-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
2024-05-16
2024-05-11
2024-05-04
Lęk, odwaga, poświęcenie i miłość.
Historia opowiada o Zivie, magicznej kowalce, która stworzyła niebezpieczny miecz jedną myślą. Teraz musi uciekać, by twór nie trafił w ręce klientki ze złymi zamiarami.
Sam pomysł na fabułę był w porządku, postacie nie są super wyjątkowe, ale do polubienia. W pewnym momencie zamiast walki o życie, zamienia nam się to w łączenie w pary. Poczułam się, jakbym oglądała jakieś filmy młodzieżowe, które mają być romansem, ale żeby było ciekawiej w tle pojawi się fabuła. Czy to zły zabieg? Nie, nie sądzę. Po prostu co kto lubi. Mi akurat w wydaniu pani Tricii Levenseller się to spodobało.
Z samą autorką miewam problemy, jako że przeczytałam jej 3 inne książki. Głównym są opisy, a raczej ich mała liczba. Opisy czasami pojawiają się bardzo szczegółowe, kiedy innym razem jest to tak pobieżne, jak "chatka imitująca drewnianą" (swoją drogą jak chatka na wsi, w świecie inspirowanym na jakieś czasy średniowiecza, może być imitować drewniane?). Przez to, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, to właśnie rozbudowane opisy zaczynały wybijać z rytmu.
Przez całą pierwszą połowę byłam pewna, że to jednotomówka. Zaczęłam mieć wątpliwości, kiedy na blurbie ktoś wspomniał, że to książka, która sprawia, że chce się od razu łapać za kolejny tom. Zatem od tamtego momentu, czytałam z myślą, że to będzie miało kontynuację. Tylko że fabuła jakby zaczynała przyspieszać i kreować się na zakończoną w tym tomie. Końcówka, która jak dla mnie była dziwnie przyspieszona, w ogóle krzyczała, że za kilka stron jest koniec. Aż tu nagle poważna sytuacja i zakończenie, które równie dobrze mogłoby być końcem zdania w rozdziale, a nie samym końcem rozdziału - co dopiero książki. Zabieg rozumiem, oczywiście, że chcę złapać za drugą część, ale! po zastanowieniu się, w mojej głowie jedynie pojawia się myśl: ale w zasadzie po co tej historii 2 tom? Poza jedną rzeczą, która wydarzyła się na samym końcu, tej historii brakuje wątków, które można by pociągnąć i kontynuować. Są takie bardzo delikatne sprawy, jak chociażby książka pisana przez Petrika, czy miłosne rozterki bohaterów, ale gdzie jest coś większego? Ratowanie świata to nie ich bajka, nawet sami o tym wspomnieli. Dlatego jestem ciekawa czym autorka nas zaskoczy w kolejnej części i czy historia Zivy, Temry, Petrika i Kellyna zakończy się na dwóch tomach.
Bardzo podobał mi się na wejściu cytat z Władcy Pierścieni, który pasował, a jak! Do tego ciekawa jestem czy miecz ostrzegający przed zagrożeniami jest otwartą inspiracją z WP, czy jednak splotem przypadków.
Lęk, odwaga, poświęcenie i miłość.
Historia opowiada o Zivie, magicznej kowalce, która stworzyła niebezpieczny miecz jedną myślą. Teraz musi uciekać, by twór nie trafił w ręce klientki ze złymi zamiarami.
Sam pomysł na fabułę był w porządku, postacie nie są super wyjątkowe, ale do polubienia. W pewnym momencie zamiast walki o życie, zamienia nam się to w łączenie w pary....
2024-04-24
2024-04-22
2024-04-21
2024-04
2024-04-11
2024-04-08
Mnie stąd już nie wyciągnięcie.
Akcja nie zwalnia, ciągle mamy dużo na głowie, ale i więcej głów, do których możemy zajrzeć. Szkarłatna Królowa w jakiś taki czysty sposób skradła moje serce. Styks, hm, nie wiem czy powinniśmy go lubić? Ja go lubię jako antagonistę, osobiście kibicuję Brenowi, wiadomo! Choć czy tak na pewno Styks jest antagonistą? Pomijając (jakże ważne, oczywiście) sprawy z oskórowaniem ludzi, to jego cel wydaje się być słuszny, choć to co się za nim kryje już mniej.
Sprawa magii dalej mnie zachwyca, niesamowite połączenia światów, to jak próby mają sens w nagrodzie i karze. Bajka!
Bardzo spodobała mi się próba golemików. Wydawała się nieść za sobą dosyć współczesny przekaz.
Choć zabrzmi to okrutnie, cieszę się, że bohaterowie czasem się potkną, a czasem wywalą na twarz. Taka kolej rzeczy. W ten sposób także zaciskają się więzi pomiędzy naszą główną trójką, co w tej części widać szczególnie. Trudne decyzje, zaufanie, poświęcenie. Wybaczanie. Wspaniale rozwija nam się Zadra, choć znamy ją niedługo i jakże wspaniale rozwija się Bren.
I Bren, uwierz mi, że wielu cię kocha, nie tylko w twoim świecie.
Autor pozwala nam zostać czwartym kompanem w drużynie i podróżować wraz z resztą. Przeżywać wzloty i upadki. Kibicować im z zapartym tchem, czasami żałując, że nie możemy wskoczyć im pomóc. Kocham to, jakich bohaterów tu spotykamy. Jak potrafią zawrócić, czasem w głowie.
Zaskakuje mnie sama akcja. Może dla niektórych wiele rzeczy jest oczywistych, prostych, ale jak dla mnie autor potrafi tak dobrze zawirować językiem, że dopiero - w moim przypadku - przy końcowej walce zrozumiałam jasny przekaz walki ognia z lodem. I spodobało mi się to.
I teraz najcięższa część: czekanie. Z jednej strony to niesamowite móc poczekać na dalsze losy, a nie odkryć je od razu, ale z drugiej: o mamuńciu! Takie zakończenie aż prosi się o kolejną część na już i natychmiast!
Naprawdę dziękuję panu Pawłowi za to, że zdecydował się przelać tę powieść na papier i dać nam się w niej zatopić. Również Filip Kosior jest już nieodzownym elementem tego świata!
Mnie stąd już nie wyciągnięcie.
Akcja nie zwalnia, ciągle mamy dużo na głowie, ale i więcej głów, do których możemy zajrzeć. Szkarłatna Królowa w jakiś taki czysty sposób skradła moje serce. Styks, hm, nie wiem czy powinniśmy go lubić? Ja go lubię jako antagonistę, osobiście kibicuję Brenowi, wiadomo! Choć czy tak na pewno Styks jest antagonistą? Pomijając (jakże ważne,...
2024-03-15
Słyszę głosy w głowie?!
Leba może wcześniej przystąpić do prób, mimo bycia nieletnim. Bren zostaje zwerbowany do Piewców. Ich losy się łączą i w rezultacie dzieje się coś... magicznego.
W książce przepadłam. Początek wciąga od razu, mamy akcję i powoli odkrywanie niektórych zakątków świata. Niesamowicie podoba mi się sposób działania magii w tym świecie. To, co czuje bohater czarując jest na tyle szczegółowo opisane, że jestem w stanie sobie to wyobrazić. Ciekawi mnie jeszcze w jaki sposób dobierane są próby do magów i czy to będzie miało jakieś znaczenie. Podoba mi się też sposób wymiany. Nie ma nic za darmo.
Bohaterów mijaliśmy dużo i podobało mi się, jak autor wprowadzając kogoś, dawał poczucie, że zostaniemy z tym kimś, w tym miejscu, na dłużej, a następnie miażdżył to. Ktoś zdradził, ktoś umarł.
Bardzo polubiłam Brena i Lebę, a to chyba najważniejsze, skoro są głównymi bohaterami. Pieprz również skradł moje serducho. I choć na razie wszystko jest niepewne, co do tego czy zbierze się cała drużyna (jak to zwykle bywa), to mam pewne podejrzenia po przeczytaniu posłowia autora.
Na ogromne uznanie zasługuje Filip Kosior! Nadał cudownego klimatu tej serii i nie wyobrażam sobie aktualnie tego świata bez jego głosu.
Na moje szczęście skończyłam czytać w dzień premiery kolejnego tomu, więc od razu zabieram się za kolejny. Wiem, że będzie się działo i już nie mogę się doczekać.
Na ten moment z czystym sumieniem wrzucam tę serię do ulubieńców i nie mogę się doczekać, czym zaskoczy mnie autor!
Słyszę głosy w głowie?!
Leba może wcześniej przystąpić do prób, mimo bycia nieletnim. Bren zostaje zwerbowany do Piewców. Ich losy się łączą i w rezultacie dzieje się coś... magicznego.
W książce przepadłam. Początek wciąga od razu, mamy akcję i powoli odkrywanie niektórych zakątków świata. Niesamowicie podoba mi się sposób działania magii w tym świecie. To, co czuje...
2024-03-06
Wysokie ambicje, sztylet w bucie i miłość.
Alessandra pragnie jednego: być u władzy. Plan jest prosty, rozkocha w sobie Króla Cieni, następnie go zabije i zostanie jedyną rządzącą. A my jej towarzyszmy podczas realizacji planu.
Mam problem z tą książką. Z jednej strony nie jest to zła lektura, szybko się to czyta, intryga, choć prosta, może być interesująca. Świat niespecjalnie istnieje, zamykamy się w czterech ścianach pałacu i tam rozgrywa się głównie akcja. Dla mnie to wystarczająco ciekawe, uwielbiam motyw intryg na dworach, to, że bohaterowie muszą użyć głowy a nie miecza. Niestety coś tu nie postykało. Poziom niektórych - dla mnie - absurdów był potężny.
Zacznijmy od tego, że chcę zobaczyć buty, w których Alessandra chowa sztylet. Bo są dosyć wielofunkcyjne, nawet da się w nich spać najwyraźniej. No właśnie... Scena, gdzie ktoś nawiedza Alessandrę w garderobie, a ta będąc w koszuli nocnej myśli o wyjęciu sztyletu z buta sprawiła, że musiałam zamknąć książkę i odetchnąć głęboko. Rozumiem, że autorka chciała zbudować silną, niezależną, waleczną! bohaterkę, ale są granice.
Przyczepiłabym się ogólnie do strojów, ale to fantasy, więc uznajmy, że ujdzie. Choć gryzło mi się, że Alessandra z początku chodziła bardzo bajecznie ubrana, narzucała nową modę. A po czasie, kiedy skupiać się zaczęliśmy na romansie i dopięciu intryg nagle strój stał się tak bardzo nieistotny, że Alessandra nie miała problemu wyjść w prostej sukience. No i spodnie. Wydawały się kompletnie niepotrzebne, tylko by zrobić efekt wow i żebyśmy mogli krzyczeć, że jest wyjątkowa i specjalna, bo wpadła na pomysł zakrycia opiętego w materiał tyłka.
Dodatkowo elementy takie jak *prąd* zabijały klimat serii i zostały użyte by co? By powiedzieć, że w lochach nie pociągnęli kabli? Czy ten prąd był tam aż tak potrzebny?
No i jeszcze doczepić się mogę do służby, która była tak bardzo sporadycznie. Nie mówię, że miała być ciągle opisywana, bo z reguły służba schodziła swoim panom z drogi, ale w to, że Alessandra ubierała się sama nie jestem w stanie uwierzyć. Nie zawsze, ale bardzo często. Ona była, na Boga, w bogatym pałacu, nie na wsi u biednego wicehrabiego.
Wracając do kwestii fabuły, to była. I to dobrze, że była. Była dobrze skonstruowana, dopinała wszystko, tak jak powinna, ale w pewnym momencie zaczęła być przewidywalna. W pewnym momencie miłość uderzyła bohaterom do głowy, do tego stopnia, że zaczęli popełniać durne błędy. Zirytowało mnie to, bo tak jak do połowy książki nie byłam zbyt pewna, czy to się potoczy w tym a nie innym kierunku (choć może powinnam, w końcu to YA), tak od połowy było to wręcz przewidywalne. Kto co zrobił, kto co zaraz zrobi i kto czemu winien.
Bohaterowie niestety tylko byli. Alessandra była miejscami drażniąca. Najbardziej chyba zirytował mnie moment, gdzie stwierdziła, że jest z natury zbyt niecierpliwa, aby poczekać chwilę, więc musiała przeszukać pokój. No, musiała, żeby wyciągnąć przedmiot potrzebny dla fabuły. (Już nie skomentuję tego, że jak na kogoś, kto robił coś po kryjomu, odkładanie świeżo palonej świeczki i płynnego wosku do szafki jest raczej mało dyskretne, a kto wie może i niebezpieczne). Ciężko uwierzyć, że osoba, która idealnie zaplanowała swoją przyszłość, wliczając w plan zabójstwo króla, i skrupulatnie się go trzyma, jest niecierpliwa.
Kallias był przeciętny, zdarzało się, że był zabawny podczas rozmów z Alessandrą, ale tak poza tym był typowym bohaterem męskim, do którego przyszła *ta* bohaterka: ta silna, niezależna, samowystarczalna i w ogóle niesamowita, że był dla niej gotowy zmieniać wszystko. Nawet stół. Po prostu był idealnym mężczyzną nie do zabicia, a do poślubienia, by bohaterka dostała to czego pragnęła: władzę i dodatkowo wątek romantyczny.
Sam ich romans był dobry, nie jakiś super wciągający, nie czułam do końca tego napięcia, jakie starała się przedstawić autorka.
Reszta bohaterów nie istnieje w mojej pamięci praktycznie w ogóle, byli tam by Alessandra mogła coś zmienić, by miała z kim pomówić i by miała drugi obiekt miłości.
Całościowo książka nie jest zła, jeszcze jak ktoś lubi fantasy, królestwa, niekoniecznie wojny na miliony osób, a raczej słowne przepychanki i intrygi, to polecam. Lekka lektura, umili wieczory. Mnie po prostu drażniły rzeczy, które odbierały magię temu światu wirujących sukien i cichych zabójstw. Uważam bowiem, że bohaterka nie musi mieć ciągle sztylet w bucie, by być uważana za silną kobiecą postać.
Wysokie ambicje, sztylet w bucie i miłość.
Alessandra pragnie jednego: być u władzy. Plan jest prosty, rozkocha w sobie Króla Cieni, następnie go zabije i zostanie jedyną rządzącą. A my jej towarzyszmy podczas realizacji planu.
Mam problem z tą książką. Z jednej strony nie jest to zła lektura, szybko się to czyta, intryga, choć prosta, może być interesująca. Świat...
2024-03-04
2024-01-26
2024-02-06
2024-02-06
2024-01-21
2023-12-28
2023-12-21
2023-12-19
2023-12-11
Ta książka jest o niczym.
Już od samego początku nie podobało mi się przedstawienie postaci Sapphire. Miałam wrażenie, że autorka na siłę chce nam wmówić, że Sapph jest wspaniała, waleczna i odważna, ale nie potrafiła w żaden sposób tego udowodnić. Do tego tak durne sytuacje jak fakt, że dziewczyna spała ze sztyletem przy udzie (jak, czemu? rozumiem, że chodziło o to, że czuła zagrożenie, ale dosłownie dalej w książce było napisane, że czasami spała przytulona do sztyletu... więc skąd on przy udzie?), a potem w momencie zagrożenia szukała tego samego sztyletu, choć zawsze podobno miała go w tym samym miejscu?
Sapphire była przez całą książkę nudna, nijaka i zmieniała zdanie jak chorągiew. Dosłownie potrafiła być zdruzgotana, bo usłyszała PLOTKI na temat jej rodziców, a w kolejnym rozdziale, kiedy ojciec je zanegował, już wszystko z powrotem było w porządku. Dziewczyna potrafiła w jednej myśli kochać swoją matkę, a po usłyszeniu zdania twierdzić, że została przez nią oszukana i jak w ogóle mogła się do niej przywiązać. Wszystko co robiła było nijakie. W zasadzie poza pływaniem do Ashes (co było tylko po to, by wątek romantyczny zaistniał w tej książce), wszystko albo miała z góry narzucone, albo robiła po to, żeby czytelnik dostał informacje. Mówię o uczeniu się historii. Jak można czytać jakieś książki z wyrwanymi stronnicami, porównywać znaną wszystkim historię do pamiętników ludzi, którzy byli świadkami tamtych wydarzeń i nie mieć żadnych refleksji? A kiedy Ashes mówi jej, niemalże dosadnie, że historia jest nagięta, ta jest w wielkim szoku i nie ma pojęcia co wiedźma miała na myśli. I oczywiście nie poświęca temu nigdy potem nawet minuty swojego jakże cennego czasu.
Odejdźmy od Sapphire, ale nie za daleko, bo chciałabym podjąć się tematu relacji w tej książce. Sapphire z sieroty bez nikogo zyskała rodziców, przyjaciół i kochankę. Tak, fajnie by było w to uwierzyć. Dopóki Sapph coś nie odwala i po tych plotkach nie zaczyna się miotać w swoich uczuciach, w większości naprawdę bezpodstawnie, to powiedzmy, że więź matka-córka była najlepiej przedstawiona. Choć i tak wyglądało to słabo, ale można wytłumaczyć Sapph, że skoro zawsze była sierotą, to nawet nie wie jak powinna wyglądać poprawnie taka więź.
Ale! Sapphire zyskała dwójkę przyjaciół. O mój boże. Podstawy przyjaźni z Everą są następujące: jest w moim wieku, była dla mnie miła (= tak naprawdę Sapph potrzebuje kogoś, komu wygadać może się wygadać, no i ona jest bibliotekarką (to swoją drogą też dla mnie brzmi absurdalnie, że jakaś losowa rodzina nieszlachecka jest dopuszczona do księgozbiorów królewskich, i ma na tyle wykształcenia by to robić...), więc łatwiej będzie Sapph zdobywać potrzebne księgi). Ich przyjaźń rozkwitła zbyt szybko (o czasie w tej książce też trzeba pogadać...), jak na fakt, że Sapph miała być nieufna wobec wszystkich. I naprawdę to wszystko wygląda nie jak przyjaciółki, a jak zbudowana postać potrzebna głównej bohaterce.
Taian(?) był dla małżeństwa. Powiedzmy, że w ich relację wierzę bardziej, ale z drugiej strony, jak ten chłopak został olany. Wspomniał, że maluje, by Sapph mogła się ucieszyć, powiedzieć ja też i żeby wpadło to w eter. On tam był po to żeby zmieszać go pod koniec z błotem?
No i Ashes. Mam wrażenie, że ta książka powstała, bo autorka chciała stworzyć tajemniczą wiedźmę chodzącą po lesie, mówiącą zagadkami i żeby była seksowna. Można powiedzieć, że najbardziej wyrazista postać i że tylko do niej autorka naprawdę się przykładała. W ich relację romantyczną jakoś też uwierzyć mi trudno. Było jakoś tak sztucznie. Specjalnie wyreżyserowane.
Wróćmy na chwilę do nieistniejącej fabuły i tego jak źle ją rozłożono. Przez pół książki nie dzieje się nic, co jest jeszcze gorsze, jak sobie uświadamiasz, że musisz towarzyszyć najnudniejszej i najbardziej irytującej osobie na świecie. Treningi były po to, żeby Sapphire mogła pływać. No, może dla jednego pojedynku, który był tak źle opisany, że nie wiem po co i dlaczego (nie no, wiem, żeby jej się moce obudziły). Cholera, oni ledwo wymienili dwa ataki, a kolejne zdanie zaczyna mówić o punktacji, wygranej przeciwnika i że zaczyna się trzecia runda. Jaka trzecia runda?! Autorka bardzo często zapominała, że nie siedzimy w jej głowie i pasuje nam powiedzieć nieco więcej, bo znika kontekst i w ogóle sens niektórych scen.
A prawa świata nie istnieją. Nic tam się nie łączy. Jest kilka faktów, które są i mamy je uznać i tyle. Nie muszą się nawet zgadzać, czy ze sobą logicznie łączyć.
Chciałabym zauważyć jak głupie były wyprawy jeziorem w środku nocy Sapphire. Że robiła coś niebezpiecznego? Nie bardzo mnie to obchodzi. Mnie bardziej zastanawia jak działa w tym świecie woda i pojęcie bycia mokrym. Dziewczyna co noc wracała z jeziora i przemykała się do pokoju. Mokra. Nikt nie widział nic? Rano służące nie dostrzegały mokrego kombinezonu do ćwiczeń? "Ale przecież może to być magiczny kombinezon, który wysycha samoistnie..." Tak, mógłby być. Jakby mi autorka coś o tym powiedziała, to by mógł być (pomijam fakt istnienia włosów). Ogółem nigdzie nie było nawet powiedziane, że ona starała się w jakiś sposób to ukryć. Jedynie, że "cieniami przemykała się nad jezioro/do pokoju". Przepraszam bardzo, a panowie strażnicy to mają wolne? Bo jeśli jakaś dziewczyna lat 18, co to ledwo tu mieszka (nie wiem ile, bo czas jest pojęciem względnym w tej książce), jest w stanie się przemykać tuż pod nosem, to co robią zabójcy, którzy mogliby sprzątnąć króla i królową? Już pomijam, że w 3/4 książki się okazuje, że służba na noc wraca do domu.
Przysięgam, że autorka stworzyła sobie świat fantasy, bo taki się sprzedaje i będzie to super tajemnicze, ale wszelkie prawa w tym świecie i zachowania ludzi są wyjęte z XXI wieku i tak okropnie się gryzą z wszystkim wokół. Gdyby mi chociaż wyjaśniła, że coś jest tu tak, bo tak, ale nie.
Mieliśmy jakże wdzięczną scenę, która dziejąc się na 3 stronach zdążyła mnie zirytować. Rozdział zaczyna się od tego, że trójka przyjaciół siedzi na ziemi. Na. Ziemi. Księżniczka, jakiś szlachcic (prawdopodobnie też książę, choć cholera wie jak tam działają te rodziny) i bibliotekarka królewska siedzą na ziemi. Dorośli ludzie. Potem nagle Sapph wstaje i siada na krześle, żeby w trakcie rozmowy Taian mógł się na krześle(!) odchylić, a Evera cały czas siedziała na łóżku(!!). Wielokrotnie postaci się przemieszczały lub kontynuowały wykonywanie czynności - np. czytanie książki - kiedy wcześniej nikt o niczym nie wspomniał.
No i czas. Autorka pokochała liczyć czas w księżycach (chyba, że to tłumaczka poleciała, ale wątpię) i z jakiegoś powodu wiele księżyców to były setki lat... Księżyc to miesiąc. Około 30 dni. To można wygooglować, serio. Wiele księżyców to bardzo naciągane 900 lat.
Pomijając te księżyce, które pojawiały się dla wzniosłości narracji, to my jako czytelnicy nie mamy bladego pojęcia ile dni mija, co się tam dzieje, czy są tam pory roku itd. Nic. Autorka posługuje się tylko sformułowaniami jak "kilka dni temu, za kilka dni".
Na sam koniec chciałabym zauważyć, że mężczyźni nie mają tu praktycznie prawa głosu. Przez całą książkę Kip, król, ojciec Sapph odezwał się tyle razy, że na palcach jednej ręki jesteśmy w stanie to podliczyć. Ojciec Taiana był tylko opisywany jako ten, którego się boją. Jakiekolwiek akcje i rozmowy prowadziła jego matka wraz z królową. I pod koniec książki autorka ma w ogóle jakiekolwiek prawo pisać o tym, że Sapph powinna się obawiać, że jej tron i królestwo zostanie zabrane po małżeństwie przez Taiana i to on będzie rządził z radą, ją odsuwając od władzy? Proszę pani, czy pani zna zasady własnego świata? On aż krzyczy, że tam rządzą kobiety, że to królowa jest decyzyjna i najważniejsza, więc po co to było? Tym bardziej, że może 2 akapity dalej już jednak się jej odwidziało to stwierdzenie. Już pomijam fakt, że Taian nawet nie zachowywał się w sposób, który mógłby sprawić, że ktoś by tak pomyślał. Zwrócił jej uwagę, bo ta się miotała i dostała obsesji na punkcie Ashes, tylko tyle.
Ja tę książkę odradzam. Szkoda czasu i nerwów.
Ta książka jest o niczym.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJuż od samego początku nie podobało mi się przedstawienie postaci Sapphire. Miałam wrażenie, że autorka na siłę chce nam wmówić, że Sapph jest wspaniała, waleczna i odważna, ale nie potrafiła w żaden sposób tego udowodnić. Do tego tak durne sytuacje jak fakt, że dziewczyna spała ze sztyletem przy udzie (jak, czemu? rozumiem, że chodziło o to, że...