-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel1
-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński7
Biblioteczka
2023
Czy „Statystycznie rzec biorąc,..." jest literaturą popularnonaukową?
Ziarnka wiedzy nie mają tutaj szans. Toną w opowieści o... - prawdę mówiąc, nie wiem o czym - okraszanej anegdotami i dowcipem dość niskich lotów. Nie mam „kija w tyłku” jak to to ujął jeden z czytelników, ale wynudziłam się okrutnie. Po pięciu dniach dobrnęłam zaledwie do setnej strony i, wstyd przyznać, dałam sobie spokój.
Czego dowiedziałam się po tej wymęczonej setce?
Autorka lubi nawijać. Ewidentnie nie przepada za jedną z polskich aktorek. To pewne. Istnieje też prawdopodobieństwo, że ma coś do jednego z byłych już prezydentów. Na szczęście nie z naszego podwórka.
Czy rozwinęła mnie jakoś tak fragmentaryczna lektura?
Jasne. Nie liczę już wszystkich owiec przed snem. Skupiłam się wyłącznie na baranach.
Czy miałam do czynienia z literaturą popularnonaukową?
Nie. Ale to moje zdanie, a statystycznie rzecz biorąc...
Czy „Statystycznie rzec biorąc,..." jest literaturą popularnonaukową?
Ziarnka wiedzy nie mają tutaj szans. Toną w opowieści o... - prawdę mówiąc, nie wiem o czym - okraszanej anegdotami i dowcipem dość niskich lotów. Nie mam „kija w tyłku” jak to to ujął jeden z czytelników, ale wynudziłam się okrutnie. Po pięciu dniach dobrnęłam zaledwie do setnej strony i, wstyd...
2023-05
2023-03
2023-03
Kilka opowiadań "okołowigilijnych" o różnych relacjach, z pandemicznym cieniem, ale on jest tylko cieniem. Jedne ciekawsze, inne mniej. Szybko się czyta. Dałam dodatkowy plus za przesłania ekologiczne i garść intresujących informacji o zwierzętach.
Kilka opowiadań "okołowigilijnych" o różnych relacjach, z pandemicznym cieniem, ale on jest tylko cieniem. Jedne ciekawsze, inne mniej. Szybko się czyta. Dałam dodatkowy plus za przesłania ekologiczne i garść intresujących informacji o zwierzętach.
Pokaż mimo to2023-02
2023-02
Spory fragment życia zawodowego Janusz Gajosa - od lat 80- tych - opisany wspomnieniami aktorów z Teatru Powszechnego i Narodowego oraz różnych reżyserów. Wyłania się nich obraz sympatycznego introwertyka, doskonałego słuchacza, mistrza dialogu, timingu, pointy. Doskonałego aktora z fotograficzną pasją.
Czułam spory niedosyt. Przesyt pytań o to samo, a przecież można było zadawać inne. Książka ciekawa jako wstęp do "odkrywania" Janusza Gajosa, ale nieco monotonna.
Spory fragment życia zawodowego Janusz Gajosa - od lat 80- tych - opisany wspomnieniami aktorów z Teatru Powszechnego i Narodowego oraz różnych reżyserów. Wyłania się nich obraz sympatycznego introwertyka, doskonałego słuchacza, mistrza dialogu, timingu, pointy. Doskonałego aktora z fotograficzną pasją.
Czułam spory niedosyt. Przesyt pytań o to samo, a przecież można ...
2022-01
Nie jestem entuzjastką realizmu magicznego, zdecydowanie wolę fantasy, ale czytałam dotąd autorów tego gatunku, którzy nie tylko pięknie piszą , ale i snują naprawdę interesujące opowieści.
Początek zapowiadał bardzo ciekawa lekturę, ale... Rozczarowałam się ogromnie tą "piękną historią o zakazanej miłości, pełną magii i alchemii smaków". W "Przepiórkach w płatkach róży" dla mnie piękny okazał się jedynie tytuł.
Nie jestem entuzjastką realizmu magicznego, zdecydowanie wolę fantasy, ale czytałam dotąd autorów tego gatunku, którzy nie tylko pięknie piszą , ale i snują naprawdę interesujące opowieści.
Początek zapowiadał bardzo ciekawa lekturę, ale... Rozczarowałam się ogromnie tą "piękną historią o zakazanej miłości, pełną magii i alchemii smaków". W "Przepiórkach w płatkach...
2022-01
Historia kwartetu smyczkowego, krzewiącego muzykę klasyczną w formie rozrywkowej, „pisana jest rozmową” członków Grupy MoCarta o Grupie MoCarta. Wspomnieniowa dyskusja, nasycona anegdotami i tekstami piosenek, wprowadza czytelnika w „jak to się stało?” i płynie, niesiona nurtem stworzonych programów kabaretowych. Przeplatają ją wątki prywatne, indywidualne, z okresów rodzinnych, edukacyjnych, zawodowych... Wzruszający, choć i tak opowiedziany z humorem, jest ten o zmarłym tragicznie Arturze Renionie.
„Jak to się stało? Czyli historia frak'n'rolla. Autobiografia Grupy MoCarta” to opowieść o narodzinach i pielęgnacji przyjaźni. O roli muzyki, pracy muzyków i muzycznych pasjach. O wykorzystywaniu okazji i okoliczności. O medialnych transformacjach i ludziach kultury. O rozrywce i ciężkiej pracy, przekuwanej stopniowo w zawodową radość i sukces. To także muśnięcie różnych klimatów: „tramwajowo- muzycznej” Łodzi, poznańskiego blokowiska, gwarnej Pragi, tętniącego robotniczym życiem Grochowa, a nawet tego odległego członkom grupy - wojennego. Tak właśnie ją odebrałam.
Wydana z dbałością o czytelnika - twarda oprawa, zdjęcia, wyróżnione innym kolorem teksty piosenek... dobrze się ją czyta - i o nasze środowisko. Nie zalega na półkach księgarń, tam jej nie kupicie (przynajmniej na razie, ale mam nadzieję, że MoCartowie pozostaną wierni swoim planom), ale jeśli planujecie udział w jakimś koncercie grupy MoCarta będziecie mieli okazję ją kupić. Warto, bo jest taka jak członkowie grupy MoCarta - pełna humoru, rozszerzająca muzyczno - kulturalne horyzonty, inteligentna, elegancka. Wybitna, z różnych powodów, także sposobu wydania, ale nie nazwę jej arcydziełem. Ten termin zachowam dla muzyki. No i przecież MoCartowie, swoją działalnością i życiem, piszą już nowe rozdziały.
Historia kwartetu smyczkowego, krzewiącego muzykę klasyczną w formie rozrywkowej, „pisana jest rozmową” członków Grupy MoCarta o Grupie MoCarta. Wspomnieniowa dyskusja, nasycona anegdotami i tekstami piosenek, wprowadza czytelnika w „jak to się stało?” i płynie, niesiona nurtem stworzonych programów kabaretowych. Przeplatają ją wątki prywatne, indywidualne, z okresów...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01
Świetna pozycja edukacyjna dla dzieci na temat budowy i funkcjonowania mózgu. Jej współautorem jest profesor Jerzy Vetulani - wybitny neurobiolog i popularyzator nauki.
Wydany w twardej oprawie ,"Sen Alicji..." jest jego jedyną książką popularnonaukową dedykowaną młodemu pokoleniu, ale warto po nią sięgnąć nie tylko na etapie czyjegoś dziecięctwa. I to nie tylko dlatego, że "czytanie na głos małym dzieciom, pomaga im rozwijać mózg."
Ilustrowana opowieść śniącego mózgu o nim samym, z "przemyconymi" ludźmi kultury, rodzi nowe pytania, otwiera różne pola edukacji - budowa człowieka, gospodarka hormonalna, ewolucja, psychika i emocje, impulsy elektryczne, kim jest pan, który komponuje, co znaczy cogito ergo sum,... ? - a w przypadku umysłu czytelnika dojrzałego nawet skłania do polemiki.
- Mowa jest cecha wyłącznie ludzką? Okey, to ludzie mają swoje języki , ale jest też "hau-hau, miau, wrr, ćwir..." - bogactwo dźwięków natury.
Oddam jednak sprawiedliwość autorom, którzy w tym przypadku zostawili otwartą furtkę... nauce.
Świetna pozycja edukacyjna dla dzieci na temat budowy i funkcjonowania mózgu. Jej współautorem jest profesor Jerzy Vetulani - wybitny neurobiolog i popularyzator nauki.
Wydany w twardej oprawie ,"Sen Alicji..." jest jego jedyną książką popularnonaukową dedykowaną młodemu pokoleniu, ale warto po nią sięgnąć nie tylko na etapie czyjegoś dziecięctwa. I to nie tylko dlatego,...
2022-01
Intrygujący tytuł - "Włam się do mózgu" - po którym spodziewałam się czegoś mocno bazującego na kognitywistyce. Znalazłam kawał solidnego reaserchu: opisy różnych badań prowadzonych głównie w XX wieku, ich wyniki, wnioski, znane, za to nazwane - nazywanie to także sposób kodowania - różne metody uczenia się. Metody dla każdego, kto chce się rozwijać, poszerzać swoją wiedzę i umiejętności, mobilizować umysł do wysiłku, by był w dobrej kondycji. Do tego doświadczenia i wnioski samego autora podczas jego nauki szwedzkiego lub zdobywania szlifów cervesario.
Intrygujący tytuł - "Włam się do mózgu" - po którym spodziewałam się czegoś mocno bazującego na kognitywistyce. Znalazłam kawał solidnego reaserchu: opisy różnych badań prowadzonych głównie w XX wieku, ich wyniki, wnioski, znane, za to nazwane - nazywanie to także sposób kodowania - różne metody uczenia się. Metody dla każdego, kto chce się rozwijać, poszerzać swoją...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12
2022-10
2022-10
2022-09
Świetna okładka, intrygujący tytuł to kryminalne atuty opowieści z mrocznego Edynburga.
Dałabym „bardzo dobra”, bo w odniesieniu do faktów historycznych - osoba doktora Jamesa Simpsona, znieczulenia porodowe, realia obyczajowe, mentalność środowisk religijnych - to kawał doskonałej roboty, ale ... czytałam kryminał.
Świetna okładka, intrygujący tytuł to kryminalne atuty opowieści z mrocznego Edynburga.
Dałabym „bardzo dobra”, bo w odniesieniu do faktów historycznych - osoba doktora Jamesa Simpsona, znieczulenia porodowe, realia obyczajowe, mentalność środowisk religijnych - to kawał doskonałej roboty, ale ... czytałam kryminał.
2022-08
2022-08
Ciekawy, ciągle aktualny temat. Wrogość wobec jakieś nacji - tutaj Żydów - a nawet statusu społecznego przyczynia się do upodlenia niewinnego człowieka, stając się zalążkiem skandalu politycznego. Obrona "honoru wojska" mocno rozkręca mechanizmy manipulacji. Interesująco przestawiono fakty historyczne, ale sposób prowadzenia fabuły ciągnął się i ciągnął. Czytałam z nadzieją, że akcja się rozkręci, ale kiedy tak sie stało i tak dość szybko opadło napięcie.
"Dobra" wyłącznie dlatego, że czytałam też inne książki Roberta Harrisa i akurat ta mnie nużyła, ale... Może to tylko efekt tegorocznego, upalnego lata?
Ciekawy, ciągle aktualny temat. Wrogość wobec jakieś nacji - tutaj Żydów - a nawet statusu społecznego przyczynia się do upodlenia niewinnego człowieka, stając się zalążkiem skandalu politycznego. Obrona "honoru wojska" mocno rozkręca mechanizmy manipulacji. Interesująco przestawiono fakty historyczne, ale sposób prowadzenia fabuły ciągnął się i ciągnął. Czytałam z...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07
Uff, skończyłam. Nie wciągało - najbardziej zaciekawiła mnie podróż Sary na Ukrainę, ale tylko z uwagi na obecność Olka Kurtza i jak się okazało nie bez powodu - za to okrutnie wymęczyło. Niemal dobiły mnie wspomnienia „nielegała” podczas jego rejsu promem. Miałam wrażenia, że czytam protokół z przesłuchania.
Książka, w której podjęto ciekawy temat, jest słaba literacko. Wyłożyła temat fabularnie i językowo. Ken Follett i Frederick Forsyth nie mają czego zazdrościć ( to moja odpowiedź na okładkowego blurba).
Mam kolejną część, ale -przepraszam autora- nie zamierzam znowu się męczyć. Wróci do biblioteki. Poczeka sobie na jakiegoś innego czytelnika. Być może takiego, którego nie wymęczy.
Uff, skończyłam. Nie wciągało - najbardziej zaciekawiła mnie podróż Sary na Ukrainę, ale tylko z uwagi na obecność Olka Kurtza i jak się okazało nie bez powodu - za to okrutnie wymęczyło. Niemal dobiły mnie wspomnienia „nielegała” podczas jego rejsu promem. Miałam wrażenia, że czytam protokół z przesłuchania.
Książka, w której podjęto ciekawy temat, jest słaba literacko....
2022-07-21
2022-06
„Zielone światła” trudno nazwać autobiografią. To raczej jeden z rodzajów pisarstwa autobiograficznego. Zbiór wspomnień, konwersja pamiętników, zapisków prowadzonych przez ponad trzydzieści lat przez Matthew McConaughey’a. I tak on sam to nazywa „Zielone światła. Wspomnienia.”
Książka, w której historie przekazywane w rodzinie, wspomnienia autora z dzieciństwa i te z jego samodzielnego życia prowadzą czytelnika mieszanką różnych dróg. Dróg usianych „sygnalizacją” : Stop. Uważaj. Idź . Dróg z „mokrymi snami”, różnej maści używkami, zakrętami… Dróg gruntowych i autostrad, przemierzanych motocyklem albo samochodem z przyczepą. Dróg pokonywanych pieszo albo łodziami. Dróg zawodowego życia, które chyba najbardziej nauczyły go zmieniać „Uważaj na Idź" i wykorzystywać własne „Stop” do zmiany dotychczasowego pasa. Tak to zrobił choćby na szczycie fali, na której surfował w blasku zielonych świateł komedii romantycznych.
„Zielone światła” są dla mnie opowieścią o dojrzewaniu do odpowiedzialności, podejmowaniu coraz bardziej świadomych wyborów. Opowieścią nieco chaotyczną, w trakcie której miałam możliwość odkrywania zwykłego człowieka , który zmienił status - Niewidoczny, Jeden z miliardów - na: Rozpoznawalny, Sławny, Symbol Seksu , Najlepszy Aktor roku 2013. Wymagało to nie tylko ciężkiej pracy, dostosowywania się do różnych wyzwań bez zatracania swojego „ja” , ale i otwartości na ludzi i świat. Umiejętności dostrzegania choćby samego widma zielonych świateł.
Zielone światła - Idź. Wykorzystaj szansę. - to drogi, które doprowadziły Matthew McConaughey’a do stabilizacji, spokoju, do celów, wytyczonych sobie po śmierci ojca, z tym najważniejszym na czele - Zostać ojcem.
Książka interesująca, ale w moim odbiorze jedynie „dobra”. Opowieść Matthew McConaughey’a nie przykuła mnie do siebie. I nawet mnie nie wciągała. Może dlatego, że jestem odrobinę starsza od jej autora? A może w tych wspomnieniach czegoś mi brakowało? Nie wiem. Za to wiem jedno. Polubiłam go bardziej. Bo jak tu nie polubić bardziej kogoś, kto nie tylko dostrzegł swoje zielone światło w literaturze, ale w wieku pięćdziesięciu lat posurfował na własnej, bestsellerowej fali wspomnień.
„Zielone światła” trudno nazwać autobiografią. To raczej jeden z rodzajów pisarstwa autobiograficznego. Zbiór wspomnień, konwersja pamiętników, zapisków prowadzonych przez ponad trzydzieści lat przez Matthew McConaughey’a. I tak on sam to nazywa „Zielone światła. Wspomnienia.”
Książka, w której historie przekazywane w rodzinie, wspomnienia autora z dzieciństwa i te z...
Sięgnęłam z ogromną ciekawością. In medias res- myśli szesnastolatka krążące wokół jakiejś odsiadki - zrobiło świetną robotę, podkręciło moje zainteresowanie, ale...
Niespełna semestralna retrospekcja gimnazjalisty nie domyka niczego. Rozczarowuje tempem i monotonią. Miałam też problem z harmonią pomiędzy słowami wstępu autora, a samą akcją w odniesieniu do przemocowej roli żony i matki w rodzinie. „Kosę” między nastolatkiem a matką widać, ale… Być może wyjaśni coś kolejna część , na którą wskazuje aktywność autora w portalach społecznościowych. Ja po nią już nie sięgnę, powodem jest język. Jego wulgarność, ale nie w kontekście swoistej subkultury językowo - myślowej wielu nastolatków, a nawet i tej nauczycieli (autor pisze o tym co mówią, o czym myślą w narracji pierwszoosobowej). W kontekście zakwalifikowana „Gimbazy” do literatury młodzieżowej, którą z całą pewnością nie jest, na co w słowie wstępu wskazuje nawet sam autor. To książka o młodzieży w trudnym wieku dojrzewania, potrzebie akceptacji, ciemnych stronach różnych grup młodzieżowych. Mnie nie zaskoczyła, rozczarowała monotonią, tempem, a przede wszystkim brakiem zamknięcia jakiejś historii. "In media res" czemuś przecież służy. I nie ma znaczenia, że zamysłem autora, któremu i tak chapeau bas za pomysł na fabułę i jego sfinalizowanie, są kolejne części.
Sięgnęłam z ogromną ciekawością. In medias res- myśli szesnastolatka krążące wokół jakiejś odsiadki - zrobiło świetną robotę, podkręciło moje zainteresowanie, ale...
więcej Pokaż mimo toNiespełna semestralna retrospekcja gimnazjalisty nie domyka niczego. Rozczarowuje tempem i monotonią. Miałam też problem z harmonią pomiędzy słowami wstępu autora, a samą akcją w odniesieniu do przemocowej...