-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać385
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2017-04-02
2017-05-02
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/05/230-zakadnik-przemysaw-borkowski.html
Przemysław Borkowski jest znany przede wszystkim jako współzałożyciel Kabaretu Moralnego Niepokoju. Teraz postanowił sprawdzić się w roli pisarza i stworzył pierwszy tom z serii o psychologu Zygmuncie Rozłuckim pt. "Zakładnik". Byłam bardzo ciekawa, jak sprawdzi się w całkowicie nowej roli.
Zygmunt Rozłucki jest psychologiem, który sam boryka się z problemami tkwiącymi w jego psychice. Pewnego dnia dostaje od swojego przełożonego polecenie, aby zamiast niego wystąpił jako gość w porannym programie telewizyjnym. Niczego nieświadomy Zygmunt stawia się do studia, gdy nagle do programu na żywo wchodzi mężczyzna z bronią w ręku, który bierze czterech zakładników, a jego jedynym warunkiem wypuszczenia ich jest możliwość wydania oświadczenia przed kamerami na żywo. Zabija jednego z zakładników i odczytuje swoją wypowiedź, która praktycznie nie ma sensu, a zaraz po jej wyjawieniu mężczyzna strzela sobie w głowę. Jedna z zakładniczek, dziennikarka Karolina wraz z Zygmuntem próbują rozwiązać zagadkę tajemniczego zamachowca oraz wiadomości, jaką chciał przekazać na wizji. Trop prowadzi ich do Olsztyna, z którego pochodzi zarówno samobójca, jak i zabity mężczyzna. Natrafiają na zagadkę zaginięcia dziewczyny sprzed 20 lat, która wydaje się być kluczem do obecnych wydarzeń.
Od samego początku bardzo polubiłam dwójkę głównych bohaterów, a zwłaszcza spodobała mi się chemia, jaka się stworzyła pomiędzy nimi. Ich dialogi są sarkastyczne, czasem najeżone pikantnymi podtekstami oraz zabawne. Przekomarzają się praktycznie przez cały czas, a takie rozmowy bardzo dobrze się czyta, są urozmaiceniem dla fabuły. Nawet w tak tragicznych książkach czasem potrzebny jest humor dla rozładowania napięcia. Mam nadzieję, że Karolina wróci w następnych tomach, bo szkoda by było stracić tak ciekawie zapowiadający się duet. Już nie wspominając o tym, że bardzo chciałabym się dowiedzieć, jak rozwinie się ich relacja pod względem romantycznym. Charakter głównego bohatera jest bardzo dobrze zarysowany i ciekawy. Psycholog, który sam zmaga się z wielkimi problemami i radzi sobie z nimi w taki sposób, jaki odradzałby każdemu pacjentowi to zdecydowanie postać nietuzinkowa. Jego postać jest świeża, a zmagania z własną psychiką ubarwiają jego relacje z dziennikarką. Ona natomiast jest pięknością i to na dodatek inteligentną, z bardzo ciętym językiem, co nadaje jej temperamentu, więc nie można się dziwić, jak jej osoba podziałała na Zygmunta. Jest niezależna i zdeterminowana, by osiągnąć zamierzone cele, nie poddaje się, żadne przeciwności losu nie są jej straszne. Zachowywała się jak typowa dziennikarka, która natrafiła na gorący temat i nie chce go odpuścić. Na szczęście nie chodziło jej tylko o dobry reportaż, ale również chciała pomóc w śledztwie. Gdyby nie kierowały nią też dobre pobudki, to raczej bym jej nie polubiła...
Historia kryminalna przedstawiona w książce mimo, że nie zaskakuje niczym nowym jest bardzo ciekawa i wciągająca. Akcja ciągle płynie do przodu, nie zatrzymuje się i wprowadza wciąż nowych podejrzanych zbrodni sprzed lat. Cofamy się do nastoletnich czasów zaginionej dziewczyny oraz kolegów z jej klasy, a wiadomo, że jest to zazwyczaj czas, gdy dużo się dzieje. Zwłaszcza, gdy nagle znika dziewczyna, w której kochała się połowa szkoły, zatem musiał być jakiś powód, który doprowadził do tragedii 20 lat temu oraz do tej w czasach współczesnych, gdy jeden chłopak obracający się w towarzystwie Justyny nagle bierze zakładników, popełnia morderstwo i zabija siebie. Jedynym zauważalnym minusem dla mnie była liczna samobójstw popełnionych w tej książce. Wydaje mi się to lekko naciągane, ale jest to naprawdę niewielka wada, która nie powinna wpłynąć na chęć przeczytania "Zakładnika".
"Zakładnik" to bardzo dobry wstęp do nowej serii kryminałów rodzimego autora. Z niecierpliwością będę czekać na kolejne sprawy, którymi zajmie się psycholog Zygmunt Rozłucki.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/05/230-zakadnik-przemysaw-borkowski.html
Przemysław Borkowski jest znany przede wszystkim jako współzałożyciel Kabaretu Moralnego Niepokoju. Teraz postanowił sprawdzić się w roli pisarza i stworzył pierwszy tom z serii o psychologu Zygmuncie Rozłuckim pt. "Zakładnik". Byłam bardzo ciekawa,...
2017-12-06
2017-06-07
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/06/233-alcatraz-kontra-bibliotekarze-kosci.html
Pierwszy tom z serii o Alcatrazie Smedrym pt. "Piasek Raszida" tak mnie zachwycił i wciągnął, że przeczytałam go w jeden dzień nie mogąc oderwać się od przygód 13-letniego chłopca. Na szczęście dostałam możliwość przeczytania dalszych jego losów w kontynuacji pt. "Kości Skryby".
Życie Alcatraza Smedry'ego uległo diametralnej zmianie przed trzema miesiącami, gdy na progu jego domu pojawił się dziadek Smedry, którego do tej pory chłopiec nie znał. Wówczas dowiedział się, że żyje w kraju pod panowaniem złych Bibliotekarzy, którzy mamią umysły ludzi, a tak naprawdę urodził się w jednym z Wolnych Królestw - w Nalhalli, gdzie Bibliotekarze jeszcze nie dotarli. Jego umiejętność psucia wszystkiego w około okazała się być bardzo wyjątkowym darem, a nie utrapieniem, jak zawsze myślał. Teraz razem z przyjaciółką Bastylią udają się do Biblioteki Aleksandryjskiej, którą władają jedni z najgorszych kustoszy na świecie, aby pomóc dziadkowi oraz ojcu, którego Alcatraz jeszcze do niedawna uważał za zmarłego...
Największą zaletą tej powieści jest narracja. Pierwszoosobowe relacjonowanie wydarzeń zawsze wyzwala więcej emocji w czytelniku, gdyż łatwiej jest się wczuć w myśli narratora, jednak Sanderson wyprowadził narrację pierwszoosobową na całkiem inny poziom. Alcatraz jest zabawny, mimo że wszystko mówi na poważnie, ma ogromny dystans do siebie, gdyż uważa, że wcale nie jest miłym chłopcem, lecz na każdym kroku kłamie i oszukuje i najlepiej w nic mu nie wierzyć. Jego utrapieniem od zawsze było psucie wszystkiego, jednak w jego świecie jest to ogromny talent. Choć jeszcze ciekawszym wydaje się umiejętność... spóźniania się. Chyba dobrze jest się spóźnić na kulkę z pistoletu zmierzającą w naszym kierunku, prawda? Taki własnie dar otrzymał dziadek Alcatraza, dzięki któremu uniknął wielu ran oraz oszukał śmierć wielokrotnie. Starszy pan Smedry to w ogóle jedna z ciekawszych postaci w książce. W tej części jednak poznajemy wielu nowych bohaterów, fabuła idzie do przodu i cała historia, również ta związana z pochodzeniem głównego bohatera, zaczyna nabierać konkretnych kształtów.
Poczucie humoru w Alcatrazie jest bardzo dziwaczne i oryginalne. Ta historia nie byłaby aż taka ciekawa, gdyby nie główny bohater. Sanderson wyraźnie nie powstrzymuje niczego, co stworzy się w jego głowie jeśli chodzi o ten szczególny styl humoru. Brandon ma niesamowitą wyobraźnię, on bawi się pisaniem. Mam wrażenie, że pisał co mu ślina na język przyniosła, nie zastanawiając się długo nad treścią, co jednak dało zdumiewające efekty. Bardzo dobrze jest się czasem oderwać od trudnych książek i sięgnąć po twórczość tak wielkiego pisarza i śmiać się do rozpuku podczas kilkugodzinnej lektury. Nie mam pojęcia, jakie odczucia mają dzieci po przeczytaniu tej książki, jednak ja, jako dorosła osoba ubawiłam się niezmiernie. I jak małe dziecko ekscytowałam się czytając opisy tych wszystkich magicznych przedmiotów, np. soczewek okulatora, samolotu w kształcie smoka, pragnąc takie posiadać na własność...
Nie czytajcie tej serii od drugiej części, bo to bardzo nie spodobałoby się Brandonowi Sandersonowi (a właściwie Alcatrazowi Smedry'emu, który przecież pisze pod pseudonimem). Polecam zacząć od pierwszego tomu, aby nie ominęła was dobra zabawa z prozą Sandersona oraz żeby mu nie podpaść... Bo pisarze to podobno lubią znęcać się nad czytelnikami!
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/06/233-alcatraz-kontra-bibliotekarze-kosci.html
Pierwszy tom z serii o Alcatrazie Smedrym pt. "Piasek Raszida" tak mnie zachwycił i wciągnął, że przeczytałam go w jeden dzień nie mogąc oderwać się od przygód 13-letniego chłopca. Na szczęście dostałam możliwość przeczytania dalszych jego...
2017-01-14
Czy jest jeszcze ktoś, kto nie słyszał o Endgame - multimedialnym fenomenie, dzięki któremu można wygrać 3 000 000 $? Endgame to nie tylko trzy powieści, które na marginesie - są rewelacyjną przygodą i mile spędzonym czasem dla czytelnika, ale to coś o wiele więcej! Mam nadzieję, że wszyscy usłyszą o Endgame, bo nawet jeżeli nie chcecie rozwiązywać zagadek i łamigłówek, które są bardzo skomplikowane, to przynajmniej poznajcie historie 12 Graczy, w rękach których są losy całego świata!
Shari, Aisling, Hilal, Sarah, Jago, An Liu, czy może Maccabee? Kto wygra Endgame? A może raczej - kto nie dopuści do zakończenia Gry o losy świata? Najlepsi uczestnicy dotrwali do ostatniego etapu - poszukiwania Klucza Słońca. Niektórzy z nich pragną wygrać i uratować swój lud, inni myślą jedynie o zemście, a reszta tworzy sojusz mający na celu przerwanie Gry i nie dopuszczenie do jej zakończenia i wygranej któregokolwiek z Graczy. Niestety do Ziemi zbliża się wielki meteoryt zwany Abaddonem i zagłada przychodzi szybciej, niż bohaterowie się spodziewali. Teraz nie tylko inni są przeszkodą, ale również skutki katastrofy, Stwórcy i inne organizacje, które mają odmienne plany, co do losów Graczy i świata. Trzeba się strzec na każdym kroku, bo nie wiadomo kto okaże się wrogiem, a kto przyjacielem...
Bardzo długo czekałam na ostatnią część serii "Endgame". Poprzednie dwa tomy zdecydowanie zachęciły do poznania zakończenia historii 12 Graczy, z których każdy pochodził z jednego ze starożytnych ludów i miał zawalczyć o ochronę swojej rasy zdobywając trzy klucze - Klucz Ziemi, Niebios i Słońca. Tym bardziej wyczekiwałam "Reguł gry", gdyż pod koniec "Klucza Niebios" wszystko mocno się skomplikowało i zmieniła się czołówka. Poprzednie tomy prowadził nas w pogoń za Graczami i ich przygodami, z tym że było ich 12, sojusze jeszcze nie były tak mocne, więc każdy rozdział opowiadał praktycznie o innym Graczu. Tutaj mamy podobnie, bo wszyscy chcą znaleźć lokalizację Klucza Słońca (z różnych powodów), jednak jest jedna spora zmiana. Tym razem kilkoro bohaterów jest ciągle razem i nie przenosimy się tak często od jednego do drugiego, bo działają wspólnie. No i liczba uczestników zmniejszyła się z 12 do 7, przez co akcja jest bardziej skupiona. Od pierwszego tomu uzyskaliśmy bardzo dużo informacji i szczegółów o Stwórcach, starożytnych ludach i powodach rozpoczęcia Endgame, dlatego jeszcze ciekawiej śledziło się fabułę, niż w przypadku dwóch pierwszych części. Pojawiły się nowe artefakty, bronie i najstarsza księga. Bohaterowie borykają się nie tylko ze swoim zadaniem, którym jest wygrana, ale również ze skutkami zniszczeń Ziemi przez meteoryt Abaddon i następstwami tego np. wybuchami wulkanów. Panuje chaos, cały świat jest na skraju załamania i zagłady i jak stwierdziła Sarah, tylko zombie brakuje.
Lektura trzeciego tomu Endgame sprawiła mi wiele radości, ale również smutku. Byłam zaskoczona śmiercią pewnej dwójki bohaterów, gdyż myślałam, że oni jednak przeżyją do końca. To pokazuje, jak bardzo autorzy potrafią zaskoczyć i wstrząsnąć czytelnikiem, nie mają litości dla żadnego bohatera. Ale to pozytywna cecha, przecież zawsze dłużej pamięta się powieści, w których ukochane postacie giną, niż żyją długo i szczęśliwie... Zakończenie mnie satysfakcjonuje, zostało naprawdę dobrze przemyślane. Do plusów dodaje również symbole ludów, które są umieszczone na początku każdego rozdziału. To bardzo dobrze wygląda i nie daje nam zapomnieć, że uczestnicy są lub powinni być wrogami. Ja właściwie żadnych wad wymienić nie potrafię, jestem w zupełności zadowolona z tego czasu, który spędziłam podczas lektury "Wezwania", "Klucza Niebios" i "Reguł gry". Co więcej - trudno mi będzie teraz sięgnąć po kolejną książkę, bo wciąż mam w pamięci uczestników śmiertelnej Gry...
Rozłożyłam sobie przyjemność czytania "Reguł gry", czyli zakończenia przygód 12 Graczy pochodzących ze starożytnych ludów, na dwa dni. Na dłużej nie byłam w stanie, bo po odłożeniu książki obsesyjnie o niej myślałam i jak najprędzej do niej wracałam, bo musiałam poznać dalszą akcję! Moja ciekawość w końcu została zaspokojona, ale co z tego, jak Endgame dla mnie się już skończyło... Czekam na kolejną serię w podobnym stylu, ale nie wiem, czy coś jeszcze może dorównać serii duetu James Frey i Nils Johanson-Shelton. Czekam.
Czy jest jeszcze ktoś, kto nie słyszał o Endgame - multimedialnym fenomenie, dzięki któremu można wygrać 3 000 000 $? Endgame to nie tylko trzy powieści, które na marginesie - są rewelacyjną przygodą i mile spędzonym czasem dla czytelnika, ale to coś o wiele więcej! Mam nadzieję, że wszyscy usłyszą o Endgame, bo nawet jeżeli nie chcecie rozwiązywać zagadek i łamigłówek,...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-03-07
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/03/216-ukryte-dziaania-margot-lee.html
Tym razem, co robię bardzo rzadko, postanowiłam najpierw obejrzeć film, a następnie przeczytać książkę, na podstawie której został stworzony. Taką wskazówkę przeczytałam na jakiejś zagranicznej stronie i się do niej zastosowałam. I właściwie cieszę się z takiego wyboru, gdyż film opowiada, natomiast książka przedstawia historię.
"Ukryte działania" to historia Dorothy Vaughan, Mary Jackson, Katherine Johnson i Christine Darden, czterech afroamerykańskich kobiet, które były zatrudnione jako jedne z pierwszych "kolorowych" kobiet-matematyczek w NASA.NASA, pierwotnie znany jako NACA, rozpoczął zatrudnianie kobiet w czasie wojny, jako "liczarki". Te kobiety zasadniczo wykonywały pracę matematyków, jednak były opłacane o wiele gorzej od mężczyzn. W 1943 roku, gdy Stany Zjednoczone przyłączyły się do wojny i brakowało wykwalifikowanych mężczyzn, a w drugiej kolejności białych kobiet, Rząd zmuszony był zatrudniać wykształcone czarnoskóre kobiety. To dało im wielką szansę na pracę w swoim zawodzie, a nie tylko jako nauczycielki, co wcześniej było najlepszą pracą, o jaką mogły się ubiegać. Bohaterki łatwo nie miały - wciąż musiały walczyć z uprzedzeniami w stosunku do ich koloru skóry oraz płci. Kobiety przecież nie mają takiego umysłu, jak mężczyźni, na pewno nie potrafią zrozumieć wielu zagadnień. A do tego czarny kolor skóry? To już całkowicie pewne, że matematyka i fizyka to dla nich czarna magia! Niestety większa część społeczeństwa w NASA miała właśnie takie przemyślenia na temat tych postaci. Postaci, które znaczenie wpłynęły na możliwość wysłania człowieka w kosmos. Kto wie, czy bez ich pomocy to by się w ogóle powiodło? Możliwe, że znacznie przedłużyłoby się w czasie. A tego czasu stany Zjednoczone na pewno nie miały. I tak przegrali wojnę kosmiczną z Rosją, której to pierwszej udało się tak wielkie osiągnięcie - wysłanie człowieka w kosmos. Stany Zjednoczone za wszelką cenę chciały dogonić Rosję i te wspaniałe kobiece umysły im w tym bardzo pomogły. A co za to dostały? Upokarzanie na każdym kroku, oddzielne toalety, oddzielne miejsca na stołówce, niechętne spojrzenia, brak wiary w ich możliwości. Niestety czasy im nie sprzyjały.
Książka przedstawia bardziej tzw. suche fakty, natomiast film to opowieść o pierwszych czarnoskórych kobietach na wysokich stanowiskach w NASA, które znacznie przyczyniły się do poznania kosmosu przez człowieka. Książka ta nie jest łatwa w odbiorze. Zawiera mnóstwo historycznych, czy też naukowych informacji, które zostają podane w sposób bardzo informacyjny. Ale nie jest tak ciągle. Autorka skupia się również na bardziej powieściowych opisach, przede wszystkim gdy wspomina o życiu naszych bohaterek. Te opisy są moim zdaniem najciekawsze - możemy przekonać się, że te kobiety były po prostu zwykłymi ludźmi. Miały rodziny, marzenia, ambicje, jak każdy z nas. Ale miały również wielkie umysły, czym nie każdy człowiek może się pochwalić. Jednak trochę się zawiodłam na tej książce, bo niestety miałam mylne wyobrażenie, że dostanę powieść historyczną, a nie bardziej literaturę faktu. Ale to nie znaczy, że książka jest zła - jest naprawdę dobrze napisana. Bibliografia jest bardzo rozległa, autorka korzystała z całej masy różnych publikacji na tematy poruszone we własnej twórczości. Dzięki temu możemy być pewni, że opowieść trzyma się faktów, że wszystko to miało miejsce naprawdę. Bohaterki powieści są bohaterkami samymi w sobie - nigdy się nie poddały w dążeniu do własnych celów, nawet gdy było to niewyobrażalnie trudne i praktycznie niemożliwe do spełnienia. O takich kobietach warto czytać, trzeba znać ich historię.
Książkę traktuję bardziej jako dodatek do wspaniałego filmu, a nie jako powieść, na podstawie której on powstał. Jednak z filmu nie jesteśmy w stanie uzyskać aż tylu informacji i aż tak szczegółowych, jak z pracy pani Margot Lee Shetterly, dlatego dla chcących poszerzyć swoją wiedzę poza ramy ekranizacji - polecam zapoznać się z tą publikacją. Zresztą wydaje mi się, że wiele osób nie słyszało nawet o tych kobietach, więc mam nadzieję, że dzięki "Ukrytym działaniom", czy w formie powieści, czy filmu - to się zmieni.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/03/216-ukryte-dziaania-margot-lee.html
Tym razem, co robię bardzo rzadko, postanowiłam najpierw obejrzeć film, a następnie przeczytać książkę, na podstawie której został stworzony. Taką wskazówkę przeczytałam na jakiejś zagranicznej stronie i się do niej zastosowałam. I właściwie cieszę się...
2017-11-21
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/11/255-blask-wolnosci-kathleen-grissom.html
"Dom służących" czytałam kilka lat temu, jednak nadal pamiętam tę historię, która opowiadała o osieroconej białej dziewczynce Lavinii, która wychowała się wśród czarnoskórych niewolników, a następnie została poślubiona panu domu. Lavinia nigdy nie mogła się zdecydować, gdzie tak naprawdę jest jej miejsce - w domu białych bogatych, czy wśród niewolników, których traktowała jak rodzinę. Nie spodziewałam się, że autorka napisze książkę w stylu kontynuacji, jednak tym razem nie o Lavinii, lecz o Jamesie Pyku.
"Blask wolności" przedstawia dalsze losy Jamiego Pyke'a, którego znaliśmy jako chłopca w "Domu służących". W tamtej książce ostatnią wiadomością o nim było to, że uciekł do Filadelfii. James jest biały, mimo że płynie w nim murzyńska krew. Jego ojcem był pan domu Marshall, natomiast matką mulatka Belle. Matka Marshalla wychowywała Jamiego jak własne dziecko, sądząc początkowo, że jest synem jej męża. Gdy prawda wyszła na jaw, a Marshall dowiedział się, że Jamie nie jest jego bratem, lecz dzieckiem jego i Belle, chciał sprzedać chłopca jako niewolnika. Ostatecznie Jamie zastrzelił ojca i musiał samotnie uciekać do Filadelfii. Akcja tej powieści dzieje się niecałe 20 lat później, a James jest dobrze usytuowanym dorosłym mężczyzną, uważanym za białego. Jednak przeszłość nie daje o sobie zapomnieć, bohater jest zmuszony powrócić w rodzinne strony, na ziemie, gdzie niewolnictwo jest wciąż legalne. Podejmuje się zadania odszukania chłopca, który został porwany przez handlarzy niewolników i bezpiecznego sprowadzenia go do domu. Niestety ktoś nadal pamięta o jego prawdziwym pochodzeniu...
W poprzednim tomie narratorkami był dwie kobiety, natomiast tutaj prym wiodą panowie - dorosły Jamie oraz chłopiec o imieniu Pan. Jakąś część stanowi również narracja Caroline oraz Sukey, ale nie jest ona tak częsta jak płci przeciwnej. Tym razem autorka nie skupiła się na pokazaniu okrutnego traktowania niewolników, jak to było w poprzednim tomie, ale bardziej chciała ukazać strach przed powrotem do niewolnictwa. Ci, którzy już to przeżyli już nigdy nie chcieli do tego wracać i ta niepewność, czy ich złapią była okrutną torturą. Ten strach zawładnął całym światem niektórych, inni próbowali go wyprzeć i próbować żyć dalej. Jest tutaj widoczne duże podobieństwo postaci Lavinii do Jamesa. Oboje najpierw wychowywali się wśród służby i nią byli, a następnie przedostali się do "dużego domu" najpierw jako goście do towarzystwa, a później jako mieszkańcy i zarządzający. Jamie ma podobny wątek, do Lavinii, gdyż państwo Burton początkowo przyjęli go jako pracownika w zakładzie jubilerskim i dali zakwaterowanie w pokojach razem ze służbą, później gościli go u siebie na górze na kolacjach, bo bardzo przypominał im zmarłego syna, a ostatecznie James został przez nich adoptowany i stał się właściciele wszystkiego, co posiadali. Jednak Lavinię i Jamesa dzieli znaczna różnica - tylko on miał matkę mulatkę przez co żył w ciągłym strachu, czy nie odnajdą go osoby z przeszłości i nie sprzedadzą jako niewolnika. Ten strach był wręcz namacalny, odczuwałam go niezwykle silnie razem z Jamiem przez co jego historia wzbudziła we mnie mnóstwo emocji. Jamie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo się boi, że przeszłość go kiedyś znajdzie, dopóki nie znalazł się blisko Rankina...
Historia jest bardzo dynamiczna, zwłaszcza gdy główny bohater znajduje się już na wrogim terenie. Książkę czyta się jednym tchem, nie sposób jest oderwać się od historii Jamesa, mimo że nie wzbudzał pierwotnie pozytywnych uczuć. Początkowo czułam lekki dystans do jego osoby, ale to wynikało raczej z tego, że on sam trochę pogubił się w tym, jakim człowiekiem jest i jakim chciałby być. "Blask wolności" jest przepełniony emocjami, okrucieństwem, dzikością. I choć nienawidzę tego, jak kiedyś byli traktowani czarnoskórzy ludzie, często sięgam po takie powieści i myślę, że w każdej z nich jest wielkie ziarno prawdy. Niestety. Jednak tę prawdę każdy powinien sobie uzmysłowić, żeby w przyszłości podobne błędy nie były popełniane. Kathleen Grissom opowiedziała nam piękną historię. Nawet, gdy jest pełna niewyobrażalnego bólu i trudów, pokazuje, że nadzieję dają dobrzy ludzie, których siła przewyższa zło. Nie trzeba znać "Domu służących", aby sięgnąć po "Blask wolności", ale po co odrzucać tak dobrą książkę, jaką jest pierwsza część historii o niewolnikach? Najlepiej przeczytać obie, aby widzieć całość, ale również po to, aby pokochać Kathleen Grissom nie za jedną, ale za dwie powieści!
"Blask wolności" przenosi czytelnika do czasów, w których niewolnictwo było na porządku dziennym. Jest to opowieść o strachu przed zniewoleniem i odebraniem człowiekowi podstawowego prawa do decydowania o własnym życiu. Historia jest wciągająca i porusza serce współczesnego czytelnika.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/11/255-blask-wolnosci-kathleen-grissom.html
"Dom służących" czytałam kilka lat temu, jednak nadal pamiętam tę historię, która opowiadała o osieroconej białej dziewczynce Lavinii, która wychowała się wśród czarnoskórych niewolników, a następnie została poślubiona panu domu. Lavinia nigdy nie...
2017-12-26
2017-12-17
2017-12-14
2017-12-11
2017-12-05
2017-11-30
2017-11-28
2017-11-27
2017-11-27
2017-11-10
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/11/253-latarnia-w-kiss-river-diane.html
Poprzednia książka o bohaterach z Kiss River pt. "Światło nie może zgasnąć" opowiadała o pani doktor Olivii, jej małżeństwie oraz wpływie śmierci lokalnej filantropki Annie O'Neill na życie rodzin obu kobiet. Przyznam, że bardzo chciałam przeczytać kontynuację i po kilku miesiącach dostałam taką możliwość.
Gina Higgins, nauczycielka nauk ścisłych i badaczka historii latarni morskich przybywa do Outer Banks, aby zbadać sprawę wydobycia imponującej soczewki Fresnela z oceanu, która była niegdyś częścią latarni w Kiss River. Bardzo szybko poznaje rodzeństwo O'Neillów - Claya i Lacey, którzy oferują jej pokój w dawnym domku latarnika, w którym obecnie mieszkają. Są trochę zaskoczeni, że kobieta pokonała 5000 kilometrów, aby dotrzeć do jednej z wielu latarni w kraju, lecz szybko zaprzyjaźniają się z nią nie podejrzewając, że może mieć ona inne zamiary, niż te które im podała. Gina kieruje się wskazówkami z pamiętnika pewnej młodej dziewczyny imieniem Bess, który pochodzi z 1942 roku i za wszelką cenę chce doprowadzić do wydobycia soczewki z wody nagłaśniając sprawę wśród lokalnej społeczności. Jednak jakimi kieruje się motywami? Czy na pewno chodzi jej jedynie o chęć wydobycia słynnej soczewki, aby przywrócić regionowi dawne dziedzictwo, czy może coś ukrywa przed rodzeństwem? Jednak gdy zakochuje się w Clayu sprawy zaczynają przybierać nieoczekiwany obrót...
Po raz drugi spotykamy się z bohaterami z małego miasteczka w malowniczym zakątku Outer Banks, gdzie stoi niegdyś piękna, teraz już zniszczona latarnia morska Kiss River. Od poprzedniego tomu mija około 10 lat, w życiu naszych bohaterów dużo się pozmieniało. Lacey już nie jest zbuntowaną nastolatką, która próbuje sobie poradzić po śmierci matki, choć ta sprawa wciąż niesie za sobą negatywne skutki wpływając na jej życie osobiste. Jest bardzo podobna do Annie nie tylko z wyglądu, ale również zachowując się w prawie identyczny sposób - tworzy witraże i udziela się charytatywnie pomagając innym. Clay natomiast cierpi nie tylko po stracie matki, ale również ukochanej żony Terri, która zmarła przed kilkoma miesiącami. Jednak gdy na szczycie latarni spotyka pewną nieznajomą, młodą, przepiękną kobietę i z biegiem czasu poznaje ją coraz lepiej, zakochuje się w niej z wzajemnością. Diane Chamberlain oprócz znanych nam już bohaterów, których pokochaliśmy w pierwszej części (zwłaszcza Olivię i Aleca) wprowadza nowych, których losy splatają się ze znanymi już nam osobami. Ciekawym zabiegiem jest rozszerzenie historii o córce Mary Poor, o której była jedynie malutka wzmianka w pierwszym tomie. Gdybym wiedziała, że staruszka i jej opowieści są wskazówką do historii opisanej w tym tomie, na pewno czytałabym dokładniej "Światło, którego nie widać".
Uwielbiam książki, których teraźniejszość przeplata się z opowiadaniami, wspomnieniami, czy też zapisami z pamiętnika, które działy się wiele lat wcześniej, a najlepiej w czasach I lub II wojny światowej. Jednak nie spodziewałam się, że dostanę połączenie wspaniałego dramatu, który zawsze taki jest, gdy wychodzi spod pióra Diane Chamberlain i historii z dawnych czasów! Jest to połączenie wręcz idealne. Chamberlain potrafi tworzyć niesamowite dramaty, które przeżywają bohaterowie wykreowani w taki sposób, że zawsze im współczujemy i kibicujemy, aby ich życie w końcu wyszło na prostą i aby znaleźli szczęście. Sercem tej powieści jest chęć doświadczenia bezwarunkowej miłości, pragnienie poczucia, że gdzieś się należy, ale przede wszystkim pragnienie posiadania rodziny. Powieść pokazuje jednak, że ci, którzy są twoją "prawdziwą" rodziną, mogą ale tak naprawdę nie muszą być krewnymi. Rodzina to również przyjaciele, którzy czasem są o wiele bliżsi niż te osoby, z którymi łączą nas więzy krwi. Nie mogę nie wspomnieć również o oszałamiającej scenerii, jaką jest archipelag wysp Outer Banks z pięknymi piaszczystymi plażami i latarniami spotykanymi na każdym kroku. Autorka tak pięknie potrafi opisywać, że naprawdę zazdrościłam bohaterom przebywania w tak malowniczym zakątku oraz w niewielkiej społeczności, w której wszyscy się znają i starają sobie pomagać. Sąsiedzi wówczas stają się prawdziwą rodziną.
Na szczęście to jeszcze nie koniec historii mieszkańców rajskiej części Karoliny Północnej. Seria liczy sobie trzy tomy i już nie mogę doczekać się kolejnej wspaniałej i zapewne wzruszającej opowieści z ukochanymi bohaterami.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/11/253-latarnia-w-kiss-river-diane.html
Poprzednia książka o bohaterach z Kiss River pt. "Światło nie może zgasnąć" opowiadała o pani doktor Olivii, jej małżeństwie oraz wpływie śmierci lokalnej filantropki Annie O'Neill na życie rodzin obu kobiet. Przyznam, że bardzo chciałam przeczytać...
2017-10-27
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/10/250-zastrzyk-smierci-magorzata-rogala.html
Agata Górska i Sławek Tomczyk to para policjantów, o których możemy poczytać już po raz czwarty. Wcześniejsze powieści z ich udziałem zapewniły mi wielką rozrywkę i miło spędzony czas z dobrym, rodzimym kryminałem, więc z niecierpliwością wyczekiwałam kontynuacji.
W biurze internetowego krytyka kulinarnego zostają znalezione zwłoki właściciela - Antoniego Frydrycha przez jego żonę Ewę. Pomimo zapewnień kobiety o tym, że mąż nie miał żadnych wrogów, para policjantów - Agata Górska i Sławek Tomczyk sprawdzają kilka tropów, które mogą ich zaprowadzić do mordercy. Rzekoma kochanka, pracownica, a może niezadowolony właściciel restauracji obsmarowanej przez Frydrycha? Kto mógłby mieć najlepszy motyw na pozbycie się Antoniego? W całą sprawę zostaje również wplątana nastoletnia siostra Sławka - Kinga, więc ta ma dla niego najwyższy priorytet. Tymczasem giną kolejne osoby, a policjanci znajdują powiązanie pomiędzy nimi. Sprawa okazuje się nie być jednoznaczna, a trop prowadzi kilkanaście lat wstecz, do pewnej imprezowej nocy, gdy gastronomiczna klasa maturalna wybrała się na wycieczkę w góry...
Pani Małgorzata Rogala przyzwyczaiła mnie już w swoich poprzednich książkach do całej gamy bohaterów mających większy lub mniejszy wpływ na fabułę, a których życie poznajemy w wielu szczegółach. Przypomina mi to bardzo sposób, w jaki Camilla Läckberg pisze swoje książki. To jest dla mnie ogromnym plusem, że akcja nie skupia się przede wszystkim na głównych bohaterach prowadzących śledztwo, ale również na tych epizodycznych, których już raczej nie spotkamy w następnych tomach. Dzięki temu poznajemy wiele osób, ich życie oraz funkcjonowanie w społeczeństwie itp. - to jest po prostu ciekawe. Oprócz wątku kryminalnego w książkach pani Rogali zawsze można doszukać się wielu cech powieści obyczajowej. Tutaj nie ma ciągle pędzącej akcji, większy nacisk nakładany jest na pokazanie relacji międzyludzkich. W swojej powieści autorka porusza również wiele innych tematów, które tworzą realistyczną otoczkę dla wymyślonej historii i pokazują realia panujące aktualnie w Polsce. Problem ze znalezieniem pracy oraz lęk związany z jej szukaniem, wyzyskujący pracodawcy, który oferują tzw. umowy śmieciowe albo pracę na czarno, wpływ internetu i portali społecznościowych na życie - te wszystkie tematy są częścią XXI wieku i bardzo dobrze, że są poruszane
w zwykłych powieściach.
Autorka przez długi czas nie dawała żadnych wskazówek dzięki którym połączylibyśmy ofiary między sobą, co sprawiło, że intensywnie zastanawiałam się, o co tutaj może chodzić. Robię to tylko w przypadku dobrych kryminałów, które naprawdę mnie zainteresują swoją treścią w taki sposób, że nie będę mogła doczekać się chwili, kiedy znów zagłębię się w historię. Niestety czasu za wiele nie miałam, więc nie dane mi było pochłonąć książki w całości, ale dzięki temu rozdzieliłam sobie tę przyjemność na dłuższy czas. Również w przypadku poprzednich części ciężko mi było oderwać się od lektury, jednak w tej intryga, motyw zabójcy, czy też bohaterowie byli jeszcze lepiej dopracowani, niż zwykle, przez co lektura okazała się niezwykle zajmująca. Im więcej książek wydaje pani Rogala, tym są one lepsze i bardziej przemyślane, co jest widoczne. Tajemnicza sprawa śmierci pewnej dziewczyny sprzed lat, która okazuje się być kluczem do aktualnych wydarzeń. Nie można nie wspomnieć jeszcze o końcówce, które tylko podsyca ciekawość i sprawia, że nie mogę doczekać się kolejnego tomu! Żeby zostawić nas z takim zakończeniem...
Małgorzata Rogala po raz kolejny udowodniła, że kryminał w Polsce ma się bardzo dobrze i ani trochę nie odstaje od zagranicznych. Stworzyła duet świetnych bohaterów i z chęcią czytamy nie tylko o prowadzonych przez nich sprawach, ale również o życiu prywatnym. Brawo!
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/10/250-zastrzyk-smierci-magorzata-rogala.html
Agata Górska i Sławek Tomczyk to para policjantów, o których możemy poczytać już po raz czwarty. Wcześniejsze powieści z ich udziałem zapewniły mi wielką rozrywkę i miło spędzony czas z dobrym, rodzimym kryminałem, więc z niecierpliwością...
2017-03-04
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/03/218-zota-godzina-sara-donati.html
"Złota godzina" od razu zainteresowała mnie piękną okładką, gdyż obiecała historię w dawnych czasach (okładka przedstawia kobiety w długich sukniach i kapeluszach oraz powozy). Natomiast liczba stron zapowiadała bardzo rozbudową sagę rodzinną, a to połączenie dla mnie idealny pomysł na powieść.
Jest rok 1883, Nowy Jork. Anna i Sophie Savard są kuzynkami i obie zostały lekarzami, co w tych czasach jest bardzo trudnym osiągnięciem. Pochodzą z bogatej, szanowanej rodziny, jednak Sophie jest mulatką, więc nie ma wstępu do większości domów arystokratycznych rodzin. Jest zakochana z wzajemnością w Peterze Verhoeven, który zwany jest Kapem. Niestety ich uczucie natrafia na przeszkody - kolor skóry Sophie oraz chorobę Kapa. Anna również przeżywa miłość, co jest dla niej pewną nowością. Obie panny Savard walczą o prawa kobiet do decydowania o poczęciu potomstwa. Niestety antykoncepcja jest zakazana i karana, dlatego muszą to robić w ukryciu, zwłaszcza, że na każdy ich błąd czyha Anthony Comstock...
"Złota godzina" to kolejna książka z serii powieści o kobietach, dla których czasy w których żyły były wielką przeszkodą do realizacji celów, do których dążyły, do spełnienia marzeń, których pragnęły, do wolności, do własnego zdania i poglądów. Anna i Sophie to typowe bohaterki, które nie są takie, jak większość kobiet w XIX - one walczą o swoje, nie poddają się i przynosi to skutek. Zarówno Anna i Sophie są silnymi kobietami, ale ta siła jest uwidaczniana w różny sposób. Anna jest bardziej praktyczna, wojująca, chcąca ciągle udowadniać, że kobiety są równe mężczyznom, natomiast Sophie bardziej współczująca, emocjonalna i zamknięta w sobie. Jednak obie są wspaniałymi i dobrymi ludźmi. Uwielbiam takie silne bohaterki, bo mają wielką odwagę do przeciwstawienia się konwenansom i przede wszystkim - mężczyznom. My możemy sobie tylko wyobrażać, jakie to było trudne, bo nas to nie dotyczy, czasy bardzo się zmieniły. I to głównie dzięki takim kobietom, jak panny Savard nie mamy takich problemów, dlatego uwielbiam czytać historie o takich bohaterkach. W powieści poruszonych jest mnóstwo problemów społecznych. Głównym wątkiem jest szukanie sposobu na poinformowanie kobiet o możliwości antykoncepcji, ale w taki sposób, aby nie mieć problemów z prawem, gdyż antykoncepcja, jak i rozpowszechnianie informacji o niej, była zakazana. była Kolejnym problemem jest oczywiście kolor skóry Sophie. Pomimo tego, że minęło prawie 20 lat od zniesienia niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych, czarnoskórzy jeszcze przez wiele lat byli szykanowani i traktowani gorzej od białych. Ale nie tylko oni, również napływającym emigrantom z różnych krajów nie było lekko. Spodziewali się oni, że Stany Zjednoczone okażą się rajem i szansą na rozpoczęcie nowego, łatwiejszego życia, jednak okazuje się, że nie jest tak kolorowo. Panuje skrajna bieda, rodzi się zbyt wiele dzieci w ubogich rodzinach i przez to niektóre zdesperowane kobiety na własną rękę próbują pozbyć się kolejnych dzieci. I czasem doprowadza to do jeszcze większej tragedii - do osierocenia posiadanego już potomstwa. Jednak nie tylko ubóstwo jest tutaj pokazane - w tle buduje się Most Brookliński, a śmietanka towarzyska Nowego Jorku wydaje przyjęcia, nie oszczędzając przy tym pieniędzy. Nowy Jork to miasto skrajności - jedni umierają z głodu, aby inni mogli się bawić i bogacić. Ciekawym zabiegiem było wplątanie w fabułę osobistych listów bohaterów, czy też wycinków z gazet. Niektóre wydarzenia zostały opisane właśnie w taki sposób, co nadaje powieści ciekawego charakteru.
"Złota godzina" jest wspaniałym dramatem historycznym, bardzo dobrze napisanym z sympatycznymi postaciami, których lubimy od samego początku i dobrze zbadanymi faktami historycznymi, które zostały płynnie wplątane w fikcyjną prozę. Jest to powieść monumentalna, liczy sobie niespełna 900 stron i porusza mnóstwo wątków - od historycznych, przez romantyczne, aż do kryminalnych.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/03/218-zota-godzina-sara-donati.html
"Złota godzina" od razu zainteresowała mnie piękną okładką, gdyż obiecała historię w dawnych czasach (okładka przedstawia kobiety w długich sukniach i kapeluszach oraz powozy). Natomiast liczba stron zapowiadała bardzo rozbudową sagę rodzinną, a to...
2017-11-20
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/04/225-projekt-krolowa-dominika-rosik.html
Porównanie "Projektu królowej" do "Igrzysk śmierci" i "Więźnia labiryntu" bardzo mnie przyciągnęło, zwłaszcza że tym razem na podobną tematykę zdecydowała się polska autorka. Nie ma dla mnie zupełnie znaczenia, że jest to debiut literacki, bo sam pomysł jest zdecydowanie warty poznania. Dodatkowo uważam, że należy wspierać rodzimą literaturę, w której naprawdę trudno jest się wybić.
Emily budzi się w małym pokoju i nie może sobie przypomnieć, gdzie się znajduje ani jak się tam znalazła. Po kilku chwilach znajduje tablet, w którym umieszczono dla niej wiadomość od tajemniczego doktora Stone'a, który informuje ją, że jest uczestnikiem jakiegoś projektu. Gdy postanawia wydostać się z pokoju i rozejrzeć się obiekcie, dowiaduje się, że razem z nią w budynku znajduje się jeszcze siedem innych osób, a doktor Stone to znany na całym świecie psychiatra. Żadna z osób nie pamięta jak się znalazła w szpitalu psychiatrycznym lub tylko udaje, że nie pamięta. Bohaterowie szybko dochodzą do wniosku, że nikomu nie można ufać, a każdy znajduje swój własny sposób na grę...
Osiem osób różnej narodowości, o różnych charakterach i odmiennych sposobach na radzenie sobie ze stresem to zapowiedź wielu konfliktów. Jeżeli te osoby zostają zamknięte razem w nieznanym budynku znajdującym się w podziemiach, bez kontaktu ze światem, zupełnie nie pamiętając jak się tam znaleźli i z ogromną zagadką do rozwiązania, to co wtedy może się wydarzyć? Bohaterowie tej powieści to bardzo skrupulatnie przemyślane postacie. Mimo, że troje z nich jest narratorami, co powinno oznaczać, że tych bohaterów poznamy najbardziej, bo przybliżyli nam swoje myśli i uczucia, jednak nic bardziej mylnego. Każdy coś ukrywa i paradoksalnie widać to zwłaszcza w rozdziałach, w których dana osoba jest postacią opowiadającą z własnej perspektywy. Autorka tak dobrze ukryła to, co narrator powinien zdradzić, że na każdego rzuca cień podejrzenia. Weźmy po lupę taką Emily, która wydaje się być główną bohaterką tej powieści. Jest nieco zagubiona, stara się jakoś odnaleźć w nowej sytuacji, jest pomocna i dobra, nie wchodzi z nikim w konflikty, ogólnie wydaje się być bardzo pozytywną postacią. Jednak z jej retrospekcji z dawnych lat lub urywków wspomnień, które do niej wracają dowiadujemy się o niej tyle tajemniczych faktów, że zupełnie nie wiemy, kim ona tak naprawdę jest. Matthew natomiast zdecydowanie ukrywa wiele i bardzo dużo wie, na co wskazują jego rozdziały, które są chyba najbardziej zagadkowe, ale z drugiej strony jest opiekuńczy wobec Emily i na każdym kroku stara się ją chronić. Natomiast trzeci narrator - Alex, podobnie jak Matthew, jest typem przywódcy, co sprawia, że pomiędzy tą dwójką panuje napięta atmosfera. Później okazuje się, że z całkiem innego powodu, niż początkowo można by przypuszczać. Które z nich gra? Czy może jednak naprawdę zostali zmanipulowani i nie wiedzą, czym jest Projekt? A co można powiedzieć o reszcie, np. ciągle wystraszonej Brittcie, o chroniącym ją bracie Olafie lub trochę przygłupim George'u? Jest jeszcze niezwykle inteligentny Jian, który być może tylko udaje trochę oderwanego od rzeczywistości oraz Katia, która trzyma się na uboczu, jednak jest w niej coś trudnego do określenia, coś sztucznego, ale i niebezpiecznego...
Dominika Rosik wcieliła się w znawczynię ludzkiej psychiki i stworzyła niezwykle interesującą mieszankę ludzkich umysłów. W trakcie lektury czułam się, jakbym czytała nie tylko powieść o zabarwieniu sci-fi, ale przede wszystkim psychologiczną rozgrywkę pomiędzy uczestnikami. Na każdym kroku trzeba uważać i czytać bardzo dokładnie, aby nie umknęła żadna wskazówka ani zachowanie bohaterów, które mogłyby dać odpowiedź na kilka nurtujących pytań. A tych od samego początku jest mnóstwo: czym jest projekt, jaki jest jego cel, kim jest doktor Stone oraz czy w grupie znajduje się osoba, która nie tylko jest uczestnikiem, ale być może wspólnikiem doktora. Bardziej trafnym porównaniem niż do "Igrzysk śmierci" wydaje mi się skojarzenie z "Wayward Pines". Tam również po odkrywaniu kolejnych elementów zagadki, historia stawała się jeszcze bardziej zagmatwana, a części układanki zamiast coś wyjaśniać, wprowadzały jeszcze większe zamieszanie i podejrzenie wobec bohaterów. Uczestnicy nie tylko starają się zrozumieć innych i obserwują każdy swój ruch, ale muszą też współpracować, bo ten kto ich tam umieścił postanowił się zabawić ich kosztem. Muszą grać nie tylko po to, aby rozgryźć przeciwników, ale zwłaszcza, żeby przeżyć... Jestem zupełnie spokojna, że o autorce usłyszę jeszcze nie raz. Śmiało mogę powiedzieć, że Dominika Rosik jest świetnie zapowiadającą się pisarką. Stworzenie tak rozległej i przemyślanej historii, która zostanie rozłożona na trzy tomy jest niezwykle trudnym zabiegiem, zwłaszcza przy tak dużej konkurencji na rynku książek sci-fi. Stworzenie pomysłu na rewolucyjne urządzenie, które musi zostać wcześniej przetestowane w formie eksperymentu to rewelacyjna idea. Jeżeli dodamy do tego śmiertelną rozgrywkę i tajemnice krążące w okół bohaterów wychodzi nam literacki majstersztyk. Uroku dodawały również cytaty przy każdym rozdziale, które same w sobie również były zagadkowe i ciekawe. Zakończenie wgniata w fotel i zostawia czytelnika z wieloma pytaniami, a przede wszystkim: co się stało z Aurorą i jaki będzie to miało wpływ na uczestników projektu?
Jestem pełna uznania dla wyobraźni autorki, która zmasakrowała mój mózg swoją rozgrywką. Jest to pozycja zdecydowanie obowiązkowa dla fanów sci-fi, ale również dla miłośników psychologicznych gier. Jak teraz wrócić do rzeczywistości po takiej lekturze?
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/04/225-projekt-krolowa-dominika-rosik.html
więcej Pokaż mimo toPorównanie "Projektu królowej" do "Igrzysk śmierci" i "Więźnia labiryntu" bardzo mnie przyciągnęło, zwłaszcza że tym razem na podobną tematykę zdecydowała się polska autorka. Nie ma dla mnie zupełnie znaczenia, że jest to debiut literacki, bo sam...