-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
2016-06-27
2015-01-19
2014-08-11
2014-04-18
Recenzja znajduje się także na blogu: http://recenzentka-carrie.blogspot.com/
Po przeczytaniu "Wybrańca" nie mogłam doczekać się czasu aż w moje łapki wpadanie "Patriota", trochę się naczekałam, później miałam małe problemy z zakupem, ale to nieważne! Ważne jest to, że dane mi było przeczytać "Patriotę".
"Czasami słońce zachodzi wcześniej.Nie ma dnia, który trwałby wiecznie."
Styl Marie Lu jest lekki i prosty. Autorka idealnie wczuła się w stworzonych przez siebie bohaterów, z opisami ich uczuć poradziła sobie wspaniale.
Jedno mnie denerwowało, zwroty typu: "zabrali mego brata", "nie wiem co mam począć", ja zazwyczaj mówię: "nie wiem co mam teraz zrobić", ale jak kto woli. Zganiam to na tłumacza, bo nie wiem jak jest w oryginale. Moim zdaniem wprowadzenie takich zwrotów burzyło prosty styl pani Lu i po prostu było nienaturalne i dziwne.
"Czy jest sens nadal być człowiekiem, gdy pozbędziesz się uczuć?"
Bohaterowie to także mocna strona "Patrioty", chociaż opowieść skupia się głównie na Day'u i June to nie tylko ich dobrze poznajemy. W tej części mamy okazje rozgryźć Andena (mam malutką nadzieję na opowiadanie z jego udziałem), Pascao, którego bardzo polubiłam za jego humor i odwagę, ponownie spotykamy Tess, która wydoroślała, a najbardziej poznajemy Edena, który jest po prostu złotym dzieckiem.
June w tej części była bardzo zagubiona, nie wiedziała czego chce, czy dalej szkolić się na Princepsę czy z tego zrezygnować. Na końcu bardzo mnie zszokowała, miałam ochotę wejść w świat wykreowany przez Marie Lu, stanąć przed June i nią potrząsnąć, krzycząc: "Co ty robisz dziewczyno!". W żadnym stopniu nie zgadzałam się z jej decyzją.
Day pozostaje sobą, [spojler dla osób, które nie czytały Wybrańca], walczy z chorobą, która odbiera mu siłę. [koniec spojlera] Nie potrafię powiedzieć niczego złego o Day'a, skradł moje serce swoją walecznością, odwagą i wrażliwością. Oczywiście w pewnych momentach nie zgadzałam się z nim, ale rozumiałam jego postępowanie i po dłuższym zastanowieniu dochodziłam do wniosku, że jednak zrobiłabym podobnie, gdybym była na jego miejscu.
"Musisz podejmować decyzje , które złamią ci serce. Musisz wygłaszać słowa , które ranią i oszukują . Musisz robić rzeczy , których nikt nie rozumie. To twój obowiązek."
Muszę pochwalić Marie Lu za stworzenie pięknego wyobrażenia Antarktydy. Gdy wyobraziłam sobie to miejsce od razu chciałam się tam znaleźć. W mojej głowie ta zimna kraina wyglądała cudownie.
Napięcie podczas czytania "Patrioty" jest wyczuwalne na każdej stronie, nie ma chwili na odpoczynek. Przez cały czas siedziałam jak na szpilkach, oczekując rozwiązania pewnych spraw. Jak skończy się wojna z Koloniami? Czy uda się opanować epidemię? Jak skończą się losy June i Day'a?
Ciągłe zwroty akcji nie pozwalały mi się nudzić ani na chwilkę. Autorka co jakiś czas czymś mnie zaskakiwała, już myślałam, że jakieś wydarzenie potoczy się w tym kierunku, a tutaj znowu pojawia się jakaś przeszkoda do ominięcia.
Zakończenie z jednej strony mi się podobało, a z drugiej nie. Nie spodziewałam się takiego zwieńczenia tej historii. Koniec miał w sobie coś pięknego i urzekającego, ale coś mi nie pasowało.
"Mam nadzieję — mówi cicho — że znów cię poznam. Jeśli tego chcesz, oczywiście. Jest wokół ciebie mgła, którą pragnę rozwiać."
"Patriota" to bardzo dobre zakończenie trylogii. Obowiązkowa pozycja dla osób, które przeczytały pierwsze dwie części. Osobom, które jeszcze nie zaczęły swojej przygody z Legendą mogę tylko powiedzieć: zacznijcie, bo warto!
Ciężko było mi się rozstać z June, Day'em, Edenem, Tess i innymi bohaterami, ale wszystko co dobre, szybko się kończy, tak było z tą trylogią. Dziękuje Marie Lu za stworzenie tej wspaniałej historii, na pewno zostanie ze mną na długi czas.
Recenzja znajduje się także na blogu: http://recenzentka-carrie.blogspot.com/
Po przeczytaniu "Wybrańca" nie mogłam doczekać się czasu aż w moje łapki wpadanie "Patriota", trochę się naczekałam, później miałam małe problemy z zakupem, ale to nieważne! Ważne jest to, że dane mi było przeczytać "Patriotę".
"Czasami słońce zachodzi wcześniej.Nie ma dnia, który trwałby...
2014-03-14
http://recenzentka-carrie.blogspot.com/2014/03/mechaniczna-ksiezniczka-cassandra-clare.html
http://recenzentka-carrie.blogspot.com/2014/03/mechaniczna-ksiezniczka-cassandra-clare.html
Pokaż mimo to2013-10
Jako wielka fanka serii "Zwiadowcy" niemal z utęsknieniem czekałam na dwunastą część cyklu. W dzień premiery od razu po szkole polecałam do empika i kupiłam, mimo przeciwności losu, jakimi był deszcz i wiatr (nie wzięłam parasolki i zmokłam, w końcu miało być słonecznie). W autobusie zaczęłam czytać i reszta świata przestała dla mnie istnieć, na nowo zatopiłam się w świecie stworzonym przez pana Flanagana. Czy autor zawiódł mnie czy zachwycił?
"Słowa to tylko słowa. Tak naprawdę liczą się czyny, a z nimi bywa trudniej."
Styl autora nadal jest prosty, przyjemny i przystępny dla każdego, tutaj nic się nie zmieniło.
Nadal, dzięki trzecioosobowej narracji, poznajemy uczucia większości bohaterów i możemy przyjrzeć się większości sytuacji, jakie mają miejsce w książce.
Akcja toczy się w swoim tempie, nie za wolno i nie za szybko. Idealnie.
Muszę powiedzieć, że bardzo lubię pana Flanagana za styl i za umiejętność opisywania sytuacji, wszystko z łatwością możemy sobie wyobrazić.
"Nie najgorzej znaczy nie dość dobrze. Nie najgorzej może równać się śmierć."
Straszne wydarzenie zmienia Willa o trzysta sześćdziesiąt stopni. Z jednej strony: ciekawie zobaczyć jest zwiadowce w innej odsłonie, a z drugiej strony ciężko czytało mi się o jego cierpieniu i smutku. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do uśmiechniętego i wesołego Willa, że ciężko było mi się przyzwyczaić do jego przeciwieństwa.
Historia głównie skupia się na Maddie, uczennicy Willa, córki... a zresztą niech niektórzy mają jeszcze niespodziankę, dotyczącą pochodzenia dziewczyny, i przede wszystkim pierwszej kobiety zwiadowcy. Nie powiem czekałam aż pan Flanagan wprowadzi kobiety do Korpusu, ach ten feminizm, i cieszę się, że w tej części pojawił się taki wątek. Jeżeli chodzi o Maddie jako bohaterkę to nawet ją lubię, chociaż muszę przyznać, że na początku troszkę mnie irytowała, ale było minęło. Słysze dużo opinii, że zmieniła się z rozkapryszonej dziewuchy w szlachetną dziewczynę, ale ja po części nie zgadzam się z tą opinią, była zadufana w sobie, takt, ale w początkowych scenach było widać, że jest lubiana przez ludzi między innymi za to jaka jest, potrafiła pomagać bezinteresownie.
Zdecydowanie za mało było Halta, Giliana, Cassandry i Horac'ego. Autor skupił się bardziej na Willu i Maddie.
Kilku nowych bohaterów polubiłam i mam nadzieję, że pojawią się jeszcze, chociaż mam wrażenie, że były to tylko epizodyczne postaci.
"A ty piękniejesz z każdym dniem - odparł
-A ja? A ja? - zapytał z udawaną powagą [Halt] - Czy ja z każdym dniem wyglądam coraz przystojniej?(...)
- Coraz bardziej niechlujnie"
Niestety, z żalem o tym piszę, przez większość książki ma się wrażenie "To już było". "Królewski zwiadowca" jest w wielu aspektach podobny do "Ruin Gorlanu". Oczywiście było kilka nowych pomysłów, ale brakowało mi starych postaci i gdy się pojawiały na mojej twarzy pojawiał się ogromny banan. Trochę za podobne.
Mimo wszystko wszystkim fanom Zwiadowców, wszystkim, którzy nie czytali polecam, bo "Królewski zwiadowca" jest warty uwagi, dla fanów serii jest to lektura obowiązkowa a dla tych, którzy jeszcze nie czytali będzie to lektura obowiązkowa, gdy zaczną czytać pierwszą część.
Pan Flanagan nadal śmieszy, wzrusza i daje nam historię, z którą, mimo wszystko, warto się zapoznać.
"Dzień zwiadowcy składa się z wielu godzin czekania i kilku minut gorączkowej akcji"
Recenzja znajduje się także na: http://recenzentka-carrie.blogspot.com/
Jako wielka fanka serii "Zwiadowcy" niemal z utęsknieniem czekałam na dwunastą część cyklu. W dzień premiery od razu po szkole polecałam do empika i kupiłam, mimo przeciwności losu, jakimi był deszcz i wiatr (nie wzięłam parasolki i zmokłam, w końcu miało być słonecznie). W autobusie zaczęłam czytać i reszta świata przestała dla mnie istnieć, na nowo zatopiłam się w...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05
2013-09
2013-10
Na finał trylogii Veroniki Rossi czekałam ponad pół roku i gdy książka trafiła w moje łapki jak najszybciej zabrałam się za czytanie. Dwie poprzednie części wysoko postawiły poprzeczkę i miałam nadzieję, że "Wielki Błękit" sprosta moim oczekiwaniom. Już na początku mogę wyznać, że pani Rossi spisała się doskonale, zwieńczając swoją trylogię pełnym akcji i emocji zakończeniem.
"Wszyscy jesteśmy zdolni do strasznych rzeczy, Soren. Ale możemy naprawiać swoje błędy [...] Muszę w to wierzyć. W przeciwnym razie co nam zostanie?"
Jakie słowo idealnie opisuje "Wielki Błękit? Akcja! Podczas czytania nie ma dłuższego momentu odpoczynku, co chwilę coś się dzieje, następują kolejne zwroty akcji. Na szczęście autorka dała swoim bohaterom trochę odetchnąć i zaserwowała im kilka chwil w spokoju i samotności.
Prosty i lekki styl Rossi tylko umilał mi lekturę. Książkę przeczytałam w ekspresowym tempie, nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do końca. Autorka świetnie poradziła sobie z opisywaniem uczuć, niepewność, strach, miłość - bardzo dobrze oddała wszystkie te odczucia.
"- Próbowałem ci powiedzieć - wyszeptał - że widzę cię wszędzie. Nie istnieje słowo, które by do ciebie pasowało, bo jesteś dla mnie wszystkim."
Uwielbiam bohaterów trylogii "Przez burzę ognia"! Aria nie jest bohaterką, która będzie chowała się za plecami mężczyzn lub unikała konfrontacji. Dziewczyna bierze sprawy w swoje ręce i to w niej lubię. Mogę zdradzić, że autorka rozwiązała pewną sprawę związaną z przeszłością Arii. Bohaterka razem z Perrym tworzą bardzo graną i uroczą parę. Mimo że główny męski bohater nie porwał mnie za bardzo, polubiłam go, w szczególności za odwagę.
Postacią, którą uwielbiam jest Roar. Chłopak w ostatnich tomach przeszedł dużo i przechodzi małe załamanie, ale nadal jest tym samym opiekuńczym i sarkastycznym chłopakiem. Jego potyczki słowne z Sorenem nie raz doprowadzały mnie do śmiechu!
"- Przyglądała mi się, kiedy przebieraliśmy się w mundury.
- Przyglądała ci się, bo masz posturę byka.
Soren zaśmiał się nerwowo.
- Myślisz, że to dobrze?
- Może i byłoby dobrze, gdyby była krową."
Zakończenie podobało mi się, w szczególności ostatnie zdanie. Może autorka zapomniała o czymś powiedzieć, ale nie obchodzi mnie to, bo ostatnie strony były tak piękne, że zapomniałam o wszystkich pytaniach w mojej głowie.
Autorka wiele razy mnie wzruszyła, zaskoczyła, rozśmieszyła, sprawiła, że cieszyłam się jak głupia lub byłam przygnębiona. Bardzo dziękuję Veronice Rossi za wszystkie emocje podczas czytania, za wspaniałych bohaterów, za cudowny, ale przerażający świat, za trzy tomy wspaniałych przeżyć. Będę polecała trylogię "Przez burzę ognia" każdemu, bo to ciekawa i warta uwagi historia.
Na finał trylogii Veroniki Rossi czekałam ponad pół roku i gdy książka trafiła w moje łapki jak najszybciej zabrałam się za czytanie. Dwie poprzednie części wysoko postawiły poprzeczkę i miałam nadzieję, że "Wielki Błękit" sprosta moim oczekiwaniom. Już na początku mogę wyznać, że pani Rossi spisała się doskonale, zwieńczając swoją trylogię pełnym akcji i emocji...
więcej Pokaż mimo to