-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać296
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant8
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać4
-
ArtykułyPo raz dziesiąty w Szczebrzeszynie. Nadchodzi Festiwal Stolica Języka PolskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
Tytuł nieprzypadkowy- główny bohater ma pasję i talent- umie wytwarzać kuszące praliny. Na obwolucie książki jest informacja, że nawiązuje do "Czekolady", "Pachnidła " i "Cienia wiatru", jednak od momentu, gdy Albert poznaje tajemniczą i ekscentryczną Elenę, miałam skojarzenia raczej z "Kobietą z 5 Dzielnicy". I właściwie spodziewałam się, że ukochana "czekoladowego żołnierza" okaże się równie demoniczna.
Nie jestem wielbicielką czekolady, ale muszę przyznać, iż przy tej lekturze miałam ochotę przegryzać ją...To chyba dobrze swiadczy o autorze, który umiał zmysłowo opisać smak i proces produkcji tytułowych słodkości.
Historia wciąga, choć nie jest to wybitna lektura. Spawdza się jednak jako nieźle napisany romans.
Tytuł nieprzypadkowy- główny bohater ma pasję i talent- umie wytwarzać kuszące praliny. Na obwolucie książki jest informacja, że nawiązuje do "Czekolady", "Pachnidła " i "Cienia wiatru", jednak od momentu, gdy Albert poznaje tajemniczą i ekscentryczną Elenę, miałam skojarzenia raczej z "Kobietą z 5 Dzielnicy". I właściwie spodziewałam się, że ukochana "czekoladowego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Podobnie jak w przypadku "Czekolady " lub "Zapachu czekolady" w trakcie lektury miałam ochotę przegryzać coś słodkiego. Ożyły wspomnienia- pamiętam, że zakupy w sklepie wedlowskim były elementem moich wypraw z mamą do stolicy.
!-sza część znacznie ciekawsza, wiele fragmentów 2-giej opuściłam. Styl nieco zbyt suchy, reporterski. Ciekawy obraz Jana- z jednej strony będącego surowym właścicielem, niekiedy histerycznym i przesadnie oszczędnym, z drugiej dbającego o pracowników i dążącego, by stworzyli zgrany zespół- niemalże rodzinę. Dziej rodziny pokazane na tle historycznym- i dobrze, bo pokazuje to kontekst, w jakim przyszło działać właścicielom. Autor podkreśla zasymilowanie i patriotyzm Wedlów. Pisarz przyznaje, że nie udało mu się dotrzeć do pisemnych pamiątek rodziny, musiał się opierać się głównie na notatkach prasowych tamtych czasów. Stąd pojawiające się "być może", "zapewne". Nikt z nas nie chciałby pracować w przedwojennym "Wedlu" ze względu na panujące warunki, ale trzeba pamiętać, iż w tamtych czasach fabryka wyróżniała się pozytywnie ze względu na traktowanie personelu i zaplecze "socjalne". Poznajemy też ówczesny marketing lub to, co dzisiaj nazwalibyśmy kryptorekalmą. Ciekawe są słowa Jana, że należy brać pod uwagę gust klientów, ale nie należy stuprocentowo mu ulegać.
Smutne jest zakończenie- gdy człowiek, który życie poświęcił pasji, ale też pomocy miastu i mieszkańcom- zostaje pozbawiony tego, na co ciężko zapracował.
Plus dla wydawcy za dołączenie zakładki, nawiązującej do wyglądu tabliczki czekolady.
Podobnie jak w przypadku "Czekolady " lub "Zapachu czekolady" w trakcie lektury miałam ochotę przegryzać coś słodkiego. Ożyły wspomnienia- pamiętam, że zakupy w sklepie wedlowskim były elementem moich wypraw z mamą do stolicy.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to!-sza część znacznie ciekawsza, wiele fragmentów 2-giej opuściłam. Styl nieco zbyt suchy, reporterski. Ciekawy obraz Jana- z jednej strony będącego...