-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik3
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać14
Biblioteczka
2.07.2023 Grzegorz Sroczyński zaprosił do Świat się chwieje w Tokfm autora "Wszyscy tak jeżdżą" I tak interesująco słuchało się tej rozmowy o piratach drogowych, że namówili mnie na kupno tej pozycji od Wydawnictwa Czarne
Pierwsza rzecz, to że redakcja tekstu kuleje, bo powtarzają się kilka razy dane fragmenty tego obszernego zbioru felietonów. I to na przestrzeni 3 stron, więc można to było lepiej ogarnąć.
Niestety Bartosz Józefiak sam okazuje się piratem drogowym, co zdecydowanie osłabia wymowę jego narracji oskarżeń. Autor sam się przyznaje, że piratował z Łodzi do Białegostoku ponad 150 km/h. Bo późno wyjechał, bo się spieszył itp. A potem w książce np. potępia gościa który do Międzyzdrojów jedzie 200 km/h. Ale jaka to różnica? Powyżej stówy i tak jak w coś uderzysz, to nie ma szans by się to dobrze skończyło.
Pan Józefiak powinien zacząć od tego zajawkę radiową, że sam jest dotknięty samochodozą i kulturą zapierdalania. Wtedy może bym nie kupił tego dzieła pełnego hipokryzji. Może wybrałbym książkę od normalnego użytkownika dróg. A tak śmiesznie brzmią moralizatorskie zdania o tym że Polacy powinni się poprawić za kółkiem. Niech pan Józefiak o tym pamięta jak będzie jechał kolejny raz do Pabianic.
Sytuacja w Łodzi wiadomo że się pogarsza. Żal tych wszystkich tramwajów. Ale jak się ma taką panią prezydent, to co się dziwić?
Jednego rozdziału którego zabrakło, to czemu sądy są tak łagodne dla piratów drogowych. Są o tym wzmianki w tekście. ale dłuższych rozważań nie ma. Bo straszne opisy tych wypadków to jedno. Ale rażąco niskie wyroki sądowe to jest prawdziwy skandal. Sam autor wspomina, że zaraz za granicą Polacy stosują się do przepisów. Ale w Polsce nie, bo nie ma kary. Wyrok w zawiasach i to jeszcze nawet nie za potrącenie, a zabicie człowieka to nie jest kara. Przydałoby się parę wypowiedzi sędziów, prokuratorów, adwokatów innych niż Marcin K. Znaczy moje zdanie jest takie, że jak napisano - żyjemy w kulturze piratów drogowych. Sędziowie, prokuratorzy, adwokaci, policjanci też jeżdżą jak wariaci, dlatego kary są niskie. Bo jakby na nich trafiło, to wiedzą, że linia orzecznicza ich niewiele skrzywdzi.
I nie jestem jak autor za zwiększeniem liczby fotoradarów. Bo samorządy uczyniły sobie z tego maszynkę do zarabiania pieniędzy. Nie chodziło o dbanie o bezpieczeństwo, tylko o bycie zbójem drogowym. O egzekucji mandatów zresztą też nie napisano. Ale ta łagodność wyroków jest porażająca. Choćby to jak zmniejszono wyrok żonie Kalisza, bo jej mąż ma układy.
Dlatego właśnie PIS się wycofuje z własnych przepisów o 2 latach czekania zanim znikną punkty karne. Bo zaczęło to uderzać w tych piratów i zaczęli w większej liczbie tracić prawa jazdy za punkty. I bardzo dobrze. Ale jak wspomniano w książce - władza też piratuje.
Zabrakło też rozdziału o pijanych kierowcach, wspomnianych tylko na marginesie. Był fragment o pieszych, których się zaszczuwa, choć to głównie kierowcy powodują wypadki za kółkiem. Ale o samej sprawie alkoholu już nie.
2.07.2023 Grzegorz Sroczyński zaprosił do Świat się chwieje w Tokfm autora "Wszyscy tak jeżdżą" I tak interesująco słuchało się tej rozmowy o piratach drogowych, że namówili mnie na kupno tej pozycji od Wydawnictwa Czarne
Pierwsza rzecz, to że redakcja tekstu kuleje, bo powtarzają się kilka razy dane fragmenty tego obszernego zbioru felietonów. I to na przestrzeni 3 stron,...
Książka zawiera ponad 100 stron bibliografii, które wpływa na cenę, ale w ogóle nie jest mi potrzebne. Czyli cena jest zawyżona i marnotrawi tony papieru. Wydawca żyłuje czytelników jak Brytyjczycy ludy Indii. :)
Czytam, przeleciało 200 stron i jestem miejscami zniechęcony. Działania, kampanie i bitwy Napoleona opisywane są naprawdę zdawkowo i skrótowo. Np. w ogóle nie poświęcono miejsca na to jak Napoleon przeprowadził swój przewrót w 1799 r. Ot wrócił z Egiptu, dogadał się z kimś tam i już jest pierwszym konsulem. I tak cały czas. Za to resztę miejsca poświęca się zmaganiom w reszcie świata - Karaibom, Ameryce, Azji i oczywiście Indiom.
Autor skupił się na tym, że w sumie wszystko sprowadziło się do handlu. Wielka Brytania tak urosła, że w ogóle nie chciała się dzielić i uważała wszystkie pozostałe obszary świata, powinny im przypaść. Poza Europą Kontynentalną, chyba że Morze Śródziemne - to też tylko dla UK. Żadne inne państwo nie mogło mieć swojej części Chin czy Bliskiego Wschodu. Austria, Prusy i Rosja strasznie się przejechali na tych wszystkich koalicjach, bo jak kurz opadł po Waterloo to zostali opleceni posiadłościami brytyjskimi i trzeba było dopiero III Rzeszy by je rozbić. :)
Dowiedziałem się o rażącej niewdzięczności USA wobec Francuzów. O tym, że bezsilność Francji wynikała głównie z jej bankructwa w drugiej połowie XVIII i cholernej przegranej w wojnie siedmioletniej. Przez to ani Francja, ani Austria nie mogły przeciwstawić się upadkowi Polski. I jasne - Austria się przyłączyła, ale Mikaberidze podał pokrótce powody tej zmiany frontu. Tylko szlag mnie trafia, że Wielka Brytania, Austria i Francja może nie chciały całkowitego upadku Polski ale "nic nie mogły zrobić". Cholera - Royal Navy nie musiała być zaholowana do Warszawy, tylko uderzyć w Szczecin, Kołobrzeg, Królewiec i rozwalić te ...one Prusy.
Czyli za dużo dowiaduję się o bohaterskiej obronie i zajmowaniu kolonii (i tak to leciało aż do II WŚ), a np. losy Legionów Polskich są wspominane tylko w przypisach polskiego tłumacza. No i np. w mapce z roku 1803 na stronie 161 widać Białystok po stronie rosyjskiej, choć dostali go w 1807 r.
Chciałbym może bardziej tradycyjną historię Wojen Napoleońskich skupiającą się na geniuszu wodza, bitwach, kampaniach, reformach. A o bitwie o handel poczytałbym sobie na emeryturze. Czyli trzeba by zebrać więcej "Bitew Świata", niż to. Nie wiem czy kupię tom 2.
Po przeczytaniu ponad połowy 1 tomu naprawdę jestem rozczarowany. No już mniejsza z tym, że sprawa polska jest marginalizowana. Było jedno fajne sformułowanie o upadku Polski i to nam musi wystarczyć. Ale tytuł jest strasznie mylący. Zamiast o Wojnach Napoleońskich autor skupia się na globalnej rywalizacji ekonomicznej Wielkiej Brytanii i Francji. Kampanie wojenne są opisywane zdawkowo i szybko, natomiast jesteśmy zasypywani szczegółami bitwy o handel światowy, traktatami handlowymi, embargami, blokadą kontynentalną. Nuda panie. Wiadomo, że blokada kontynentalna była bezsensowna i przyczyniła się do upadku Napoleona. Ale nie o tym chcę czytać przy zgłębianiu tej epoki.
Tytuł wprowadza potencjalnego nabywcę w błąd i ja czuję się okiwany. Powinno być "Rywalizacja handlowo-kolonialna Wielkiej Brytanii i Francji w czasach napoleońskich". Bo autor promuje tezę, że nawet gdyby Napoleona nie było, Francja i Wielka Brytania i tak by wojowały o kolonie, szlaki handlowe, surowce i towary. Bo te dwie nacje wojowały ze sobą z przerwami od czasów Ludwika XIV. Autor nazywa ten okres drugą wojną stuletnią i w sumie ja się z nim zgadzam. Ale Napoleon jest traktowany marginalnie. Zamiast skupiać się na jego geniuszu wojskowym, podkreśla się jego upór w doprowadzaniu reszty Europy do regresu gospodarczego. I z tym też się zgadzam. Blokada kontynentalna doprowadziła do zacofania gospodarczego ówczesnej Europy względem Wielkiej Brytanii i jej całkowitej dominacji na świecie przez kolejne ponad 100 lat. Trzeba było dwóch wojen światowych żeby złamać tą potęgę.
Zatem lojalnie uprzedzam - nacisk jest położony na gospodarczą historię globalną przełomu wieków, a nie na wojny napoleońskie
Książka zawiera ponad 100 stron bibliografii, które wpływa na cenę, ale w ogóle nie jest mi potrzebne. Czyli cena jest zawyżona i marnotrawi tony papieru. Wydawca żyłuje czytelników jak Brytyjczycy ludy Indii. :)
Czytam, przeleciało 200 stron i jestem miejscami zniechęcony. Działania, kampanie i bitwy Napoleona opisywane są naprawdę zdawkowo i skrótowo. Np. w ogóle nie...
Książka całkiem niezła, ale za droga. Bo płacę za dodatkowe 200 stron przypisów/bibliografi, która jest mi w ogóle nie jest mi potrzebna. Przy dzisiejszych cenach papieru, to jest szaleństwo. Po co? Na co? Dlaczego?
Stop it wydawnictwa. Get some help. Przy takiej książce bibliografia powinna być na stronie internetowej wydawnictwa a nie że ja mam płacić za 200 stron makulatury.
Książka całkiem niezła, ale za droga. Bo płacę za dodatkowe 200 stron przypisów/bibliografi, która jest mi w ogóle nie jest mi potrzebna. Przy dzisiejszych cenach papieru, to jest szaleństwo. Po co? Na co? Dlaczego?
Stop it wydawnictwa. Get some help. Przy takiej książce bibliografia powinna być na stronie internetowej wydawnictwa a nie że ja mam płacić za 200 stron...
Czyta się to jak fabularny opis gry RPG, gdzie bohater przeżywa kolejne przygody, rozwiązuje zadania, zdobywa doświadczenie i nowe umiejętności. Nie wiem jak autor to robi, ale to wspaniała uczta.
Czyta się to jak fabularny opis gry RPG, gdzie bohater przeżywa kolejne przygody, rozwiązuje zadania, zdobywa doświadczenie i nowe umiejętności. Nie wiem jak autor to robi, ale to wspaniała uczta.
Pokaż mimo toNiestety - po 8 latach rządów PISu w Polsce, mina rzednie. Zbyt wiele się sprawdziło. :(
Niestety - po 8 latach rządów PISu w Polsce, mina rzednie. Zbyt wiele się sprawdziło. :(
Pokaż mimo to
Tytuł zachęcający ale treść taka sobie. Książka opowiada w sumie o tym jak Qui Gon Jinn odmówił zasiadania w Radzie Jedi. Ale te powody są takie miałkie, że w ogóle w nie nie uwierzyłem. Bo po wydarzeniach na tej odległej planecie dalej zakładał swoje posłuszeństwo wobec Rady, mimo że chciał dalej szukać wybrańca. A przecież jako członek Rady miałby mniej ograniczeń i więcej swobody. Dlatego powinien w niej zasiąść. Poza tym te niesnaski z Obi Wanem są mało wiarygodne. Na końcu daje mu lizaka i się godzą i wszystko jest w porządku, póki Maul nie zabija Qui Gona.
No i po kolejnej trylogii Thrawna pełnej batalistycznych opisów bitew, takie rozwiązanie finału jest bardzo rozczarowujące. Ale która kobieta dobrze napisze militarne sci-fi? Mogło być lepiej.
Tytuł zachęcający ale treść taka sobie. Książka opowiada w sumie o tym jak Qui Gon Jinn odmówił zasiadania w Radzie Jedi. Ale te powody są takie miałkie, że w ogóle w nie nie uwierzyłem. Bo po wydarzeniach na tej odległej planecie dalej zakładał swoje posłuszeństwo wobec Rady, mimo że chciał dalej szukać wybrańca. A przecież jako członek Rady miałby mniej ograniczeń i...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-29
Czytam ten tom, jestem na 200-setnej stronie i szlag mnie trafia. Piekara stał się już strasznym grafomanem i tłucze ciągle te prequele. Przecież ta epidemia to powinna być książka "Czarna Śmierć" a nie ciągle drepczemy w miejscu. Tym bardziej, że jakaś mała zaraza była chyba w Młocie na Czarownice. Ale już nie pamiętam bo czytałem to ze 20 lat temu! I dalej nie ma końca.
Ja już tyle książek jego przeczytałem, ale załamałem się na "Ruskiej Trylogii", bo to były straszne wypociny pisane w kwarantannie. Dobrze, że wziąłem to z biblioteki, a nie że kupiłem w ciemno. I teraz jest trochę lepiej, ale niewiele. Jesteśmy zanudzani sążnistymi opisami kolejnych pijatyk Mordimera. Tak rozdział po rozdziale - pije najpierw z aptekarzem, potem z Inkwizytorami przy śniadaniu, potem znowu idzie wypić do znajomego proboszcza. Potem ma kolejne spotkania i też przy butelce. I niewiele posuwa to akcję do przodu.
Poza tym mamy powtórzenia klasycznych tekstów o nosie i węchu, o tym jaki to on jest skromny i inne te puste frazesy które powtarzane są W KAŻDEJ KOLEJNEJ KSIĄŻCE. A tu na dodatek w kolejnych rozdziałach, bo ten tom jest sztucznie nadmuchany. Mamy niepotrzebny rozdział tłumaczący nam współczesnym znaną wiedzę o tym jak przenoszą się choroby bakteryjne. Mamy króciutki rozdział poświęcony tylko dwóm przerżnięciom jego kochanki. I nie ma redaktora tekstu wymienionego w stopce - może więc dlatego. Bo redaktor załapał by taką nielogiczność. Jesteśmy niby w małym mieście w XVI wieku, ale przejście go zajmuje wiele godzin, bo autorowi potrzebna jest taka scena? Co za bzdura.
I oczywiście mamy nieśmieszne, prostackie, grubo cięte metafory o antyszczepionkowcach, o krytyce służby zdrowia, że ta epidemia to było nic, a ludzie gupi są. Że władza jest zła, że klechy są źli, a Mordimer dziwnie smutny. No i seksistowskie teksty o kobietach enty już raz. Piekara ma żonę i dzieci a takie teksty ciągle pisze. Dziwne, że mu nie wstyd.
Serio - rzygać mi się chce jak to czytam, a jeszcze 400 stron przede mną. Nie wiem czemu to kupiłem. Przeczytałem "Sługę Bożego" jako opowiadanie zamieszczone w Clicku Fantasy. I to było świetne i chciałem więcej. Ale po tych 20 latach to jem to już tylko z przyzwyczajenia i czekam na koniec. A kucharz przyciął na składnikach, serwuje mi jakieś trociny, ale ceny w karcie podniósł. I jeszcze te przypisy na końcu książki a nie od razu na stronie - kto dziś tak robi?
Po przejściu połowy książki, fabuła już całkiem straciła sens. Poza tym, że jest to ordynarny autoplagiat, bo wrobienie diakona w czczenie diabła już było w którymś z oryginalnych
opowiadań, to jeszcze autor świadomie uważa czytelnika za idiotę. Biskup Hez-Hezronu jest zwierzchnikiem Świętego Oficjum. I sam nienawidzi papistów, którzy chcieliby umniejszyć jego władzę. Jakim więc cudem ma syna w Watykanie i posyła go aby przejął dochody Wielburga, niszcząc przy okazji tamtejszych inkwizytorów? Powinien po prostu wydać rozkaz i Inkwizytorzy sami by opuścili miasto. Albo przysłać swoich zaufanych Inkwizytorów. A tak mam uwierzyć że biskup gra w partię szachów sam ze sobą. Albo Piekara tak zramolał, że zapomniał co sam wcześniej pisał, albo pisze to tylko dla kasy, gdzieś mając sens i logikę świata przedstawionego. Wypalił się, albo nie chciało mu się wymyślać czegoś co by się trzymało kupy.
Nie fanatykom zdecydowanie odradzam.
Czytam ten tom, jestem na 200-setnej stronie i szlag mnie trafia. Piekara stał się już strasznym grafomanem i tłucze ciągle te prequele. Przecież ta epidemia to powinna być książka "Czarna Śmierć" a nie ciągle drepczemy w miejscu. Tym bardziej, że jakaś mała zaraza była chyba w Młocie na Czarownice. Ale już nie pamiętam bo czytałem to ze 20 lat temu! I dalej nie ma...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-11-27
2022-11-25
Trzeci i szósty tom Sagi Thrawna od Timothego Zahna są świetną lekturą dla fana Star Wars. Na 1500 stronach :) najpierw poznajemy powody dla których Thrawn opuścił Dynastię Chisów i znalazł się w Imperium, a na kolejnych 1500 stronach śledzimy przebieg jego kariery w służbie Imperatora, aż do zmienionego zakończenia pokazanego w serialu "Rebelianci". Jedyną wadą jest wprowadzenie nagłe syndyka Thrassa w "Mniejszym źle". W poprzednich 2 tomach nie było o nim ani słowa, a tu nagle nomen omen z tyłka, wprowadza się niby tak ważną postać. Lewactwo się rozpanoszyło strasznie. To się nie trzymało kupy. Powiem też że teraz te prequele bardziej zgrzytają z oryginalną sagą pisaną w latach 90-tych. Tak obecnie wykreowany i szlachetny Thrawn, na pewno znalazłby inny sposób by zapewnić sobie pomoc Nogrich. Aaaa i jeszcze jedno. W serialu "Rebelianci" Ruukh jest już na usługach Thrawna, natomiast Zahn nie wyjaśnia w tych ksiązkach jak ich spotkał. No i kwestia Isaalamirów to dalej tylko płaskorzeźba na ścianie gabinetu Thrawna.
Trzeci i szósty tom Sagi Thrawna od Timothego Zahna są świetną lekturą dla fana Star Wars. Na 1500 stronach :) najpierw poznajemy powody dla których Thrawn opuścił Dynastię Chisów i znalazł się w Imperium, a na kolejnych 1500 stronach śledzimy przebieg jego kariery w służbie Imperatora, aż do zmienionego zakończenia pokazanego w serialu "Rebelianci". Jedyną wadą jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wystawiam 1/10 bo wiecie co ten Piekara zrobił? Wydał książkę w której pierwsze 150 stron to bezczelne streszczenie "Ruskiej Trylogii". Nowych treści jest tam może na 30 stron, ale to są didaskalia w sumie, które powinny się znaleźć już w tamtych książkach. No szlag mnie jasny trafia. Jak można być aż takim bezczelnym? Nie dość że cała Ruska trylogia to marne wypociny niewarte poświęconego na nią papieru, to teraz jeszcze raz dostajemy to samo. Nie wiem jeszcze co jest na dalszych 200 stronach, ale ta pierwsza część już sprawiła, że mnie jasny szlag trafił.
Bardzo dobrze, że Fabryka Słów wywaliła Piekarę ze swojego wydawnictwa solidnym kopem w tyłek. Ale jak mogli wydać takie grafomańskie badziewie i żądać za to ponad 40 zł? Nie kupować, obchodzić z daleka.
Wystawiam 1/10 bo wiecie co ten Piekara zrobił? Wydał książkę w której pierwsze 150 stron to bezczelne streszczenie "Ruskiej Trylogii". Nowych treści jest tam może na 30 stron, ale to są didaskalia w sumie, które powinny się znaleźć już w tamtych książkach. No szlag mnie jasny trafia. Jak można być aż takim bezczelnym? Nie dość że cała Ruska trylogia to marne wypociny...
więcej Pokaż mimo to