-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1156
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać409
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
Z twarzy podobny do nikogo.
Ot, sympatyczny pan z wąsem.
Lubił spacerować, chodzić nad Rusałkę.
Lubił liczyć wagony pędzących pociągów.
Lubił odsuwać płyty i podnosić wieka trumien.
I lubił kobiety. Najbardziej te uległe.
Czy człowiek rodzi się bestią, czy też się nią staje?
Okoliczności były sprzyjające: ojciec alkoholik, obojętna matka i starszy brat, którego mały Edek odwiedzał co dzień z matką na cmentarzu. “Żałuję, że nie utopiłam cię w pierwszej kąpieli”, powie mu na dobranoc.
Niepotrzebny, niekochany, wyzywany, kobietę życia spotka w grobie. Ona pierwsza go nie wyśmieje i nie odtrąci, z nią będzie mógł wszystko.
Każda kolejna będzie po prostu następną o twarzy bez znaczenia.
Tak rodzi się bestia.
A taki był niepozorny, ot sympatyczny pan z wąsem.
ps.
Brawa dla Autora. Raz że materia trudna, dwa - rzadko mam tak, że czuję jakbym siedziała w głowie narratora.
Z twarzy podobny do nikogo.
Ot, sympatyczny pan z wąsem.
Lubił spacerować, chodzić nad Rusałkę.
Lubił liczyć wagony pędzących pociągów.
Lubił odsuwać płyty i podnosić wieka trumien.
I lubił kobiety. Najbardziej te uległe.
Czy człowiek rodzi się bestią, czy też się nią staje?
Okoliczności były sprzyjające: ojciec alkoholik, obojętna matka i starszy brat, którego mały Edek...
„Białe płatki” to historie niewidzialnych i człekopodobnych bestii.
Niewidzialni to ci, których krzyków i płaczu zza ściany się nie słyszy. Ich spuchnięta od razów twarz albo choćby brak jedzenia czy butów na nogach nikogo nie wzruszą, bo każdy ma dość własnych zmartwień. Życie nie rozpieszcza.
Obok niewidzialnych grasują bestie. To tacy, których życie przerosło. Gorzała wespół z bezradnością wypaliły wszystko, co człowiecze, zostawiając pogorzelisko, ciężką rękę, ślepą furię albo niemowlę w reklamówce. Nie tak przecież miało być.
Pracownicy socjalni mówią, że w domach bieda może piszczeć, ale na kawę, fajki, butelkę i plazmę na zagrzybionej ścianie być musi. Kiepskich się poogląda, a przecież nawet złodziej ma swój honor i godność.
„Białe płatki” to historie niewidzialnych i człekopodobnych bestii.
Niewidzialni to ci, których krzyków i płaczu zza ściany się nie słyszy. Ich spuchnięta od razów twarz albo choćby brak jedzenia czy butów na nogach nikogo nie wzruszą, bo każdy ma dość własnych zmartwień. Życie nie rozpieszcza.
Obok niewidzialnych grasują bestie. To tacy, których życie przerosło. Gorzała...
I żyli długo i szczęśliwe. Do czasu.
“Topieliska” serwują jazdę bez trzymanki. Po ostatnich pudłach z rodzimymi thrillerami, znalazłam zręcznie podaną opowieść. Są brudne grzeszki i skrywane tajemnice, gąszcz niedomówień oraz trupów, co wypadają z szafy wprost na głowę. Są emocje i wielowymiarowe postaci. Choć nie potrafię powiązać tytułu i okładki z treścią, atutem tej historii jest, że mogła się przytrafić każdemu, kto święcie przekonany, że tego, z kim dzieli łóżko i dach zna jak własną kieszeń.
Przecież "Jesteśmy sami, nic nas nie usprawiedliwi" A. Camus.
I żyli długo i szczęśliwe. Do czasu.
“Topieliska” serwują jazdę bez trzymanki. Po ostatnich pudłach z rodzimymi thrillerami, znalazłam zręcznie podaną opowieść. Są brudne grzeszki i skrywane tajemnice, gąszcz niedomówień oraz trupów, co wypadają z szafy wprost na głowę. Są emocje i wielowymiarowe postaci. Choć nie potrafię powiązać tytułu i okładki z treścią, atutem tej...
On, ona i ta trzecia. Było? A jakże, a jeśli ta trzecia jest pięciolatką?
Co łączy “Musimy porozmawiać o Kevinie” i brytyjkę Mary Bell? Ano na przykład to, że oba przypadki zadają kłam wrodzonej niewinności dzieci. Czy człowiek rodzi się wcielonym diabłem, czy też jest białą kartą, a dopiero zaniedbania oraz błędy wychowawcze spaczają mu charakter i kreują potwora?
“Odruch” to emocjonująca i wielopłaszczyznowa opowieść o trudach macierzyństwa, baby blues i depresji poporodowej, ale także o rafach w związku. Jest to także studium dziedziczenia traum.
Dobra i mocna pozycja.
On, ona i ta trzecia. Było? A jakże, a jeśli ta trzecia jest pięciolatką?
Co łączy “Musimy porozmawiać o Kevinie” i brytyjkę Mary Bell? Ano na przykład to, że oba przypadki zadają kłam wrodzonej niewinności dzieci. Czy człowiek rodzi się wcielonym diabłem, czy też jest białą kartą, a dopiero zaniedbania oraz błędy wychowawcze spaczają mu charakter i kreują...
Jakże mroczny i zdradliwy jest Las Pamięci... Nie dotrze tu słońce, nie oświetli ciemnych zakamarków, wilczych dołów czy zasadzek w gęstwinie. A gdy już mamy wrażenie, że jesteśmy na prostej, wiemy co jest za zakrętem, autor puszcza do nas oko. Daliśmy się zwieść, a przed nami Chatka z Piernika.
Wszystko w tej książce się zgadza: jest precyzyjnie dawkowane napięcie, plastyczny język, świetne twisty i równy rytm. Nie ma za to nic zbędnego, a każde napisane słowo zostało przemyślane.
Książka Lloyda przywraca mi wiarę w to, że można stworzyć thriller daleki od sztampy, który jest przy tym błyskotliwy i wciągający, a sama historia tak prawdopodobna, aż boli. Aż bardzo boli.
Jakże mroczny i zdradliwy jest Las Pamięci... Nie dotrze tu słońce, nie oświetli ciemnych zakamarków, wilczych dołów czy zasadzek w gęstwinie. A gdy już mamy wrażenie, że jesteśmy na prostej, wiemy co jest za zakrętem, autor puszcza do nas oko. Daliśmy się zwieść, a przed nami Chatka z Piernika.
Wszystko w tej książce się zgadza: jest precyzyjnie dawkowane napięcie,...
Nie mów nikomu, co się dzieje w domu albo “W naszym domu straszy”
Rodzinna zmowa milczenia, przemilczane krzywdy i trauma wyryta w genach brzmią ciekawie, niemniej ja tej powieści nie kupuję.
Dramat goni tragedię: gwałt na panience z wyższych sfer, karmicielki wszy, zsyłka na Sybir i medyczne eksperymenty w Ravensbrück. Do kompletu duchy wychowujące prawnuczkę zza światów, czego tu nie łapię. Albo się śmiejemy, że prababcia szklanką dzwoni, albo mamy historię o naznaczającej kolejne pokolenia traumie i dramacie zatajonych krzywd zwłaszcza, że lwia część tej książki jest przecież o przetrwaniu za wszelką cenę...
Do tego wszyscy bohaterowie są antypatyczni. Wszyscy bez przerwy kłamią albo na siebie sarkają. Nawet nie chce się kibicować głównej bohaterce, pani psycholog, która bierze się za trupy z rodzinnego kredensu, a sama swoich partnerów mierzy parametrami ich członków. W innych okolicznościach przyrody byłoby to może i zabawne, ale jakoś do Ravensbrück średnio przystaje.
Albo ja jestem za stara, albo to jest dla nastolatek.
Nie mów nikomu, co się dzieje w domu albo “W naszym domu straszy”
Rodzinna zmowa milczenia, przemilczane krzywdy i trauma wyryta w genach brzmią ciekawie, niemniej ja tej powieści nie kupuję.
Dramat goni tragedię: gwałt na panience z wyższych sfer, karmicielki wszy, zsyłka na Sybir i medyczne eksperymenty w Ravensbrück. Do kompletu duchy wychowujące prawnuczkę zza światów,...
Efekt Lucyfera w ciepłych dekoracjach pokoju.
Nie masz swojego imienia, bo domowym sprzętom imion się nie nadaje. Będąc czyjąś własnością nie posiadasz też żadnych praw. Nie możesz czytać ani z nikim rozmawiać, nie wolno ci zawierać znajomości, używać kosmetyków, patrzeć komuś w oczy, napić się piwa, ani opuszczać zamkniętego pokoju.
Przypisano ci za to życiowy cel, który ratuje przed kwalifikacją jako „zbędna” i przeniesieniem do kolonii karnej - musisz zajść w ciążę z władcą-gospodarzem, być inkubatorem i oddać dziecko.
A przed i po gorąco się o to modlić.
Opowieść Podręcznej poraża, bo przypomina, że podobne praktyki dzieją się całkiem niedaleko, w patriarchalnych, konserwatywnych społeczeństwach.
Przeraża, bo jak wykazał prof. Zimbardo w stanfordzkim eksperymencie więziennym, niewiele trzeba, by za pomocą prostych mechanizmów uruchomić w jednych zdehumanizowanych oprawców, a w drugich bezwolne ofiary systemu. Eksperyment podsumowano tezą, że wśród grupy ludzi postawionej w sytuacji ekstremalnej znajdzie się zawsze niewielki odsetek sadystów, równie niewielki bezinteresownych altruistów, a większość pozostanie bierna...
Coś nam tu dzwoni w głowie, bo holocaust, bo Rwanda, bo „Władcy much”, myśmy już o tym trochę słyszeli.
Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono.
Tym bardziej trudno przejść obojętnym.
Efekt Lucyfera w ciepłych dekoracjach pokoju.
Nie masz swojego imienia, bo domowym sprzętom imion się nie nadaje. Będąc czyjąś własnością nie posiadasz też żadnych praw. Nie możesz czytać ani z nikim rozmawiać, nie wolno ci zawierać znajomości, używać kosmetyków, patrzeć komuś w oczy, napić się piwa, ani opuszczać zamkniętego pokoju.
Przypisano ci za to życiowy cel, który...
Zbrodnia, ale nie kara.
“Pojechaliśmy. Z gąszczu milczenia, wstydu, strachu zbieraliśmy okruchy ludzkich wspomnień o mordzie tak paskudnym, że trudno było ochłonąć.”
Ta książka boli. Czytając “historię pewnego uporu” wchodzi się w głąb pieczary, gdzie z każdym krokiem jest mroczniej i zimnej. Ściany wokół oślizgłe, obrzydliwe i martwa cisza wokół.
Świetny, świeży język, choć słowa tną jak skalpelem. Podczas lektury potrzebne były przystanki, by ochłonąć.
Dużo tu o przyzwoleniu społecznym, zmowie milczenia i o wybaczeniu.
Polecam fanom dobrych reportaży, ale także psychologom społecznym i socjologom.
Zbrodnia, ale nie kara.
“Pojechaliśmy. Z gąszczu milczenia, wstydu, strachu zbieraliśmy okruchy ludzkich wspomnień o mordzie tak paskudnym, że trudno było ochłonąć.”
Ta książka boli. Czytając “historię pewnego uporu” wchodzi się w głąb pieczary, gdzie z każdym krokiem jest mroczniej i zimnej. Ściany wokół oślizgłe, obrzydliwe i martwa cisza wokół.
Świetny, świeży język,...
„Gdy sprawa zdąży porosnąć trawą, to zawsze musi przyjść jakiś głupi wielbłąd i ją zeżreć”.
Tymi słowami odniósł się hamburski dziennik wobec „rozgrzebywania przeszłości”, czyli planowanego procesu zbrodniarzy SS w latach 60tych. Gdy zbierano akta i kompletowano zeznania, złota epoka trwała w najlepsze: grali Beatlesi, tańczyły dzieci - kwiaty, uprawiano wolną miłość, cieszono się pigułką antykoncepcyjną i tą lepszą stroną berlińskiego muru. Toteż proces nazistów, jako kompletnie zbyteczny, uznało w 1963 w sondażu 70% Niemców.
No bo po cóż jątrzyć? Przecież pieniądze niemieckiego podatnika należy zainwestować rozsądniej, a tu, w zeznaniach świadków, nic nie trzyma się kupy:
po pierwsze każdy z 21 oskarżonych to szanowany obywatel. Aptekarz, salowy, lekarz, ojciec dzieciom, oddany mąż lub ukochany dziadziuś. Niejeden świadek ręczyłby za każdego.
Po drugie, każdy z 21 oskarżonych szcześliwie przeszedł procedurę denazyfikacji (cokolwiek to oznaczało).
Po trzecie cały ten wrzask o domniemane ofiary Auschwitz podsycano, aby głębiej sięgać do kieszeni już pognębionego narodu, uruchamiając lawinę odszkodowań.
Po czwarte, zakładając, że obóz (rzekomo takich rozmiarów) istniał, ostatecznie był obozem pracy. Więc czy to takie oburzające, że więźniów sprowadzano pociągami do łopaty, a nie na leżak?
Wreszcie po piąte, wszystkie pogłoski o zagazowanych ofiarach należy wsadzić między bajki. Przecież aby zagazować w tak krótkim czasie 21 tysięcy osób, trzeba byłoby cyklon B dowozić ciężarówkami. Dokładnie potrzebne byłyby ze cztery kopiaste ciężarówki dziennie. Toż to nonsens kompletny, prawda?
Tak rozumowała opinia publiczna, gazety i ulica. Świadków jednak przybywało. Zjeżdżali na ciągnący się proces z Polski, Węgier, Czech, Izraela i Kanady, a w ich zeznaniach bezlitośnie powtarzały się daty, fakty i nazwiska 21 oskarżonych i ich pomocników. Proces ów był szeroko komentowany przez prasę, a wiele niemieckich rodzin ogarnęło najpierw zdziwienie. Bo jakże to? Ich dobrotliwy dziadunio, ich wujo-żartowniś (co to muchy nie skrzywdzi), serdeczny sąsiad albo wąsaty organista, który na ślubach tak udatnie przygrywał, oni to mieliby wieszać ludzi za kolana i walić weń pałkami aż do nieprzytomności? Podawać kobietom zastrzyki z trucizną albo prowadzić doświadczenia na niemowlętach?
I to wszystko te 21 osób ze swoimi pomocnikami? Te dziesiątki tysięcy ofiar?
Toż to nonsens, prawda?
Książka Anette Hess jest ciekawą, ważną i potrzebną narracją o oświęcimskiej hekatombie, pokazując to, co zaszło z niemieckiej perspektywy. Dlatego tym bardziej dziwi, dlaczego wydawca postanowił skrzywdzić tę książkę obkładając ją w tandetną okładkę rodem z podrzędnego romansu. Ta okładka jest bardzo myląca, bardzo zniechęcająca i bardzo o niczym. Fabuła sobie, a z okładki łypie słowiańska dziewoja. Po czorta? To przecież jest historia o Niemieckim Domu, napakowanym po komin demonami wojny i nieprzepracowaną traumą. Żal...
O Auschwitz często piszą Polacy, robią filmy Amerykanie, o tym chce czytać świat. Półki w Empiku zajmuje co najmniej 15 książek z Auschwitz w tytule (!) Auschwitz sprzeda każdą, nawet wyssaną z palca bajeczkę, byleby tylko toczyła się w cieniu krematoriów i dwunożnych bestii.
A wspomnień czy opowieści na ten temat naszych sąsiadów zza Odry jest niewiele. Tym bardziej tematykę tego debiutu wybrano odważnie. Pomijam walory językowe historii, bo tu zgodziłabym się z Romą Ligocką, że napisano ją „prosto i obrazowo”.
Każda z postaci kreślona przez Hess jest jak naznaczona, w coś uwikłana. W kółko się szamoce. Nawet poczciwy jamnik ma tu kłopot z psychiką. Bohaterowie wydają się bezsilni wobec samych siebie, a motywy ich postępowań nie zawsze są czytelne. Czy jest to dziełem przypadku, czy też stoi za tym jakiś symbol - niewiadomo. Niemniej Anette Hess, podobnie jak dla swoich bohaterów, jest w swojej opowieści bezlitosna. Krok po kroku obnaża optykę niemieckiego społeczeństwa. Społeczeństwa, które długo w obliczu zagłady i obozów koncentracyjnych przecierało oczy ze zdumienia i z niedowierzaniem kręciło głową. Zupełnie jakby tę wojnę w 1939 rozpętała znienacka nieznana nikomu cywilizacja „gdzieś w odległej galaktyce.”
Z czasem zaś bicie w piersi zastąpiła nowomowa, o której już nie ma w książce Hess, bo jej akcja kończy się wraz z procesem. W tym nowym dyskursie zaczęło się przebijać, że „winy nie ponosimy my. To byli przecież źli oni, Naziści”. Zupełnie jakby ci oni przylecieli wraz z Adolfem z kosmosu, po czym zamówili mundury u Hugo Bossa, zwoje drutów pod napięciem w Siemensie i zawładnęli rzędem dusz. Omamili wszystkich.
Więc dziś, kiedy budzą się ultraprawicowe demony, rośnie w siłę ksenofobia, homofobia i wszelkiej maści radykalizmy, warto przypominać pamiętne słowa kandydata do pokojowej nagrody Nobla, że „Auschwitz nie spadło z nieba”...
„Gdy sprawa zdąży porosnąć trawą, to zawsze musi przyjść jakiś głupi wielbłąd i ją zeżreć”.
Tymi słowami odniósł się hamburski dziennik wobec „rozgrzebywania przeszłości”, czyli planowanego procesu zbrodniarzy SS w latach 60tych. Gdy zbierano akta i kompletowano zeznania, złota epoka trwała w najlepsze: grali Beatlesi, tańczyły dzieci - kwiaty, uprawiano wolną miłość,...
Siła przekazu „Płuczek” polega na ich oczywistości.
Oczywistym było, że każdy chodził z łopatą. Wszyscy chodzili.
Oczywistym było, że nie chodziło się w niedziele, bo wtedy to do koscioła.
Wreszcie oczywiste było, że żydowskie złoto Żydkom na nic, bo po co komu złote zęby, skoro piach gryzie. A gryzło w Bełżcu tak z pół miliona.
To historia o społecznym przyzwoleniu. Jest o demonach, które budzi w ludziach nędza. O zacieraniu granic dobra i zła. A krypto-gwara, która przy tym powstała, oswajała proceder.
Podoba mi się zręczność, z jaką do tematu podszedł autor. Swoim rozmówcom zadaje pytania, a ich odpowiedzi najtrafniej podpisują te smutne obrazki. Niemniej jeden z ocalałych z Sobiboru powiedział kiedyś, że zanim trafi się w kogoś kamieniem, należałoby spytać się sumienia, jak samemu postąpiłoby się w takiej sytuacji?
Sytemu łatwo się oburzać. Z pełnym żołądkiem łatwo pomstować...
A przecież było po wojnie...
Płuczki nie spadły z nieba. Płuczki zaczęły się w głowach mieszkańców daleko wcześniej. Przeciez Bełżec pod Lublinem to nie było Eldorado... każdy we wsi wiedział, co się działo za drutami obozu. Mogli Niemce, to mogli i oni. Niemce mordowali, a oni ze wsi nie mordowali przecież nikogo...
Oczywiście, że to godne potępienia, ale może zastanówmy się, co byśmy zrobili, nie mając co włożyć do garnka kolejny miesiąc, mając za to szóste w drodze dziecko i zero 500+...
Siła przekazu „Płuczek” polega na ich oczywistości.
Oczywistym było, że każdy chodził z łopatą. Wszyscy chodzili.
Oczywistym było, że nie chodziło się w niedziele, bo wtedy to do koscioła.
Wreszcie oczywiste było, że żydowskie złoto Żydkom na nic, bo po co komu złote zęby, skoro piach gryzie. A gryzło w Bełżcu tak z pół miliona.
To historia o społecznym przyzwoleniu. Jest...
Tatuażysta z Auschwitz, Kołysanka z Auschwitz, Anioł z Auschwitz, Dziewczęta z Auschwitz, Położna z Auschwitz, Fotograf z Auschwitz, Tajemnica z Auschwitz, Farmaceuta z Auschwitz, Bokser z Auschwitz, Dobranoc Auschwitz...
Mamy nadpodaż Auschwitz. Trwa hiperinflacja obozu, ponieważ Auschwitz to marka, która sprzeda każdą, nawet wyssaną z palca historyjkę. Byleby działa się w cieniu drutów i pieców. Wystarczy losowe słowo plus Auschwitz i książka pójdzie jak woda.
Ale jeśli chcieliby Państwo zajrzeć w tryby tej straszliwej i perfekcyjnej maszynerii zabijania, poznać jej genezę i głównych architektów, to polecam tę pozycję. Rzetelna.
Tatuażysta z Auschwitz, Kołysanka z Auschwitz, Anioł z Auschwitz, Dziewczęta z Auschwitz, Położna z Auschwitz, Fotograf z Auschwitz, Tajemnica z Auschwitz, Farmaceuta z Auschwitz, Bokser z Auschwitz, Dobranoc Auschwitz...
Mamy nadpodaż Auschwitz. Trwa hiperinflacja obozu, ponieważ Auschwitz to marka, która sprzeda każdą, nawet wyssaną z palca historyjkę. Byleby działa się...
Na okładce „Córki króla” aż gęsto od peanów i zachwytów. Słów uznania nie szczędzi twórca Rambo, poleca serialowa aktorka. Jednak mimo że historia ta wyszła spod pióra specjalistki od thrillerów, jest to książka nierówna.
O ile frapująca jest codzienność ofiar porywacza, terroryzującego na bezludziu własną rodzinę, o tyle wątek równoległy - tropienie ojca - mordercy przez dorosłą córkę, a i finał są tak rozwlekłe, że akcja co i rusz kuleje i historia zaczyna nużyć.
Nie jest to thriller, to raczej dramat obyczajowy. Próżno tu szukać zaskakujących twistów i brak tej historii pazura. Cienko z ciekawymi zwrotami akcji, choć koncept z Indianinem - sadystą - niebanalny.
Słowem - ujdzie, ale z córką króla moczarów nocy raczej nie zarwiemy.
Na okładce „Córki króla” aż gęsto od peanów i zachwytów. Słów uznania nie szczędzi twórca Rambo, poleca serialowa aktorka. Jednak mimo że historia ta wyszła spod pióra specjalistki od thrillerów, jest to książka nierówna.
O ile frapująca jest codzienność ofiar porywacza, terroryzującego na bezludziu własną rodzinę, o tyle wątek równoległy - tropienie ojca - mordercy przez...
Na pozór Graham Greene serwuje nam opowieść o relacji pięćdziesięcioletniego inwalidy wojennego i młodziutkiej Anny Luizy.
Jones jest tłumaczem w fabryce czekolady, a jego wybranką zostaje nie byle kto, bo córka potentata, bajecznie zamożnego miejscowego przemysłowca.
I to teść Jones’a, tytułowy dr Fischer okazuje się głównym bohaterem dramatu.
Dr Fischer - cynik, socjopata i potwór - upaja się swoją mocą. Lubuje się na przykład w regularnych seansach upokorzeń. To upiorne przyjęcia dla wiernych wyznawców, złaknionych blasku bogacza oraz niezmordowanie aspirujących do roli jego przyjaciół. Podczas serii rytualnych obiadów dr Fischer okrutnie testuje swoich gości, wymyślając osobliwe metody karania ich za pychę, małostkowość i próżność.
Pozycja wytrawna, wielowymiarowa i dobrze napisana.
Ta historia jest niczym szwajcarskie wino - mało znana i smakowita.
Na pozór Graham Greene serwuje nam opowieść o relacji pięćdziesięcioletniego inwalidy wojennego i młodziutkiej Anny Luizy.
Jones jest tłumaczem w fabryce czekolady, a jego wybranką zostaje nie byle kto, bo córka potentata, bajecznie zamożnego miejscowego przemysłowca.
I to teść Jones’a, tytułowy dr Fischer okazuje się głównym bohaterem dramatu.
Dr Fischer - cynik,...
Strach wyostrza nam zmysły. Prawdziwe przerażenie pozbawia kontroli nad resztą…
Bardzo sprawnie napisana opowieść, która pomoże zarwać noc. Historia pisarki targanej wewnętrzną niemocą, rosnącą namiętnością i finansową zależnością.
Fascynacja mężczyzną z bagażem i przeszłością, a w tle gęstniejąca atmosfera niedopowiedzeń i narastający mrok.
Wytrawny koktajl paranoi, namiętności, manipulacji, obsesji i współuzależnienia.
Jest ciekawość.
Strach wyostrza nam zmysły. Prawdziwe przerażenie pozbawia kontroli nad resztą…
Bardzo sprawnie napisana opowieść, która pomoże zarwać noc. Historia pisarki targanej wewnętrzną niemocą, rosnącą namiętnością i finansową zależnością.
Fascynacja mężczyzną z bagażem i przeszłością, a w tle gęstniejąca atmosfera niedopowiedzeń i narastający mrok.
Wytrawny koktajl paranoi,...
Domestic noir to historia osadzona wśród czterech ścian, lepka od tajemnic i matni niedopowiedzeń.
Nie ma w niej detektywów-chwatów, a trup się gęsto nie ścieli. „Nic się nie dzieje, proszę pana”. Na pozór sielanka, ale atmosfera gęstnieje od sekretów z przeszłości. Dajemy się wciągnąć, śledzimy dialogi wewnętrzne bohaterów, podejmujemy trop.
„Oszukana” to moje pierwsze spotkanie z Autorką. Wyśmienita historia do wakacyjnego hamaka.
Domestic noir to historia osadzona wśród czterech ścian, lepka od tajemnic i matni niedopowiedzeń.
Nie ma w niej detektywów-chwatów, a trup się gęsto nie ścieli. „Nic się nie dzieje, proszę pana”. Na pozór sielanka, ale atmosfera gęstnieje od sekretów z przeszłości. Dajemy się wciągnąć, śledzimy dialogi wewnętrzne bohaterów, podejmujemy trop.
„Oszukana” to moje pierwsze...
Magia i moc.
Rozmiar tej książeczki jest odwrotnie proporcjonalny do siły jej rażenia.
Oto poznajemy ludzkiego kleszcza. Skrzeczącego gnoma, którego odrażająca powłoka kryje geniusz, jakiego nie widział świat. Psychopatyczny umysł obdarzono darem - talentem przenikania zapachów. Grenouille „widzi” więc zapach pieniędzy schowanych po piwnicach, wyczuwa aromat burz, które dopiero nadejdą i niemytych ciał robotników pracujących na drugim brzegu Sekwany.
Koncept jest pierwszorzędny, ale to jeszcze trzeba umieć opowiedzieć. A jak oddać ulotną naturę zapachów? Jak opisać los pokraki-sieroty, samotne życie na krawędzi zmysłów? Narracja jest kolejną siłą tej historii, a brawa należą się też Tłumaczce! Mediewista Parick Süskind z miejsca porywa w wir wydarzeń - czujemy z miejsca to, co Grenouille, patrzymy jego oczami, ba! Uwiera nas jego garb!
No kto da więcej?
Magia i moc.
Rozmiar tej książeczki jest odwrotnie proporcjonalny do siły jej rażenia.
Oto poznajemy ludzkiego kleszcza. Skrzeczącego gnoma, którego odrażająca powłoka kryje geniusz, jakiego nie widział świat. Psychopatyczny umysł obdarzono darem - talentem przenikania zapachów. Grenouille „widzi” więc zapach pieniędzy schowanych po piwnicach, wyczuwa aromat burz, które...
2019-02
Ile dasz, aby żyć?
Waluta dowolna - złotówki, dolary lub złoto, zaszyte naprędce po kieszeniach watowanego płaszcza. Możesz też płacić własnym ciałem.
Dasz radę jeść tygodniami zupę gotowaną na skórzanym pasku i obierkach?
Jak długo potrafisz być szczurem, wypełzającym o zmierzchu i uciekającym przed błyskiem latarki?
„Królestwo” podnosi kilka arcytrudnych kwestii. Opowiada o próbie przetrwania w trybach wojennej machiny, miażdżącej wszystko i wszystkich. Jest też o antysemityźmie.
Nie wszystkim się ta książka spodoba. Choćby dlatego, że bezlitośnie przypomina dezercję polskiego rządu, jeszcze we wrześniu 1939, ogłoszoną ustami premiera. A także ucieczkę polskich panów oficerów, ratujących się exodusem do Rumunii i Francji oraz niezmąconą wiarę w solidarną pomoc Zachodu i hurraoptymizm przedwojennych gazet, że „Hitler nie ma żadnych szans, bo brytyjskie samoloty obrócą niemiecki szmelc w perzynę”.
„Królestwo” obnaża powszechne praktyki denuncjacji (Panie, każdy chce żyć) i polskie dzieci, alarmujące gwizdkami ucieczkę żydka z getta.
Może błędem tej książki, było nawiązanie tytułem i okładką do „Króla”. A to nie jest historia o swawolnych urkach, rzezimieszkach z Kercelaka i przedwojennym półświatku Woli. „Królestwo” to mocna opowieść o godności. O tym, gdzie leży granica człowieczeństwa. A leży hen, daleko.
I jak to Twardoch - nie ma niepotrzebnych słów, a on piórem tnie, jak skalpelem.
Dla mnie mistrzoststwo.
Ile dasz, aby żyć?
Waluta dowolna - złotówki, dolary lub złoto, zaszyte naprędce po kieszeniach watowanego płaszcza. Możesz też płacić własnym ciałem.
Dasz radę jeść tygodniami zupę gotowaną na skórzanym pasku i obierkach?
Jak długo potrafisz być szczurem, wypełzającym o zmierzchu i uciekającym przed błyskiem latarki?
„Królestwo” podnosi kilka arcytrudnych kwestii....
„Himmler” to gigantyczne dzieło obrazujące przepoczwarzanie miłego chłopca z sąsiedztwa w synonim hitlerowskich zbrodni.
Dzięki mrówczemu przekopywaniu archiwów, misternemu kojarzeniu faktów, analizie pamiętników Himmlera, nawet czytanych przezeń książek, autor odtworzył drogę od wierzącego, chorowitego młodzieńca z dobrego domu, do pozycji najważniejszego i najbrutalniejszego zausznika Fuhrera. Zrekonstruował dojrzewanie do życiowej roli architekta potężnej maszynerii obozów zagłady. Obozy w założeniu Himmlera (stąd „Buchalter”) miały na siebie i na Rzeszę zarabiać. W praktyce istotnie generowały krocie, co zostało również przez Longericha skrupulatnie opisane.
Longerich pokazuje nam także formację SS zza kulis. Oglądamy niemal sektę z perspektywy jej zwierzchnika - przerażającą, czasem groteskową i karykaturalną, gdzie ideologia była über alles in der Welt...
„Himmler” to gigantyczne dzieło obrazujące przepoczwarzanie miłego chłopca z sąsiedztwa w synonim hitlerowskich zbrodni.
Dzięki mrówczemu przekopywaniu archiwów, misternemu kojarzeniu faktów, analizie pamiętników Himmlera, nawet czytanych przezeń książek, autor odtworzył drogę od wierzącego, chorowitego młodzieńca z dobrego domu, do pozycji najważniejszego i...
Czy dom służy mieszkańcom, czy też to mieszkańcy są DLA domu?
Czy mieszkanie może wymuszać proces samodoskonalenia jego lokatorów?
Otóż nieruchomość przy Folgate Street 1, to urzeczywistnienie marzeń geniusza - architekta. A przy tym czarującego socjopaty, arcyminimalisty, chorobliwego narcyza, maniakalnego perfekcjonisty oraz obsesyjnego pedanta, w jednej osobie.
Jego dzieło to zautomatyzowane atelier szaleńca. Nieskalane laboratorium, sumiennie diagnozujące zachowanie i samopoczucie lokatorów i oceniające ich w comiesięcznym rankingu. Monitorujące wybrańców, którzy dostąpią zaszczytu zamieszkania, spełniając przy tym szereg wymogów wstępnych i adaptując się do dziesiątków reguł.
Brzmi intrygująco? To czas na bohaterki. Lokatorka przeplata równolegle dwie opowieści – losy Emmy sprzed roku oraz aktualną historię Jane. Wątki przedstawiane są w pierwszej osobie, co potęguje wrażenie.
Obydwie kobiety mają ze sobą wiele wspólnego. Szukając lokum do wynajęcia, trafiają na osobliwą ofertę, będąc tuż po traumatycznych przejściach i obydwie są uderzająco do siebie podobne.
Emmy i Jane łączy jeszcze jedna, znamienna okoliczność - osoba właściciela domu - genialnego architekta, wobec którego mrocznego czaru żadna nie pozostanie obojętna...
Polecam - zwłaszcza na letnie wieczory.
Czy dom służy mieszkańcom, czy też to mieszkańcy są DLA domu?
Czy mieszkanie może wymuszać proces samodoskonalenia jego lokatorów?
Otóż nieruchomość przy Folgate Street 1, to urzeczywistnienie marzeń geniusza - architekta. A przy tym czarującego socjopaty, arcyminimalisty, chorobliwego narcyza, maniakalnego perfekcjonisty oraz obsesyjnego pedanta, w jednej osobie.
Jego...
Jest taki film „Kabaret” z Lizą Minelli.
A w nim scena, gdy na lokalnym pikniku blond cherubinek w brunatnej koszuli słodko intonuje piosneczkę.
Za chwilę dołączają wszyscy, a piosneczka grzmi potężnym hymnem o złowieszczym refrenie: „Jutro należy do mnie!”
Ponieważ ta scena wywołuje we mnie ciarki za każdym razem i ponieważ wciąż szukam odpowiedzi, dlaczego niemal cały naród uwierzył, że są nadludźmi, sięgnęłam po tę książkę.
To nie jest opowieść o miłości.
To nie jest tylko opowieść o miłości.
To wielogłos. Chór rozpisany na wiele głosów: Gruppenführerki opętanej wizją Wielkich Niemiec, syna pruskiego generała, brygadzistki z fabryki proszku do pieczenia i tych, którzy znaleźli się naraz poza burtą: Cyganki, Żydówki, a i nastolatka, który nijak przystawał do aryjskiego ideału.
I tak, dzięki tej książce zrozumiałam przesłanie piosenki z filmu, nie znając słowa po niemiecku…
Za to i za emocje dziękuję Autorce.
Jest taki film „Kabaret” z Lizą Minelli.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toA w nim scena, gdy na lokalnym pikniku blond cherubinek w brunatnej koszuli słodko intonuje piosneczkę.
Za chwilę dołączają wszyscy, a piosneczka grzmi potężnym hymnem o złowieszczym refrenie: „Jutro należy do mnie!”
Ponieważ ta scena wywołuje we mnie ciarki za każdym razem i ponieważ wciąż szukam odpowiedzi, dlaczego niemal cały...