-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus5
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz2
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
Biblioteczka
2018-07-29
2020-10-24
2017-04-02
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/04/225-projekt-krolowa-dominika-rosik.html
Porównanie "Projektu królowej" do "Igrzysk śmierci" i "Więźnia labiryntu" bardzo mnie przyciągnęło, zwłaszcza że tym razem na podobną tematykę zdecydowała się polska autorka. Nie ma dla mnie zupełnie znaczenia, że jest to debiut literacki, bo sam pomysł jest zdecydowanie warty poznania. Dodatkowo uważam, że należy wspierać rodzimą literaturę, w której naprawdę trudno jest się wybić.
Emily budzi się w małym pokoju i nie może sobie przypomnieć, gdzie się znajduje ani jak się tam znalazła. Po kilku chwilach znajduje tablet, w którym umieszczono dla niej wiadomość od tajemniczego doktora Stone'a, który informuje ją, że jest uczestnikiem jakiegoś projektu. Gdy postanawia wydostać się z pokoju i rozejrzeć się obiekcie, dowiaduje się, że razem z nią w budynku znajduje się jeszcze siedem innych osób, a doktor Stone to znany na całym świecie psychiatra. Żadna z osób nie pamięta jak się znalazła w szpitalu psychiatrycznym lub tylko udaje, że nie pamięta. Bohaterowie szybko dochodzą do wniosku, że nikomu nie można ufać, a każdy znajduje swój własny sposób na grę...
Osiem osób różnej narodowości, o różnych charakterach i odmiennych sposobach na radzenie sobie ze stresem to zapowiedź wielu konfliktów. Jeżeli te osoby zostają zamknięte razem w nieznanym budynku znajdującym się w podziemiach, bez kontaktu ze światem, zupełnie nie pamiętając jak się tam znaleźli i z ogromną zagadką do rozwiązania, to co wtedy może się wydarzyć? Bohaterowie tej powieści to bardzo skrupulatnie przemyślane postacie. Mimo, że troje z nich jest narratorami, co powinno oznaczać, że tych bohaterów poznamy najbardziej, bo przybliżyli nam swoje myśli i uczucia, jednak nic bardziej mylnego. Każdy coś ukrywa i paradoksalnie widać to zwłaszcza w rozdziałach, w których dana osoba jest postacią opowiadającą z własnej perspektywy. Autorka tak dobrze ukryła to, co narrator powinien zdradzić, że na każdego rzuca cień podejrzenia. Weźmy po lupę taką Emily, która wydaje się być główną bohaterką tej powieści. Jest nieco zagubiona, stara się jakoś odnaleźć w nowej sytuacji, jest pomocna i dobra, nie wchodzi z nikim w konflikty, ogólnie wydaje się być bardzo pozytywną postacią. Jednak z jej retrospekcji z dawnych lat lub urywków wspomnień, które do niej wracają dowiadujemy się o niej tyle tajemniczych faktów, że zupełnie nie wiemy, kim ona tak naprawdę jest. Matthew natomiast zdecydowanie ukrywa wiele i bardzo dużo wie, na co wskazują jego rozdziały, które są chyba najbardziej zagadkowe, ale z drugiej strony jest opiekuńczy wobec Emily i na każdym kroku stara się ją chronić. Natomiast trzeci narrator - Alex, podobnie jak Matthew, jest typem przywódcy, co sprawia, że pomiędzy tą dwójką panuje napięta atmosfera. Później okazuje się, że z całkiem innego powodu, niż początkowo można by przypuszczać. Które z nich gra? Czy może jednak naprawdę zostali zmanipulowani i nie wiedzą, czym jest Projekt? A co można powiedzieć o reszcie, np. ciągle wystraszonej Brittcie, o chroniącym ją bracie Olafie lub trochę przygłupim George'u? Jest jeszcze niezwykle inteligentny Jian, który być może tylko udaje trochę oderwanego od rzeczywistości oraz Katia, która trzyma się na uboczu, jednak jest w niej coś trudnego do określenia, coś sztucznego, ale i niebezpiecznego...
Dominika Rosik wcieliła się w znawczynię ludzkiej psychiki i stworzyła niezwykle interesującą mieszankę ludzkich umysłów. W trakcie lektury czułam się, jakbym czytała nie tylko powieść o zabarwieniu sci-fi, ale przede wszystkim psychologiczną rozgrywkę pomiędzy uczestnikami. Na każdym kroku trzeba uważać i czytać bardzo dokładnie, aby nie umknęła żadna wskazówka ani zachowanie bohaterów, które mogłyby dać odpowiedź na kilka nurtujących pytań. A tych od samego początku jest mnóstwo: czym jest projekt, jaki jest jego cel, kim jest doktor Stone oraz czy w grupie znajduje się osoba, która nie tylko jest uczestnikiem, ale być może wspólnikiem doktora. Bardziej trafnym porównaniem niż do "Igrzysk śmierci" wydaje mi się skojarzenie z "Wayward Pines". Tam również po odkrywaniu kolejnych elementów zagadki, historia stawała się jeszcze bardziej zagmatwana, a części układanki zamiast coś wyjaśniać, wprowadzały jeszcze większe zamieszanie i podejrzenie wobec bohaterów. Uczestnicy nie tylko starają się zrozumieć innych i obserwują każdy swój ruch, ale muszą też współpracować, bo ten kto ich tam umieścił postanowił się zabawić ich kosztem. Muszą grać nie tylko po to, aby rozgryźć przeciwników, ale zwłaszcza, żeby przeżyć... Jestem zupełnie spokojna, że o autorce usłyszę jeszcze nie raz. Śmiało mogę powiedzieć, że Dominika Rosik jest świetnie zapowiadającą się pisarką. Stworzenie tak rozległej i przemyślanej historii, która zostanie rozłożona na trzy tomy jest niezwykle trudnym zabiegiem, zwłaszcza przy tak dużej konkurencji na rynku książek sci-fi. Stworzenie pomysłu na rewolucyjne urządzenie, które musi zostać wcześniej przetestowane w formie eksperymentu to rewelacyjna idea. Jeżeli dodamy do tego śmiertelną rozgrywkę i tajemnice krążące w okół bohaterów wychodzi nam literacki majstersztyk. Uroku dodawały również cytaty przy każdym rozdziale, które same w sobie również były zagadkowe i ciekawe. Zakończenie wgniata w fotel i zostawia czytelnika z wieloma pytaniami, a przede wszystkim: co się stało z Aurorą i jaki będzie to miało wpływ na uczestników projektu?
Jestem pełna uznania dla wyobraźni autorki, która zmasakrowała mój mózg swoją rozgrywką. Jest to pozycja zdecydowanie obowiązkowa dla fanów sci-fi, ale również dla miłośników psychologicznych gier. Jak teraz wrócić do rzeczywistości po takiej lekturze?
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/04/225-projekt-krolowa-dominika-rosik.html
Porównanie "Projektu królowej" do "Igrzysk śmierci" i "Więźnia labiryntu" bardzo mnie przyciągnęło, zwłaszcza że tym razem na podobną tematykę zdecydowała się polska autorka. Nie ma dla mnie zupełnie znaczenia, że jest to debiut literacki, bo sam...
2019-02-16
2017-01-14
Czy jest jeszcze ktoś, kto nie słyszał o Endgame - multimedialnym fenomenie, dzięki któremu można wygrać 3 000 000 $? Endgame to nie tylko trzy powieści, które na marginesie - są rewelacyjną przygodą i mile spędzonym czasem dla czytelnika, ale to coś o wiele więcej! Mam nadzieję, że wszyscy usłyszą o Endgame, bo nawet jeżeli nie chcecie rozwiązywać zagadek i łamigłówek, które są bardzo skomplikowane, to przynajmniej poznajcie historie 12 Graczy, w rękach których są losy całego świata!
Shari, Aisling, Hilal, Sarah, Jago, An Liu, czy może Maccabee? Kto wygra Endgame? A może raczej - kto nie dopuści do zakończenia Gry o losy świata? Najlepsi uczestnicy dotrwali do ostatniego etapu - poszukiwania Klucza Słońca. Niektórzy z nich pragną wygrać i uratować swój lud, inni myślą jedynie o zemście, a reszta tworzy sojusz mający na celu przerwanie Gry i nie dopuszczenie do jej zakończenia i wygranej któregokolwiek z Graczy. Niestety do Ziemi zbliża się wielki meteoryt zwany Abaddonem i zagłada przychodzi szybciej, niż bohaterowie się spodziewali. Teraz nie tylko inni są przeszkodą, ale również skutki katastrofy, Stwórcy i inne organizacje, które mają odmienne plany, co do losów Graczy i świata. Trzeba się strzec na każdym kroku, bo nie wiadomo kto okaże się wrogiem, a kto przyjacielem...
Bardzo długo czekałam na ostatnią część serii "Endgame". Poprzednie dwa tomy zdecydowanie zachęciły do poznania zakończenia historii 12 Graczy, z których każdy pochodził z jednego ze starożytnych ludów i miał zawalczyć o ochronę swojej rasy zdobywając trzy klucze - Klucz Ziemi, Niebios i Słońca. Tym bardziej wyczekiwałam "Reguł gry", gdyż pod koniec "Klucza Niebios" wszystko mocno się skomplikowało i zmieniła się czołówka. Poprzednie tomy prowadził nas w pogoń za Graczami i ich przygodami, z tym że było ich 12, sojusze jeszcze nie były tak mocne, więc każdy rozdział opowiadał praktycznie o innym Graczu. Tutaj mamy podobnie, bo wszyscy chcą znaleźć lokalizację Klucza Słońca (z różnych powodów), jednak jest jedna spora zmiana. Tym razem kilkoro bohaterów jest ciągle razem i nie przenosimy się tak często od jednego do drugiego, bo działają wspólnie. No i liczba uczestników zmniejszyła się z 12 do 7, przez co akcja jest bardziej skupiona. Od pierwszego tomu uzyskaliśmy bardzo dużo informacji i szczegółów o Stwórcach, starożytnych ludach i powodach rozpoczęcia Endgame, dlatego jeszcze ciekawiej śledziło się fabułę, niż w przypadku dwóch pierwszych części. Pojawiły się nowe artefakty, bronie i najstarsza księga. Bohaterowie borykają się nie tylko ze swoim zadaniem, którym jest wygrana, ale również ze skutkami zniszczeń Ziemi przez meteoryt Abaddon i następstwami tego np. wybuchami wulkanów. Panuje chaos, cały świat jest na skraju załamania i zagłady i jak stwierdziła Sarah, tylko zombie brakuje.
Lektura trzeciego tomu Endgame sprawiła mi wiele radości, ale również smutku. Byłam zaskoczona śmiercią pewnej dwójki bohaterów, gdyż myślałam, że oni jednak przeżyją do końca. To pokazuje, jak bardzo autorzy potrafią zaskoczyć i wstrząsnąć czytelnikiem, nie mają litości dla żadnego bohatera. Ale to pozytywna cecha, przecież zawsze dłużej pamięta się powieści, w których ukochane postacie giną, niż żyją długo i szczęśliwie... Zakończenie mnie satysfakcjonuje, zostało naprawdę dobrze przemyślane. Do plusów dodaje również symbole ludów, które są umieszczone na początku każdego rozdziału. To bardzo dobrze wygląda i nie daje nam zapomnieć, że uczestnicy są lub powinni być wrogami. Ja właściwie żadnych wad wymienić nie potrafię, jestem w zupełności zadowolona z tego czasu, który spędziłam podczas lektury "Wezwania", "Klucza Niebios" i "Reguł gry". Co więcej - trudno mi będzie teraz sięgnąć po kolejną książkę, bo wciąż mam w pamięci uczestników śmiertelnej Gry...
Rozłożyłam sobie przyjemność czytania "Reguł gry", czyli zakończenia przygód 12 Graczy pochodzących ze starożytnych ludów, na dwa dni. Na dłużej nie byłam w stanie, bo po odłożeniu książki obsesyjnie o niej myślałam i jak najprędzej do niej wracałam, bo musiałam poznać dalszą akcję! Moja ciekawość w końcu została zaspokojona, ale co z tego, jak Endgame dla mnie się już skończyło... Czekam na kolejną serię w podobnym stylu, ale nie wiem, czy coś jeszcze może dorównać serii duetu James Frey i Nils Johanson-Shelton. Czekam.
Czy jest jeszcze ktoś, kto nie słyszał o Endgame - multimedialnym fenomenie, dzięki któremu można wygrać 3 000 000 $? Endgame to nie tylko trzy powieści, które na marginesie - są rewelacyjną przygodą i mile spędzonym czasem dla czytelnika, ale to coś o wiele więcej! Mam nadzieję, że wszyscy usłyszą o Endgame, bo nawet jeżeli nie chcecie rozwiązywać zagadek i łamigłówek,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-01-28
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2018/01/257-siostra-cienia-lucinda-riley.html
Sięgając po trzeci tom cyklu "Siedem sióstr" pt. "Siostra Cienia", moja radość spowodowana powrotem ukochanych bohaterek i możliwością poznania jednej z nich jeszcze bliżej oraz przybliżenia się do rozwiązania zagadki Pa Salta była ogromna.
Pierwszy tom zaprowadził nas do egzotycznej Brazylii, drugi do zamarzniętej Norwegii, natomiast trzeci pokazuje nam rożne oblicza Wielkiej Brytanii - od nowoczesnego i pełnego przepychu Londynu do małych, malowniczych wiosek, położonych wśród jezior i gór, gdzie można rozkoszować się pięknem natury i spokojem, przechadzając się po dzikich ogrodach i podziwiać wspaniałe krajobrazy. Star wraz z siostrą CeCe przeniosła się do Londynu i to właśnie tam, w starym i zapomnianym antykwariacie odnalazła wskazówkę dotycząca jej przodkini - Flory MacNichol, którą zostawił dla niej ukochany ojciec Pa Salt. Wskazówka prowadzi ją do posiadłości High Weald, która oczarowuje ją od samego początku, gdyż zawsze skrycie marzyła o domu na wsi z wielkim ogrodem, gdzie mogłaby bez reszty oddawać się swojej pasji obcowania z roślinnością. Tam spotyka tajemniczego Mouse'a, który od samego początku ją intryguje, ale i mocno irytuje... Historia sprzed ponad 100 laty ma wiele cech wspólnych z teraźniejszością. Flora od zawsze pozostawała w cieniu piękniejszej siostry Aurelii, jednak nigdy jej to nie przeszkadzało. Wszystko się zmieniło, gdy poznała Archiego, w którym zakochała się z wzajemnością. Jednak nawet wówczas, gdy poznała smak miłości, lojalność wobec siostry zwyciężyła i Flora musiała zrezygnować z ukochanego.
Myślę, że większość czytelniczek w pewien sposób utożsami się z jedną z sióstr. To przecież sześć całkowicie różnych charakterów z odmienną wizją postrzegania świata i sposobem na życie. Do tej pory poznaliśmy bliżej trzy z nich (ewentualnie cztery, gdyż zarys charakteru CeCe również dostaliśmy), a ja po lekturze "Siostry cienia" nabrałam pewności, że trafiłam na właściwą siostrę, która najbardziej przypomina mnie samą. W odróżnieniu od pewnej siebie i pozytywnie nastawionej do życia CeCe, Star jest raczej zamknięta w sobie, rzadko uzewnętrznia swoje uczucia, jest cicha i małomówna, nie pragnie być w centrum uwagi, zazwyczaj pozostaje lekko w cieniu innych, zwłaszcza swojej żywiołowej siostry, z którą praktycznie od zawsze jest nierozłączna. Jednak śmierć ukochanego ojca sprawia, że Star pragnie się usamodzielnić i uwolnić ze zbyt mocno ściskających więzów, jakimi stały się jej relacje z siostrą. Byłam bardzo ciekawa, jaka ta bohaterka tak naprawdę jest, ponieważ do tej pory całkowicie dała się stłamsić CeCe, która decydowała o wszystkim, co związane było z życiem Star. Dobrze było zobaczyć, jak wyszła z cienia i obserwować, jak rozkwita jej charakter i samodzielność, poprzez czytanie dzienników Flory i odkrywanie dziejów jej własnej rodziny. We wszystkich opisywanych w tej serii historiach autorka opierała swoje opowieści na prawdziwych postaciach, które miały ogromny wpływ na życie przodków naszych bohaterek. Tym razem losy Flory splotła z pisarką Beatrix Potter oraz Alice Kepppel, kochanką króla Edwarda VII. Uwielbiam to, jak autorka podejmuje dowolną historię i wciąga czytelnika do podróżowania w czasie, a następnie miesza fakty historyczny z czystą fikcją literacką. Opowieść dotycząca Star jest najbardziej magiczna - a miejsca są niesamowicie sugestywne. Fakt, że ta historia zaczyna się w starym antykwariacie pośród unikatowych książek i prowadzi do domu słynnej Beatrix Potter, zachwyci miłośników literatury na całym świecie. Po drodze zabiera nas do kilku dużych, eleganckich wiejskich domów i wykwintnych sal balowych w Londynie, gdzie intrygi są na porządku dziennym, również te związane z rodziną królewską i najwyższą arystokracją.
Były również wzmianki o Mai i Ally oraz o tym, jak one sobie radzą z poszukiwaniami, a także wątek prowadzącym do historii czwartej siostry. Uwielbiam sposób, w jaki Lucinda to robi. Tworzy niesamowita sieć lokacji i historii, a jeżeli czyta się bardzo uważnie to można wyłapać fragmenty układanki, która pomału zaczyna się mocniej zarysowywać. Jednak zanim poznamy tajemnicę Pa Salta, czekają nas historie jeszcze trzech sióstr - CeCe, Elektry oraz Tiggy. Wiemy już, że wskazówka CeCe zaprowadzi nas do Australii. To wspaniale, że znowu będzie nam dane poznać egzotyczną historię, choć zdecydowanie niczego nie brakuje Krainie Jezior oraz Kumbrii, opisywanych przez Lucindę. Po siedmiu przeczytanych przeze mnie książkach, których jest ona autorką jestem całkowicie pewna, że nie ważne, gdzie umiejscowi akcję kolejnej powieści, zawsze w piękny sposób będzie potrafiła opisać miejsca, emocje oraz powiązania historyczne. Zapowiedź historii czwartej siostry pokazuje nam ją z całkowicie innej strony, niż została przedstawiona w trzech tomach. Myślę, że Lucinda nas jeszcze zaskoczy złożonością charakteru CeCe oraz motywami, jakimi kierowała się dotychczas...
Nie wiem, czy to ze względu na to, że Star jest mi najbliższa pod względem charakteru, czy dlatego że Lucinda po prostu pisze coraz lepiej, ale ta część podobała mi się najbardziej. Chociaż to zabawne, bo o pierwszym tomie pisałam, że jest to najlepsza książki autorki, jaką do tej pory czytałam, a wychodzi na to, że być może wielokrotnie jeszcze będę tak sądzić, z każdą kolejną premierą nowej powieści. Ale to tylko dowód na to, jak wspaniałą pisarką jest Riley.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2018/01/257-siostra-cienia-lucinda-riley.html
Sięgając po trzeci tom cyklu "Siedem sióstr" pt. "Siostra Cienia", moja radość spowodowana powrotem ukochanych bohaterek i możliwością poznania jednej z nich jeszcze bliżej oraz przybliżenia się do rozwiązania zagadki Pa Salta była ogromna....
2017-06-17
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/06/235-siostra-burzy-lucinda-riley.html
Lucinda Riley słynie z pisania magicznych, umiejscowionych kilkadziesiąt lat wstecz historii miłosnych. Zazwyczaj opowiada o kobietach, dla których czasy w jakich żyją, są wielką przeszkodą do samospełnienia się. Jej bohaterki jednak łamią wszelkie konwenanse i przecinają sznury nałożone im przez społeczeństwo, bo jest to jedyna droga do ich szczęścia. "Siostra Burzy" to druga część serii pt. "Siedem Sióstr" opowiadająca o sześciu wspaniałych kobietach i ich praprababkach.
Ally poznaliśmy już w pierwszym tomie, gdy wraz z pięcioma siostrami przybyła do Atlantis - bajkowego zamku położonego nad Jeziorem Genewskim, gdzie wszystkie się wychowały. Dowiaduje się, że jej ukochany ojciec Pa Salt zmarł, lecz jeszcze przed śmiercią postanowił, aby wszystkie jego adoptowane córki miały możliwość poznania swojego pochodzenia. Jednak za życia był bardzo tajemniczym i ekscentrycznym człowiekiem, więc również zagadki które zostawił każdej z dziewczyn, wcale nie będą łatwe do rozszyfrowania. Pa Salt napisał do każdej z nich list ze wskazówkami, które prowadzą je w różne części świata. Maja już powróciła ze swojej podróży z Brazylii, teraz czas na rudowłosą Ally, która dowiaduje się, że z pochodzenia jest Norweżką. Pewne tragiczne wydarzenie w jej życiu spowoduje, że jedynym ratunkiem stanie się podróż do Oslo (dawnej Christianii) i odkrywanie historii Anny Landvik.
Norwegia to kraj kojarzący się z zimnem i mroźną scenerią, a jednak mogła się w niej rozegrać trudna historia pełna pasji i namiętności. To jest zdecydowanie zasługa Riley, której magiczne pióro jest w stanie stworzyć niepowtarzalne i wspaniałe opowieści. Tym razem przedstawiła nam historię prostej wieśniaczki o anielskim głosie, która na szczęście została odkryta przez profesjonalistów i mogła zachwycać swoim głosem oraz zdolnościami aktorskimi szersze grono widzów oraz mężczyzny bogato urodzonego, jednak sprzeciwiającego się ojcu i podążającego za własnymi marzeniami - graniem w orkiestrze. Tych dwoje ludzi spotkało się i pokochało od pierwszego wejrzenia, mimo przeciwności losu. Ich dzieje odkrywałam z wypiekami na twarzy, mimo że autorka wciąż przypominała, że za oknem hula mroźny wiatr i sypie śnieg. W tło ich trudnej historii miłosnej autorka wplotła oczywiście prawdziwe postacie i wydarzenia. Tym razem postawiła na sławy związane z muzyką i literaturą. Losy przodków Ally bezpośrednio związała z kompozytorem Edvardem Griegiem oraz dramatopisarzem Henrykiem Ibsenem, którzy wspólnie stworzyli sztukę teatralną pt. "Peer Gynt" - Ibsen jest twórcą dramatu, natomiast Grieg stworzył do niego muzykę. Aby jeszcze bardziej zbliżyć się do wydarzeń opisanych w książce, polecam odsłuchać dzieło "Poranek" z "Peer Gynta", bo jest to piękny utwór i znany, choć dopiero dzięki tej książce odkryłam jego nazwę. Nie obyło się również bez zaskoczenia związanego z prawdziwą tożsamością przodków Ally, co długo było trzymane w tajemnicy.
Jednak historia rozgrywająca się we współczesności nie odbiega ani trochę od opowieści sprzed około 130 lat. Ally w odróżnieniu od najstarszej Mai jest energiczna, pewna siebie i optymistycznie nastawiona do życia. Jednak śmierć ukochanego ojca, z którym łączyła ją pasja do żeglarstwa trochę przygasi jej temperament, aż do momentu, gdy zaczyna odkrywać historię jej przodkini - Anny. Poznaliśmy też nieco lepiej cechy osobowości pozostałych dziewczyn, które będą bohaterkami swoich własnych historii w kolejnych częściach. Jestem pełna podziwu dla pani Lucindy, że potrafi stworzyć tyle różnych charakterów i dopasować do nich nadzwyczaj ciekawe historie, które w żadnym etapie nie nudzą czytelnika. Robi to w sposób niezwykle naturalny i subtelny, jakby miała w głowie całe obrazy i wystarczyłoby tylko przelać je na papier. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że skonstruowanie fabuły, która w pewien sposób będzie się ciągnęła przez siedem tomów to nie lada wyzwanie i konieczność analizowania wcześniejszych zapisów, zwłaszcza podczas dialogów sióstr, aby nie popełnić żadnego błędu. Jednak czytając prozę pani Riley, wydaje się jakby to było bardzo proste - lekkość jej pióra i wspaniała wyobraźnia zachwycają mnie za każdym razem. Te fakty i urywki wydarzeń, które poznaliśmy o Ally za sprawą narracji Mai, tutaj zostały idealnie dopracowane i rozwinięte. Chronologia wydarzeń została zachowana, nie ma mowy o żadnych błędach i niedopatrzeniach w tej kwestii. Ale niczego innego się nie spodziewałam - perfekcja pani Lucindy została znów potwierdzona. Każdy rozdział tej książki to mistrzostwo, każdy dialog ma znaczenie, każde zdanie jest złotem. Ta powieść dla wielbicieli literatury jest tym samym, czym jest najwspanialsza melodia dla pasjonatów muzyki - każde zdanie wywołuje emocje, tak jak w muzyce czyni to każdy takt. Tajemnica adopcji córek nadal nie została odkryta, choć pojawiło się kilka nowych wskazówek, które zamiast zaspokoić ciekawość, wzbudzają ją jeszcze bardziej. Ta zagadka skłoniła mnie do przeszukania internetu w celu uzyskania dodatkowych informacji o Plejadach. Okazuje się, że to nie tylko gromada gwiazd, ale Siedem Sióstr o tych samych imionach mają również nawiązanie do mitologii greckiej i są córkami Atlasa oraz Plejone (Pa Salt to anagram tych dwóch słów). Fascynujące jest również to, że autorka w swoich nawiązaniach do mitologii greckiej, nadała naszym współczesnym bohaterkom niektóre cechy charakteru mitycznych Sióstr. Alkione jest opisywana jako opiekunka Morza Śródziemnego (a Ally jest przecież żeglarką) oraz ma zdolności przywódcze, a Maja tak właśnie opisała Ally - jako osobę, która gdy się pojawia przejmuje "ster" i podejmuje decyzje. Również historia miłosna Alkione ma pewne podobieństwa z miłością Ally do Theo. Jest to kolejny świetny pomysł na dopracowanie fabuły, aby była nie tylko ciekawa, ale żeby nie można było się od niej oderwać, co w swej oryginalności i pomysłowości jest po prostu perfekcyjne.
Z jednej stronie bardzo się cieszę, że przede mną jeszcze aż pięć tomów tej magicznej serii, bo odkrywanie historii sprzed lat wraz z bohaterkami jest niezwykle interesujące, ale z drugiej strony chęć poznania odpowiedzi na pytania tj. kim jest siódma siostra i czy w ogóle istnieje, dlaczego Pa Salt wybrał akurat te dziewczynki do adopcji i nadał im imiona gromady gwiazd o nazwie Plejady, jest ogromna! Pozostało mi już tylko czekanie na kolejną powieść, tym razem o Star, która zabierze nas w podróż do Anglii - do edwardiańskiego Londynu i na dzikie tereny Kumbrii...
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/06/235-siostra-burzy-lucinda-riley.html
Lucinda Riley słynie z pisania magicznych, umiejscowionych kilkadziesiąt lat wstecz historii miłosnych. Zazwyczaj opowiada o kobietach, dla których czasy w jakich żyją, są wielką przeszkodą do samospełnienia się. Jej bohaterki jednak łamią wszelkie...
2017-05-06
2017-03-20
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/03/222-siedem-siostr-lucinda-riley.html
Jestem absolutnie zakochana w twórczości pani Lucindy Riley, mojej ulubionej autorki powieści, w których główne bohaterki odkrywają tajemnice z dawnych lat. Jestem zafascynowana jej wyobraźnią od pierwszej przeczytanej przeze mnie książki, którą była "Dom orchidei". Następnie przyszedł czas na "Dziewczynę na klifie", "Tajemnice zamku", aż w końcu "Różę północy", która jak na razie plasuje się w moim rankingu powieści Riley na pierwszym miejscu. Jak zobaczyłam, że Wydawnictwo Albatros wydaje pierwszy tom z zaplanowanych siedmiu mojej ukochanej autorki, pomyślałam, że to jak spełnienie marzeń...
Pierwszy tom z serii "Siedem sióstr" o tym samym tytule wprowadza nas w całą zagmatwaną historię oraz przybliża postać najstarszej siostry - Mai D’Apliese. Pan Pa Salt, właściciel bajkowego zamku Atlantis umiejscowionego nad brzegiem Jeziora Genewskiego podjął się adopcji sześciu dziewczynek w różnych odstępach czasu, które zawsze były niemowlętami w chwili przysposobienia. Przywoził je z różnych części świata, stworzył im wspaniałe warunki do życia, możliwość rozwoju, jednak nigdy nie zdradził tajemnicy, dlaczego samotny mężczyzna miałby chcieć wychowywać kilka małych dzieci. Pa Salt był człowiekiem bardzo ekscentrycznym, ale również bardzo tajemniczym. Jego pasją było obserwowanie gwiazd, a ukochaną gwiezdną gromadą - Siedem sióstr, po których to dziewczynki dostały imiona. W chwili, gdy poznajemy pierwszą z nich, dowiaduje się ona, ze ukochany przybrany ojciec nie żyje. Jego ostatnią wolą było, aby wszystkie podopieczne wróciły do zamku i przeczytały listy, które dla nich zostawił. Dla każdej przygotował bowiem wskazówki umożliwiające odkrycie tajemnic ich przodków. Takim sposobem Maja trafia do Rio de Janeiro w Brazylii w poszukiwaniu własnych korzeni... Dzięki niej poznajemy opowieść o Izabeli Aires Cabral.
Uważam, że pomysł na stworzenie cyklu książek, które w jakiś sposób łączą się ze sobą, ale są oddzielnymi historiami, bo każda z dziewczyn podąża za swoimi wskazówkami, do innych krajów, do innych opowieści jest po prostu genialny. Jestem przekonana, że autorka ma w swojej głowie mnóstwo pomysłów na bohaterów, ich narodowości, problemy i czasy, w których przyszło im żyć i wymyślenie takiej koncepcji, aby te wszystkie historie przelać i połączyć w jedną - bardzo tajemniczą, która scala wszystkie razem - to jest po prostu majstersztyk. Jestem pełna podziwu dla pani Riley, która potrafiła to sobie wszystko uporządkować i oczywiście skonstruować tyle różnych rodzajów fabuły. Zawsze jestem podekscytowana, gdy otwieram kolejną powieść, która wyszła spod jej pióra, jednak tym razem przeszła samą siebie. Od razu w pierwszym rozdziale zostajemy obarczeni ogromną tajemnicą, która będzie się ciągnęła przez wszystkie siedem tomów. Zagadką jest, dlaczego Pa Salt adoptował tylko sześć sióstr, mimo że jego ukochana gwiezdna gromada zwie się "Siedem sióstr". Ta niewiadoma będzie mnie zastanawiać przez całą serię. Inspiracją na pierwszą historię obsadzoną w dawnych czasach była budowa wielkiego pomnika Chrystusa Odkupiciela, który rozkłada ręce nad Rio de Janeiro. Z pomnikiem związana jest tajemnica dotycząca dłoni modelki, na podstawie których twórca wykonał odlew dłoni Odkupiciela. Lucinda Riley stworzyła własną wersję, dodatkowo wprowadzając prawdziwe postacie związane z budową, np. Paula Landowskiego, czy Hectora da Silve. Oczywiście rewelacyjnie potrafi połączyć wszystkie wątki w taką całość, która naprawdę mogła się wydarzyć.
Lucinda Riley w swoich powieściach nigdy nie zanudza czytelników, nigdy nie wprowadza niepotrzebnych opisów, czy to sytuacji, czy to przyrody, co można zarzucić wielu pisarzom. Ona zawsze trzyma się określonego wątku, nie pozwala za bardzo odpłynąć ku nic nie znaczącym słowom. Wszystko toczy się z góry określonym torem i to jest odczuwalne w trakcie lektury. Po prostu wiadomo, że pisarka naprawdę chciała to przekazać, a nie był to jedynie zapychacz mający na celu zwiększenie objętości książki. Od pierwszych stron, zdań, czy nawet słów bije jakaś niewyobrażalna magia. Jakbym od razu przeczuwała, że ta powieść nie tylko pochłonie mnie bez reszty, ale sprawi, że będę obsesyjnie myślała o pozostałych bohaterkach rozlokowanych w różnych krajach i odkrywających prawdę nie tylko o swojej rodzinie, ale również o sobie samych. Jestem pod ogromnym wrażeniem, a autorka chyba posiada jakieś magiczne zdolności, bo czuję się jak zaczarowana. Zaczarowana, aby chłonąć tę historię i nie przestawać, dopóki nie poznam jej zakończenia. Ale to przecież dopiero pierwszy tom! Chciałabym opisać tę książkę, jako prawdziwie inspirujące dzieło sztuki nie tylko przenoszące nas w czasie, ale też pozwalające na odkrycie egzotycznych krain. Jest to historia pełna namiętności, bo taka właśnie jest Izabela. Nie dla niej jest życie przy boku wybranego przez rodziców nudnego męża, bycie dobrą żoną i rodzenie dzieci. Ona jest pełna pasji, która próbuje wydostać się na zewnątrz, jednak czasy w których żyje i pozycja społeczna, jaką posiada temu nie sprzyjają. Ale taka bohaterka jak Izabela potrafi obejść zasady i znaleźć szczęście, chociaż jedynie krótkotrwałe. Na koniec wspomnę jeszcze o tym, jak pięknie wydana jest powieść. Okładka jest nieziemska, a po otworzeniu książki widzimy widok nieba z chmurami oraz piękny cytat: "Miłości nie ogranicza odległość ani żaden kontynent. Oczyma sięga gwiazd". Jest to idealna sentencja zarówno dla miłości Mai, jak i Izabeli.
Wiem, że w tej recenzji użyłam mnóstwo synonimów słowa "wspaniała", ale ta książka naprawdę taka jest. Co ja mówię książka, cały cykl z pewnością taki jest, mogę zapewnić to w ciemno. Pozwólcie się porwać romantycznej historii rozgrywającej się w egzotycznej Brazylii i wspaniałym Paryżu. Dajcie sobie możliwość odkrywania tajemnicy Pa Salta razem z bohaterkami. Tymczasem ja już niecierpliwie czekam na kolejny tom pt. "Siostra burzy", który zabierze nas w podróż do śnieżnej Norwegii na poszukiwania przodków Ally...
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/03/222-siedem-siostr-lucinda-riley.html
Jestem absolutnie zakochana w twórczości pani Lucindy Riley, mojej ulubionej autorki powieści, w których główne bohaterki odkrywają tajemnice z dawnych lat. Jestem zafascynowana jej wyobraźnią od pierwszej przeczytanej przeze mnie książki, którą była...
2017-02-02
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/02/208-maria-skodowska-curie-magdalena.html
Powieści biograficzne to jeden z moich ulubionych gatunków. Można dzięki temu przeczytać historię znanej osoby, jednak nie w formie biografii, czyli przede wszystkim zwykłym faktów i informacji, które równie dobrze można znaleźć w internecie, ale w formie powieści. To połączenie jest świetną okazją do poznania sławnej postaci z równoczesnym delektowaniem się fabułą. Maria Skłodowska-Curie jest zdecydowanie idealną kandydatką na pierwszoplanową postać w książce w tym gatunku, więc byłam niezmiernie ciekawa, jak autorka przedstawi historię tej sławnej na całym świecie Polki.
Paryż, rok 1911. Na samym wstępie poznajemy Jeanne Langevin, żonę Paula Langevina, który po śmierci Piotra Curie wdaje się w romans z wdową po nim - Marią Skłodowską-Curie. Jeanne jest strasznie rozżalona zaistniałą sytuacją i całkowicie zaślepiona zemstą. Wraz ze szwagrem i adwokatem knuje intrygę, mającą doprowadzić do ujawnienia i rozpowszechnienia informacji o związku Marii z Paulem. Kobieta postanawia zniszczyć znaną już na całym świecie noblistkę i sprawić, że wszyscy ją znienawidzą za to, że przyczyniła się do rozpadu rodziny Langevine.
Warszawa, czasy wcześniejsze. Siostry Skłodowskie - starsza Bronisława i młodsza Maria marzą o studiach we Francji. Bronka pragnie zostać lekarzem i wkrótce, dzięki pomocy siostry i uzbieranym pieniądzom wyjeżdża do Paryża, aby zrealizować swoje marzenia. Otwiera to drogę młodszej siostrze do pójścia w ślady Bronisławy i studiowaniu za granicą. Takim sposobem w 1891 roku Maria Skłodowska pojawia się w stolicy Francji.
Pamiętajmy, że jest rok 1911, gdzie kobiety były traktowane jako znacznie gorsze od mężczyzn, więc wdanie się w romans z żonatym mężczyzną było o wiele bardziej skandaliczne, niż w czasach obecnych. A takiego czynu dopuściła się właśnie tytułowa bohaterka książki i przede wszystkim na tym skupiła się autorka. Pokazała uczucia i emocje Marii do kochanka, które były ważniejsze od sławy, czy prestiżu. Była przecież wybitnym fizykiem i pierwszą kobietą która zdobyła nagrodę Noble'a, i to dwukrotnie, ale była tak naprawdę po prostu człowiekiem. Pomimo zdobycia najbardziej prestiżowej nagrody na świecie, Skłodowska potrafiła myśleć jedynie o swoim rozpadającym się związku z ukochanym Paulem, a radość z wygranej zeszła na drugi plan. W książce, oprócz Marii Skłodowskiej-Curie spotykamy wiele innych interesujących postaci, m.in. młodego, początkującego fizyka Alberta Einsteina zauroczonego naszą bohaterką, czy też Bronisławę Skłodowską. Szczególnie zainteresowała mnie właśnie siostra Marii, gdyż nigdy nie zastanawiałam się właściwie, czy w rodzinie Skłodowskiej był podobny głód wiedzy, czy może jednak była ona wyjątkiem. Okazuje się, że nie, gdyż siostra Marii również zrobiła karierę naukową - została lekarzem, mimo że w jej czasach było to bardzo trudne zadanie dla kobiety. Również ich brat, Józef poszedł w ślady siostry. Cała rodzina Skłodowskich była inteligentna, żądna wiedzy i na szczęście wszyscy byli wspierani przez ojca, który zaszczepił w nich smykałkę do nauki i zdobywania wykształcenia, nawet w córkach.
Cała opowieść o najzdolniejszej pani fizyk na całym świecie jest fascynująca. Wgłębiałam się w jej życie z coraz większą ciekawością i zachłannością, ale wciąż było mi mało! Proza pani Niedźwieckiej jest rewelacyjna i to właśnie dlatego ta książka była taka wspaniała. Czasem nie wystarczy dobra historia, trzeba tez umieć ją opowiedzieć tak, aby czytelnik był zafascynowany tym, co czyta. I to się autorce zdecydowanie udało, bo potrafiła budować napięcie, wykorzystywała sceny z przeszłości w najodpowiedniejszym momencie i tym samym pokazywała nam korzenie zachowania Marii. To, jak się zachowywała w czasie obecnym (czyli w 1911 roku) miało swoje odzwierciedlenie w dzieciństwie i młodości. Dlatego wszystkie emocje, które odczuwała Maria w związku z teraźniejszymi wydarzeniami, miały swój powód. Autorka pokazała nam obszerniejszy obraz Skłodowskiej, nie tylko jako geniusza. Maria była zwyczajną kobietą, potrafiła kochać do bólu, tęsknić i mieć zwyczajne marzenia. Nie była łatwą do współżycia osobą. Zarówno jej umysł, jak i psychika były bardzo złożone, a zachowanie czasem ciężkie do zrozumienia, jej osobowość była skomplikowana. Jednak nigdy nie była zachłanna, nie prowadziła badań, aby zdobyć sławę, lecz żeby pomóc ludzkości. Chciała czuć się potrzebna i pożyteczna. Była również patriotką, bardzo denerwowała się i smuciła z powodu zaborów w Polsce, chciała móc wrócić do wolnej Polski i tutaj na coś się przydać ze swoją wiedzą zdobytą za granicą. Francuzi pragnęli przywłaszczyć ją sobie, jako swoją rodaczkę, Francuzkę, jednak Maria zawsze podkreślała, że jest Polką.
Dzieje noblistki powinien znać każdy Polak. Powinniśmy być dumni z takiej kobiecej postaci w historii. Książka ma filmową okładkę, gdyż w marcu wchodzi do kin film pt. "Maria Skłodowska-Curie" z Karoliną Gruszką w roli głównej. Polecam najpierw przeczytać książkę, żeby potem skonfrontować ją z obrazem na ekranie.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2017/02/208-maria-skodowska-curie-magdalena.html
Powieści biograficzne to jeden z moich ulubionych gatunków. Można dzięki temu przeczytać historię znanej osoby, jednak nie w formie biografii, czyli przede wszystkim zwykłym faktów i informacji, które równie dobrze można znaleźć w internecie, ale...
2017-01-01
2016-11-22
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2016/11/196-w-przyszym-roku-w-jerozolimie-julia.html
Ken Follett jest moim ulubionych pisarzem, głównie ze względu na trylogię "Stulecie" i książki obsadzone w czasach II wojny światowej. Natomiast twórczość Julii Navarro poznałam za sprawą lektury "Powiedz mi, kim jestem", która wywarła na mnie ogromne wrażenie, stając się najlepszą książką, jaką przeczytałam w 2015 roku. Dlatego kolejna powieść autorki, na dodatek porównana do trylogii "Stulecie" Folletta to dla mnie pozycja bardzo długo wyczekiwana i zdecydowanie obowiązkowa.
Opowieść rozpoczyna się w czasach współczesnych, gdy Marian Miller, udaje się do Jerozolimy, aby zebrać materiały dotyczące zasiedlenia Żydów na ziemiach Palestyńczyków i poznać różne opinie na ten temat. Mimo, że jej zadaniem jest poznanie poglądów różnych osób, sama ma już wyrobione zdanie. Jednak rozmowa z Ezekielem Zuckerem, Żydem, pokaże jej, że ten temat nie ma jednej strony, że trzeba spojrzeć na niego z różnych perspektyw, bo nie jest wcale taki oczywisty. Słucha opowiadania starca z coraz większym zaangażowaniem i ciekawością, a czytelnik dzięki temu poznaje historię dwóch rodzin - arabskiej i żydowskiej, która toczy się od ostatnich lat XIX wieku, aż do czasów obecnych. Ezekiel prowadzi nas przez podróż aż od zaczątków konfliktu palestyńsko-izraelskiego i zaczyna od wprowadzenia w dzieje jego przodków - opowiada historię swojego dziadka i ojca, którzy byli Żydami pochodzenia polskiego. Żyli w carskiej Rosji i tylko oni przeżyli pogrom, który odbył się w 1892 roku w odwecie za zabójstwo cara Aleksandra III. Jednocześnie Marian snuje opowieść o arabskiej rodzinie Ziadów, schwytanej w środek tych wydarzeń. Będziemy podróżować pomiędzy Warszawą, Sankt Petersburgiem, Paryżem, Londynem, Berlinem, Jerozolimą przez ponad 100 lat i dowiemy się, jak świat się zmienił przez ten czas, rozwinął, jak bohaterowie przychodzą i odchodzą, a postacie historyczne podejmują decyzje wpływające na losy świata. Z bohaterami, zarówno muzułmanami i wyznawcami judaizmu zżywamy się od razu, kochamy ich, kibicujemy im i płaczemy za nimi.
Jest to jedna z książek, które trzeba czytać spokojnie i rozkoszować się całością, aby przyswoić ogromną zawartość faktów historycznych. To saga obejmująca trzy pokolenia, w której można spotkać wiele postaci o bogatych osobowościach i charakterze. Bohaterowie są wspaniale wykreowani, ich temperamenty, czy psychika są bardzo dobrze przemyślane. Autorka po mistrzowsku wplata poszczególne osoby w wątki historyczne, dodatkowo tworząc im własne historie. Pojawiają się również postacie niegdyś żyjące, co tylko urzeczywistnia poruszoną problematykę. Saga skupia się na problemach społecznych związanych w głównej mierze z wyznawaną wiarą i poglądami politycznymi. Dwie perspektywy pozwalają czytelnikowi zrozumieć te wydarzenia, które dotknęły zwykłych ludzi po obu stronach płotu. Widzimy efekty wojny i ruchów politycznych na zwykłych ludziach, które tak naprawdę ich nie dotyczą, a zmieniły ich życie nieodwracalnie. Płynnie przeskakujemy z miasta do miasta, z kraju do kraju, z kontynentu na kontynent poznając przedstawicieli kolejnych narodowości wpływających na losy naszych dwóch rodzin. Ezekiel tak wspaniale przedstawia wydarzenia z życia jego przodków, a później własne wspomnienia, że chwilami miałam wrażenie, że opowiada to mnie - czytelnikowi, a nie bohaterce książki - Marian. Oczywiście to nie on posiada dar relacjonowania, lecz oczywiście Julia Navarro. Porwała mnie bardzo złożoną fabułą i i wielowątkowością, co przy tak obszernej książce wcale nie dziwi. Jest genialną pisarką, nie tylko obdarzoną mistrzostwem narracji, ale również wiedzą, jak szybko złapać czytelnika, bez utraty jego motywacji na dalsze czytanie tak obszernej książki.
"W przyszłym roku w Jerozolimie" to tytuł symbolizujący dążenie narodu żydowskiego do utworzenia własnego państwa. To ich marzenie, aby mieć własne miejsce na ziemi i pragnienie, aby zjednoczyć się z wyznawcami tej samej religii. Nie potrafię sobie wyobrazić, aby ta książka miała inny tytuł, bo jest zdecydowanie trafiony. Konflikt arabsko-izraelski oficjalnie rozpoczął się w latach 40. XX wieku, jednak jego początki sięgają o wiele wcześniej. Niestety ten konflikt trwa do dnia dzisiejszego i nie widać nadziei na jego szybkie zakończenie. Żadna ze stron nie chce ustąpić doprowadzając do coraz większej nienawiści pomiędzy wyznawcami judaizmu, a muzułmanami. Jestem bardzo wdzięczna pisarce za poruszenie tego tematu, bo dzięki niej poznałam genezę tego problemu oraz dwa stanowiska. Obie strony mają trochę racji i nie mam zamiaru brać żadnej z nich. Polecam wam, czytelnikom, zapoznanie się z tą historią nie tylko po to, aby spędzić mile czas przy ambitnej i doskonale skonstruowanej lekturze, ale również dla poznania prawdziwych wydarzeń i faktów, które wpływają nawet na życie nasze - Europejczyków.
"W przyszłym roku w Jerozolimie" jest wielowątkową powieścią liczącą ponad 800 stron, której lektura sprawiła mi ogromną przyjemność. Nie wydaje się, że książka jest tak długa, bo proza Julii Navarro jest tak fantastyczna, że nie odczuwa się czasu przeznaczonego na zapoznanie się z nią. Po samym stylu pisarskim można wywnioskować, że jest to bardzo przemyślana i mądra książka, a osoba, która ją napisała jest błyskotliwa i inteligentna. Podeszła do tematu z wielkim zaangażowaniem i przygotowaniem. I dzięki temu stworzyła dzieło na bardzo wysokim poziomie. Czy czytelnicy trylogii "Stulecie" będą tą książką zachwyceni? Zdecydowanie tak, jestem o tym przekonana.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2016/11/196-w-przyszym-roku-w-jerozolimie-julia.html
Ken Follett jest moim ulubionych pisarzem, głównie ze względu na trylogię "Stulecie" i książki obsadzone w czasach II wojny światowej. Natomiast twórczość Julii Navarro poznałam za sprawą lektury "Powiedz mi, kim jestem", która wywarła na mnie...
2016-12-03
Zjawiskowa, przepiękna, cudowna.
Zjawiskowa, przepiękna, cudowna.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-10-28
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2015/11/157-tajemnice-zamku-lucinda-riley.html
Lucinda Riley już wcześniej zachwyciła mnie dwiema książkami: "Domem orchidei" oraz "Dziewczyną na klifie". Dlatego, gdy zobaczyłam, że Albatros w końcu wydał kolejną jej powieść, od razu zapragnęłam ją kupić i przeczytać.
Emilie to trochę zagubiona młoda kobieta, która nagle dziedziczy wielki zamek, który jest w posiadaniu jej rodziny od kilkudziesięciu lat. Po śmierci matki, z którą łączyły ją bardzo chłodne stosunki, Emilie pragnie po prostu sprzedać posiadłość i wrócić do swojego prostego życia jako lekarz weterynarii. Nigdy nie czuła się jak dziedziczka wielkiego, arystokratycznego rodu, dlatego ciężar spadku ją przytłacza. Jednak gdy powraca do zamku po wielu latach nieobecności zaczyna jej być szkoda wielkiej biblioteki liczącej ponad 2000 unikatowych książek, gdzie spędzała wraz z ojcem Eduardem wiele czasu. Spotyka również mężczyznę, który wydaje jej się być ideałem. Sebastian pomaga jej i ratuje przed załamaniem, za co dziewczyna jest bardzo wdzięczna. Jak skończy się jej miłość do Sebastiana oraz czy uda jej się rozwikłać zagadkę, na którą natrafia w piwnicach pod winnicą?
Przenosimy się kilkadziesiąt lat wstecz, gdy w Europie szaleje II wojna światowa. Constance jest sekretarką, jednak zostaje zauważona i doceniona przez swoich przełożonych. Zaczyna szkolić się na brytyjską agentkę, która ma zostać przerzucona do Francji, aby pomagać w ruchu oporu. Jednak już pierwszego dnia wszystko idzie nie tak, jak powinno. Poznaje Eduarda de la Martinières i jego siostrę Sophię. Od tamtej pory jej losy łączą się z arystokratyczną rodziną, początkowo w ich mieszkaniu w Paryżu, a następnie w zamku. Jak skończy się historia Connie?
Nie dosyć, że uwielbiam wątki kobiet-szpiegów w czasach II wojny światowej (a we Francji to już zwłaszcza, bo jestem od dawna bardzo zainteresowana francuskim Resistance) to jeszcze odkrywanie rodzinnej tajemnicy sprzed lat, gdzie głównym tłem jest wielki, staroświecki zamek oraz otaczająca go winnica... No idealna fabuła dla mnie! Taką historię oczywiście też można zepsuć, ale na szczęście na Lucindzie Riley jeszcze się nie zawiodłam, więc byłam spokojna o tę powieść. I miałam rację, bo nawet przy rewelacyjnych poprzedniczkach, "Tajemnice zamku" i tak biją je na głowę! Było tutaj wszystko, co kocham w książkach w tym stylu: odkrywanie tajemnicy sprzed lat dzięki staremu dziennikowi z listami, ogromna posiadłość, w której wiele lat temu zdarzył się incydent, który zaważył na następnych pokoleniach i ciekawa główna bohaterka. Choć tutaj mam na myśli raczej Constance, bo Emilie niczym szczególnym się akurat nie wyróżnia. Natomiast Connie to inteligentna, piękna Brytyjka, która naraża swoje życie, aby wspomóc francuski ruch oporu. To mówi samo za siebie.
Nie mogę się doczekać kolejnych książek autorki. Odkąd przeczytałam "Dom orchidei" wypatruję jej dzieł co jakiś czas... Oby tym razem jej kolejna powieść została szybciej wydana w Polsce. Polecam!
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2015/11/157-tajemnice-zamku-lucinda-riley.html
Lucinda Riley już wcześniej zachwyciła mnie dwiema książkami: "Domem orchidei" oraz "Dziewczyną na klifie". Dlatego, gdy zobaczyłam, że Albatros w końcu wydał kolejną jej powieść, od razu zapragnęłam ją kupić i przeczytać.
Emilie to trochę...
2015-02-03
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2015/02/84-krawedz-wiecznosci-ken-follett.html
W końcu się doczekałam trzeciej części monumentalnej trylogii "Stulecie, obejmującej lata 1912-2008. Prawie cały XX wiek i kawałek XXI wieku zostały rozłożone na czynniki pierwsze przez Folletta na niecałych 3300 stronach. W skrócie: jest to opowieść o pięciu rodzinach: angielskiej, walijskiej, rosyjskiej, amerykańskiej i niemieckiej, których członkowie są uwikłani w najważniejsze wydarzenia XX wieku. W kolejnych tomach rodziny się przenikają tworząc mieszaninę rożnych kultur, co często jest dla nich trudne.
Akcja tej części obejmuje lata 1961 (kiedy został wzniesiony Mur Berliński) - 2008 (kiedy Barack Obama został prezydentem Stanów Zjednoczonych). Bohaterowie są w samym środku wielkich wydarzeń. Georgy Jackes (wnuk Lva Peskhowa) pochodzi z mieszanego związku i walczy o równouprawnienie. Jest bliskim doradcą Roberta Kennedy'ego, więc często ma styczność z prezydentem Johnem Kennedy. Dimka Dworkin (wnuk Grigorija Peskhowa) stoi natomiast po drugiej stronie - jest asystentem Chruszczowa i znajduje się w samym centrum kryzysu kubańskiego, natomiast jego siostra Tanja została zesłana "za karę" na Kubę. Rebbeca Hoffman, adoptowana córka Carli pragnie uciec z Niemiec Wschodnich, gdy dowiaduje się, że jej mąż wziął z nią ślub, aby śledzić jej rodzinę i przyjaciół. Niestety ucieczka staje się trudniejsza, gdy zostaje wzniesiony Mur Berliński...
W dwóch poprzednich recenzjach wychwalałam pod niebiosa Folletta, więc chyba w tym przypadku jest to już zbędne. Bohaterowie dalej są wspaniale skonstruowani, a historyczne fakty wplecione w zwykłe życie bohaterów znowu Folletowi wyszło rewelacyjnie. Przyznam, że historii powojennej nie znam zbyt dobrze. Wiedziałam np. tylko, że była zimna wojna i pomiędzy kim, ale zbyt wielu szczegółów nie znałam, bo jakoś bardzo mnie to nie interesowało. Jednak jak się czyta powieść historyczną, gdzie bohaterowie towarzyszą znanym ludziom i są wplątani w bardzo ważne historycznie wydarzenia, to wtedy o wiele łatwiej przyswaja się pewne fakty. Dzięki temu poczytałam też więcej o historii II poł. XX wieku w internecie.
Z najmłodszych bohaterów, będących wnukami i wnuczkami osób z pierwszej serii najbardziej polubiłam Rosjankę Tanję i Anglika Dave'a. Tanja, mimo że mieszka w Rosji i jej rodzina raczej popiera komunizm, ma odmienną opinię, co do tego ustroju i stara się w miarę swoich możliwości z nim walczyć. Uwielbiam wszystkich z rodziny Williamsów (najpierw Ethel, potem Llyoda i jego żonę Daisy), więc nie było możliwości, żebym nie polubiła Dave'a, mimo że jest tak różny od swoich przodków. Co do Amerykanów - myślałam, że wątek walki o prawa czarnoskórych obywateli Stanów Zjednoczonych będzie trochę lepiej poprowadzony, a niekiedy był trochę nudnawy. Jednak bardzo cieszę się z dobrze przeprowadzonego wątku polskiego.
Ta recenzja jest również podsumowaniem całej trylogii, nie tylko trzeciej części. Najbardziej podobała mi się pierwsza część, a to dlatego, że czasy I wojny światowej interesują mnie najbardziej. Jestem zafascynowana życiem arystokracji, głównie brytyjskiej i uwielbiam czytać o romansach pomiędzy służącą, a lordem i ogólnie o życiu obu społeczności. Dlatego od razu polubiłam Ethel, walijską służącą i lady Maud, arystokratkę, które pomimo różnego pochodzenia zaprzyjaźniły się, a Maud zrobiła coś całkowicie niewybaczalnego dla jej rodziny - wyszła za mąż w tajemnicy za mężczyznę nie pochodzącego z Wielkiej Brytanii.
Wstyd się przyznać, ale ostatnie dwa rozdziały - czyli obalenie Muru Berlińskiego, a co za tym idzie zjednoczenie się rodziny Franców oraz rozdział, w którym Barack Obama wygrywa wybory na prezydenta, a ogląda to rodzina Jackesów - czarnoskórych obywateli Stanów Zjednoczonych, ywołały u mnie łzy. Przez ponad 3 tys. stron poznawałam bohaterów, ich rodziny oraz przezywałam z nimi ważne politycznie wydarzenia i te dwa zdarzenia wywołały u mnie wielkie emocje. Lepszego zwieńczenia trylogii nie mogłam sobie wymarzyć.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2015/02/84-krawedz-wiecznosci-ken-follett.html
W końcu się doczekałam trzeciej części monumentalnej trylogii "Stulecie, obejmującej lata 1912-2008. Prawie cały XX wiek i kawałek XXI wieku zostały rozłożone na czynniki pierwsze przez Folletta na niecałych 3300 stronach. W skrócie: jest to...
2015-06-17
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2015/06/113-niepokorne-klara-agnieszka-wojdowicz.html
Zagłębiając się po raz pierwszy w świecie trzech niepokornych przyjaciółek byłam niezmiernie oczarowana całą historią. I z niecierpliwością oczekiwałam kontynuacji losów poznanych w "Elizie" panien. Moja męka wreszcie się skończyła, gdyż "Klara" w końcu ujrzała światło dzienne!
Drugi tom ukazuje dalsze losy trzech zupełnie różnych kobiet: Elizy (bardzo delikatnej, zakochanej we "wrogu", marzącej o zostaniu lekarką albo chociaż farmaceutką), Judyty (romantycznej malarki, która przeżyła naprawdę wiele traumatycznych zdarzeń w pierwszym tomie, a i teraz nie ma lekko, gdyż zmaga się z nieodwzajemnioną miłością) i Klary (najbardziej wyzwolonej z dziewczyn, która stara się być dziennikarką i walczyć o prawa robotnic). Życie tych młodych kobiet, których młodość przypadła na naprawdę ciężkie czasy dla płci pięknej nie jest lekkie. Wszystkie buntują się przeciwko panującym zasadom. Eliza zakochuje się w nieodpowiednim (według jej rodziny) mężczyźnie, który jest Austriakiem, a więc wrogim okupantem. Judyta natomiast nie chciała wyjść za mąż za podstawionego przez rodzinę wybranka, zostać matką i zmarnować życie przez co zostaje potępiona i wydziedziczona. Jeszcze inną sytuację ma Klara, która pragnie ukończyć prawdziwe studia, nie tylko kursy dla kobiet i wiecznie kłóci się z ojcem o swoje feministyczne poglądy.
Uwielbiam te bohaterki i ich historie. Trylogia pani Agnieszki Wojdowicz jest aktualnie moją ulubioną polską serią, choć nie wyszła nawet jeszcze trzecia część! Główną zaletą są na pewno bohaterki. Chyba każda kobieta czytając te książki współczuje bohaterkom, gdyż w naszych czasach takie sytuacje rzadko już mają miejsce. Ale Eliza, Judyta i Klara nie poddają się i walczą o swoje racje, marzenia, pragnienia i szczęśliwą przyszłość. Taką, jaką chciałyby przeżyć. Bohaterki są silne, starają się być niezależne i nie poddają się mimo wielu przeciwności losu. Najważniejsze, że mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji, bo łączy je przyjaźń. I o tym też jest ta historia. Nie tylko o kłopotach sercowych, czy życiowych, ale również o sile kobiecej przyjaźni.
Druga zaleta to fabuła. Jest to po prostu życie codzienne dziewczyn. Równie dobrze nasze prababcie mogły mieć właśnie takie problemy i decyzje do podjęcia. Seria jest bardzo dopracowana, nie ma tutaj miejsca na przypadkowe zdarzenia. A i język jest piękny, co dało się zauważyć już przy "Elizie". Autorka zadbała o wiele szczegółów, przez co całość jest po prostu wspaniała. Wad po prostu nie ma. Książka nie jest ani trochę nudna, a wręcz nie można się od niej oderwać.
I jak teraz wytrzymać ten czas do premiery "Judyty" (która to nawet jeszcze nie jest znana)? Wielka szkoda, że ta książka tak szybko się skończyła. Ja chcę jeszcze! Naprawdę polecam z całego serca. Zakochacie się w XIX - wiecznej, okupowanej Polsce, w której zaczynają zachodzić wielkie zmiany...
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2015/06/113-niepokorne-klara-agnieszka-wojdowicz.html
Zagłębiając się po raz pierwszy w świecie trzech niepokornych przyjaciółek byłam niezmiernie oczarowana całą historią. I z niecierpliwością oczekiwałam kontynuacji losów poznanych w "Elizie" panien. Moja męka wreszcie się skończyła, gdyż...
2014-11-26
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2014/11/51-niepokorne-eliza-agnieszka-wojdowicz.html
Czy nie uważacie, że okładka tej książki jest magiczna Według mnie jest przepiękna i jak często się zdarza, zachęciła mnie do rozpoczęcia serii o trzech kobietach: Elizie, Judycie i Klarze z akcją w XIX wieku. Losy kobiet splatają się w pewnym momencie, a że żyją w trudnych czasach, ich historie na pewno są bardzo ciekawe. Okładka jest idealna na tę porę roku, jest taka chłodna, zimowa... Czytałam na blogu autorki, że druga część "Klara" ma być utrzymana w kolorach złocistych... Na pewno będzie równie piękna.
Prolog rozpoczyna się w roku 1846, gdzie poznajemy dwie główne bohaterki. Najpierw Elżbietę Pohorecką, bogatą żonę Konstantego, którzy mieszkają w pięknej posiadłości z niedawno urodzonym synem. Niestety sielanka Elżbiety się kończy wraz z nadejściem chłopów i wojsk austriackich plądrujących posiadłość. Elżbieta postanawia nigdy im tego nie wybaczyć...Drugą bohaterką jest Sara Bach, Żydówka, bardzo romantyczna dziewczyna, uwielbiająca książki i malarstwo, która spotyka na swojej drodze antykwariusza Jonathana Schraibera. Jest to taki wstęp do wydarzeń, które będą działy się prawie pół wieku później i będą związane z potomkiniami tych dwóch kobiet.
Pierwszy rozdział opowiada o wnuczce Sary - Judycie. Jest ona bardzo barwną i wyzwoloną postacią, zwłaszcza na czasy, w których żyła. Jest schyłek XIX wieku, a panna Judyta ma romans z malarzem Szymonem i postanawia studiować malarstwo, jednak jej rodzice tego nie akceptują. Natomiast Eliza, wnuczka Elżbiety jest wspierana przez rodzinę i udaje się do Krakowa, by studiować farmację, chociaż jej marzeniem, niestety nierealnym jest zostać lekarzem. Wydaje się, że Eliza ma łatwiej, jednak poznaje pewnego mężczyznę...
Prolog, pierwszy rozdział, drugi rozdział... i wszystkie kolejne zachwyciły mnie! Niby nic takiego szczególnego w tej książce nie ma, ale jest naprawdę cudowna. Fabuła, bohaterowie, brak nudnych rozdziałów, czy nawet stron. Język powieści jest piękny. Nie znajdzie się tutaj bluźnierstw, przekleństw. Jestem pewna, że autorka była bardzo dobrze przygotowana do napisania tej trylogii. Czytając powieść "Eliza" czuje się XIX-wieczny klimat. Łatwo można sobie wyobrazić nasze bohaterki i ich odczucia oraz cała otoczkę - tramwaje konne, piękne suknie i parasolki chroniące przed słońcem, pierwsze kobiety na Uniwersytetach.
Pani Wojdowicz stworzyła trzy wspaniale kreacje bohaterek, każda jest inna i każdą da się od początku polubić. Jednak moją sympatię najbardziej wzbudziła Judyta. Tyle nieszczęść, które na nią spadło wzbudzają litość. Jednak Judyta jest bardzo twardą postacią i nie poddaje się, chociaż jej życie do lekkich nie należy. Elizę też polubiłam. Wydaje mi się taka delikatna, niewinna i słodka. Jednak ona tez wplątuje się w kłopoty, zarówno kryminalne jak i miłosne, więc jej wątek jest równie ciekawy, jak młodej Żydówki. A historia jej miłości jest moim ulubionym wątkiem. Trzecią postacią jest Klara o której w tej części jest najmniej, więc nawet ciężko jest ją opisać. Na pewno jest najbardziej wyzwoloną z dziewczyn, typowa emancypantka buntująca się przeciwko wielu sprawom.
Książkę przeczytałam w ekspresowym tempie, bo nie dało się od niej oderwać. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na drugą część trylogii, która podobno ma się ukazać w czerwcu/lipcu. Bardzo się cieszę, że i tym razem złapana na okładkę, dokonałam dobrego wyboru. Polecam gorąco!
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2014/11/51-niepokorne-eliza-agnieszka-wojdowicz.html
Czy nie uważacie, że okładka tej książki jest magiczna Według mnie jest przepiękna i jak często się zdarza, zachęciła mnie do rozpoczęcia serii o trzech kobietach: Elizie, Judycie i Klarze z akcją w XIX wieku. Losy kobiet splatają się w pewnym...
2013-02-28
Akcja pierwszej części zakończyła się w 1924 roku w momencie, kiedy bohaterowie mieli już kilkoro dzieci. I to właśnie o nich jest ta część: o pięknej Daisy, o braciach Boyu i Lloydzie, Eriku, Gregu, Carli, Wołodii, Woodym, Chucku, Millie, Ani i Davie'm. Szkoda, że większość dzieci z "Upadku gigantów" jest płci męskiej (a przynajmniej te bardziej znaczące i często pojawiające się postacie), ale Follett poradził sobie z tym wprowadzając do fabuły nowe, ciekawe żeńskie postacie. Teraz jest rok 1933 r., Hitler został nowym kanclerzem Niemiec, a książka rozpoczyna się właśnie od tego momentu, gdy w Niemczech zachodzą wielkie zmiany polityczne. Naziści walczą o władzę z komunistami, a demokracji jakby w ogóle już się nie brało pod uwagę. W samym sercu zamieszek znajdują się: Lloyd z matką, Wołodia, Werner i Frunze (nowo wprowadzone postaci) i Walter von Ulrich, jeden z głównych bohaterów poprzedniej części ze swoją angielską małżonką - lady Maud. Jak widzicie, ich wątek zakończył się szczęśliwie, jednak nie na długo...
W książce jest też dużo sytuacji, które wywołują zaskoczenie, czy też są wstrząsające. Zaskoczeniem była na pewno śmierć jednego z głównych bohaterów "Upadku gigantów". Byłam zdziwiona i smutna, bo bardzo lubiłam tę postać. Zginęła też ukochana jednego z młodszych bohaterów, co też było pewnym zaskoczeniem. Ale Follett musiał kogoś poświęcić, w końcu była wojna. Wstrząsający jest na pewno obraz gwałtu na jednej z bohaterek przez czterech rosyjskich żołnierzy. Nawet tego nie skomentuję, bo chyba nic więcej pisać o tym nie trzeba...
Najciekawszym wątkiem obyczajowym, czy miłosnym był dla mnie romans Daisy i Llyoda. Od początku polubiłam Daisy, choć sama się dziwiłam dlaczego, bo jednak była trochę napuszoną arystokratką, ale przeczuwałam, że zajdzie w niej wielka zmiana. W poprzedniej części to postać Ethel była moją ulubioną, a w tej jest to Daisy. Moim zdaniem Follettowi w obu częściach lepiej wyszły portrety kobiece - wzbudzają o wiele więcej sympatii, niż płeć przeciwna. Jednak co do płci przeciwnej, Lloyd i Werner stają na podium, jako najciekawsze postacie męskie. Oboje dobrzy, zakochani w swoich partnerkach są bohaterami, bo walczą o lepszą przyszłość. I znowu bohaterowie to największy atut twórczości Folletta.
Drugą wielką zaletą jest na pewno fabuła i wielowątkowość. Od wątków miłosnych, do wojennych, szpiegowskich, historycznych, czy też obyczajowych Follett przedstawia, jak mogło wyglądać życie biednych, czy też bogatych, Anglików, czy też Rosjan w ubiegłym stuleciu. Nie faworyzuje przedstawicieli żadnego kraju - w Niemczech możemy znaleźć również pozytywnych bohaterów, a w Wielkiej Brytanii negatywnych. I tak na pewno było, jednak w dzisiejszych czasach chyba ludzie za bardzo kierują się stereotypami, czy uprzedzeniami mówiąc, że np. każdy żołnierz niemiecki w czasach II wojny światowej był zły. Follett w rewelacyjny sposób pokazał, że każdy człowiek jest równy i przez swoje wybory jest dobry lub zły, a nie przez narodowość, czy pełnioną funkcję. Dlatego właśnie obu powieściom daję maksymalną ilość punktów - za dojrzałą i wnikliwą analizę XX wieku.
Wspaniała książka. Bałam się, że po pierwszej, fantastycznej części, z drugą może być już gorzej, bo w końcu wielka odpowiedzialność spadła na pana Folletta, który musiał sprostać cudowności pierwszej części. Ale na szczęście się myliłam. I nawet nie jestem w stanie powiedzieć, która z nich jest lepsza, bo trzymają naprawdę równy poziom. Dla miłośników powieści wojennych, ale także trochę obyczajowych - jak najbardziej polecam. A reszta osób może też się skusi i przekona do tego typu dzieł. A teraz czekam na "Krawędź wieczności"...
Akcja pierwszej części zakończyła się w 1924 roku w momencie, kiedy bohaterowie mieli już kilkoro dzieci. I to właśnie o nich jest ta część: o pięknej Daisy, o braciach Boyu i Lloydzie, Eriku, Gregu, Carli, Wołodii, Woodym, Chucku, Millie, Ani i Davie'm. Szkoda, że większość dzieci z "Upadku gigantów" jest płci męskiej (a przynajmniej te bardziej znaczące i często...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-01-14
Uwielbiam, po prostu uwielbiam bohaterów tej książki! Wiadomo,że o tym, czy książka nam się spodoba, czy nie, najbardziej decydują bohaterowie. To, czy ich pokochamy i będziemy myśleć o ich losach, nawet w przerwie w czytaniu książki, czy będziemy pragnąć, żeby miłosne wątki potoczyły się po ich myśli itp. Czytając książkę najbardziej interesowała mnie postać Ethel i jej romans z hrabią oraz historia trójkąta Gus/Olga/Lev. Oczywiście oprócz bohaterów i ich zawirowań miłosnym świetnie została ukazana I wojna światowa, o której przyznam się, mało wiedziałam. Cudowna, cudowna powieść, aż żałuję, że już ją skończyłam, ale na szczęście zabieram się właśnie za drugą część "Zima świata" i już czekam na trzecią. Jestem 100% pewna, że się nie zawiodę.
Edit: 03.11.2014
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2014/11/41-upadek-gigantow-ken-follett.html
Z niecierpliwością czekając na zwieńczenie trylogii Stulecie książką "Krawędź wieczności", postanowiłam przypomnieć sobie losy moich ulubieńców. "Upadek gigantów" i "Zima świata" to jedyne książki po Harry'm Potterze, którym dałam 10/10. Jestem wielką fanką twórczości Kena Folletta (głównie jego powieści z akcją w czasach II wojny światowej, czyli - "Kryptonim Kawki", "Lot ćmy", "Igła"), a trylogia Stulecie jest po porstu napisana perfekcyjnie. I po raz kolejny miałam przyjemnosć zagłębić się w początek XX wieku, jeszcze przed I wojną światową...
"Upadek gigantów" jest wielowątkową powieścią, licząca ponad 1000 stron i za pierwszym razem ciężko było się odnaleźć w gąszczu wątków. Jak się zatem domyślacie, galeria bohaterów jest naprawdę liczna. Niektórych można pokochać od razu, niektórych po jakimś czasie. Na szczęście, gdy czytałam książkę po raz drugi, mogłam się nią całkowicie delektować i nie zastanawiać, kto jest kim. Follett i tak ułatwia bardzo zadanie, bo pierwsze sześć stron to spis bohaterów według narodowości, oczywiście łącznie z drugoplanowymi postaciami. Akcja skupia się na pięciu rodzinach: walijskiej (na rodzeństwie Ethel i Billy'm Williams), angielskiej (hrabia Fitzhbert i jego siostra Maud), niemieckiej (Walter von Ulrich), amerykańskiej (Gus Dewar) i rosyjskiej (bracia Grigorij i Lew Peszkow). Bohaterowie są różni, niektórzy bogaci, inni biedni.
Moim ulubionym wątkiem (oprócz wszystkich opisów dotyczących wojny) jest historia Ethel, która jest zarazem moją ulubioną bohaterką, która trafia do Ty Gwen (czyli posiadłości hrabiego Fitzhberta i jego żony, rosyjskiej księżniczki - Bei) jako służąca. Już w tym wątku widzicie połączenie co najmniej dwóch rodzin, jednak po pewnym czasie, wszystkich bohaterów w jakiś sposób połączą różne wydarzenia. Czasem znajdą się po różnych stronach.
Hrabia wydaje przyjęcie na cześć króla Jerzego V, na którym poznajemy wyzwoloną Maud i czarującego Niemca Waltera. Nie będzie to spoilerem, jeśli zdradzę, że między nimi rodzi się romans, gdyż możemy się tego dowiedzieć z opisu książki. Jednak nie zdradę wam dalszej historii romansu. Jak się zapewne domyślacie, po wybuchu I wojny światowej, kochankowie stoją po dwóch różnych stronach, co będzie dla nich bardzo trudne. Na przyjęciu pojawia się również Gus Dewar, młody Amerykanin, syn senatora, bliskiego doradcy prezydenta USA. Fitz postanowił zaprosić najznakomitszą śmietankę towarzyską z różnych krajów.
Billy, niespełna trzynastoletni brat Ethel, rozpoczyna swoją pierwszą pracę w kopalni. Naprawdę świetnie się czytało o jego pierwszych zmaganiach w kopalni, wiedząc jak potoczą się jego losy. Rodzina Williamsów to bohaterowie z tej biednej klasy, tak jak rosyjscy bracia Peszkow - Lew (który jest roztrzepany i nie myśli o konsekwencjach swoich czynów) i Grigorij (rozsądny, od lat opiekujący się bratem), którzy pracują w fabryce i marzą o wyjeździe do Ameryki. Niestety, tylko jednemu z braci się to udaje...
W żadnej książce tak bardzo nie zżyłam się z bohaterami (nawet w Harry'm Potterze). Są oni głównym wielkim plusem powieści. Drugą wielką zaletą jest problematyka. Akcja rozpoczyna się w 1911 r., jeszcze przed wielkimi zmianami, jakimi były: I wojna światowa, ruch sufrażystek, strajki robotników, rewolucje. Historia ciągnie się do roku 1924, kiedy największe państwa świata (tytułowe giganty) muszą się podnieść i odbudować. Jest to wielka lekcja historii - ja się naprawdę dużo dowiedziałam, zwłaszcza o przyczynach wybuchu I wojny światowej, które było jednym wielkim efektem domina.
Na dniach zabiorę się za czytanie drugiej części "Zima świata", a później szybiutko kupuję trzecią część. Jeszcze raz gorąco was zachęcam do przeczytania tej trylogii. Nie polecam jej nikomu szczególnie, tylko wszystkim!
Uwielbiam, po prostu uwielbiam bohaterów tej książki! Wiadomo,że o tym, czy książka nam się spodoba, czy nie, najbardziej decydują bohaterowie. To, czy ich pokochamy i będziemy myśleć o ich losach, nawet w przerwie w czytaniu książki, czy będziemy pragnąć, żeby miłosne wątki potoczyły się po ich myśli itp. Czytając książkę najbardziej interesowała mnie postać Ethel i jej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-04-07
W końcu miałam możliwość obejrzenia drugiej części Igrzysk - W pierścieniu ognia, więc od razu po tym zabrałam się za czytanie trzeciej, ostatniej już części - Kosogłosa.
Katniss wraz z rodziną oraz Gale'm i jego bliskimi przebywa w Trzynastym Dystrykcie. Niestety ciągle cierpi, bo nie wie, co się dzieje z Peetą, a Trzynastka nie jest w cale takim wielkim wybawieniem, jak Katniss początkowo myślała. Jednak ostatecznie zgadza się zostać Kosogłosem, symbolem rebeliantów, walczących o zgładzenie tyranii Kapitolu, mimo, że w Trzynastce panują surowe zasady, czasami przypominające dyktaturę Kapitolu. Również pani prezydent Coin, która nie jest dobra przywódczynią dla nowego świata, który miałby powstać po obaleniu starego.
Pierwsza część ("Popioły"), jak zwykle, zaczyna się powoli. Jest to wprowadzenie do głównego wątku książki. W następnych częściach akcja przyspiesza. W drugiej części, po załamaniu Katniss, władze Trzynastki w końcu podejmują decyzję o odbiciu Peety i kilku innych osób (Johanny, Annie, Enobarii). Akcja na szczęście się udaje. Ale autorka książki znowu wylewa na Katniss kubeł zimnej wody - Peeta się zmienił. Część druga jest skupiona na odzyskaniu dawnego Peety oraz na przygotowaniach do wojny. Część trzecia to praktycznie sama walki.
Cieszę się z końcówki, cieszę się wyborem Katniss. Mimo, że końcówka trochę przygnębiająca, to wiem, że inna nie mogła być. Nie mogło być całkowitego happyendu. W końcu to co się zdarzyło przez te wszystkie części Igrzysk śmierci, musiało się jakoś odbić na życiu wszystkich. Tak działa każda wojna... Nie ważne, że wymyślona. Przecież w przyszłości mogą takie rzeczy mieć miejsce. Polecam wszystkim tą serię. Jeśli ktoś myśli, że jest to literatura przeznaczona wyłącznie dla nastolatków, to się grubo myli.
W końcu miałam możliwość obejrzenia drugiej części Igrzysk - W pierścieniu ognia, więc od razu po tym zabrałam się za czytanie trzeciej, ostatniej już części - Kosogłosa.
Katniss wraz z rodziną oraz Gale'm i jego bliskimi przebywa w Trzynastym Dystrykcie. Niestety ciągle cierpi, bo nie wie, co się dzieje z Peetą, a Trzynastka nie jest w cale takim wielkim wybawieniem, jak...
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2018/07/267-siostra-pery-lucinda-riley-recenzja.html
Moja ukochana seria o siostrach adoptowanych przez tajemniczego milionera Pa Salta, wychowanych w pięknym zamku Atlantis położonym nad Jeziorem Genewskim, którym imiona zostały nadane z gwiazdozbioru Plejad powraca!
Długo wyczekiwania opowieść czwartej siostry zaczyna się trochę później, niż było w przypadku trzech poprzednich, gdyż ma miejsce już po odnalezieniu przez Star jej nieznanej dotąd rodziny. CeCe (Celaeno) jest zrozpaczona nie tylko z powodu śmierci przybranego ojca, ale również ze względu na dystans, który stworzyła pomiędzy nimi ukochana siostra Star. CeCe po raz pierwszy w życiu wyjeżdża sama, niechcąc być dla siostry ciężarem. List ze wskazówkami dotyczącymi jej przodków, zostawiony przez Pa Salta prowadzi ją do egzotycznej i upalnej Australii, jednak zanim tam trafi, zatrzymuje się na dłużej w Tajlandii, którą odwiedziła już wielokrotnie i którą mogłaby określić mianem "domu". Tam spotyka tajemniczego Ace, przy którym zaczyna czuć się kobieco i bezpiecznie. Jednak mężczyzna jest bardzo tajemniczy i wkrótce wychodzi na jaw, dlaczego... W podróż w poszukiwaniu korzeni naszych bohaterek, tym razem wybraliśmy się do spalonej słońcem Australii w ślad za Kitty McBride, córki pastora, która w roku 1906 została dziewczyną do towarzystwa pani McCrombie. Kitty, która całe życie mieszkała w raczej chłodnym klimacie Szkocji, wśród wyłącznie białych ludzi, jest zszokowana lejącym się skwarem z nieba i kolorem skóry rdzennych mieszkańców Australii. Jednak Kitty nie ma charakteru typowej, grzecznej i pobożnej córki pastora. Ona pragnie przeżyć niezapomnianą przygodę. Na jej drodze staje dwóch przystojnych młodzieńców, spadkobierców fortuny Mercerów - Drummond i Andrew, którzy są bliźniakami różniącymi się charakterami całkowicie - Andrew jest cichy i spokojny, natomiast Drummond żywiołowy i porywczy. Los sprawi, że Kitty nie wróci do rodzinnej Szkocji, lecz zamieszka z jednym z braci w Broomy, "stolicy" połowu pereł...
W odróżnieniu od żywiołowej Ali, rozważnej Mai i nieśmiałej Star, CeCe mimo, że na zewnątrz wygląda inaczej, jest bardzo niepewną siebie osobą. Dla otoczenia sprawia wrażenie bardzo otwartej, jednak w głębi duszy czuje się bardzo samotna, niekochana i niechciana przez nikogo. Uważa się za dużo gorszą od swoich sióstr, lecz maskuje to bardzo dobrze, więc one nawet nie zdają sobie sprawy z jej wewnętrznych emocji. Gdy czytamy opisy jej odczuć, aż czuć ból jaki w niej siedzi, a przede wszystkim zawód, który sprawiła jej Star, gdy w tracie własnych poszukiwań odcięła się od niej. CeCe kocha wszystkie siostry, jednak Star jest dla niej szczególna, gdyż jak to ujęła "Nie potrzebowałam nikogo innego, podobnie jak Star". Czytając książkę "Siostra Cienia" z perspektywy Star, zachowanie CeCe i to jak odbierała je Star były całkiem inne, niż z perspektywy CeCe. W tej powieści bohaterka jakby wyjaśniła, dlaczego się tak zachowywała w stosunku do nowych znajomych siostry, przez co jej odbiór stał się o wiele bardziej pozytywny, niż w poprzednim tomie. Bardzo przykro się czyta o tym, jak dwie kochające się siostry nagle przestały się rozumieć, przez co obydwie mają błędne postrzeganie zachowania drugiej osoby. Calaeno przed poznaniem własnych korzeni czuła się brzydsza, głupsza z powodu dysleksji i słabej umiejętności czytania i całkowicie nieciekawa dla otoczenia. Zupełnie nie wiedziała kim jest i co mogłaby zaoferować światu. Jednak w Australii dosłownie rozkwita i aż miło się czyta, jak ta wspaniała, lecz bardzo niepewna siebie osoba w końcu odnajduje siebie i cały ból spowodowany ciągłą niepewnością powoli znika. CeCe po kilkumiesięcznej blokadzie wraca do malowania i wychodzi jej to bardzo dobrze, gdyż ma to w genach.
Podobnie jak w przypadku wszystkich poprzednich powieści z tej serii, tak i tutaj Riley równoważy współczesną fabułę, łącząc rodzinę z przeszłością. Ta historia jest bogata w szczegóły historyczne i romans. Podejście Riley do historycznych aspektów opowieści jest coraz bardziej imponujące. Chociaż nie czytałam żadnych książek związanych z pionierami w Australii, o bogatych poławiaczach pereł, czy o aborygeńskiej kulturze, to i tak byłam zdumiona dokładnością i szczegółami zawartymi w powieści. Chociaż tak naprawdę nie powinnam być, bo jeżeli sięgnięcie po jakąkolwiek książkę Riley, a przede wszystkim którąś z serii o siostrach, to zobaczycie, że tak jest po prostu zawsze. Uwielbiam to, że nie są to wyłącznie ekscytujące powieści romantyczne i trochę przygodowe, lecz również historyczne i obyczajowe, gdyż pokazują wiele zagadkowych dla mnie kultur i społeczności. Wszystko to zasługa pisarki i jej ogromnego zaangażowania w badania i osobistego przemierzenia opisywanych krain. Riley przybliżyła nam nieco postać Alberta Namatjiry, jednego z najsłynniejszych aborygeńskich malarzy, opisała tzw. Skradzione pokolenie, czyli politykę odbierania Aborygenom ich potomstwa, a także przybliżyła ich wierzenia oraz mitologię Czasu snu oraz Plejad. W to wszystko wplątana jest klątwa Różanej perły, o której słuch zaginął... O stylu pisania Lucindy Riley, nie muszę mówić nic więcej, prawda? Jest płynny, zniewalający i po prostu doskonały. Pomimo, że książka miała ponad 500 stron po jej skończeniu nie wierzyłam, że nie zostało już więcej kartek do przeczytania. Za sprawą wspaniałego języka pisarki pokochałam CeCe za jej ogromną skromność, współczucie dla innych i odwagę w odkrywaniu własnych emocji i uczuć.
Podróż do Australii to moje odwieczne marzenie. Żaden kraj, ani żadna wyspa nie fascynuje mnie w tak dużym stopniu, jak właśnie Australia. Dzięki "Siostrze Perły" trochę lepiej poznałam historię i kulturę kraju, o którym marzę i jeszcze bardziej chciałabym go odwiedzić - na własne oczy zobaczyć opisywane przez autorkę czerwone ziemie, zwłaszcza krainę Nigdy Nigdy, górę Uluru (Ayers Rock) oraz misję w Hermannsburg, skaczące kangury, koala na eukaliptusach i niezapomniane obrazy tworzone przez aborygeńskich artystów. Teraz z niecierpliwością wyczekuję opowieści Tiggy, która zaprowadzi nas do hiszpańskiej Grenady i tancerzy flamenco...
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://pasion-libros.blogspot.com/2018/07/267-siostra-pery-lucinda-riley-recenzja.html
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMoja ukochana seria o siostrach adoptowanych przez tajemniczego milionera Pa Salta, wychowanych w pięknym zamku Atlantis położonym nad Jeziorem Genewskim, którym imiona zostały nadane z gwiazdozbioru Plejad powraca!
Długo wyczekiwania...