-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
,,Lalani z dalekich mórz" to książka, której brakowało mi gdy byłam jeszcze dzieckiem. Protagoniści w bajkach są zazwyczaj wybitnie utalentowanymi jednostkami od początku skazanymi na sukces. Lalani przełamuje ten schemat i udowadnia, że nawet niezbyt pewna siebie dziewczynka z pyzatymi policzkami może zadbać o dobro swoich bliskich. Choć po drodze czeka na nią masa trudności i niepowodzeń.
Ta historia to jednak nie tylko inspirująca lekcja życia dla dzieci. To przede wszystkim zachwycająca powieść inspirowana filipińskim folklorem. Erin Entrada Kelly maluje słowem wielobarwne i niesamowicie rzeczywiste portrety bohaterów. Z poetycką wręcz wrażliwością prezentuje soczyste krajobrazy wyspy Sanlagita i tajemnicze morskie głębiny. Otacza czytelnika aurą baśniowości i zabiera w przepiękne miejsca daleko, daleko stąd.
•
Są takie książki przy których wystarczy mi kilka zdań i wiem, że stracę dla nich głowę. Tak było w przypadku "Lalani z dalekich mórz". Skradła moje serce swoim fantastycznym klimatem i ogromną wrażliwością. To była bajka, której potrzebowałam jako dorosła i już w pełni ukształtowana czytelniczka, choć nawet nie miałam o tym pojęcia. Zachęcam Was gorąco do jej lektury, bo być może i wy potrzebujecie w swoim życiu takiej bajki, tylko jeszcze o tym nie wiecie.
,,Lalani z dalekich mórz" to książka, której brakowało mi gdy byłam jeszcze dzieckiem. Protagoniści w bajkach są zazwyczaj wybitnie utalentowanymi jednostkami od początku skazanymi na sukces. Lalani przełamuje ten schemat i udowadnia, że nawet niezbyt pewna siebie dziewczynka z pyzatymi policzkami może zadbać o dobro swoich bliskich. Choć po drodze czeka na nią masa...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-04-25
"Bel-Vue" z francuskiego - piękny widok, to chyba ostatnie dwa słowa jakimi określilibyśmy szpital... A jednak Bellevue to jeden z najsłynniejszych szpitali Nowego Jorku. Co prawda jego nazwa pochodzi od działki, na której wcześniej stała zjawiskowa posiadłość, dopiero potem wybudowano na niej szpital. Ale kto przejmowałby się takimi szczegółami 🤫
•
🏥David Oshinsky na ponad 400 stronach tekstu opisał zapierającą dech w piersiach historię rozwoju medycyny, ważnych wydarzeń historycznych, wielkich epidemii oraz śmierci zwykłych ludzi.
💉Podczas lektury nieraz przecierałam oczy z wrażenia, bo aż trudno uwierzyć, że jeszcze 300 lat temu najpopularniejszą metodą leczenia było upuszczanie krwi i podawanie środków przeczyszczających. Nie wspomnę już nawet o amputacjach bez znieczulenia, jedynie pod wpływem alkoholu (i to nie tylko pacjent pił).
💊Jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak bardzo medycyna rozwinęła się przez ostatnie dziesięciolecia i wdzięczna ludziom, których ciężka praca i poświęcenie umożliwiły ten proces. Bo to właśnie dzięki ich zaangażowaniu mamy dziś antybiotyki, protezy, czy zwyczajnie mniejszą śmiertelność wśród pacjentów.
🚑Dlatego jeśli ciekawi was jak radzono sobie z epidemiami w poprzednich stuleciach albo kto był wynalazcą pogotowia ratunkowego, to koniecznie sięgnijcie po "Bellevue. Trzy stulecia medycyny i chaosu w najbardziej znanym szpitalu Nowego Jorku".
"Bel-Vue" z francuskiego - piękny widok, to chyba ostatnie dwa słowa jakimi określilibyśmy szpital... A jednak Bellevue to jeden z najsłynniejszych szpitali Nowego Jorku. Co prawda jego nazwa pochodzi od działki, na której wcześniej stała zjawiskowa posiadłość, dopiero potem wybudowano na niej szpital. Ale kto przejmowałby się takimi szczegółami 🤫
•
🏥David Oshinsky na...
2017-08-06
Zamknij na chwilę oczy i wyobraź sobie, że znowu masz pięć lat. Wyobraź sobie, że cały świat został spalony przez rozbłyski słoneczne, a oceany zdążył podtopić znaczną część lądu. Jednak to jeszcze nie największe zło jakie cię spotka Może być gorzej? Oczywiście, że tak! Pożoga to choroba, która niszczy ludzki mózg - nie tylko zabija, ale także doprowadza do obłędu. Poparzeńcy umierają w strasznych męczarniach. Zanim jednak to nastąpi zmieniają się w krwawe bestie. Nie panują ani nad swoim ciałem, ani nad umysłem. Wyobraź sobie, że twój ojciec był chory. Widziałeś jak traci rozum. Teraz to czeka także twoją matkę. Ty jesteś odporny. Nawet jeżeli wirus Pożogi wniknie do twojego organizmu to nie wyrządzi tam żadnych szkód. Twoja mama podejmuje decyzje: nie chce, żebyś patrzył jak umiera, popada w obłęd, dlatego przekazuje cię ludziom, którzy kiedyś wynajdą lek na tę chorobę. Trafiasz do siedziby DRESZCZu. Poznasz tam ludzi i odkryjesz sekrety, które zmienią twoje życie. Na zawsze.
“Kod gorączki” to na ten moment ostatni tom z serii “Więzień Labiryntu”. Jednak niech was nie zmyli słowo ostatni, ponieważ akcja powieści rozgrywa się przed wydarzeniami z pierwszego tomu. Wracają nasi ulubieni bohaterowie: Thomas, Newt i Minho. Powracają także ci znienawidzeni: Teresa. Powracają wydarzenia, które pojawiły się w poprzednich tomach serii, a właściwie odpowiedzi jak do nich doszło. Wszystkie karty zostają wyłożone na stół, cała prawda wychodzi na jaw. Jesteście na to gotowi?
Bohaterowie niewiele zmienili się od poprzednich części, poza faktem, że są jeszcze dziećmi. Cechy charakteru, które łatwo było u nich dostrzec w późniejszym wieku teraz dopiero się kształtują, rozwijają. Mamy niesamowitą możliwość obserwować jak Thomas albo Newt dorastają! Świetnym rozwiązaniem było zapisanie dat i godzin na początku każdego rozdziału. Dzięki temu czytelnikowi jest się dużo łatwiej zorientować w jakim momencie akcji książki się teraz znajduje. Pozwalało to także na oszacowanie wieku bohaterów.
Dalszą część recenzji znajdziesz tutaj: https://bookie-pie.blogspot.com/
Zamknij na chwilę oczy i wyobraź sobie, że znowu masz pięć lat. Wyobraź sobie, że cały świat został spalony przez rozbłyski słoneczne, a oceany zdążył podtopić znaczną część lądu. Jednak to jeszcze nie największe zło jakie cię spotka Może być gorzej? Oczywiście, że tak! Pożoga to choroba, która niszczy ludzki mózg - nie tylko zabija, ale także doprowadza do obłędu....
więcej mniej Pokaż mimo to
Jest jedna rzecz, która łączy wszystkich ludzi niezależnie od tego skąd pochodzą, ile mają pieniędzy albo w co wierzą. To śmierć. Jedyna stała w naszym życiu. Nieważne jak bardzo byśmy się starali, czego byśmy nie zrobili i tak wszyscy kiedyś umrzemy. Więc jak to jest, że większość z nas tak bardzo boi się śmierci? A skoro już jesteśmy tak przerażeni, to czy możemy się w jakiś sposób do niej przygotować, oswoić z nią? Na te wszystkie pytania postanowiłam poszukać odpowiedzi w "Życiodajnej śmieci" autorstwa dr Elisabeth Kübler-Ross. Ta książka to zbiór wykładów wygłaszanych przez Panią doktor w latach 90. Od tamtych czasów opieka hospicyjna niesamowicie się rozwinęła, między innymi właśnie dzięki jej pracy. Pokazała jak komunikować się z umierającymi i cierpiącymi dziećmi i dorosłymi. Przywróciła głos tym, którzy go stracili. Dała im szansę na pozamykanie niedokończonych spraw.
•
Dla mnie temat śmierci zawsze był tematem trudnym. Już na samą myśl o odejściu bliskiej mi osoby, zbierały mi się łzy w oczach. Ta książka pozwoliła mi się trochę z nim oswoić. Jako pielęgniarka w przyszłości pewnie nie raz i nie dwa będę się stykać ze śmiercią moich pacjentów. Wtedy muszę być gotowa, aby jak najlepiej pomóc zarówno samemu choremu jak i jego rodzinie. Przede mną jeszcze długa droga, ale teraz czuję, że na tę wyprawę wyruszam w butach i z zapasem wody, a nie boso i z pustym plecakiem.
•
To nie jest ten typ książki, którą można tak po prostu polecać, bo nikt raczej nie sięgnie po nią dla przyjemności. To książka, która ma szansę pomóc tym, którzy obawiają się śmierci swojej, bliskich, bądź pacjentów. Jednak jeśli zdecydujecie się po nią sięgnąć, muszę zwrócić waszą uwagę na jeszcze kilka rzeczy. Cała treść zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, ale pojawiły się dwa fragmenty, z którymi nie mogę się zgodzić. Po pierwsze - romantyzowanie cierpienia. Oczywiście, że złe rzeczy, które nas spotykają czasem pomagają nam się rozwijać, czynią nas silniejszymi. Niemniej nigdy nie przyznam, że wszystko złe, co mnie spotkało wyszło mi na dobre. Gdybym mogła, to wielu z tych sytuacji wolałabym uniknąć. Po drugie mimo, że nigdzie nie zostało to jasno napisane, to wydaje mi się, że autorka była osobą wierzącą. Z tego powodu czasem prezentowała swój sposób podejścia do śmierci zgodny z zasadami wiary np. nie godziła się na eutanazję. Choć większość jej rad była uniwersalna, to przy niektórych fragmentach miałam ochotę powiedzieć do autorki - nie tak to musi wyglądać. Ale już za późno, żeby z nią porozmawiać...
Jest jedna rzecz, która łączy wszystkich ludzi niezależnie od tego skąd pochodzą, ile mają pieniędzy albo w co wierzą. To śmierć. Jedyna stała w naszym życiu. Nieważne jak bardzo byśmy się starali, czego byśmy nie zrobili i tak wszyscy kiedyś umrzemy. Więc jak to jest, że większość z nas tak bardzo boi się śmierci? A skoro już jesteśmy tak przerażeni, to czy możemy się w...
więcej mniej Pokaż mimo to
... skończyłam
<błąd>
nie wiem… co mogę wam jeszcze powiedzieć
zakochałam się…
<błąd>
<błąd>
oszalałam
zwaaa…. zwAaa…
ZwAriOwałam
Powieści science-fiction bardzo długo trzymałam na dystans. Lubiłam czytać książki o przyszłości, ale myśl o tym, że cała akcja może rozgrywać się w kosmosie wydawała mi się kompletnie idiotyczna. To musi być jedno wielkie *****. Tak mijały kolejne lata, a ja tkwiłam w martwym punkcie, nie poszerzałam swoich horyzontów.
Kompletnie niespodziewanie pojawiła się okazja, aby przełamać tę ******* ścianę między moją wspaniałą osobą a gatunkiem science-fiction. Na fanpage’u Moondrive znalazłam post o akcji związanej z “Illuminae”. Żeby wydać tę książkę potrzebne były naprawdę duże pieniądze. Osoby, które uczestniczyły w akcji; dołożyły swój grosz do zbiórki, otrzymały książkę oraz różne gadżety. Niestety, ja natrafiłam na ten post już po zakończeniu całego przedsięwzięcia.
Mimo, że wokół “Illuminae” jest duży szum w internecie, to nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce. Przeszłam na stronę MoondriveShop’u i odnalazłam książkę… ***** widzieliście tę cenę?! Byłam w niemałym szoku. No ja przepraszam bardzo! Ale muszę mieć jeszcze na chleb.
Decyzja zajęła mi trochę czasu. Pierwsza minuta, druga minuta, trzecia minuta… kolejna ******** minuta. Ostateczną decyzję podjęłam po przeczytaniu fragmentu powieści zamieszczonego na stronie. Powiem szczerze - wciągnęło jak cholera… a potem było tylko gorzej… już nie chciało ***** puścić.
Dalszy ciąg recenzji znajdziecie na blogu: http://bookie-pie.blogspot.com
Miejsce zastąpione gwiazdkami w oryginale są zakreślone na czarno, jednak portal lubimyczytac.pl nie przetwarza takiej wersji i musiałam to czymś zastąpić ;)
... skończyłam
więcej Pokaż mimo to<błąd>
nie wiem… co mogę wam jeszcze powiedzieć
zakochałam się…
<błąd>
<błąd>
oszalałam
zwaaa…. zwAaa…
ZwAriOwałam
Powieści science-fiction bardzo długo trzymałam na dystans. Lubiłam czytać książki o przyszłości, ale myśl o tym, że cała akcja może rozgrywać się w kosmosie wydawała mi się kompletnie idiotyczna. To musi być jedno wielkie *****....