Opinie użytkownika
Dochodzi do mnie jaką odlotową przygodą był Vetulani.
Tysiąc modeli jednej rzeczy w mózgu, tysiąc neuronów odbierających świat ten cały mętlik chce tylko pomóc i ustabilizować widzenie świata. To miłe. Że nie ma nauki bez ruchu, że jak nie pomacam to nie uwierzę, że moja świadomość osobowość i wyjątkowość opiera się na cielesności.
Łoooo moja odtrutka na wojskowaciejący i rydzykizujący język. Co nie znaczy że to co przeczytałam mnie uspokoiło. No trochę bo od nazwania rzeczy się zaczyna.
A morał jak sobie sama nie wystrugam demokracji to jej mieć nie będę.
Eee nie dla mnie.
Siedziałam kiedyś w pociągu obok czterech anglojęzycznych studentów. Jeden nich próbował grzebać w laptopie a drugi czytać zbrodnię i karę pozostała dwójka miała inne plany. Wtedy w ciągu jednego rzutu oka dowiedziałam się jak bardzo arogancja przeszkadza we wchłonięciu podróży.
Naprawdę nie musiałam tego czytać.
Monotonne.
Zabawne że rozmowy z ofiarami gdzie Murakamiego jest mniej są bezpłciowe a tam gdzie wtrąca się do wywiadów z sekciarzami jakby lepsze.
Ale- zawsze jest jakieś ale- pomału- po dwie trzy- przeczytałam każdą rozmowę.
Dziwne jak bardzo oczekuję ekspozycji na wdzięk literacki kiedy otwieram reportaż. Niekoniecznie z książki ma bić ten blask. Z ubabranego kawą i...
Tu siedzi dużo czułości.
A to z tych światozbawczych emocji.
Od wtlaczanego mi poczucia końca cywilizacji, agresywnych wezwań do zaprzestania wojen religijnych i ostrzeżeniami przed tsunami kapitału ten biedak mózg mi się kołacze ze stryczkiem bezsilności na ciele modzelowatym a tu chyba dostałam poduszkę.
W moich wizjach zmiksowała się Taormina z Syrakuzami. Rosjanki zespojone z futro-skórą i balejazem, stragany z plastikowym szajsem i starożytne kolumy zlepione kamiennym barokiem i ciemne tło Caravaggia z mrokiem kościoła. I te rożki cytrynowym serkiem.
Najpierw oglądane przez kontrast potem to się w czortu zrosło.
Książeczka jest naprawdę spoko ale nie mogę się uwolnić od...
Mmm no nie jest dobrze. Krótkie rozdziałki- artykuły łatwo wchodzą w rozgazetowany mózg.
To też mój sposób patrzenia na Włochy. Taki naturalny dla mnie punkt widzenia tworzy kręgosłup książki i trudno mi to brać inaczej niż jak swoje. Ten chaos i dobry kontrast to bardzo włoskie.
Nie zdarzyło mi się jechać włoskim pociągiem z imienną miejscówką siedząc na swoim miejscu....
Przerost treści nad formą. Serio. Musiałam kawałkować.
I nie mogę przestać myśleć o tym -i jest to moja zagadka życia numer jeden-jak to się dzieje że piękno to coś co zbawia świat jest efektem ubocznym zrzucania uczciwie przeżytej traumy.
I pomyśleć że wychowałam się na tych rozciamkanych rosyjskich pisarzach a trzeba pójść dalej na wschód okazuje się żeby literatura...
Szybki montaż. Jak z filmu reklamowego raju all inclusive. Tyle że tematem jest terra incognita. W sumie po chwili człowiek przywyka do stylu narracji. I do rozkwitającego upału i brzęku pszczół w nawłoci i do własnego zdziwionego mrugania oczkami prosto z pierwszego świata.
Pokaż mimo to
Język uwodzi.
Ociosany do prostych, klarownych, eleganckich zdań. Tak przezroczysty że ja-czytelniczka- czuję się ważna w tym przedsięwzięciu.
To pierwsza dziewczyna, która zdołała mnie przekonać do obejrzenia bollywoodzkiego filmu. A nawet kilku. Dwa trzy zdania i już.
No i uświadomiłam sobie jak trudno mi zapamiętać imiona braci Tagore. Czyli coś szalenie dalekiego jest...
Czytadło. Za dużo wyrazów.
Przyjemnie słuchać piosenek i płyt, których słucha ten z książki.
Powiesc napisał jeden z tych chłopaków co przyjemniej byłoby spać z, niż czytać. Czyli zdrowy rozsądek wypiera artyzm.
Ktoś o fajnym spojrzeniu na świat płodzi przeciętną literaturę.
Takie luzackie że na leżak.
Ale wrócę do niej. Jak mi w głowie przybędzie znaków, ale na razie cieszy każdy złapany sens.
Z treścią jak z każdym tekstem- im zieleńsza łąka mózgu, tym więcej mleka da ta koza. A dokładnie wydoić wstęp to duża sztuka- bardzo gęsty jest.
Fajni ludzie zrobili ten zbiór.
Miks komiksu w sensie lapidarności opowieści i etnografii i tanatologii.
Nie książkę. Otwórz siebie.
Wlej w siebie piękno zdań.
O uniwersalnej wrażliwości i odmienności wyjaśnionej najładniej jak dotąd czytałam.
Ja tam lubię frenetyczne opowieści.
Wchodzi gładko i błyskiem ale czasem zapuszcza taki szpikulec prosto w mózg że bajka.
Jesteśmy skażeni wyobrażeniami Guido Reniego o świętości. Te Jezuski jak z mangi i kawaii Maryjki. Tutaj zapijaczeni epileptycy w gumofilcach latają do dwunastego nieba.
Niby mam na sumieniu i Eliade i Dostojewskiego. Czytałam też że w Rosji jest dużo...
Tylko dla niepoprawnych, zaczytanych romantyków.
Czyli dla najbardziej niebezpiecznych ludzi na świecie- bo albo zostaną męczennikami i bohaterami wyobraźni, albo zrobią rewolucję rękami hołoty.
Od sześćdziesięciu lat nie czytałam równie pozytywnej książki dla młodzieży.
Samolot mi przy niej szybciej zleciał.
Chłopak ewidentnie cierpi na metaforę.
To duża zagadka japońskich książek jak to się robi że im bardziej fantastyczne tym bliżej tego czegoś czego nie mogę nazwać rzeczywistością bo nie jest drapieżne i trywialne jednocześnie, ani życiem, bo nie jest szarpaniną w pochodzie ku stabilizacji i nudą po jej osiągnięciu.
Mam część mózgu co wiecznie jest w lesie i nad rzeką i na...
Czytadło na "nic mi się nie chce" dni.
Fajny, przezroczysty język tłumacza.
Tresc to policjant, krwa i złodziej na jednym jadą wozie.
Mafijna sensacja jakoś lepiej wchodzi we włoskim sosie. Ale różnica chyba polega na tym że to jedna z moich pierwszych o Japonii a o Włoszech mam już parę książek na sumieniu.
Trudno czytać i trudno przestać czytać.
Dobrze skalibrowane zdania. Prawie bez przymiotników.