Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Po pierwsze podkreślić pragnę, że Noblistka wywołała we mnie obrzydzenie swoim niesprawiedliwym i dziwnym stwierdzeniem dotyczącym Polaków. No cóż. Uważam, że trzeba umieć odróżnić AUTORA od człowieka, którym jest. To znaczy: chętnie czytam historie napisane przez różnych ludzi, ale już mniej chętnie chłonę to, co chcą przekazać prywatnie. Skoro to mam już za sobą, pozwolę sobie na przejście do opinii o książce.

Jest wstrząsająca, jak wszystko, co dotyczy wojen. Takie reportaże tworzą gęsią skórkę. Jesteśmy ludźmi i nic co ludzkie, nie jest nam obce, w tym niestety jest i okrucieństwo.

Stylizowane, czy nie, warto!

Po pierwsze podkreślić pragnę, że Noblistka wywołała we mnie obrzydzenie swoim niesprawiedliwym i dziwnym stwierdzeniem dotyczącym Polaków. No cóż. Uważam, że trzeba umieć odróżnić AUTORA od człowieka, którym jest. To znaczy: chętnie czytam historie napisane przez różnych ludzi, ale już mniej chętnie chłonę to, co chcą przekazać prywatnie. Skoro to mam już za sobą, pozwolę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka jest bardzo dobra z jednego powodu. W typowy dla amerykańskich mediów sposób stara się uwieść czytelnika i sprawić, żeby wpadł w histerię: "AAAAAAAAAAAAAAAAAAAmarketingAAAAAAAAAkapitalizmAAAAAAAAAAAAA". Co jest zabawne, bo w końcu ktoś tę książkę KUPUJE, a jak autorce tak bardzo zależało na podkręceniu histerii, mogła udostępnić za free. Dzisiaj już nikogo nie dziwią tematy w niej podjęte. Wiadomo przecież, że obecnie wszystko jest podszyte reklamą i jedyne co wykrzywia nasze paszcze to to, że w niektórych miastach głównym punktem rynku są obskurne banery z roznegliżowaną kobietą zachęcającą do zakupu rur (serdecznie pozdrawiam panie, które użyczają swoich sylwetek do takich działań!). Firmy (ludzie) nie cofną się przed niczym, co będzie w stanie wygenerować większe przychody. Ja podchodzę do tego wszystkiego z dystansem, bo choć nie wszystko jest w moich oczach sprawiedliwe, to wiem też, że nie da się działać tak, żeby było sprawiedliwie, bo zawsze, ale to zawsze będzie "coś". Nie tęsknię też do dzielenia wszystkim po równo. Korzystam z udogodnień jakie niesie ze sobą rozwój rynku, kupuję markowe ciuchy i tak, to wszystko czyni mnie z definicji skurwielem. To skoro znamy się już bliżej, zachęcam do lektury, pod warunkiem, że zaczerpnie się wcześniej sporo powietrza i przymruży oczy, a wtedy wpadnie nam może kilka ciekawych przykładów, jak to niektóre "święte" marki wcale takie "święte" nie są.

Ta książka jest bardzo dobra z jednego powodu. W typowy dla amerykańskich mediów sposób stara się uwieść czytelnika i sprawić, żeby wpadł w histerię: "AAAAAAAAAAAAAAAAAAAmarketingAAAAAAAAAkapitalizmAAAAAAAAAAAAA". Co jest zabawne, bo w końcu ktoś tę książkę KUPUJE, a jak autorce tak bardzo zależało na podkręceniu histerii, mogła udostępnić za free. Dzisiaj już nikogo nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W dzisiejszych czasach ludziom się wydaje, że są ponad wszystkim, że mogą więcej, że wszystko im się należy. I nie wiem czy to głupota, czy raczej przejaw strachu. Chodzi mi o to, że mamy tendencje do otwierania oczu na filmiki z kamer samochodowych, natomiast mało kogo wzrusza/zastanawia/przeraża dzisiaj fakt, że niektóre zwierzęta żywią się plastikiem. I właśnie o tym jest ta książka- Król Lew; koło życia; recycling. Zmusza do myślenia o tym, że bez względu na to jak bardzo wydaje nam się, że jesteśmy królami świata, z naturą nie wygramy (i nie mam tutaj na myśli charakterologicznych spraw). Sprawnie napisana, warto.

W dzisiejszych czasach ludziom się wydaje, że są ponad wszystkim, że mogą więcej, że wszystko im się należy. I nie wiem czy to głupota, czy raczej przejaw strachu. Chodzi mi o to, że mamy tendencje do otwierania oczu na filmiki z kamer samochodowych, natomiast mało kogo wzrusza/zastanawia/przeraża dzisiaj fakt, że niektóre zwierzęta żywią się plastikiem. I właśnie o tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie uznaję tej książki za wybitną. Jest napisana prostym językiem, nad którym nie trzeba się "pochylać"; nie wbija w fotel, nie sprawia, że chce się więcej. Historia jakich wiele- przeplatanka na szerokiej przestrzeni dat. Wszystko, prócz opisów sztuki jest jakby na pokaz infantylne i tak mniej więcej od połowy, zabieg ten zaczyna nużyć. Nie przepadam za taki sposobem pisania, lubię gdy książka prowokuje do myślenia. Tutaj tego brak. Jedynie opisy widma wojennego, znaków, etc., przywodzi na myśl czasy obecne i człowiek się uśmiecha pod nosem, że wojna się już toczy, a my kisimy ogórki. Lektura na "five o'clock".

Nie uznaję tej książki za wybitną. Jest napisana prostym językiem, nad którym nie trzeba się "pochylać"; nie wbija w fotel, nie sprawia, że chce się więcej. Historia jakich wiele- przeplatanka na szerokiej przestrzeni dat. Wszystko, prócz opisów sztuki jest jakby na pokaz infantylne i tak mniej więcej od połowy, zabieg ten zaczyna nużyć. Nie przepadam za taki sposobem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie jest to przyjemna lektura i ciężko się do niej wraca, co nie znaczy, że jako literatura faktu w jakimś stopniu zawodzi. Myślę, że zainteresuje w szczególności tych, którym po drodze z medycyną. Ale tak naprawdę jest to książka uniwersalna. Opisuje to, co wiele dobrych książek- prawdę o ludziach. Smutną prawdę (i jakże aktualną), że nawet tęgie głowy są w stanie doprowadzić do niewyobrażalnego cierpienia (a nawet śmierci), że wiedza i postęp są niezwykle ważne, ale już ślepa wiara niekoniecznie.

Nie jest to przyjemna lektura i ciężko się do niej wraca, co nie znaczy, że jako literatura faktu w jakimś stopniu zawodzi. Myślę, że zainteresuje w szczególności tych, którym po drodze z medycyną. Ale tak naprawdę jest to książka uniwersalna. Opisuje to, co wiele dobrych książek- prawdę o ludziach. Smutną prawdę (i jakże aktualną), że nawet tęgie głowy są w stanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Toksyczne relacje i dokąd mogą nas ponieść. Ktoś zadaje Ci ból, choćby psychiczny i Ty w końcu podasz go dalej. Ale nie miejcie złudzeń, to nie jest fight club, tutaj wszystko opowiedziane jest na spokojnie. Język kąsa, ale nie jest jak gimnazjalista na sterydach przeskakujący na kolejny level gry o tron. I dlatego daję jej plusów więcej niż mniej.

Toksyczne relacje i dokąd mogą nas ponieść. Ktoś zadaje Ci ból, choćby psychiczny i Ty w końcu podasz go dalej. Ale nie miejcie złudzeń, to nie jest fight club, tutaj wszystko opowiedziane jest na spokojnie. Język kąsa, ale nie jest jak gimnazjalista na sterydach przeskakujący na kolejny level gry o tron. I dlatego daję jej plusów więcej niż mniej.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest to dzieło wybitne i z tym nie ma co dyskutować. Wyprzedzała czas a i dzisiaj nadal aktualna. Polecam ją każdemu, kto chce się zabrać za pisanie. Nie jest to historia wyssana z palca, to wspaniałe zapiski z obserwacji. Encyklopedia wiedzy o człowieku z jego wadami i zaletami.
Lubię do niej wracać co jakiś czas, zwłaszcza po lekturach światowych bestsellerów.

Jest to dzieło wybitne i z tym nie ma co dyskutować. Wyprzedzała czas a i dzisiaj nadal aktualna. Polecam ją każdemu, kto chce się zabrać za pisanie. Nie jest to historia wyssana z palca, to wspaniałe zapiski z obserwacji. Encyklopedia wiedzy o człowieku z jego wadami i zaletami.
Lubię do niej wracać co jakiś czas, zwłaszcza po lekturach światowych bestsellerów.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ja wiem, wiem. Wielu ludzi twierdzi, że tej książki nie da się przeczytać i wszyscy, którzy mówią, że ją zrozumieli, są mitomanami. Po części to prawda, bo nawet dzisiaj nie wiadomo, czy można po przeczytaniu w składny sposób odpowiedzieć na pytanie o sendo sprawy. I czy na pewno wiemy co autor miał na myśli, albo czego nie miał, albo co będzie miał nawet gdy jego już nie będzie. Mimo wszystko warto podjąć wysiłek- w najgorszym wypadku rzucicie książką w kąt; może też stanowić wspaniałą podporę dla drzwi (chociaż w tej roli wspaniale wypada "Lód" Dukaja). Dla leniwych polecam audiobooka, bo głos bardzo miły, ale łatwo w ten sposób zgubić pewne treści.
Jest to hipertekstowa Odyseja, szalenie wciągająca. Jest jak Big Brother u Blooma, ale z takimi kamerami, które zobaczą każdy penis narysowany na ścianie za łóżkiem; wyłapią każde dłubanie w nosie i mentalne wyklinanie rzeczywistości. Jest to o wiele bardziej przerażające OKO, niż to w roku 84- przede wszystkim dlatego, że przed nim nie ma ucieczki, nawet samobójstwo byłoby odnośnikiem do czegoś innego i opowieść snuła by się dalej. Prawdziwe Babie lato literatury. Coś dla zbereźników też się znajdzie, spokojnie.
I jeżeli myślicie, że to jest nudna książka i dało by się lepiej i prościej przy użyciu komputera: ostatnio na pewnym festiwalu skupionym na literaturze, ktoś chciał zrobić podobnie- hipertekst, strumień świadomości a wszystko nowocześnie i pięknie przy użyciu maszyn. Skończyło się na tym, że miarowe klikanie w myszkę ułatwiało widzom usypianie. Niemniej jednak gratuluję odwagi autorom pomysły i życzę powodzenia w przyszłości.
Dla mnie Ulisses jest jak animacja Z. Rybczyńskiego pt. "Tango".
A całej reszcie- polecam, polecam, polecam.
PS To nie to, że "Lód" jest zły. Po prostu gabarytowo nadaje się na niespanie i trzymanie drzwi.

Ja wiem, wiem. Wielu ludzi twierdzi, że tej książki nie da się przeczytać i wszyscy, którzy mówią, że ją zrozumieli, są mitomanami. Po części to prawda, bo nawet dzisiaj nie wiadomo, czy można po przeczytaniu w składny sposób odpowiedzieć na pytanie o sendo sprawy. I czy na pewno wiemy co autor miał na myśli, albo czego nie miał, albo co będzie miał nawet gdy jego już nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wspaniałe dzieło! Bez zbędnych wygibasów zostajemy znokautowani monologiem, który zmusza do zastanowienia się nad sobą. Z jednej strony chcemy jechać na wieś i władować się komuś do domu i mieć nadzieję, że spotka nas to samo, że ktoś na nas spłynie strumieniem świadomości, że opowie nam o sobie, że będzie lustrem, że po wszystkim wyjdziemy oczyszczeni (katharsis). Z drugiej strony istnieje jednak obawa, że nie będziemy w stanie wsłuchać się w opowieść, nawet jeśli nam się przytrafi, bo wolimy szybko i z dużą ilością wygibasów, youtube for life.

Wspaniałe dzieło! Bez zbędnych wygibasów zostajemy znokautowani monologiem, który zmusza do zastanowienia się nad sobą. Z jednej strony chcemy jechać na wieś i władować się komuś do domu i mieć nadzieję, że spotka nas to samo, że ktoś na nas spłynie strumieniem świadomości, że opowie nam o sobie, że będzie lustrem, że po wszystkim wyjdziemy oczyszczeni (katharsis). Z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Proszę nie mylić wrażliwości z przewrażliwieniem. Weltschmerz w pigułce, którą każdy powinien przeczytać. Jak już wspomniano w wielu recenzjach, jest to zbiór uniwersalnych prawd, o których często zapominamy. To człowiek jest sam sobie wrogiem i sam siebie potrafi zniszczyć jak nikt i nic innego.
I nie dodawajcie do tego łatki "emo" czy tym podobnych. Przecież każdego dorosłego czekają takie rozterki, jeśli nie w tej chwili, to na pewno w godzinę kaca giganta.
Warto, nie tylko dlatego, że to Goethe.

Proszę nie mylić wrażliwości z przewrażliwieniem. Weltschmerz w pigułce, którą każdy powinien przeczytać. Jak już wspomniano w wielu recenzjach, jest to zbiór uniwersalnych prawd, o których często zapominamy. To człowiek jest sam sobie wrogiem i sam siebie potrafi zniszczyć jak nikt i nic innego.
I nie dodawajcie do tego łatki "emo" czy tym podobnych. Przecież każdego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ja nie wiem dlaczego Żulczyka nie ogłoszono głosem współczesnych słuchaczy techno. Takie polskie de(s)tro(y)it.
Po przeczytaniu tej książki wiadomo, że autor mirkuje (#prokuratorboners) i upadla się rekreacyjnie. Wiadomo też, że jest z pokolenia Uprowadzenia Agaty i trochę chciał być jak cały tabor, który przeczytał w Wikipedii artykuł o "rzeczorach z lat 90-tych".

Recenzją jest jedno słowo- urocze. To jak chcecie się wysrać, ale Wasze dziecko bardzo chce Wam pokazać, że umie już bez rączek i wtedy bez zbędnych ceregieli wyciągacie słowo szach-mat. UROCZE.

Ta książka jest jak "Wzgórze Psów" w pigułce i dlatego zasługuje na wyższe noty. Jest krótsza, przez co nie męczy tak długo. Najważniejsze jest jednak to, że zachowana została pochwała dla ziemniaków (bo jednak nie ma to jak obiad u mamusi- chociaż tutaj ewidentnie wychodzi na jaw pewna głęboko zakorzeniona trauma "podmiotu lirycznego" i te wtręty schizofreniczne, że raz ziemniak dobry, raz fe) i nikt nie chce z niej robić serialu.

Ja nie wiem dlaczego Żulczyka nie ogłoszono głosem współczesnych słuchaczy techno. Takie polskie de(s)tro(y)it.
Po przeczytaniu tej książki wiadomo, że autor mirkuje (#prokuratorboners) i upadla się rekreacyjnie. Wiadomo też, że jest z pokolenia Uprowadzenia Agaty i trochę chciał być jak cały tabor, który przeczytał w Wikipedii artykuł o "rzeczorach z lat 90-tych"....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Co tu się? Brakuje Ci pomysłu na książkę? Wypisz sobie słowa klucze, które były na topie, a później połącz je zdaniami. Krótkimi, szybkimi, ostrymi. Jak jebanie z dziwką w przydrożnym lasku. Seksualne, nebezpeczne. Oklaski. BEST SELLER (dla tych co jeszcze nie wiedzą: nie chodzi o treść a o przychody ze sprzedaży, czego najlepszym przykładem jest „Dziewczyna z pociągu”).
To samo mamy tutaj. W tej książce jest wszystko: molestowanie, heroina, Maryla Rodowicz, disco polo, Feel (z tym wchodzeniem w zakręt to jak z aniołem i pomarańczami), picie, rozpierdol, brud, syf, Warszafka, religia, jedzenie ziemniaków, chleb, modlitwy, swastyka, polityczkowanie, więcej Maryli Rodowicz i Edyty Górniak („my Cyganie”), Kaliber 44, rwanie dup, obciąganie i ruchanie, aborcja, emigracja, zaściankowość, Olsztyn, jeziora, lasy, fatalny stan dróg w Polsce, dwa rodzaje pedofilii (warszawski i małomiasteczkowy), nuda, śledztwo dziennikarskie, morderstwo, rozwód, zdrada, Wajda, Wiedźmin, sanepid, uzależnienie od komputera, telefony komórkowe, duża ilość zespołu Kombi („moje pokolenie”), podpalenie, zdychające psy, ujadające psy, szczające psy, papiernia, kolesiostwo, śmierć, rak, xanax, Sephora i niby podśmiechujki z Coelho i tak dalej. Tak, w tej książce jest prawie wszystko. Najebane jak u Hieronima Boscha. Brak tu tylko sensu. Tak drodzy, Ulissesem to to nie jest, nie było i nie będzie nawet leżąc obok.
Nie przekonują mnie ci, którzy piszą, że to było wciągające. W którym miejscu? Przecież od momentu powrotu do Zyborka od razu wiadomo co się dzieje i dlaczego (ten motyw już tak do bólu przemielony w książkach, że no ja Was proszę, nie piszcie, że to było zaskakujące- szczególnie, że nawet sam autor zdaje się to podkreślać w zdaniach o określaniu ról, ktoś leży, ktoś stoi, samosąd). Dlatego nie patrzę na to pod względem książki o zbrodni i karze.
Tu wszystko jest typowe. To nie jest mentos- de freszmejker.
Do końca książki pozwoliła dobrnąć mi nadzieja, że Blady w końcu przestanie pierdolić. Bo to jest niemożliwy Weltschmerz ta książka. Ból dupy przez duże by i dy. To jest książka o współczesnym Piotrusiu Panie. Doknęła Cię jakaś trauma? Nie martw się! Tylko jęcz i odkrywaj siłę w sobie. Jak komuś spuścisz wpierdol, to będziesz się lepiej czuł. Jeśli jesteś życiową pizdeczką, to koniecznie wróć do domu a dostaniesz do ruchania młodą niunię (żona odejdzie sama, bo będzie jej się ulewała małomiasteczkowość).
Ale to też już było.
To o czym tak naprawdę to jest? Już Wam śpieszę z odpowiedzią.
Wzgórze Psów jest o konfiturze. O wyższości konfitury nad ziemniakami i o tym, że należy w trybie natychmiastowym zdelegalizować Olsztyn z powodu narkotyków i Sephory. O tym, że jak chcesz być zły, to nie rób tego w kupie, choć w kupie raźniej. I nie spowiadaj się. Nikomu. Nigdy. Nigdzie. A jeżeli już zrobisz coś w kupie, to wiedz, że nie ma nic gorszego od konfitury z małego miasteczka (nawet z emigracji wróci, że niby karma). Za napisem na ścianie budynku „Leon Zawodowy Konfident”.
I jeszcze sprawa z ziemniakami. Panie Żulczyk, jak piszesz Pan książki o jebaniu, ćpaniu i w ogóle, żeby było głośno i hajs się zgadzał, to OK, wiadomo, rachunki trzeba płacić. Chcesz być Pan warszawskim (chociaż nie z Warszawy), słoikowym Coelho, to sobie Pan bądź. Ale nic, ale to absolutnie nic, nie daje panu prawa do pisania o ziemniakach jak o czymś gorszym. Że zawsze ktoś sobie nimi musi NAPYCHAĆ usta, albo że zawsze obok mięsa. Ale jak już napcha, to koniecznie musi wypluć. No kurwa. Takiego chamstwa wobec tak życiodajnego warzywa już dawno nie było w książce. I to jest to jedyne nowum.

Odnoszę wrażenie, że Twardoch pisze pod S600, a Żulczyk pod zdelegalizowane kabarety. I jeden i drugi to wątpliwa przyjemność z czytania.
Ale to jest moje zdanie.

Co tu się? Brakuje Ci pomysłu na książkę? Wypisz sobie słowa klucze, które były na topie, a później połącz je zdaniami. Krótkimi, szybkimi, ostrymi. Jak jebanie z dziwką w przydrożnym lasku. Seksualne, nebezpeczne. Oklaski. BEST SELLER (dla tych co jeszcze nie wiedzą: nie chodzi o treść a o przychody ze sprzedaży, czego najlepszym przykładem jest „Dziewczyna z pociągu”).
To...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to