-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant18
-
ArtykułyPaulo Coelho: literacka alchemiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
Książka ta wyszła stosunkowo niedawno i od razu wokół niej zrobił się wielki szum. Wszyscy ją polecali, zachwycal się okładką a moje oczekiwania rosły i rosły. I gdy tylko zobaczyłam ja na promocji na Znaku za niecałe 10 zł, to nie zastanawiałam się długo. Zapraszam do przeczytania mojej opinii na temat tej powieści.
Diaboliki wyglądają jak ludzie, ale ludźmi nie są. To stworzenia bezwzględne, orkutne, agresywne i zrobią wszystko, by chronić człowieka, któremu zostały przydzielone.
Główną bohaterka tej książki jest właśnie taka diabolila - Nemezis. Pewnego dnia, by chronić córkę senatora - Sydonię - udaje się zamiast niej na statek cesarza i tam musi ją udawać. Z biegiem czasu odkrywa w sobie iskrę człowieczeństwa, której zawsze jej odmawiano.
Co tu dłużej ukrywać, zawiodłam się na tej książce. I to bardzo. Liczyłam na coś niesamowitego, odkrywczego, ale nie otrzymałam tu tego efektu WOW, o jakim wszyscy mówili. Może po prostu miałam zbyt duże oczekiwania względem niej.
Zacznę od tytułowej diaboliki. Od samego początku najbardziej byłam ciekawa właśnie tych stworzeń, wydawało mi się to niesamowicie ciekawe i pomysłowe. A tu klops. Narratorką jest własnie diabolika, Nemezis, której niestety nie polubiłam. Podczas czytania była mi zupełnie obojętna. Liczyłam na bezinteresowne i okrutne stworzenie a otrzymałam istotę, która już w połowie książki zaczęła zachowywać się jak człowiek, co było strasznie irytujące. Czasami nie wiedziała czego chce. Momentami była brutalna, ale na mnie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Do pozostałych bohaterów nie mam jakiś większych zastrzeżeń. Polubiłam Tyrusa, który był ciekawą postacią, aczkolwiek schematyczną.
Oczywiście w tej książce znajdziemy również kilka plusów. Na pewno na uwagę zasługuje pióro autorki. Pisze ona technicznie dobrze, ale ja nie potrafiłam sie tak szybko wkręcić w tę książkę. Świat przez nią wykreowany jest bardzo dobrze rozbudowany i mam nadzieję, że w kolejnych tomach poznamy go lepiej. Akcja dzieje się w kosmosie, jest to dystopia, więc mamy tu do czynienia z wizją przyszłości, która jest dość prawdopodobna i do której niestety, chcąc nie chcąc, dążymy.
Książka była przewidywalna, przede wszystkim wątek z Sydonią, z którego w penym momencie chciało mi się śmiać. Końcówka ratuje sprawę, była wciągająca i nieprzeiwdywalna. Bardzo podobała mi się ta jedna wielka intryga i poztywnie mnie to zaskoczyło. Dzięki temu sięgnę po drugi tom, który, mam nadzieję, będzie lepszy od poprzedniego.
Pod piękną okładką "Diaboliki" kryje się historia przez większą część nudna i przewidywalna z ityrującą bohaterką. Całośc ratuje zakończenie, które daje nadzieję na ciekawy drugi tom oraz styl pisania autorki i rozlegle wykreowany świat. Ja miałam zbyt duże oczekiwania i należę do mniejszości, której się ta książka nie spodobała. Mogę się nawet pokusić o stwierdzenie, że jest najgorszą książką jaką przeczytałam w tym roku. Nie polecam, nie odradzam, mam nadzieję, że Wam się spodoba.
recenzja znajduje się również na moim blogu: http://magicznakrainaksiazek.blogspot.com/2017/08/miao-byc-orygnalnie-i-niesamowicie-ale.html
Książka ta wyszła stosunkowo niedawno i od razu wokół niej zrobił się wielki szum. Wszyscy ją polecali, zachwycal się okładką a moje oczekiwania rosły i rosły. I gdy tylko zobaczyłam ja na promocji na Znaku za niecałe 10 zł, to nie zastanawiałam się długo. Zapraszam do przeczytania mojej opinii na temat tej powieści.
Diaboliki wyglądają jak ludzie, ale ludźmi nie są. To...
"Dwór cierni i róż" był ciekawą lekturą, szczególnie ostatnie 150 stron, które wywołało u mnie niemało emocji. Może nie była to książka wysokich lotów, ale podobała mi się. Za to wszyscy mówili, że drugi tom jest lepszy. Że "Dwór mgieł i furii" to prawie arcydzieło. I że jest dużo Rhysanda. A jakie ja odniosłam wrażenia po jego lekturze? Zapraszam na moje spostrzeżenia po przeczytaniu ACOMAFU.
Mogłoby się zdawać, że wszystko jest na dobrej drodze, by skończyć się szczęśliwie. Feyra ocaliła Prythian z rąk Amaranthy, ocaliła przede wszystkim ukochanego i przygotowuje się do poślubienia go. Ale to tylko pozory. Dziewczyna zmaga się z widmami przeszłości, nawiedzają ją koszmary z wydarzeń pod Górą, cierpi na depresję, jest rozbita psychicznie. Tymczasem Tamlin, który również zmaga się z upiorami przeszłości, chce jej dać wszystko, co najlepsze - suknie, biżuterie... Ale przy tym boi się ją stracić i zabrania samodzielnego wychodzenia na zewnątrz, posuwa się nawet do zamknięcia jej w czterech ścianach. Ale dla Feyry nie ma nic gorszego niż siedzenie bezczynnie czy planowanie przyjęć. Pragnie wolności. Pojawia się jeszcze Rhysand, książę Dworu Nocy, który upomina się o spłatę swojego długu.
Uwielbiam twórczość Sary J. Maas. Uwielbiam Szklany Tron, ale ACOTAR po przeczytaniu pierwszego tomu nie spodobał mi się aż tak jak seria o Celaenie. Ale druga część to co innego. Druga część była lepsza. O wiele lepsza.
Przede wszystkim język autorki jest po porstu wyśmienity. Przeczytałabym wszystko spod jej pióra. Opisy uczuć, miejsc, dialogi... Przez to się płynie. Książka to pokaźna cegiełka, ale dla mnie to i tak za mało. Po skończeniu chciałam tylko jednego: więcej. Sarah J. Maas wykreowała wspaniały świat, w którym chciałabym pozostać na dłużej. Przybliżyła nam trochę co dzieje się na poszczególnych dworach. Oczywiście nie na wszystkich, bo skupiamy się tu głównie na Dworze Nocy i Dworze Wiosny, ale mieliśmy też możliwość krótko przebywać na Dworze Lata. W każdym panują trochę inne zasady, rządzą nimi książęta o innych wartościach. Najbardziej skupiamy się oczywiście na dworze Rhysanda, poznajemy go z różnych stron: od tej złej, którą znają wszyscy, ale też od tej, która jest tajemnicą przed całym światem. Wędrujemy też do innych miejsc, które znajdują się na mapce na początku książki. To wszystko pokazuje, jak dopracowany i piękny świat wymyśliła autorka.
Czytając, odniosłam wrażenie, że to ja jestem główną bohaterką i przeżywam wszystko, to co ona. Podczas lektury na przemian się śmiałam, smuciłam, momentami bolało mnie serce, a czasem poleciała łezka wzruszenia. Maas, jak to Maas, gra na emocjach czytelnika i jednocześnie ją za to kocham i nienawidzę. To, co robi w swoich książkach, zawsze powoduje u mnie szybsze bicie serca.
A teraz przejdźmy do mojej ulubionej rzeczy w tej książce, czyli do bohaterów. Zacznijmy od głównej postaci, czyli Feyry, z perspektywy której prowadzona jest narracja tej książki. Zdecydowanie należy do jednych z moich ulubionych bohaterek literackich. Na początku książki trochę mnie irytowała tym, że nie mogła się przeciwstawić Tamlinowi i cały czas go usprawiedliwiała. Owszem, ja byłam w stanie zrozumieć jego zachowanie, w końcu bał się ją stracić, ale czasem przesadzał a Feyra nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Ale wracając do dziewczyny. Podoba mi się przemiana, która się w niej dokonała. Wydarzenia pod Górą ją zmieniły, widać, że nie umie sobie z tym poradzić, że jest rozbita emocjonalnie. Ale to uczyniło ją silniejszą. Pod koniec książki nauczyła się walczyć o swoje, pojęła czego tak naprawdę chce i dla swoich przyjaciół i ukochanego Rhysa była w stanie stanąć do walki i poświęcić się na tyle, by z powrotem wrócić do Tamlina. Zaimponowała mi swoją siłą.
A teraz Rhysand. Rhsyand, nad któym rozpływają się prawie wszystkie czytelniczki. Ja również do nich należę. Po prostu kocham Rhysanda! Najpierw uwiódł mnie swoim poczuciem humoru i dwuznacznymi żartami a potem tym, co zrobił dla swojego Dworu, dla swoich przyjaciół. Jego poświęcenie było piękne i mocno chwyciło mnie za serce. Okazało się, że pod maską okrutnego, aroganckiego i płytkiego księcia, kryje się dobry, wrażliwy i oddany słusznej sprawie mężczyzna, który odważył się marzyć o lepszym świecie i który dla najbliższych jest w stanie zrobić wszystko. Rhys jest najlepszą postacią tej serii i nic tego nie zmieni.
Ale pozostali bohaterowie też zasługują na uwagę. Mor, Amrena, Kasjan i Azriel - najbliżsi przyjaciele, mogłabym nawet powiedzieć, że prawie rodzina Rhysa, to naprawdę świetna ekipa! Tu każdy dla każdego jest w stanie zrobić wszystko i mimo, że często się kłócą, to jednak staną za sobą murem. W ich relacji podoba mi się ten dystans - mogą obrzucić drugą osobę najgorszym wyzywiskiem a ona odpowie jeszcze gorszym. Nie raz się śmiałam podczas ich przekomarzania. Pojawiają się tu jeszcze starzy bohaterowie, jak na przykład Lucien. W pierwszym tomie pałałam do niego sympatią, ale tutaj zrobił się takim potulnym pieskiem Tamlina. W ogóle nie potrafił mu się przeciwstawić, robił wszystko tak jak on kazał. Ale końcówka mocno mnie zaskoczyła. To, że jest towarzyszem Elainy sprawia, że jego wątek może być naprawdę ciekawie rozwinięty. Przejdę jeszcze do Tamlina, który w tej części mocno działał mi na nerwy. Starałam się zrozumieć jego zachowanie, ale gdy otoczył Feyrę barierą, by tylko nie wyszła z domu, to było już przegięcie. I jeszcze końcówka. Jak mógł być na tyle głupi, żeby uwierzyć, że można zerwać więź godową?
Chciałabym też napisać o moich ulubionych momentach w tej powieści. Zdecydowanie najpiękniejszą sceną jest scena w chacie, gdy Rhys opowiada Feyrze o całej swojej historii. To było tak piękne i tak wzruszające, kiedy dowiadujemy się, że oni tak naprawdę od samego początku byli sobie przeznaczeni, że Rhysowi śniła się Feyra, chociaż tak naprawdę nie widział, że to ona i że on przesłał jej obraz rozgwieżdżonego nieba, który namalowała na swojej szufladzie. Wtedy też wszystko układa się w logiczną całość, ich pierwsze spotkanie i słowa, które Rhysand wypowiedział do Feyry nabierają zupełnie innego znaczenia. Uwielbiam też moment, kiedy Feyra rzuca w głowę Rhysa swoim butem - myślałam, że padnę ze śmiechu. Ogólnie ich dwuznaczne rozmowy i przekomarzania są świetne. A zakończenie... W momencie, w któym Feyra zaczęła udawać, że dalej kocha Tamlina a Rhys ją okłamał, pękło mi serce. I modliłam się, żeby Rhysand domyślił się, że ona udaje. A potem, gdy w rozdziale z jego perspektywy, dowiadujemy się, że to wszystko było grą, że oni grali... Niesamowicie mi ulżyło. I nagle jeszcze Rhys mówi, że Feyra jest pierwszą księżną w historii Prythianu, księżną Dworu Nocy... Moja reakcja była taka sama, jak bohaterów powieści. Boję się tego, że co autorka wymyśli w trzecim tomie i mam takiego kaca, że nie wiem jak wytrzymam do polskiego tłumaczenia.
"Dwór mgieł i furii" jest zdecydowanie lepszy od pierwszego tomu. Warto przebrnąć przez poprzednią część, by zanurzyć się w magicznym świecie wykreowanym przez Sarę J. Maas. W tej powieści wyjaśnia się wiele wątków, poznajemy lepiej krainę, w której żyją nasi bohaterowie i przede wszystkim poznajemy lepiej i dogłębniej ich samych. Historia ta to niezwykła przygoda pełna magii, miłości, walki i poświęcenia, która wiele razy złamie serce czytelnika i wciągnie tak bardzo, że po skończeniu jeszcz przez długi czas trudno będzie się otrząsnąć. Bohaterowie wtargną do naszych umysłów, zawładną nami i sprawią, że będziemy za nimi tęsknić. Cała ta książka jest tak dogłębnie dopracowana i przemyślana, że aż brak mi słów by to opisać. Dla wielu nie będzie ona jakoś szczegółnie niezwykła, ale ja całkowicie uległam czarowi jaki wytwarza w swoich książkach Sarah J. Maas.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://magicznakrainaksiazek.blogspot.com/2017/07/rhysand-rhysand-rhysand-dwor-mgie-i.html
"Dwór cierni i róż" był ciekawą lekturą, szczególnie ostatnie 150 stron, które wywołało u mnie niemało emocji. Może nie była to książka wysokich lotów, ale podobała mi się. Za to wszyscy mówili, że drugi tom jest lepszy. Że "Dwór mgieł i furii" to prawie arcydzieło. I że jest dużo Rhysanda. A jakie ja odniosłam wrażenia po jego lekturze? Zapraszam na moje spostrzeżenia po...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Dwór cierni i róż" przeczytałam już w tamtym roku. Ale teraz zapoznałam się z nim raz jeszcze, ponieważ chciałam sięgnąć po drugi tom na świeżo i wszystko pamiętać z poprzedniego. I muszę przyznać, że moja opinia zbytnio się nie różni od tej, jaką miałam rok temu.
Dziewiętnastoletnia Feyra robi wszystko, żeby utrzymać przy życiu siebie a przede wszystkim swoją rodzinę. W tym celu codziennie wybiera się na polowania do pobliskiego lasu starając się zawsze przynosić coś do jedzenia. Pewnego dnia zapuszcza się dalej niż zwykle, niedaleko muru, który odziela ziemie Prythianu od krain śmiertelników. Tam zabija ogromnego wilka. Jakiś czas później pod jej drzwiami zjawia się Tamlin w postaci okrutnego stwora i mówi jej, że albo zaraz ją zabije albo pójdzie z nim na nieśmiertlene ziemie i tam dożyje końca swoich dni jako zadośćuczynienie za zabicie fae. Dziewczyna, nie mając zbyt wielkiego wyboru udaje się z nim do Prythianu. Czy Feyra pokona swoje uprzedzania względem fae?
Sarah J. Maas zachwyca swoim stylem pisania. Na pewno wiele razy jeszcze wspomnę, że spod jej pióra przeczytałabym wszystko. Świetnie radzi sobie z opisami przyrody na Dworze Wiosny. Widać jak bardzo poprawiła się od pierwszej części "Szklanego Tronu" i na pewno z każdą kolejna książką będzie jeszcze lepiej.
Co do samej fabuły i akcji to mam wrażenie, że jak na tę autorkę to było zbyt spokojnie. Przez pierwszą połowę książki brakowało mi zwrotów akcji, ale już końcówka mi to wynagrodziła. Była fenomenalna. Sama fabuła momentami była przewidywalna, ale mi to nie przeszkadzało. Podobało mi się to nawiązanie do Pięknej i bestii, ale była to tylko lekka inspiracja, więc nie ma się co obawiać, że Maas za bardzo odgapiła. Motyw tamtej baśni był tylko tłem, bo Sarah J. Maas wplotła w to wiele innych wątków przez co całość prezentuje się naprawdę dobrze.
Główną bohaterką i narratorką tej książki jest Feyra. Dziewczyna robi wszystko, by utrzymać przy życiu rodzinę, która w ogóle tego nie docenia. Dwie siostry zachowuja się jak księżniczki i wciąż myślą, że wszystko im sie należy tak jak kiedyś, gdy byli jeszcze bogaci. Matka nie żyje a ojciec - odkąd stracił cały majątek - przestał się starać. Feyrę wiele kosztuje wyżywienie rodziny ale znosi to wszystko bez słówa. Podoba mi się w niej to poświęcenie i upór. Nawet w obliczu śmierci myśli o swoich bliskich. Nie lubię za to Tamlina. Dla mnie jest to mdły bohater, który nie wyróżnia się niczym szczególnym. Za to jego przyjaciel, Lucien, ratuje trochę atmosferę. Ale jest jeszcze jedna postać. Postać, którą kochają tysiące czytelniczek, czyli Rhsyand. Ja również go uwielbiam. W tej części jest tajemniczy i niezbyt wiele o nim wiemy, ale bardzo podoba mi się wątek umowy między nim a Feyrą. Czuję, że to się ciekawie rozwinie.
"Dwór cierni i róż" to książka z baśniowym klimatem, która wprowadza nas do nowego świata i powoli zaznajamia z zasadami jakie nim rządzą. Najlepszym atutem tej książki jest główna bohaterka, która zaimponowała mi swoją postawą i Rhsyand, który posiada wiele tajemnic. Warto ją przeczytać również dla stylu pisania autorki, bo to on nadaje całej powieści tej bajeczności. Jedyne czego brakuje mi w tej książce to większej ilości zwrotów akcji, co nie zmienia faktu, że czytanie jej było interesującą przygodą.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: https://magicznakrainaksiazek.blogspot.com/2017/07/basn-opowiedziana-na-nowo-33-dwor.html
"Dwór cierni i róż" przeczytałam już w tamtym roku. Ale teraz zapoznałam się z nim raz jeszcze, ponieważ chciałam sięgnąć po drugi tom na świeżo i wszystko pamiętać z poprzedniego. I muszę przyznać, że moja opinia zbytnio się nie różni od tej, jaką miałam rok temu.
Dziewiętnastoletnia Feyra robi wszystko, żeby utrzymać przy życiu siebie a przede wszystkim swoją rodzinę. W...
Ta książka chodziła za mną od dłuższego czasu. Zaciekawiła mnie okładką a potem opisem. Mimo to długo odwlekałam jej zakup, lecz w końcu ją zamówiłam. Nastawiłam się na lekki i przyjemny odmóżdżacz. Ale to co otrzymałam, przerosło moje największe oczekiwania.
Główną bohaterką książki jest dwudziestotrzyletnia Emely, studentka literaturoznawstwa. Akcja powieści rozpoczyna się w momencie, gdy dziewczyna jedzie na spotkanie swojej przyjaciółki, Alex, która przeprowadziła się do Berlina. Pech chciał, że będzie mieszkać u swojego starszego brata - Elyasa, który w młodości bardzo zranił Emely. Dziewczyna go nienawidzi, a ten - jak na złość - próbuje się do niej zbliżyć. Mniej więcej w tym samym czasie za pośrednictwem e-maili odzywa się do niej tajemniczy mężczyzna, Luca. Wkrótce nawiązuje się pomiędzy nimi korenspondencja. Luca okazuje się bardzo mądry, miły i nieśmiały. Jest zupełnym przeciwieństwem Elyasa. Emely zaczyna się zastanawiać, czy można zakochać się w internetowym chłopaku, którego nigdy się nie widzało.
Zdaję sobię sprawę, że ta fabuła jest oklepana i schematyczna. I wiem, że książka jest przewidywalna (jeśli chodzi o pewien wątek, to już w jednej czwartej książki wiedziałam o co chodzi). Ale wiecie co? Kompletnie mnie to nie obchodzi. Ta powieść to było coś niesamowitego, pięknego i zabawnego. Mimo swojej prostoty, autorka tak pokierowała fabułę, że czytanie było dla mnie czystą przyjemnością. Nie spodziewałam się, że ta książka aż tak mi się spodoba, że aż tak przejmę się losem bohaterów i że aż tak styl pisania autorki mnie porwie. Od pierwszej strony przepadłam i odłożyłam tę książkę dopiero po ostatniej. Dawno już żadna historia mnie tak nie wciągnęła.
Po powieści młodzieżowej spodziewałam się lekkiego i przyjemnego stylu pisania. I owszem, taki otrzymałam, ale oprócz tego była w nim pewna dojrzałość, którą rzadko się spotyka. Autorka w sposób prosty, a zarazem mądry pisze o wydarzeniach z życia Emely, jej emocjach i odczuciach. To z jej perspektwy prowadzona jest narracja w tej powieści. Autroka nie używa tutaj jakiś wziętych z kosmosu metafor a mimo to jej styl potrafi zahipnotyzować. Nie wiem czy każdemu przpadnie on do gustu, ale mnie urzekł całkowicie.
Bohaterowie to również mocny akcent tej powieści. Emely jest dość nieśmiała, nie lubi komplementów, momentami nie wierzy w siebie. Ale nie jest to ten typ źeńskiej bohaterki, którą ma się ochotę zabić przez jej głupotę. Dziewczyna nie użala się nad sobą i przy tym wszystkim posiada niesamowicie cięty język i ogromne poczucie humoru. Podchodzi z dystansem do wielu rzeczy, co bardzo mi się w niej podobało. Niektóre jej decyzje i zachowania były dla mnie trochę niezrozumiałe i irytujące, ale zdecydowanie należy do ciekawych postaci. No i mamy również Elyasa i jego turkusowe oczy, które tak wiele mieszają w głowie Emely. On za to jest typem pewnego siebie chłopaka, który ma dziewczyny tylko na jedną noc. Ale potrafi byc też troskliwy i opiekuńczy. Uwielbiam jego słowne gierki z Emely, przy których nie raz się śmiałam. Tu należy wspomnieć też o humorze, który występuje bardzo często na kartach tej powieści. Często wybuchałam śmiechem i musze przyznać, że dawno nie czytałam tak zabawnej lektury.
"Lato koloru wiśni" to książka, którą, pomimo swojej prostoty, banalności i przewidywalności, warto się zainteresować. Chociażby ze względu na humor, który momentami wylewa się z tej powieści. Ale jeśli ktoś chce czegoś więcej, to z pewnością to tu znajdzie. Styl pisania autorki potrafi wciągnąć i zahipnotyzować czytelnika, a perypetie bohaterów zaciekawią tak bardzo, że odłożymy tę książkę dopiero po ostatniej stronie z prośbą o więcej. Mnie ta powieść całkowicie ujęła i polecam ją, choćby na odstresowanie.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://magicznakrainaksiazek.blogspot.com/2017/07/lato-koloru-wisni.html
Ta książka chodziła za mną od dłuższego czasu. Zaciekawiła mnie okładką a potem opisem. Mimo to długo odwlekałam jej zakup, lecz w końcu ją zamówiłam. Nastawiłam się na lekki i przyjemny odmóżdżacz. Ale to co otrzymałam, przerosło moje największe oczekiwania.
Główną bohaterką książki jest dwudziestotrzyletnia Emely, studentka literaturoznawstwa. Akcja powieści rozpoczyna...
Jak ja długo czekałam, by na nowo zanurzyć się w prawniczym świecie z książek Remigiusza Mroza. Nie mogłam się doczekać kolejnego spotkania ze świetnym duetem, czyli Chyłką i Zordonem. Po niesamowitej i wbijającej w fotel "Kasacji" liczyłam na coś równie dobrego. Czy Mróz podołał wyzwaniu?
Mała dziewczynka znika bez śladu z domku letniskowego bogatych rodziców. Alarm przez całą noc był włączony, okna i drzwi zamknięte. Nie ma żadnych śladów świadczących o porwaniu a śledczy podejrzewają, że dziecko nie żyje. O zabójstwo zostaja oskarżeni rodzice, których obrony podejmuje się Joanna Chyłka wraz ze swoim aplikantem, Kordianem Oryńskim. Wszystko wskazuje na winę małżeństwa, ale Chyłka tak łatwo nie odpuści.
Mróz mnie nie zawiódł. Drugi tom trzyma poziom, może trochę brakuje mi tu takiego elemnetu zaskoczenia, jak przy "Kasacji", ale książka nie jest gorsza od poprzedniczki. Całość prezentuje się naprawdę dobrze. Od samego początku byłam ciekawa kto tak naprawdę stoi za porwaniem dziewczynki i jaka jest prawda, co sprawiło, że nie mogłam się od tej książki tak łatwo oderwać. Mróz stopniowo uchyla rąbki tajemnicy, a dokładniej to Chyłka odkrywa kolejne dna tej sprawy, dociera do różnych osób mogących mieć z tym jakiś związek. Uwielbiam styl pisania tego autora, bo potrafi niesamowicie wciągnąć.
Najbardziej tęskniłam oczywiście za Chyłką i Zordonem i byłam bardzo ciekawa w jakim kierunku zmierza ich relacja. i cóż, momentami było naprawdę gorąco... Oczywiście Joanna ani trochę się nie zmieniła, dalej mamy do czynienia z pewną siebie, wredną i opryskliwą prawniczką, którą tak bardzo polubiłam w pierwszej części. Nie brakuje tu również świetnych dialogów pomiędzy nią a Zordonem, którego również uwielbiam. Młody mężczyzna dopiero uczy się zasad panujących w prawniczym świecie, ale radzi sobie całkiem nieźle. Ich docinki to po porstu mistrzostwo świata a ja wiele razy nie mogłam przestać się śmiać.
Jedyna rzecz, która trochę mnie zawiodła, to wspominany wyżej mały element zaskoczenia. W "Kasacji" akcja pędziła, co chwilę coś się działo a końcówka po prostu wbiła w fotel. Tutaj czegoś takiego nie było. Oczywiście książkę przeczytałam bardzo szybko, ale brakowało mi momentami zwrotów akcji i troszkę przewidziałam kto stoi za tym wszystkim. Co wcale nie sprawia, że ta książka jest zła. Jest świetna!
"Zaginięcie" to bardzo dobra kontynuacja. Mamy tu wszystko, co tak bardzo podobało nam się w "Kasacji": intrygę, słowne potyczki między bohaterami i przede wszystkim ich samych. Mróz nie wychodzi z formy, ksiązkę czyta się z przyjemnością i bardzo szybko. Świat prawniczy jeszcze nigdy mnie tak nie zafascynował.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://magicznakrainaksiazek.blogspot.com/2017/07/gdy-wyeliminuje-sie-to-co-niemozliwe.html
Jak ja długo czekałam, by na nowo zanurzyć się w prawniczym świecie z książek Remigiusza Mroza. Nie mogłam się doczekać kolejnego spotkania ze świetnym duetem, czyli Chyłką i Zordonem. Po niesamowitej i wbijającej w fotel "Kasacji" liczyłam na coś równie dobrego. Czy Mróz podołał wyzwaniu?
Mała dziewczynka znika bez śladu z domku letniskowego bogatych rodziców. Alarm przez...
Najpierw była ta przepiękna okładka. Potem opis. I stwierdziłam, że muszę to przeczytać. Była to pierwsza moja przygoda z tą autorką, nie czytałam wcześniej żadnej jej powieści, więc oczekiwania były naprawdę ogromne.
Mallory Dodge po czterech latach indywidualnej nauki w domu postanawia wrócić na ostatni rok do szkoły. Nie jest to jednak dla niej takie proste, ponieważ dziewczyna miała trudne dzieciństwo, które odcisnęło na niej duże piętno. Jest chorobliwie nieśmiała, bardzo boi się odezwać do ludzi. Pierwszego dnia w szkole spotyka Ridera Starka, chłopaka, który razem z nią przeżywał koszmar, był jej opiekunem i przyjacielem. Ale jego życie nie potoczyło sie tak gładko, jak życie Mallory. Dziewczyna musi poznać prawdę i pomóc chłopakowi, gdy jego obecna sytuacja wymyka mu się spod kontroli.
Przez pierwszą połowę książki nie za bardzo wiedziałam co mam o niej myśleć. Niby mi się podobało, ale jednak brakowało mi w niej czegoś, momentami po prostu nic się nie działo. Ale potem, kiedy już na dobre wciągnęłam się w tę historię, to już tak łatwo nie mogłam się oderwać. A ostatnie 150 stron to już totalnie mnie rozwaliło. Ale po kolei.
Temat, który postanowiła poruszyć autorka jest dość trudny. Mimo to w sposób prosty i zrozumiały umiała to pokazać. Jej styl nie jest powalający, ale potrafi wciągnąć i zaciekawić. Jennifer Armentrout w swojej książce pokazuje, że opieka społeczna nie jest na wysokim poziomie i często nie widzi tego, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami. Opisała to, jak Mallory radzi sobie z tym wszystkim, że nie jest to takie łatwe, ale dzięki ciężkiej pracy można osiągnąć naprawdę wiele. Dla dziewczyny sukcesem było odpowiedzenie na zadanie pytanie, nawet krótko albo przyłączenie się do inncyh osób jedzących lunch na stołówce. Robiła małe kroczki, ale jakże ważne dla niej.
Teraz słów kilka o bohaterach "Co przyniesie wieczność". Najlepiej dane jest nam poznać Mallory, bo to z jej perspektywy prowadzona jest narracja w tej książce. Odkrywamy jej przeszłość, razem z nią cieszymy się z każdych jej małych sukcesów a wreszcie dostajemy pełny opis uczuć i emocji siedzących w dziewczynie. Przez jej trudną przeszłosć jest bardzo nieśmiała i trudno przychodzi jej nawiązywanie kontaktów z innymi osobami. Mimo to odniosłam wrażenie, że momentami za bardzo myślała o sobie, liczyła się tylko ona, jej problemy i nie potrafiłą dostrzec, że inni też sobie z tym nie radzą, a w szczególności Rider, który zgrywa silnego, dalej chce ją b ronić przed całym światem, ale sam powoli rozpada sie w środku i potrzebuje pomocy. On, po tych tragicznych wydarzeniach, nie miał w życiu aż tak dobrze jak Mallory. Jest moją ulbiuoną postacią z tej książki, bo imponuje mi w nim to, że jest gotowy poświęcic się dla każdej bliskiej osoby.
Ale w tej książce nie znajdziemy tylko tych dwóch postaci. Na uwagę zasługują równiez bohaterowie drugoplanowi, których nie brakuje w powieści. Podoba mi się to, że praktycznie w każdym z nich dokonała się jakaś przemiana. Mimo iż fabuła skupia się przede wszystkim na przemianach wewnętrznych Mallory i Ridera, to jednak zauważyłam, że po wpływem różnych zdarzeń inni też zmieniają się w środku.
Jak już wspominałam wyżej, ostatnie 150 stron ksiązki to prawdziwa bomba emocjonalna. Najpierw autorka złamała mi serce, potem znowu mi je złamała, ale już ostatnie strony były piękne i wzruszające. Bardzo podoba mi się przesłanie płynące z tej powieści. Każdy z nas ma swoją wieczność i dla każdego znaczy ona co innego. I tylko od nas zależy ile będzie ona trwać i czy się kiedyś skończy. Nie wiem czy do końca o to chodziło, ale ja tak to odebrałam. Muszę również zaznaczyć, że jest to jedna z nielicznych książek, w której tytuł i okładka pasuja idealnie do treści książki.
"Co przyniesie wieczność" to piękna opowieść pokazująca jak przeszłość może ukształtować człowieka, jak pod wpływem innych osób może on dojrzeć do pewnych uczuć i zachowań oraz to jak mocna może być więź pomiędzy dwójką ludzi. Życie nie zawsze układa nam się tak jak chcemy, dla niektórych jest ono łaskawe, a dla inncyh wręcz przeciwnie - cały czas muszą zmagać się z licznymi trudnościami. Ale jeśli mamy tylko kogoś, kto sprawia, że mimo wszystko jesteśmy szczęśliwy tu i teraz, to chwila ta może trwać wiecznie.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://magicznakrainaksiazek.blogspot.com/2017/06/milczenie-rowniez-moze-byc-bronia-30-co.html
Najpierw była ta przepiękna okładka. Potem opis. I stwierdziłam, że muszę to przeczytać. Była to pierwsza moja przygoda z tą autorką, nie czytałam wcześniej żadnej jej powieści, więc oczekiwania były naprawdę ogromne.
Mallory Dodge po czterech latach indywidualnej nauki w domu postanawia wrócić na ostatni rok do szkoły. Nie jest to jednak dla niej takie proste, ponieważ...
Od jakiegoś czasu poszukiwałam książki, która zaciekawi mnie od samego początku. Chciałam czegoś, co wciągnie mnie bez reszty i sprawi, że nie będę chciała wrócić do rzeczywistości. Dlatego z nadzieją sięgnęłam po Fobosa. Ostatnia moja przygoda z kosmosem nie była za dobra, bo mam tu na myśli Diabolikę, o której opinię znajdziecie na moim blogu. Ona również była zachwalana, ale nie trafiła w moje gusta, dlatego do Fobosa nastawiłam się scpetycznie. Co o nim sądzę? Zapraszam do dalszego czytania.
Sześć uczestników z jednej strony.
Sześć uczestniczek z drugiej strony.
Sześć minut na spotkanie.
Wieczność na miłość.
Léonor postanawia zmienić swoje życie i zapisuje się do progamu Genesis, by jakiś czas później, jako jedna z uczestniczek, wejść na pokład statku kosmicznego, który zawiezie ich wprost na Marsa. Cel jest prosty - założenie pierwszej ludzkiej kolonii na tej planece. Podczas podrózy będą się spotykać na sześciominutowych randkach, by zdecydować z kim założą rodzinę, gdy już dotrą na Czerwoną Planetę. Dziewczyna wie, że jest to szansa na zdobycie sławy i na lepsze życie. Postanawia też rozegrać tę grę na swoich zasadach.
Jak już wspominałam wyżej, poszukiwałam książki, która wziągnie i zaciekawi mnie bez reszty. I to tuaj otrzymałam. Dzięki Fobosowi oderwałam się od ziemi i przeniosłam się w kosmos (zarówno dosłownie jak i w przenośni), a po skończeniu książki trudno byłomi znów wrócić do rzeczywistości. Myślę, że mojego zachwytu nie byłoby, gdyby nie styl pisania autora i sposób prowadzenia narracji. W ciekawy sposób obserwujemy wydarzenia, które dzieją się na statku oraz na Ziemi. Dzięki pierwszoosobwej narracji poznajemy uczucia i przemyślenia Léonor oraz to co dzieje się w kapsule dziewcząt i jakie panują pomiędzy nimi relacje. Mamy tu również do czynienia z narratorem trzecioosobowym, który informuje nas o wydrzeniach dziejących się na naszej planecie. Obserwujemy tam twórców programu Genesis i przekonujemy się, że coś tu jest nie w porządku. Opróćz tego znajdują się tu jeszcze dwie perspektywy, które musicie juz odkryć sami. Autor w przemyślany sposób dawkuje nam kolejne wiadomości i fakty, pobudza naszą ciekawość i sprawia, że serce bija nam mocniej z każdą kolejną stroną. Jestem oczarowana jego stylem pisania, bo naprawdę ciężko się od niego oderwać.
W książce występuje bardzo dużo bohaterów. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się Léonor, ale mamy tu też pozostałych uczestników programu jak i dużo postaci na ziemi. Każdy z nich ma jakąś rolę do odegrania i każdy z nich jest dobrze wykreowany. W głównej bohaterce podoba mi się to, że nie jest wyidealizowana i zdarza jej się popełniać błędy. Wie czego chce i nie kryje się z tym - chce poprawy swojego losu i sławy. Nie chowa sie po kątach i ma też swoje zasady gry, co pokazuje, że jest sprawiedliwa. Mimo iż znamy dobrze jej myśli, to nie przynudza i nie użala się nad sobą, co również należy zaliczyć na plus. Najmniej wiemy o chłopcach i o ich charakterach, ale nie zmienia to faktu, że trochę udało nam się ich poznać, dzięki trzeciosobowej narracji opisującej spotkania w Kuli. A skoro mowa o spotkaniach, to z wielką ciekwością śledziłam te randki i musze przyznać, że sama zaczęłam obstawiać kto kogo wybierze. Ale jeśli chodzi o Léonor to w sumie od samego początku wiedziałam z kim skończy. Oczywiście tego nie zdradzę, ale bardzo podobało mi się ich pierwsze spotkanie i ich utarczki słowne, ale gdy doszło juz do kolejnego to niestety było już to za bardzo przesłodzone i nie przypadło mi do gustu, to jak autor pokierował ich relację.
Mamy tu wiele różnych perpsektyw, a co za tym idzie wiele wątków. To nie jest tylko kosmiczna miłość, bo jak już wspominałam wyżej, ta sprawa ma drugie dno. A co za tym idzie, nie zabraknie tutaj intryg politycznych, walki o władzę, chęci dążenia do niej za wszelką cenę oraz poszukiwania zemsty i odpowiedzi na wiele pytań. To wszystko tworzy nam bardzo dobrze zgraną całość i jestem mile zaskoczona tym co tutaj otrzymałam. Ale pytań, na które czytelnik chce poznać odpowiedź jest wciąż dużo, a zakończenie jeszcze bardziej pobudza naszą ciekawośc i daje nadzieję na emocjonujący drugi tom, który chcę jak najszybciej przeczytać.
Fobos to powieść, po której ciężko wrócić do ziemskiej rzeczywistości, bo w myślach wciąż jesteśmy z bohaterami i wraz z nimi uczestniczymy w tej kosmicznej przygodzie. Z pozoru zwykłe reality show, ale za tym, kryje się władza, polityka, intrygi, sekrety. To wszystko łączy się ze sobą w dobrą całośc, a gdy do tego dodamy jeszcze wyrazistych bohaterów, ciekawy sposób prowadzenia narracji jak i wciągający styl pisania to okazuje się, że książka ta niesie za soba więcej niż z początku się zakładało. Jest to mądra i oryginalna powieść, która wyraźnie się wyróźnia na tle innych młodzieżówek.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://magicznakrainaksiazek.blogspot.com/2017/09/kosmiczne-reality-show-36-fobos.html
Od jakiegoś czasu poszukiwałam książki, która zaciekawi mnie od samego początku. Chciałam czegoś, co wciągnie mnie bez reszty i sprawi, że nie będę chciała wrócić do rzeczywistości. Dlatego z nadzieją sięgnęłam po Fobosa. Ostatnia moja przygoda z kosmosem nie była za dobra, bo mam tu na myśli Diabolikę, o której opinię znajdziecie na moim blogu. Ona również była zachwalana,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to