-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-12-30
2021-04-18
Najbardziej podobało mi się w tej książce to, że jest zwięzła. Treści nie ma wiele, ale za to nie ma lania wody. Szczególnie przypadł mi do gustu rozdział 4, opisujący historię zaleceń dietetycznych. Wiele z tych rzeczy wiedziałam, jednak to samo opowiedziane tak klarownie ciągiem przyczynowo-skutkowym powoduje, że włos się jeży na głowie. Jak to jest, że ludzie robią przeszczepy serca czy chcą drukować organy, a dietetykę traktują tak jednopłaszczyznowo jakby nie potrafili pokolorować słonia? Im bardziej dietetycy czy organizacje zalecają jeść 5 posiłków dziennie i dużo węgli, dziwnym trafem ludzie są coraz grubsi a do tego coraz częściej cierpią na cukrzycę czy insulinooporność. Nie jesz śniadań i masz świetną sylwetkę, to każdy grubas ci powie, że co ty robisz, przecież TRZEBA jeść 5 posiłków dziennie, inaczej to jest niezdrowo, w ogóle spowolni ci metabolizm, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, ojej ale ty jesz wielkie porcje, jak dzik, naprawdę pijesz kawę z olejem? Za to codziennie zamawianie śmieciowego żarcia, kupowanie gotowych posiłków, wreszcie dieta pudełkowa składająca się z najtańszych produktów jakie się da, to nie budzi kontrowersji. W takim świecie żyjemy. Dobrze że ta książka się skończyła, bo myślenie o tym niepotrzebnie mnie wk..rwia.
Najbardziej podobało mi się w tej książce to, że jest zwięzła. Treści nie ma wiele, ale za to nie ma lania wody. Szczególnie przypadł mi do gustu rozdział 4, opisujący historię zaleceń dietetycznych. Wiele z tych rzeczy wiedziałam, jednak to samo opowiedziane tak klarownie ciągiem przyczynowo-skutkowym powoduje, że włos się jeży na głowie. Jak to jest, że ludzie robią...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-17
2014-12-23
Książka, jak wspomniała autorka kilka stron przed końcem, "jest skierowana przede wszystkim do osób, które dopiero wchodzą w zdrowy tryb życia". Napisana w sposób, który przede wszystkim ma przemawiać do rozumu - znajdziemy dużo odniesień do procesów życiowych organizmu, jak na nie wpływamy i jak wiele korzyści możemy odnieść robiąc to inaczej.
Niestety to piękne wprowadzenie okazuje się być po prostu wytłumaczeniem, dlaczego powinniśmy stosować "dietę rozdzielną". Wg założeń tej diety niezalecane są połączenia typu: chleb razowy z chudym twarogiem, owsianka z mlekiem czy kurczak z ryżem.
Zaciekawiona, co w takim razie wolno jeść, sprawdziłam przepisy. Mamy np. na śniadanie "granolę z mlekiem migdałowym". Obok przepis na mleko migdałowe - na 250 g migdałów (ok. 12 zł) otrzymujemy... aż pół szklanki mleka migdałowego!
Postanowiłam więc sprawdzić, czy w pozostałych przepisach również można spotkać takie kwiatki? Owszem - można... Pozwoliłam sobie wypisać część składników, które rzuciły mi się w oczy...
- makaron ryżowy
- olej kokosowy
- komosa ryżowa
- kasza z amarantusa
- jagody goji
- masło kokosowe
- sałata dębowa
- aramantus
- nasiona chia
- olej lniany
- spirulina
- bataty
- ksylitol
- sok z brzozy
- mąka migdałowa
- jogurt sojowy lub kozi
- mąka kokosowa
- orzechy brazylijskie
- mąka ryżowa
- czarnuszka
- ziarna jałowca zgniecione w moździerzu
- mąka kasztanowa
- mleko sojowe
- mąka jaglana
- korzenie pasternaku
- bulwy topinamburu
- orzechy pekan
- mleko kokosowe
- syrop z agawy
- suszone owoce acai
Jednocześnie autorka lubi podkreślać, jak ważne jest korzystanie z produktów świeżych i nieprzetworzonych. Podejrzewam, że te sprowazdane prosto z Brazylii są najświeższe...
W każdym razie - jeśli nie jesteś gotów wydawać dziennie na posiłki tyle co w ciągu całego miesiąca, bądź Twoja Biedronka nie jest zasobna we wszystkie potrzebne składniki, polecam przemyśleć sprawę zakupienia tej książki. Jedno jest pewne - będzie świetnie prezentować się na półce. Jest zdecydowanie wspaniale wydana - od samego patrzenia można czuć przyjemność, że trzyma się w ręku coś tak pięknego.
Poza tematem zdrowego odżywiania poruszane są tematy właściwej kondycji psychicznej oraz aktywności fizycznej. Jeśli chodzi o to pierwsze - znajdziemy garść truizmów o stresie, o konieczności odpoczywania itp.
Dla osób chcących rozpocząć przygodę z aktywnością fizyczną, autorka przygotowała 3 zestawy treningowe. Ćwiczenia niestety nie zawierają opisu poziomu trudności czy jak wykonać trudniejszą wersję. Perspektywa trenowania z tą książką wydaje się mało porywająca, wygląda jakby ćwiczenia zostały umieszczone dla formalności.
Autorka podkreśla, że każda forma aktywności fizycznej jest dobra, jednak dokładniej przybliża nam jedynie karate (w ramach opowiadania o sobie) oraz bieganie (bo lubi). Znajdziemy kilka podstawowych rad typu, że do biegania trzeba mieć buty do biegania.
Podsumowując - po przeczytaniu można odnieść wrażenie, że bez wstrzykiwania sobie spiruliny oraz zażywania tropinamburu, marne mamy szanse, by nasz organizm funkcjonował prawidłowo. W moim odczuciu autorka ma problem z określeniem, do kogo właściwie pisze - do zwykłych ludzi, do sportowców czy do bogaczy, którzy z jakiegoś powodu wolą kupować książki zamiast zamawiać sobie katering dietetyczny?
Anna Lewandowska miała być lepszą wersją Ewy Chodakowskiej, tą wykształconą i lepiej znającą się na rzeczy. Pojawiła się nagle, promowana na fachowca, proponując swoją książkę. Niestety zapoznawszy się z jej mądrościami nie znalazłam nic, za co mielibyśmy tę Panią uwielbiać, do mojego życia w każdym razie raczej nic nie wniosła poza tym, że dowiedziałam się o istnieniu paru produktów z drugiego końca świata.
Książka, jak wspomniała autorka kilka stron przed końcem, "jest skierowana przede wszystkim do osób, które dopiero wchodzą w zdrowy tryb życia". Napisana w sposób, który przede wszystkim ma przemawiać do rozumu - znajdziemy dużo odniesień do procesów życiowych organizmu, jak na nie wpływamy i jak wiele korzyści możemy odnieść robiąc to inaczej.
Niestety to piękne...
2021-06-27
Żeby nie było, dotychczas miałam neutralne podejście do tej postaci medialnej. Ale będąc u rodziców wzięłam sobie i poczytałam tę książkę...
Pani Bojarska "wyżej sra, niż dupę ma". Praktycznie na każdej stronie na siłę stara się osiągnąć transfer autorytetu: moja droga przyjaciółka najlepsza aktorka mówi że, na największym kongresie ktoś twierdził że, wybitna paryska specjalistka z którą uwielbiam prowadzić długie rozmowy do świtu rekomenduje że, dławiąc się krewetką w Mediolanie stwierdziłam że...
...że w hierarchi wartości wygląd jest najważniejszy, do tego stopnia, żeby kupować kremy za kilkaset złotych, odwiedzać gabinety medycyny estetycznej parę razy do roku, zakładać gorset żeby wyszczuplić talię. To jej podejście stanowczo wykracza poza dbanie o siebie i swoje zdrowie. Wręcz często jest sprzeczne z tym drugim. Zakrawa to na obsesję udowaniania całemu światu, że jest się najlepszą fitnesską na kuli ziemskiej i dzięki temu można w nieskończoność opóźniać proces starzenia. To zapewne stąd te pretensjonalne wstawki, ilu to ona programów telewizyjnych nie nagrała, gdzie na drugi koniec świata jeździła na konferencje i jakich luksusowych przyjemności nie jest w stanie sobie odmówić. Też duża część tej opowieści to jest po prostu opowiadanie o sobie, oczywiście w roli głównego przykładu do naśladowania. Nawet ostatni rozdział o stylu i makijażu to przede wszystkim rozprawa nt. osobistych przekonań, która to dobrze odnalazłaby się w wydaniu dla najzagorzalszych fanów śledzących każdy szczegół życia idolki.
Kolejną kującą w oczy rzeczą są nachalne reklamy. Czytając dwie strony tylko o garnkach Philipiaka parsknęłam śmiechem na tym fragmencie: "Mąż śmieje się, że to moja biżuteria kuchenna" - mąż śmieje się sloganem z prezentacji garnków, ale zabawny ten mąż. W podobny sposób wciska się także kilka innych marek...
Jeśli chodzi o wiedzę ekspercką pani Marioli, po lekturze tej książki sądzę, że to pozerka. Jak ktoś, kto przechwala się uczestniczeniem w światowych kongresach, może docenić trening siłowy dopiero jak po 40-stce zaczyna tracić mięśnie? To o czym mówiono na tych kongresach? Słuchała w ogóle? Samo uczestnictwo to jakieś osiągnięcie? Żeby na koniec opisywać ćwiczenia w taki sposób: "Ćwiczenie 1 - Wzmacnia plecy. Powtórz to ćwiczenie w 3 seriach po 12 razy. [jedno zdjęcie z wyciągiem górnym]". Ciekawe ile kongresów (międzynarodowych, międzygalaktycznych...) musi minąć, zanim pani Bojarska odkryje, co tak naprawdę doradza kobietom po 50. twierdząc, że mają wkładać gorset by zatuszować brak talii. Tym samym kobietom, które od lat prowadzą siedzący tryb życia i dopiero zachęcamy je do ćwiczeń. Co się stanie z już i tak ubogim gorsetem mięśniowym.
Podsumowując, po lekturze tej książki jestem zdania, że autorka rozpaczliwie kreuje wizerunek przynależności do wyższych sfer i światowych autorytetów, jednocześnie mając problem z pogodzeniem się, że bez względu na to co robi, to czas i tak płynie, a gdy tak płynie to starzejemy się a nie młodniejemy. Próbuje przekonać nas, że regularne majstrowanie z twarzą to element pozostania energicznym i zmysłowym. Wg mnie różne mogą być powody takich decyzji, ale nie mieszajmy do tego bycia fit.
Żeby nie było, dotychczas miałam neutralne podejście do tej postaci medialnej. Ale będąc u rodziców wzięłam sobie i poczytałam tę książkę...
Pani Bojarska "wyżej sra, niż dupę ma". Praktycznie na każdej stronie na siłę stara się osiągnąć transfer autorytetu: moja droga przyjaciółka najlepsza aktorka mówi że, na największym kongresie ktoś twierdził że, wybitna paryska...
2022-04-22
2022-02-26
Przykro mi to stwierdzać, ale ta książka jest ZŁA.
Pięknie stwarza pozory porządnego opracowania popularnonaukowego. Autor naukowiec i bibliografia na 50 stron.
Co więc tu nie gra? Wyobraź sobie, że czytasz książkę Einsteina o nowoczesnej fizyce. Opisuje w niej teorię względności plus parę swoich przemyśleń. Czy wiesz, że po tym odkryciu Einstein przez resztę życia próbował udowodnić, że mechanika kwantowa nie istnieje? Nie udało mu się. Ale w tej hipotetycznej książce 90% treści dotyczyło miernego sensu istnienia mechaniki kwantowej. Choć gdyby Einstain pisał ją z równą fantazją, co ten gość od jelit, to znalazłby też sporo miejsca na porównywanie mechaniki kwantowej do mechaników samochodowych.
Jak widać nie odmawiam autorowi wiedzy czy dorobku naukowego. Rzecz w tym, że pomiędzy ciekawymi informacjami dotyczącymi stricte jego pracy, płynnie przechodzimy do wstawek:
- "przypuszczam, że niedługo udowodnimy związek..."
- "jest bardzo prawdopodobne, że..."
- "jeśli to wynika z tamtego, to być może oznacza że..."
i to jest wplatane tak zgrabnie, że jak ktoś szczególnie nie wysila się czytać ze zrozumieniem, jak gdyby to było na ocenę w liceum, to weźmie wszystkie te rzeczy jako fakty zaczytane w książce popularnonaukowej.
Niestety to nie koniec. Nieraz gdy ktoś staje się autorytetem w jednej dziedzinie, to zaczyna nabierać przekonania, że to rozszerza się także na inne dziedziny. W "Twoim drugim mózgu" ostatnia 1/3 książki to wskazówki żywieniowe. Jest to tendencyjny wybór faktów i celowe mieszanie pojęć, po to by lansować jedyną-słuszną dietę.
Oczywiście poruszył temat, że "typowa dieta amerykańska" jest szkodliwa. Potem jako synonim używa zwrotu "tłusta dieta", czyli diety o solidnych podstawach naukowych, jak low-carb czy keto wrzuca do jednego wora "to jest fe, bo tak". Następnie wymyślił sobie, że "dieta amerykańska" jest zła przez "tłuszcze zwierzęce", więc dodał je sobie jako kolejny synonim. Ciekawe skąd on wziął te tłuszcze zwierzęce, może w oryginalnym składzie frytek z McDonald's, jak kilkadziesiąt lat temu były smażone na łoju wołowym? Powinien być chyba zadowolony, że w żywności przetworzonej korzysta się z mechanicznie uzyskanych najgorszych olejów roślinnych, np. olej palmowy.
Autor jako podstawę swoich rozważań przyjął lud Janomanów, niecywilizowaną społeczność żyjącą w lasach równikowych. Rozumowanie na zasadzie "skoro oni tak jedzą, to każdy lud pierwotny tak je, tzn. że każdy powinien tak jeść". Jest to tak głupie, że aż żal komentować. Ciekawe czy Eskimosi bądź mieszkańcy Syberii też "unikają tłuszczów zwierzęcych i mięsa, bo tak robią ludy pierwotne". Ciekawe co by powiedział naszym przodkom, którzy zjedli wszystkie mamuty i dzikie bydło. Pewnie dawno umarli z głodu, szukając oliwy z oliwek.
Dieta śródziemnomorska to kolejny nonsens tej książki. Poza wcześniejszymi nawiązaniami o roślinnej diecie podlanej tłuszczem roślinnym, jego argumentacja to że KIEDYŚ BYŁ NA WYCIECZCE i tam byli ludzie co mieli eko żywność ze swojej eko farmy I DO TEGO BYLI BARDZO MILI. Na koniec rozśmieszyło mnie jeszcze zalecenie o jedzeniu kiszonek. Ciekawe, czy autor książki je kapustę kiszoną z sałatą, oliwą z oliwek czy może z pomidorem? Bo kuchnia polska się oczywiście pomyliła, wiadomo że przeciętny cierpiący głód mieszkaniec najpierw idzie dolać ropy do maszyny tłoczącej olej rzepakowy, dopiero potem myśli o zabiciu świniaka i chlebie ze smalcem. A jak w naszym klimacie na zimę nie ma roślin, to po prostu je korę z drzew.
Najgorsze jest w tej książce to, że potem ludzie nie rozróżniają fantazji autora od jego dorobku naukowego i dalej szerzą kłamstwa jako "fakty przeczytane w książce popularnonaukowej". Konsekwencje są takie, że ludzie z powrotem zaczynają bać się tłuszczu, bo naczytali się bzdur, że jest "prozapalny". Jak potem pomyślimy, czego automatycznie nie będziemy jeść, żeby móc unikać tłuszczu, to wychodzi nam dieta uboga w białko, w witaminy B, i zaprzęgająca trzustkę do nieustannej pracy nad produkcją insuliny do zbijania nieustannie dostarczanych węglowodanów. Kto by się przejmował!
Przykro mi to stwierdzać, ale ta książka jest ZŁA.
Pięknie stwarza pozory porządnego opracowania popularnonaukowego. Autor naukowiec i bibliografia na 50 stron.
Co więc tu nie gra? Wyobraź sobie, że czytasz książkę Einsteina o nowoczesnej fizyce. Opisuje w niej teorię względności plus parę swoich przemyśleń. Czy wiesz, że po tym odkryciu Einstein przez resztę życia...
2013-06-01
Dla mnie ta książka jest nierealistyczna. Niby program metamorfozy, ale w praktyce wygląda to tak:
- przepisy - z jadłospisu na cały dzień w miarę szczegółowo jest opisane tylko jedno danie, z którego nie do każdego masz składniki, sprzęt czy chęć, ciężko też dopasować ilości. No i gdyby ktoś rzeczywiście chciał kupować wszystko co wskazane w książce, dużo by się zmarnowało.
- ćwiczenia - jest baza ćwiczeń na końcu książki i "treningi" to po prostu różne kombinacje. Jak mamy ćwiczyć z książki, możemy również próbować w ten sposób uczyć się tańczyć..
- reszta - wypychacze stron, co "dzień" są dwie strony na miejsce na notatki, razem 60 kompletnie bezsensownych stron dla osób lubiących pisać po książkach na kredowym papierze. 3 zdania motywacji na jedną stronę, zdjęcie potrawy na całą stronę, wszystko po 30 razy i jest książka.
Dla mnie ta książka jest nierealistyczna. Niby program metamorfozy, ale w praktyce wygląda to tak:
- przepisy - z jadłospisu na cały dzień w miarę szczegółowo jest opisane tylko jedno danie, z którego nie do każdego masz składniki, sprzęt czy chęć, ciężko też dopasować ilości. No i gdyby ktoś rzeczywiście chciał kupować wszystko co wskazane w książce, dużo by się...
2014-08-01
Sporo dobrych przepisów, łatwych, zdrowych i prostych. Ma jednak wiele niedopracowań, które po prostu rzucają się w oczy, np.:
- błędy edytorskie, typu oznaczenie podwieczorku jako obiad, literówki, zdjęcie potrawy nie z tej strony, zupełnie jakby nikt tego nie przejrzał przed wydaniem,
- błędy w przepisach, podawanie produktów nieużywanych w przepisie czy zamienianie go na inne; mój hit to "przepis na grillowanego kurczaka", z przepisem tylko na surówkę.
Część merytoryczna:
pomimo że prowadzę zdrowy tryb życia, czytając odnosiłam wrażenie, że i tak jestem złym człowiekiem ;). Poparte bardzo ubogą bibliografią.
Przepisy:
Dość proste i przydatne, jednak nie wszystkie. Generalnie oparte są o polskie produkty (kasze, twaróg), ale widać bardzo duży wpływ kuchni śródziemnomorskiej. Ewa każe wszystko smażyć na oliwie, zupełnie jakbyśmy żyli na południu, gdzie oliwa jest produktem regionalnym i kosztuje grosze.
Zdarza się, że przepis jest przesadnie "fit", jak np. danie składające się głównie z duszonej cukinii, gdzie pomimo że wyszło mi za dużo i tyleż zjadłam, po godzinie byłam głodna! Jaki sens gotować takie coś.
Poza tym zawód stanowią prawie nie różniące się od siebie przepisy, wyglądające jakby zostały skopiowane by dobić do "150". BARDZO RZADKO do przepisu dołączone jest zdjęcie, najczęściej jest łysy opis czegoś bardzo podobnego do tego co wcześniej.
Sporo dobrych przepisów, łatwych, zdrowych i prostych. Ma jednak wiele niedopracowań, które po prostu rzucają się w oczy, np.:
- błędy edytorskie, typu oznaczenie podwieczorku jako obiad, literówki, zdjęcie potrawy nie z tej strony, zupełnie jakby nikt tego nie przejrzał przed wydaniem,
- błędy w przepisach, podawanie produktów nieużywanych w przepisie czy zamienianie go na...
2021-04-06
Ta książka jest niemal idealna. Została napisana aby dzielić się z innymi miłością do smacznego jedzenia, które można stworzyć z prostych, dostępnych składników. Do każdego przepisu jest prawdziwa fotografia, co poświadcza, że żaden nie znalazł się tam przypadkiem. Dla mnie ogromną zaletę książki stanowi wolność od wszelkich diet. Często jak ktoś naczyta się, że trzeba czegoś unikać (np. tłuszczu) a czegoś dawać dużo na siłę (np. błonnika) to kaleczy przepisy tak by były w jego mniemaniu "zdrowe". Tu na szczęście przepisy występują w swojej wyjściowej, smacznej formie, a jak ktoś chce czegoś unikać, to najwyżej sobie zmodyfikuje.
Ta książka jest niemal idealna. Została napisana aby dzielić się z innymi miłością do smacznego jedzenia, które można stworzyć z prostych, dostępnych składników. Do każdego przepisu jest prawdziwa fotografia, co poświadcza, że żaden nie znalazł się tam przypadkiem. Dla mnie ogromną zaletę książki stanowi wolność od wszelkich diet. Często jak ktoś naczyta się, że trzeba...
więcej Pokaż mimo to