, w czasie, w bezczasie. Właściwie nie sam Hans Castorp (uwielbiłam to ciągłe powtórzenie – zawsze to był Hans Castorp), ale kuracjusze i lekarze Berghofu w tym dziwnym świecie, w labiryncie czasowym. Ten bezruch, przestrzeń i możliwości bezruchu, rozpisanie otulania się kocem i wyjmowania leżaka na werandowanie, wyciągania wniosków z powolnego ruchu i...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-27
Powiem tak - smakowałam długo i dobrze mi to zrobiło.
Warto było zagłębić się i powoli odkrywać i wchłonąć, przefiltrować świat Marcela. Do pełni obrazu dochodziłam niespiesznie, z każdym zdaniem, myślą. Krok po kroku, kropla, skrawek, plamka informacji do obrazu impresyjnego. Cudnie było. Jednak - cudnie było.
Każdorazowo musiałam dojrzeć do sięgnięcia po kolejny tom, bo jednoczesność uczuć przyciągania i odpychania była rozdzierająca. Jak to jest, że przy "W poszukiwaniu straconego czasu" rzeczywiście można było się oderwać od wszystkiego i zapętlić w tamtym czasie. Mimo, że zdarzały się sytuacje kryzysowe to musiałam oddawać honor autorowi i prowadzonej przez niego liryce wypowiedzi, która mnie urzekała oraz wykwintności jego stylu, którą czułam w każdym zdaniu.
Kreacja bohaterów jest niesamowita. Gilberta, Pani Guermantes i Albertyna - miłości Marcela - opisywane są przez pryzmat odczuć narratora, aktualnego stanu ducha i poziomu melancholii.
W ostatnim tomie filozoficzne rozważania biorą górę, zdecydowanie mniej jest opowieści o zdarzeniach, a sytuacje i osoby zostają ostatecznie podsumowane. Czy narrator czuje zbliżającą się śmierć, czy jest znużony, czy lat i mądrości mu przybyło. I tak o swoich sprawach sercowych pisze: "i po kolei wszystkie trzy zapomniałem, z miłości do różnych istot pozostała tylko moja miłość".
Przeczuwając, że tom "Czas odnaleziony" będzie twz. "ostateczną rozgrywką", na którą przygotował mnie wspaniale tom "Nie ma Albertyny" - jestem szczęśliwa.
"Działo sztuki jest jedynym sposobem odnalezienia czasu straconego".
Powiem tak - smakowałam długo i dobrze mi to zrobiło.
Warto było zagłębić się i powoli odkrywać i wchłonąć, przefiltrować świat Marcela. Do pełni obrazu dochodziłam niespiesznie, z każdym zdaniem, myślą. Krok po kroku, kropla, skrawek, plamka informacji do obrazu impresyjnego. Cudnie było. Jednak - cudnie było.
Każdorazowo musiałam dojrzeć do sięgnięcia po kolejny tom, bo...
2022-04-20
Zastanawiałam się nad procesem, nad potrzebą, czy raczej nad koniecznością, bo jako konieczność układania słów i światów zawsze jawiły mi się prozy Olgi Tokarczuk. Różnorodne i niedomknięte i zawsze niepokojące.
Dlatego zupełnie wsiąknęłam w jeden z zamieszczonych w tomie wykładów – „Kraina metaksy”. W tym słowie – metaksa - kraje się ogrom nieistniejącego wszechświata. Platon określał ją jako tajemniczą realność, która wykracza poza doświadczenie człowieka, to czego nie może sobie nawet wyobrazić. Karina metaksy, to miejsce, które jest nieokreślone, które bywa, które można częściowo poznać a częściowo wyobrazić, które znajduje się pomiędzy pojęciami tworzącymi się i rozmawiającymi jednocześnie, które na siebie wpływają, które sobie wzajemnie przeciwstawiają się, zachodzą i pulsują. Nie da się poddać krainy metaksy jednoznacznym osądom , ponieważ wszystko, co w niej mieści to wytwory naszego umysłu, które nie dostąpiły realności. To poświaty świata, który istnieje poza czasem i przestrzenią, zawieszony pomiędzy sferami. Można powiedzieć, że w ten sposób powstała literatura…
Przeciwieństwem metaksy jest literalizm, racjonalność.
Zdaje mi się, że ten wykład, bardziej niż inne pozwolił mi wniknąć w rozumienie twórczości i sposób myślenia o rzeczach i stanach Olgi Tokarczuk. Falami napływały do mnie obrazy z „Ksiąg Jakubowych”, a także z „Biegunów”, które swojego czasu nastręczyły mi wiele kłopotu. Po „Biegunach” byłam rozbita, szukałam ciągu i sensu. Po co była mi kontynuacja, chronologia, a nie wystarczyła czułość!
Czuły narrator.
Czułość - to nie kreacja swojej osoby przez autorkę, to stan w którym narrator opisuje, bierze w dłonie, delikatnie, dmucha w piórka. To nie miłość, ani nawet jej namiastka, to raczej głos i uwaga, która skupia się na czymś innym niż „swoje” i „ja”, to jest dociekliwość, to jest szukanie więzi i podobieństwa, tożsamości, szukanie bytu poza sobą i szukanie drogi do tego jak to wyrazić.
Czułość. Poznanie. Dotknięcie.
Zastanawiałam się nad procesem, nad potrzebą, czy raczej nad koniecznością, bo jako konieczność układania słów i światów zawsze jawiły mi się prozy Olgi Tokarczuk. Różnorodne i niedomknięte i zawsze niepokojące.
Dlatego zupełnie wsiąknęłam w jeden z zamieszczonych w tomie wykładów – „Kraina metaksy”. W tym słowie – metaksa - kraje się ogrom nieistniejącego wszechświata....
2014-11-18
Jestem pod wielkim wrażeniem książki Ludmiły Ulickiej „Daniel Stein, tłumacz”. Może nie ma w niej nic odkrywczego, oszałamiającego i zaskakującego, ale to nie jest najważniejsze. Przynajmniej dla mnie.
Historia opowiedziana w książce jest autentyczną biografią polskiego Żyda, który przeszedłszy przez najbardziej nieprawdopodobne, ale i straszne, „przygody” wojenne, staje się katolickim kapłanem, który w Izraelu stara się stworzyć enklawy ekumeniczne – przede wszystkim zjednoczyć judaizm i chrześcijaństwo. Daniel, przyjął na siebie ciężar pomocy ludziom w rozmaitych sytuacjach, ludziom różnych wyznań. Bez oceniania, służąc tylko radą, dobrym słowem, pomocą materialną. Zjednywał sobie wielu, ale czasem musiał pogodzić się z niewdzięcznością i zdradą.
Ponad problemami religijnymi, o których jest ta książka, umieściłabym jako główny temat sprawy związane z rodziną. Właściwie każda historia dotyka problemów rodzinnych: chore dzieci, zdrady i romanse, nieznośny ciężar dźwiganych wspomnień, zawiść, różnice pokoleniowe, niezgoda pomiędzy ortodoksyjną a mniej religijną częścią rodziny, itp. Daniel w roli tłumacza sprawdzał się przez całe życie – i w sensie przenośnym i dosłownym. Był tłumaczem, bo pomagał porozumieć się ludziom pomiędzy sobą w sprawach dotyczących życia codziennego, różnic kulturowych i wyznaniowych, polityki. Wydaje się, że żył w samym centrum najbardziej skonfliktowanego społeczeństwa. Tylko tyle, że te problemy są wszędzie, na całym świecie, od stuleci i po wieki wieków.
Książka złożona jest z listów, nagrań, fragmentów wywiadów i pamiętników – historię poszczególnych osób, rodzin, samego Daniela czytelnik poznaje z urywków. Nie jest to jednak kłopotliwe czy nużące, potęguje tylko ciekawość. Konstrukcja ta jest zatem jak najbardziej udana. Dodatkowym atutem jest powtórzenie tego zabiegu poprzez wielość osób, miejsc i czasów. W tej wielości mamy możliwość poznać różne perspektywy spojrzenia na temat czy osobę. Ważnym elementem schematu konstrukcyjnego są listy autorki, które obnażają proces tworzenia opowieści o Danielu, „wywlekania połowy duszy”.
Ludmiła Ulicka stworzyła historię prawdziwą, bez patosu i oceny. Wątki, wydawałoby się odrębne, a niby niechcący budujące fantastyczny obraz życia.
Jestem pod wielkim wrażeniem książki Ludmiły Ulickiej „Daniel Stein, tłumacz”. Może nie ma w niej nic odkrywczego, oszałamiającego i zaskakującego, ale to nie jest najważniejsze. Przynajmniej dla mnie.
Historia opowiedziana w książce jest autentyczną biografią polskiego Żyda, który przeszedłszy przez najbardziej nieprawdopodobne, ale i straszne, „przygody” wojenne, staje...
Zostaje na Arrakis!
Chce bardzo i potrzebuje tu zostać.
To takie niewielkie opętania, myślę, ale pozytywne i konieczne, czekałam na taką intensywność długo.
Zostaje na Arrakis!
Chce bardzo i potrzebuje tu zostać.
To takie niewielkie opętania, myślę, ale pozytywne i konieczne, czekałam na taką intensywność długo.
2024-04-04
Zostaje na Arrakis!
Chce bardzo i potrzebuje tu zostać. To takie niewielkie opętania, myślę, ale pozytywne i konieczne, czekałam na taką intensywność długo.
Zostaje na Arrakis!
Chce bardzo i potrzebuje tu zostać. To takie niewielkie opętania, myślę, ale pozytywne i konieczne, czekałam na taką intensywność długo.
2015-12-01
2022-07-12
To co ważne , a jednocześnie tkliwe dzieje się w ukryciu, w głębi.
Uradowała mnie to powieść jako czytelnika, który lubi być otoczony , otumaniony i włączony – z butami – w świat opisany. Rzeczywiście uradowała, bo może nie uwiodła i zawładnęła, choć było w niej wszystko co mi potrzebne.
Najłatwiej byłoby wymienić po przecinku. I tak: fantastyczna atmosfera, słowo i klimat, płynność, skojarzenia, tradycja, dialog z kulturą (filozofia, literatura… To nie tak. Bardziej to czuje, niż umiem wypisać – bo składnie zdań w jakimś porządku wydaje mi się niewłaściwe, aby rzeczywiście objąć całość.
Na długo zostanie ze mną obraz miejsca, dojmująca seksualność i tkliwość właśnie.
To co ważne , a jednocześnie tkliwe dzieje się w ukryciu, w głębi.
Uradowała mnie to powieść jako czytelnika, który lubi być otoczony , otumaniony i włączony – z butami – w świat opisany. Rzeczywiście uradowała, bo może nie uwiodła i zawładnęła, choć było w niej wszystko co mi potrzebne.
Najłatwiej byłoby wymienić po przecinku. I tak: fantastyczna atmosfera, słowo i...
2009-01-04
2023-10-15
Być jak Grek Zorba!
Mieć swojego Boga i swojego diabła!
I o nic więcej się nie martwić, i żyć całą piersią, żyć pomimo wszystkich, ze wszystkimi w harmonii i w niezgodzie, czasem w waśni, ale tak żyć! Na swoich warunkach i dla swojej własnej przyjemności. Czerpać z życia to czego się naprawdę pragnie, bez ograniczeń.
Jest to zwyczajna powieść. Zwyczajna, bez fajerwerków, a jednak przejmująca, wrażliwa, doskonała. Z takim promykiem, który nie tylko rozświetla, ale i pomaga uśmiechnąć się, samemu się rozpromienić.
Takie powieści też chcę czytać albo wracać do nich bo Greka już wcześniej znałam. Zastanawiam się jednak, czy wtedy, w liceum, spodobał mi się ten podstarzały fircyk obmacujące Babulinę. Teraz mi się podoba. Jego siła!
Być jak Grek Zorba!
Mieć swojego Boga i swojego diabła!
I o nic więcej się nie martwić, i żyć całą piersią, żyć pomimo wszystkich, ze wszystkimi w harmonii i w niezgodzie, czasem w waśni, ale tak żyć! Na swoich warunkach i dla swojej własnej przyjemności. Czerpać z życia to czego się naprawdę pragnie, bez ograniczeń.
Jest to zwyczajna powieść. Zwyczajna, bez fajerwerków, a...
10 minut – to literacki , kunsztowny majstersztyk. Jest kilka takich autorek, które mnie do siebie przywiązały na zawsze! Shafak i jej różnorodny świat, widzenie rzeczywistości i problemów, krytyka i miłość do bohaterów, co i raz to mnie zaskakuje, że można jeszcze lepiej, dogłębniej, cieplej pisać i wspinać się na wyżyny.
Opowieść o życiu Leili jest fascynująca. Ciężko jej, jest sama, ale wśród brudu i pozorów świata znajduje przyjaciół – na życie i śmierć. Znajduje też miłość – na życie i śmierć.
Leila jest jak kwiat i jak ryba.
PS. Ciekawe ile razy to jeszcze odczuje/ zauważę/ zaznaczę – że turecki Stambuł jest najbardziej znanym mi literacko miastem świata!
10 minut – to literacki , kunsztowny majstersztyk. Jest kilka takich autorek, które mnie do siebie przywiązały na zawsze! Shafak i jej różnorodny świat, widzenie rzeczywistości i problemów, krytyka i miłość do bohaterów, co i raz to mnie zaskakuje, że można jeszcze lepiej, dogłębniej, cieplej pisać i wspinać się na wyżyny.
więcej Pokaż mimo toOpowieść o życiu Leili jest fascynująca. Ciężko...